niedziela, 27 lipca 2014

"Roxy" cz.9

R:Nie,ale gdy go zobaczy może działać impulsywnie.

Ro:Nawet jeśli to przyznaj że nauczka mu się należy.

K:Komu się należy nauczka?-zauważyłam Kastiela opartego o szafki.Uśmiechał się łobuzersko.


Ro:Kastiel!-wstała jak poparzona i podeszła do chłopaka.


K:Tak mam na imię.O co chodzi?


Ro:Skoro nie chcesz żeby to zrobił Kevin to niech to będzie on.Co ty na to Roxy?


R:Nie zgadzam się.Oni się znają,a ja nie chcę żeby ktokolwiek miał przeze mnie problemy.Nie ma mowy.


Ro:Skoro się znają to Kastiel może mieć jakiś pretekst do tego żeby go pobić.


R:Rozalio nie.Nie,nie i jeszcze raz nie!


K:Można wiedzieć w co mnie chcesz wrobić Roza?Kogo mam pobić i za co?W ostatnim czasie nikt mi nie podpadł.


Ro:Wszystko Ci opowiem-odciągnęła go na bok.Dużo gesty kulowała,a on tylko się jej przyglądał.Gdy pokazała na mnie Kastiel spojrzał w moją stronę.Miał minę z której nie mogłam nic odczytać,a gdy nasze spojrzenia się stykneły odwrócił wzrok na Rozę.Po kilku minutach rozmowy wrócili do mnie.


R:Błagam powiedz że się nie zgodziłeś-spojrzałam na niego błagalnie.Nie jest chyba na tyle głupi.


K:W sumie to czemu nie.Ja i Shon mamy pewne po rachunki do załatwienie,więc czemu by nie.-uśmiechnął się zadziornie.-Ten chłopak nie jest taki święty jak Ci się wydaje.Nie znam go długo,ale zauważyłem w jakim towarzystwie się obraca.


Wiadomość że Kastiel obije Shona mnie przybiła.On serio chce to zrobić?O jakie porachunki mu chodzi?Ja chyba nie znam swojego chłopaka.Ciekawe ile jeszcze się o nim dowiem?


Po lekcjach szukałam czerwonowłosego,ale nikt nie wiedział gdzie jest.Lysander także nie wiedział gdzie znajduje się jego przyjaciel.Przeszukałam całą szkołę.W końcu zrezygnowana wyszłam.Przy ogrodzeniu zauważyłam Kastiela i podeszłam do niego.Mam nadzieję że uda mi się go ubłagać aby nic nie robił.


R:Szukałam Cie po całej szkole.


K:Zawsze szybko wychodzę z tego budynku.Może jeszcze nie zauważyłaś,ale nie lubię tam przebywać.


R:Wiem o tym,ale miałam cichą nadzieję że uda mi się z tobą porozmawiać.


K:Co jest tak ważne,że mnie szukałaś?


R:Chcę Cie prosić o coś.


K:Mnie?O co takiego?-skrzyżował ręce na piersi.


R:Proszę nie rób tego co mówiła Roza.


K:Dlaczego miałbym tego nie robić?Mam ochotę obić mu trochę te jego twarzyczkę.


R:Nie rób tego ze względu na to co mi zrobił.Jeśli masz jakiś inny powód to proszę,ale nie przeze mnie.


K:Dlaczego go bronisz?Ma być bezkarny?


R:Nie o to chodzi.Nie che żebyś miał przeze mnie kłopoty.On ma kontakty i możesz tego pożałować.


K:Wiem,ale nie odważy się tego zrobić bo i on wpadnie w bagno.Nie będę Ci opowiadał,to długa historia.


R:To jak będzie?-zapytałam z nadzieją.


K:Skoro nie chcesz to ok.Ostatnio nie mam ochoty na kłótnie z tobą.


R:W sumie to ja też.Dzięki.Ja będę szła,cześć.


K:Poczekaj.Przejdę się z tobą.-najpierw jest milutki,potem mówi że nie che się kłócić a teraz to. Zastanawia mnie ten człowiek.


K:Mam coś na twarzy?-wyrwał mnie z myślenia.Fakt mój wzrok utkwił na jego ciemnych oczach,a nawet nie zwróciłam na to uwagi.

R:Nie tylko się nad czymś zastanawiałam.

K:Mogę wiedzieć nad czym?-uśmiechnął się łobuzersko.

R:W sumie nad tobą.Zastanawia mnie Twoja zmiana zachowania.Ostatnio jesteś miły,ale kilka dni wcześniej nie dało się z tobą wytrzymać.

K:Nie podoba Ci się to?Zaraz mogę być nieznośny.Chcesz?-jeszcze bardziej się uśmiechnął.Dziwne,spodobał mi się ten jego uśmieszek.Można powiedzieć że za akceptowałam go.

R:Nie.Po prostu mnie to zastanawia.

K:Cóż nic na to nie poradzę.Taki mam charakter i raczej nic tego nie zmieni.To co idziemy?

R:Tak.-okazało się że Kastiel mieszka niedaleko i żeby wrócić do domu może iść drogą koło mnie lub pobliską uliczką.Szliśmy rozmawiając na neutralne tematy,które głównie dotyczyły naszych za interesowań.Zauważyłam że kilka rzeczy nas łączy.

-Roxy!Roxy!-odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w naszym kierunku Shona z ponurą miną-Możemy porozmawiać?

K:Ona nie ma teraz na to ochoty-warknął czerwonowłosy.

S:Moja dziewczyna ma swoje zdanie.Nie musisz jej wyręczać.-stanął ze mną twarzą w twarz.

R:Kastiel ma rację.Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.Nie chcę Cie także nigdy więcej widzieć.Z nami koniec.

S:Ja chciałem z tobą porozmawiać o czymś ważnym,a ty tak nagle ze mną zrywasz?

R:Nagle?Nie jestem aż tak głupia żeby dalej z tobą być.Masz drogę wolną.Idź do Amber zanim znajdzie nowego chłopaka.

S:Jaka Amber?

R:Nie udawaj kretyna.Widziałam was razem w kawiarni.Trzymałeś ją za rękę,wyglądaliście jak para.

S:To było tylko jednorazowe wyjście.To moja znajoma,tylko tyle.

R:Nawet nie chodzi mi tylko o to.Widziałam jak w sobotę kleiłeś się do jakiejś panienki przy torze.Potem te Twoje wiadomości.Ostatnio nam się nie układało,na pewno to zauważyłeś.Mogłabym jeszcze wymieniać powody które są przyczyną tego końca,ale nie chcę marnować tlenu.

S:Bardzo ciekawe że tak nagle przestałaś mnie kochać.W kilka dni?A może nigdy mnie nie kochałaś?

R:Nie oskarżaj mnie o coś skoro sam nie jesteś święty.Kochałam Cie,ale wszystko się zmieniło.To raczej ty mi powiedz co do mnie czułeś.

S:Czułem?Myślisz że już tak nie jest?Ja Cie kocham całym sercem.Zawsze myślę o Tobie.Jestem od ciebie uzależniony-złapał mnie mocno za ramiona.

R:Gdyby tak było to byś tego nie zrobił.-wycofałam się do Kastiela i chcieliśmy odejść.

S:Czyli jednak?Wiedziałem.Od chwili gdy dowiedziałem się że znacie się ze szkoły.Kastiel łamacz serc chce kolejną dziewczynę do kompletu?-spojrzałam na chłopaka.Na twarzy miał wymalowaną wściekłość.

K:Nic więcej nie mów.-wysyczał przez zaciśnięte zęby.

S:Uraziłem Cie,a może wszystko zepsułem?-zaśmiał się.

K:Zamknij ryj!-odwrócił się i złapał go za bluzkę podnosząc lekko do góry.

S:Casanova za pięć groszy.Każda Twoja co?Znam Cie lepiej niż myślisz.Znam też doskonale Roxy i wiem jaka jest,wątpię żeby Ci się udało.

K:Jeszcze jedno słowo a będziesz żałował że się urodziłeś.

S:Dobra,dobra bo się wystraszę.Możesz mnie puścić i tak nie mam nic więcej do dodania na Twój temat.

Kastiel puścił go i odsunął się do tyłu.Shon poprawił koszulkę i spojrzał na mnie.

S:Jesteś pewna że tego chcesz?

R:Tak.Nie pokazuj mi się więcej na oczy.

S:Dobra.Zastanawia mnie tylko jedno.Od kiedy zachowujesz się jak dziw..-nie dane było mu skończyć bo w mojej obronie stanął Kastiel i przywalił chłopakowi.

K:Nie obrażaj jej.-warknął.

S:Chojrak się znalazł.Ja tylko mówię co myślę.Wiem że w Twoim towarzystwie Roksana stoczy się.

R:Co ty możesz wiedzieć?Potrafisz tylko gadać głupoty.Nigdy się niczym nie męczyłeś,nawet myśleniem.Chociaż raz się do tego zmuś i przemyśl to co mówisz.

S:Nie będę sobie zawracał głowy głupotami.A ty-otarł krew spływającą z jego wargi-pożałujesz tego.-Zamachnął się i uderzył Kastiela w twarz,aż ten się odwrócił.Czerwonowłosy nie był mu dłużny i oddał mu.Zaczęli się szarpać,jeden obijał drugiego.W końcu Kastiel przycisnął Shona do ziemi.Chciał mu przyłożyć,ale powstrzymałam go.

R:Proszę przestań-czułam spływającą po moim policzku łzę.Chłopak wstał i otarł mi ją.Widziałam zatroskanie na jego twarzy.

S:Już wam nie będę przeszkadzał,a wiedz jedno Kastiel.Zemszczę się.-powiedział podnosząc się z ziemi.

R:Jak masz iść to spadaj.Przez ciebie po raz pierwszy od lat uroniłam łzy.Nie chcę Cię więcej widzieć.

Shon poszedł,a ja z Kastielem ruszyliśmy do mnie.Reszta drogi minęła nam w absolutnej ciszy.Żadne z nas nic nie mówiło.Co chwilę tylko zerkałam na chłopaka zapatrzonego w dal i zastanawiałam się o co chodziło Shonowi.Może kiedyś się dowiem,ale teraz nie chcę denerwować Kastiela.

Gdy byliśmy pod moim domem zaprosiłam chłopaka do siebie.Na początku trochę protestował,ale w ostateczności się zgodził.Zaprowadziłam go do swojego pokoju i kazałam chwilę zaczekać.Zeszłam do kuchni i wzięłam dwie szklanki i sok.Wracając do pokoju natknęłam się na brata.

Kv:Ktoś u ciebie jest?

R:Tak.Kastiel,ale nie pytaj dlaczego.

Kv:Chętnie z nim pogadam.

R:Proszę nie.Mam już dość atrakcji jak na jeden dzień-powiedziawszy to zostawiłam brata samego i udałam się do siebie.Kastiel siedział zamyślony na moim łóżku.Postawiłam wszystko na biurku i spojrzałam na niego.Był poobijany,miał przecięty łuk brwiowy i krwawił w kilku miejscach.Wzięłam apteczkę ze swojej łazienki i ukucnęłam na przeciwko niego.

K:Co ty robisz?-podniósł wzrok.

R:Nie wiem jak więc chociaż tak chce Ci podziękować.-wyjęłam wodę utlenioną i namoczyłam nią materiał.

K:Nie musisz-zatrzymał moją rękę.

R:Ale chcę-zaczęłam wycierać jego twarz.W pewnym momencie lekko syknął-Przepraszam.

K:To nic w porównaniu z uderzeniem.-założyłam mu mały opatrunek i usiadłam obok.Nie wiem czemu,ale miał głowę spuszczoną na dół.

R:Coś nie tak Kastiel?-zapytałam delikatnie dotykając jego ramienia.

K:Nie wszystko w porządku- podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie.

R:To moja wina.Przepraszam-teraz to ja spuściłam głowę.Nie chciałam patrzeć mu w oczy.

K:Nic tu nie jest twoją winą.Sam się o to prosiłem.Może nie jestem idealny,ale nie znoszę gdy ktoś obraża przy mnie kobietę.

R:Dzięki za wszystko,ale teraz się trochę boję.

K:Czego?-zmaterializował się przede mną na kolanach i podniósł lekko moją głowę do góry.

R:Może bywam twarda,ale nigdy nie widziałam go w takim stanie.Nie wiem co teraz zrobi.Dlatego się boję.Z mojej winy możesz mieć kłopoty.

K:Spokojnie nic się nie stanie.Miło że się martwisz,ale nie przejmuj już się tak tym wszystkim.-uśmiechnął się do mnie.Dziwne jeszcze kilka dni temu go nie znosiłam a teraz myślę nawet że moglibyśmy się zaprzyjaźnić.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę.Wypiliśmy trochę soku i pośmialiśmy się.Zajście z ulicy odeszło w niepamięć.Świetnie się dogadywaliśmy,nawet małe docinki nie były obraźliwe tylko śmieszne.Zachowywaliśmy się tak jakbyśmy znali się dość długo.Żarty,śmiech i rozmowa.Tak minął nam czas.Kto by pomyślał?Jednak pozory mylą.Kastiel okazał się fają osobą.

Kastiel musiał wracać do domu,przez to wszystko zapomniał o psie.Biedaczysko.Gdy chłopak poszedł ja zjadłam coś,wzięłam prysznic i poszłam spać zmęczona dniem.

---------------------------------------------------------------------
Miałam czas i ochotę to napisałam.Mam nadzieję że się spodoba. :)

sobota, 26 lipca 2014

"Roxy" cz.8



W trakcie ostatniej przerwy wyszłam na dziedziniec i skierowałam się do klubu ogrodników.
Tam jest zawsze spokojnie, a ja tego właśnie potrzebuję. Usiadłam na trawie obok rosnących
tam róż i zamknęłam oczy. Nie chciałam teraz słyszeć żadnych dźwięków więc wyłączyłam
dźwięk w telefonie.

Przez otaczającą mnie ciszę zasnęłam. Miałam dziwny sen, ale nie poznałam jego końca
ponieważ obudził mnie dzwonek na lekcję.

                                                ~SEN ROXY~         

Znajduje się w parku ,jest wieczór, obok mnie stoi Shon .Chciałam go przytulić, ale zniknął .Po
chwili zobaczyłam go idącego w oddali. Nie był sam. Szła z nim jakaś dziewczyna, trzymali się
za ręce. Na jego twarzy widziałam uśmiech, było słychać jej śmiech. Łzy napłynęły mi do oczu.
Pobiegłam w jakimś kierunku i usiadłam na ławce. Zakryłam twarz dłońmi podpierając się o
kolana i płakałam .Moje serce pękło na miliony kawałeczków. W pewnym momencie ktoś
pocieszającym gestem pogłaskał mnie po plecach a potem po głowie. Podniosłam głowę,
 chciałam zobaczyć kim jest ta osoba. Zobaczyłam tylko lekki uśmiech. Obudziłam się.
                                                        
                                   ~RZECZYWISTOŚĆ~

Zastanawiałam się nad tym snem.  Czyżby coś podobnego miało nadejść w przyszłości? Kto mnie pocieszał? Dlaczego Shon mnie zostawił?

Z mętlikiem w głowie poszłam na matematykę, ale nie miałam głowy do lekcji .Cały czas
myślałam o swoim śnie. Moją zadumę przerwała jednak wchodząca do klasy dyrektorka.

D: Witam. Mam ogłoszenie dla waszej klasy. Jak co roku szkoła organizuje dwu tygodniowy
wyjazd. W tym roku wylosowano waszą klasę i to wy macie możliwość wyjazdu do wspaniałego
ośrodka górskiego. Więcej informacji znajdziecie na kartkach, które rozda wam Nataniel. Teraz
przepraszam, mam jeszcze kilka spraw  do załatwienia.

Dyrka wyszła ,a Nataniel rozdał nam formularze i informacje o wyjeździe. W brew pozorom
koszt jest mały, pięćset złotych  na całe dwa tygodnie. W tym jedzenie i atrakcje. Wspaniale. Na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent pojadę.

Po lekcji, na której wcale nie mogłam się skupić ,dopadła mnie Roza.

Ro: Jedziesz?

R: Raczej tak ,a ty?

Ro: Na sto procent! Moi rodzice są zadowoleni gdy nie ma mnie w domu. Szkoda mi tylko że Leo nie może jechać.

R: Nie martw się, da sobie radę. Wytrzymasz to tylko dwa tygodnie.

Ro: Wiem. On to jakoś zniesie, ale ja nie. Po dłuższej chwili rozłąki strasznie che się do niego przytulić.
Wiem że masz rację, postaram się nie zwariować, ale musisz mnie pilnować.

R: Nie ma sprawy. Krótka rozłąka dobrze wam zrobi. Wasz związek może się umocnić.

Ro: Tak. Masz rację.

W trakcie naszej rozmowy naszła mnie myśl. Czy ja i Shon kiedykolwiek za sobą tęskniliśmy? Nie. Cały czas miałam go przy sobie. Nigdzie nie wyjeżdżał na dłużej niż jeden dzień, ale wtedy nie dostawałam bzika jak Rozalia. W tym momencie znowu zadałam sobie pytanie. "Czy ja kocham Shona?" Niby odpowiedź oczywista. "Tak kocham go", ale nie jest tak jak na początku. Nie czuję już przy nim tych motylków w brzuchu i nie słodzimy sobie tak jak kiedyś. Przyzwyczailiśmy się do siebie dlatego dalej jesteśmy parą. Kochamy się - przy najmniej ja go kocham - ale nie tak jak kiedyś. Nasze rozmowy nie są już takie same. Kiedyś zwykła mała sprzeczka zdarzała się bardzo rzadko, a teraz chociaż raz w tygodniu się kłócimy. Muszę z nim porozmawiać. Tak, zadzwonię do niego i umówimy się. Mam nadzieję że odbierze telefon. Chce żeby było tak jak kiedyś. Mam nadzieję że on też.

Ro: Słuchasz mnie Roxy? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Rozalii. Zapominałam o jej obecności.
Tak się zamyśliłam, że nie mam pojęcie co do mnie mówiła.

R: Przepraszam zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?

Ro: Pytałam czy pójdziesz ze mną na zakupy, bo nie mam nikogo do towarzystwa? Zakupy samemu są nudne.

Nie przepadam za zakupami ,ale co mi szkodzi. Przez ostatnie dni działy się dziwne rzeczy, a to może mi pomóc o nich zapomnieć.

R: Spoko. Mogę się przejść - uśmiechnęłam się do niej, od razu odpowiedziała mi tym samym.

Ro: Świetnie to chodźmy! - złapała mnie za rękę i wybiegłyśmy ze szkoły prosto na przystanek, a stamtąd pojechałyśmy do centrum. Dobrze że mam przy sobie dwieście złotych, mogę coś kupić.

Obeszłyśmy wszystkie sklepy, ale nic dla siebie nie znalazłam. Przed nami ostatni sklep. Zdecydowanie w bardziej moim stylu. Weszłyśmy do środka i zaczęłyśmy przeglądać wieszaki.

Ro: To jest idealne! - Roza podbiegła do mnie trzymając kilka wieszaków  -Musisz to przymierzyć.

R: Ale co to jest?

Ro: Kilka szmatek dla ciebie. Idź przymierz. - wepchnęła mnie do przymierzalni i podała ubrania, co chwilę dorzucała nowe. Spodobały mi się dwie bluzki i jedna spódniczka w czerwoną kratkę.
                           
R: Roza mogę już wyjść?

Ro: Najpierw powiedz czy Ci się coś spodobało.

R: Tak, ale błagam nic mi już tu nie dawaj.

Ro: Dobra. Ok

Zapłaciłyśmy za zakupy i wyszłyśmy ze sklepu. Kierowałyśmy się ku wyjściu.

R: Trochę zgłodniałam, a ty?

Ro: Chętnie coś przekąszę. Chodźmy do kawiarni w pobliżu sklepu sportowego. Mają tam świetne desery.

R: Dobra. To chodźmy.

Poszłyśmy do kawiarni znajdującej się na piętrze i usiadłyśmy przy stoliku. Roza zamówiła sernik a ja ciasto czekoladowe. Siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o  wszystkim, ale głównie o zbliżającym się wyjeździe.

R: Ciekawe jak będą pokoje.

Ro: W razie czego będziemy razem, ok?

R: To najlepszy pomysł - chciałam jeszcze coś dodać, ale gdy zobaczyłam wchodzącą do kawiarni parę zamarłam. Shon szedł za rękę z Amber(?). Co? Jak? Skąd oni się znają? W tej chwili moje serce pękło, ale jednocześnie byłam wściekła na chłopaka. Nie zauważyli nas. To dobrze. Łzy napłynęły mi do oczu. Obiecałam że nigdy nie uronię już żadnej, ale w tej chwili straciłam bliską mi osobę. Nie potrafiłam ich powstrzymać.

Ro: Co się stało? - zapytała z troską w głosie.

R: Sho.. Shon - ledwo wypowiedziałam jego imię. Byłam zalana łzami. Widziałam że nie zrozumiała więc wskazałam palcem na parę stojącą przy ladzie. Dziewczyna lekko spojrzała w ich stronę, a jej oczy zrobiły się jak pięciozłotówki.

Ro: Chcesz powiedzieć, że towarzysz Amber to..? Nie! Ja tak tego nie zostawię! - chciała wstać, ale ją powstrzymałam.

R: Proszę nic nie rób. Przepraszam nie zniosę tego widok - wybiegłam z centrum zostawiając Rozę samą. Dogoniła mnie z torbami przy przystanku, a to kawałek drogi.

Ro: Roxy poczekaj! Teraz nie możesz być sama. Jeśli pozwolisz odprowadzę Cię i posiedzimy razem.

W tej chwili potrzebny mi ktoś taki,więc poszłyśmy z Rozą do mnie do domu. Szybko udałyśmy się do mnie do pokoju. Nie chciałam żeby Kevin zobaczył mnie zapłakaną. Zrozpaczona rzuciłam się na łóżko i chciałam umrzeć.

Ro: Proszę spróbuj się uspokoić. - Roza usiadła przy mnie i starała się mnie pocieszyć. Byłam jej wdzięczna mimo tego, że jej starania nic nie dawały to była przy mnie. Mogę ją swobodnie nazwać moją przyjaciółką. - Jeśli to zrobił to znaczy jedno. Nie jest wart Twoich łez.

Co jeśli on cały czas leciał na dwa fronty? Ja go kochałam, a on tak mnie oszukiwał. Moja miłość do niego prysła w ułamku sekundy. Zobaczyłam go z Amber i koniec. Nie chcę go więcej widzieć na oczy. Nie mam pojęcia co o tym wszystkim myśleć.

Płakałam bardzo długo. Rozalia musiała iść, więc zostałam sama. Boje się o wszystkim powiedzieć bratu. Wiem jaki jest. Bardzo się o mnie martwi i może go nieźle obić. Nie widać po nim emocji, świetnie się maskuje i czasem boje się mu cokolwiek powiedzieć.

*PUKANIE DO DRZWI*

Kv: Roxy to ja Kevin. Mogę?

R: Tak wejdź - chłopak wszedł i spojrzał na mnie po czym jego wyraz twarzy zmienił się. Nic dziwnego. Jestem opuchnięta od płaczu i w fatalnym stanie.

Kv: Co się stało? - usiadł obok i mnie objął - Widziałam jak jakaś dziewczyna wychodzi z domu. Nie była w dobrym humorze. Co jest? Wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć.

R: Wiem - wtuliłam się w niego - tylko że to jest trudne. - łza spłynęła po moim policzku. Otarł ją

Kv: Rozumiem, ale jako Twój brat wolałbym wiedzieć.

R: Dobrze - opowiedziałam mu w skrócie całą historię. O zajściu w sobotę, o esemesach i o tym co widziałam dzisiaj. Gdy skończyłam mówić spojrzałam na brata. Nie krył wściekłości, w jego oczach widziałam to jak bardzo go to wpieniło.

Kv: Zabije tych idiotów - podniósł się.

R: Co? Nie proszę nic nie rób. - złapałam go za rękę - Wiem że Shon to dupek, ale proszę nigdzie teraz nie idź.

Kv :A ten drugi? - no tak o Kastielu też mu powiedziałam ,tylko że zapomniałam o dzisiejszym zajściu w szkole.

R: Z tego wszystkiego zapomniałam Ci powiedzieć. Kastiel mnie przeprosił. Nie jest taki zły jaki się wydawał.

Kv: ... - spojrzał na mnie troskliwie - Zrozumiał?

R: Tak, spokojnie.

Kv: Dobra. Przepraszam. Pójdę do siebie, muszę pomyśleć. Na razie nic nie będę robił. - szedł w kierunku drzwi. Nagle się zatrzymał i spojrzał na mnie - Jeśli chcesz to do końca tygodnia nie musisz chodzić do szkoły. Usprawiedliwię Ci.

R: Dzięki, ale wolę iść. Szykuje się wyjazd w góry i wolałabym poznać więcej szczegółów.

Kv: Wyjazd? To dobrze. Odpoczniesz sobie.

R: Dzięki.

Kevin poszedł do swojego pokoju, a ja wzięłam prysznic. Położyłam się i momentalnie zasnęłam. Rano ledwo zdążyłam na lekcje, najpierw budzik nie zadzwonił, a potem mała awaria w kuchni. Świetny początek dnia.

Przez pierwsze trzy lekcje i przerwy między nimi siedziałam sama i z nikim nie rozmawiałam. Tylko teraz siedząc na klatce schodowej zostałam zaczepiona przez Rozalię.

Ro: Hej. I jak się trzymasz? - przysiadła się obok mnie.

R: Hej .Nie jest idealnie, ale tragicznie też nie.

Ro: Trochę mnie zmartwiłaś. Od rana się nie odzywasz. Przestraszyłam się.

R: Dzięki. Nie martw się o mnie. Po prostu trochę się martwię.

Ro: Dlaczego? Coś się stało?

R: Mój brat wie już o wszystkim, a znając jego może coś zrobić Shonowi jak go zobaczy gdzieś.

Ro: Jest agresywny?

R: Nie w stosunku do mnie .Zawsze jest spokojny ,ale jak go ktoś naprawdę zdenerwuje.. Wolę nawet nie przypominać sobie jego oczu.

Ro: Oczu? - spojrzała na mnie dziwnie.

R: Tak.Nigdy nie widziałam żeby był taki wściekły. Niby powiedział że na razie nic nie zrobi, ale się boję.

Ro :Nie znam Twojego brata i nigdy go nie widziałam, ale wątpię żeby zrobił mu cokolwiek.

R: Mam taką nadzieję. On Cie wczoraj widział jak wychodziłaś z domu w złym humorze. To dlatego przyszedł do mojego pokoju i chciał wszystko wiedzieć. Wiem że mnie bardzo kocha i się o mnie troszczy, ale ja naprawdę się boje że zrobi jakąś głupotę.

Ro: Nie martw się na zapas. Chyba aż tak głupi nie jest.

R: Nie, ale gdy go zobaczy może działać impulsywnie.

Ro: Nawet jeśli to przyznaj że nauczka mu się należy.



---------------------------------------------------------------------------------------
 Bardzo proszę.Jeśli czytacie to niech ktoś skomentuje.To by mnie bardziej zmotywowało.Piszę bo piszę,ale nie mam pojęcia czy ma to jakikolwiek sens.

Części będą pojawiały się co najmniej raz w tygodniu.Jeśli będę miała więcej czasu to może częściej,ale na razie się na to nie zapowiada.
                                                                                                                       Pozdrowionka ;)

Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc