poniedziałek, 7 lipca 2014

"Roxy" cz.3

Rano na złość o szóstej zadzwonił mój jakże kochany budzik, jakoś się wygrzebałam, ale ciężko było. Gdy weszłam do łazienki i spojrzałam  w lustro zobaczyłam wiedźmę z szopą na głowie, która powtarzała moje ruchy.

Po chwili wyczesałam włosy, umyłam twarz i zęby oraz pomalowałam się jak codziennie, czyli ciemna oprawa oczu i czerwone usta. Stojąc przed szafą nie miałam pojęcia co założyć, nie znam szkoły i ludzi więc nie wiem jak zareagują, ale mimo wszystko będę zawsze sobą. Mam to nawet wytatuowane pod obojczykiem "ZAWSZE SOBĄ". Mam dwa tatuaże ten i jeszcze jeden na prawej łopatce yin-yang i ten pod obojczykiem.

Przejrzałam garderobę i wyjęłam czarne spodnie, czerwoną bluzkę na ramiączkach - to moje ulubione kolory - i do tego moja skóra i glany , oraz kilka dodatków. Zeszłam na dół, była siódma, i zjadłam płatki, ponieważ jest ładna pogoda pojadę swoim ścigaczem.

Z piskiem opon byłam pod szkołą, zdjęłam kask i rozejrzałam się. Pod sporą szkołą zobaczyłam opierającego się o płot czerwonowłosego chłopaka gapiącego się w moją stronę. Zsiadłam i ruszyłam w stronę budynku, przeszłam przez dziedziniec i weszłam do środka. Muszę iść do pokoju gospodarzy, ale nie mam pojęcia gdzie on jest. Na całe szczęście przechodziła tędy dziewczyna o długich, białych włosach. Zatrzymałam ją.

R: Hej, sorry. Gdzie jest pokój gospodarzy?

- Cześć. To te drzwi - wskazała drzwi po mojej prawej.

R: Dzięki.

- Spoko. Jestem Rozalia, ale mów mi Roza - wyciągnęła rękę.

R: Ja jestem Roxy - uścisnęłam jej dłoń - Przepraszam, ale pójdę dokończyć formalności.

Ro: Dobra. Może zobaczymy się później - pobiegła w kierunku dziedzińca. Jest bardzo ładna. Ma złote, duże oczy i ubiera się bodajże w stylu wiktoriańskim. Może jakoś się dogadamy.

Weszłam do pokoju, było tam pełno dokumentów, a za biurkiem siedział blondyn zajęty papierami. Gdy mnie zobaczył wstał i podszedł do mnie.

- Cześć. W czym mogę pomóc? - uśmiechnął się lekko. Nie jest brzydki, ale przystojniakiem bym go nie nazwała. Ma blond włosy, krótko ścięte i miodowe oczy. Owszem z twarzy wygląda miło, ale nie przepadam za takimi.

R: Przyniosłam resztę dokumentów związaną z zapisem do tej szkoły.

- Aha. Już wiem. Ty jesteś Roksana Rose prawda? Ja jestem Nataniel. Miło mi Cię poznać.

R: Wolę jak mówią mi Roxy, niezbyt lubię swoje imię.

N: Ok. Jesteś w klasie Ib. Proszę to Twój plan. Będziemy razem w klasie - wyszczerzył się.

R: To fajnie. Pójdę już. Cześć - niezbyt mnie interesowało co miał jeszcze do powiedzenia. Sztywniakom mówimy nie.

Pierwsza historia w sali nr 20. Szłam korytarzem i szukałam odpowiednich drzwi kiedy ktoś na mnie wpadł.

R: Uważaj jak łazisz pokrako!

- To ty patrz gdzie leziesz! - to był męski głos, spojrzałam na niego i zobaczyłam tego chłopaka z pod szkoły - Może byś mnie przeprosiła a nie się gapisz?

R: Co? Ja nie mam za co. To ty powinieneś mnie przeprosić buraku?

- Buraku? Chcesz oberwać? Zazwyczaj nie biję dziewczyna, ale mogę zrobić wyjątek.

R: Ach tak? Taki z Ciebie chojrak? No dawaj nie boje się!

- Heh.. Na pewno? Jesteś pewna? Bo wiesz mogę Ci połamać paznokcie.. - zaśmiał się.

R: Nie jestem typem laluni dbającej tylko o wygląd i nie boję się takich idiotów jak ty.

- Idiotów? Jeszcze chwile temu byłem burakiem. Za kobietą nie nadążysz.

R: No widzisz? A teraz wybacz, ale śpieszę się.

- Nie tak prędko - złapał mnie za nadgarstek - Zapomniałaś o czymś.

R: Nie wydaje mi się - przyciągnął mnie do siebie bardzo blisko.

- Miałaś mnie przeprosić. Nie pamiętasz? Wystarczy mi buziak, taka taryfa ulgowa dla nowej uczennicy - uśmiechnął się łobuzersko.

R: W Twoich snach buraku.

- Czyżby - już prawie mnie pocałował, ale byłam szybsza i kopnęłam go z całej siły w krocze. Biedaczek skulił się z bólu a ja uciekłam. Na całe szczęście znalazłam odpowiednią salę i usiadłam pod nią. Mam tylko nadzieję, że prędko go nie zobaczę.

Ro: O hej. Będziesz w naszej klasie? - Roza usiadła obok.

R: Na to wygląda.

Ro: To fajnie. Ludzie są fajni szybko się zintegrujesz.

R: Jak wszyscy są tacy sztywni jak ten gospodarz Nataniel to raczej szybko do tego nie dojdzie.

Ro: Ma swoje powody do takiego zachowania, ale coś mi się wydaje że szczególnie z jedną osobą się świetnie dogadasz. Przynajmniej tak mi się wydaje na pierwszy rzut oka.

R: Tak? Z kim takim?

Ro: Z Kastielem. Macie podobny styl bycia i kolor włosów - potargała mnie z uśmiechem na ustach.

R: Chwila. Kolor włosów? Chcesz powiedzieć że ma czerwoną czuprynę tak jak ja?

Ro: Tak, a coś nie gra?

R: No raczej. Kilka minut temu stłukłam mu to co chłopcy uważają za swój atut.

Ro: Serio? Kurcze to kicha. Kastiel jest pamiętliwy. Teraz radzę Ci go unikać puki się nie uspokoi.

R: Skoro jesteśmy w jednej klasie to będzie trochę trudne, ale szczerze mówiąc z gorszymi dawałam sobie radę wcześniej. Tak szybko mnie nie złamie, nie wiem jakby musiał się starać.

Ro: Dobra. Przekaz zrozumiany. Jesteś twarda, a teraz może powiesz coś o sobie?

R: Nie jestem twarda, ale umiem sobie radzić w życiu. I co ja Ci mogę powiedzieć?

Ro: Nie wiem. Masz chłopaka?

R: Mam. Ma na imię Shon i jesteśmy szczęśliwi, wczoraj zrobił mi fantastyczną niespodziankę..

Rozmawiałyśmy tak do dzwonka. Dowiedziałam się że Rozalia ma chłopaka Leo, który jest bratem Lysandra, który z kolei także jest w naszej klasie. Wymieniłyśmy się informacjami na temat swoich zainteresowań i upodobań, mimo iż kompletnie się różnimy wydaje mi się że się dogadamy. Jest bardzo miła, ale czasem mi się wydawało że rozmawiam z wariatką.

W trakcie lekcji usiadłam sama na samym końcu w rzędzie pod oknem, nauczyciel oczywiście chciał żebym wyszła na środek i się przedstawiła. Zrobiłam to, ale bez żadnych rewelacji. Wyszłam powiedziałam co miałam powiedzieć i wróciłam na swoje miejsce. Po dziesięciu minutach lekcji do klasy wparował spóźniony.. tak ..zgadliście pan zarozumialski z korytarza. Podszedł do ławki w której siedziałam i spojrzał na mnie.

K: To jest moje miejsce.

R: Poprawka. To było twoje miejsce. Teraz siedzę tu ja.

K: Więc długo tu nie zabawisz.

Na: Wszystko w porządku panie Black? Jeśli tak to proszę siadać.

No i tak niestety całą lekcję musiałam siedzieć z tum burakiem. Próbowałam go ignorować, no jakże nie inaczej, ale cały czas mnie zaczepiał i nie dał mi się "skupić" na lekcji. Niezbyt mnie interesowało to co mówił nauczyciel, ale chciałam sprawić wrażenie że słucham jego wykładu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc