Ta informacja zdecydowanie nie jest dobra. Przecież jeżeli będę się obijała, a co gorsza unikała uczestniczenia w tych zajęciach to ojciec mnie prześwięci. Ciekawe czy Jake też ma takiego pecha i trafił na takiego nauczyciela. On jest przyzwyczajony, bo to nasz surowy tatuś pomógł mu z fajtłapy stać się tym, kim jest teraz, czyli fajnym i silnym chłopakiem. Boje się, że ze mnie dla rozrywki postanowi zrobić zapaśniczkę.
W ekspresowym tempie znalazłam się przy Rozalii, która stała razem z chłopakami przy swojej szafce i o czymś dyskutowali. Nie to żeby mnie to nie interesowało, ale teraz mamy duży problem, a przynajmniej dla mnie on taki jest.
M: Roza mamy problem - dopadłam ją i postawiłam twarzą do mnie.
R: Eee.. Cześć? - Zrobiła głupią minę, a ja jedynie zrezygnowana westchnęłam. Znam tą sztuczkę. Zaraz zacznie gadać jak połamana i jednocześnie co drugie zdanie będzie brzmiało logicznie i nawet będzie zgodne z prawdą. Czasem to jest zabawne, ale nie ma na to czasu.
K: Powiedz wujkowi co Cie trapi - nagle objął mnie ramieniem. A temu co? Humorki jak u kobiety w ciąży? Nie tak dawno temu był zły, a teraz co? To przez pogadankę z nauczycielem?
M: Mam dzisiaj bardzo ciekawy dzień. Nie ma na co narzekać - powiedziałam z ironią - Dosyć, że rano zostałam zaatakowana przez tą blondi, później ty miałeś wonty to jeszcze ojciec się przyjebał - warknęłam zła i uderzyłam pięścią w drzwiczki od szafki Rozalii przez co głośno się zatrzasnęły, a dziewczyna w ostatniej chwili odskoczyła.
K: Nie tak agresywnie mała - zaśmiał się. - Co Ci zrobił tatuś?
M: Może nie jest jeszcze tego w pełni świadomy, ale uprzykrzy mi życie.
L: Nie może być tak źle.
M: Bo to katastrofa - jęknęłam i wyrwałam się od Kastiela, aby następnie złapać Lysandra za frak i z powagą spojrzeć mu w oczy - To katastrofa! On tu uczy! - Powiedziałam poważnym tonem, a widząc wystraszoną minę białowłosego puściłam go i odsunęłam się kilka kroków. - Przepraszam. To z nerw. Wybacz - uśmiechnęłam się lekko do całego czerwonego na twarzy chłopaka.
L: N-Nic nie szkodzi, ale na przyszłość. Staraj się panować nad emocjami - powiedział i lekko się zaśmiał, a ten uroczy róż z jego twarzy zaczął schodzić.
R: Będzie jej potrzebny do tego jakiś specjalista, ale zobaczę co da się zrobić - powiedziała żartobliwie, a ja zgromiłam ją wzrokiem. - Dobra, już się zamykam, a ty powiedz o co chodzi z moim cudownym wujkiem - posłała mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów. Westchnęłam i zaczęłam opowiadać.
M: Jak już wspominałam, uczy tu. Nie wiem czy pamiętasz, ale on z wykształcenia nie jest nauczycielem, a dodatkowo jego zawód był bardziej... Agresywny - spojrzałam wymownie na Rozalię, ale chyba nie zrozumiała o co mi chodzi bo zrobiła głupią minę. - Dobra. Lekcje będą bardzo trudne, a skoro zapomniałaś to przekonasz się na własnej skórze. - Powiedziałam i zaczęłam się cofać.
K: Ej! Zaczekaj - złapał mnie za ramię i pociągnął tak, że prawie wleciałam na Rozalię - Jej nie musisz uświadamiać, ale ja się chętnie dowiem - uśmiechnął się cwaniacko.
M: Dobra, bo potem będziecie mieli pretensje, że was nie uprzedziłam. Mój ojciec jest nowym nauczycielem w-fu.
K: Yyy.. I co w związku z tym? - Spojrzał jak na kretynkę, a gdy już miałam się odezwać uprzedziła mnie Rozalia.
R: Kurka, już pamiętam. Błagam powiedz, że to nie jest nowy nauczyciel, który przejmuje naszą klasę z rąk Brolley'a .
M: Nie wiem kto to ten Brolley, ale teraz wuefista nazywa się Evans i jest moim ojcem oraz.. - tu mi przerwano.
K: Cały czas to powtarzasz - warknął. - Przejdź do rzeczy, bo zaraz się przerwa kończy i trzeba będzie błagać tatusia o wybaczenie.
R: Jej ojciec był w siłach specjalnych.
L: C-Co? - Odezwał się bardzo nie elegancko Lysander i aż dostał ciekawych kolorów na twarzy - Przepraszam, ale o jakich siłach specjalnych mowa?
M: Bodajże antyterroryści, ale nie wiem dokładnie - wzruszyłam ramionami. - Trzyma się zasad i wymaga tego od innych. W domu nie jest źle, ale jako nauczyciel bywa trudny. Z tego co mówił to dyrektorka dała mu tutaj również opiekę nad klubem koszykówki, lekkoatletyki oraz piłki nożnej. Współczuję im, ale i sama ubolewam nad naszą klasą. To będzie obóz przetrwania. - Powiedziałam i rozejrzałam się po nastolatkach. Początkowe przestraszone miny zniknęły, ale chłopcy nad czymś myśleli. - Co jest?
K: Pewnie będę musiał odejść od koszykarzy, bo raczej go nie zdzierżę jak będzie taki straszny - wytłumaczył.
L: Nie może być taki zły - spojrzał na mnie z nadzieją.
M: Z tego co mówił mi mój chłopak to jak miał zły humor to ich katował, a już zwłaszcza po przegranym meczu. Z jednej strony to jest dobre bo się motywują do wygranej, ale mieli przesrane.
R: Ten Twój chłopak to ciota. Jest strasznie delikatny - prychnęła.
M: Ej! To, że nie ma jednego, to nie jego wina - oburzyłam się.
R: Ciekawe czyja? Takie rzeczy nie biorą się znikąd - ruszyła ku wyjściu, a my razem z nią.
M: To choroba, która w jego rodzinie jest dziedziczna. Nawet sobie nie wyobrażasz co przechodził po operacji. Cały czas z nim byłam i widziałam jak prawie płakał - zaczęłam tłumaczyć tak aby chłopaki zrozumieli jak najmniej, ale chyba kiepsko mi wyszło, bo Kastiel na dziedzińcu wybuchł śmiechem.
K: Hahaha! Chcesz powiedzieć, że Twój facet niema kanarka?! - Śmiał się, a ja w ostatniej chwili zasłoniłam mu usta dłonią. Co było trudne porównując nasze wzrosty więc chłopak musiał się schylić.
M: Przymknij się jasne - warknęłam na niego, a gdy ruszył twierdząco głową puściłam go. Nadal się śmiał, ale nie gadał tych bzdur. - I do twojej informacji to ma. Brakuje mu tylko jednego, bo w jego rodzinie jest dziedziczna pewna choroba i musieli mu wyciąć - powiedziałam obojętnie mijając go i wchodząc na salę gimnastyczną, a za mną Roza i na końcu chłopaki. Mam nadzieję, że zrozumiał przekaz i nie będę musiała mu więcej tłumaczyć.
Po przekroczeniu progu sali rozejrzałam się nerwowo. Gdy dostrzegłam ojca uśmiechnął się tylko do mnie lekko i poszedł do składziku. Wrócił równo z dzwonkiem i oznajmił, że dzisiaj nie musimy się przebierać. Ogromny kamień spadł mi z serca i spojrzałam zadowolona na Rozę, która puściła mi oczko. Może tatuś się zlituje nad naszą klasą, ta marzenia. On teraz będzie milutki i wspaniały, a na następnej lekcji zafunduje nam ćwiczenia z piłką lekarską lub coś gorszego.
Usiedliśmy w ostatnim rzędzie na ławkach i czekaliśmy na piekło. Siedziałam pomiędzy Rozalią i Kastielem, a Lysander obok czerwonowłosego. Po chwili na salę weszły trzy dziewczyny, a wśród nich blondynka, która ma coś do mnie. Przystanęła na chwilę, rozejrzała się i ruszyła w naszym kierunku. Stanęła tuż przy nas i spojrzała jakby na coś czekała.
K: Czego chcesz blondi? - Warknął Kastiel.
A: Spokojnie Kassi, ja do tej nie wychowanej dziewuchy - puściła mu oczko. - Nie wiem czy wiesz, ale to moje miejsce więc spadaj- była strasznie pewna siebie, na co tylko prychnęłam.
K: Spadaj stąd Blade, bo cień mi robisz - machnął na nią ręką, a ona jak potulny piesek odeszła.
M: Chwila, moment - ocknęłam się - Blade? - Spojrzałam na Rozalię, która miała nie tęgą minę. Chyba mi nie powiecie, że ta lalunia to.. - Roza wytłumacz mi to. - Spuściła wzrok.
R: Nie chciałam Ci mówić - szepnęła. Fakt, ojciec zaczął sprawdzać obecność. - Po Twoim wyjeździe bardzo się zmieniła i zaczęła zadawać z Lee i Charlotte. Nawet nie wiesz co przez nią przeżyłam.
M: Dobra rozumiem. Pogadamy o tym kiedy indziej - westchnęłam i odwróciłam głowę. Widziałam jak chłopcy przyglądali się nam z dziwnymi minami. Nic nie rozumieli, ale nie będę tego teraz i tu tłumaczyć. Najwyżej potem jak będą chcieli.
Reszta lekcji z moim ojcem, jak i pozostałe zajęcia minęły spokojnie. Ponieważ chłopaki byli ciekawi o co chodzi z Amber, głównie czerwonowłosy ciągle wypytywał, to opowiedziałam nie wdając się w duże szczegóły. Lysander przyjął to spokojnie, bez zbędnych komentarzy, ale Kastiel prawie zawału dostał, gdy usłyszał, że przyjaźniłam się z tą blondynką. No cóż, bywa i niestety czasu nie cofnę, a i tak nie chciałabym usuwać wspomnień związanych z całą naszą trójką. Wychodząc ze szkoły zobaczyłam plakat. Okazało się, że w szkole szykuje się bal maskowy z okazji nadchodzących walentynek. Nie lubię szkolnych imprez i mam nadzieję, że nie jest on obowiązkowy. Już widzę siebie w tłumie, zapewne już coś szykujących nastolatków z.. Nie, nie myśl o tym. PO prostu nie pójdziesz i nie będzie problemu.
Do domu wracałam w towarzystwie mojej kuzynki oraz Kastiela i Lysandra. Szliśmy w ciszy, a ja postanowiłam zapytać o szykujące się wydarzenie.
M: Ten bal, który się szykuje jest obowiązkowy, czy będę mogła zostać w domu? - Zapytałam zerkając lekko w bok na moich towarzyszy.
R: Bal? - Na początku chyba nie wiedziała o co mi chodzi, ale szybko jej to przeszło - Dla Ciebie tak. Nie pozwolę Ci tego opuścić, to idealna okazja żebyś lepiej poznała resztę klasy.
M: Będą inne, a ja tak bardzo nie chcę - jęknęłam. - Nigdzie nie pójdę i nikt mnie do tego nie zmusi - powiedziałam i usłyszałam śmiech Kastiela. - Coś śmiesznego zobaczyłeś, że rżysz jak koń? - Spojrzałam na niego z uniesioną brwią, a ten nadal się chichrał.
K: Myślałem, że lepiej znasz Rozalię - prychnął gdy się uspokoił. - Przecież ona Cię do tego zmusi.
R: Ej! Nie jestem przecież potworem - oburzyła się. - Z resztą jak nie ja ją tam zaciągnę to ktoś kto ją zaprosi, a założę się, że będą chętni - puściła mi oczko już spokojniejsza.
M: Śmieszna jesteś, a nawet gdyby to nici z ich planów. przypominam Ci, że mam chłopaka, a po za tym nie chcę uczestniczyć w tej zabawie.
R: Ten Twój chłoptaś to ciota i kretyn. Miał przyjechać, nie przyjechał. Dodatkowo nie dzwoni. Dzwonił? - Zapytała oburzona.
M: Roza, to wszystko nie jest takie piękne i idealne jak się wydaje. To zawiązek na odległość więc czasem może być trudno. Niestety - odpowiedziałam cicho i postanowiłam wrócić do tematu. - A na ten bal nie chcę iść głównie z powodu tego, co na sto procent będzie po nim - mruknęłam.
K: Domyślna jesteś - zaśmiał się - Taką masz słabą głowę, że nie chcesz?
M: Nie, ale jak już mnie weźmie to robię różne głupoty. Raz z chłopakami zaszaleliśmy i każdy chciał sam wracać do domu. Nie wiem jak to się stało, ale włamałam się do czyjegoś domu i położyłam spać z chłopakiem, który leżał w swoim pokoju i łóżku. Na szczęście okazało się, że wparowałam do domu Kevina i nie było żadnych problemów, a jedynie długi czas mi to wypominali - wyznałam. Nie zdziwił mnie kolejny śmiech Kastiela i rozbawienie na twarzach białowłosych. Co temu burakowi tak wesoło ostatnio?
K: Niezły odjazd. chętnie to zobaczę - powiedział gdy już się uspokoił.
M: Nie mam zamiaru się ośmieszać. Nigdy nie wiadomo co mi odwali.
L: Bez przesady. Do balu jeszcze dużo czasu, możesz zmienić zdanie - odezwał się i po tym właściwie skończyliśmy temat. Rozdzieliśmy się i każdy poszedł w swoim kierunku. Gdy tylko przekroczyłam próg domu zjadłam szybki obiad i zrobiłam szybko zadane lekcje, których nie było dużo. Po wszystkim postanowiłam odwiedzić dawno nie odwiedzanego fanpage'a Xeny. Jak zwykle było mnóstwo wiadomości od ludzi, którzy chcieli z nią, a właściwie ze mną pogadać, ale ja odpisywałam głównie jednej osobie. Nikogo nie dyskryminuję, ale jak widzę pierwszą wiadomość typu "Kocham Cię. C o tam u Ciebie?" to nie odpisuję. Z taką osobą nie porozmawiam normalnie, bo będzie tylko ciągle wychwalać. Ostatnio znalazła się osoba normalna, że tak powiem. Wiem, iż to chłopak i jest w moim wieku, ale nic więcej, bo z tego co mi zdradził to założył to koto specjalnie żeby móc do mnie pisać anonimowo. Nazywam go "tajemniczym Gostkiem", bo nawet imienia mi nie chciał podać. Mimo to fajnie mi się z nim pisze i wie o mnie całkiem sporo. On opowiadał mi trochę o sobie, a ja mu o mnie. Nigdy nie wspomniałam o swoich danych czy coś, ale wie bardzo dużo. Piszemy tak długo, że zdążyliśmy się zaprzyjaźnić i sobie doradzamy. Jak zawsze napisał gdy tylko weszłam.
TG: Doberek ;)
Jak nowa szkoła?
M: Siemanko ;D
Nie jest źle, chociaż kolorowo też nie..
Szybko odpisałam.
TG: Coś poważnego, czy to typowe wybrzydzanie kobiety? xd
M: Coś mi sugerujesz? ;/
Po prostu zapowiada się ciekawie...
W skrócie opowiedziałam co działo się przez ostatnie dni. Nie zapomniałam wspomnieć o zbliżającym się balu, bo przecież to była jedna z tych dosyć nie chcianych rzeczy.
TG: Powinnaś iść. Będziesz się tam dobrze bawić. ;)
M: Tssaa.. Nie chcę i nie lubię takich zbiorowisk :/
TG: Przesadzasz. Mogę iść z tobą jeśli chcesz :D
M: Teraz to mnie rozbawiłeś xd
Niby jak ty to chcesz zrobić? Przecież my się nie znamy, a po za tym nie chcę zdradzać swojej tożsamości..
TG: Spokojna Twoja rozczochrana ;)
Kiedyś mówiłaś mi nazwę miasta. To nie daleko, a właściwie to samo, bo mieszkam na przedmieściu. Chętnie wpadnę ^^
Po za tym to bal MASKOWY! XD
M: I ty mi to dopiero mówisz?! XD
Nie jestem taka głupia -.-
Jeśli Ci się chce, ale nie uśmiecha mi się to wszystko..
TG: Boisz się, że Cie wydam jak się czegoś dowiem?
M: A byłbyś do tego zdolny?
TG: Nie po to zakładałem kolejne konto żeby z tobą popisać..
Nawet jakbym dotarł pod Twój adres albo poznał nazwisko to nic bym z tym nie zrobił.. :3
To co? Uczynisz mi ten zaszczyt i będę mógł Ci towarzyszyć w trakcie tegoż balu? ;*
M: Wybacz nie chciałam Cię urazić :'(
Ehh.. Wiesz, że Cie uwielbiam? xd
Dobrze mój ty królewiczu. Zgadzam się ;)
Sama nie wierzę w to co piszę. Mam nadzieję, że tego nie pożałuję, ale mam do niego zaufanie.
TG: SERIO?! O.O
Nawet nie wiesz jak się cieszę :D
M: Chyba się domyślam xd
TG: Jak się rozpoznamy i gdzie?
M: Ehh... Nie mam żadnego pomysłu :(
TG: A ja chyba mam już idealną maskę. To po niej mnie poznasz xd
Będzie zakrywała mi całą głowę włącznie z włosami ^^
M: Ahaa... xd
Jeśli chodzi o to drugie, to mogę Ci podesłać adres szkoły i tam byś na mnie czekał, ale jeszcze dużo czasu i nie ma co się nad tym głowić..
TG: Racja, ale już nie mogę się doczekać xd
M: Heh.. Dobra a spadam. Do następnego ;)
TG: Pa ;)
A więc idę na ten zasrany bal. Kto by pomyślał, że tak zaryzykuję. Mam nadzieję, że tego nie pożałuję. Muszę skombinować jakąś suknię i maskę, bo niestety szybko zleci mi ten czas. Dobra. Jutro na bank tego pożałuję, ale muszę zadzwonić do eksperta..
* * *
M: Roza jest sprawa, ale błagam nie piszcz mi do słuchawki - powiedziałam gdy tylko odebrała. Dość długo szukałam telefonu, bo zapomniałam gdzie go położyłam i jestem nadal trochę zdenerwowana jak zawsze gdy czegoś pilnie szukam.
R: Też się cieszę, że Cię słyszę. Co jest?
M: Potrzebuję kreacji na ten przeklęty bal, bo z kimś idę - powiedziałam zrezygnowana i nie do końca chyba wyraźnie.
R: Jeśli mam dobrze rozumieć, to ktoś Cię zaprosił, tak? Jeny, bombowo! Musisz mi wszystko opowiedzieć! Kto to i kiedy?! - Początkowo niepewny ton zmienił się w pisk, którego nie chciałam.
M: Spokojnie. Wszystko Ci opowiem, ale błagam nie piszcz. Zobaczymy się jutro i wszystko będziesz wiedziała - westchnęłam.
R: Dobra, to bądź w szkole sporo wcześniej i pogadamy. Na zakupy się umówimy w szkole.
M: Spoko. To do jutra.
R: Papatki - zaćwierkotała, a ja jedynie się zaśmiałam i już miałam się rozłączać, gdy usłyszałam jej wesoły komentarz. - Haha.. Leo nie uwierzysz! Jednak idzie.. - chyba zapomniała się rozłączyć. Heh.. Ja to zrobiłam i zaraz zeszłam na dół do kuchni, w której zobaczyłam zadziwiający widok. Brata mi podmienili, to jest pewne. Inaczej by nie stał uśmiechnięty w kuchni i by nie gotował.
M: Odbiło Ci? - Stanęłam obok niego i przyglądałam się co robi.
J: Hmm? - Zerknął na mnie z ukosa, aby nie spalić jajecznicy. - Wszystko w porządku, po prostu zgłodniałem. Chcesz trochę? - Zapytał.
M: Daj, zobaczymy co Ci z tego wyszło - zaśmiałam się i usiadłam czekając a posiłek. po chwili stanął przede mną talerz pachnącego jedzenia. Jake usiadł obok i zsynchronizowani razem wzięliśmy do ust pierwszy kęs. dyby nie fakt, że mam jedzenie w ustach kopara by mi opadła. Jak na zwykłą jajecznicę to jest boska. Czego na tam dodał?
J: Smakuje? - Spojrzał na mnie z uśmiechem na twarzy. On już wie, że mi smakuje, jego mina i moje milczenie to zdradziły. Kiwnęłam tylko twierdząco głową.
M: Czego tam dodałeś? - Wzięłam do ust kolejnego kęsa.
J: Tajemnica wagi państwowej, ale może kiedyś się dowiesz - puścił mi oczko i zajął się swoim talerzem.
M: w takim razie od teraz robisz mi ją rano na śniadania - powiedziałam, a ten natychmiast się wyprostował i z widelcem w ostach spojrzał na mnie. - No co? Sam tego chciałeś - zaśmiałam się.
J: W co ja się kurna wpakowałem - jęknął i odłożywszy widelec dramatycznie schował twarz w dłoniach. W tym samym momencie do domu wszedł tata i widząc nas razem w kuchni uśmiechnął się szeroko.
T: Witam moją rodzinkę - podszedł do mnie i jak miewał w zwyczaju cmoknął mnie w czoło, a Jake'a poczochrał po głowie. - Co zajadacie?
M: Syna Ci podmienili i zrobił pyszną jajecznicę - nabrałam trochę na widelec i wystawiłam w kierunku ojca. Mężczyzna spróbował i wytrzeszczył oczy. - Dobra, nie?
T: Gdzieś ty ukrywał ten talent? - Zapytał rozbawiony. Braciszek tylko wzruszył ramionami.
M: Ja wiem. Pod leniem - powiedziałam, a ojciec wybuchł śmiechem. Jake z początku był naburmuszony, ale szybko mu przeszło i resztę naszej kolacji spędziliśmy w wesołej atmosferze.
______________________________________________________________________________
Wreszcie napisałam. Ufff.. Cały czas coś. Najpierw zwyczajnie nie mogłam się za to zabrać, bo nie miałam weny na to opowiadanie, a potem te przeklęte nominacje (co mi jeszcze jedna została -.-). Ma nadzieję, że wyszło mi jako tako i następny będzie szybciej niż ten ;)
Ps. W ankiecie po prawo widzę walkę pomiędzy Lysem i Kasem. Mogę dać coś takiego do opowiadania, ale prosiłabym tych co nie głosowali o wybranie kogoś. To by mi pomogło w obmyślaniu dalszej fabuły. Dziękuję ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz