wtorek, 23 grudnia 2014

"Roxy" cz.16

W autobusie nie jest zbyt wygodnie na sen,ale co ja poradzę,że oczy mi się zamykają?Nic,tak więc oparłam głowę o szybę i podziwiałam widoki.W tle było słychać zaciekłą rozmowę moich przyjaciół,ale nie zwracałam na to uwagi i zamknęłam oczy.

-Roxy.Halo?Śpisz?-Ktoś zaczął mnie szturchać,gdy otworzyłam oczy ujrzałam Rozalię.

R: C-Co?Dojechaliśmy?

Ro: Nie,jeszcze nie-powiedziała wyraźnie rozbawiona-Przysnęło Ci się.Co ty robiłaś w nocy?

R: Spałam,ale przez pewnego buraka późno się położyłam to dlatego-szybko odpowiedziałam ukrywając znany wam fakt.

Ro: Dobra.Rozmówimy się z nim po powrocie,a teraz przestań zamulać i powiedz co myślisz.

R:O czym?-Byłam zdezorientowana.

Ro: Kastiel coś mówił o jakimś ustawionym zakładzie i chce go anulować,ale nie wie jak.Ponoć ma zrobić coś strasznego i nie ma zamiaru,bo to wszystko było ustawione-zaczęła paplać jak najęta co zwróciło uwagę chłopaków.Lysander z początku nic nie rozumiał,ale po chwili uśmiechnął się do mnie.Kastiel za to gdy tylko zobaczył,że jej słucham zdębiał,a ja wysłałam mu mordercze spojrzenie. Sprowokować czy wyśmiać?

R: Hahaha..-zaczęłam się śmiać jak najęta co wprowadziło moich znajomych w osłupienie.

Ro: Co ją tak śmieszy?-Zapytała chłopaków.

K: Pewnie coś ćpała bez nas-wzruszył ramionami.

R:Nie.Jestem całkowicie trzeźwa i nic nie brałam-uspokoiłam się i mówiłam z ręką na sercu.

Ro:To jak wytłumaczysz "to"?

R: Przemęczenie-wzruszyłam ramionami-A wracając. Kastiel skarżyłeś się na przegraną?

K:Co Ci do tego?

R:Hmm..zastanówmy się.To mnie dotyczy.

L:Dlaczego?-Zainteresowałam go.

R:To ze mną przegrał,a teraz będzie się wam żalił.

K: Mam chyba prawo trochę ponarzekać,nie?

R:Owszem,ale wiedziałeś w co się pakujesz,gdybyś..

Ro:Dobra.Stop!-Wtrąciła się Roza.-Nie psujcie sobie i nam wyjazdu.Jasne?Pogadacie o tym później.

L:Roza ma rację.Teraz podajcie sobie ręce i bądźcie cicho.

K:Nie jesteśmy w przedszkolu stary-prychnął i odwrócił się do okna.

R:Tak się zachowujesz-powiedziałam do siebie i zrobiłam to samo.

Po jakiś dziesięciu,może piętnastu minutach mieliśmy przystanek.Wszyscy opuścili autokar i rozproszyli po całej stacji benzynowej. Roza udała się do toalety a chłopaki do sklepiku,ja natomiast przysiadłam na wielkim głazie w pobliżu naszego pojazdu i czekałam na nich.Nie mam potrzeby aby gdziekolwiek iść.

Rozglądałam się po placu i czekałam na przyjaciół,Gdy dostałam esemesa:

            "Ciesz się ostatnimi chwilami życia,bo zostało ich niewiele."

Wystraszyłam się i zaczęłam nerwowo oglądać dookoła.Napotkałam tylko kpiące spojrzenie Li i Charlotte,które pewnie myślą jak zniszczyć mi życie za to,że ich królowa nigdzie nie jedzie.Szybko jednak moje myśli powróciły do tajemniczego telefonu i tej wiadomości.Dlaczego ktoś mi grozi?Zrobiłam coś komuś,a może to jakieś błędy przeszłości?Nie.Raczej bym pamiętała,jakbym kogoś aż tak skrzywdziła.Jak do mnie dzwonił to wspominał o jakimś dupku,czy coś takiego.Musi chodzić o jakiegoś chłopaka.Czyżby to była Amber zazdrosna o Kastiela?Nie.Nigdy by na to nie wpadła,jest za głupia.Może ktoś władował mnie w jakieś kłopoty,ale kto?Chyba nikt mnie tak nienawidzi.

Moje rozmyślanie przerwały śmiechy uczniów,którzy zaczynali wsiadać do autokaru.Postanowiłam podążyć za nimi i również wróciłam na swoje miejsce.Tam będzie mi wygodniej niż na tym kamieniu.Rozalia się raczej nie obrazi,sama by wybrała siedzenie w  autobusie.

Zajęłam miejsce i założyłam słuchawki na uszy.Wsłuchana w rytm muzyki nie zauważyłam kiedy i znowu zasnęłam.Nie wiem ile to trwało,ale nie mogło być krótko bo jak się obudziłam autobus był pełen a my jechaliśmy dalej.Chciałam się wyprostować,ale poczułam ucisk na lewym ramieniu. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Kastiela,który robi sobie ze mnie poduszkę. Chwila, moment. On powinien być z tamtej strony.Co go tu przywiało?Szturchnęłam go lekko,jednak został nie wzruszony.Wyswobodziłam jakoś rękę i pociągnęłam go w miarę lekko za włosy.Teraz się obudził i spojrzał na mnie z mordem w oczach.

K:Za co?

R:Nie za co,tylko powiedz.Co tutaj robisz?

K:Zastanówmy się.Spałem-odpowiedział i znowu zamknął oczy,ale ja go zwaliłam.-Ej!

R:Tu powinna być Rozalia.

K:Zamieniliśmy się.Przeszkadza Ci?

R:Gdyby nie fakt,że sobie ze mnie robisz poduszkę byłoby ok.

K:Czyli przeszkadza Ci fakt,że jestem blisko?-uśmiechnął się łobuzersko.

R:Chciałbyś.Po prostu to nie jest wygodne.Czego chciałeś,że się zamieniłeś?

K:A musiałem czegoś chcieć?-Spojrzałam na niego wymownie-No dobra.Chciałem pogadać.

R:W takim razie słucham.

K:To za chwilę,bo jesteśmy na miejscu.Będzie spokojniej.

R:Dobra,jak chcesz.

Tak jak mówił Kastiel po chwili staliśmy pod naszym hotelem i przydzielono nam pokoje.Ja jestem razem z Rozalią i Irys ,a Kastiel z Lysandrem ii..no cóż,jego mina była bezcenna.Trafił im się Nataniel. Blondyn prawie się udusił,gdy usłyszał werdykt,a czerwonowłosego trzeba było powstrzymać przed atakiem na nauczycieli. Lysander nie będzie miał z nimi łatwo,gdyż niestety nauczyciele nie zgodzili się na zmiany.

Pokoje są miłe,przytulne i słoneczne a każdy z nich posiada mały balkonik.Nasz ma numer 54 a centralnie nad nami są chłopcy. Kastiel zapowiedział częste wizyty,więc mamy mieć otwarty balkon,bo nie ma zamiaru siedzieć z gospodarzem w jednym pokoju.

Godzinę po przyjeździe,o osiemnastej ,mieliśmy obiadokolację a następnie czas wolny do ciszy nocnej.W między czasie Kastiel powiadomił mnie,że chce pogadać w sali kinowej.Mieści się ona na parterze w pobliżu recepcji.W trakcie krótkiego zwiedzania z Rozalią wstąpiłyśmy tam na moment.Jest tam dużo miejsca i panuje mrok.

Korzystając z nieobecności dziewczyn w pokoju wzięłam telefon i poszłam w umówione miejsce.

-------------------------------------------------------
Mam nadzieję,że się spodoba i jeszcze raz Wesołych Świąt.








Święta!

Święta,święta i jeszcze raz święta.
Z ich okazji chcę wam złożyć najszczersze życzenia.Nie jestem w tym dobra,ale spróbuję-pisać jest łatwiej niż mówić.Więc..

Życzę wam zdrowych i radosnych chwil,aby w nadchodzącym nowym roku spełniły się wasze marzenia i plany.Niech pod choinką czekają wspaniałe prezenty,które wprowadzą uśmiech na twarz i niech święta przebiegną wam w spokoju  i bez pośpiechu.W sylwestra zabawy i szaleństwa,aby był wart zapamiętania na lata,a w nadchodzącym nowym roku wszystkiego co najlepsze.

No chyba nie jest tak źle.Tak więc WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!




wtorek, 2 grudnia 2014

"Roxy" cz.15

-Już wiem!-powiedzieliśmy w tym samym czasie.

N: Poznaliśmy się w klubie prawda? Tańczyliśmy razem.

R: Tak.To chyba to. Niestety nie pamiętam dużo z tego wieczoru.

N: Naprawdę? Czego nie pamiętasz?

R: Jak zakończyło się nasze spotkanie. To mnie nurtuje.

N: Ja jedyne co pamiętam,że piliśmy drinka a później oberwałem od jakiejś farbowanej małpy.

R: Serio? Ktoś Cię uderzył?

N: To nie byle kto.Jego czupryna mignęła mi jak byłem Cię poprosić do tańca.

R: Jakie włosy miał ten osobnik?

N: Nieważne. To był Twój facet? Pamiętam jak mówiłaś,że jesteś wolna.

R: Bo to prawda. Zastanawia mnie tylko kto mógł to zrobić i chyba już nawet wiem. Ciekawi mnie powód tego ataku.

N: Jeśli coś złego zrobiłem to przepraszam. Alkohol czasem źle na mnie działa- podrapał się zakłopotany po głowie i wyglądał uroczo. Co? Chwila,co ty wygadujesz?Zwariowałaś!?Spokój!

R:Nie ma sprawy. Wiem jak on działa na ludzi. Nawet z największego dżentelmena zrobi świnię.A teraz przepraszam,ale chciałabym już wrócić do domu,bo mam jeszcze trochę pracy w związku z wyjazdem.

N:Wyjeżdżasz? No to szkoda. Miałem dla Ciebie propozycję.

R:Chętnie jej wysłucham. Ten wyjazd to tylko szkolna wycieczka za dwa tygodnie będę w domu-ta odpowiedź wyraźnie ucieszyła chłopaka,który natychmiast złożył mi propozycję pracy.To było trochę dziwne,ale wytłumaczył mi,że to z powodu odejścia jednej z pracownic.Ponoć się nadaję i chętnie mnie zatrudni,bo jako jedyna mam poczucie humoru.Ponoć inne dziewczyny są bardzo sztywne,a jak na złość zawsze biorą urlopy i chorobowe w ten sam dzień przez co zwykle jest sam.Zgodziłam się.Kilka groszy mi się zawsze przyda,a nie będę już naciągała brata.Jestem prawie dorosła i muszę się nauczyć pracy i gospodarowania pieniędzmi-nie żebym miała z tym jakiś problem,ale zawsze to się może przydać.

Chwilę rozmawialiśmy i ustaliliśmy co i jak a później szybko się przebrałam i ruszyłam do domu. Byłam już prawie na miejscu gdy zadzwonił mój telefon. Pierwsza myśl ,to Kastiel, który chce mi dopiec czy coś,ale na wyświetlaczu nie pojawił się jego numer. Dzwonił ktoś z zastrzeżonego.Mimo wszystko odebrałam,ale w telefonie brzmiała głucha cisza.

R:Halo.Jest tam ktoś?-Nadal nic. Słychać tylko jak ktoś oddycha.-Kretynie słyszę jak oddychasz,więc ten kawał Ci nie wyjdzie.Słyszysz?Kastiel wiem ,że to ty.

-Strzeż się dziewczynko.Nikt Cię nie obroni.Ten padalec zadarł nie z tym co trzeba.Teraz będzie cierpiał,a ty jesteś jego czułym punktem-usłyszałam nagle w słuchawce.Wystraszyłam się i to bardzo.Nigdy nie słyszałam tego głosu a dodatkowo nigdy nie zadzierałam z takimi ludźmi.Wystraszyłam się i nerwowo rozejrzałam dookoła.Było pusto a słońce zachodziło. Próbowałam dostrzec gdzieś postać Kastiela, ale nigdzie go nie było.Mam nadzieję,że to tylko jakiś jego durny żart.Mam wybujałą wyobraźnię i jak sobie coś ubzduram to długo mi tego nie wybiją z głowy.

Do domu wpadłam jak burza.Niby ten telefon traktuję jako żart,ale mimo woli praktycznie biegłam. Na wejściu trzasnęłam drzwiami i ze zmęczenia osunęłam się po nich na podłogę. Kevin widocznie się wystraszył bo wpadł do przedpokoju jak szalony. Dodatkowo był w samych bokserkach.No nie.Czy ona tu jest i robią to co ja myślę,że robią? Rozejrzałam się dookoła,ale nie zobaczyłam jej butów. Uff..Już myślałam,że braciszek chce ze mnie ciocię zrobić. Zamknęłam oczy i starałam się uspokoić oddech. Nagle poczułam czyiś dotyk i się wzdrygnęłam, na szczęście to był mój brat. Co ja plotę, przecież tylko my tu jesteśmy. Przez ten telefon jestem dziwna, w ogóle w ostatnim czasie się zmieniłam.

Kv: Coś się stało?- Zapytał z przejęciem na twarzy patrząc mi prosto w oczy.

R: C-Co? Nie, nic. Tylko się trochę przestraszyłam, bo komuś się zachciało mi żarty robić.

Kv: Na pewno?

R: Tak. Spokojnie,jestem pewna, że to tylko Kastiel jaja sobie robi bo przegrał zakład.

Kv: Mam nadzieję. Masz mi mówić o wszystkim.

R: Zawsze to robię, ale teraz zastanawiam się nad jednym. Mam Ci też mówić co znajomi robią albo kiedy z kibelka korzystam?

Kv: To drugie mi nie potrzebne, a co do znajomych ,to chętnie posłucham o czym rozmawiacie.
R: W takim razie spadam. Zobaczymy się dopiero rano, teraz mi niech nikt nie przeszkadza.Będę się pakować a nie chcę nic zapomnieć-wstałam,zdjęłam buty i pognałam do swojego pokoju. Od razu dopadłam walizkę i szafę.Spakowałam walizkę do pełna,ale nadal czegoś mi brakowało. Niestety nic więcej tam nie zmieszczę -nawet kosmetyków,więc i tak wezmę jeszcze plecak z drobiazgami. To całe dwa tygodnie i trzeba mieć wszystkiego pod dostatkiem.Ba! Nawet proszek do prania wezmę w razie czego.

Po tej całej męczarni z walizką wzięłam relaksującą i długą kąpiel. W łazience przesiedziałam chyba z godzinę po czym wyszłam ubrana w swoją kusą pidżamkę i weszłam do łóżka.Po kilku minutach ktoś zapukał do drzwi.

R:Czego chcesz? Musze się wyspać!

Kv: Jest sprawa-powiedział wychylając się lekko zza drzwi.

R: O co chodzi?-Zapaliłam lampkę przy łóżku.

Kv: Przygotuj materac,masz gościa. Pokój gościnny jest cały zawalony,bo trochę sprzątałem w domu i wszystko tam wyniosłem.

R: Mogę wiedzieć kogo niesie?

Kv: Zaraz przyjdzie to się dowiesz-uśmiechnął się tajemniczo i wyszedł. Ja w tym czasie wstałam i wygrzebałam materac ze schowka na korytarzu. Przygotowałam fajne posłanie i usiadłam na łóżku przykrywając się lekko kołdrą. Co jak co,ale ja w pidżamie,okno jak zawsze na noc mam otwarte i jest chłodno.Niestety muszę czekać na tego "kogoś".


R:Co ty tu robisz?! Nie masz domu?

K:Mam,ale przebywanie w nim dzisiaj źle na mnie wpłynie.

R: To mnie nie interesuje.Wynocha!- Próbowałam go wypchnąć za drzwi,ale jest silniejszy.

K: Kevin się zgodził bez niczego,a ty jakieś problemy masz.

R:Wystarczy,że widzimy się w szkole i jeszcze będzie to samo przez dwa tygodnie,non stop na wycieczce.
Spadaj,chcę odpocząć.

K: Nie będę Ci przeszkadzał.Położę się grzecznie spać i nawet nie będziesz czuła,że tu jestem-przepchnął się do środka z wielką walizką na jutro i usiadł na materacu. szczerząc się.

R: Chyba nie mam wyboru-westchnęłam na co się zaśmiał.

K: Mogę skorzystać z toalety?

R: A co to przedszkole,że o pozwolenie pytasz?-Warknęłam wchodząc pod wyziębioną kołdrę.

K:Wolę się upewnić,bo strasznie nerwowa jesteś.

R: Najpierw mnie straszysz za później przychodzisz sobie jak lokator i się nabijasz.

K: Kiedy Cię straszyłem? W barze? Nie mów,że się wystraszyłaś.

R:Nie w barze.Po tym jak go opuściłeś.Zadzwoniłeś do mnie i groziłeś niczym w filmach.

K:Haha..Zabawna jesteś.Bo ja miałem czas żeby to zrobić.Jak tylko wszedłem do domu to matka mnie zaatakowała,że nic im o wyjeździe nie powiedziałem i przyjechali na marne.Nawet by mi to do głowy nie wpadło.

R: Przyznaj się to będziesz umierał we śnie,bezboleśnie.

K:Nie przyznam się,bo nie mam do czego-pokazał mi język i zniknął w łazience.Skoro to nie on,to kto? Amber by na to nie wpadła,bo to kretynka i nawet nie ma mojego numeru.Rozalia?Nigdy. Lysader?Haha.Jest na to za grzeczny.Kurna,nie mam pojęcia kto to mógł być.Może naprawdę mi grożono? Nie,niby czemu? Zrobiłam coś komuś?Świadomie na pewno nie.Koleś w telefonie mówił o jakimś padalcu,domyślam się,że chodzi o jakiegoś chłopaka. Kastiel by mnie w coś wpakował,a może coś z przeszłości?Kurna.Przez to dzisiaj oka nie zamknę przez całą noc.

Chyba jednak byłam bardziej zmęczona niż mi się wydawało,bo zasnęłam zanim Kastiel wyszedł z łazienki,a chciałam z nim pogadać.No trudno,chociaż się w miarę wyspałam.Haha.Dobre żarty nie?Jak można się wyspać gdy budzik dzwoni o godzinie 04:30? Tak się nie da,a dodatkowo coś na mnie leży.Chwila.Co?Komu się zachciało przytulanek?Leniwie podniosłam powieki i spojrzałam na osobnika,natychmiast się podniosłam i walnęłam mu z całej siły poduszką w łep. Co on sobie myśli? Dobra przyjaźnimy się,ale to nie powód żeby mi się pchał do łóżka.

K:Jeszce chwilka-mruczał.

R:Jak chcesz przeżyć to wstawaj natychmiast-zagroziłam.

K:Nie jesteś straszna.Nie boje się ciebie,a zwłaszcza, że to przez Ciebie tutaj śpię.

R:Niby z jakiej racji?-Znowu mu przywaliłam.

K:Usiadłem na chwilę a ty się do mnie przykleiłaś i mówiłaś brzydkie rzeczy-widziałam na jego twarzy szatański uśmieszek.

R:Co niby mówiłam?-Zaczęłam się denerwować,bo raz zasypiając przy Shonie powiedziałam,że jestem w ciąży z murzynem,a dodatkowo w tym momencie do salonu wszedł Kevin,który wracał z zakupów.Później musiałam im się tłumaczyć,że to tylko bezsensowne paplanie przez sen.Kevin najbardziej się irytował,bo wychodziło by na to,że nie jestem dziewicą i mu nic nie powiedziałam. Serio. On chce to wiedzieć,ale dla jasności.Nadal nią jestem i całe szczęście.Gdybym to zrobiła z tym kretynem musiałabym się zabić po tym co mi zrobił.

K:Nic ważnego.Śpij-próbował mnie zbyć.

R: To czemu mi nie powiesz?

K: Podenerwuje Cie trochę.Tak dla rozrywki.

R: Kretyn!-Walnęłam poduszką.

K: Też Cie kocham-mruczał w poduszkę a ja drugą go obijałam.

R:Wstawaj,bo się spóźnimy na autobus i nigdzie nie pojedziemy.

K:Mi to obojętne.

R:Skoro tak to podlewaj roślinki,ja się zbieram-zaczęłam się wygrzebywać z łóżka.

K: Stop-złapał mnie za rękę i pociągnął do tyłu tak,że wylądowałam na plecach w poprzek łóżka.Po chwili-nadal mnie trzymając, Kastiel nachylił się nade mną i szczerząc szeroko zęby "rozłożył mnie na łopatki".

R:Nudzisz się?Jeśli tak to zaraz znajdę Ci zajęcie-powiedziałam odwzajemniając uśmiech na co prychnął.

K:Mam interes.Jeśli chcesz wiedzieć co mówiłaś to musisz coś zrobić.

R:Ostatnio często prosisz o przysługi.Pamiętaj,że już Ci dziewczyny szukam.Co jeszcze chcesz?

K:Odwołaj zakład-powiedział spokojnie patrząc mi w oczy.Czułam jakby czegoś tam szukał bo błądził nimi.

R:Niby dlaczego?-Zapytałam starając się nie tracąc w tej chwili zimnej krwi co było dziwnie trudne.

K:Wszystko słyszałem.Całą waszą rozmowę.Wiem co jej mówiłaś-uśmiechał się łobuzersko.

R:Skąd mam wiedzieć,że nie blefujesz?Nie było Cie tam.

K:Mnie nie,ale mój telefon tak.Zostawiłem podsłuch.Mam wszystko nagrane.Włącznie z tym jak mówisz,że jestem przystojny-poruszył śmiesznie brwiami.-Dodatkowo całkiem szczegółowo opisałaś jej Lysandra co mu się pewnie nie spodoba.Mogę też dodać,że dostała od Ciebie jego numer,wtedy lepiej uciekaj,bo takiego go jeszcze nie widziałaś.

R: Taaa...Na pewno. Nie chce mi się wierzyć.Nie jesteś na tyle inteligentny.

K: Wiem,że jej wyśpiewałaś o zakładzie i nie wymiguj się.

R: Co z tego?Miałeś wytrzymać,a nie wytrzymałeś.Ja wygrałam,ty przegrałeś.Nara.

K:Niemiła jesteś-przybliżył się a mi zrobiło się gorąco.Odwróciłam wzrok żeby na niego nie patrzeć.

Po chwili szarpaniny udało mi się wydostać spod Kastiela i biorąc szybko ubrania poleciałam do łazienki.Wyszłam z niej po 10 minutach uszykowana do wyjścia.Mój kolega w tym czasie nawet się nie ruszył,nadal leżał tak jak go zostawiłam.Tylko patrzył w inną stronę.Wydawałoby się,że w moją,ale to było gdzieś obok.
R:Będziesz tak leżał,czy dasz mi tu trochę ogarną przed wyjściem?-Zapytałam stając nad nim.Dopiero wtedy się ocknął i spojrzał na mnie niepewnie.
K:Co?A tak,już idę-i zniknął za drzwiami łazienki a ja wystawiłam walizki za drzwi i sprzątnęłam powierzchownie pokój.Schodząc na dół dostałam esemesa od Rozalii.

"Gotowa?Wstałaś?Mam nadzieję,że mnie nie wystawisz!"
                                                                                     
Nie zdążyłam odpisać i przyszły kolejne.

"Czemu nie odpisujesz?Śpisz jeszcze? ;/ "

"ZASPAŁAŚ!Zbiórka za pół godziny!Ruchy!"

"Zabiję Cię jak zaraz tutaj nie będziesz!"

Rozbawiona jej histerią szybko odpisałam.

"Nie śpię.Nie martw się.Zaraz będę.Nigdy Cię nie wystawię-pamiętaj! Pozdrowionka histeryczko ;* "

W  ciągu piętnastu minut byliśmy pod szkołą.Kevin zdeklarował się nas podwieźć więc poszło szybko.Na miejscu-jak zwykle z resztą,Kevin wygłosił mi mowę o moralności itp. przez co Kastiel się ze mnie nabijał i obiecał mojemu braciszkowi,że będzie mnie pilnował.Przez jego deklarację Kevin chciał mnie zabrać z powrotem,bo " nie chcę być niczyim wujkiem jak na razie".Odpłaciłam mu się tym samym i powiedziałam tak głośno jak mogłam żeby się zabezpieczał,bo jak za dziewięć miesięcy dostanie prezent to sam będzie zmieniał pieluchy.Taką potyczką słowną się pożegnaliśmy,a autokar pełen uczniów pojechał w świat.

Heh..Pięknie by to brzmiało.Niestety przed wyjazdem pojawiła się Amber,która narobiła wstydu swojemu braciszkowi.Chciała siłą dostać się do autobusu.Krzyczała na wszystkich i przepychała się do środka. Nauczyciele musieli to załatwić delikatnie ponieważ mogłaby ich o coś oskarżyć,przez co męczyli się z nią przez jakieś dziesięć minut.Gdy w końcu mogliśmy odjechać usiadłam na tyłach z Rozą,Lysandrem i Kastielem.

--------------------------------------------
Długo nie było i to pewnie będzie ta sama śpiewka,że to wina szkoły i natłoku zajęć.Niestety taka prawda. Jestem w drugiej klasie technikum i mam co robić.Dodatkowo mój kierunek tego nie ułatwia,bo ciągle pracujemy żeby coś zaliczyć i wgl. nauczyciele przeżywają bardziej niż my tego roczny egzamin zawodowy,ale o tym może kiedy indziej.Wracając do posta.Miał być sobota/niedziela a jest dzisiaj przez to,że w sobotę sprawy rodzinne a w niedzielę..też coś mi wypadło.

Przepraszam i pozdrawiam.Mam nadzieję,że się spodoba ;)



poniedziałek, 10 listopada 2014

"Roxy" cz.14

Gdy wróciłam do domu i przekroczyłam próg salonu usłyszałam głośny śmiech mojego kochanego brata.Moje zabijające spojrzenie tylko wzmogło jego napad.

R:Dzięki braciszku-powiedziałam z ironią w głosie.

Kv:Haha..Proszę bardzo.Co Ci się stało?-Dalej się nabijał.

R:Miałam z Rozalią mały wypadek z farbą.Oczywiście brały w tym udział osoby trzecie.

Kv:Amber?

R:Nawet nie wypowiadaj tego imienia bo oszaleję!-Uniosłam się trochę.

Kv:Haha..Spokojnie nerwusie-dotknął mojego ramienia.

R:Taa..Sorry,ale idę się ogarnąć.

Kv:Ok.Idź bo zieleń Ci nie pasuje-nadal się nabijał.Jaki paradoks Amber powiedziała coś innego.

Poszłam do łazienki i spędziłam tam dwie godziny,ale w końcu udało mi się doprowadzić do ładu i składu.Ubrania wrzuciłam do pralki,ale nie wiem czy się upiorą.Muszę się jeszcze spakować.Wzięłam swoją wielką walizkę i zaczęłam upychać do niej rzeczy.Zajęło mi to ok. kolejnych dwóch godzin.

Po całym tym pakowaniu zgłodniałam.Spojrzałam na zegarek,godzina piętnasta.Pora obiadowa trzeba coś przekąsić.Zeszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę,która okazała się być pusta.No pięknie zrobiłeś zakupy Kevin.

R:Kevin lodówka pusta!-Krzyknęłam na cały dom.

Kv:Wiem!Jutro zrobię zakupy!-Odpowiedź mojego brata.

R:Co ja mam zjeść mądralo?!

Kv:Rób co chcesz!-Czasem się zastanawiam czy nie jestem od niego starsza umysłowo.Jakie to odpowiedzialne.Nie mam wyboru.Wzięłam pieniądze,telefon i wyszłam z domu.Zjem coś na mieście.
Przechodziłam przez park i zauważyłam nową budkę z fast foodami.Automatycznie nabrałam ochoty na kebaba,więc go zamówiłam.Gdy otrzymałam swoje zamówienie usiadłam na ławce i zaczęłam swój "obiad".

Została mi sama bułka.W tym momencie podbiegł do mnie,Demon?Tak,to pies Kastiela.Usiadł przede mną i zrobił maślane oczka.

R:Głodny jesteś?-Szczeknął dwa razy co pewnie znaczy tak.Oddałam mu bułkę i rozejrzałam się za właścicielem,ale nigdzie go nie widziałam.Mam nadzieję,że zaraz przyjdzie.

Pies towarzyszy mi od trzydziestu minut,a Kasa nie widać .Nie zostawił by go samego,pewnie nawet nie wie gdzie ta bestia jest bo mu uciekł.Lepiej go po informuję bo się chłopaczyna załamie.Wyjęłam telefon i wybrałam numer czerwonowłosego,odebrał w ostatniej chwili.

K:Halo-mruknął.

R:Może grzeczniej co?

K:Od jakiejś godziny chodzę po mieście wkurwiony i nie mam zamiaru być miły.

R:To pewnie z powodu Demona.Zgadłam?

K:Dokładnie.Lysander pomaga mi go znaleźć.Chcesz pomóc?

R:Już pomogłam.

K:Na razie mi przeszkadzasz w szukaniu mojego psa-wtrącił.

R:Dasz mi skończyć?Właśnie po to dzwonię,bo od jakiś trzydziestu minut Demon jest ze mną!-Uniosłam się odrobinę.

K:Co?!Gdzie?Dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej?

R:Myślałam,że też jesteś w parku i zaraz przyjdziesz.Nie dramatyzuj jest cały.

K:Dobra.W której części parku jesteś?Zaraz będę.

R:Najlepiej powiedz gdzie ty jesteś to ruszymy w Twoją stronę.

K:Jestem na skrzyżowaniu Św.Antoniego i Tumskiej.Będę szedł w waszą stronę i się spotkamy.

R:Ok.Mam tylko jedno pytanie.Czy jak Twój pies jest głodny to atakuje obcych ludzi?

K:Bywa różnie,ale jak ma jedzenie to zazwyczaj tak.A co?Boisz się?

R:Nie wiem czego się po nim spodziewać.

K:Haha..Poproś to może Cię posłucha.-Widocznie poprawiłam mu humor.-Do zobaczenia-rozłączył się.Spojrzałam na psa,może nie będzie tak źle.Wstałam,zawołałam Demona i szliśmy w kierunku jego pana.Co chwilę spoglądałam na zwierzę a ten najwyraźniej wiedział o co mi chodzi ponieważ szedł grzecznie przy mojej nodze i nawet na chwile nie spojrzał w bok.Po dziesięciu minutach drogi spotkaliśmy się z Kastielem,który szybko zapiął psu smycz.

K:Jeszcze jeden taki numer to przerobię Cię na kiełbaski-groził psu palcem.

R:Jest dla Ciebie taki ważny?-Zapytałam z nutką rozbawienia w głosie.

K:Nawet sobie nie wyobrażasz,a co czujesz się zagrożona?-Uśmiechnął mnie do mnie zadziornie.

R:Nie mam o co.Nawet pies od Ciebie uciekł.Mówiłam.Trudno z Tobą wytrzymać.

K:To co tu tak długo przy mnie robisz?

R:Jestem odporna i dużo wytrzymuję,ale jestem pewna,że żadna inna dziewczyna z tobą nie wytrzyma długo.

K:Pewna jesteś?-Kiwnął lekko głową na drugą stronę ulicy gdzie stały dwie dziewczyny.Jedna z nich przypominała moją znajomą,ale to nie możliwe,że to ona ponieważ Laeti wyjechała z rodziną za granicę.

R:Co kiwasz?Nawet plastiki typu Amber długo nie wytrzymają.

K:Chcesz się założyć?

R:Po co?Nawet jak one tak to ty nie.Wiem jak działa na Ciebie takie gadanie o niczym,albo próba zainteresowania za wszelką cenę.Widzę jak reagujesz na blondi.To będzie dla Ciebie największe wyzwanie.

K:Nie chwal dnia przed zachodem słońca.Udowodnię Ci,że jestem w stanie wytrzymać.

R:Dobra.Założymy się?O co?

K:Umówię się z jedną z nich,a ty zmierzysz czas.

R:Ok.Jak wytrzymasz dwie godziny wygrałeś.Co ty na to?

K:A co z nagrodą?Nie mam zamiaru się męczyć o przekonanie.

R:Dobra.Co proponujesz?

K:Jak wygram to..-zawiesił się na chwilę.-Hmm..-spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem,ale zaraz uśmiechnął się złowieszczo i powiedział.-Cały wyjazd będziesz mi usługiwać.

R:Ale wymyśliłeś,dobra.Za to jak przegrasz to przez tydzień będziesz chodził z Amber.

K:Co kurwa?!-Zakrztusił się własną śliną.-Ja nie byłem taki okrutny w swoim pomyśle.

R:Nieee wcale-rzekłam z ironią.-Po Twojej osobie mogę się spodziewać wszystkiego.Nie narzekaj.Myślałam,że jesteś pewny siebie.

K:Jestem-oburzył się.

R:To nie zachowuj się jak panienka tylko przyjmij wyzwanie.

K:A czy mówiłem,że nie?Nie jestem tchórzem.Zgadzam się-wyciągnął dłoń w moim kierunku,którą uścisnęłam na znak naszego zakładu.-To ja pójdę zgadać a ty jeśli możesz to odprowadź Demona do mojego domu i daj mu coś do jedzenia.Będzie szybciej.

R:Ok.Dasz mi klucze czy mam się włamać?

K:Trzymaj-podał mi smycz psa i pęk kluczy po czym ruszył w kierunku tych dziewczyn.Ja nie marnowałam czasu i razem z Demonem szłam w kierunku jego domu.

Idąc do domu chłopaka nie wpadło mi do głowy,że mogę tam zobaczyć pod domem stojący samochód,który nie należy do chłopaka i kosz pełen śmieci.Mam nadzieję,że to nie to co myślę bo będę musiała go tłumaczyć.

Podeszłam do drzwi i zapukałam kilka razy,a po chwili otworzyła mi ładna kobieta o jasnych oczach i ciemnych włosach.Świetnie.Kastiela nie ma,jego rodzice przyjechali a ja miałam sobie wejść jak do siebie.

-Dzień dobry.W czym mogę pomóc?-Miło mnie przywitała.

R:Witam.Jestem Roxy i przyprowadziłam Demona.Kastiel mnie prosił.

-Ohh..Gdzie jest mój syn?Nie zastaliśmy go w domu a jak zwykle nie odbiera od nas telefonu.

R:Miał coś ważnego do załatwienia i prosił mnie żebym przyszła.

-Jak miałaś tu wejść?Dał Ci klucze?-Zdziwiła się.

R:Tak.Śpieszył się i nie miał wyboru.

-W takim razie chodź.Zapraszam do środka może się czegoś napijesz.

R:Nie za bardzo mam czas.Jestem umówiona.Miałam tylko nakarmić psa i spadać.

-Dobrze.W takim razie ja się nim zajmę,możesz już spokojnie iść.

R:Dziękuję bardzo.Klucze oddam Kasowi bo podejrzewam,że jeszcze go dzisiaj zobaczę.

-Dobrze.Mam nadzieję,że się jeszcze zobaczymy.Co ty na to żebyś przyszła do nas jutro na obiad?Poznałybyśmy się lepiej.Skoro mój syn zaufał takiej ślicznej dziewczynie to musi być coś na rzeczy.Od dawna go nie widziałam z żadną dziewczyną.-Haha..Ona sugeruje,że ja i Kastiel..?Haha..

R:Przykro mi,ale jutro rano wyjeżdżam z całą klasą,Kastiel też jedzie.Nie wspominał?

-Ani słowa,specjalnie do niego przyjechaliśmy na weekend.Nie mówił nic nawet,że ma nową dziewczynę.

R:My się tylko przyjaźnimy,nic między nami nie ma.Nie miał co mówić jeśli chodzi o mnie.

-Szkoda.Chciałabym w końcu mieć jakąś porządną synową a ty mi na taką wyglądasz.

R:Nie sądzę,ale dziękuję-podałam jej smycz z psem.-To ja już będę szła.Do widzenia.

-Do widzenia-ciekawe jak Kastiel zareaguje?Pewnie nie wie,że jego rodzice przyjechali.

Ruszyłam w kierunku ulicy i gdy tylko przekroczyłam furtkę rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu.To Kastiel.Pewnie już się umówił i chce żebym przyszła.Odebrałam a on zaraz przeszedł do sedna.

K:Za dwadzieścia minut jesteśmy umówieni w kawiarni w pobliżu szkoły.Ja jestem już na miejscu,ty też przyjdź to miejsce wcześniej zajmiesz w środku.

R:Dobra.Idę i mam dla Ciebie świetną wiadomość.

K:O co chodzi?

R:Powiem tylko żebyś kupił sobie zapasowe fajki-po tym natychmiast się rozłączyłam i ruszyłam w stronę wspomnianej kawiarni.Dotarłam tam w ciągu kilku minut.Przed lokalem zauważyłam palącego Kastiela,więc podeszłam do niego.-Lepiej kup kolejną bo podskoczy Ci ciśnienie-zażartowałam,ale chyba nie zrozumiał.

K:Coś się stało?-Zapytał unosząc jedną brew.

R:Dla mnie to nic,ale ty tam mieszkasz.

K:Co ty chrzanisz?-Nadal nie rozumiał.

R:Twoi rodzice przyjechali.

K:Co takiego?!-Spojrzał na mnie jak na wariatkę a papieros wyleciał mu z ręki.

R:Hah..Widzę,że się ucieszyłeś.

K:Co oni tutaj robią do jasnej cholery?Kurwa!Musieli dzisiaj przyjechać?!

R:Spokojnie.Ponoć dzwonili do Ciebie,ale nie odbierasz od nich telefonu-dotknęłam jego ramienia i próbowałam uspokoić.

K:Zawsze w tej sprawie wysyłali mi esemesa.Kurwa!Mam ich dosyć od samego słuchania o nich.

R:Rozumiem,że ich nie znosisz.Wszyscy już to słyszeli-wskazałam na przyglądających się nam ludzi.On tylko spojrzał przez chwilę,wskazał im doskonale znany środkowy palec i wrócił do mnie.

K:Rozmawialiście?

R:Tylko z Twoją mamą w drzwiach,ojca nie widziałam.A co?

K:Moja matka lubi się bawić w swatkę.Czasem jest niemożliwa.

R:Bawiła się,a nawet zapraszała mnie na jutro,ale musiałam odmówić.Jutro przecież mamy wyjazd.Szkoda,że im nie powiedziałeś.Była zwiedzona.

K:Serio?-Jakoś dziwnie na mnie patrzył.

R:Tak.Najzabawniejsze jest to co do mnie powiedziała,ale nie będę Ci opowiadać.Wejdę do środka a ty poczekaj na swoją lady.

K:Później musisz mi wszystko powiedzieć.Coś mi się wydaje,że jak zwykle coś palnęła.

R:Teraz lepiej myśl o swojej randce lub jak im się wytłumaczysz.A tak ogółem to jak ma na imię ta dziewczyna?

K:Jestem umówiony z czarnowłosą Laeti-no to wygraną mam w kieszeni.Z początku nie uważałam,że to może być ona,ale skoro tak to wspaniale.Laeti to dziewczyna,która szybko się "zakochuje" i swój styl,charakter i sposób bycia dostosowuje do swojego wybranka.Jest bardzo spostrzegawcza więc na sto procent i tym razem tak będzie i przyjdzie odwalona.

R:Pamiętasz jakie dziewczyny obejmował zakład?

K:Tak.Podobne do Amber.Tamte były a najbardziej Laeti dlatego ją zaprosiłem.

R:Już przegrałeś.

K:Dlaczego?Nie złamałem zasad ani nic-uniósł brew.

R:Ja znam tą dziewczynę i wiem,że dopasuje się do Ciebie tak żeby spędzić z tobą jak najwięcej czasu.

K:Nie wieżę Ci.Zobaczymy jak przyjdzie.

R:Dobra.Jak chcesz.Idę do środka.-Jak powiedziałam tak zrobiłam.Weszłam do lokalu i zajęłam miejsce,z którego będę doskonale ich widziała niezależnie gdzie usiądą.Po kilku minutach również oczekiwana dwójka weszła i zajęła stolik w rogu.Spojrzałam na dziewczynę.Nie pomyliłam się.Tak jak zwykle dopasowała swój wygląd.Teraz była ubrana w poszarpane spodnie,bluzkę z dużym dekoltem i czarną ramoneskę.Miała również ostry makijaż,takiej jej jeszcze nie widziałam.Wiem jaka jest i wiem,że to musiało być dla niej wyzwanie.Na co dzień miła i sympatyczna a teraz musi udawać..kogoś zupełnie innego.Miała wiele wcieleń,ale jeszcze nigdy nie nakręciła się aż tak.Zawsze tylko odrobinę zmieniała swój wygląd a teraz nawet ma kilka kolczyków w uszach i jeśli dobrze widzę ma białe pasemka.Po prostu przeszła samą siebie.Sorry Kastiel,ale już wygrałam bo zasady mówią jasno.Miała być podobna do Amber,a Laeti jest taka tylko przy niektórych wliczając mnie.Uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie.

Od dziesięciu minut Kastiel i Laeti zaciekle o czymś rozmawiają.W sumie to nie.Kastiel mówi a ona tylko kiwa twierdząco głową i robi do niego maślane oczka.Jak tak będzie cały czas to te ciastka,które zamawiam by zabić czas dadzą się we znaki i będę musiała wymienić garderobę.A gdyby tak..?

R:Dzień dobry.Podać coś jeszcze?-Zapytałam podchodząc do ich stolika w przebraniu kelnerki.Dziwnie szybko przekonałam chłopaka za ladą żeby mi go pożyczył,ale to nie ważne.Dla tej miny Kastiela zrobiłabym naprawdę dużo,siedzi i gapi się we mnie jak w zjawisko nad przyrodzone.Chodzi o kostium?No sorry,nie wiedziałam,że dziewczyny w tym lokalu noszą takie ciuszki bo żadnej tutaj nie widać.
(coś takiego ;] )

La:Ja poproszę jeszcze gorącą czekoladę a ty Lysiu?-Złapała go za rękę i zrobiła maślane oczka.Chwila,ona powiedziała do niego Lysiu?No nie!Podaje się za Lysandra,a to kretyn!

K:Nic nie chcę-powiedział cały czas przyglądając mi się.Serio Kastiel?Serio?To nic takiego dziwnego,to tylko uniform.

R:Zaraz przyniosę-uśmiechnęłam się lekko pod nosem i ruszyłam w kierunku lady gdzie stał pracujący tu chłopak.Na moje oko ma 19-20 lat.

-I jak poszło?-Zapytał szeroko się uśmiechając.

R:Lepiej niż myślałam.Ledwo powstrzymałam śmiech tak zabawnie wyglądał.

-Szkoda,że ich nie widzę bo chętnie bym zobaczył jego reakcję.

R:Heh..Jestem pewna,że jeszcze ma ten wyraz twarzy.A i jego towarzyszka poprosiła o gorącą czekoladę.

-Dobra.Już robię-powiedziawszy to zniknął gdzieś za drzwiami i po chwili wrócił z kubkiem gorącej cieczy.-Proszę.Jak zaniesiesz to mam do Ciebie pytanie.

R:Dobra,to zaraz będę-poszłam do stolika gdzie siedziała Laeti i Kastiel,ale teraz była tu sama dziewczyna.Na bank zwiał bo nie mógł wytrzymać,a ja wygrałam.Haha! Świetnie. Amber i Kastiel cóż za piękna para.-Proszę,gorąca czekolada-powiedziałam stawiając przed dziewczyną kubek.

La:Dziękuję-cały czas dziwnie mi się przyglądała,ale po chwili wydusiła z siebie pytanie.-Sorki,ale muszę zapytać.Jesteś Roksana?Strasznie mi przypominasz dawną koleżankę,ale dawno jej nie widziałam.

R:Haha..Oj Laeti.Tak to ja Roxy.Chyba się aż tak nie zmieniłam,co?

La:No wiesz.Dawno się nie widziałyśmy a ty teraz w takim stroju mi się pokazujesz.Zmieniłaś hobby?

R:Nie.To tylko tymczasowe zajęcie.Nadal jeżdżę,ale już nie tak jak kiedyś.

La:Dlaczego?Shon i ty zrezygnowaliście ze wspólnych zajęć?

R:Nie jesteśmy już razem.Miałam powód żeby z nim zerwać.

La:Dobra.Rozumiem i nie pytam o więcej.

R:Dzięki.Zmieniając temat.Opowiadaj co tam u Ciebie słychać.Myślałam,że jesteś za granicą.

La:Miałam być,ale udało mi się przekonać rodziców i mieszkam z ciotką.Oni wpadają od czasu do czasu a ja mogę spokojnie skończyć tutaj szkołę.

R:To super.Widzę,że Ci się układa.Zostałaś w kraju i masz nowego chłopaka.

La:Nie przesadzajmy.Jedyne co mnie dzisiaj cieszy to mój towarzysz.

R:Właśnie.Gdzie on jest?Zostawił Cię?

La:Poszedł do toalety.Zaraz wróci,a co?

R:Nic.Trochę głupio by się zachował gdyby zostawił Cie samą i w dodatku z rachunkiem.

La:Lysander taki nie jest.Na pewno mnie nie by nie zostawił.

R:Kto?-Zdziwiłam się.

La:No Lysander.Tak ma na imię ten chłopak.

R:Tak Ci powiedział?

La:Tak.Mówił też,że ma zespół w którym śpiewa i pisze teksty.To romantyk.Pokazał mi jeden utwór i podbił moje serce.

R:Serio?-Powstrzymywałam śmiech.

La:Ci Cie tak śmieszy?Nie mów,że nic bo widzę jak reagujesz-oburzyła się.

R:Dobra.Lepiej Ci powiem-usiadłam naprzeciwko niej i zaczęłam mówić.Powiedziałam,że Lysander to naprawdę Kastiel i tylko część jest prawdą z tego co powiedział.Jednym zdaniem.Powiedziałam jej prawdę.

La:Skąd możesz tyle wiedzieć?Znasz go?

R:Dokładnie i Lysandra również.Chodzimy razem do szkoły tworzymy zgraną paczkę.

La:Oh..-zasmuciła się.

R:Coś się stało?

La:Zapomniałaś o nas?

R:Nie.Nigdy.Zerwałam kontakt z Shonem,ale Ciebie i reszty nie zapomniałam.Po prostu nie chcę wracać do tego co było,a dodatkowo nie miałam z Tobą kontaktu.

La:Aha.Dobra.Rozumiem-westchnęła po czym szybko zmieniła temat.-Skąd znasz Lysa..znaczy Kastiela?

R:Ze szkoły, a co?Mówiłam Ci przed chwilą-jej głupota czasem zaskakuje.

La:Ah tak.Przepraszam-speszyła się.-Powiedz.Jaki on jest?Wydaje się bardzo miły,romantyczny i jest straaasznie słodki-na tą uwagę zaśmiałam się.-Coś nie tak?Przyznaj,że jest przystojny.

R:Może i jest,ale to co przed chwilą powiedziałaś..-nie mogłam złapać oddechu.-To wszystko..Haha..Kastiel to całkowite przeciwieństwo prawdziwego Lysandra. Kastiel jest arogancki i chamski. Potrafi być miły jak czegoś chce.

La:Coś Ci nie wieżę-oburzyła się.-Jest dla mnie bardzo miły i z chęcią mnie słucha.

R:Przykro mi to mówić,ale robi to ze względu na zakład.W jego interesie jest wygrana,bo jak przegra to się upokorzy.

La:Z kim się założył?-Nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się szeroko.Laeti zrozumiała przekaz.Doskonale wie,że wymyślam okropne kary więc już nic nie mówiła.Widziałam,że była baaardzo ciekawa,więc zdradziłam jej rąbka tajemnicy-treść zakładu a ona postanowiła mi pomóc.Dzięki niej mam wygraną w kieszeni.Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę ,ale zaraz musiałam uciekać bo dostałam sygnał,że zbliża się burak.W czasie naszego dialogu Laeti pytała głownie o Lysandra,ale tego prawdziwego.Widocznie Kastiel tak potrafi udawać,że zaczyna wzdychać do osoby,której nie widziała.Opowiedziałam jej w dużym skrócie o nim,że jest miły, uprzejmy, dżentelmen i takie tam.Gdy zapytała mnie o wygląd trochę się zastanawiałam,ale w końcu jej powiedziałam.Jest mała szansa,że się spotkają.

Odeszłam od dziewczyny i usiadłam przy barze cały czas obserwując jej stolik.Kastiel niby miał już iść a nadal go niema.Czyżby zwiał? A może chłopak zza lady mnie zrobił w konia?Oparłam się łokciami o blat i podparłam głowę.Nagle poczułam dłoń na tali i oddech na karku.Przestraszyłam się i trochę mnie sparaliżowało.Mój wzrok utkwił w miejscu a ciało znieruchomiało.Druga dłoń przesunęła się na ramię a oddech powędrował do ucha. Po chwili usłyszałam szept.

-Nie wygrasz tak łatwo Roksano-głos był mi tak znajomy i tak obcy.Ten uwodzicielski ton stosuje tylko jedna znana mi osoba,chociaż to pierwszy raz gdy używa go na mnie.Często to robi aby coś osiągnąć dlatego uśmiechnęłam się i mu odpowiedziałam.

R:Czyżby Lysandrze?-Odpowiedziałam tym samym tonem.

K:Pomyłka- odwrócił mnie na krześle twarzą do siebie.-Ja jestem Kastiel.Lysander pewnie gdzieś zadumany siedzi i coś skrobie w notatniku-szczerzył się.

R:Nie,to ty jesteś Lysander.Tak Cię nazwała La..znaczy,tamta dziewczyna-w porę ugryzłam się w język.

K:Tak?Widocznie coś pomyliłem.

R:Pewnie.Zapomniałeś kim jesteś.

K:Przezorny zawsze ubezpieczony-powiedział uśmiechając się tajemniczo i odszedł machając mi na do widzenia.

Cały czas przyglądałam się im z daleka.Laeti chyba przestanie udawać,ponieważ zauważyłam,że zaczyna gadać jak katarynka.Nie lubi gdy ktoś ją okłamuje,chociaż sama to robi non stop. Kastielowi życzę powodzenia. dziewczyna zagada o na śmierć.jak się uprze to potrafi,a po jej błysku w oku mniemam ,że ma już wszystko opracowane.

Po dziesięciu minutach Kastiel coś jej powiedział,zostawił kasę na stoliku i wyszedł.Po jego minie widziałam niezadowolenie.Haha!Wygrałam! Nie wytrzymał! Amber i Kastiel-piękna para!Haha!

Siedziałam i chichrałam się pod nosem.W końcu pojawił się chłopak,który mi to umożliwił.Długo go nie było a ponoć ma do mnie sprawę.

-Co Cie tak cieszy?-Zapytał przyglądają mi się uważnie.

R:Jestem Roxy,a cieszy mnie fakt,że właśnie wygrałam-uśmiechnęłam się do niego uroczo.

-To gratuluję.Szybko poszło-odpowiedziałam tym samym.Brunet kogoś mi przypominał,ale nie mogę skojarzyć gdzie go widziałam.-Coś mam na twarzy?

R:Nie.Przepraszam.Kojarzę Cię,ale nie wiem skąd.

-Mam to samo.Jestem Nicolas,może to pomoże.

R:Dzwoni,ale nie wiem gdzie.

---------------------------------------------------------------

Napisałam.jest.Mam nadzieję,że się spodoba.Tutaj jest dopiero część historii Roxy,a ja mam już zaplanowany koniec.Powiem,że będzie się trochę działo i mam nadzieję,że ktoś to jednak czyta.

Pozdrawiam i przepraszam,że tak długo nie dodawałam części,ale najpierw szkoła potem to i tamto,a dodatkowo leń.Zmobilizuje się i będę wstawiała części w miarę regularnie.


piątek, 31 października 2014

"Roxy" bonus Halloween

L:Nie wiem jak my się daliśmy namówić.To strasznie dziecinne.

K:Musieliśmy być nieświadomi swoich czynów.Normalnie nigdy bym tego nie robił.

Ro:Zamknijcie się już.Powiedzieliście,że z nami pójdziecie bo może być śmiesznie.Zapomnieliście?

R:Lysandra rozumiem,on ciągle czegoś zapomina,ale ty Kastiel.Wstydziłbyś się.

K:Dobra.Pamiętam,ale nic nie mówiłyście o tych durnych kostiumach-wiercił się a Roza nie mogła wcelować igły.

Ro:Przestań się kręcić bo ta igła wyląduje w Twoim tyłku-zagroziła mu.

R:Haha..Spokojnie.Przecież jest dobrze-powiedziałam przyglądając się chłopakowi.Ubrany jest w strój wampira i to bardzo fajnego wampira.

L:Dokładnie.Rozalio Kastiel nie potrzebuje już poprawek.Jesteśmy gotowi.

R:No dobra.Tylko Roxy..-spojrzała w moim kierunku i zrobiła się zła na twarzy.-Co ty dziewczyno masz na sobie?!-Warknęła.

R:Jak to co?Nie podoba Ci się mój kostium?

Ro:Jak mogłaś to założyć?To jest okropne!

R:Strasznie długo się nad nim męczyłam.

Ro:Tak ubrana nigdzie z nami nie idziesz.Ja mam dla Ciebie idealny strój poczekaj-powiedziała po czym pobiegła do swojego pokoju.

R:Co jest nie tak?To fajny pomysł-zwróciłam się do chłopaków.

K:Przypominasz siebie rano.To nie jest przebranie.Wiedźmo-zaśmiał się ukazując przy tym swoje wampirze kły.

R:Ha ha.Bardzo zabawne.Uważaj bo zaraz Ci te kiełki wyłamię.

K:Będę szybszy i Cię ugryzę-przysunął się blisko i nachylił nad moją szyją.Czułam jego oddech.W samą porę zeszła Rozalia,która podała mi kostium i kazała iść się przebrać.Tak też zrobiłam,wyszłam po piętnastu minutach ubrana,uczesana i umalowana.Nie wieże,że naprawdę tego ode mnie oczekuje.Mam być tym czymś?Co za dużo to nie zdrowo.Wróciłam do przyjaciół i usłyszałam prychnięcie.-Nie zdążyłem Cię ugryźć.Ukrywałaś swoją mroczną stronę?

R:Tak.Nie chciałam żeby to się wydało.Masz mnie.Teraz muszę was zabić bo możecie mnie wydać.

Ro:Nie marudź.Mówiłam,że ja zajmę się kostiumami.Niepotrzebnie cały dzień chodziłaś cały dzień jakbyś dopiero wstała.

R:Ja wcale nie..A z resztą.Chodźmy już.Mam ochotę na słodycze.

Chodzimy już po domach od dobrych dwóch godzin.Widziałam kilka osób w miej więcej naszym wieku,ale my zdecydowanie więcej zebraliśmy.Każdy z nas ma już po całej torbie cukierków.Nawet dzieciaki tyle nie mają.Chyba się opłaciło założyć kostium ze sporym dekoltem.

Został ostatni dom na tej ulicy i nie wiem czemu,ale Kastiel zapiera się,że tam nie wejdzie.Ponoć nie lubi gospodarza.

R:Kto tu mieszka,że nie chcesz wejść?

K:Serio nie wiesz?Nasz kochany Srajtaniel i jego rąbnięta siostra-powiedział z obrzydzeniem.

R:Tym bardziej tam pójdziemy,ale zrobimy im pięknego psikusa-uśmiechnęłam się tajemniczo.Mam bardzo fajny pomysł.

Ro:To świetny pomysł.Kastiel zgódź się.To idealny psikus na Amber.Na pewno jest w domu.Słyszałam,że organizuje małą imprezę od dwudziestej drugiej.Mamy jeszcze czas na realizację planu.

K:Nie ma żadnej imprezy.Zawsze mnie zapraszała a teraz nic.

R:Zapraszała Cię,ale akurat chowałeś się za mną przed jej bratem.W środę jak męczył Cie o usprawiedliwienie.

Ro:Postanowione.Idziemy!

L:A to nie będzie przegięcie?To w końcu nie jest zbyt,jak to powiedzieć,przyjemne.-Powiedział koleś,który właśnie przekłada glizdy.

R:Na nią to i tak bardzo mało.Niech zapamięta to Halloween na zawsze-ostatnie słowo podkreśliłam.

K:No dobra.Niech wam będzie,ale jej nie pocałuję.Prędzej zjem to gówno.

Ro:Dobra,dobra.Ważne,że pomożesz-klasnęła w dłonie i zatarła ręce.

Rozdzielenie "amunicji" i podrzucenie słodyczy do domu Kastiela zajęło nam trochę czasu,ale to dobrze bo skończyliśmy w samą porę aby pójść do Goldów.

Kastiel grzecznie zadzwonił do drzwi,które otworzyła mu blondynka przebrana za anioła.Ona raczej nie rozumie sensu tego święta.Z początku nie chciała nas wpuścić,ale Kas powiedział,że albo wszyscy albo nikt.Nie miała wyboru i weszliśmy.W domu było mnóstwo ludzi ze szkoły i jak i kompletnie mi obcych.Cała nasza grupa się rozdzieliła.Czerwonowłosy udał się za "anielicą",Rozalia i Lysander do przekąsek a ja wybrałam napoje.
                                          
                                                                   ~Kastiel~

Przyznam pomysł ciekawy,ale jak ja mam to zrobić.Łatwo mówić,trudniej zrobić. ,,Masz jej wsadzić te robale do gęby"-Kurde Roxy nie miałaś łatwiejszego zadania dla mnie?Teraz siedzę i ,,słucham" jak ten plastik się nad czymś użala a przy tym strasznie się do mnie klei.Dobra stary bierz się w garść.Ty tylko Amber dasz radę.Nie.Co ja gadam?Nie pocałuję jej a w dodatku z robalem w ustach,to przesada.

A:Co o tym myślisz?-Wyrwała mnie z zamyśleń.Trzeba improwizować.

K:Ta to świetny pomysł-palnąłem nie znając konsekwencji.

A:To wspaniale kochanie!-Nagle pocałowała mnie w policzek.

K:Co ty wyprawiasz?!-Zapytałem odpychając ją od siebie.

A:Przed chwilą zapytałam Cie i się zgodziłeś.Powiedziałam,że skoro tyle nas łączy to może będziemy parą.

K:Co takiego?!-Myśl,myśl.W sumie to..
 
                                                               ~Roxy~

Pącz z wkładką mięsną,ideał.Rozejrzałam się i w odpowiednim momencie wysypałam zawartość jednej z folijek do cieczy.Te glizdy są różowe więc zleją się z czerwonym pączem jak będą sobie pływały.Wkładkę dodałam także do reszty napojów i do porzuconych szklanek.

Po skończonym zadaniu usiadłam na schodach tak abym widziała całe towarzystwo.Kilka minut później dołączyli białogłowi.Lysander na początku marudził,ale w końcu nasz zły wpływ na niego dał o sobie znać i zaczął się z nami śmiać.

Siedzieliśmy jakieś dziesięć minut i nagle usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk.Domyślam się,że ktoś otrzymał robala.Moje przypuszczenia nie były błędne.Amber biegła do łazienki z zatkanymi ustami a Kastiel zmierzał do nas z triumfalnym uśmiechem na twarzy.

R:No,no,no gratulacje-klasnęłam kilka razy dla efektu.

K:A gdzie efekty waszej pracy?N arazie cisza-usiadł obok mnie i przy tym przycisnął mnie do ściany.

R:Sorry,ale trochę tu ciasno.

K:Serio?To się przytul.Będziemy takie dwa wampiry czekające na ofiarę.-Nie czekał na moją odpowiedź tylko mnie przytulił na co Roza się uśmiechnęła do mnie.

-Aaaaaaaaaa!-Przeraźliwe krzyki rozniosły się po pomieszczenia chwilę po tym przybiegł Nataniel w przebraniu,kurwa,kota!Kastiel zaraz cyknął mu fotkę.Równie szybko co nasz Catman zjawiła się nasza kochana blondi,która nie wiedziałam co się dzieje.Ludzie zaczynali krzyczeć,pluć i wymiotować.Rodzeństwo nie wiedziało co się dzieje a nasza czwórka tarzała się ze śmiechu.Zauważył to Nataniel,który na nasz widok cały poczerwieniał,ale mimo to podszedł do nas.

N:Co wy tutaj robicie?Myślałem,że Amber was nie chciała-powiedział dziwnym tonem.

K:Przyszli ze mną i Amber nie miała wyboru.Z kolei zastanawiam się czy nie podać Cię na policję bo wyglądasz jak pedofil.Z resztą ciota z Ciebie więc pewnie stwierdzą,że to w Twoim przypadku normalne.-

Chciał powiedzieć coś jeszcze,ale pojawiła się zapłakana Amber.

A:Ty!-Syczała wskazując na mnie.-To wszystko Twoja wina.Po co tu przyszłaś?Nie masz innych zajęć?-Była wściekła,ale po chwili na twarzy malowało się zdziwienie.-Dlaczego ty ją obejmujesz Kastiel?Przecież jesteś MOIM CHŁOPAKIEM-wyraźnie akcentowała słowa. Spojrzałam na rudego,który uśmiechał się tylko wrednie.

K:Nic takiego nie miało i nie będzie miało miejsca.Jak widzisz wolę Roxy-ścisnął mnie bardziej z szerokim uśmiechem.Nataniel na to zdziwił się a blondi wstrzymała powietrze i zsiniała.

R:Co Amber zapowietrzyłaś się?-Zapytałam opierając się o czerwonowłosego z wrednym uśmieszkiem.

A:T-Ty małpo!-W jednym momencie rzuciła się w moim kierunku z zamiarem ataku,ale złapał ja brat a także Kastiel i Lysander wstali.Trochę powrzeszczeli,ale w końcu wkroczył Lysander i rozgonił towarzystwo.Nie powiem,widok wściekłej Amber mnie ucieszył.

Po tym wszystkim stwierdziliśmy,że wyjdziemy.Gdy tylko przekroczyliśmy bramę całe towarzystwo wybuchło śmiechem.Kastiel nabijał się z Nataniela,ja z Rozą z Amber a Lysander,no cóż.On płakał ze śmiechu.Do do domu rudego przebiegła nam baaardzo wesoło,mijające nas dzieci gapiły się na nas jak na szaleńców.W sumie to nimi jesteśmy.Jak dorwaliśmy swoje torby ze słodyczami wyglądaliśmy jak małpy.Wszystko to uwieczniła na fotografii Rozalia.To było świetne Halloween,nawet jeśli rano bolały nas brzuchy a w poniedziałek w szkole Amber chciała nas pozabijać.Oczywiście jej ukochany został bezkarny bo to ja go do tego zmusiłam.Niech jej będzie.W sumie racja,bo to ja kazałam mu wsadzić robala do ust tej laluni.Nie mówiłam,że też ma to zrobić,ale skoro się skusił.To musiał być pocałunek,który zapamięta na wieki,z resztą Nataniel również.Zdjęcie Catmana ujrzało światło dzienne,ponieważ Kastiel nie mógł wytrzymać i wstawił je do internetu.Blondasek nie pokazał się w szkole przez tydzień.

------------------------------------------------------------

Hejka.To taki bonus na Halloween.Mam nadzieję,że się spodoba.Nie za bardzo miałam pomysł,ale chciałam coś wam napisać.Wiem,że dawno nie dodałam RZADNEJ części,za co przepraszam,dlatego chcę chociaż tak pokazać swoją obecność.Zaglądam tutaj codziennie i staram się coś naskrobać,niestety leń jest silniejszy a wena wzięła urlop.

Wracając do tematu.Halloween!Przebieracie się?Jeśli ruszacie po cukierki to powodzenia. Możecie śmiało się chwalić swoimi zdobyczami w komentarzach.

środa, 1 października 2014

Krótko i na temat :-)

Po pierwsze.Kolejną część wstawię sobota/niedziela ponieważ mam teraz urwanie głowy przez szkołę.(Wszyscy się zmówili i mam same sprawdziany itp.)

Po drugie.Zapewne widać i słychać,że dodałam muzykę na bloga,ale nie wiedziałam co dać i tu zaczyna się wasza rola.Chcecie usłyszeć swoje kawałki to śmiało piszcie w komentarzach to postaram się jak najszybciej dodać do listy.Najlepiej zostawiajcie linki żeby nie było pomyłek.

W sumie to tyle.Pozdrawiam :-)

niedziela, 21 września 2014

"Roxy" cz.13

Reszta tygodnia minęła bez większych przeszkód,jutro wyjazd.Z racji tego mamy dzisiaj tylko cztery lekcje,nasza dyrektorka była w tej kwestii wspaniałomyślna.Jestem już prawie gotowa.Resztę rzeczy spakuję do walizki po powrocie ze szkoły.Jedzie cała nasza klasa,oczywiście ta lalunia Amber również.Nie mam pojęcia dlaczego,ale w ostatnim czasie się na mnie uwzięła.Najpierw ''przypadkowo" wylała na mnie czerwoną farbę myśląc,że się nie zmyje.Kretynka.Wylała na mnie chyba jakieś plakatówki ponieważ zeszło po drugim praniu ubrań.Później  miała zamiar pociąć mój strój sportowy,ale pomyliła szafki i zniszczyła rzeczy Kim.Ta to jest inteligentna.Było jeszcze kilka innych głupot,ale szkoda na nią tlenu.Dyrekcja chciała odwołać jej wyjazd,ale brat się za nią wstawił i dzięki niemu dostała ostatnią szansę.

Spakowałam plecak i w bardzo dobrym nastroju  zeszłam do kuchni na śniadanie.Ubrałam się dzisiaj w czarne,krótkie  spodenki,białą bluzkę na krótki rękaw z nadrukiem.Założyłam jeszcze naszyjnik w kształcie klucza,który dostałam kiedyś na święta od byłego chłopaka.Nie wyrzuciłam go ponieważ jest ładny,mimo tego jak zachował się ten dupek.Na ręce założyłam mnóstwo różnych bransoletek,a na nogi zwykłe trampki.

W kuchni na blacie nalazłam kartkę:

"W szafce masz drugie śniadanie .Miałem trochę czasu to Ci je zrobiłem.
                                                                                             Miłego dnia
                                                                                                 braciszek =* "

Kochany jest.Przeszukałam szafki i znalazłam zawinięte w sreberko kanapki.Chwyciłam jeszcze tylko jabłko i wyszłam z domu.Dziś do szkoły idę pieszo.

Jak dobrze,że dzisiaj będziemy tak krótko.Na miejsce dotarłam w dziesięć minut, do dzwonka jeszcze dwadzieścia pięć więc mam dużo czasu.Na dziedzińcu było pusto a do budynku szkoły nie miałam ochoty wchodzić,więc usiadłam za drzewem od strony płotu-tak,że nie było mnie widać przez rosnące tam krzewy.Włożyłam do uszu słuchawki,włączyłam muzykę i zapaliłam papierosa.Nie zwracałam na nic uwagi,a żadne dźwięki nie dochodziły do moich uszu po za muzyką.W pewnym momencie prze krótki czas dostrzegłam spory cień,ale go zignorowałam.

Spojrzałam na godzinę,mam jeszcze dziesięć minut.Wyłączyłam muzykę i wyszłam na dziedziniec.

 -Co tam robiłaś?-Usłyszałam za sobą.

R:Wystraszyłeś mnie-odwróciłam się do napastnika.Wystarczył mi jego łobuzerski uśmieszek żeby domyślić się,że zaraz coś palnie.

K:Co tam robiłaś?-Skrzyżował ręce na piersi i przyjrzał mi się.

R:Nic ciekawego-usiadłam na ławce a on obok mnie.

K:Dobra,dobra.Wiem,że migdaliłaś się tam z Natanielem.-Był całkowicie poważny.

R:Co?!-z wrażenia wstałam i spojrzałam na niego przerażona.-Co ty pierdolisz?

K:Jak wchodziłem na dziedziniec widziałem gospodarza wchodzącego do szkoły a potem ty wyszłaś z krzaków uśmiechnięta.

R:Nie można się uśmiechać?!

K:Ja nic nie mówię.Domyślam się,że świetnie się bawiliście.

R:Nawet sobie nie wyobrażasz jak dobrze nam było-rzekłam z ironią.

K:Zapewne.Szkoda,że wcale nic takiego nie było.

R:No brawo geniuszu-prychnęłam.

K:Nie obrażaj mnie bo i tak jestem zły.

R:Za co?Przez sen coś zrobiłam?

K:Nie.Teraz.

R:Ah tak?Co takiego?-uniosłam brew.

K:Papierosem się nie podzieliłaś-naburmuszył się.

R:Co?Nawet na dziedzińcu Cie nie było.Co ty gadasz?

K:Byłem kilka metrów za Tobą,ale oczywiście mnie nie zauważyłaś i weszłaś w krzaki zapalić.Jak poszedłem za Tobą siedziałaś już ze słuchawkami i paliłaś.Nie zwracałaś na mnie uwagi.

R:Nie widziałam Cie nigdzie.No chyba,że ten cień był Twój.

K:A czyi?Pewnie,że mój.Nawet mówiłem do Ciebie,ale były ważniejsze rzeczy.

R:Przepraszam nie słyszałam,a z resztą.Co Cie tak zdenerwowało?To,że nie zapaliłam z Tobą czy moja obojętność?-Schyliłam się tak by moja twarz była naprzeciwko jego.

K:Papieros-powiedział twardo.

R:Nie masz uczuć-odpowiedziałam tym samym tonem i usiadłam obok.

K:Pozbyłem się ich z pewnej przyczyny,może kiedyś Ci opowiem.

R:Czyli kiedyś byłeś romantykiem jak Lysander?

K:Widzisz mnie w takiej roli?-Uniósł brew.

R:Nie,chociaż nie wiem.Możesz być dobrym aktorem i tak naprawdę wszystkie te motocykle i adrenalina to tylko maska dla nieuleczalnego romantyka,którego ukrywasz.-zażartowałam.

K:Oh nie poznałaś moją tajemnicę!-Teatralny wdech.

R:No widzisz jaka ja zdolna.A teraz chodźmy na lekcje.

K:Nie mam ochoty.

R:Ja też,ale to tylko kilka godzin.Zaraz wychodzimy a jutro wyjazd.

K:Chodź pójdziemy na miasto.Nikt nam nic nie zrobi-próbował zmienić temat.

R:Nie.Idziemy na lekcje.Chodź.-Pociągnęłam go za ręce żeby wstał.Zrobił to ponieważ jestem uparta-on o tym wie,i nie dam mu za wygraną.Chwile się dąsał i mruczał coś pod nosem,ale na lekcje trafiliśmy.

Pierwsza lekcja minęła spokojnie.Zamiast na historii byłam skupiona na myśleniu o wyjeździe.Razem z Rozą poprzez liściki umówiłyśmy się,że w autobusie siedzimy z chłopakami na tylnich siedzeniach.Obie byłyśmy bardzo pod ekscytowane jutrzejszym dniem.

Przerwa,a właściwie prawie każda minęły nam na tym samym.Rozmawiałyśmy o tym co będziemy mogli robić,o pokojach i o różnych takich.W trakcie przerwy przed ostatnią lekcją udałyśmy się na część dziedzińca należącą do klubu ogrodników i usiadłyśmy opierając się o mur szkoły.

Ro:Ja chcę już jechać!-Rozalia piszczała wniebogłosy wyciągając z torby kanapki.

R:Haha..Ja też,ale proszę zmieńmy temat.Cały czas tylko wyjazd i wyjazd.Nie ma nic innego na świecie?

Ro:Wybacz.Po prostu jedziemy tam na dość długi czas a dodatkowo nie będzie tam Leo.Jestem naładowana energią na jutro,ale jest mi smutno z powodu mojego miśka.

R:Spokojnie da sobie radę.Dorosły z niego facet,poradzi sobie.

Ro:Wiem to,ale chodzi o sam fakt,że tak długo go nie zobaczę.Muszę go dzisiaj wycałować na zapas.

R:Dobra,ale jak to zrobisz to nie bierz laptopa.Nie będzie nocnych zwierzeń-zagroziłam.

Ro:O nie.Nie dam Ci tej sadysfakcji.Wezmę go.Ty też będziesz mogła z niego skorzystać żeby pogadać z bratem.

R:Jestem pewna,że on jakoś zniesie naszą rozłonkę.Z resztą ja nie będę z nim płakać,Ola się nim zaopiekuje.

Ro:Muszę ostrzec mojego miśka żeby pocieszenia nie szukał.

R:Po co?Jesteś niezastąpiona.

Ro:Dzięki.Mam nadzieję,że on też tak uważa.-Zjadłyśmy drugie śniadanie i cały czas rozmawiałyśmy.Na szczęście Rozalia wzięła do siebie moją prośbę i zmieniłyśmy temat na jej ulubiony.Zakupy.Gdy zaczęła trajkotać o jakiejś czadowej sukience chciałam wrócić do poprzedniego tematu,ale jak ona zacznie już ten temat to jej nie zatrzymasz,no chyba że Cie o coś zapyta.

Zaczęłyśmy zbierać się do wyjścia ponieważ za chwilę dzwonek na lekcje.Wstałyśmy i nagle z góry zleciało na nas coś zielonego i upaprało nas obie od stóp do głów.Rozalia wydała przerażający pisk a ja głośno przeklnęłam.Szybko spojrzałyśmy w górę i zauważyłyśmy uciekającą Amber,nim się obejrzałam wokół nas był już tłum szepczących uczniów.

R:Czego się kurwa gapicie?Nie macie lekcji?-Byłam zdenerwowana na maksa.Dosyć,że ta lalunia z bazaru nas czymś oblała to jeszcze Ci idioci nie mają nic innego do roboty tylko oglądanie innych.

N:Dziewczyny wszystko w porządku?Cała szkoła was słyszała-z tłumu wyszedł  Nataniel.

R:Ślepy jesteś?Przyjrzyj się nam-warknęłam.

N:Co wam się stało?-Zapytał ze zdziwieniem na twarzy.

R:Chciałyśmy pomalować ścianę,ale wiaderko nam z rąk wypadło-rzekłam z ironią.

N:W takim razie same siebie ukarałyście-odpowiedział oschle.

Ro:Ale z Ciebie idiota Nataniel!Sory,ale taka prawda.Nie wyczułeś tej ironii w jej głosie? Przecież to oczywiste,że same sobie tego nie zrobiłyśmy.Jeszcze nie jesteśmy takie szalone.

N:A więc powiedzcie co tu się stało.

R:Pewny jesteś,że chcesz to usłyszeć przy wszystkich?

N:A co oni mają do tego?Mówcie.

Ro:Sam tego chciałeś.Roxy proszę zacznij.

R:A więc to coś zielone to prawdopodobnie farba,którą..

Ro:Uwaga zaraz będziesz zaskoczony-wtrąciła.

R:Którą Amber wylała na nas z okna.

N:Co?!-podniósł głos-Macie jakieś dowody?Nie możecie jej bezpodstawnie oskarżyć!

R:Widziałam ją kurwa w tamtym oknie-wskazałam mu ręką w górę.-Tylko ona ma taki krzywy i charakterystyczny ryj.

N:Wyrażaj się,to szkoła a nie dyskoteka.

R:Nie jesteś moim ojcem żeby mi rozkazywać.Zajmij się swoją siostrą bo to już przegięcie.

N:Niczym się nie zajmę bo to na pewno nie ona.Miała warunek i wątpię by go złamała,ponieważ bardzo chce tam jechać .Nie macie dowodów to ja nic nie zrobię w tej sprawie.

R:Co kurwa?!Żartujesz chyba!Ta pinda nie może być bezkarna.

Ro:Dobrze wiemy kogo widziałyśmy.Wylała to na nas,chwile musiała jeszcze spojrzeć ponieważ jak uniosłyśmy głowy to uciekała.

N:Brak dowodów.Nic nie zrobię.

R:Bo ty frajer jesteś.Jak ty się nią nie zajmiesz to sama to zrobię bez niczyjej pomocy-zaczęłam się przepychać w kierunku szkoły.

Wbiegłam do środka i przetrzepałam każde pomieszczenie na parterze-nic,pusto.Szybko udałam się w kierunku klatki schodowej gdzie natknęłam się na Kastiela.No pięknie.Jeszcze tego mi brakowało żeby i on się nabijał z mojego nowego koloru.

K:Haha..Co Ci się stało?-wybuchł śmiechem gdy tylko mnie zobaczył.

R:Ja i Rozalia miałyśmy wypadek a teraz mamy powód do morderstwa pewnej osoby.

K:Niech pomyślę.Czy tą osobą jestem ja?

R:Jeśli jesteś pustą landryną z orzeszkiem zamiast mózgu i z blond włosami to tak o ciebie nam chodzi.

K:Jest w biologicznej-uśmiechnął się łobuzersko i przepuścił mnie dalej.

R:Dzięki-krzyknęłam na odchodne i ruszyłam w wyznaczonym kierunku.Drzwi otwierałam powoli aby nie wydały żadnego dźwięku,w ten sam sposób weszłam do klasy.Tak jak mówił czerwonowłosy te kretynki tutaj są.Gdy już byłam w środku z całej siły pieprzłam drzwiami tak,że podskoczyły ze strachu i natychmiast spojrzały w moją stronę.Amber zaczęła się chichrać a po chwili dołączyły jej koleżanki.

A:W zieleni Ci do twarzy-zaśmiała się.

R:Tak?Módl się żebyś ty zaraz nie zmieniła barwy-przygotowałam pięści do ciosu.

A:Nic mi nie zrobisz to po pierwsze.Po drugie ja Ci nic nie zrobiłam więc nawet jeśli mnie uderzysz to będziesz miała problemy.-Wyszczerzyła swoje krzywe zęby.

R:Ja i Rozalia dobrze widziałyśmy.To ty to na nas wylałaś.

A:Nawet jeśli to nie masz dowodów i nikt wam nie pomoże.

R:Nataniel jest po Twojej stronie,ale ja dobrze wiem,że to ty-ruszyłam w jej kierunku.-Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo chce Ci teraz przywalić.

A:Ale nic nie możesz zrobić.Tak jak wtedy gdy Shon wolał mnie-powiedziała z wyższością a ja dosłownie na moment zastygłam w bezruchu.Co ona myśli,że ja jeszcze nad nim rozpaczam?Nie już dawno,nie!

R:Myśl co chcesz,ale ten argument w niczym Ci nie pomoże co najwyżej ujmuje Ci punktów,ponieważ Shon to przeszłość.

A:Mówisz tak ponieważ jesteś sama,nikt nie zwraca na Ciebie uwagi a dodatkowo chłopak,którego podobno kochałaś wolał mnie tą ładniejszą i delikatniejszą

R:Przestań pieprzyć!Mam tu teraz inną sprawę do załatwienia,a mianowicie Ciebie.Dlaczego to na mnie wylałaś?-Zdenerwowała mnie.Nie swoimi słowami,ale faktem,że  próbowała odwrócić moją uwagę od sprawy nie cierpiącej zwłoki.

A:Ja nic nie zrobiłam!

R:Kurwa przestań kłamać!-Złapałam ją za bluzkę i uniosłam w górę.

A:Co ty wyprawiasz wariatko?!-Na jej twarzy malował się strach.Byłyśmy tutaj same,ponieważ jej koleżanki w ekspresowym tempie uciekły.

R:Ja nic nie robię.Masz jakieś dowody?-Sparodiowałam ją.

A:Pomocy wariatka!-zaczęła krzyczeć,ale przycisnęłam ją do ściany a jedną ręką zatkałam usta.

R:Cicho bądź albo nie dożyjesz jutra-syknęłam.Ona tylko ze strachem w oczach kiwnęła twierdząco głową.-No.To teraz zrobisz co Ci każe.Po pierwsze jak wezmę swoją dłoń będziesz grzeczna i spokojnie odpowiesz mi na poprzednie pytanie.Jasne?-Kiwnęła głową a ja zabrałam dłoń.

A:Pożałujesz tego wieśniaro-warknęła a ja uderzyłam ją w brzuch na co stęknęła.

R:Dlaczego nas oblałaś?-Zapytałam twardo.

A:To miał być kawał,ale widzę,że nie masz poczucia humoru.

R:Mam,ale Twoje żarty nikogo nie bawią.

A:Widziałam co innego.

R:O czym ty pieprzysz?

A:Z okien było widać śmiejący się z Was tłum ludzi,a także Charlotte słyszała śmiech Kastiela zanim do nas dołączyła.Domyślam się,że ma z Ciebie polewkę.

R:To nie ma nic do rzeczy.Twoje zabawy już mi się znudziły a dzisiaj miara się przebrała.Nie zniosę więcej tych głupot-warknęłam.

A:Nic mi nie robisz.Tego jestem pewna.Udajesz twardą a tak naprawdę ryczysz po kątach.

R:Mylisz się.Nic o mnie nie wiesz-poddusiłam ją lekko.

A:Wiem dosyć sporo sieroto-ostatnie słowo podkreśliła.-Wiem,że nie masz absolutnie nikogo.-Nie powiem,że nie.Zabolało mnie to,ale nie mogłam jej pokazać swoich emocji.

R:To prawda,że moi rodzice nie żyją.Tu masz rację,ale nie jestem sama.Mam świetnego brata-Kevina,za którego oddam życie i przyjaciół.Możesz mi ubliżać,ale nigdy tego nie pojmiesz ponieważ Twoje kumpele zwiały a brat jak się dowie prawdy przestanie Ci pomagać.

A:On nie ma innego wyboru.To jego pokuta.

R:Każda cierpliwość się kończy.

A:No właśnie,każda.Wypuść mnie.

R:Nie mam zamiaru.

A:Dlaczego?

R:Ponieważ jeszcze mi nie odpowiedziałaś na jedno pytanie.

A:Nie mam zamiaru-chciała się wyplątać,ale uderzyłam nią o ścianę na co syknęła.

N:Amber jesteś tutaj?-Do klasy wszedł gospodarz.Gdy nas zobaczył,zdziwił się.-Co tu się dzieje?-Rozejrzał się po sali po czym nasz wzrok się skrzyżował.

A:Nataniel pomóż mi,ona zwariowała!

R:Ja nic nie robię.To ty oblałaś mnie farbą.

A:Nic nie zrobiłam-udawała niewiniątko przy Natanielu.

R:Przyznaj się suko-ścisnęłam jej gardło.

N:Bo ją udusisz!-Panikował.

R:Mam na to wielką ochotę.

N:Roxy przestań bo wylądujesz w dyrekcji.

R:Nie przestane puki się nie przyzna-warknęłam.

N:Amber naprawdę je oblałaś?

A:Nie!To jakiś wymysł,chcą mnie wrobić.

R:Gadaj.Prawdę-warknęłam do niej ściskając mocniej jej szyje.

A:Dobra!Ok.To ja.Chciałam im zrobić kawał.To wszystko.

N:Miałaś nic nie robić!Zwariowałaś?!Teraz wyrzucą Cie ze szkoły-zdenerwował się.

A:Nic mi nie zrobią bo mi pomożesz-była strasznie pewna siebie.

N:O nie!Mam już dosyć Twoich wygłupów radź sobie sama.

A:Musisz.Inaczej sam oberwiesz.

N:Trudno.Czas żebyś się czegoś nauczyła.Roxy możesz ją puścić.Osobiście zgłoszę to do dyrekcji.Chodź bo ty i Rozalia musicie przedstawić wszystko dokładniej.-Jak powiedział tak się stało.Znalazłam Rozalię w łazience próbującą zmyć z siebie zieleń i poszłyśmy do pani dyrektor wszystko jej opowiedzieć.Była wściekła na Amber a także jej kumpele,które musiały jej pomagać.My zostałyśmy zwolnione do domu a blondynę czekała pogadanka.

Przed opuszczeniem terenu szkoły pożegnałam białowłosą i poszłam do łazienki,ponieważ z zieloną twarzą nigdzie nie pójdę.Mam nadzieję,że mi to zejdzie.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i westchnęłam.To wyglądało okropnie.Złapałam za papierowe ręczniki i mydło po czym wzięłam się do roboty.Zieleń z twarzy zeszła szybko,jednak z resztą muszę powalczyć w domu.Opuściłam pomieszczenie i ruszyłam w kierunku bramy na dziedzińcu.W końcówce drogi usłyszałam krzyk.

A:Ty suko!Przez Ciebie prawie wyleciałam ze szkoły.Zadowolona?!

R:Bardzo.Szkoda tylko,że Cie nie wywalili.Zapewne otrzymałaś małą pogadankę,naganę i nic więcej.

A:Dla mnie nie ma powodu do zadowolenia,ponieważ nigdzie nie jadę  a na moje miejsce idzie jakaś kretynka z młodszej klasy-warczała.

R:Świetna wiadomość.Będę mogła odpocząć od Twojego paskudnego ryja-klasnęłam w dłonie i naśladowałam małą dziewczynkę.

A:Nie wyobrażaj Sobie za wiele,a i nie myśl,że przeproszę was publicznie.Nigdy!

R:Skoro dyrektorka Ci kazała to będziesz musiała.

A:Nie mam zamiaru.Wole dać się pomalować Twoimi kosmetykami niż publicznie Cie przepraszać larwo.

R:Uważaj na słowa.

A:Znowu będziesz chciała mnie uderzyć?Nie uda Ci się bo będę pierwsza.Muszę Ci oddać-zamachnęła się na mnie,ale złapałam jej rękę w locie i wykręciłam do tyłu.Stala pochylona z wykrzywioną ręką tak,że bez problemu mogłabym ją jej złamać.Taki też miałam zamiar,ale ktoś złapał mnie w pasie od tułu i zaczął nieść ku wyjściu.Szarpałam się,ale bez skutku.

-Nie jest tego warta-szepnął mi do ucha gdy zmierzał po za teren tego psychiatryka.Gdy się zatrzymał puścił mnie a ja natychmiast spojrzałam na tą osobę.

R:Dlaczego mnie stamtąd zabrałeś?-Zapytałam z wyrzutem.

K:Spełniam prośbę Twojej przyjaciółki.

R:Kogo?-Uniosłam brew.

K:Rozalia mnie prosiła.Zanim wyszła powiedziała mi żebym miał Cie na oku bo jesteś jeszcze w szkole.Wtedy zobaczyliśmy wyzywającą Amber na korytarzu.

R:Zgodziłeś się tak bez niczego?-Spojrzałam na niego z pod byka.

K:Znasz mnie.Dla przyjaciół wszystko-wyszczerzył się.

R:Zapomniałeś dokończyć.Dla przyjaciół wszystko za coś.

K:Nie jestem taki-oburzył się.

R:Ależ oczywiście-mruknęłam.

K:Wiem,że jesteś zdenerwowana,ale ta panienka nie jest powodem do robienia sobie kłopotów.Nie działaj tak impulsywnie.

R:Mówi koleś,który bije po mordzie jak go tylko zdenerwują.

K:Ostatnio jak się biłem to wtedy co natknęliśmy się na tego dupka.Masz na mnie zły wpływ,nawet dziewczyny dawno nie miałem.Wszystkie wystraszyłaś.

R:Jasne zwal winę na mnie.

K:A na kogo?Lysander nie straszy nikogo dookoła.

R:On nie,ale Twój charakter owszem.

K:Jak sama rano zauważyłaś to ja jestem nieuleczalnym romantykiem ukrywającym się pod zbroją.Potrzebuje czułości-zrobił minę zbitego psa na co ja chciałam wybuchnąć śmiechem.

R:Nie widzę Ciebie w takiej roli.Wybacz.

K:Ranisz mą duszę-złapał się za serce i odwrócił na pięcie po czym ruszył w kierunku parkingu przy szkole.

R:Haha..To jest ten moment,w którym mam Cie przeprosić?-Zaśmiałam się,ale on nie zwracał na mnie uwagi i szedł dalej.Serio się obraził,czy tylko udaje?-Kastiel!-Wołałam idąc za nim,ale nie był zainteresowany.Postanowiłam więc coś z tym zrobić.Zatrzymałam się na chwilę aby się odrobinę oddalił po czym rozbiegłam się i wskoczyłam mu na plecy.

K:Co jest kurwa?-Momentalnie się zatrzymał.

R:Ignorowałeś mnie to chciałam zwrócić na siebie Twoją uwagę.

K:Udało Ci się,ale nie tylko moją-wskazał palcem na drugą stronę ulicy gdzie stały dwie nabijające się z nas staruszki.

R:Trudno.Ważne,że mi się udało.Gdzie idziesz?-Zapytałam jedną ręką trzymając się jego szyi a drugą kręcąc jego włosy na palcu.Nic mi nie odpowiedział tylko szedł dalej w milczeniu.Chwila,ale on powinien być jeszcze w szkole.Zwiał z lekcji,no pięknie.-Kastiel.Dlaczego zwiałeś z lekcji?-Nic.Cisza.Dalej nic mi nie odpowiedział.Ścisnęłam go więc mocno i zaczęłam mówić słodkim głosikiem nad uchem.-Kassi co jest?Gniewasz się na mnie?

K:Nie mów tak na mnie,tylko matka mnie tak denerwuje i wole by tak zostało.

R:Ojej pan obrażalski-w tym momencie podskoczył.-Ej!

K:Złaź ze mnie klocku.

R:Przesadzasz.Nie jestem taka ciężka.

K:A ja jestem chłopakiem Amber.

R:Ja tam nie wiem.Może masz do niej jakieś pociągi.

K:Zaraz Cie zrzucę jak się nie zamkniesz-warknął i się zatrzymał.Rozejrzałam się dookoła.Staliśmy przy jego samochodzie na parkingu w pobliżu szkoły.-Możesz zejść?Skoro z Twojej winy wyszedłem ze szkoły to chciałbym już wrócić do domu.

R:Dobra.Już-zeszłam z jego pleców i stanęłam obok przyglądając mu się.

K:Co się tak gapisz?Zakochałaś się?-Uśmiechnął się łobuzersko.

R:W kim?Nie widzę tu nikogo wartego zachodu-z obojętną miną rozejrzałam się na boki.

K:Poczucie humoru Ci dzisiaj dopisuje.

R:Nawet Amber mi nie popsuje dzisiaj dnia.A tak a pro po.Podwieziesz mnie?

K:Gdzie?-Uniósł brew.

R:Do domu.Masz po drodze i możesz mnie zabrać.

K:Niby dlaczego miałbym to zrobić?

R:Bo ładnie Cie proszę.

K:Nie przemawia to do mnie.

R:W takim razie co przemówi?

K:Hmm..Rozalia już mi coś łatwi,ale ty też możesz-uśmiechnął się tajemniczo.

R:Co takiego robi dla Ciebie Roza?

K:Nic ważnego.W zamian za pilnowanie Twojej osoby ma zdobyć pewne informacje,ale więcej Ci nie zdradzę.

R:Sama mi powie,długo nie wytrzyma.

K:Szczerze w to wątpię,ale nie będę Ci odbierał nadziei.Teraz wróćmy do Ciebie.

R:Co takiego mam zrobić?

K:Masz znaleźć mi dziewczynę.

R:Co?!Haha..Serio mówisz?Jak mam to zrobić?

K:Wieżę w Ciebie-poklepał mnie po ramieniu uśmiechając się przy tym szeroko.

R:Już mam jedną chętną,ale gorzej z tym czy ty ją zaakceptujesz.Ona tam poleci na Ciebie i tak,ponieważ odkąd ją znam ugania się za Tobą.

K:Mówisz o sobie w trzeciej osobie?-Zaśmiał się.

R:Haha..Nie.Mówię o mojej dzisiejszej oprawczyni.

K:Tylko nie ona.Moja dziewczyna ma być zupełnie inna.

R:Może krótki opis?

K:Hmm..-myślał przez chwilę.-Już wiem.Ma być taka jak ty-wskazał na mnie palcem.

R:Co takiego?Chyba nie zrozumiałam.

K:Chodzi o Twój charakter.Niech będzie podobna do Ciebie,ale trochę słabsza.Chcę mieć jakieś przyjemności.

R:Heh..Dobra.Zobaczę co da się zrobić,ale niczego nie obiecuję.

K:Jak Ci się nie uda to osobiście Cię ukarzę-pogroził mi palcem.

R:Dobra,doba-powiedziałam lekceważąco i wsiadłam do auta.


----------------------------------------------------------------
To chyba najdłuższa część.Heh..Chorowałam przez weekend to siedziałam i pisałam w trakcie nudy.Mam nadzieję,że się spodoba.

Proszę o jakiekolwiek słowo.Po prawej stronie jest ankieta.Jeśli nie macie ochoty pisać komentarza to proszę abyście chociaż oddali głos,ponieważ nie wiem czy moje pisanie ma jakikolwiek sens.

                                                                                                               Pozdrowionka ;)


Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc