niedziela, 19 kwietnia 2015

"Roxy" cz.27

Nie mogłam dłużej zostać w tamtym miejscu dlatego schowała schowałam się w kanciapie woźnego i przesiedziałam tam się te godziny. Cały ten czas płakałam, ale w miedzy czasie zadzwoniłam do Kevina abym mogła wrócić do domu. Wystraszył się gdy usłyszał mój ton dlatego szybko się zgodził i zadzwonił do nauczycieli, że mogę opuścić ośrodek a on odbierze mnie z dworca kolejowego.  Ja sama poprosiłam aby nic nikomu nie mówiła o kłopotach rodzinnych, które wymyślił na poczekaniu Kevin. Udało mi się wykorzystać nieobecność moich współlokatorek i szybko się spakowałam. Na pociąg doprowadziła mnie sama pani dyrektor i prosiła abym zadzwoniła po dotarciu domu. Wiem, że mój brat miał problemy z jej przekonaniem, ale na szczęście udało mu się. Ja również miałam fuksa w wymknęłam się nie zauważona przez przyjaciół.  Jestem świadoma, że mnie szukali ponieważ krzyki Kastiela słyszałam w swojej kryjówce, ale po ale tej akcji nie chciałam ich widzieć. 

Dzisiaj idę do Nathana, u którego mam przecież pracować. Wróciłam wczoraj wieczorem, ale chcę dzisiaj się zameldować to może trochę mu pomogę.

Kv: Roxy powiedz mi co tam zaszło.  Dlaczego chciałaś stamtąd wyjechać?  - A on znowu swoje. Odkąd mnie zabrał z dworca wypytuje a ja nie mam spokoju. Dosyć, że wyłączyłam telefon bo tamci wydzwaniają to jeszcze on mnie męczy w domu.

R: Nie masz się czego bać braciszku - powiedziałam i ubrała buty po czym wyszłam domu. Przykro mi, że muszę go okłamywać, ale boję się powiedzieć prawdy. Wiem, że będzie chciał się zemścić dlatego wolę milczeć. Gdy dowie się o moim powrocie do Shona będzie wściekły, ale fakt, że tamten przez swoją wściekłość..Nie. Nie przejdzie mi to przez myśl. Chcę o tym zapomnieć, a gdy tylko go zobaczę zerwę nasze kontakty na zawsze.

Zdążyłam wejść do kawiarni a chłopak znalazł się przy mnie cały roześmiany.

N: Siemka. Myślałem, że zobaczymy się trochę później.

R: Hej. Tak miało być, ale coś się wydarzyło i oto jestem - uśmiechnęłam się lekko.

N: Nie wnikam, bo domyślam się, że niezbyt przyjemne rzeczy.

R: Jakbyś czytał mi w myślach -zaśmiałam się i razem z chłopakiem ruszyliśmy w kierunku lady - Działo się coś ciekawego? - Zapytałam gdy tylko mogłam usiąść.

N: W lokalu? Raczej nie, ale ostatnio często przychodzi tu ta dziewczyna, z którą rozmawiałaś - powiedział i włączył ekspres do kawy - Chcesz? Na koszt firmy - uśmiechnął się.

R: Mogę się skusić - odwzajemniłam uśmiech i wróciłam do poprzedniego tematu - Laeti? Ciekawe. Będę musiała się z nią skontaktować i pogadamy.

N: Nie musisz. Są tu codziennie. Ona i jeszcze kilka osób. Raz o Tobie rozmawiali z jakąś brunetką,

R: Ciekawe ploty były? -Oparłam się o blat.

N: Ploty? Haha..Oni Cię wychwalali jak jakąś królową- zaśmiał się - Z resztą pewnie zaraz tu będą, bo zazwyczaj o tej godzinie się tu pojawiają.

R: Serio? A duża ta zgraja?

N: Całkiem spora i chyba większość to chłopacy - puścił mi oczko. O co mu chodzi? Czyżby było coś jeszcze? Nie zdążyłam zapytać a ktoś zasłonił mi oczy. Podskoczyłam lekko wystraszona i usłyszałam chichot.

R: Kogo niesie - zapytałam i dotknęłam dłoni sprawcy. Męskie, czyli to nie Laeti a Roza i chłopaki na pewno jeszcze wrócili do miasta. Postanowiłam zgadywać - Kevin? - Zostałam pociągnięta za włosy, czyli pewnie nie - Może Nathan? Stałeś przede mną, ale kij Cie wie - prychnęłam.

N: Nadal tu jestem - pstryknął mnie w nos - Za to sprawca chyba traci cierpliwość do Ciebie - zaśmiał się.

R: Maxxie! - Wykrzyknęłam a ręce zniknęły. Ten chłopak strasznie szybko się denerwuje dlatego mi się skojarzyło. Dodatkowo na dłoni miał pierścionek a on zawsze go a bo to jakaś tam pamiątka.

M: No nareszcie - odwrócił mnie i zobaczyłam szeroki uśmiech - Dawno się nie widzieliśmy, ale żebyś o nas zapomniała - powiedział z pretensją.

R; Nie zapomniałam. Po prostu się was nie spodziewałam - wytknęłam mu język.Z Maxiem zawsze wydurniałam się jak małe dziecko. Mimo, że jest on w wieku Shona (tak jak reszta) to potrafimy się dogadać i ma on swoje poważne momenty. Jest to chłopak dobrze zbudowany z kaloryferem na brzuchu (widziałam jak byliśmy kiedyś na basenie całą grupą). Jego oczy są brązowe a włosy OBECNIE pomarańczowe. Ten osobnik co chwilę zmienia ich kolor. Ostatnio jak go widziałam miał je zielone. Nie ma ich długich i nie wyróżnia się zbytnio z tłumu więc się farbuje. Za nim stała reszta paczki: Wiktor, Logan, Maya i Laeti oraz jakaś nieznana mi jeszcze brunetka.

W: Co tam słychać młoda? - Uśmiechnął się cwaniacko. Charakterem przypomina on Kastiela. Zawsze mi dokuczał bo jestem młodsza i niższa od niego.

R: Cześć Wiki, Widzę, że nadal masz wszystkie zęby - zaśmiałam się z niego nawiązując do branży, w której ten pracuje.

W: Nie śmiej się krasnalu bo zaraz ty kilka stracisz - groził, ale mimo to uśmiechaliśmy się do siebie.

- Oni tak zawsze - zapytała brunetka. Dopiero teraz o sobie im przypomnieli.

Ma: To tylko namiastka ich docinek - zaśmiała się Maya - Roxy poznaj moją siostrę Debi, jesteście w tym samym wieku - wskazała na dziewczynę.

R: Miło poznać - uścisnęłyśmy sobie dłonie.

D: Mnie również - posłała mi przesłodzony uśmiech. Aż mnie zemdliło. Wygląda na milutką, ale pozory mogą mylić.

L: Stęskniliśmy się - przytuliła mnie.

R: Ja też, ale się nie odzywaliście więc się nie narzucałam.

M: Mieliśmy z tym mały problem, potem Deb wróciła i działy się inne rzeczy - zaczął tłumaczyć.

W: Taa..Lepiej o tym nie mówić - westchnął i odwrócił wzrok.

L: Dobrze panie kryminalisto - zaśmiała się a chłopak widocznie się zdenerwował.

R: Stało się coś poważnego?

W: Nie chcę o tym rozmawiać, dobra?

R: Spoko. Nie to nie. Może usiądziemy i pogadamy? - Zaproponowałam. 

D: To będzie najlepsze rozwiązanie. Nie chce mi się stać - poparła mnie i ruszyła w kierunku stolika w sam raz dla naszej grupy. Wszyscy usiedli w zaczęliśmy wspominać stare czasy. W międzyczasie     Nathan przyniósł mi oferowaną wcześniej kawę a reszcie zamówione przez nich napoje. Byłam zainteresowana osobą Debi wiec zapytałam ją dlaczego wcześniej jej nie widziałam i dlaczego nie chodziła do szkoły - Chodziłam do Amorisa dlatego mnie nie poznałaś, ale wykorzystałam okazję i rozpoczęłam karierę. Teraz przyjechałam do starych znajomych ze szkoły i po nowego gitarzystę bo mi odszedł z zespołu a mam ważny występ od którego zależy mój dalszy los. 

R : Też chodzę do Amorisa, ale od w sumie nie dawna - powiedziałam i zastygłam. Nie wiedziałam co teraz mogę a czego nie powinnam mówić. W końcu zna tych ludzi i mogła się z.nimi przyjaźni - Wspominasz kogoś szczególnie ze szkoły? 

D: Kilka osób, ale najbardziej za moim chłopakiem. 

R: Masz tam kogoś? 

D: Tak,ale dawno się nie widzieliśmy. Specjalnie przyjechałam a okazało się, że nie ma go w mieście i wróci w poniedziałek. 

R : Czyli jest na wycieczce - mruknęłam pod nosem. 

D: Hmm? Wiesz o kim mówię? - Zapytała a na jej minie widziałam wielką ciekawość. 

R: Nie, ale mam teraz małe grono do zgadywanki - zaśmiałam się - Też byłam na tej wycieczce, ale z pewnych powodów wróciłam szybciej. 

L: Roxy? Wiem, że Shon gdzieś wyjechał. Był u Ciebie? - Zapytała cicho i w tej chwili zepsuła mi całkowicie nastrój.

R: Tak a ja, jak kompletna kretynka dałam mu się nabrać i oto skutki. Uciekłam z własnej wycieczki - powiedziałam zła i położyłam się czołem na stoliku.

M: Rozumiem, że go kochasz, ale wszyscy wiemy jaki jest. On się nigdy nie zmieni i nie ważne co Ci powiedział nie powinnaś mu wierzyć - pogłaskał mnie po głowie jak małe dziecko a na moją twarz automatycznie wkradł się nikły uśmiech.

W: Max, znalazłeś sobie pieska? - Prychnął. Nie ma co. On to wyczuje moment.

Lo: Głupi jesteś Wiktor - powiedział a później usłyszałam jakby uderzenie.

W: Chcesz się bić to chodź wyjdziemy na zewnątrz.

Lo: Bardzo chętnie Ci przemebluję facjatę.

W: Nawet idioci chcący siłą wejść do klubu nie dają mi rady całą grupą - zaczął się przechwalać. Przyznam, że ma czym. Wiktor to dobrze zbudowany czarnowłosy chłopak o złotych oczach. Kiedyś myślałam, że jest jakimś mutantem, ale Roza i Nataniel też mają takie.

R: Chłopaki błagam, przestańcie - jęknęłam. Nie chciałam dłużej słuchać ich sprzeczek. Przyznam, że zachowują się jak Kastiel i Nataniel z tą różnicą, że się przyjaźnią. Kurcze. Dzisiaj wszystkich porównuję. Muszę się jakoś powstrzymać - Może pójdziemy wieczorem na jakąś imprezkę? Tak jak kiedyś,cała nasza paczka, ale bez oczywiście Shona - podniosłam głowę i spojrzałam na Maye.

Ma: Świetny pomysł, ale niestety dzisiaj nic z tego. Chłopaki są już umówieni na jakiś mecz a my robimy babski wieczór. Na który Cię zapraszam - tłumaczyła.

L: Tak. To idealna okazja abyście wy dwie się lepiej poznały a jutro wieczorem wyskoczymy gdzieś wszyscy razem - ekscytowała się wskazując na mnie i na Debi. Swoją drogą dziwne imię. Może to jakiś skrót, ale nie chce mi się w to wnikać.

Rozmawialiśmy i śmialiśmy się jeszcze około godziny. W końcu chłopaki stwierdzili, że czas się zbierać bo muszą się przygotować do meczu. Nie wiem pod jakim względem, ale kit. My z dziewczynami również ustaliłyśmy godzinę naszego spotkania w domu May'i i również się rozeszłyśmy. Ja wstąpiłam jeszcze na chwilę do pobliskiego sklepu. Mam dziś ochotę na fajne jedzenie a i Kevinowi się należy za kłamstwo.

Spokojnie wybierałam surówkę gdy jakiś kretyn uderzył swoim wózkiem o mój,który dodatkowo mnie uderzył.

R: Uważaj kreaturo! - Wymsknęło mi się a gdy zobaczyłam sprawcę chciałam ją tylko dobić - Miło Cię widzieć Amber - posłałam jej tak wredny uśmiech jak tylko mogłam.

A: Jeszcze Ciebie tu brakowało - jęknęła a zaraz potem spojrzała na mnie dziwnie - Jednak nigdzie nie pojechałaś? A może wyrzucili Cię za wygląd?

R: Nie Twój interes, ale powiem Ci, że było fajnie. Wszyscy świetnie się bawiliśmy, ale ja z pewnych powodów wróciłam a to już nie powinno Cię interesować - powiedziałam i natychmiast wybrałam surówkę i po zapłacie opuściłam sklep.

*               *               *

Kv: Z jakiej to okazji? - Spojrzał na mnie podejrzliwie gdy postawiłam mu przed nosem tortillę.

R: Bez okazji. Tak po prostu. Po za tym zrobiłam Ci coś jeszcze na kolację, ale musisz sobie odgrzać bo ja idę na noc do May'i.

Kv: I tu pies pogrzebany - zaśmiał się - Dobra idź, ale uważaj na siebie.

R: Nie bój się o mnie - uśmiechnęłam się i z czułością potargałam po czuprynie. Potem szybko pobiegłam na górę i zaczęłam pakować torbę na wyjście. Wzięłam pidżamy i inne podstawowe rzeczy włącznie z ubraniami na jutro i kilka filmów (w tym horrory). Po godzinie byłam gotowa i razem z moją torbą zeszłam na dół - Ja już wychodzę. Jutro mogę nie wrócić, bo idziemy na imprezę i może będziemy się razem szykować.

Kv: Dobra nie szalej zbytnio i zadzwoń rano z informacją, że żyjesz - zaśmiał się i zaczął grzebać w kieszeni - Trzymaj i baw się dobrze - z uśmiechem na ustach dał mi kilka banknotów - Tylko nie zrób ze mnie wujka - krzyknął oddalając się do swojego pokoju.

R: Bardzo zabawne - powiedziałam i wyszłam z domu. Nie mam do niej daleko i mam zamiar iść pieszo. Niestety nie ma do nie żadnych skrótów i muszę iść główną drogą.Nagle zaczął mi dzwonić telefon.Gdy zobaczyłam kto się dobija odrzuciłam połączenie i schowałam aparat głęboko w torbie.

Byłam już na ostatnim zakręcie gdy skapnęłam się, że praktycznie śledzi mnie jakieś auto. Nie zwracałam na nie uwagi, ale teraz widzę jak jedzie. Jeszcze mnie nie wyprzedził, a idę pieszo i skręca tam gdzie ja. Nie powiem bo przez te tajemnicze telefony mam małego stracha. Natychmiast przyśpieszyłam i w ekspresowym tempie znalazłam się u celu.

--------------------------------------------------------------

Jak jest? Mam nadzieję, że dobrze :)
Pozdrowienia dla "agresorów" i nie ma powodów do obaw. Nie jestem groźna xd
Jeszcze raz pozdrawiam :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc