sobota, 27 czerwca 2015

Bohaterowie

PRZYKUTA

 Roksana




Przez pewien straszny wypadek straciła władzę w nogach i jeździ na wózku. Dużo o niej nie wiadomo, ponieważ przez bóle przeszłości milczy. Miała ona coś wspólnego jednak z Liceum Słodki Amoris i jego uczniami, coś co zmieniło życie kilku osób. Kocha swojego brata i ze względu na niego zgadza się na rehabilitacje i jeszcze nie odebrała sobie życia. Ma jednak wyrzuty sumienia, ponieważ z jej winy chłopak oddala się od i tak ostatnio dziwnej dziewczyny. Logana zna od dawna i wiedzą o sobie praktycznie wszystko. Chłopka jest jej jedyną ostoją i mimo, że czasem ją denerwuje swoimi mądrymi gadkami to bardzo jej na nim zależy. Nadal wypomina sobie, że to innego pokochała, a nie jego i bardzo tego żałuje. Wtedy byłaby szczęśliwa. Jako przyjaciółka stara się zawsze dotrzymać słowa, ale przez swoją depresję bardzo mało rozmawia z ludźmi. Wyjątkiem są jej najbliższe osoby i przez pewien czas tajemniczy chłopak.

Logan 


Najlepszy przyjaciel głównej bohaterki. Jako jedyny zna całą prawdę i był przy niej w najtrudniejszym momencie jej życia. Nigdy tego nikomu nie zdradził, dlatego dla dziewczyny było to szokiem, gdy okazało się, że będzie jej rehabilitantem. Logan jest zabawny i poważny kiedy trzeba. Długo namawiał przyjaciółkę aby ta wyznała prawdę i więcej się nie zadręczała, albo chociaż wyszła na zewnątrz. Nigdy się do tego nie przyzna, ale uwielbia dziewczynę i zrobi dla niej wszystko. Jest wrażliwy na jej cierpienie i zawsze chce je zmniejszyć do minimum. Logan jest idealnym przyjacielem jak i zwykłym znajomym. Zawsze można na niego liczyć, bo dotrzymuje danego słowa. Bohaterka miała na jego punkcie kiedyś obsesję, ale gdy pojawił się inny chłopak to tamten zawładną jej sercem na czym nie wyszła dobrze. Teraz wie, że gdyby wtedy uważała byłaby szczęśliwa.

Rozalia


Kiedyś wesoła i pełna energii, a dziś pogrążona w żałobie dziewczyna. Pewne rzeczy zmieniły ją tak bardzo, że nawet jej chłopak - Leo jej nie poznaje. Swoje niegdyś całkowicie białe włosy przyozdobiła czarnymi pasmami, a śliczne wiktoriańskie ubrania zastąpiła ciężkimi glanami, skórą i naddartymi ubraniami w stylu "bad girl". Jej złote oczy są pełne rozpaczy, ale poprzez unikanie ludzi i bycie dla nich opryskliwą stara się to ukryć.

Lysander


Tajemniczy i jeszcze bardziej skryty niż kiedykolwiek. Dotknęło go to samo wydarzenie co jego przyjaciół, tyle że on nie załamał się aż tak. Ze swoją żałobą odnosi się bardziej w swoich wierszach i piosenkach niż w wyglądzie. Faktem jest, że nosi ciemniejsze ubrania i rozmawia jedynie ze swoim najlepszym kumplem - Kastielem, gdy ten ma jako taki humor lub Rozalią, która akurat musi się wygadać. Niby wszyscy dalej się przyjaźnią, ale gdy czasem spotkają się razem to jedynie wspominają, albo pozostała dwójka prosi Lysandra o przeczytanie kilku utworów i na tym się kończy.

Kastiel


Kastiel najbardziej przeżył to co się stało, bo poniekąd był tego świadkiem. Nie zdążył zrobić czegoś na co się długo zbierał, a gdy nabrał odwagi było za późno. Teraz jest w rozsypce. Ledwo zdał do następnej klasy ponieważ po tym wszystkim pojawiał się sporadycznie, a gdy już był to nieobecny duchem. Wszyscy go rozumieli, włącznie z nauczycielami i dyrektorką dlatego mu pomogli, ale on najchętniej rzuciłby się pod pociąg. Raz prawie targnął się na swoje życie, ale w ostatniej chwili uratowała go matka. Nikt z jego znajomych (nawet Lysander) nie ma o tym pojęcia. Jego tygodniową nieobecność wytłumaczył nadrabianiem czasu z rodzicami, którzy chcieli mu chociaż odrobinę poprawić humor. Zawsze chamski i opryskliwy, a teraz ma to wszystko w głębokim poważaniu. Bardzo rzadko rzuca jakimś komentarzem, a uśmiech z jego twarzy znikł na dobre.

Kevin



Brat głównej bohaterki. Bardzo kocha swoją siostrę i nie pozwoli by znowu ją ktoś skrzywdził. Przez wypadek w jego głowie panuje zamęt i stał się bardzo nadopiekuńczy. Kiedyś starał się ją mieć tylko na oku aby nie robiła głupot, ale niestety nie udało się i przez to ma straszne wyrzuty sumienia mimo, że w niczym nie zawinił. Dla niej zrobi wszystko nawet kosztem własnego szczęścia. Nawet spędza mniej czasu z dziewczyną, którą kocha i ostatnio oddalili się od siebie ponieważ brunetka jest ostatnio dziwna i zestresowana. 




Reszta bohaterów to uczniowie Amorisa. Jeżeli ktoś dojdzie to post zostanie edytowany. 

Aktualizowany 22.07.2016 r.

piątek, 26 czerwca 2015

1. Życie nie jest łatwe.

Minęło tyle miesięcy, a ja nadal pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Już zawsze będę go wspominać przez szkodę jaką wyrządził mojemu życiu i zdrowiu.  Przez ten cholerny wypadek do końca życia będę jeździć na wózku i już nigdy nie wyjdę z domu. Wszyscy myślą, że jestem martwa bo kazałam to ogłosić.  Nie chciałam czuć niczyjej litości więc wybrałam taką opcję aby o mnie zapomnieli. Może to samolubne, ale niech chociaż oni będą szczęśliwi i nie patrzą na taką kalekę jak ja. Szkołę również zostawiłam.  Po tym wszystkim brat załatwił mi domowe nauczanie i tak dociągnęłam do końca roku szkolnego.  Teraz są wakacje, a ja użalam się nad swoim życiem a raczej obecnym jego braku. Całe dnie spędzam przy laptopie i czytam różne blogi w internecie w tym jeden mojej znajomej, która dokumentuje wszystko co dzieje się w szkole. Zawsze była dobrym źródłem informacji o teraz to mi się przydawało. Jednak to inny blog mi się najbardziej podoba, ale to później.  Zaraz mam kolejne rehabilitację, w których nie widzę sensu. Dobrze wiem, że szansa na moje ponowne chodzenie wynosi zero. Jednak robię to dla mojego brata. Nie chce aby się załamał. Wystarczy, że z mojej winy praktycznie nie ma czasu dla narzeczonej, która mu to wypomina. To dobra osoba, ale od mojego powrotu do domu jest dziwna. Mnie unika jak jest u nas, a z Kevinem często się kłócą. Przykro mi gdy to słyszę lub widzę bo wiem,że to moja wina.

Wyłączyłam komputer i w tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. To Na pewno Logan. On jako jedyny wie, że żyję i mam się jako tako. Nie miałam pojęcia, że nie uda mi się tego ukryć przed wszystkimi. Może to dlatego, że jak go ostatnio widziałam to nic nie wspominał o swojej pracy, a ja nawet bym na to nie wpadła. Z drugiej strony to dobrze bo chociaż nie ma wyrzutów sumienia. To on był ze mną gdy to się zaczęło i również oderwał chociaż mniej. Wyobraźcie sobie, że płakał gdy mnie zobaczył. Tak. Gdy mój brat mu otworzył był w szoku, a dodatkowo widząc mnie w salce do ćwiczeń wybuchł. Strasznie trudno było mi go przekonać aby milczał gdyż ma stałe kontakty z reszta ludzi. Nie chciałam by wydało się moje kłamstwo. Zgodził się, ale i tak codziennie namawia mnie do skończenia tej farsy. Jednak ja zostaję twarda, nawet nie wychodzę z domu. Jedynie czasem na podwórko, w nocy aby nikt mnie nie widział. Na mieście nie byłam bardzo dawno. Ostatnio je widziałam jak wracaliśmy samochodem do domu i wstąpiliśmy odebrać mój wózek. Mam je dwa.
Jeden elektryczny abym mogła się swobodnie poruszać na dole i po dworze, a drugi zwykły. Używam go tylko aby wstać z łóżka i podjechać do schodów na górze. Wtedy wołam brata i niesie mnie na dół. To straszne utrudnienia, ale nie mamy innej możliwości. Proponowałam już przeprowadzkę albo przeniesienie mojej sypialni na dół, ale nie mamy wystarczająco dużo pieniędzy na tą chwilę. Dużo poszło na mój sprzęt. Te wszystkie rzeczy do rehabilitacji nie należą do tanich. Niestety.

Wyłączyłam laptopa i pojechałam na korytarz. Większość czasu spędzam w salonie z laptopem albo czasem porozmawiamy z bratem. Obaj staramy się aby nasze życie wyglądało w miarę normalnie, ale nie zawsze się da. 
Na miejscu zobaczyłam oczywiście moich przystojniaków. Kev posłał mi mały uśmiech i zostawił mnie samą z Loganem, który przywitał mnie buziakiem w policzek. Nie mam nic przeciwko temu. To miłe, a po za tym to mój przyjaciel.

- Jak się masz moja gwiazdo? - Uśmiechnął się szeroko. On mimo wszystko stara się pomóc mi zapomnieć o tym co nie przyjemne.

- Jak na kalekę to nie jest źle - uniosłam lekko kącik ust i cofnęłam się do tyłu.

- A ty nadal swoje - westchnął i zaczął prowadzić mój wózek. Na potrzeby mojego zdrowia brat się namęczył i urządził nam salkę do rehabilitacji. Nie jest ona wielka, ale wystarczająca. Zrobiliśmy ją po starej sypialni rodziców.

- To się już raczej nie zmieni.

- Byłoby inaczej gdybyś się przyznała.

- Nie. Nie chcę litości, a zwłaszcza od nich - zaczęłam protestować. Logan milczał i tylko otworzył drzwi dalej mnie słuchając.- Nie pozwolę, aby z mojej winy któreś z nich cierpiało. Gdyby znali prawdę to.. Nie chcieliby się ze mną przyjaźnić - mówiłam ze łzami w oczach. Taka prawda. Kto by chciał niańczyć kalekę? Mój brat ze mną ledwo wytrzymuje, a co dopiero oni. - To wszystko przez ten cholerny wypadek. Dlaczego to ja przeżyłam?! Powinnam zginą, a on przeżyć - teraz to rozpłakałam się na dobre. Wiem, ze byliśmy już na miejscu bo usłyszałam zamknięcie drzwi, a potem poczułam dotyk na policzku. Oczy miałam zamknięte, ale wiem, że to Logan. Podniósł mój podbródek wyżej, a potem otarł łzy spływające po policzkach.

- Ej, mała - szepnął. - Nie płacz, jasne? Nikt nie okazuje Ci litości. Kevin Cie kocha i zrobi dla Ciebie wszystko, z resztą ja też. Jesteśmy przyjaciółmi i nie zostawię Cie samej. Jestem pewien, że oni też by tego nie zrobili. - Mówił, a ja przez cały ten czas patrzyłam mu w oczy. Wiem, że mówi prawdę, ale nie mogę inaczej. Można powiedzieć, że wpadłam w depresję. Mało jem, nie dbam o siebie i "chodzę" jak struta. Ostatnio poprosiłam jedynie brata, aby kupił mi tylko farbę do włosów. Jedyne co mnie denerwowało to odrosty. Dlatego musiałam się ich pozbyć. Nic więcej nie robiłam. Dziewczyna brata chciała mi je podciąć, ale odmawiałam. Bo po co? Nikt poza nimi mnie nie widuje, a po za tym kaleka raczej nikomu nie zawróci w głowie.

- Wiem, że zawsze mogę na was liczyć, ale przez ten wózek czuje się bezużyteczna - powiedziałam dalej płacząc. Chłopak otarł mi łzy, a potem wziął moje dłonie w swoje ręce i ucałował je delikatnie. Nie spodziewałam się takiego gestu, ale zignorowałam to dziwne uczucie jakie mi towarzyszyło i starałam się uspokoić.

*                *                *

Gdy w końcu ogarnęłam swoje emocje, zabraliśmy się do ćwiczeń. Jak zwykle coś tam pobolewało i chciałam skończyć, ale Logan w tej kwestii nie pozwala mi postawić na swoim. Zawsze jakoś mnie przymusi do dalszej rehabilitacji. Bywają dni kiedy kończymy szybciej, bo niektóre ćwiczenia są naprawdę bolesne, ale rzadko tak bywa. Według chłopaka są one najbardziej skuteczne i to na nich powinnam się skoncentrować. Ja naprawdę mam tego czasem dosyć, ale muszę wytrzymać dla jedynych bliskich osób, które mam. Do następnej wizyty w szpitalu nie zostało dużo czasu i jak pojedziemy i powie, że jest minimalna poprawa to kończę z tym wszystkim. Nie będę się dalej męczyć, skoro nie ma szans na to abym znowu mogła chodzić.

Skończyliśmy z tym piekłem i zaproponowałam Loganowi, aby został na chwilę, jednak ten odmówił, bo ma jeszcze jedną osobę na karku i ponoć z tym chłopakiem jest dużo gorzej. Z tego co opowiadał to nawet się nie odzywa. Rozumiem go. Też bym tak chciała, ale nie dałabym rady. Zawsze muszę coś wtrącić lub wyrazić swoją opinię. Tak więc, nie chciałam już dłużej nikogo męczyć swoim widokiem i zanim mój przyjaciel wyszedł poprosiłam o transport na górę. Tam zamknęłam się w swoim pokoju i odpłynęłam do świata internetu.

*                *                *
Dzień i godzina nie mają znaczenia..
Co myślicie?

W szkole było ponuro. Nikt się nie uśmiechał i wszyscy chodzili jak struci. Ja nie przyjaźniłem się z nią tak bardzo jak oni, ale mimo wszystko, lubiłem ją. Cała szkoła płakała gdy tylko dowiedzieli się o tym co ją spotkało. Lysander zawsze był tajemniczy i cichy, ale po tym wszystkim kompletnie się zmienił. Nadal chodzi w tym swoim stylu, ale kolory, które dominują to czerń i szarość. Gdy na literaturze każdy z nas miał zaprezentować jakiś własny, krótki utwór to on przeczytał utwór żałobny. To szokujące co się z nim stało, ale nie tylko z nim. Rozalia się nie uśmiecha i stała się ponura. Ona również zaczęła podzielać takie klimaty, tylko z tą różnicą, że bardziej agresywnie. Zrobiła sobie czarne pasemka, maluje się w bardzo ciemnych i agresywnych kolorach, a jej ubranie często szokuje. Gdy wpadłem na nią raz na korytarzu to prawie zawału dostałem. Jest nie do poznania. Nikt na nią nie wpływa, nawet Leo się poddał. Przy nim stara się być normalna, ale jest załamana. Nie stała się wulgarna, ona się odcięła od ludzi. Co śmierć robi z człowiekiem. Wydawałoby się, że Kastiel jest silny i odporny, ale wszyscy wiedzą dlaczego, chodził podłamany, o ile w ogóle był w szkole. Pod koniec roku został przepchany, bo wszyscy wiedzą jak blisko siebie byli. Z tego co słyszałem, to z nikim nie rozmawia. Ogólnie cała trójka jest załamana i jedyne co robią dy są razem to milczą. Dokładnie. Zawsze wesoła paczka, jest teraz klubem milczków. Mi również jest przykro, ale nie dajmy się zwariować. Na każdego kiedyś przyjcie czas (TO NIE BYŁ JEJ CZAS!) i musimy z tym żyć. Ja jako jeden z nielicznych jeszcze się uśmiecham. Co prawda jest mi trudno, ale staram się poprawiać nastrój uczniom SA. Teraz są wakacje i mimo wszystko spotykamy się. Prawie codziennie widuję Iris, bo spotyka się z Arminem (to jej sprawka, chciała, nie zdążyła, więc trochę pomogłem), a z innymi dziewczynami przy okazji na mieście czy gdzieś w galerii handlowej.
Co o tym wszystkim myślicie? Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Nie zanudziłem was? Mam nadzieję. To jest dla mnie trudne, a nie mam z kim pogadać na ten temat, bo pomyślcie. Jest chłopak, powiedzmy, że jest gejem, ale mimo to ma znajomych i przyjaciół. Jest wesoły, a czasem nawet można powiedzieć, że szalony, ale przez to chce się odciąć od swojej inności. Ma mnóstwo problemów, których nie chce zdradzić światu, a głównym z nich jest przyznanie się rodzicom do swojej orientacji. Wtedy gdy chce to zrobić, bo ma dziwny napływ pewności siebie, dowiaduje się, że jedna z jego koleżanek zginęła i nie żyje. Co wtedy robi? Milknie i zaczyna płakać. Tak. Płacze. Potem rozpacza razem z innymi uczniami, ale po czasie teoretycznie bierze się w garść i chce im wszystkim pomóc, ale nie potrafi. Co byście zrobili na jego miejscu? Jakby wyglądało wasze życie w takiej roli? Ja już ledwo daję radę. Armin coraz częściej mnie wypytuje czy wszystko w porządku, a ja rzucam jakąś ripostą i się zmywam. Czasem zazdroszczę mu tej zdolności do olewania wszystkiego, chociaż pewnie niektóre rzeczy wcale nie są mu obojętne.

Śmiało piszcie do mnie na e-maila, którego podałem w zakładce O MNIE no i oczywiście tutaj w komentarzach. Chętnie też popiszę z wami na chacie i wzajemnie podzielimy się swoimi problemami (?), trudami życia (?). Śmiało. 


Pozdrawiam ;)
Smerf

Czytając to miałam wyrzuty sumienia. Już od jakiegoś czasu czytam jego bloga i za każdym razem mnie zaskakuje. Trafiłam tu kompletnie przez przypadek, chociaż to pewnie moja kara za kłamstwo, i zaczęłam czytać. Opisywał tu różne zdarzenia w szkole po tym jak dowiedzieli się o mojej śmierci. Nigdy jednak nie opisywał tak moich przyjaciół. Nigdy bym nie pomyślała, że narobię takiego syfu. Rozalio, coś ty ze sobą zrobiła!? Teraz będę cierpieć. Ten wpis dodał wczoraj wieczorem, a komentarzy już ma mnóstwo i wszystkie podobnej treści: "Wszystko będzie ok, nie martw się ;*" ; "Świat się nie kończy.." i jeden, który nie pasuje do reszty "Ty gejusie jeb*ny! Spierdalaj, a nie syf w internetach robisz!". Oczywiście jest pod nim pełno hejtów, ale jak już zauważyłam to chłopak usuwa takie komentarze. Oprócz tamtych wiernych czytelników ma również mnie. Specjalnie założyłam nowe konta w internecie, włączając Facebooka gdzie podaje się pod pseudonimem, i czasem popiszemy razem. Teraz mam na to wielką ochotę, więc zamiast komentować to napisałam do niego na chacie.

Emma:  Hej :) Trzymasz się jakoś?

Napisałam do niego, a odpowiedź przyszła chwilę później.

Smerf: O cześć :D
            Mogłoby być lepiej, ale nie jest tak źle...
            Co tam u Ciebie? Dawno się nie odzywałaś :(

Emma: Jest dobrze, o ile może być dobrze jeśli się jest na wózku :/
             Czytałam Twój ostatni wpis na blogu i trochę się zdołowałam.. ;'(

Smerf: Przepraszam :'(  Dlaczego? 

Emma: Mam małe wyrzuty sumienia, w związku z tym co Ci kiedyś pisałam..

Smerf: Jedyne co je zlikwiduje to wyznanie prawdy.

Emma: Wiem, ale się boje dlatego milczę. Wolę aby myśleli, że opuściłam kraj niż wiedzieli, że                      jestem całkiem blisko, ale siedzę na wózku. Niestety życie nie jest dla mnie łatwe :'(

Smerf: Jak wolisz..
           Ja nie będę Cię zmuszał, bo sam jestem tchórzem..

Emma: Proszę, zmieńmy temat :/
             Chciałam z Tobą popisać, ale nie dołować nas oboje.. :(

Smerf: Ok. Skoro tak, to mam do ciebie pytanie.. ;p

Emma: Już się boję xd

Smerf: Dalej jesteś u rodziny w moim mieście? ;)

Emma: Eeee..tak?

Smerf: To super :D
            Chcesz doznać tego "zaszczytu" i móc się ze mną zobaczyć? ^^

Emma: A mogę wiedzieć czemu mi to proponujesz? 

Smerf: Jesteś ciekawą osobą i chętnie Cie poznam ;)
            Dodatkowo, nie mam z kim wyjść jutro xd

Emma: Mam być nagrodą pocieszenia? xd
             No to mamy mały problem. Nie wychodziłam z domu od...
             ..długiego czasu xd

Smerf: Jestem lekiem na wszystko. Błagam zgódź się :'(
            Jeśli nie to zablokuję Ci dostęp do mojego bloga i będę pisał brzydkie rzeczy xd

Emma: To szantaż :/
             Dobra. Zobaczę co da się zrobić, ale nic nie obiecuję ;p

Smerf: Jej! To spotkamy się w parku przy Morelowej o 13. Pasuje Ci? :)

Emma: Musi być park? :/ No dobra, ale nie obiecuję, że się zjawię...

Smerf: Musisz być!
            A tak wgl to jak się rozpoznamy? xd

Emma: Podaj jakiś swój szczegół w wyglądzie czy coś. Mnie raczej nie trudno będzie zauważyć                      przez ten wózek :(

Smerf: Dobra. Moja nazwa jest od koloru moich włosów, kojarzysz? xd

Emma: Heh.. Tak kojarzę. To ja będę Klakierem xd

Smerf: Możesz być, ale wątpię abyś była straszna xp

Emma: Teraz to sobie nagrabiłeś! Spadam ;p

Smerf: Ej! Sorka :(
            Przepraszam..
            Jesteś tam?
            Serio, o co się obraziłaś?
            Dlatego wolę chłopców!
            Dziewczyny są dziwne :/
            Żyjesz?
            Emma?
            Kurde, jeszcze jego brakowało ;/
            Ja muszę spadać, bo Armin wrócił od Iris :(
            Mam nadzieję, że jutro będziesz :3

Emma: Dobra, bo mi spam robisz :/
             Zobaczę co da się zrobić ;)
             Możesz go pozdrowić xp
             Jestem kobietą i nigdy nas nie zrozumiecie xd
             Papa ;*

Smerf: Iris też miewa humorki, ale nie jest taka wstrętna xd
            Do zobaczenia ;D

Głupia! Zgodziłam się z nim spotkać. A co jeśli mnie rozpozna? Nie może. A gdybym nie poszła? Nie, nie mogę. Już dałam mu nadzieję. Z resztą to Alexy, czego ja się boję? Dotrzymałby tajemnicy, prawda? Mam nadzieję. Rano będę pewna swojej decyzji.

________________________________________________________________________________

Dedyk dla Niki tak jak Ci wspominałam ;*

A oto i pierwsza część! Jak się podoba? Trochę depresyjne, no ale cóż poradzić? Nie wiem co tu mogę napisać, bo co bym dała to zdradziłabym nawet minimalny skrawek fabuły i to mnie odrobinę denerwuje, ale cóż. Pozdrawiam i życzę świetnych wakacji :D

Ps.: Jeśli ktoś z was lubi Harrego Pottera i czyta różne opowiadania to zapraszam tutaj. Nie dawno go znalazłam, a zapowiada się ciekawie. :)

piątek, 19 czerwca 2015

Su i krwiożercze marchewki.

Słoneczne popołudnie. Uczniowie Amorisa, zaproszeni przez swojego kolegę - Lysandra, spędzają miły dzień w jego rodzinnym domu na wsi. Rozalia, Iris oraz Violetta opalają się na jednym z balkonów. Peggy robi zdjęcia wszystkiego i wszystkich, a Melania rozmawia z siedzącym w salonie Natanielem, który nie przemyślał sprawy i przyjechał mimo swojej alergii. Amber razem z Lee i Charlotte przyjechały tylko dla Kastiela, a właściwie to blondynka zmusiła swoje damy dworu do tego, i narzekają na owady. Reszta dziewcząt spaceruje razem z gospodarzem i ogląda króliki, a Su siedzi w traktorze i kłóci się z Kastielem, który chciał ją nim rozjechać.
Nie było to zamierzone ponieważ chłopak nieświadomie zwolnił hamulec, ale i tak miał z tego niezłą zabawę. Leo podrzucił swoich rodziców do sąsiadów i ostrzegł najbliższe piętnaście kilometrów przed wieczorną imprezą.



Wieczór. Po zakończeniu wszystkich prac organizacyjnych uczniowie rozpalili ognisko i zajadając pieczone kiełbaski dyskutowali w najlepsze. W pewnym momencie Kastiel zaczął opowiadać historię, która dotyczyła farmera bez nogi, po tym jak został zaatakowany przez krowę. Nie było to straszne lecz mimo to towarzystwu udzielił się nastrój i każdy zaczął opowiadać swoją historię. Alkohol lał się równo z potokiem słów wypowiadanych przez Alexego, który spóźnił się przez wyciąganie z Kentinem brata z domu. Wszyscy dobrze się bawili dopóki ktoś (Rozalia ) nie wpadł na pomysł gry w " Prawda czy wyzwanie ". Zadania były śmieszne i okropne. Kastiel nie chcąc okazać się strachliwym, przyjął wyzwanie od Nataniela. Gospodarz kazał mu wskoczyć w obornik i ma tam siedzieć co najmniej przez pięć minut. Prawie doszło do szarpaniny, ale Lysander uspokoił przyjaciela. Czerwonowłosy niechętnie i wyzywając pod nosem ruszył do śmierdzącej kupki. Całe towarzystwo z uśmiechem na twarzy i włączonymi telefonami szło za chłopakiem kilka kroków, a gdy zatrzymał się przed swoim celem równocześnie włączyli kamery i aparaty. Chłopak krzyczał i groził aby przestali, ale na marne. Poganiany przez blondyna bluźniąc postawił drabinę, a następnie skoczył z niej prosto w odchody zwierzyny. Zanurzył się w tym cały po czubek głowy, a wszyscy wybuchli śmiechem.

- Nataniel, kretynie! Natychmiast karz mu z tego wyjść! To przecież Twój przyszły szwagier - Amber swoim piskliwym głosem krzyczała na brata.

- Nigdy w życiu. Jeszcze się tak nie uśmiałem, a i zapomnij o tym - powiedział przez łzy rozbawienia.

-  Kastiel, żyjesz?! - Su zaczęła się rozglądać, i krzyknęła lekko wystraszona, ponieważ chłopaka nie było widać.

- Lysander przynieś widły, spróbujemy go odkopać - odezwał się starszy brat, a białowłosy szybko pobiegł do budynku i przyniósł to, o co prosił brat. Su widząc widły wystraszyła się.



- Chcecie go zabić?!

- Spokojnie. Nic mu nie będzie - poklepał ją po ramieniu i zdjął z bratem część garderoby. Zaczęli kopać i po chwili ujrzeli dłoń.

- Kastiel! - Siostra gospodarza dopadła do niej jak szalona i pociągnęła. Wywróciła się na tyłek, a część ciała została w jej dłoni - Aaaaaaaaa! Mordercy! Zabiliście go - ze łzami w oczach wstała i zaczęła uderzać brata w klatkę piersiową. Reszta towarzystwa była w szoku i tylko tępo patrzyli się w śmierdzący obiekt. Wystraszona i załamana Amber upuściła to co trzymała w dłoniach i dopiero teraz było widać istotny szczegół.

- Eee.. To chyba plastik - Rozalia jako pierwsza odważyła się dotknąć rzeczy. - Przecież to nie jest ręka.

- C-Co? To gdzie jest Kastiel? - Zapytała zbita z tropu i nagle wszyscy usłyszeli głośny śmiech. Spojrzeli w jego kierunku i ujrzeli czerwonowłosego.

- Hahaha! Wiedziałem, że mi się tutaj przyda - śmiejąc się ruszył do towarzystwa. - Tęsknilibyście nie? - Puścił oczko mijając Su i zbliżając się do złotowłosego rodzeństwa. - Amber kotku, chodź się przytulić - powiedział pociągająco i rozłożył ramiona. Dziewczyna spojrzała na niego i uniosła brew. Należy zauważyć, że chłopak po tym zadaniu nie ma zbyt ładnego zapachu i wyglądu. Gdzieniegdzie widać słomę i resztki niekoniecznie przyjemnych rzeczy. - No chodź kochanie - uśmiechał się, a dziewczyna się zaczerwieniła. - Nie to nie. Chodź szwagrze - rzucił się na Nataniela i mocno go przytulił.

- Co ty robisz do jasnej cholery?! - Krzyknął cały czerwony i próbował odepchnąć chłopaka.

- Kochaaam Cię - powiedział i zaczął się śmiać - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało! - Zwijał się ze śmiechu.

- Przez ciebie śmierdzę gównem!

- Och.. Czyli jak zawsze - powiedział, a wszyscy wybuchli śmiechem.

- To ty lepiej zmień perfumy.

- Twojej siostrze się podobają. Prawda pysiu? - zerknął na dziewczynę.

- T-Tak są ładne, ale lepiej się umyj - zatkała nos.

- Zrobię wam na złość - prychnął i wrócili na swoje miejsca. Wszyscy teraz siedzieli baaardzo daleko od Kastiela i tylko Su go nie zostawiła. - Śmierdzę - wtrącił.

- Już się do tego przyzwyczaiłam.

- Coś mi sugerujesz? - Uniósł brew.

- Absolutnie - uniosła ręce w obronnym geście.


Towarzystwo siedziało bardzo długo. Bawili się, śpiewali i pili. Słońce dawno zaszło, a oni dalej siedzieli. W pewnym momencie usłyszeli przerażający huk z okolic stodoły.

- Co to było? - Rozalia podskoczyła i  mocniej przytuliła Leo.

- Lepiej to sprawdzić. Chodź Lys - rodzeństwo wstało i zgarniając po drodze Kastiela z latarką zniknęli po chwili z widoku.

- Kretyni. Takie wycieczki nigdy nie kończą się dobrze - mruknął Armin, na co jego brat prychnął wywracając oczami.

- Cicho. wszystkich zaraz będziesz straszył, bo się naoglądałeś nie wiadomo czego..- przywalił mu lekko w głowę.

- Ej! Uważaj sobie głupku!

- Odezwał się baran!

- Uspokójcie się. Rozprawicie się u siebie w domu - kłótnię przerwała zdenerwowana Peggy.

- Wreszcie ktoś normalny - Kentin wypuścił głośniej powietrze.

- Siedzisz między nimi to mogłeś zareagować.

- Dobra spokój, trzeba wysłać kogoś do chłopaków. Coś tam cicho, a ich nadal nie ma - Su wstała i miała podejść do bliźniaków, ale potknęła się i wylądowała w pobliskiej błotnej kałuży. Całe towarzystwo wybuchło śmiechem. - Fuuu.. Co to jest?

- Hahaha.. Wczoraj Malwina się tu zatrzymała i.. -  Rozalia próbowała wytłumaczyć, ale duszenie ze śmiechu nie bardzo jej pomagało. - Przykro mi, ale wpadłaś w siusiu krowy. Hahaha..!

- Aaaaa! - Natychmiast wstała i zaczęła skakać, jakby myślała, że to zjedzie. W tym samym czasie było słychać inny krzyk. - Co to? - Opanowała się i rozejrzała dookoła.

- Kurwa, co to jest?! Lysander! - Słyszeli krzyki - Stary odsuń się! Co ty..? Aaa! Leo łap go! - Zaniepokojone towarzystwo biegło w ich kierunku, a to co zobaczyli zmroziło im krew w żyłach. Kastiel i Leo ciągnęli za nogi Lysandra, który do połowy był w paszczy olbrzymiej marchewki. - Co się tak gapicie?! Pomóżcie nam! - Nataniel, Kentin i bliźniacy od razu podbiegli i pomogli wyciągać chłopaka, ale wtedy stwór zaczął machać swoimi korzeniami na wszystkie strony.

- Zaraz się uduszę - usłyszeli stłumiony głos Lysandra.

- Dziewczyny bierzcie to - brunetka wskazała na stojące w pobliżu widły i ze swoimi podbiegła do potwora - Zostaw go w spokoju - krzyknęła i zaczęła dźgać warzywo. Reszta dołączyła do niej. Oczywiście oprócz Amber i świty, które uciekły z piskiem.

- Coś idzie - Leo szarpnął mocniej brata - Jest! - krzyknęli chłopcy, gdy marchewka wypluła białowłosego i spojrzała na dziewczyny. Wystraszone rzuciły sprzętem i razem z chłopakami zamknęli się w stodole.

- Co wy tu trzymacie, że tak ją zmutowało - zapytał przerażony Alexy opierając się o drzwi.

- To mi przypomina jedną z gier, w które grałem. Pewnie gdzieś w pobliżu mieszka szalony naukowiec, a to jego eksperyment, który zwiał - drugi z bliźniaków najwyraźniej dobrze się bawił.

- Zdecydowanie za dużo grasz - westchnęła Sucrette. - Nic Ci nie jest? - Tu spojrzała na poszkodowanego Lysa.

- Jest ok, ale wszystko mnie boli. Niezłe miałem rozciąganie - podrapał się po szyi.

- Znowu trzeba będzie go mierzyć - westchnęła białowłosa krawcowa. - Stanowczo za szybko rośniesz.

- Dobra. Sprawą jego genów zajmiemy się później. Nie mam zamiaru tu się chować przed tym czymś - wtrącił czerwonowłosy.

- Z bólem przyznaję mu rację. Musimy wszyscy trzymać się razem i coś wymyślić. Rozumiesz Amber? - Nataniel odwrócił się za siostrą, ale jej nie zobaczył - Gdzie ona jest?

- Uciekła z piskiem razem z Lee i Charlotte.

- Co?! Musimy je natychmiast znaleźć - krzyknął i otwierając wielkie wrota, wybiegł na zewnątrz. Zanim ktokolwiek go zatrzymał został przez coś pochwycony i jedyne co było słychać to przeraźliwy krzyk.

- Nataniel! - Su chciała za nim wybiec, ale w ostatniej chwili ktoś złapał ją za rękę.

- Chcesz dać się pożreć? - bohaterem okazał się Kastiel.

- Trzeba ich ratować!

- Chyba już za późno -  Lysander wskazał na podwórko, a to co tam było powodowało odruchy wymiotne.

-  T-To jest m-m-mięso? - Rozalia cała blada zapytała i nie mogąc się opanować zwróciła zawartość żołądka.

- Chcesz powiedzieć, że oni..? - Violetta pokazała palcem i zemdlała. W ostatniej chwili złapała ją Kim i Melania.

- Nataniel - szepnęła ta druga i zaczęła płakać - To nie prawda - krzyknęła - To pewnie kolejny żart Kastiela - oskarżyła chłopaka.

- Ta jasne. Idź się przekonać jeśli tak myślisz - powiedział sucho.

- Nie boje się - śmiało wyszła zostawiając Kim z Violettą, której pomógł Alexy i podeszła do drzwi - Zaraz wam udowodnię, że to jego wygłupy - warknęła i stanęła tuż przy drzwiach i plecami do paskudnego widoku.

- Lepiej wejdź do środka - wydusiła z siebie Roza.

- Nie. Nic mi nie grozi. Prawda Kas? - Powiedziała i w tym momencie z tyłu zaszła ją marchewka, która natychmiast ją połknęła. Wszyscy z krzykiem zaczęli uciekać, a na podwórku było ich coraz więcej. Niestety Kim i Violetta zostały pożarte razem z Kentinem, ponieważ fioletowowłosa nadal nie odzyskała przytomności. Dziewczyny krzyczały, a chłopaki razem z nimi. Próby jakiejkolwiek ucieczki były niemożliwe. Su w efekcie paniki wskoczyła do jakiejś beczki, która okazała się pełna smaru, ale zignorowała to i siedziała tam póki przerażające krzyki nie ustały. Gdy to już się stało odczekała jeszcze chwilę. W pewnym momencie słyszała w pobliżu ruch, ale była tak cicho jak tylko się dał, i szybko ucichł. Po jakiś piętnastu minutach zdecydowała się opuścić kryjówkę. Była przemoczona i śmierdząca jakąś chemią. Cała się lepiła, ale nie miała czasu na szukanie wody. Musiała znaleźć przyjaciół i się ewakuować, o ile ktoś jeszcze żyje.

Cicho skradała się po podwórku w kierunku domu, a gdy nagle coś dotknęło jej ramienia pisnęła przerażona.

- Cicho idiotko - warknął na nią Kastiel, który nagle się zjawił obok niej - Chociaż ciebie żywą widzę.

- Wszyscy? - Zerknęła na niego zaszklonymi oczami.

- Chyba tak. Nikogo nie widziałem. Słyszałem tylko krzyki, bo schowałem się w oborniku - zrobił kwaśną minę na samo wspomnienie ponownej kąpieli w odchodach. - Ty byłaś w w zbiorniku z paliwem czy co? Benzyną śmierdzisz.

- Wskoczyłam do jakiejś beczki i nie wychodziłam.

- Niebieska, metalowa?

- Tak, a co? Coś nie tak?

- Musisz zdjąć to wszystko. Jesteś teraz jak zapałka, wystarczy iskra i bum.

- Nie ma czasu. Musimy się ewakuować - ruszyła.

- Idź sama. Ja nie chcę iść z przynętą - stał w miejscu.

- W co mam się ubrać mądralo? - warknęła.

- Hmm... - zamyślił się - Matka Lysandra zawsze miała ubrania na przebranie w stodole. Musimy się tam dostać - powiedział i ruszyli. Starali się być cicho i udało im się. Gdy dotarli na miejsce zaczęli szukać rzeczy kobiety.

- Nic tu nie ma. Może już ich tu nie trzyma - stwierdziła po przeszukaniu swojej części budynku.

- Wczoraj je tu widziałem - powiedział i szukał dalej - Mam! - Podszedł z ubraniami do dziewczyny - Szybko się przebierz. Zbyt długo tu byliśmy.

- To się odwróć.

- Przecież widziałem Cię w bikini na plaży - westchnął, ale dziewczyna nie dawała za wygraną. - Dobra. Już - zrezygnowany odwrócił się. Su zaczęła się szybko przebierać i nie zauważyła, że i tak wszystko widział w odbiciu szyby od samochodu, która wymontowana stała naprzeciwko niego.

- Nie wierzę, że ubrałam się jak babka - jęknęła. Chłopak odwrócił się i wybuchł śmiechem. Ubrana była w odrobinę za luźną suknię w kratę, do tego gumiaki i chusta na ramiona żeby nie miała ich odkrytych. - Bardzo śmieszne. Ha ha ha.

- Dobra chodź już.

*                *                *

Szli przez po dwórko i, co było dziwne, nie widzieli żadnych ciał, ani nawet mięsa, które widzieli wcześniej. Panowała przerażająca cisza i jedyne co było słychać to ich kroki i oddechy.

- Otwórz oczy. Alexy, nie zamykaj oczu - usłyszeli płacz. Poszli w jego kierunku i ujrzeli leżącego na ziemi niebieskowłosego z urwaną ręką, a obok niego klęczącą Rozalię i Leo.

- Roza? Leo? Co tu się stało? - Zapytała cicho, podchodząc do przyjaciółki.

- Su? Kastiel? Wy żyjecie - ze łzami w oczach spojrzała na nich, a potem szybko wstała i rzuciła się Sucrette w ramiona - Już nawet nie skomentuje tych babcinych ubrań, bo mamy poważny problem - zaczęła gdy przestała dusić przyjaciółkę. - Uciekaliśmy i jedna z marchewek złapała Alexego i Armina. Armina nie zdążyliśmy uratować, a on stracił rękę - płakała.

- S-Su? - ranny wychrypiał. Dziewczyna uklękła przy nim ze łzami w oczach - Kto by pomyślał co? - Próbował się zaśmiać, ale był bardzo słaby i fatalnie wyglądał. - D-Dziewczyny.. Jak będziecie chodzić po sklepach to pamiętajcie o mnie. Chętnie zobaczę na swoim grobie też to zdjęcie, którego nie chciałyście widzieć - powiedział cicho i umilkł. Umarł. Jego oczy się zamknęły, a oddech zanikł. Zrozpaczona Su przytuliła się do martwego już chłopaka i szlochała. Czuła na ramionach czyiś dotyk, ale ignorowała to. Właśnie umarł jej przyjaciel. Ktoś, na kogo zawsze mogła liczyć. Ufała mu i był jej oparciem, a teraz nie żyje. Z resztą tak jak reszta uczniów, została ich czwórka. Muszą uważać i uciec z tego przerażającego miejsca.

- Su - Kastiel szepnął kucając obok dziewczyny - Powinniśmy uciekać. Nie możemy tutaj zostać.

- Wiem, masz rację. Chodźmy - otarła łzy i wstała. Było ciemno i nie za bardzo wiedzieli gdzie są, ale nie mogli zostać w miejscu. Cały czas słyszeli szuranie, odgłosy zwierząt w budynkach i coś czego nie znali, a nie chcieli poznawać. Sucrette cały czas błądziła myślami wokół tego wszystkiego i śmierci jej znajomych. - Leo, a co z Lysandrem? - Zapytała nagle chłopaka. Przecież to jego brat, a jest taki opanowany. Ona i Rozalia cały czas płaczą i idą dalej, a na twarzach chłopaków nie widać emocji.

- Nie wiem - westchnął - Jedna z tych absurdalnych marchewek podniosła go, ale nie pożarła. Zaczęła z nim uciekać. Nie zdążyłem zareagować i już ich nie było. - Pojedyncza łza spłynęła mu po policzku - Jak matka się o tym dowie to serce jej stanie.

- Spokojnie kochanie. Nie wiemy czy nie żyje. Może jest cały i zdrowy - spróbowała go pocieszyć Roza, ale bez skutku.

- Nie mamy pojęcia z czym mamy do czynienia i tu pojawia się problem. Mam nadzieję, że nasz poeta jakoś sobie poradził - mruknął Kastiel, zaciskając pięści, aż mu pobielały dłonie.

*                *                *

Szli jakieś dziesięć minut w ciszy, którą przerwał czyiś głos. Dźwięk dochodził ze starej obory, która teraz robiła za coś w rodzaju magazynu. Słychać było kobietę i mężczyznę, którzy jakby się kłócili. Nastolatkowie niewiele myśląc ruszyli w tamtym kierunku i weszli do środka. Niestety zaraz chcieli stamtąd uciec lecz nie zdążyli się ruszyć bo otoczyło ich stado marchewek. 

- Wreszcie jesteście - usłyszeli damski, a raczej dziewczęcy głos - Mój książę się o was martwił. A nie potrzebnie, bo tylko o  niego mi chodziło - słuchać było zbliżające się kroki, ale przez otaczające ich potwory nie widzieli tej osoby.

- Myślałem, że jesteś słodką dziewczyną, a okazałaś się potworem! - usłyszeli głos Lysandra.

- Nie jestem potworem. To źle, że chcę mieć swojego Lysia przy sobie?

- Nino wypuść ich! - Krzyknął, a towarzystwo zdębiało. To ta mała Nina? Słodka fanka Lysandra? Co ją podkusiło, że porwała chłopaka i jak panuje nad tymi potworami.

- Nie wypuszczę - powiedziała olewająco i kazała jednej z marchew odejść aby wszyscy dobrze ją widzieli. - Niech się zacznie show! Wprowadzić Puszka! - Krzyknęła z uniesionymi rękoma w górę. Potem ziemia się zatrzęsła i usłyszeli potworny ryk. Kastiel nie wiedział czy się bać czy śmiać, ale po wejściu trzymetrowego, białego królika do pomieszczenia wybrał pierwszą opcję. Zwierze było wielkie i nie wyglądało normalnie. Posiadało paskudne szpony na kończynach, a przy pysku miał kły niczym tygrys szablozębny.- Na początek pójdziesz ty - wskazała na czerwonowłosego. - Przez Ciebie ma dla mnie bardzo mało czasu. - Powiedziała, a chwilę potem zwierzę porwało krzyczącego chłopaka i zjadło. Krew ciekła mu z pyska i słychać było krzyki rozpaczy, jak i chwilowego bólu chłopaka. - Teraz ty! Braciszek od siedmiu boleści.

- Nie dam Ci go tknąć - zrozpaczona Rozalia stanęła naprzeciwko niego starając się zasłonić.

- Ciebie chciałam dać na koniec, bo skrzywdziłaś go. Wiesz, że był w Tobie zakochany? Tak! A ty wykorzystałaś go aby związać się z jego bratem. Jesteś fałszywą suką - krzyknęła na koniec, a stwór natychmiast porwał nastolatków i pożarł wolno żując. Lysander i Su płakali widząc to, ale to chłopak najbardziej cierpiał. - No, no, no.. - spojrzała na ostatnią żywą osobę. - Ty jesteś najgorsza. Rozalia związała się z Leo to odpadła z konkurencji, ale pojawiłaś się ty. Niby taka idealna. Ja już wiem co Ci tam siedzi w głowie. Zaczęłaś podrywać wszystkich chłopaków, a Lysio jest najmilszy i udało Ci się go rozkochać! Myślami błądził wokół Ciebie, a dla mnie nie miał nawet chwili. To o mnie powinien myśleć! Rozumiesz?! Muszę was usunąć z jego życia, inaczej więcej go nie zobaczę. - Mówiła, a Sucrette nie mogła zrozumieć. To tylko przez głupią zazdrość, tak? Zniszczyła sobie i innym życie tylko po to, aby Lysander miał dla niej czas. Przecież to absurdalne. Myślała tak i nawet nie zauważyła kiedy, a potwór miał ją w swoich łapach. Jedyne co pamięta z tego momentu to okropny ból i ciemność.

*                *                *

Okropne światło zaczęło razić jej oczy. Powoli podnosiła powieki i to co ujrzała przeraziło ją tak, że krzyknęła i natychmiast się wyprostowała.

- Co ja tu robię?! Wy żyjecie?! - Zwróciła tym na siebie uwagę wszystkich, a zwłaszcza jednej osoby..

- Sucrette! Co to ma znaczyć?! Drzemki na mojej lekcji?! To niedopuszczalne! Dodatkowo wszystkim przeszkadzasz w nauce! Natychmiast do odpowiedzi, a później osobiście odprowadzę Cię do dyrekcji!

- Dobrze Pani Delanay - powiedziała i ze spuszczoną głową podeszła do tablicy.

___________________________________________________________________

Mogą być liczne błędy za które przepraszam. Mam nadzieję, że wyszło mi jako tako xd
Pozdrawiam wszystkie Ileśnaścioraczki ;)

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Yyy..

Trochę mi się nudzi i tak się zastanawiam: Mogę was pomęczyć? xd

Tutaj kilka urywków z PRZYKUTEJ :


- Byłoby inaczej gdybyś się przyznała.

- Nie. Nie chcę litości, a zwłaszcza od nich.

Można powiedzieć, że wpadłam w depresję. Mało jem, nie dbam o siebie i "chodzę" jak struta. 

Co wtedy robi? Milknie i zaczyna płakać. Tak. Płacze. Potem rozpacza razem z innymi [...]

Czytając to miałam wyrzuty sumienia.

 Nie wychodziłam z domu od...
             ..długiego czasu 

Głupia! Zgodziłam się [...] A co jeśli [...]? Dotrzymałby tajemnicy, prawda?


Wybaczcie. Zapraszam was na pierwszy rozdział w dzień zakończenia roku szkolnego o godzinie 15:00. Mam nadzieję, że wam się spodoba :3


sobota, 6 czerwca 2015

#5

Spojrzałam na numer szafki, równe sto. No to trzeba teraz szukać. Rozejrzałam się na boki i zauważyłam, że jedna ściana to parzyste, a drugie nie. Teraz będzie w miarę łatwo ją znaleźć, trzeba tylko wiedzieć, którą stroną iść. Tak. Analizuję to wszystko, bo mam taki humor. Coś mam przeczucie, że dzisiaj mnie jeszcze coś zdenerwuje.

Szafkę znalazłam dość szybko. Łatwo zapamiętać, gdzie się znajduje bo to klatka schodowa. Niezbyt tam przyjemnie, ale cóż, przeżyję. Włożyłam do środka swoje rzeczy, oprócz tych, które mi były potrzebne i postanowiłam poszukać Rozalii. Ponieważ nie znam szkoły poszłam najpierw na dziedziniec. Na ławce, którą kilka minut wcześniej zajmowałam odpalał się Byczek. Raczej nie będzie to miłe, ale tylko jego na razie widziałam, więc ruszyłam w jego kierunku.

K: O nie! - Jęknął, gdy mnie zobaczył - Znowu ty? Całe ferie miałem przejebane, ale ty oczywiście nawet teraz do mnie przychodzisz - jęczał.

M: Wiem, że mnie uwielbiasz - puściłam mu buziaka w powietrzu i usiadłam obok.

K: To moja ławka - powiedział patrząc w niebo. Był nieźle rozwalony na tej ławeczce.

M: Obiło mi się o uszy, a i gratuluję - trąciłam go łokciem w bok.

K: Niby czego? - Spojrzał z uniesioną brwią.

M: Nieźle dziewczynę wyszkoliłeś, nawet ławki Ci pilnuje  - zaśmiałam się - Swoją drogą, nie jest zbyt mądra.

K: O kim ty mówisz?

M: Wytapetowana blondi. Dziewczyny swojej nie pamiętasz?

K: Co? To nigdy nie była i nie będzie moja dziewczyna. To durna siostrzyczka największego kujona i durnia w szkole. Ma fioła na moim punkcie. Wolę mądrzejsze i ładniejsze.

M: Przecież idealnie się dopełniacie - zaśmiałam się.

K: Ja nadrabiam mózgiem i urodą, a ona czym?

M: Żadne z was tego nie posiada - powiedziałam mając oczywiście na myśli mózg jak i tą jego urodę.

R: Hejka. Co tam? - Nagle obok nas zjawiła się Rozalia z Lysandrem.

K: Twoja kuzyneczka chyba szybko chce się pożegnać z tym światem.

M: Ja tylko stwierdzam fakty - pokazałam mu język i wstałam. - Coś mi zimno. Chodźmy do środka.

L: Racja, z resztą zaraz lekcje - poprał mnie i ruszyliśmy do szkoły. Kastiel też podniósł swój tłusty tyłek, co nie było potrzebne.

R: W której klasie jesteś? - Zapytała gdy stanęliśmy w pobliżu pokoju gospodarzy.

M: Eee.. Nie wiem? - Spojrzałam na nią.

R: Co? Nie dostałaś planu? - Zapytała lekko zirytowana. Ja w odpowiedzi wyjęłam go z kieszeni i pokazałam - No, już myślałam, że blondasek nie dał Ci planu lekcji. Pokaż to - wyrwała mi go z ręki i zaczęła przeglądać. - Chyba się śpieszył gdy go drukował, bo nie ma klasy, ale na Twoje szczęście już wszystko wiem - powiedziała z tajemniczym uśmiechem.

M: A mogłabyś nie owijać w bawełnę?

R: Straciłaś poczucie humoru czy co? Kurde jakaś dziwna jesteś.

M: Nie ważne. W której klasie będę się męczyć - westchnęłam.

R: Ze mną - powiedziała krótko i znowu usłyszałam jęki, ale z tą różnicą, że już je kojarzę.

K: Czy wy musicie być wszędzie razem? No bez przesady. Nawet na lekcjach będę Cie widywał - i poszedł. Chyba mu się to nie spodobało.

M: Bywa - westchnęłam i spojrzałam na Rozę - To co mamy pierwsze?

L: Zdaje się, że hiszpański - teraz to ja jęknęłam - Co jest?

M: Nauczyciel jest w miarę spoko? Bo ten język mnie nie lubi. - Mam nadzieję, że to nie będzie klon baby z Londynu. Chciała mnie za każdym razem oblać, nawet gdy dostawałam truje ze sprawdzianów. Nie wchodził mi jakoś do głowy i z chłopakami kombinowaliśmy abym to zaliczała chociaż na to trzy.

R: Jeżeli chodzi o Alejandro to jest fajny, ale ma bzika na punkcie swojego przedmiotu i muzyki. Ostatnio na zaliczenie musieliśmy przetłumaczyć wylosowaną piosenkę. Tylko kilka osób podołało zadaniu. - Szliśmy prawdopodobnie pod salę.

L: Po pierwsze, to nauczyciel. Po drugie, nie zniechęcaj jej. Jakoś dasz radę. To Hiszpan z krwi i kości, ale nie jest tyranem - uśmiechnął się lekko do mnie. Ja już nic nie dodałam tylko szłam razem z nimi. Na miejscu byliśmy dość szybko, a do dzwonka zostało dobre pięć minut dlatego kuzynka postanowiła zapoznać mnie z kilkoma osobami. Przedstawiła mi głównie dziewczyny, bo reszty nie zdążyła. Poznałam rudowłosą Iris, dziennikarkę Peggy, nieśmiałą Violettę, wyluzowaną Kim i dziwnie na mnie patrzącą Melanię. Wszystkie miło mnie przyjęły i non stop się uśmiechały. Nie porozmawiałyśmy jednak dużo, bo zadzwonił dzwonek i musiałyśmy udać się do klasy. Usiadłam sama w jednej z pustych ławek na końcu sali przy oknie. Rozalie już miała towarzystwo i nie mam jej tego za złe. Może jak będę siedzieć samotnie to się lepie skupię i więcej nauczę? Heh.. Marzenia, no ale można mieć chociaż taką tyci - tyci nadzieję.

Po kilku minutach przyszedł nauczyciel i przeprosił za spóźnienie, a było one spowodowane tym, że czekał aż na listę uczniów do dziennika zostanie wpisany ktoś nowy, a mianowicie ja. Nie wyglądał na tyrana, ale pozory mogą mylić. Zajął swoje miejsce za biurkiem i zaczął sprawdzać obecność. Nie słuchałam, bo mnie to zbytnio nie interesowało. Dopiero gdy usłyszałam "Nasza nowa duszyczka panna Mandy Evans. Możesz się pokazać?"  zareagowałam. Chciał mnie zobaczyć. Dobra. Wstałam z miłym uśmiechem na twarzy i lekko rozejrzałam się dookoła. Swój wzrok zatrzymałam na dziwnie przyglądającej mi się blondynie, którą spotkałam dzisiaj rano. Wyglądała na jakby lekko wystraszoną i szybko odwróciła wzrok. Ja jedynie za pozwoleniem nauczyciela znowu usiadłam i zerknęłam na siedzącą w środkowym rzędzie Rozalię, która również nie wyglądała ciekawie. Ciekawe o co chodzi, może powinnam słuchać czy coś.

Lekcja trwała, a ja próbowałam się skupić. Jakoś mi szło, ale i tak mało rozumiałam. Gdy wreszcie zaczęłam coś rozumieć to wszystko zostało przerwane przez hałas drzwi. Podobnie jak reszta klasy, odwróciłam się w ich kierunku i zobaczyłam nikogo innego jak samego Pana Kastiela. Ze spokojem  wymalowanym na twarzy pomachał niewzruszonemu nauczycielowi ręką i podszedł do mojej ławki.

K: To moje miejsce - warknął stojąc nade mną.

M: Nie jest podpisane, podobnie jak ławka więc sobie usiadłam i nigdzie się nie ruszam.

K: Lepiej mnie nie denerwuj, bo.. - i tu mu przerwał nauczyciel.

Prof.: Coś nie tak Panie Ferrer? - Spojrzał w naszym kierunku.

K: No. Es mi lugar [Nie. To moje miejsce] - odezwał się, a mi szczena opadła. Taki burak kmini hiszpański, a ja nie mogę? Gdzie tu sprawiedliwość?

Prof.: Ahora comparte el banco con Mandy. Sentarse. [Teraz dzielisz ławkę z Mandy. Siadaj.] - Zwrócił się do niego nauczyciel, a ten tylko prychnął zdenerwowany i usiadł obok mnie. Ja się nie odzywałam, bo nie mam pojęcia co powiedział nauczyciel i nie chcę jeszcze bardziej denerwować sąsiada z ławki, więc starałam się ponownie skupić na lekcji. Szło mi tak opornie, że do końca zajęć mi się nie udało. Cały czas się gubiłam i nie wiedziałam co skąd się wzięło. Jakim cudem Kastiel to pojął? Sama sobie nie wierzę, ale jak będę zagrożona to poproszę go o pomoc. Wyśmieje mnie pewnie, ale kto inny mnie uratuje?

Lekcja się skończyła i wszyscy, łącznie ze mną zaczęli się zbierać ku wyjściu. Kastiel miał jakieś opory z zamknięciem plecaka, który nawiasem mówiąc niepotrzebnie rozpakowywał, przez co do wyjścia zmierzałam jako ostatnia i jedyne co jeszcze usłyszałam to głos nauczyciela.

Prof.: Kastiel esperar un minuto - powiedział, a ja odwróciłam się i ujrzałam zbliżającego ku niemu zdenerwowanego Kastiela. Skoro wypowiedział jego imię to pewnie go wołał - pomyślałam i opuściłam pomieszczenie. Natychmiast udałam się do mojej szafki i spojrzałam na plan. Był hiszpański to teraz czas na.. O cholera! Jaja sobie robicie? Przecież to będzie męczarnia! 

________________________________________________________________________

Znalazłam chwilę czasu i coś napisałam. Mam nadzieję, że jest ok.
Pozdrawiam ;)
Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc