sobota, 5 lipca 2014

"Roxy" cz.2

Po kilku minutach byliśmy w drodze,  ale nie mam pojęcia dokąd jedziemy.  Shon jest tajemniczy i nic nie mówi.

R: Proszę powiedz mi gdzie jedziemy.

S: Nie bo zepsuję niespodziankę.

R: Błagam Cieeee.. - zaczęłam się zachowywać jak małe, rozpieszczone dziecko.

S: Zaraz będziemy na miejscu. Spokojnie.

R: Dobra. Spróbuję wytrzymać - nie wiem czemu, ale czasem w jego obecności zachowuje się jak mała dziewczynka, całe szczęście jemu to nie przeszkadza.

Po chwili staliśmy pod jakimś wieżowcem i Shon zawiązał mi oczy a następnie gdzieś prowadził. Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy i trochę mnie to irytuje, ale ufam mu.

R: Co zaplanowałeś?

S: Coś kompletnie nie w moim stylu.

R: Nie mogę się doczekać.

Po chwili zatrzymaliśmy się i Shon zaczął zdejmować mi opaskę z oczu.

S: Mam nadzieję że Ci się spodoba.

R: Nie marudź tylko szybciej mi to zdejmuj.

S: Dobra. Już. - gdy zobaczyłam co dla mnie uszykował byłam zaskoczona, odebrało mi mowę. Przed moimi oczami zobaczyłam że jesteśmy na dachu, a przede mną stoi stół z jedzeniem. Rozejrzałam się i zobaczyłam materac i pełno światełek nad nami. Widok nieziemski, scena wyjęta z filmu romantycznego. Pięknie tutaj.

S: To dopiero początek - szepnął mi do ucha.

R: Jestem bardzo ciekawa, mów dalej.

S: Siadajmy. Jeszcze przyjdzie czas - odsunął mi krzesło jak dżentelmen a ja usiadłam. Zjedliśmy posiłek i dużo rozmawialiśmy. - Mam pewną propozycję.

R: Ach tak?Jaką?

S: Pamiętasz co kiedyś bardzo chcieliśmy zrobić? - oczy mu się zaświeciły.

R: Dużo tego było. O którym mówisz? - spojrzałam w jego niebieskie oczy.

S: O tym jednym z najbardziej szalonym z pomysłów - wyszczerzył swoje białe zęby.

R: Chwila. Nie!? Naprawdę?! Ale jak? Kiedy?

S: Za pół godziny mamy za rezerwowany czas.

R: To chodźmy - wstałam i chciałam iść, ale złapał mnie za rękę.

S: Poczekaj. Mamy jeszcze czas. Możemy odpocząć - puścił mnie i rzucił się na materac i wskazał miejsce obok.
Położyłam się a chłopak zaczął mnie nagle łaskotać, zna doskonale mój słaby punkt - szyję. Nie mogłam złapać oddechu.

R: Proszę.. przestań - ledwo to z siebie wyrzuciłam.

S: Zamęczę Cię tu na śmierć.

R: Proszę. NIE! - położył się na mnie i jeszcze bardziej zaczął łaskotać - Złaź jesteś ciężki - próbowałam go zwalić, bez skutecznie. 

Gilgotał mnie jeszcze przez 5 minut, nie wiem jak, ale jakoś wytrzymałam. Odpuścił sobie bo musieliśmy iść, właściwie bardzo się cieszę że to dla mnie zorganizował, a "to" jest skokiem na bandżi. Od zawsze chciałam tego spróbować.

Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu.

S: To co gotowa?

R: Zawsze i wszędzie. Ty też skaczesz?

S: Razem z tobą.

R: To co idziemy?

S: Pewnie.

Byliśmy na moście nad rzeką, jest wysoko. Dostaliśmy kilka instrukcji i zostaliśmy zapięci w pasy. Czas na skok, złapaliśmy się za ręce i spojrzeliśmy w oczy.

S: Gotowa? - uśmiechnął się.

R: Jasne że tak. Na trzy. - odwzajemniłam uśmiech.

S: Raz.

R: Dwa.

SiR: TRZY! - skoczyliśmy. Musiałam go puścić. Czułam ten przypływ adrenaliny, to niesamowite uczucie. Nic się nie boję, nie to co chłopak skaczący przed nami. W momencie szarpnięcia trochę mi się cofało, ale w ostateczności nic nie poleciało. W trakcie skoku i po nim czułam pełnię szczęścia. Shon jest wspaniały.

Już po wszystkim chłopak odprowadził mnie do domu, jestem wykończona tym wspaniałym dniem. Cały czas byliśmy razem więc odprowadził mnie, pożegnaliśmy się i wrócił do siebie. Wzięłam prysznic i zmęczona padłam na łóżko. Po chwili zasnęłam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc