sobota, 6 czerwca 2015

#5

Spojrzałam na numer szafki, równe sto. No to trzeba teraz szukać. Rozejrzałam się na boki i zauważyłam, że jedna ściana to parzyste, a drugie nie. Teraz będzie w miarę łatwo ją znaleźć, trzeba tylko wiedzieć, którą stroną iść. Tak. Analizuję to wszystko, bo mam taki humor. Coś mam przeczucie, że dzisiaj mnie jeszcze coś zdenerwuje.

Szafkę znalazłam dość szybko. Łatwo zapamiętać, gdzie się znajduje bo to klatka schodowa. Niezbyt tam przyjemnie, ale cóż, przeżyję. Włożyłam do środka swoje rzeczy, oprócz tych, które mi były potrzebne i postanowiłam poszukać Rozalii. Ponieważ nie znam szkoły poszłam najpierw na dziedziniec. Na ławce, którą kilka minut wcześniej zajmowałam odpalał się Byczek. Raczej nie będzie to miłe, ale tylko jego na razie widziałam, więc ruszyłam w jego kierunku.

K: O nie! - Jęknął, gdy mnie zobaczył - Znowu ty? Całe ferie miałem przejebane, ale ty oczywiście nawet teraz do mnie przychodzisz - jęczał.

M: Wiem, że mnie uwielbiasz - puściłam mu buziaka w powietrzu i usiadłam obok.

K: To moja ławka - powiedział patrząc w niebo. Był nieźle rozwalony na tej ławeczce.

M: Obiło mi się o uszy, a i gratuluję - trąciłam go łokciem w bok.

K: Niby czego? - Spojrzał z uniesioną brwią.

M: Nieźle dziewczynę wyszkoliłeś, nawet ławki Ci pilnuje  - zaśmiałam się - Swoją drogą, nie jest zbyt mądra.

K: O kim ty mówisz?

M: Wytapetowana blondi. Dziewczyny swojej nie pamiętasz?

K: Co? To nigdy nie była i nie będzie moja dziewczyna. To durna siostrzyczka największego kujona i durnia w szkole. Ma fioła na moim punkcie. Wolę mądrzejsze i ładniejsze.

M: Przecież idealnie się dopełniacie - zaśmiałam się.

K: Ja nadrabiam mózgiem i urodą, a ona czym?

M: Żadne z was tego nie posiada - powiedziałam mając oczywiście na myśli mózg jak i tą jego urodę.

R: Hejka. Co tam? - Nagle obok nas zjawiła się Rozalia z Lysandrem.

K: Twoja kuzyneczka chyba szybko chce się pożegnać z tym światem.

M: Ja tylko stwierdzam fakty - pokazałam mu język i wstałam. - Coś mi zimno. Chodźmy do środka.

L: Racja, z resztą zaraz lekcje - poprał mnie i ruszyliśmy do szkoły. Kastiel też podniósł swój tłusty tyłek, co nie było potrzebne.

R: W której klasie jesteś? - Zapytała gdy stanęliśmy w pobliżu pokoju gospodarzy.

M: Eee.. Nie wiem? - Spojrzałam na nią.

R: Co? Nie dostałaś planu? - Zapytała lekko zirytowana. Ja w odpowiedzi wyjęłam go z kieszeni i pokazałam - No, już myślałam, że blondasek nie dał Ci planu lekcji. Pokaż to - wyrwała mi go z ręki i zaczęła przeglądać. - Chyba się śpieszył gdy go drukował, bo nie ma klasy, ale na Twoje szczęście już wszystko wiem - powiedziała z tajemniczym uśmiechem.

M: A mogłabyś nie owijać w bawełnę?

R: Straciłaś poczucie humoru czy co? Kurde jakaś dziwna jesteś.

M: Nie ważne. W której klasie będę się męczyć - westchnęłam.

R: Ze mną - powiedziała krótko i znowu usłyszałam jęki, ale z tą różnicą, że już je kojarzę.

K: Czy wy musicie być wszędzie razem? No bez przesady. Nawet na lekcjach będę Cie widywał - i poszedł. Chyba mu się to nie spodobało.

M: Bywa - westchnęłam i spojrzałam na Rozę - To co mamy pierwsze?

L: Zdaje się, że hiszpański - teraz to ja jęknęłam - Co jest?

M: Nauczyciel jest w miarę spoko? Bo ten język mnie nie lubi. - Mam nadzieję, że to nie będzie klon baby z Londynu. Chciała mnie za każdym razem oblać, nawet gdy dostawałam truje ze sprawdzianów. Nie wchodził mi jakoś do głowy i z chłopakami kombinowaliśmy abym to zaliczała chociaż na to trzy.

R: Jeżeli chodzi o Alejandro to jest fajny, ale ma bzika na punkcie swojego przedmiotu i muzyki. Ostatnio na zaliczenie musieliśmy przetłumaczyć wylosowaną piosenkę. Tylko kilka osób podołało zadaniu. - Szliśmy prawdopodobnie pod salę.

L: Po pierwsze, to nauczyciel. Po drugie, nie zniechęcaj jej. Jakoś dasz radę. To Hiszpan z krwi i kości, ale nie jest tyranem - uśmiechnął się lekko do mnie. Ja już nic nie dodałam tylko szłam razem z nimi. Na miejscu byliśmy dość szybko, a do dzwonka zostało dobre pięć minut dlatego kuzynka postanowiła zapoznać mnie z kilkoma osobami. Przedstawiła mi głównie dziewczyny, bo reszty nie zdążyła. Poznałam rudowłosą Iris, dziennikarkę Peggy, nieśmiałą Violettę, wyluzowaną Kim i dziwnie na mnie patrzącą Melanię. Wszystkie miło mnie przyjęły i non stop się uśmiechały. Nie porozmawiałyśmy jednak dużo, bo zadzwonił dzwonek i musiałyśmy udać się do klasy. Usiadłam sama w jednej z pustych ławek na końcu sali przy oknie. Rozalie już miała towarzystwo i nie mam jej tego za złe. Może jak będę siedzieć samotnie to się lepie skupię i więcej nauczę? Heh.. Marzenia, no ale można mieć chociaż taką tyci - tyci nadzieję.

Po kilku minutach przyszedł nauczyciel i przeprosił za spóźnienie, a było one spowodowane tym, że czekał aż na listę uczniów do dziennika zostanie wpisany ktoś nowy, a mianowicie ja. Nie wyglądał na tyrana, ale pozory mogą mylić. Zajął swoje miejsce za biurkiem i zaczął sprawdzać obecność. Nie słuchałam, bo mnie to zbytnio nie interesowało. Dopiero gdy usłyszałam "Nasza nowa duszyczka panna Mandy Evans. Możesz się pokazać?"  zareagowałam. Chciał mnie zobaczyć. Dobra. Wstałam z miłym uśmiechem na twarzy i lekko rozejrzałam się dookoła. Swój wzrok zatrzymałam na dziwnie przyglądającej mi się blondynie, którą spotkałam dzisiaj rano. Wyglądała na jakby lekko wystraszoną i szybko odwróciła wzrok. Ja jedynie za pozwoleniem nauczyciela znowu usiadłam i zerknęłam na siedzącą w środkowym rzędzie Rozalię, która również nie wyglądała ciekawie. Ciekawe o co chodzi, może powinnam słuchać czy coś.

Lekcja trwała, a ja próbowałam się skupić. Jakoś mi szło, ale i tak mało rozumiałam. Gdy wreszcie zaczęłam coś rozumieć to wszystko zostało przerwane przez hałas drzwi. Podobnie jak reszta klasy, odwróciłam się w ich kierunku i zobaczyłam nikogo innego jak samego Pana Kastiela. Ze spokojem  wymalowanym na twarzy pomachał niewzruszonemu nauczycielowi ręką i podszedł do mojej ławki.

K: To moje miejsce - warknął stojąc nade mną.

M: Nie jest podpisane, podobnie jak ławka więc sobie usiadłam i nigdzie się nie ruszam.

K: Lepiej mnie nie denerwuj, bo.. - i tu mu przerwał nauczyciel.

Prof.: Coś nie tak Panie Ferrer? - Spojrzał w naszym kierunku.

K: No. Es mi lugar [Nie. To moje miejsce] - odezwał się, a mi szczena opadła. Taki burak kmini hiszpański, a ja nie mogę? Gdzie tu sprawiedliwość?

Prof.: Ahora comparte el banco con Mandy. Sentarse. [Teraz dzielisz ławkę z Mandy. Siadaj.] - Zwrócił się do niego nauczyciel, a ten tylko prychnął zdenerwowany i usiadł obok mnie. Ja się nie odzywałam, bo nie mam pojęcia co powiedział nauczyciel i nie chcę jeszcze bardziej denerwować sąsiada z ławki, więc starałam się ponownie skupić na lekcji. Szło mi tak opornie, że do końca zajęć mi się nie udało. Cały czas się gubiłam i nie wiedziałam co skąd się wzięło. Jakim cudem Kastiel to pojął? Sama sobie nie wierzę, ale jak będę zagrożona to poproszę go o pomoc. Wyśmieje mnie pewnie, ale kto inny mnie uratuje?

Lekcja się skończyła i wszyscy, łącznie ze mną zaczęli się zbierać ku wyjściu. Kastiel miał jakieś opory z zamknięciem plecaka, który nawiasem mówiąc niepotrzebnie rozpakowywał, przez co do wyjścia zmierzałam jako ostatnia i jedyne co jeszcze usłyszałam to głos nauczyciela.

Prof.: Kastiel esperar un minuto - powiedział, a ja odwróciłam się i ujrzałam zbliżającego ku niemu zdenerwowanego Kastiela. Skoro wypowiedział jego imię to pewnie go wołał - pomyślałam i opuściłam pomieszczenie. Natychmiast udałam się do mojej szafki i spojrzałam na plan. Był hiszpański to teraz czas na.. O cholera! Jaja sobie robicie? Przecież to będzie męczarnia! 

________________________________________________________________________

Znalazłam chwilę czasu i coś napisałam. Mam nadzieję, że jest ok.
Pozdrawiam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc