niedziela, 26 kwietnia 2015

"Roxy" cz.28

Zadzwoniłam do drzwi i po chwili usłyszałam jakby stado koni biegło po schodach a następie drzwi się otworzyły i zostałam wciągnięta do środka. Były już wszystkie i każda z nich trzymała coś za plecami oraz uśmiechała się. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie rzuciły się na mnie i zaczęły okładać poduszkami. Zaczęłam uciekać na górę, przy okazji gubiąc torbę i śmiać się jednocześnie. Pamiętam gdzie co jest bo kiedyś często bywałam w tym domu z paczką. Wbiegłam do pierwszego pokoju po prawej iii..

R: Przepraszam - krzyknęłam  i natychmiast się odwróciłam. Na śmierć zapomniałam, że tutaj mieszkał jeszcze jej kuzyn Ethan. To jakiś tam jej dalszy krewny, ale zamieszkał z nimi bo dostał się do naszej drużyny, która należy do najlepszych. Niestety jestem taką gułą, że zamiast skręcić w lewo do pokoju wlazłam mu do łazienki gdy wychodził z pod prysznica. Chyba się załamię. Na bank jestem cała czerwona.

E: Hahaha..Spoko. Dawno Cię tu nie było więc rozumiem, że o mnie zapomniałaś - zaśmiał się i słyszałam jak ruszył się z miejsca - Nie mam zamiaru przeszkadzać wam w zabawie i zaraz wychodzę, ale najpierw..Wiesz, chciałbym się ubrać.

R: Tak, już wychodzę. Jeszcze raz przepraszam - powiedziałam i szybko wyszłam z pomieszczenia i oparłam się od drzwi.

D: Hahaha..Dorodny z Ciebie buraczek - dziewczyny stały w pobliżu i nabijały się.

M: Zapomniałaś języka w gębie? W sumie to się nie dziwię.Fajny jest, prawda - przyglądała mi się z szerokim uśmiechem na twarzy.

R: C-Co? Tak, ale nie oto chodzi - chciałam się wytłumaczyć, ale gdy tylko próbowałam coś powiedzieć obracały to przeciwko mnie więc zamilkłam i poszłyśmy do pokoju May'i.

D: Zaraz wracam, idę do siebie po laptopa - opuściła pokój. Ona też tu mieszka? Normalnie hotel a nie dom.

L: Coś nie tak? - Spojrzała na mnie krzywo i zaraz wybuchła śmiechem - Nie mów, że zapomniałaś o młodszej siostrze naszej koleżanki? - Zaśmiała się a mi zaczęło świtać. Kiedyś o niej wspominała, ale mnie to nie interesowało.

R: Dzwoni, ale nie wiem gdzie. Po za tym - podrapałam się po karku.

M: Nie ważne. Rozgość się - uśmiechnęła się do mnie. Po chwili jednak usłyszałyśmy jakby dudnienie i wszystkie natychmiast wyszłyśmy z pokoju. Jak się okazało to Ethan zleciał ze schodów.

L: Wszystko w porządku?

R: Ethan, żyjesz - zeszłam do niego i stanęłam przy nim. Było widać, że oddycha, ale oczy miał zamknięte - Ej. Coś Cie boli - kucnęłam przy nim a potem obok mnie zjawiła się Maya a za nią Laeti i Debi.

M: Żyjesz ciołku - zapytała z kpiną. Chłopak nie odpowiedział.

R: Ethan? - Dotknęłam jego ramienia i dopiero otworzył oczy i zaczął błądzić wzrokiem - Coś ty zrobił?

D: Zleciał ze schodów - usłyszałam prychnięcie z tyłu.

R: To wiem, ale wolałabym wiedzieć dlaczego i co go boli - odpowiedziałam trochę wrednie.

E: C-Co jest? - Mruknął.

R: Wreszcie. Wszystko ok?

E: Tak, ale wszystko mnie boli - zaczął się podnosić i syczeć - Która zostawiła kapcie przy schodach?

R: Kapcie? - Uniosłam brew i rozejrzałam się dookoła. Fakt. W pobliżu leżały jakieś tygryski czy coś.

D: Szukałam ich - ożywiła się nagle i wzięła je.

E: Przez ciebie będę miał siniaki, wszystko mnie boli i spóźnię się - warknął.

D: Spadaj debilu. Powinieneś je zauważyć - syknęła i kopnęła go w żebra po czym wyszła. Chłopak zwinął się z bólu.

M: Odbiło Ci?! - Krzyknęła, ale tamtej już nie było - Odkąd przyjechała jest nieznośna.

L: Woda sodowa jej uderzyła do głowy. Chodź pomożemy Ci - razem z Laeti podniosłyśmy Ethana a Maya pobiegła po lód. Chwilę później chłopak wyszedł z zimnym okładem na plecach. Chciałyśmy go zatrzymać, ale mówił, że nic mu nie jest.

*               *               *

Minęły dwie godziny, podczas których emocje opadły i zaczęłyśmy się dobrze bawić. Zaczęłyśmy od chwili relaksu , czyli maseczki, pilingi, manicure, pedicure i inne babskie głupoty. Normalnie tak o siebie nie dbam, ale trzeba się czasem rozpieszczać. Przy okazji moje myśli odpłynęły z nieprzyjemnego toru. Wyluzowałam i dobrze się bawiłyśmy.

L: Uśmiech panienki - krzyknęła Laeti a chwilę później słychać było dźwięk robionego zdjęcia - Poprawimy chłopakom humor, bo ich drużyna przegrywa - powiedziała i zaczęła grzebać w telefonie.

M: Wysyłasz im to? Przecież jesteśmy zielone na twarzach - warknęła.

R: Niech się trochę pośmieją. Ja nie mam nic przeciwko - wzruszyłam ramionami a chwilę później oberwałam poduszką - Za co?!

D: Wyobraź sobie, że wysłałaby to Twojemu chłopakowi albo najgorszemu wrogowi. Co wtedy? - Spojrzała na mnie krzywo a  ja wybuchłam śmiechem - Co w tym zabawnego? Gdyby tak było byłabyś wściekła albo nawet płakała.

R: Sorry, ale nic o mnie nie wiesz - uspokoiłam się - Chłopaka nie chce i przez Shona mam ich dosyć na bardzo długo, a co do wroga.. przeciągnęłam ostatnie słowo i chwilę się zawahałam, ale w końcu nie mam nic do stracenia - Amer nie zna Laeti, a Laeti nie zna Amber. Tyle w temacie.

D: Amber? Wiem, że potrafi dać się w kość, ale wrogiem? Musiałaś jej nieźle podpaść - zerknęła na mnie.

R: Nie miałam z nią lekko, ale nie chcę rozmawiać o tej tlenionej lalce.

M: Haha..Tleniona lalka? Widzę, że macie na pieńku - zaśmiała się

R: Powiedzmy, że było kolorowo.

L: A co słychać u Lysandra, nie u Kastiela? Wiesz chodzi o tego oszusta - zapytała a po chwili usłyszałyśmy dźwięk upadku. Spojrzałyśmy w jego kierunku i okazało się, że to telefon Debi. Pokazała abyśmy to zignorowały co i tak zrobiłyśmy i rozmawiałyśmy dalej.

R: Było dobrze, potem źle i znowu dobrze a teraz nie mam pojęcia - westchnęłam - Możemy o nich teraz nie rozmawiać? Chcę się odstresować - powiedziałam a dziewczyna już o nic więcej nie pytała. Wszystkie cztery zaczęłyśmy kompletnie inny temat. Najpierw Laeti i Maya trajkotały na temat tego, że powinnam bardziej o siebie dbać ( w czym nie widzę sensu), potem Debi opowiadała o swoich podróżach, które odbyła z jakimś zespołem. Domyślam się, że do niego należy bo byłoby dziwne gdybym spytała. Pewnie uważa się za wielką diwę. Wracając. W końcu zeszłyśmy na mój temat. Włączyłyśmy "Obcego" i oglądając rozmawiałyśmy o swoich ulubionych filmach. Co jakiś czas Deb krzyczała jak małe dziecko a ja z dziewczynami zwijałyśmy się ze śmiechu. Jej reakcje były boskie dlatego gdy film się skończył robiłyśmy sobie z niej żarty. W końcu się wściekła i wyszła z pokoju aby potem wrócić z wiadrem wody, które wylała na nas. Całe roześmiane i mokre ganiałyśmy się po domu i lałyśmy wzajemnie wodą i rzucałyśmy poduszkami. Ja i Laeti chcąc wyschnąć zawiązałyśmy sojusz i zgubiłyśmy dziewczyny po czym schowałyśmy się w pokoju Ethana.

L: Musimy coś wymyślić bo zaraz nas znajdą a wtedy po nas - powiedziała gdy byłyśmy schowane pod łóżkiem jak małe dziewczynki.

R: Nie wpadnie im do łowy nas tu szukać. Lepiej pooglądaj sobie gazetki - podałam jej jedną, która leżała w pobliżu.

L: Dzięki, ale nie interesują mnie gołe panny - zaśmiała się. Zwróciłam swój wzrok na resztę pisemek. Wszystkie miały tą samą tematykę - Zboczeniec, co nie?

R: Lepiej, że ogląda gazetki niż by miał podglądać w kiblu czy twierdził, że jest gejem - prychnęłam.

L: W sumie racja - poparła mnie i zaczęła bacznie obserwować drzwi - Są tam - szepnęła - Słyszę je.

R: Myślisz? Trzeba by je jakoś wystraszyć - uśmiechnęłam się wrednie. Następnie po cichu wyszłyśmy z ukrycia i biorąc do ręki jedno z pisemek oraz przykryte prześcieradłem Ethana ruszyłyśmy ku drzwiom - Na trzy.. - szepnęłam i  dotknęłam klamki gdy drzwi nagle się otworzyły i oberwałyśmy. Laeti straciła równowagę i poleciała na ziemię ciągnąc również mnie co skutkowało bólem dupska.

M: Haha..Coś wam nie pykło - zaśmiała się.

D: Co wy oglądałyście - poniosła gazetkę, która leżała gdzieś obok i spojrzała na nią - Wiedziałam, że ten dureń to zboczeniec, ale wy.. - pokiwała bezradnie głową.

R: Nieważne - westchnęłam i wstałam z podłogi a za mną Laeti. Później wszystkie udałyśmy się do pokoju May'i i gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Dziewczyny długo nalegały więc opowiedziałam im w wielkim skrócie dlaczego nie chcę znać Shona i to jakie kity udało mu się mi wcisnąć. W trakcie całej opowieści nie padło żadne imię ze względu na fakt, że Debi może znać moich przyjaciół. Oczywiście nie powiedziałam o ostatnich zajściach bo sama myśl o nich powoduje u mnie strach.

Położyłyśmy się spać około drugiej w nocy. Ja z Mayą na jej łóżku a dziewczyny na materacu. Mimo, że miałyśmy spać to gadałyśmy jeszcze do trzeciej. Było mi nie wygodnie a Maya strasznie się rozpychała przez co zeszłam na dół i położyłam się na kanapie.

Rano obudziły mnie promienie słoneczne. Zegar na ścianie wskazywał godzinę czternastą. Wstałam i ubrana w piżamę powędrowałam do łazienki obmyć twarz a potem zakradłam się cicho do pokoju, w którym spały dziewczyny i wzięłam swoje rzeczy. W całkowitej ciszy ubrałam się i byłam zdatna do użytku. Nie chciałam nikogo budzić więc sama się rozgościłam i zaczęłam robić tosty. Po piętnastu minutach miałam gotową porcję dla nas wszystkich więc zdecydowałam się je obudzić. Jednak gdy byłam przy schodach zobaczyłam jak trzy nieszczęścia idą w moją stronę i prychnęłam pod nosem.

M: Nie mów, że się wyspałaś - ziewnęła.

R: Gdybym się nie przeniosła na tą kanapę byłabym w podobnym stanie - zaśmiałam się i ruszyłam do kuchni - Zrobiłam tosty. Chodźcie - zawołałam je.

L: Aniele - krzyknęła i przybiegła do mnie.

R: Roxy, ale aniołem mogę być - zażartowałam. Po Laeti dołączyła reszta dziewczyn. Zrobiłyśmy herbatę i zaczęłyśmy jeść. Chyba zrobiłam trochę za dużo tych tostów, ale w odpowiednim momencie przyszedł Ethan i zjadł resztę. On tez balował do rana ii nie wyglądał zbyt ciekawie. Zaraz po śniadaniu na obiad zadzwonił Kevin aby upewnić się, że żyję - Nic mi nie jest. Nie masz się czego bać.

Kv: To dobrze. Mam dla Ciebie też wiadomość, ale najpierw wytłumacz mi coś. Dlaczego zablokowałaś numery Rozalii, Kastiel i Lysandra? Ponoć nie mogą się do Ciebie dodzwonić.

R: To moja sprawa. Nie owijaj w bawełnę tylko mów o co chodzi. Mamy z dziewczynami plany na dalszą część dnia - warknęłam zła. Temat, który poruszył całkowicie zepsuł mi humor.

Kv: Dobra nie denerwuj się. Rozalia z telefonu Kastiela do mnie dzwoniła. Ponoć się o Ciebie martwi z jakiegoś tajemniczego powodu i dodatkowo mówiła, że będą wieczorem w mieście.

R: Fajnie - westchnęłam bez entuzjazmu - Ja mam plany na wieczór i po nich nie wyjdę, więc nie dzwoń do mnie więcej z tą sprawą - powiedziałam i rozłączyłam się.

D: Co jest?

R: Nic ważnego. Po prostu ktoś przyjeżdża wieczorem i mój braciszek chciał mnie robić w komitet powitalny - prychnęłam. Nie. Nie znienawidziłam moich przyjaciół, ale nie chcę z nimi rozmawiać ani się widzieć. Wystarczy mi ta ostatnia żenująca sytuacja w ośrodku. Muszę odpocząć od ich towarzystwa i dać im zapomnieć o całej tej sprawie.

                                                         *               *               *

Do godziny osiemnastej błądziłyśmy po domu. Maya i Laeti oglądały jakiś film na dole a ja i Debi siedziałyśmy z laptopami w ręku. Ona na swoim a ja na May'i gdyż mi go użyczyła. Przeglądając Facebooka natknęłam się na zrobione wczoraj zdjęcie w maseczce i kilka innych, które później wysyłałyśmy chłopakom. Wszystkie były skomentowane i lajkowane przez Kastiela tak jakby chciał mi zrobić na złość i przypomnieć o swoim życiu. Dodatkowo wtrąciła się Peggy, która przysłała mi link do jakiegoś bloga. Okazało się, że specjalnie założyła takiego gdzie umieszcza newsy i zdjęcia, których nie może w szkolnej gazetce. Z tego co widziałam funkcjonuje on od początku roku i jest tam mnóstwo zdjęć. Kilka małych plotek i komentarzy a także jedno czy dwa podejrzenia mojego romansu z Kastielem. Na te artykuły śmiałam się cicho pod nosem. Te jej twierdzenie, że mamy się ku sobie mnie tak bawiło. Moje oczy uchwyciły także dużo postów dotyczących wycieczki. Nasza cicha impreza w pokoju, zamknięty Nataniel, ucieczka do klubu i akcja z Shonem. Nie. Chwila? Co?! 


" Słysząc krzyki pobiegłam w tamtą stronę. Jedyne co zobaczyłam to Kastiela atakującego jakiegoś chłopaka i jego przyjaciela, który chciał go od niego odczepić. Chwilę później dany chłopak został wyrzucony z pokoju a Kastiel wybiegł z pokoju. Z relacji świadków wynika na to, że całe to zajście dotyczyło naszej drogiej Roxy, wokół której ostatnio dużo się dzieje. Podobno Kastiel jak wariat szukał jej po całym ośrodku. Co takiego się stało? Dlaczego kiedyś bardzo wesoła paczka chodzi jak struta? Gdzie nagle zniknęła główna zainteresowana? "
Skąd ona ma takie informacje? Śledziła mnie albo Kastiela? Muszę się z nią rozmówić w poniedziałek. Ktoś mnie już widział wściekłą i znowu nie uda mu się mnie powstrzymać mnie przed zabiciem kogoś.

Godzinę później przyszli chłopacy ii kazali nam się zbierać, bo wychodzimy do klubu. Dziewczyny oszalały i zaczęły kombinować ze swoim wyglądem. Ja postawiłam dziś na coś prostego i może trochę nie w moim stylu, ale podoba mi się. Włosy związałam w wysoką kitę. Swoją drogą będę musiała poprawić kolor bo mam spore odrosty.Makijaż zrobiłam delikatny za co mnie zrugały, ale nie chcę się dzisiaj zbytnio wyróżniać i przyciągnąć kolejne kłopoty. Siniaki na ramionach są już mało widoczne więc zakryłam je odrobiną makijażu i nie było po nich śladu. Chciałam założyć krótkie spodenki, ale gdy zobaczyłam wielkiego sińca na moim udzie zrezygnowałam z tego pomysłu.

Gotowa zeszłam na dół i usiadłam pomiędzy Loganem i Maxxiem na kanapie. Chwilę później zjawił się Wiktor, który wyszedł z toalety i zamiast usiąść na pobliskim fotelu położył się nam na kolanach.

R: Ciężki jesteś. Może się zamienimy - zaproponowałam dźgając go w brzuch.

W: Wytrzymasz tą chwilę.

M: Podejrzewam, ze dziewczyny prędko nie zejdą.

R: Popieram. Chcą ubrać się w to samo. Nawet mnie namawiały, ale odmówiłam. Nie chcę wyglądać jak kretynka - prychnęłam.

Lo: Obrażasz je - zaśmiał się.

R: Nie. Po prostu dla mnie to jest śmieszne. Cztery tak samo ubrane dziewczyny idą jak modelki ulicą a chłopaki się za nimi oglądają. No błagam - jęknęłam.

Lo: Hahaha..Wyobraziłem sobie ciebie idącą w różowej sukience i dwóch kitkach - zaczął się śmiać.

R: Cicho bądź - warknęłam a on zaczął się śmiać jeszcze bardziej - Cicho - prawie krzyknęłam i zakryłam mu usta ręką - Zamkniesz się wreszcie? - Zapytałam ostro a chłopaki się zaśmiali - Wy tez się zamknijcie - powiedziałam do nich i spojrzałam na Logana. Miał roześmiane oczy, ale kiwną głową na tak więc zabrałam rękę.

Lo: Agresywna jesteś. Z kim ty się tam zadawałaś? - Zaśmiał się - Amoris to dom wariatów?

R: Można tak powiedzieć - zaśmiałam się. Po dziesięciu minutach dziewczyny zeszły na dół i ustawiły się przed nami jak modelki pozując. Miały na sobie tą samą sukienkę, ale każda miała inny kolor na sobie. Laeti była w różowej, Debi w białej a Maya w czarnej. Po ich małym pokazie mody wyszliśmy na miasto.

---------------------------------

Jak jest? Jeszcze dwie części zostały, ale spokojnie *tajemniczy uśmiech* Kastiel i ja mamy kilka pomysłów xd
Mamy też kilka pytań:
1. Z kim widzicie dziewczynę z drugiego opowiadania? Mam zarys historii, ale nie wiem, którego z chłopców wybrać :/
2. Tak z innej beczki. Są tu jacyś fani Harrego Pottera? Mam pewien pomysł, ale waham się.
Pozdrawiam :)

Edit: Stroje.
 Roxy
Dziewczyny









niedziela, 19 kwietnia 2015

"Roxy" cz.27

Nie mogłam dłużej zostać w tamtym miejscu dlatego schowała schowałam się w kanciapie woźnego i przesiedziałam tam się te godziny. Cały ten czas płakałam, ale w miedzy czasie zadzwoniłam do Kevina abym mogła wrócić do domu. Wystraszył się gdy usłyszał mój ton dlatego szybko się zgodził i zadzwonił do nauczycieli, że mogę opuścić ośrodek a on odbierze mnie z dworca kolejowego.  Ja sama poprosiłam aby nic nikomu nie mówiła o kłopotach rodzinnych, które wymyślił na poczekaniu Kevin. Udało mi się wykorzystać nieobecność moich współlokatorek i szybko się spakowałam. Na pociąg doprowadziła mnie sama pani dyrektor i prosiła abym zadzwoniła po dotarciu domu. Wiem, że mój brat miał problemy z jej przekonaniem, ale na szczęście udało mu się. Ja również miałam fuksa w wymknęłam się nie zauważona przez przyjaciół.  Jestem świadoma, że mnie szukali ponieważ krzyki Kastiela słyszałam w swojej kryjówce, ale po ale tej akcji nie chciałam ich widzieć. 

Dzisiaj idę do Nathana, u którego mam przecież pracować. Wróciłam wczoraj wieczorem, ale chcę dzisiaj się zameldować to może trochę mu pomogę.

Kv: Roxy powiedz mi co tam zaszło.  Dlaczego chciałaś stamtąd wyjechać?  - A on znowu swoje. Odkąd mnie zabrał z dworca wypytuje a ja nie mam spokoju. Dosyć, że wyłączyłam telefon bo tamci wydzwaniają to jeszcze on mnie męczy w domu.

R: Nie masz się czego bać braciszku - powiedziałam i ubrała buty po czym wyszłam domu. Przykro mi, że muszę go okłamywać, ale boję się powiedzieć prawdy. Wiem, że będzie chciał się zemścić dlatego wolę milczeć. Gdy dowie się o moim powrocie do Shona będzie wściekły, ale fakt, że tamten przez swoją wściekłość..Nie. Nie przejdzie mi to przez myśl. Chcę o tym zapomnieć, a gdy tylko go zobaczę zerwę nasze kontakty na zawsze.

Zdążyłam wejść do kawiarni a chłopak znalazł się przy mnie cały roześmiany.

N: Siemka. Myślałem, że zobaczymy się trochę później.

R: Hej. Tak miało być, ale coś się wydarzyło i oto jestem - uśmiechnęłam się lekko.

N: Nie wnikam, bo domyślam się, że niezbyt przyjemne rzeczy.

R: Jakbyś czytał mi w myślach -zaśmiałam się i razem z chłopakiem ruszyliśmy w kierunku lady - Działo się coś ciekawego? - Zapytałam gdy tylko mogłam usiąść.

N: W lokalu? Raczej nie, ale ostatnio często przychodzi tu ta dziewczyna, z którą rozmawiałaś - powiedział i włączył ekspres do kawy - Chcesz? Na koszt firmy - uśmiechnął się.

R: Mogę się skusić - odwzajemniłam uśmiech i wróciłam do poprzedniego tematu - Laeti? Ciekawe. Będę musiała się z nią skontaktować i pogadamy.

N: Nie musisz. Są tu codziennie. Ona i jeszcze kilka osób. Raz o Tobie rozmawiali z jakąś brunetką,

R: Ciekawe ploty były? -Oparłam się o blat.

N: Ploty? Haha..Oni Cię wychwalali jak jakąś królową- zaśmiał się - Z resztą pewnie zaraz tu będą, bo zazwyczaj o tej godzinie się tu pojawiają.

R: Serio? A duża ta zgraja?

N: Całkiem spora i chyba większość to chłopacy - puścił mi oczko. O co mu chodzi? Czyżby było coś jeszcze? Nie zdążyłam zapytać a ktoś zasłonił mi oczy. Podskoczyłam lekko wystraszona i usłyszałam chichot.

R: Kogo niesie - zapytałam i dotknęłam dłoni sprawcy. Męskie, czyli to nie Laeti a Roza i chłopaki na pewno jeszcze wrócili do miasta. Postanowiłam zgadywać - Kevin? - Zostałam pociągnięta za włosy, czyli pewnie nie - Może Nathan? Stałeś przede mną, ale kij Cie wie - prychnęłam.

N: Nadal tu jestem - pstryknął mnie w nos - Za to sprawca chyba traci cierpliwość do Ciebie - zaśmiał się.

R: Maxxie! - Wykrzyknęłam a ręce zniknęły. Ten chłopak strasznie szybko się denerwuje dlatego mi się skojarzyło. Dodatkowo na dłoni miał pierścionek a on zawsze go a bo to jakaś tam pamiątka.

M: No nareszcie - odwrócił mnie i zobaczyłam szeroki uśmiech - Dawno się nie widzieliśmy, ale żebyś o nas zapomniała - powiedział z pretensją.

R; Nie zapomniałam. Po prostu się was nie spodziewałam - wytknęłam mu język.Z Maxiem zawsze wydurniałam się jak małe dziecko. Mimo, że jest on w wieku Shona (tak jak reszta) to potrafimy się dogadać i ma on swoje poważne momenty. Jest to chłopak dobrze zbudowany z kaloryferem na brzuchu (widziałam jak byliśmy kiedyś na basenie całą grupą). Jego oczy są brązowe a włosy OBECNIE pomarańczowe. Ten osobnik co chwilę zmienia ich kolor. Ostatnio jak go widziałam miał je zielone. Nie ma ich długich i nie wyróżnia się zbytnio z tłumu więc się farbuje. Za nim stała reszta paczki: Wiktor, Logan, Maya i Laeti oraz jakaś nieznana mi jeszcze brunetka.

W: Co tam słychać młoda? - Uśmiechnął się cwaniacko. Charakterem przypomina on Kastiela. Zawsze mi dokuczał bo jestem młodsza i niższa od niego.

R: Cześć Wiki, Widzę, że nadal masz wszystkie zęby - zaśmiałam się z niego nawiązując do branży, w której ten pracuje.

W: Nie śmiej się krasnalu bo zaraz ty kilka stracisz - groził, ale mimo to uśmiechaliśmy się do siebie.

- Oni tak zawsze - zapytała brunetka. Dopiero teraz o sobie im przypomnieli.

Ma: To tylko namiastka ich docinek - zaśmiała się Maya - Roxy poznaj moją siostrę Debi, jesteście w tym samym wieku - wskazała na dziewczynę.

R: Miło poznać - uścisnęłyśmy sobie dłonie.

D: Mnie również - posłała mi przesłodzony uśmiech. Aż mnie zemdliło. Wygląda na milutką, ale pozory mogą mylić.

L: Stęskniliśmy się - przytuliła mnie.

R: Ja też, ale się nie odzywaliście więc się nie narzucałam.

M: Mieliśmy z tym mały problem, potem Deb wróciła i działy się inne rzeczy - zaczął tłumaczyć.

W: Taa..Lepiej o tym nie mówić - westchnął i odwrócił wzrok.

L: Dobrze panie kryminalisto - zaśmiała się a chłopak widocznie się zdenerwował.

R: Stało się coś poważnego?

W: Nie chcę o tym rozmawiać, dobra?

R: Spoko. Nie to nie. Może usiądziemy i pogadamy? - Zaproponowałam. 

D: To będzie najlepsze rozwiązanie. Nie chce mi się stać - poparła mnie i ruszyła w kierunku stolika w sam raz dla naszej grupy. Wszyscy usiedli w zaczęliśmy wspominać stare czasy. W międzyczasie     Nathan przyniósł mi oferowaną wcześniej kawę a reszcie zamówione przez nich napoje. Byłam zainteresowana osobą Debi wiec zapytałam ją dlaczego wcześniej jej nie widziałam i dlaczego nie chodziła do szkoły - Chodziłam do Amorisa dlatego mnie nie poznałaś, ale wykorzystałam okazję i rozpoczęłam karierę. Teraz przyjechałam do starych znajomych ze szkoły i po nowego gitarzystę bo mi odszedł z zespołu a mam ważny występ od którego zależy mój dalszy los. 

R : Też chodzę do Amorisa, ale od w sumie nie dawna - powiedziałam i zastygłam. Nie wiedziałam co teraz mogę a czego nie powinnam mówić. W końcu zna tych ludzi i mogła się z.nimi przyjaźni - Wspominasz kogoś szczególnie ze szkoły? 

D: Kilka osób, ale najbardziej za moim chłopakiem. 

R: Masz tam kogoś? 

D: Tak,ale dawno się nie widzieliśmy. Specjalnie przyjechałam a okazało się, że nie ma go w mieście i wróci w poniedziałek. 

R : Czyli jest na wycieczce - mruknęłam pod nosem. 

D: Hmm? Wiesz o kim mówię? - Zapytała a na jej minie widziałam wielką ciekawość. 

R: Nie, ale mam teraz małe grono do zgadywanki - zaśmiałam się - Też byłam na tej wycieczce, ale z pewnych powodów wróciłam szybciej. 

L: Roxy? Wiem, że Shon gdzieś wyjechał. Był u Ciebie? - Zapytała cicho i w tej chwili zepsuła mi całkowicie nastrój.

R: Tak a ja, jak kompletna kretynka dałam mu się nabrać i oto skutki. Uciekłam z własnej wycieczki - powiedziałam zła i położyłam się czołem na stoliku.

M: Rozumiem, że go kochasz, ale wszyscy wiemy jaki jest. On się nigdy nie zmieni i nie ważne co Ci powiedział nie powinnaś mu wierzyć - pogłaskał mnie po głowie jak małe dziecko a na moją twarz automatycznie wkradł się nikły uśmiech.

W: Max, znalazłeś sobie pieska? - Prychnął. Nie ma co. On to wyczuje moment.

Lo: Głupi jesteś Wiktor - powiedział a później usłyszałam jakby uderzenie.

W: Chcesz się bić to chodź wyjdziemy na zewnątrz.

Lo: Bardzo chętnie Ci przemebluję facjatę.

W: Nawet idioci chcący siłą wejść do klubu nie dają mi rady całą grupą - zaczął się przechwalać. Przyznam, że ma czym. Wiktor to dobrze zbudowany czarnowłosy chłopak o złotych oczach. Kiedyś myślałam, że jest jakimś mutantem, ale Roza i Nataniel też mają takie.

R: Chłopaki błagam, przestańcie - jęknęłam. Nie chciałam dłużej słuchać ich sprzeczek. Przyznam, że zachowują się jak Kastiel i Nataniel z tą różnicą, że się przyjaźnią. Kurcze. Dzisiaj wszystkich porównuję. Muszę się jakoś powstrzymać - Może pójdziemy wieczorem na jakąś imprezkę? Tak jak kiedyś,cała nasza paczka, ale bez oczywiście Shona - podniosłam głowę i spojrzałam na Maye.

Ma: Świetny pomysł, ale niestety dzisiaj nic z tego. Chłopaki są już umówieni na jakiś mecz a my robimy babski wieczór. Na który Cię zapraszam - tłumaczyła.

L: Tak. To idealna okazja abyście wy dwie się lepiej poznały a jutro wieczorem wyskoczymy gdzieś wszyscy razem - ekscytowała się wskazując na mnie i na Debi. Swoją drogą dziwne imię. Może to jakiś skrót, ale nie chce mi się w to wnikać.

Rozmawialiśmy i śmialiśmy się jeszcze około godziny. W końcu chłopaki stwierdzili, że czas się zbierać bo muszą się przygotować do meczu. Nie wiem pod jakim względem, ale kit. My z dziewczynami również ustaliłyśmy godzinę naszego spotkania w domu May'i i również się rozeszłyśmy. Ja wstąpiłam jeszcze na chwilę do pobliskiego sklepu. Mam dziś ochotę na fajne jedzenie a i Kevinowi się należy za kłamstwo.

Spokojnie wybierałam surówkę gdy jakiś kretyn uderzył swoim wózkiem o mój,który dodatkowo mnie uderzył.

R: Uważaj kreaturo! - Wymsknęło mi się a gdy zobaczyłam sprawcę chciałam ją tylko dobić - Miło Cię widzieć Amber - posłałam jej tak wredny uśmiech jak tylko mogłam.

A: Jeszcze Ciebie tu brakowało - jęknęła a zaraz potem spojrzała na mnie dziwnie - Jednak nigdzie nie pojechałaś? A może wyrzucili Cię za wygląd?

R: Nie Twój interes, ale powiem Ci, że było fajnie. Wszyscy świetnie się bawiliśmy, ale ja z pewnych powodów wróciłam a to już nie powinno Cię interesować - powiedziałam i natychmiast wybrałam surówkę i po zapłacie opuściłam sklep.

*               *               *

Kv: Z jakiej to okazji? - Spojrzał na mnie podejrzliwie gdy postawiłam mu przed nosem tortillę.

R: Bez okazji. Tak po prostu. Po za tym zrobiłam Ci coś jeszcze na kolację, ale musisz sobie odgrzać bo ja idę na noc do May'i.

Kv: I tu pies pogrzebany - zaśmiał się - Dobra idź, ale uważaj na siebie.

R: Nie bój się o mnie - uśmiechnęłam się i z czułością potargałam po czuprynie. Potem szybko pobiegłam na górę i zaczęłam pakować torbę na wyjście. Wzięłam pidżamy i inne podstawowe rzeczy włącznie z ubraniami na jutro i kilka filmów (w tym horrory). Po godzinie byłam gotowa i razem z moją torbą zeszłam na dół - Ja już wychodzę. Jutro mogę nie wrócić, bo idziemy na imprezę i może będziemy się razem szykować.

Kv: Dobra nie szalej zbytnio i zadzwoń rano z informacją, że żyjesz - zaśmiał się i zaczął grzebać w kieszeni - Trzymaj i baw się dobrze - z uśmiechem na ustach dał mi kilka banknotów - Tylko nie zrób ze mnie wujka - krzyknął oddalając się do swojego pokoju.

R: Bardzo zabawne - powiedziałam i wyszłam z domu. Nie mam do niej daleko i mam zamiar iść pieszo. Niestety nie ma do nie żadnych skrótów i muszę iść główną drogą.Nagle zaczął mi dzwonić telefon.Gdy zobaczyłam kto się dobija odrzuciłam połączenie i schowałam aparat głęboko w torbie.

Byłam już na ostatnim zakręcie gdy skapnęłam się, że praktycznie śledzi mnie jakieś auto. Nie zwracałam na nie uwagi, ale teraz widzę jak jedzie. Jeszcze mnie nie wyprzedził, a idę pieszo i skręca tam gdzie ja. Nie powiem bo przez te tajemnicze telefony mam małego stracha. Natychmiast przyśpieszyłam i w ekspresowym tempie znalazłam się u celu.

--------------------------------------------------------------

Jak jest? Mam nadzieję, że dobrze :)
Pozdrowienia dla "agresorów" i nie ma powodów do obaw. Nie jestem groźna xd
Jeszcze raz pozdrawiam :3

środa, 15 kwietnia 2015

"Roxy" cz.26

Moja głowa. Co się wczoraj działo? Wszystko mnie boli, ale mimo to zaczęłam powoli otwierać oczy. Światło, które wdzierało się do pokoju oślepiło mnie i natychmiast je zamknęłam i próbowałam się odwrócić na drugi bok. Moje ruchy zablokowało coś i dopiero teraz zorientowałam się, że ktoś na mnie praktycznie leży a ciepły oddech łaskocze moją szyję. Nie mogłam się ruszyć więc zaczęłam się wiercić aby odrobinę poluzować uścisk, ale ten ktoś przyległ jeszcze bardziej. Nie mogłam dłużej wytrzymać gdyż zachciało mi się do toalety więc gwałtownym ruchem się odwróciłam na plecy i nacisk zelżał. Dopiero teraz mogłam zobaczyć kto się przypałętał. Natychmiast zdębiałam. On miał gołą klatę a ja byłam w pidżamie bardziej przypominającą bieliznę. Co to się do cholery działo?! Pamiętam imprezę i jak razem piliśmy i tańczyliśmy, nasze zachowanie podczas drogi, ale po drugim tańcu z nim i kolejnym drinku film mi się urywa. Mam nadzieję, że nie stało się nic czego któreś z nas będzie żałować. Zdenerwowałam się i na pewno czerwona odwróciłam się z powrotem plecami do jego twarzy. Cały czas myślałam co zaszło a nie miałam odwagi go budzić.

Myślałam dość długo. Moje potrzeby fizjologiczne przestały dawać o sobie znać, ale przez ten czas mój mózg zaprzątały różne teorie. Były logiczne, absurdalne albo takie, których w życiu by się nikt nie spodziewał. Moje rozmyślanie przewał dotyk na plecach. Był zimny a moje ciało przeszedł dreszcz. Nie odwracałam się, wolałam aby wstał w milczeniu i później wszystko się wyjaśni.

K: Wiem, że nie śpisz - szepnął mi do ucha - Coś się stało, czy to ja wywołałem tą gęsią skórkę - jestem pewna, że ma ten swój ironiczny uśmieszek na twarzy.

R: Masz zimne ręce więc się nie dziw - mruknęłam praktycznie zakrywając usta poduszką.

K: Czyżby? Może to ja tak na Ciebie działam - mruknął mi do ucha. Czułam od niego jeszcze odrobinę alkoholu.

R: Odsuń się bo śmierdzisz i wyjaśnij co tutaj robisz - odpowiedziałam i odwróciłam się. Teraz byliśmy twarzą w twarz.

K: Co ja tutaj robię? Przykro mi, ale wiem tyle co ty. Roza też nic nie wie a Lysandra najszybciej wywiało zaraz o świcie. Próbowali mnie wyrzucić do siebie, ale tutaj jest ciepło, nadal spałem i jest całkiem wygodnie - mówiąc to jego ręce powędrowały na moją talię i przysunął mnie bliżej siebie. Zrobiło mi się gorąco a serce przyśpieszyło. Kilka milimetrów mniej a nasze nosy się dotkną - Boisz się czegoś? - Zapytał patrząc mi w oczy a ja odwróciłam wzrok - Nie rób tego tylko spójrz na mnie i odpowiedz - powiedział nadzwyczaj delikatnie jak na siebie.

R: Czego się mam bać? Po prostu chcę wiedzieć czemu tu spałeś i jak to się stało. Dodatkowo przypominam, że mój chłopak tutaj jest - odpowiedziałam starając się zatrzymać pojawiający się róż na policzkach. Jednak nadal na niego nie spojrzałam tylko opuściłam głowę tak, że jej czubkiem dotykałam jego brody a oczy zamknęłam.

K: Chcesz żebym Cie przytulił? - Zaśmiał się.

R: Mi nie jest do śmiechu - mruknęłam. On nic nie odpowiedział tylko nagle zabrał swoje dłonie, które po chwili były na moich ramionach i odsunął mnie od siebie. Teraz spanikowałam bo gdy tylko ujrzałam jego twarz ujrzałam szok a następnie wściekłość i szybko zabrał ręce.

K: Skąd te siniaki? Wcześniej ich nie miałaś - zmrużył oczy. Nie odpowiedziałam tylko odwróciłam się plecami do niego - Ej! Nie unikaj odpowiedzi. To on, prawda? Roxy - starał się opanować drżenie głosu, ale nie wychodziło mu to - Pokaż to i powiedz czy to ten dupek - zaczynał się niecierpliwić, ale nie reagowałam - Nie denerwuj mnie dłużej - złapał mnie i odwrócił na plecy. Syknęłam i starałam wrócić do poprzedniej pozycji, ale zatrzymał mnie i usiadł na moich nogach patrząc na mnie twardo z rękoma skrzyżowanymi na piersi - Mów.

R: Nie mam czego - warknęłam - Po prostu miałam mały wypadek.

K: To tak nie wygląda - uniósł brew.

R: Nie mam zamiaru o tym mówić. Zejdź ze mnie i zostaw mnie w spokoju.

K: Najpierw mi je wytłumacz - schylił się nade mną podpierając na rękach po obu stronach mojej głowy. Jego włosy lekko muskały moją twarz co mnie lekko irytowało.

R: Przeginasz - powiedziałam mu prosto w oczy - Co one Cie interesują?

K: Jesteś moją przyjaciółką i nie pozwolę żeby ten debil się na Tobie wyżywał - odpowiedział twardo - Wiem, że to on już potwierdziłaś moje słowa. Milczenie bywa odpowiedzią - powiedział i zszedł ze mnie po czym zaczął się ubierać.

R: Nawet nie waż się nic robić - powiedziałam siadając.

K: Mam poczekać aż Cie spoliczkuje - spojrzał jak na kretynkę - Nikomu nie pozwolę aby Cię uderzył - powiedział i wyszedł. Ja zaraz po nim wstałam i również dokonałam porannej toalety i ubrałam się. Cały dzień spędziłam w pokoju i nikt się nie dobijał. Gdy wieczorem pojawiła się Rozalia powiedziała, że była jakaś wycieczka i usprawiedliwiła moją nieobecność złym samopoczuciem. Byłam jej wdzięczna, ale nie przejmowałam się zbytnio nieobecnością i zaczęłam ją wypytywać o wczoraj. Nie dowiedziałam się więcej niż sama wiedziałam i poprosiłam białowłosą aby wypytała Lysandra, gdyż ja nie miałam ochoty opuszczać pokoju aby nie natknąć się przypadkiem na Shona czy kogoś innego. Niechętnie, ale zgodziła się.

R: Roza nawet nie wiesz co ja przeżywałam - rzuciłam się przyjaciółce w ramiona. Na całe szczęście Kastiel położył się tylko obok. Ja i moje domysły to jakaś pomyłka. - Boże jaka ze mnie idiotka - zaśmiałam się i uderzyłam w czoło.

Ro: Ja też miałam niezły ubaw jak tu panikowałaś - zaśmiała się ze mnie.

*               *               *

Dwa dni przesiedziałam w pokoju tłumacząc się zatruciem. Shon zaczął się dobijać, ale dopiero dzisiaj nabrałam ochoty na rozmowę z nim.

R: Zrozum, że nie chciałam nikogo widzieć.

S: Nikogo? Jakoś widziałem jak wychodził stąd Kastiel i Lysander - warknął.

R: Kiedy? Wczoraj? Racja. Byli tu, ale do Rozalii. Ja od jakiegoś czasu mam kiepski humor. Zgadnij przez kogo?! - Spojrzałam mu twardo w oczy.

S: Ty miałaś kiepski humor?! To mnie ostatnio ignorowałaś! Najpierw znikasz i nie odbierasz telefonu a później nie wychodzisz z pokoju. Fajnie się bawiłaś w klubie?! - Czy on powiedział to co właśnie usłyszałam?

R: Skąd wiesz gdzie byłam? - Zapytałam patrząc na niego spod byka. Jego mina nagle zmieniła się i był widocznie zniesmaczony moim pytaniem.

S: To nie ważne - odpowiedział - Pewnie się całkiem dobrze bawiłaś, bo z pokoju nie wychodziłaś dwa dni - prychnął.

R: Pomyśl, że nie miałam ochoty Cię widzieć po tym jak zrobiłeś mi to!  - Pokazałam mu siniaki na ramieniu i spojrzałam mu twardo w oczy - Co? Będziesz się upierał przy swoim?!

S: Nie zrobiłem tego - warczał na mnie - To pewnie Kastiel jak się pieprzyliście - powiedział a ja nie wytrzymałam i uderzyłam go w twarz.

R: Nie obrażaj ani mnie ani mojego przyjaciela! - Krzyknęłam i cofnęłam się kilka kroków od niego.

S: Przyjaciela?! Pff..Nie żartuj ze mnie! - Krzyknął i podszedł bliżej - Ty i ten dupek jesteście blisko! Widziałem jak wchodził do Twojego pokoju a wyszedł rano - stał tuż przy mnie - Co robiliście całą noc?! Nie uwierzę, że tylko rozmawialiście - wbił we mnie spojrzenie.

R: Czego ty chcesz? O co Ci chodzi Shon? Nie jestem taka jak ty i nie zdradzam -odpowiedziałam.

S: Jestem pewna, że byłaś już z tym idiotą - warknął i złapał moje ramiona Znowu poczuła tam ból, a dodatkowo widziałam w jego oczach  wściekłość - Powiedz. Spałaś z nim?! Przyznaj się! Zrozumiem. Chciałaś się na mnie zemścić - szarpał mną i krzyczał.

R: Jesteś bezczelny. Ja nie jestem taka jak ty! Zrozum, że mówię prawdę - również odpowiedziałam krzykiem.

~ROZALIA~

Mimo, że nie chciałam to zostawiłam Roxy samą z tym bucem i poszłam z Iris, Kim, Violettą i Peggy obejrzeć jakiś film.

K: Na co macie ochotę?

I: Komedię - zaproponowała.

V: Pomieszaną z romansem - dodała nieśmiało Viola.

P: Niee.. - zaczęła jęczeć - Puśćmy horror.

Ro: Chętnie, ale w takim razie muszę iść do pokoju. Mam tam kilka fajnych - powiedziałam i zostawiła je na chwile same.

L: Robisz coś teraz Roza? -Nagle obok mnie pojawił się Lysio i Kastiel.

Ro: Tak. Chcemy z dziewczynami obejrzeć jakiś horror i wracam po niego do pokoju.

K: Ooo..Chętnie dołączę i się pośmieję. Roxy będzie, czy nadal ma zamiar siedzieć w pokoju? - Zapytał.

R: Nie wiem,zaraz zapytam. Gdy wychodziłam rozmawiała z..- i tu urwałam gdyż z naszego pokoju było słychać nie małą kłótnię. Stanęłam jak wryta i gapiłam się w przestrzeń. Mam najgorsze przeczucia.

L: To z waszego pokoju - zapytał zaniepokojony.

K: Roza z kim ją zostawiłaś? - Zapytał wyraźnie zdenerwowany a ja nie mogłam wykrztusić słowa. Jak kretynka zostawiłam ją z tym idiotą. Mam nadzieję, że nie zrobi jej krzywdy - Kurwa Roza! - Krzyknął i pobiegł w stronę drzwi. Dopiero gdy Lys dotknął mojego ramienia wróciłam na ziemię i razem z nim podbiegłam na miejsce. Kastiel trzymał Shona za fraki a Roxy siedziała skulona w kącie. Natychmiast do niej podbiegłam. Była cała roztrzęsiona.

R: Roxy co jest? -Kucnęłam przy niej a Kastiel wyżywał się na tym bydlaku. Lys próbował go uspokoić,ale na marne - Roksana! Błagam powiedz coś! - Lekko ją szarpałam, ale ona na nic nie reagowała. Siedziała nieruchomo a wzrok miała utkwiony gdzieś w przestrzeni. Gdy chłopaki pozbyli się Shona Kastiel natychmiast podbiegł do roztrzęsionej dziewczyny.

K: Roxy. Roksana słyszysz mnie? - Mówił cicho i położył dłoń na jej policzku, wtedy cofnęła się jeszcze bardziej. Było tak za każdym razem gdy Kas chciał jej dotknąć. Unikała każdego dotyku.

L: Roxy.. - wyciągnął rękę w jej kierunku .

R: NIE DOTYKAJ MNIE! - Krzyknęła i natychmiast zerwała się z miejsca i uciekła z pokoju. Chciałam za nią pobiec, ale Lysander mnie zatrzymał. Zamiast mnie pobiegł Kas.

~KASTIEL~

Gdy zobaczyłem ją roztrzęsioną nie mogłem wytrzymać i rzuciłem się na tego idiotę z pięściami. Na jego szczęście Lysander zainterweniował i zamiast go zabić jedynie wyrzuciłem za drzwi. Stan Roxy mnie przerażał. Bała się, mnie i Lysandra. Unikała dotyku. Ten dupek musiał ją skrzywdzić, innej wersji nie widzę. Gdy tu wbiegłem uciekała w kąt i o niczym innym nie myślałem. Chciałem tylko aby oberwał za to co jej zrobił. Mimo, że nie wiem o co chodzi wiem,że to coś poważnego. Jej krzyk i ucieczka coś we mnie włączyły i natychmiast za nią pobiegłem. Byłem tuż za nią gdy jakieś drzwi nagle się otworzyły i wpadłem na nie. Zza nich wychyliła się wystraszona Irys, która gdy zobaczyła mnie leżącego na ziemi z krwią na twarzy jeszcze bardziej się wystraszyła.

I: O Boże! Kastiel! Przepraszam! - Natychmiast znalazła się przy mnie - Nie spodziewałam się, że ktoś tu będzie aż tak się śpieszył.

K: Nic mi nie jest. Spokojnie - wstałem i rozejrzałem się. Roxy zniknęła i szybko jej nie znajdę.

Ax: Wszystko ok? - Nagle z tego samego pomieszczenia wyszły bliźniaki.

Ar: Kastiel? - Spojrzał jak na idiotę - Irys Ci przywaliła? - Zaśmiał się nagle.

Ax: Na to wygląda - dołączył niebieski.

I: Wychodziłam i nagle usłyszałam huk, a potem zobaczyła to.. - tłumaczyła się i wskazała na mnie.

K: Goniłem kogoś, ale teraz ją Zgubiłem - warknąłem i nadal się rozglądałem - Pogadamy później - powiedziałem i biegiem ruszyłem w kierunku, w którym uciekała.

Kurwa! Nigdzie jej nie ma. Bardzo dobrze się schowała, bo przeszukałem każdy kąt włącznie z dachem i nigdzie jej nie było. Rozalia i Lys do mnie dołączyli i również szukali, ale bez skutku. Zaczynam się naprawdę martwić. Dodatkowo mijałem tego debila korytarzem. Miał całą twarz w plastrach co dało mi niewielką satysfakcję. Moje myśli ciągle krążyły wokół zaginionej.


-----------------------------------------------------------------------

Proszę o szczere opinie :)
Gdy tylko mnie oświeciło to usiadłam i zaczęłam pisać. Mam nadzieję, że nie wyszło mi źle...
Z przykrością stwierdzam,że jeszcze prawdopodobnie trzy części i opowiadanie dobiegnie końca. Oczywiście może mi wyjść jedną czy dwie więcej bo nie wiem jak to napiszę,ale faktem jest nadchodzący koniec.
Pozdrawiam :3













wtorek, 7 kwietnia 2015

#2

Pożegnaliśmy się z towarzystwem i pojechaliśmy do domu gdzie na początku czekała mnie mała pogadanka z ojcem. Ostrzegał, że tym razem nie będzie taki wyrozumiały jak w przypadku mojego ostatniego wyskoku. Ludzie no! Zniknęłam tylko na dwa dni, a dodatkowo nie byłam sama. Towarzyszył mi mój chłopak i kilku przyjaciół.To mogło by zmartwić,ale chłopaki traktują mnie jak swojego i żaden mnie nie tknie a mimo, że Dake bywa kretynem jest słodki tylko przy mnie. Taka chyba natura mężczyzn, że pod naszym, kobiecym wpływem bywają potulni jak baranki.

Po wszystkim zajęłam się swoim pokojem. Rozwiesiłam dyplomy, ustawiłam kilka muzycznych nagród i dodałam parę plakatów na ściany. Było po dwudziestej pierwszej gdy z miską płatków usiadłam na łóżku z laptopem na kolanach. Powinnam być zmęczona podróżą, ale nie specjalnie chciało mi się spać. Przeglądałam różne strony internetowe a na samym końcu odwiedziłam prowadzonego przeze mnie fan page'a* i czytałam wpisy różnych ludzi. Były te chwalące i hejtujące,ale na te drugie nie zwracałam uwagi. To tylko słowa, które dodatkowo są wypisane na jakieś tablicy w internecie. Właśnie odpowiadałam na wiadomości,które dostałam gdy pojawiło się,że Rozalia dzwoni do mnie na Skype. Automatycznie odebrałam, ale nie ukazała mi się kuzynka. Na jej miejscu był..

M: Kastiel? Czego chcesz od komputera Rozalii? - Zapytałam bez zbędnych emocji.

K: Zaraz będziemy oglądać film,a zaciekawiła mnie osoba zapisana jako Kociak - ostatnie słowo powiedział drwiąco - Dodatkowo to profilowe - zaczął wzdychać jak panienka. Czego on chce? To tylko kot znaleziony w necie.

M: Jesteś kretynem czy tylko udajesz? Lysander, jak ty z nim wytrzymujesz -westchnęłam i spojrzałam na białowłosego. Dopiero teraz zauważyłam ,że ma jedno oko zielone a drugie żółte. Bardzo fajnie to wygląda, może wezmę z niego przykład i wykorzystam ten pomysł w swoim kostiumie. Przecież ciągle go ulepszam aby nikt mnie nie poznał, a tego szczegółu nawet nie zauważą z daleka.

L: Sam nie wiem, to chyba przyzwyczajenie - zaśmiał się i dostał w głowę od siedzącego obok buraka - Ej! Jestem tylko szczery - zaczął się bronić.

R: Co wy robicie łosie - do pokoju wparowała Rozalia z miską popcornu - O hej, długo już rozmawiacie?

M: Wystarczająco aby ten koleś mnie zaczął denerwować - zaśmiałam się.

R: Heh..Już widzę waszą dwójkę na szkolnym korytarzu jak się kłócicie - zaśmiała się.

M: Błagam powiedz, że ten dureń jest w innej klasie - jęczałam.

K: Kogo nazywasz durniem - oburzył się, ale nic nie zdążył dodać bo Roza usiadła między nimi i dźgnęła go w żebra.

R: Chcesz z nami obejrzeć film?

M: Zależy jaki, bo w Londynie złapałam wstręt do pewnego gatunku - zaśmiałam się.

K: Ciekawe jakiego, chętnie się dowiem - uśmiechnął się wrednie.

M: Może się kiedyś dowiesz byczku - zaśmiałam się.

L: Dlaczego byczek - Lysander uniósł brew.

M:Tak jakoś. Jego reakcje kojarzą mi się z bykiem, który chce uderzyć w cokolwiek w kolorze czerwieni - powiedziałam to tak aby sprowokować czerwonowłosego do wybuchu, ale ten tylko trochę poczerwieniał i posłał mi wściekłe spojrzenie,ale nic po za tym - Byłeś na kursie panowania nad gniewem? - Dodałam jeszcze.

K: Dosyć! Zaraz Ci przywalę -wstał i zaczął grozić komputerowi a ja i reszta towarzystwa wybuchnęliśmy śmiechem.

R: Możemy do niej jutro pójść jak tak bardzo chcesz - zaśmiała się Roza.

K: Wolę teraz - wyszedł z pomieszczenia - Idziecie czy nie!? - Krzyknął chwilę później.

R: Haha..Zaraz u Ciebie będziemy - zaśmiała się i rozłączyła. Będą pewnie szybko więc odniosłam i umyłam miskę. Zdążyłam powiadomić tatę i brata o moich gościach gdy zadzwonił dzwonek drzwi.Ojciec był sceptycznie nastawiony, ale gdy obiecałam spokój i ciszę jakoś się zgodził - Siema! Mówiłam, że zaraz będziemy - pomachała mi ręką przed twarzą z szerokim uśmiechem na twarzy.

M: Przecież ty zawsze dotrzymujesz słowa - uśmiechnęłam się i wpuściłam ich do środka - Mój pokój jest w tym samym miejscu co kiedyś Roza, ja zaraz przyjdę. Może znajdę coś do schrupania - powiedziałam i ruszyłam do kuchni. Ojciec zrobił zakupy gdy mnie nie było, ale nie wiem czy po za jakimiś płatkami czy podstawowymi produktami kupił jakieś słodycze. Wie, że je lubimy, ale w tej kwestii nas gani. Ma swoje zasady i nam je wpaja.

Na szczęście znalazłam jakieś chrupki, które razem z sokiem i szklankami zabrałam do pokoju. Gdy weszłam zobaczyłam oglądających moje ozdoby na ścianach nastolatków.

L: Pokaźna kolekcja nagród. Gratuluję sukcesów - uśmiechnął się do mnie.

M: Dzięki, ale to tylko te najdrobniejsze - odwzajemniłam uśmiech i postawiłam wszystko na biurku.

R: Znowu startujesz w tym konkursie - zapytała nagle Roza, która jako jedyna siedziała na moim łóżku.

M: Nie wiem. Ciągle jest to samo i już mi się to nudzi -odpowiedziałam i usiadłam obok.

R: Taa..Zwycięstwo się nie powinno nigdy nudzić - położyła się i gapiła w górę.

K: Jakie zwycięstwo - razem z Lysandrem usiedli naprzeciwko nas na dywanie. Po minie widziałam, że był bardzo ciekawy.

R: Moja kuzyneczka to gwiazda muzyczna i wygrywa wszystkie konkursy - ożywiona podniosła się i objęła mnie i uśmiechała się szeroko.

K: Muzyczna? Hahah! Pewnie słoń jej na ucho nadepnął - zaczął się nabijać.

M: Przez sen zagram od Ciebie lepiej na czymkolwiek - odgryzłam się a oni bezczelnie mnie wyśmiali - Co jest? Powiedziałam coś zabawnego?

K: Tak się składa, że gram na gitarze jak mistrz - przechwalał się z uśmiechem na ustach.

R: Ona Cię rozwali na skrzypcach - odbiła piłeczkę.

L: Skrzypce? Świetny instrument. Kiedyś chciałem się nauczyć, ale wybrałem klawisze i wokal.

M: No popatrz - uśmiechnęłam się cwaniacko.

R: Co jest? - Zapytała zbita z tropu.

M: Zaraz zedrę mu ten uśmieszek z twarzy - szepnęłam do niej nadal się szczerząc i wskazałam palcem Kastiela.

K: Co szepczesz? To niegrzeczne w towarzystwie - warknął.

M: Spokojnie, zaraz wszystkiego się dowiecie - wstałam i ruchem ręki kazałam im iść za mną, ale w ciszy. Roza podniosła się natychmiast, Lys także a Kastiel się obijał. Ruszyliśmy w kierunku mojej piwnicy.

K: Chcesz nas poćwiartować jak w horrorach? - Zaśmiał się.

M: Szkoda mi na to energii. Wolę Ci coś pokazać i zamknąć jadaczkę. Po za tym. Już nie chcesz mi przywalić? - Spojrzałam na niego przez ramię.

L: Minęło mu to w połowie drogi do Ciebie - zaśmiał się.

K: Od kiedy ty taki dowciapny jesteś? - Spojrzał na niego spod byka.

M: Każdego się tak czepiasz? A może okres Ci się spóźnia? - Zaśmiałam się a Roza wybuchła śmiechem. Kastiel natychmiast chciał mi coś zrobić,ale szybko się ogarnęłam i uciekłam wprost do mojego królestwa. Chwilę później i oni tam się znaleźli.

- Kurwa,co jest? - Usłyszałam za sobą zaraz po ich wejściu i zaśmiałam się.

M: Witam w moim królestwie! -  Odwróciłam się do nich przodem i z szerokim uśmiechem rozwarłam ramiona.

L: To wszystko Twoje? - Spytał zaskoczony.

M: Tak. Umiem lub nadal się uczę grać na tych instrumentach - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Kastiela, który z otwartymi ustami rozglądał się na boki - Co? Zatkało kakao?

K: C-Co? Nie. Nie spodziewałem się takiej ilości instrumentów - jego głupia mina zniknęła.

R: W tym tłumie nie widzę tylko jednej ważnej rzeczy. Wyrzuciłaś je - zapytała smutna. Pewnie chodzi jej o prezent, który razem z Amber dała mi przed wyjazdem. Nigdy bym się ich nie pozbyła.

M: Nie. Spokojnie są na honorowym miejscu - uśmiechnęłam się do niej.

K: W koszu na śmieci - prychnął.

M: Nie, tam - wskazałam mu drzwi prowadzące do sali nagrań. Po powrocie od Rozy również tam trochę zmieniłam po swojemu, ale i tak mam w planach drobne zakupy i dodanie kilku elementów to i ówdzie - Ciekawi? To zapraszam do środka - wyszczerzyłam się i gestem dłoni zaprosiłam do środka. Gdy tam weszli najpierw zaczęły się pytania, głównie od Rozalii, ale udało mi się ich uspokoić. W końcu postanowiliśmy, że tutaj posiedzimy więc przyniosłam przekąski z mojego pokoju. Jakim błędem było zostawienie ich samych, bo gdy wróciłam Kastiel przywitał mnie z dziwną miną trzymając w ręku coś czego nie powinien.

K: No,no kociak. Nie spodziewałem się, że masz tu takie stroje - uśmiechnął się szatańsko i zamachnął mi przed nosem moim przebraniem i peruką - Rozumiem, że pracujesz nocnie i chcesz być anonimowa - zaśmiał się a ja natychmiast wyrwałam mu to z rąk.

M: Skąd to masz? - Warknęłam zła.

R: Tu było - Roza wskazała mi karton, który stał w pobliżu konsoli.

M: Jake debilu miałeś to schować - mruknęłam pod nosem chowając wszystko do kartonu.

K: Czyli braciszek wie, że jesteś puszczalska - zaśmiał się a ja nie mogłam tego słuchać i przywaliłam mu z liścia - Co kurwa?!

M: Nie obrażaj mnie kretynie - warknęłam - To przebranie sceniczne dupku - warknęłam i schowałam rzeczy do pobliskiej szafki.

R: Jaka ze mnie kretynka - usłyszałam nagle lament Rozalii - Przecież ty się w to przebierasz do nutki - zrobiła face plama a ja się zaśmiałam.

L: O co chodzi? Przepraszam, ale to wszystko jest dwuznaczne - odezwał się Lys a Kastiel oparty o drzwi lustrował mnie wzrokiem.

R: Te rzeczy to kostium sceniczny mojej kuzyneczki - objęła mnie ramieniem z wielkim wyszczerzem a ja tylko prychnęłam i odwróciłam wzrok - Przykro mi, ale w tej sytuacji musisz powiedzieć kim jesteś - dźgnęła mnie w żebra. O nie, nie mam zamiaru zdradzać swoich sekretów ludziom, których ledwo co poznałam.


-------------------------------------
Do kitu, a zwłaszcza końcówka. Nie wiedziałam jak to napisać ;/
Kostium i peruka:


Przepraszam i pozdrawiam :)


*nie jestem pewna pisowni






niedziela, 5 kwietnia 2015

#1

Dziwne uczucie.Niby się tu urodziłam i spędziłam kawał życia,ale mimo to wracając po dwóch i pół roku czuję,że Price kompletnie się zmieniło.Jadąc do swojego nowo-starego domu obserwowałam wszystkie zmiany,które zaszły w otoczeniu podczas naszej nieobecności.Każda uliczka jaką znałam,coś się w niej zmieniło i wydaje się taka obca.Tęskniłam za tym miastem i ludźmi,ale mam mnóstwo obaw dotyczących mojego powrotu.Przez ten czas zmieniłam się,jestem inną osobą co zapewne dotyczy także moich przyjaciół i dawnych znajomych.Śmieszne,mówię o znajomych a miałam tylko dwie przyjaciółki z czego jedna jest moją kuzynką.Dokładnie,białowłosa Rozalia dziewczyna o wspaniałym charakterze oraz równie świetna i zabawna Amber.Byłyśmy nierozłączne. Trzy muszkieterki. Z Rozą mam stały kontakt,niestety nasza urocza blondynka przestała pisać po tygodniu od mojego wyjazdu.Pisałam do niej,ale nie dostawałam odpowiedzi,również kuzynka nic o niej nie wspominała.

Dlaczego wyjechałam i gdzie?To dla mnie nie ciekawa historia.Ojciec dostał dobrą pracę j i wyjechaliśmy do Londynu.Razem z bratem teoretycznie mogliśmy wybrać czy z nim jedziemy,ale gdy ciotka Sara-mama Rozalii i siostra mojej matki,zorganizowała mi internetowe przesłuchanie wszystko było przesądzone.Nieświadoma podstępu dostałam się do jednej z najlepszych szkół muzycznych. Nie chciałam,ale przez namowę taty i Jake'a zgodziłam się. Mojemu bratu to nie przeszkadzało. Cytuję: "I tak nie mam kumpli,więc co mi szkodzi. Rodzinę ma się jedną". Chciałabym być wtedy taka beztroska jak on. Próbowałam namówić ciotkę abym zamieszkała z nimi,bez skutku.Chcieli abym się rozwijała a to nie było wtedy dla mnie ważne. Chciałam zostać z przyjaciółmi. Z perspektywy czasu jestem im za to wdzięczna bo udało mi się dużo osiągnąć i rozwinąć swoje umiejętności do perfekcji.Muzyka jest moim światem i oczkiem w głowie,to mój lek na zło.Czasem lubię zaszyć się gdzieś w kącie i grać,słuchać czy komponować. Razem z muzyką uciekam od świata.

Dojechaliśmy.Przed moimi oczami ukazał się duży,biały dom z dość sporym,ale zaniedbanym ogrodem.Czeka nas tu trochę pracy,ale w trójkę szybko pójdzie.Z tego co mi wiadomo to tata przez jakiś czas wynajmował nasz dom jakiejś rodzinie,a skoro tak jest na zewnątrz to boje się wejść do środka.Wysiadłam z samochodu i ciągnąc za sobą część bagażu ruszyłam ku wejściu.W środku nie było jak kiedyś.Wszystko jest nowe i urządzone w nowoczesnym stylu.Ogarnięta ciekawością  ruszyłam do swojego pokoju. Jego zmiana podobała mi się najbardziej.Zamiast różu na ścianach była czerwień,a fiolet zastąpiła czerń.Zamiast małego łóżka stoi tu teraz dwuosobowe łoże z szarym baldachimem a pod oknem znajduje się duże, masywne biurko.Przy  ścianie,równolegle do łóżka jest ogromna szafa z lusterkiem,a na podłodze leży miękki i puszysty szary dywan.Muszę przyznać,że ten kto zajmował się moją oazą trafił całkowicie w mój gust.Ja sama jeszcze dodam na ściany plakaty i ozdobniki a po tym wszystko będzie idealnie.

Uśmiechnięta powoli zeszłam na dół w poszukiwaniu moich mężczyzn .Otóż moi Panowie właśnie wnosili moje  cudeńka i byli w drodze do piwnicy.Przestraszyłam się i natychmiast do nich podbiegłam. Nie zdołałam ich zatrzymać więc weszłam za nimi na dół.Wtedy moim oczom ukazała się sala marzeń.Wszędzie były instrumenty po za jednym miejscem gdzie były nowo-powstałe drzwi prowadzące gdzieś dalej.

M: Aaaaa!Kocham was!-Rzuciłam się na szyję bratu,który dopiero odłożył pudło a później przyciągnęłam także śmiejącego się tatę.

J:To jeszcze nie wszystko-powiedział Jake i zasłonił mi oczy po czym zaczął prowadzić w jakimś kierunku.Słyszałam tylko otwierane drzwi i nasze kroki.Gdyby to tata mnie prowadził czułabym się pewniej,bo na brata trzeba uważać.Nie raz robił mi numery w Londynie za co nie byłam mu dłużna.

T:Możesz spojrzeć-dobiegł do mnie głos ojca a ręce mojego brata wróciły na swoje miejsce.Moje emocje osiągnęły szczyt szczęścia gdy zobaczyłam ich kolejną niespodziankę.Zrobiło mi się też trochę szkoda bo mój brat jest spychany na dół.

M: Jest super.Naprawdę wam dziękuję-łezka zleciała po moim policzku.

J:To czemu ryczysz kurduplu-zaśmiał się i objął mnie ramieniem.Wtuliłam się w niego.

M: Wzruszyć się nie wolno?Po za tym,czym zasłużyłam?-Spojrzałam na tatę.

T:Powiedzmy,że to w ramach pewnej rekompensaty i mała nagroda.a co nie chcesz tego?

M:Pewnie,że tak tylko..Jake co z Tobą-spojrzałam na niego z dołu,gdyż jest bardzo wysoki.Ja mam metr siedemdziesiąt,ale on ponad dwa metry.Gigant-czasem się z niego nabijam-Ja dostaje prezenty,a on?-Spojrzałam na ojca.

T: Spokojnie.Dla niego też mam niespodziankę-zaśmiał się-niestety musi jeszcze trochę poczekać.

J: Jestem bardzo ciekawy.

T: Uwierz,spodoba Ci się-uśmiechnął się i poszedł na górę.Oczywiście zwalając resztę roboty na naszą dwójkę.Sami wypakowaliśmy i ustawiliśmy resztę instrumentów i część z nich wylądowała już w moim własnym studiu do nagrań! Sam fakt jego posiadania mnie strasznie nakręca a dodatkowy fakt,że sama mogę zagrać na wszystkim i zaśpiewać daje sporego kopa motywacji.

Po wszystkim chodziłam i zwiedzałam zostawiając tym samym przygotowanie sypialni na potem. Nadal nie mogłam oswoić się z tym,że są tu wszystkie na których potrafię grać.Dobra.Są tu chyba wszystkie znane wam instrumenty.Gram lub uczę się na każdym z nich.Jeden idzie lepiej,drugi gorzej,ale na każdym chociaż kilka razy zagrałam.Wiem też,że dzięki pobytowi w Londynie wzbogaciliśmy się,ale nie sądziłam,że tata będzie aż tak nas rozpieszczał i,że tyle udało mu się osiągnąć w karierze zawodowej.Ale o nim kiedy indziej.

Gdy przyszła pora obiadowa wszyscy,oprócz oczywiście Mandy byli wykończeni więc zamówiłam pizzę,którą pochłonęliśmy.Chciałam ich zaciągnąć na spacer lecz w ostateczności wyszłam sama. Ubrałam się jeszcze tylko odpowiedni aby nie zmarznąć i opuściłam dom.Nogi zaniosły mnie do parku,w którym uwielbiałam spędzać czas z dziewczynami i do fontanny gdzie "całkowitym przypadkiem" wylądowałyśmy będąc dzieckiem.Wyjęłam z pod płaszcza swój wisiorek i otworzyłam go.W środku znajdowało się zdjęcie trzech roześmianych dziewcząt.Drobna blondynka o niebieskich oczach w środku a po lewej miała złotooką białowłosą z szerokim uśmiechem.Będąca po prawej stronie brunetka o brązowych oczach i z dużymi okularami nie pasuje do nich,jednak nasza przyjaźń trwała.Jedno zdjęcie a budzi wspomnienia.Patrząc na to zdjęcie zawsze myślę jak bardzo się od nich różniłam.One ładne i opalone a ja blada i w wielkich okularach. Nie lubiłam sama siebie a one mnie komplementowały mówiły,że jestem taka piękna jak one.Jedynie z nimi rozmawiałam i spędzałam czas wolny.Moje kontakty z ludźmi były ograniczone do minimum,ale czasem wyszłam z dziewczynami na małą imprezę.Nie szalałyśmy jakoś mocno,ale w trójkę dobrze się bawiłyśmy i spędzałyśmy czas. Ja i Rozalia miałyśmy o tyle łatwiej,bo byłyśmy spokrewnione i w jednej szkole a Amber znałyśmy "z podwórka".Byłyśmy gówniary i robiłyśmy wszystko razem.Niestety przez mój wyjazd resztę gimnazjum skończyłam w szkole muzycznej.Zaczęłam tam także liceum,gdyż przyzwyczaiłam się do tamtego miejsca i wielkim szokiem była dla mnie i mojego brata nagła decyzja ojca.Z dnia na dzień zmienił zdanie i stwierdził,że chce wracać do domu.Na początku mówił,że jeśli chcemy możemy zostać,ale wyśmiałam go i razem z Jake'em spakowaliśmy walizki.I tak oto jestem w moim kochanym Price . Mam taką cichą nadzieję,że spadnie tutaj śnieg gdyż w Londynie zamiast ładnego,białego puchu jest błoto a bądź co bądź fajne by były śnieżne ferie.

Wyjęłam telefon i wybrałam numer mojej kuzynki,która nie ma pojęcie o moim powrocie.Coś jej o tym wspomniałam,ale nigdy nie podałam konkretnej daty.Udało mi się nawet zdobyć jej numer,nie podając własnego.Była tak pochłonięta całą sytuacją,że o nic nie pytała.Dziewczyna odebrała po trzech sygnałach.

R:Tu Rozalia Walder,słucham-jaki oficjalny ton,ojej.

M:Hej.Na początek ważne pytanie.Gdzie w tej chwili jesteś?

R:Co znowu?Mam odebrać tych ćwoków,bo znowu się spili do nieprzytomności-warknęła.

M:Nie.Spokojnie.Tu nie chodzi o nich.Czeka na Ciebie ktoś ważny,osoba ,która tęskniła.

R:Ciekawe.Chętnie Cię zobaczę.Właśnie idę do swojego chłopaka przez park.

M:Świetnie się składa,bo jestem w pobliżu fontanny.

R:W takim razie zaraz się zobaczymy-powiedziała i rozłączyła się. Ja nie mogąc dłużej się powstrzymać wybuchłam śmiechem.Ta dziewczyna jest nie możliwa.

Rozglądałam się na wszystkie strony,ale nigdzie jej nie było.W mojej głowie pojawiły się nawet myśli o nowej fontannie czy kłamstwu dziewczyny,ale po chwili zobaczyłam idącą dziewczynę w fioletowym płaszczu.Nic się nie zmieniła,a jedynie wydoroślała i nabrała kształtów,których mogłabym jej pozazdrościć.Szybko schowałam się za drzewem a gdy była blisko zaszłam ją z tyłu i zasłoniłam oczy.

R:Co jest?Zostaw mnie-próbowała się wyrwać,ale utrzymałam się.

M:Zgadnij kto to-powiedziałam starając się zmienić głos,a ręce dziewczyny przejechały po moich dłoniach.

R:Hmm..Lysio jest trochę zniewieściały,ale to nie on-zaczęła dumać-Na Kastiela mi nie pasujesz,a Leo czeka na mnie u siebie w domu.Więc kim jesteś?

M:Sama zgadnij a nie wylądujesz w fontannie-szepnęłam jej do ucha pchając w stronę wody.

R:Chcesz mnie wrzucić do wody?Przykro mi,ale tylko jedna osoba może to zrobić.Problemem jest fakt,że wyjechała-zaczęła gadać a ja długo nie wytrzymałam i szybko ją odwróciłam po czym przytuliłam-Sorry,znamy się?-Była zdezorientowana i odsunęła się,a ja zrobiłam smutną minkę.

M:Rozalio naprawdę mnie nie pamiętasz?-Powiedziałam z miną zbitego szczeniaka-Przecież to ja Twoja Mandy Evans.Zapomniałaś mnie?-Powiedziałam z wyrzutem.Wiem,że się zmieniłam,ale nie aż tak.Jedyne co się we mnie zmieniło to fakt,że wyrosłam,pozbyłam się okularów i wygoliłam bok. Dobra.Tego mogła się nie spodziewać,a raczej nikt się tego nie spodziewał.Po prostu jednego dnia nagle przyszłam a połowy włosów na mojej głowie nie było. Miałam pogadankę z ojcem a braciszek trochę mi nawet gratulował odwagi tego czynu.No cóż,dałam się namówić ludziom,których tam poznałam i zaprzyjaźniliśmy się.

R:O rany!Mandy,to naprawdę ty?-Krzyknęła i rzuciła się na mnie,zamykając w niedźwiedzim uścisku.

M:Tak,ale błagam puść.Dusisz mnie-zaśmiałam się.

R:Przepraszam-odsunęła się-Czemu nie mówiłaś,że wracasz?-Słyszałam pretensje w jej głosie.

M:Mówiłam,ale nie zdradziłam terminu-odpowiedziałam ze słodkim uśmiechem.

R:No właśnie-tupnęła zła nogą a ja się zaśmiałam.

M:Przepraszam,ale jestem tutaj-powstrzymałam śmiech i szeroko się uśmiechałam.

R:Wiem i bardzo się cieszę.Musisz koniecznie poznać mojego Leosia i jego brata. Kastiela na razie zostawimy na potem-zaćwierkotała-Pamiętasz jak Ci o nich pisałam,prawda?

M:Coś tam pamiętam-nie zdążyłam skończyć a byłam ciągnięta za rękę przez Rozalię.Na pytanie gdzie idziemy powiedziała,że tam gdzie sama szła.Domyślam się,iż chodzi o Leo i właśnie będzie chciała mnie przedstawić.O zgrozo,przecież dopiero przyjechałam. a po za tym ojciec w końcu na zawał zejdzie przeze mnie.

 Okazało się,że ukochany Rozalii nie mieszka daleko od parku,ale spory kawałek od mojego domu.Pominę już nawet fakt,że wyszłam bez pieniędzy i będę wracać pieszo.Próbowałam jej wmówić,że jestem zmęczona podróżą i takie tam,ale nic do niej nie docierało i byłam zmuszona iść z nią.Trudny ma charakter odkąd pamiętam,ale pewnie nadal będzie mnie zadziwiać.

Dom Leo z zewnątrz niczym się nie różni od pozostałych.Jasny,idealny na mieszkanie dwóch osób z małym ogrodem przed wejściem.W środku widać elementy stylu wiktoriańskiego połączonego z obecną modą. Nigdy bym nie przypuszczała,że to może tak ładnie wyglądać.Sam właściciel okazał się być przystojnym chłopakiem o czarnych włosach i charakterystycznym stylu niczym z epoki baroku.Zachowanie też miał trochę staroświeckie.Na powitanie mnie i białowłosą ucałował w dłoń.Byłam zaskoczona,a Rozalia się ze mnie zaśmiała.

L:Miło mi Cię poznać Mandy-uśmiechnął się co odwzajemniłam.

M:Mnie również.Rozalia całkiem sporo o Tobie pisała-spojrzałam na nią znacząco,a ona tylko zachichotała i weszła prawdopodobnie do salonu.Po chwili również ja i Leo się tam znaleźliśmy a chłopak zaproponował coś do picia-Nie, dziękuję.Właściwie to jestem dopiero po obiedzie,jeśli pizzę można tak nazwać.

R:Domyślam się,że wujek Damian nadal nie nauczył się gotować-zażartowała.

M:Dokładnie.Ja i Jake go w tym zastępujemy i muszę przyznać,że mój brat jest w te klocki o wiele lepszy.

R:Chciałabym zobaczyć tego kujonka.Tak się za nim stęskniłam.Nadal nosi te okulary-zapytała nie kryjąc ekscytacji a ja wybuchłam śmiechem-No co się śmiejesz?-Oburzyła się.

M:Bo jak go zobaczysz to nie poznasz.Całkiem niezłe ciacho się z niego zrobiłam-odpowiedziałam panując nad śmiechem.

R:Nie wątpię,skoro z Ciebie taka laska.Pewnie obaj się zmieniliście-uśmiechnęła się i wtuliła w swojego chłopaka.Rozmawialiśmy jeszcze chwilę.Leo mówił o sobie i o swoim bracie,czego słuchałam z grzeczności bo kuzyneczka wszystkich znajomych mi po trochu opisywała a zwłaszcza jego.Na samym początku było najgorzej.Gdy zaczęli ze sobą być ciągle do mnie pisała na Skype. Na video rozmawiałyśmy może ze dwa razy,większość pisałyśmy.Kiedy miałam opowiadać o swoim pobycie w Londynie przerwał nam dzwonek do drzwi.Myślałam,że Leo otworzy,ale to Rozalia wstała.Widocznie czuje się jak w domu.

R:Po co dzwoniłeś kołku?To Twój dom-usłyszałam pretensje dziewczyny z korytarza.

-Nie chcieliśmy wam przeszkadzać w zapewne ważnych rzeczach-odpowiedział jej jakiś chłopak dość drwiącym tonem.

R: Taa..Miło wiedzieć,że się martwisz-odpowiedziała i po chwili znalazła się w pomieszczeniu a za nią weszło dwóch chłopaków.Jeden z białymi włosami,na których jeden kosmyk był czarny i ubraniu podobnym do Leo,a drugi w stylu Bad Boy z czerwoną czupryną.Ten drugi miał na twarzy wredny uśmieszek,który zniknął by znowu się pojawić na mój widok.

-Widzę,że bawiliście się w trójkącik.Mogłaś mnie zaprosić-powiedział niby wielce obrażony.

R: Kastiel kretynie to moja kuzynka Mandy-walnęła go w głowę i zrobiła typowego face plama.

K:Au!Sory,że wyobrażałem ją sobie inaczej-odszczekał się.

L:Ludzie mogą się zmienić.Miło mi poznać jestem Lysander-uśmiechnął się  i ucałował mnie w dłoń.Domyślam się,że to brat Leo.

M:Mandy,mnie również-uśmiechnęłam się a obok usłyszałam prychnięcie.Niestety przez głupi nawyk związany z bratem i chłopakami mój łokieć automatycznie poleciał prosto w brzuch tejże osoby.

K:Ej!Za co?!-Warknął zgięty w pół a ja spojrzałam na niego obojętnie a potem odwróciłam wzrok na zaskoczoną kuzynkę-Widzę,że pyskata nam się trafiła-zaśmiał się nagle.

M:Nie znasz mnie i mało o mnie wiesz-odpowiedziałam mu kpiąco.

K: Domyślam się,że ten wygolony boczek jest oznaką buntu-prychnął.

M:Mój bok to nic w porównaniu do nędznej podróby Gerarda Way'a-zaśmiałam się.

K:Uważaj bo oberwiesz-niebezpiecznie się zbliżył i spojrzał na mnie z góry.Czy musi być wyższy tak jak wszyscy chłopacy,których znam?Wszyscy bez wyjątku łącznie z bratem.Sama nie jestem niska,ale oni podchodzą pod wielkoludy.

M:Pokaż co potrafisz byczku-spojrzałam mu wyzywająco w oczy i chciałam mu nawet nadepnąć na stopę,ale zadzwonił mój kochany braciszek.Szlag.Ustawiony na niego dzwonek idealnie pasuje:Dzwoni,debil,dzwoni debil..i tak w kółko-Czego chcesz palancie?

J:Gdzie jesteś?Ojciec się martwi.Znowu chcesz wywinąć jakiś numer?

M:Spokojnie jestem z Rozalią i jej znajomymi-westchnęłam.Denerwują mnie tym zachowanie.Tylko raz mi się zdarzyło i wielkie halo.Okropność.

J:Podaj adres to przyjadę po Ciebie.

M:Jesteśmy u jej chłopaka,a z resztą.Czym przyjedziesz?Ojciec nie da Ci auta a swojego nie masz-o tak.Najlepszy sposób aby go wnerwić,czyli fakt oczekiwania przez niego na prawko i posiadanie własnego autka.

J:Sam mnie o to prosił.Gdzie jesteś-oburzył się,więc podałam mu adres-Zaraz będę.

M:Do zobaczenia prosiaczku-zaśmiałam się i zakończyłam połączenie.Nie znosi gdy na wszelakie sposoby wypominam mu jego chrumkanie przez śmiech.

K:Debil?Prosiaczek?Co chłopak dzwonił-zadrwił.

M:Nie.Braciszek.Mój chłopak jest w Londynie i ma zamiar do mnie przyjechać-odgryzłam się.

R:Nadal jesteś z tą blondi-usłyszałam coś jakby pretensje Rozalii.

M:Owszem jest blondynem,ale to mój chłopak-spojrzałam na nią karcąco.

K:Pewnie głupi skoro Rozalia go nie trawi-prychnął i rozsiadł się na kanapie.

M:Spokojnie.Nie dorastasz mu do pięt-odpowiedziałam.Po tym komentarzu widziałam jak się denerwuje a w tle usłyszałam śmiechy-Widzę,że nie tylko ja tak uważam.

K:Zaraz serio oberwiesz-wstał i zrobił niby groźną minę.

M:Nie boje się Ciebie mięśniaku-zadrwiłam i splotłam ręce na piersi patrząc na niego twardo.

K:Kto Cie uczył zadzierać z silniejszymi?-Uniósł brew.

M:Pies,który dużo szczeka jest całkowicie nie groźny-prychnęłam.

K:Jestem wyjątkiem od tej reguły.Mało wiesz dziecinko.

M:Nie wątpię,ale na razie tylko grozisz.

K:Jesteś nowa więc Cie oszczędzę-prychnął.

M:Nie potrzebuję litości to po pierwsze,a po drugie to umiem się bronić.Całe życie z bratem a ostatnie lata również w męskim gronie.

K:Coś w to nie wieżę-prychnął.

J:Sugerujesz,że moja siostra jest paskudą?-Nagle znikąd zjawił się mój brat,który stanął za czerwonowłosym.Wszyscy tu są,więc..Nie,chwila.Nie ma Lysandra,czyli on go wpuścił.

R:O rany!Jake?!-Usłyszałam pisk Rozy i wybuchłam śmiechem.

M:Tak.Dokładnie-podeszłam do niego i przytuliłam-Przedstawiam wam mojego kochanego braciszka-wyszczerzyłam się.

J:Teraz to jestem kochany,a jakiś czas temu mnie denerwowałaś-poczochrał mnie po włosach.

M:Ej!Przecież wiesz,że to z miłości-oburzyłam się.

R:Jesteście uroczy jak na rodzeństwo. Jake może zostaniesz z nami chwilę i porozmawiamy?

J:Chętnie,ale ta wariatka raz zrobiła głupotę i teraz muszę ją dowieść całą i zdrową.Pogadamy następnym razem.

R:Mam taką nadzieję.


-----------------------------------------------------
Jak się podoba?Może być?Mam nadzieję,że nie jest tak straszny jak myślę :)




sobota, 4 kwietnia 2015

"Roxy" cz.25

Przy sercu?Co on myśli,że uważam go za dupka bez serca? Nie.Za dupka prędzej,ale serce na pewno ma. Słyszałam jak mu bije to po pierwsze a po drugie czasem pokaże swoją drugą stronę. Nie miałam zamiaru tego komentować na głos,bo by mnie zabił za to,że próbuję zrobić z niego mięczaka. Jego pierwsze pytanie mnie teraz bardziej zainteresowało.Pewnie,że trzeba będzie jakoś rozruszać całe towarzystwo i nie zostanie z tym sam. Nie rozumiem tylko co ma na myśli mówiąc o moim stroju.

R:Coś Ci nie pasuje?Wystarczy,że zapnę kurtkę i nie popatrzysz sobie na mój brzuch-powiedziałam z nutką drwiny w głosie.

K:Wszystko jest w porządku.Zastanawia mnie tylko co Twój chłopak o tym by powiedział. Wie,że z nami wyszłaś i to w takim stroju?-Zabrał rękę z mojego brzucha i odwrócił wzrok na widok za szybą.Ja nie mogłam tego zrobić bo siedziałam do niej tyłem.

R: Nie muszę mu się spowiadać jeśli o to Ci chodzi-prychnęłam.

K:Jak wolisz,ale niech mnie później nikt nie atakuje,bo brzuch mi się szybko nie zagoi.

R:Raczej Cie już nie dotknie.Wie czym mu to grozi.

K:Jesteś gotowa zrobić dla mnie wszystko-prychnął.

R:Ponosi Cię wyobraźnia-odpowiedziałam tym samym i oparłam się o niego.Zesztywniałam cała i jakoś musiałam zmienić pozycję.

Resztę drogi siedziałam wtulona w jego obojczyk i przyglądałam się Rozalii na kolanach Lysandra. Obudzili się dopiero wtedy gdy dotarliśmy na miejsce,a cała droga zajęła nam około godziny.Po za chwilową rozmową z czerwonowłosym reszta drogi minęła mi w ciszy i na spoglądaniu na inne osoby.Nikogo nie dziwiło,że z Rozą siedzimy u chłopaków na kolanach. Wszyscy się już przyzwyczaili, że zachowujemy się czasem jak rodzeństwo,pary a nawet niekiedy wrogowie. Taka z nas patologiczna rodzinka.

Ro: Cała zdrętwiałam-narzekała Rozalia po opuszczeniu pojazdu.

L:Mnie także nie było za wygodnie-dołączył Lysander masując kark.

K:Nie było tak źle.Co nie Roxy?-Palnął nagle Kas.

R:Taa,ale używaj mniejszej ilości perfum-pokazałam mu język.Oczywiście chciałam go wkurzyć bo jedyne co czułam to lekki aromat wiśni zmieszany z papierosami.

K:Uważaj bo uwierzę,że Ci się nie podobają-prychnął i ruszył przodem a my z resztą za nim.W końcu dotarliśmy do schodów prowadzących w dół,jakby do piwnicy. Kastiel bez niczego zszedł na dół i po chwili znaleźliśmy się przy wejściu do klubu.Po załatwieniu sprawy wejściówek weszliśmy na salę.Moje oczy na samym wejściu uderzył blask licznych świateł a do uszu dobiegł dźwięk zapodawanej przez DJ-a muzyki-Chodźcie bo nie będę was szukał-zwrócił się w naszą stronę,a chwilę później nasz czwórka siedziała na wygodnych kanapach.Wybraliśmy miejsce najmniej narażone na światła reflektorów.

Kilka drinków,śmiechów i tańców później...

 R: Lysander pasuje Ci styl na buntowniczego dupka-powiedziała dziewczyna,na której było widać skutki wypitej sporej ilości alkoholu.

Ro: Dupka?Nie!Przecież to białowłosy książe,któremu konia brakuje-zaśmiała się druga,która była w gorszym niż jej przyjaciółka stanie-A właśnie!Miałyśmy dać im po buziaku.Pamiętasz-oparła się o ramię przyjaciółki.

R:Ty miałaś.Ja nic takiego nie mówiłam-odpowiedziała i wstała od stolika.

L: Gdzie ty się wybierasz?Ledwo na nogach stoisz-odezwał się Lysander.

K:Właśnie,a po za tym to buziakiem nie pogardzę-uśmiechnął się.Cała trójka piła alkohol i dobrze się bawiła,jednak to Lysadner był najtrzeźwiejszy i pilnował przyjaciół.Ich czwórka jako jedyna została w klubie.Reszta zabrała busa i pojechała do ośrodka więc są zdani na siebie.

R:Teraz idę do łazienki i po drinka.Zaraz wracam-zatoczyła palcem kółko w kierunku,w którym po chwili ruszyła chwiejnym krokiem.Zmęczona Rozalia w tym czasie położyła się i prawdopodobnie zasnęła a Kastiel dopijał piwo.Jedynie białowłosy szukał wzrokiem przyjaciółki,która ich opuściła. Nic się jej w drodze do toalety nie stało.Bezproblemowo dotarła do drzwi i weszła do środka. Na wstępie zniesmaczyły ją dźwięki jakie tam słyszała,a mianowicie kochającej się parki. Nie dało się tego ignorować,ale mus to mus.Weszła do wolnej kabiny i załatwiła potrzebne sprawy i stanęła przy zlewie naprzeciwko wielkiego lustra i spojrzała na siebie.Była wykończona,ale nie chciała wracać bo gdy to zrobi czekać ją będzie kolejna kłótnia z chłopakiem,którego telefon zignorowała kilka godzin temu.Wolała tańczyć i wygłupiać się na parkiecie z przyjaciółmi.Każdy,nawet spokojny zazwyczaj Lysio dobrze się bawił.Dziewczyna przetańczyła kilka kawałków z nim,Kastielem a nawet bliźniakami i Kentinem oraz trochę w kółeczku z dziewczynami.

Przemywając twarz usłyszała głośne krzyki i jęki co ją wystarczająco zdenerwowało.

R:To miejsce publiczne a ty pieprzysz się z jakimś nieznanym palantem i nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką dziwką się okazałaś!-Krzyknęła praktycznie stojąc przy drzwiach do ich kabiny a potem odwróciła się wyszła.Na szczęście bo gdyby chłopak opuścił swoją partnerkę a ona by tam była to jeszcze bardziej zepsułoby jej humor.

Podeszła do baru i usiadła na jednym z wysokich krzeseł zamawiając kolejnego drinka.Kilka par oczu zwróciło się w jej stronę. Dwóch mężczyzn obserwowało ją z drugiego końca blatu i uważnie obserwowali każdy jej ruch.Jednak teraz jej uwagę odwrócił siedzący obok facet w wieku około czterdziestki,który się do niej przystawiał.

R:Sory koleś,ale nic z tego-powiedziała i zrzuciła jego rękę z uda-Jak chcesz się z kimś zabawić to chwilę temu w łazience była chętna-powiedziała i biorąc swoje zamówienie ruszyła do przyjaciół. Będąc prawie na miejscu ktoś wyrwał jej z ręki drinka i porwał do tańca.Na początku nie wiedziała co się dzieje,ale w końcu zobaczyła jednego z obserwujących ją mężczyzn.Nie chciała z nim tańczyć i zaczęła się mu wyrywać,jednak on mocno ścisnął jej nadgarstki i nie pozwolił uciec.Nagle przycisnął ją do siebie i szepnął zachrypniętym głosem do ucha: Niedługo znowu się spotkamy.Po tym popchnął ją mocno do tyłu a dziewczyna upadła na tyłek co zabolało.Widział to Lysander,który poszedł jej szukać i szybko do niej podbiegł i pomógł wstać.Było trudno,ale w końcu udało się jej złapać równowagę i razem z przyjacielem ruszyli po zalanych w trupa przyjaciół,których zwinęli i opuścili klub.

L:Taksówka będzie dopiero za godzinę-westchnął zrezygnowany i poprawił wiszącą na jego ramieniu Rozalię. Kastiela udało im się ocucić i razem z Roxy jakoś stali obok opierając się o ściany budynku.Już dawno po drugiej i mają mało czasu na powrót więc jeśli taksówka szybko nie przyjedzie wpadną.

R:Idźmy pieszo-zaproponowała Roxy niezbyt świadoma swoich słów.

K:To daleko-jęknął Kastiel.

L:Taksówka może nawet wcale nie przyjechać więc to chyba dobry pomysł.

R:Bardzo a dodatkowo musimy się przewietrzyć-powiedziała z ożywieniem.

Ro: Idźmy już bo chce się położyć-mruknęła pod nosem Rozalia i po chwili wszyscy szli w określonym kierunku.Mimo obaw,że się zgubią udało im się złapać odpowiedni kurs dzięki znakom drogowym.W połowie drogi byli wykończeni,ale mimo wszystko szli dalej. Lysander z Rozalią a nawet Kastiel i Roxy wzajemnie sobie pomagali i tak cali i zdrowi dotarli pod drzwi.

R:Która godzina?-Zapytała cicho obserwując wszystkie okna.

K:Za piętnaście czwarta musimy wchodzić.Bądźcie cicho-powiedział i jako pierwszy ruszył ku wejściu.

Mieli drobne problemy z ciszą,ale udało im się dotrzeć bezpiecznie do pokoju dziewcząt.

L:Raczej już nie powinniśmy wychodzić,bo lokal budzi się do życia-westchnął.

Ro: Prześpicie się tutaj.Patrzcie,Irys nie ma więc tam się położycie.

K:O nie!Nie będę z nim spał-oburzył się.

R:Jak tam chcesz.Ja się sama kładę-poszła do łazienki i przebrała się w pidżamy a jak wróciła zastała już śpiącego Lysa i kłócącą się Rozalię z Kasem-Śpijcie razem.To wam dobrze zrobi-prychnęła i się położyła.Sen ogarnął ją natychmiast.

--------------------------------------------------

Wielkanoc,zgadza się?Tak,chyba tak. Więc proszę bardzo wasze życzonka ode mnie ^^


*kartka znaleziona w odmętach internetu i edytowana 
Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc