niedziela, 5 kwietnia 2015

#1

Dziwne uczucie.Niby się tu urodziłam i spędziłam kawał życia,ale mimo to wracając po dwóch i pół roku czuję,że Price kompletnie się zmieniło.Jadąc do swojego nowo-starego domu obserwowałam wszystkie zmiany,które zaszły w otoczeniu podczas naszej nieobecności.Każda uliczka jaką znałam,coś się w niej zmieniło i wydaje się taka obca.Tęskniłam za tym miastem i ludźmi,ale mam mnóstwo obaw dotyczących mojego powrotu.Przez ten czas zmieniłam się,jestem inną osobą co zapewne dotyczy także moich przyjaciół i dawnych znajomych.Śmieszne,mówię o znajomych a miałam tylko dwie przyjaciółki z czego jedna jest moją kuzynką.Dokładnie,białowłosa Rozalia dziewczyna o wspaniałym charakterze oraz równie świetna i zabawna Amber.Byłyśmy nierozłączne. Trzy muszkieterki. Z Rozą mam stały kontakt,niestety nasza urocza blondynka przestała pisać po tygodniu od mojego wyjazdu.Pisałam do niej,ale nie dostawałam odpowiedzi,również kuzynka nic o niej nie wspominała.

Dlaczego wyjechałam i gdzie?To dla mnie nie ciekawa historia.Ojciec dostał dobrą pracę j i wyjechaliśmy do Londynu.Razem z bratem teoretycznie mogliśmy wybrać czy z nim jedziemy,ale gdy ciotka Sara-mama Rozalii i siostra mojej matki,zorganizowała mi internetowe przesłuchanie wszystko było przesądzone.Nieświadoma podstępu dostałam się do jednej z najlepszych szkół muzycznych. Nie chciałam,ale przez namowę taty i Jake'a zgodziłam się. Mojemu bratu to nie przeszkadzało. Cytuję: "I tak nie mam kumpli,więc co mi szkodzi. Rodzinę ma się jedną". Chciałabym być wtedy taka beztroska jak on. Próbowałam namówić ciotkę abym zamieszkała z nimi,bez skutku.Chcieli abym się rozwijała a to nie było wtedy dla mnie ważne. Chciałam zostać z przyjaciółmi. Z perspektywy czasu jestem im za to wdzięczna bo udało mi się dużo osiągnąć i rozwinąć swoje umiejętności do perfekcji.Muzyka jest moim światem i oczkiem w głowie,to mój lek na zło.Czasem lubię zaszyć się gdzieś w kącie i grać,słuchać czy komponować. Razem z muzyką uciekam od świata.

Dojechaliśmy.Przed moimi oczami ukazał się duży,biały dom z dość sporym,ale zaniedbanym ogrodem.Czeka nas tu trochę pracy,ale w trójkę szybko pójdzie.Z tego co mi wiadomo to tata przez jakiś czas wynajmował nasz dom jakiejś rodzinie,a skoro tak jest na zewnątrz to boje się wejść do środka.Wysiadłam z samochodu i ciągnąc za sobą część bagażu ruszyłam ku wejściu.W środku nie było jak kiedyś.Wszystko jest nowe i urządzone w nowoczesnym stylu.Ogarnięta ciekawością  ruszyłam do swojego pokoju. Jego zmiana podobała mi się najbardziej.Zamiast różu na ścianach była czerwień,a fiolet zastąpiła czerń.Zamiast małego łóżka stoi tu teraz dwuosobowe łoże z szarym baldachimem a pod oknem znajduje się duże, masywne biurko.Przy  ścianie,równolegle do łóżka jest ogromna szafa z lusterkiem,a na podłodze leży miękki i puszysty szary dywan.Muszę przyznać,że ten kto zajmował się moją oazą trafił całkowicie w mój gust.Ja sama jeszcze dodam na ściany plakaty i ozdobniki a po tym wszystko będzie idealnie.

Uśmiechnięta powoli zeszłam na dół w poszukiwaniu moich mężczyzn .Otóż moi Panowie właśnie wnosili moje  cudeńka i byli w drodze do piwnicy.Przestraszyłam się i natychmiast do nich podbiegłam. Nie zdołałam ich zatrzymać więc weszłam za nimi na dół.Wtedy moim oczom ukazała się sala marzeń.Wszędzie były instrumenty po za jednym miejscem gdzie były nowo-powstałe drzwi prowadzące gdzieś dalej.

M: Aaaaa!Kocham was!-Rzuciłam się na szyję bratu,który dopiero odłożył pudło a później przyciągnęłam także śmiejącego się tatę.

J:To jeszcze nie wszystko-powiedział Jake i zasłonił mi oczy po czym zaczął prowadzić w jakimś kierunku.Słyszałam tylko otwierane drzwi i nasze kroki.Gdyby to tata mnie prowadził czułabym się pewniej,bo na brata trzeba uważać.Nie raz robił mi numery w Londynie za co nie byłam mu dłużna.

T:Możesz spojrzeć-dobiegł do mnie głos ojca a ręce mojego brata wróciły na swoje miejsce.Moje emocje osiągnęły szczyt szczęścia gdy zobaczyłam ich kolejną niespodziankę.Zrobiło mi się też trochę szkoda bo mój brat jest spychany na dół.

M: Jest super.Naprawdę wam dziękuję-łezka zleciała po moim policzku.

J:To czemu ryczysz kurduplu-zaśmiał się i objął mnie ramieniem.Wtuliłam się w niego.

M: Wzruszyć się nie wolno?Po za tym,czym zasłużyłam?-Spojrzałam na tatę.

T:Powiedzmy,że to w ramach pewnej rekompensaty i mała nagroda.a co nie chcesz tego?

M:Pewnie,że tak tylko..Jake co z Tobą-spojrzałam na niego z dołu,gdyż jest bardzo wysoki.Ja mam metr siedemdziesiąt,ale on ponad dwa metry.Gigant-czasem się z niego nabijam-Ja dostaje prezenty,a on?-Spojrzałam na ojca.

T: Spokojnie.Dla niego też mam niespodziankę-zaśmiał się-niestety musi jeszcze trochę poczekać.

J: Jestem bardzo ciekawy.

T: Uwierz,spodoba Ci się-uśmiechnął się i poszedł na górę.Oczywiście zwalając resztę roboty na naszą dwójkę.Sami wypakowaliśmy i ustawiliśmy resztę instrumentów i część z nich wylądowała już w moim własnym studiu do nagrań! Sam fakt jego posiadania mnie strasznie nakręca a dodatkowy fakt,że sama mogę zagrać na wszystkim i zaśpiewać daje sporego kopa motywacji.

Po wszystkim chodziłam i zwiedzałam zostawiając tym samym przygotowanie sypialni na potem. Nadal nie mogłam oswoić się z tym,że są tu wszystkie na których potrafię grać.Dobra.Są tu chyba wszystkie znane wam instrumenty.Gram lub uczę się na każdym z nich.Jeden idzie lepiej,drugi gorzej,ale na każdym chociaż kilka razy zagrałam.Wiem też,że dzięki pobytowi w Londynie wzbogaciliśmy się,ale nie sądziłam,że tata będzie aż tak nas rozpieszczał i,że tyle udało mu się osiągnąć w karierze zawodowej.Ale o nim kiedy indziej.

Gdy przyszła pora obiadowa wszyscy,oprócz oczywiście Mandy byli wykończeni więc zamówiłam pizzę,którą pochłonęliśmy.Chciałam ich zaciągnąć na spacer lecz w ostateczności wyszłam sama. Ubrałam się jeszcze tylko odpowiedni aby nie zmarznąć i opuściłam dom.Nogi zaniosły mnie do parku,w którym uwielbiałam spędzać czas z dziewczynami i do fontanny gdzie "całkowitym przypadkiem" wylądowałyśmy będąc dzieckiem.Wyjęłam z pod płaszcza swój wisiorek i otworzyłam go.W środku znajdowało się zdjęcie trzech roześmianych dziewcząt.Drobna blondynka o niebieskich oczach w środku a po lewej miała złotooką białowłosą z szerokim uśmiechem.Będąca po prawej stronie brunetka o brązowych oczach i z dużymi okularami nie pasuje do nich,jednak nasza przyjaźń trwała.Jedno zdjęcie a budzi wspomnienia.Patrząc na to zdjęcie zawsze myślę jak bardzo się od nich różniłam.One ładne i opalone a ja blada i w wielkich okularach. Nie lubiłam sama siebie a one mnie komplementowały mówiły,że jestem taka piękna jak one.Jedynie z nimi rozmawiałam i spędzałam czas wolny.Moje kontakty z ludźmi były ograniczone do minimum,ale czasem wyszłam z dziewczynami na małą imprezę.Nie szalałyśmy jakoś mocno,ale w trójkę dobrze się bawiłyśmy i spędzałyśmy czas. Ja i Rozalia miałyśmy o tyle łatwiej,bo byłyśmy spokrewnione i w jednej szkole a Amber znałyśmy "z podwórka".Byłyśmy gówniary i robiłyśmy wszystko razem.Niestety przez mój wyjazd resztę gimnazjum skończyłam w szkole muzycznej.Zaczęłam tam także liceum,gdyż przyzwyczaiłam się do tamtego miejsca i wielkim szokiem była dla mnie i mojego brata nagła decyzja ojca.Z dnia na dzień zmienił zdanie i stwierdził,że chce wracać do domu.Na początku mówił,że jeśli chcemy możemy zostać,ale wyśmiałam go i razem z Jake'em spakowaliśmy walizki.I tak oto jestem w moim kochanym Price . Mam taką cichą nadzieję,że spadnie tutaj śnieg gdyż w Londynie zamiast ładnego,białego puchu jest błoto a bądź co bądź fajne by były śnieżne ferie.

Wyjęłam telefon i wybrałam numer mojej kuzynki,która nie ma pojęcie o moim powrocie.Coś jej o tym wspomniałam,ale nigdy nie podałam konkretnej daty.Udało mi się nawet zdobyć jej numer,nie podając własnego.Była tak pochłonięta całą sytuacją,że o nic nie pytała.Dziewczyna odebrała po trzech sygnałach.

R:Tu Rozalia Walder,słucham-jaki oficjalny ton,ojej.

M:Hej.Na początek ważne pytanie.Gdzie w tej chwili jesteś?

R:Co znowu?Mam odebrać tych ćwoków,bo znowu się spili do nieprzytomności-warknęła.

M:Nie.Spokojnie.Tu nie chodzi o nich.Czeka na Ciebie ktoś ważny,osoba ,która tęskniła.

R:Ciekawe.Chętnie Cię zobaczę.Właśnie idę do swojego chłopaka przez park.

M:Świetnie się składa,bo jestem w pobliżu fontanny.

R:W takim razie zaraz się zobaczymy-powiedziała i rozłączyła się. Ja nie mogąc dłużej się powstrzymać wybuchłam śmiechem.Ta dziewczyna jest nie możliwa.

Rozglądałam się na wszystkie strony,ale nigdzie jej nie było.W mojej głowie pojawiły się nawet myśli o nowej fontannie czy kłamstwu dziewczyny,ale po chwili zobaczyłam idącą dziewczynę w fioletowym płaszczu.Nic się nie zmieniła,a jedynie wydoroślała i nabrała kształtów,których mogłabym jej pozazdrościć.Szybko schowałam się za drzewem a gdy była blisko zaszłam ją z tyłu i zasłoniłam oczy.

R:Co jest?Zostaw mnie-próbowała się wyrwać,ale utrzymałam się.

M:Zgadnij kto to-powiedziałam starając się zmienić głos,a ręce dziewczyny przejechały po moich dłoniach.

R:Hmm..Lysio jest trochę zniewieściały,ale to nie on-zaczęła dumać-Na Kastiela mi nie pasujesz,a Leo czeka na mnie u siebie w domu.Więc kim jesteś?

M:Sama zgadnij a nie wylądujesz w fontannie-szepnęłam jej do ucha pchając w stronę wody.

R:Chcesz mnie wrzucić do wody?Przykro mi,ale tylko jedna osoba może to zrobić.Problemem jest fakt,że wyjechała-zaczęła gadać a ja długo nie wytrzymałam i szybko ją odwróciłam po czym przytuliłam-Sorry,znamy się?-Była zdezorientowana i odsunęła się,a ja zrobiłam smutną minkę.

M:Rozalio naprawdę mnie nie pamiętasz?-Powiedziałam z miną zbitego szczeniaka-Przecież to ja Twoja Mandy Evans.Zapomniałaś mnie?-Powiedziałam z wyrzutem.Wiem,że się zmieniłam,ale nie aż tak.Jedyne co się we mnie zmieniło to fakt,że wyrosłam,pozbyłam się okularów i wygoliłam bok. Dobra.Tego mogła się nie spodziewać,a raczej nikt się tego nie spodziewał.Po prostu jednego dnia nagle przyszłam a połowy włosów na mojej głowie nie było. Miałam pogadankę z ojcem a braciszek trochę mi nawet gratulował odwagi tego czynu.No cóż,dałam się namówić ludziom,których tam poznałam i zaprzyjaźniliśmy się.

R:O rany!Mandy,to naprawdę ty?-Krzyknęła i rzuciła się na mnie,zamykając w niedźwiedzim uścisku.

M:Tak,ale błagam puść.Dusisz mnie-zaśmiałam się.

R:Przepraszam-odsunęła się-Czemu nie mówiłaś,że wracasz?-Słyszałam pretensje w jej głosie.

M:Mówiłam,ale nie zdradziłam terminu-odpowiedziałam ze słodkim uśmiechem.

R:No właśnie-tupnęła zła nogą a ja się zaśmiałam.

M:Przepraszam,ale jestem tutaj-powstrzymałam śmiech i szeroko się uśmiechałam.

R:Wiem i bardzo się cieszę.Musisz koniecznie poznać mojego Leosia i jego brata. Kastiela na razie zostawimy na potem-zaćwierkotała-Pamiętasz jak Ci o nich pisałam,prawda?

M:Coś tam pamiętam-nie zdążyłam skończyć a byłam ciągnięta za rękę przez Rozalię.Na pytanie gdzie idziemy powiedziała,że tam gdzie sama szła.Domyślam się,iż chodzi o Leo i właśnie będzie chciała mnie przedstawić.O zgrozo,przecież dopiero przyjechałam. a po za tym ojciec w końcu na zawał zejdzie przeze mnie.

 Okazało się,że ukochany Rozalii nie mieszka daleko od parku,ale spory kawałek od mojego domu.Pominę już nawet fakt,że wyszłam bez pieniędzy i będę wracać pieszo.Próbowałam jej wmówić,że jestem zmęczona podróżą i takie tam,ale nic do niej nie docierało i byłam zmuszona iść z nią.Trudny ma charakter odkąd pamiętam,ale pewnie nadal będzie mnie zadziwiać.

Dom Leo z zewnątrz niczym się nie różni od pozostałych.Jasny,idealny na mieszkanie dwóch osób z małym ogrodem przed wejściem.W środku widać elementy stylu wiktoriańskiego połączonego z obecną modą. Nigdy bym nie przypuszczała,że to może tak ładnie wyglądać.Sam właściciel okazał się być przystojnym chłopakiem o czarnych włosach i charakterystycznym stylu niczym z epoki baroku.Zachowanie też miał trochę staroświeckie.Na powitanie mnie i białowłosą ucałował w dłoń.Byłam zaskoczona,a Rozalia się ze mnie zaśmiała.

L:Miło mi Cię poznać Mandy-uśmiechnął się co odwzajemniłam.

M:Mnie również.Rozalia całkiem sporo o Tobie pisała-spojrzałam na nią znacząco,a ona tylko zachichotała i weszła prawdopodobnie do salonu.Po chwili również ja i Leo się tam znaleźliśmy a chłopak zaproponował coś do picia-Nie, dziękuję.Właściwie to jestem dopiero po obiedzie,jeśli pizzę można tak nazwać.

R:Domyślam się,że wujek Damian nadal nie nauczył się gotować-zażartowała.

M:Dokładnie.Ja i Jake go w tym zastępujemy i muszę przyznać,że mój brat jest w te klocki o wiele lepszy.

R:Chciałabym zobaczyć tego kujonka.Tak się za nim stęskniłam.Nadal nosi te okulary-zapytała nie kryjąc ekscytacji a ja wybuchłam śmiechem-No co się śmiejesz?-Oburzyła się.

M:Bo jak go zobaczysz to nie poznasz.Całkiem niezłe ciacho się z niego zrobiłam-odpowiedziałam panując nad śmiechem.

R:Nie wątpię,skoro z Ciebie taka laska.Pewnie obaj się zmieniliście-uśmiechnęła się i wtuliła w swojego chłopaka.Rozmawialiśmy jeszcze chwilę.Leo mówił o sobie i o swoim bracie,czego słuchałam z grzeczności bo kuzyneczka wszystkich znajomych mi po trochu opisywała a zwłaszcza jego.Na samym początku było najgorzej.Gdy zaczęli ze sobą być ciągle do mnie pisała na Skype. Na video rozmawiałyśmy może ze dwa razy,większość pisałyśmy.Kiedy miałam opowiadać o swoim pobycie w Londynie przerwał nam dzwonek do drzwi.Myślałam,że Leo otworzy,ale to Rozalia wstała.Widocznie czuje się jak w domu.

R:Po co dzwoniłeś kołku?To Twój dom-usłyszałam pretensje dziewczyny z korytarza.

-Nie chcieliśmy wam przeszkadzać w zapewne ważnych rzeczach-odpowiedział jej jakiś chłopak dość drwiącym tonem.

R: Taa..Miło wiedzieć,że się martwisz-odpowiedziała i po chwili znalazła się w pomieszczeniu a za nią weszło dwóch chłopaków.Jeden z białymi włosami,na których jeden kosmyk był czarny i ubraniu podobnym do Leo,a drugi w stylu Bad Boy z czerwoną czupryną.Ten drugi miał na twarzy wredny uśmieszek,który zniknął by znowu się pojawić na mój widok.

-Widzę,że bawiliście się w trójkącik.Mogłaś mnie zaprosić-powiedział niby wielce obrażony.

R: Kastiel kretynie to moja kuzynka Mandy-walnęła go w głowę i zrobiła typowego face plama.

K:Au!Sory,że wyobrażałem ją sobie inaczej-odszczekał się.

L:Ludzie mogą się zmienić.Miło mi poznać jestem Lysander-uśmiechnął się  i ucałował mnie w dłoń.Domyślam się,że to brat Leo.

M:Mandy,mnie również-uśmiechnęłam się a obok usłyszałam prychnięcie.Niestety przez głupi nawyk związany z bratem i chłopakami mój łokieć automatycznie poleciał prosto w brzuch tejże osoby.

K:Ej!Za co?!-Warknął zgięty w pół a ja spojrzałam na niego obojętnie a potem odwróciłam wzrok na zaskoczoną kuzynkę-Widzę,że pyskata nam się trafiła-zaśmiał się nagle.

M:Nie znasz mnie i mało o mnie wiesz-odpowiedziałam mu kpiąco.

K: Domyślam się,że ten wygolony boczek jest oznaką buntu-prychnął.

M:Mój bok to nic w porównaniu do nędznej podróby Gerarda Way'a-zaśmiałam się.

K:Uważaj bo oberwiesz-niebezpiecznie się zbliżył i spojrzał na mnie z góry.Czy musi być wyższy tak jak wszyscy chłopacy,których znam?Wszyscy bez wyjątku łącznie z bratem.Sama nie jestem niska,ale oni podchodzą pod wielkoludy.

M:Pokaż co potrafisz byczku-spojrzałam mu wyzywająco w oczy i chciałam mu nawet nadepnąć na stopę,ale zadzwonił mój kochany braciszek.Szlag.Ustawiony na niego dzwonek idealnie pasuje:Dzwoni,debil,dzwoni debil..i tak w kółko-Czego chcesz palancie?

J:Gdzie jesteś?Ojciec się martwi.Znowu chcesz wywinąć jakiś numer?

M:Spokojnie jestem z Rozalią i jej znajomymi-westchnęłam.Denerwują mnie tym zachowanie.Tylko raz mi się zdarzyło i wielkie halo.Okropność.

J:Podaj adres to przyjadę po Ciebie.

M:Jesteśmy u jej chłopaka,a z resztą.Czym przyjedziesz?Ojciec nie da Ci auta a swojego nie masz-o tak.Najlepszy sposób aby go wnerwić,czyli fakt oczekiwania przez niego na prawko i posiadanie własnego autka.

J:Sam mnie o to prosił.Gdzie jesteś-oburzył się,więc podałam mu adres-Zaraz będę.

M:Do zobaczenia prosiaczku-zaśmiałam się i zakończyłam połączenie.Nie znosi gdy na wszelakie sposoby wypominam mu jego chrumkanie przez śmiech.

K:Debil?Prosiaczek?Co chłopak dzwonił-zadrwił.

M:Nie.Braciszek.Mój chłopak jest w Londynie i ma zamiar do mnie przyjechać-odgryzłam się.

R:Nadal jesteś z tą blondi-usłyszałam coś jakby pretensje Rozalii.

M:Owszem jest blondynem,ale to mój chłopak-spojrzałam na nią karcąco.

K:Pewnie głupi skoro Rozalia go nie trawi-prychnął i rozsiadł się na kanapie.

M:Spokojnie.Nie dorastasz mu do pięt-odpowiedziałam.Po tym komentarzu widziałam jak się denerwuje a w tle usłyszałam śmiechy-Widzę,że nie tylko ja tak uważam.

K:Zaraz serio oberwiesz-wstał i zrobił niby groźną minę.

M:Nie boje się Ciebie mięśniaku-zadrwiłam i splotłam ręce na piersi patrząc na niego twardo.

K:Kto Cie uczył zadzierać z silniejszymi?-Uniósł brew.

M:Pies,który dużo szczeka jest całkowicie nie groźny-prychnęłam.

K:Jestem wyjątkiem od tej reguły.Mało wiesz dziecinko.

M:Nie wątpię,ale na razie tylko grozisz.

K:Jesteś nowa więc Cie oszczędzę-prychnął.

M:Nie potrzebuję litości to po pierwsze,a po drugie to umiem się bronić.Całe życie z bratem a ostatnie lata również w męskim gronie.

K:Coś w to nie wieżę-prychnął.

J:Sugerujesz,że moja siostra jest paskudą?-Nagle znikąd zjawił się mój brat,który stanął za czerwonowłosym.Wszyscy tu są,więc..Nie,chwila.Nie ma Lysandra,czyli on go wpuścił.

R:O rany!Jake?!-Usłyszałam pisk Rozy i wybuchłam śmiechem.

M:Tak.Dokładnie-podeszłam do niego i przytuliłam-Przedstawiam wam mojego kochanego braciszka-wyszczerzyłam się.

J:Teraz to jestem kochany,a jakiś czas temu mnie denerwowałaś-poczochrał mnie po włosach.

M:Ej!Przecież wiesz,że to z miłości-oburzyłam się.

R:Jesteście uroczy jak na rodzeństwo. Jake może zostaniesz z nami chwilę i porozmawiamy?

J:Chętnie,ale ta wariatka raz zrobiła głupotę i teraz muszę ją dowieść całą i zdrową.Pogadamy następnym razem.

R:Mam taką nadzieję.


-----------------------------------------------------
Jak się podoba?Może być?Mam nadzieję,że nie jest tak straszny jak myślę :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc