niedziela, 31 maja 2015

#4

Rozalia i chłopacy poszli poszli po jakiejś godzinie. Po tym jak pokazałam im swój album moja kuzynka uśmiechała się i co chwila lepiła do mnie jak rzep. Lysander był spokojny do czego już przywykłam i nawet pasuje mi to. Kastiel w końcu się ruszył i zerknął na zdjęcia, a jego mina znowu mówiła wszystko. Coś nie krył swoich emocji. Byłam w szoku gdy mnie przeprosił. Co prawda nie powiedział tego dosłownie, ale uwaga cytuję: "Czyli się pomyliłem i nie pracujesz nocą. Gdybym umiał to bym przeprosił.'' Uznałam to jako przeprosiny, bo wiem jaki problem mają z nimi niektórzy. Dobrze, że mówił to tylko do mnie i to tak, że białowłosi nie usłyszeli. Nie chciałam kolejnej awantury, a Roza by mogła to zrobić. Po tym jak ich pożegnałam położyłam się spać. Nie musiałam nikogo przekonywać do milczenia bo było to  dla nich oczywiste, a to mnie uspokoiło i zadowoliło. Na początku Kastiel coś tam żartował, że pomogę im rozkręcić karierę czy coś, ale szybko przestał. Umówiliśmy się także, że jeśli w miarę szybko nie znajdą drugiego głosu to dołączę do ich zespołu, a jak już znajdą to "odejdę z godnością" jak to określił Byczek. Śmieszne. Gdybym chciała to miałabym zespół i to nie byle jaki, który gra w szkolnej piwnicy.

*              *              *

Smacznie sobie spałam gdy nagle usłyszałam otwierane drzwi do mojego pokoju. Chyba braciszek zapomniał zasad jakie panują na moim terenie, ale cóż dam mu jeszcze szanse aby stąd wyszedł i poudaję, że wcale się nie przebudziłam.

J: Pora wstawać kurduplu - mruknął do siebie, a chwilę potem materac ugiął się obok mnie.

M: Spadaj Jake - mruknęłam. Mam wolne i chce sobie pospać. Jedyne co by mnie zmotywowało do pobudki to wiadomość, że Dake przyjechał. Mam straszną ochotę pogadać z nim i chłopakami.

J: Ohoho.. Mam zadzwonić po dźwig żebyś wstała? - Uwaga załączył mu się tryb "zniszczyć siostrze poranek".

M: Proszę. Nabijaj się dalej klocu - odpowiedziałam i podciągnęłam kołdrę na głowę. Nie mam pojęcia, która godzina, ale chcę jeszcze pospać. Jake coś tam jeszcze mruczał, ale zignorowałam go i próbowałam znów zasnąć. Łóżko ma wspaniałą aurę, która mi w tym pomagała.

J: Nie chciałaś po dobroci to masz tak - usłyszałam szept, ale zanim zareagowałam wylądował na mnie kubeł zimnej wody. Natychmiast wylądowałam na nogach i spojrzałam w kierunku brata, który stał przy drzwiach, a za nim była Roza, Lysander i Kastiel. Normalnie zabije go za to. Lys zasłonił oczy cały czerwony na twarzy, a kuzyneczka i burak mieli niezły ubaw. Mi nie jest wcale do śmiechu, bo jestem w samej bieliźnie, a dodatkowo cała mokra do jasnej cholery!

M: JAKE! - Krzyknęłam na cały głos - Natychmiast się stąd wynoś jeżeli chcesz dożyc urodzin! - Wydarłam się i wyrzuciłam rozbawione towarzystwo za drzwi. Teraz to mi żyć nie dadzą kurwa.

Dalej przeklinając brata pod nosem poszłam się ogarnąć do łazienki i ubrałam zwykłe jeansowe spodnie i czarną bluzę z kapturem, czasem lubię tak pochodzić po domu, włosy związałam w krzywą kitę - bo wiadomo, bok wygolony, i po jakiś dziesięciu minutach zeszłam na dół. Idąc do kuchni wpadłam na mojego kochanego braciszka.

M: Wielkie, kurwa, dzięki. Teraz mi żyć nie dadzą - warknęłam do niego.

J: Spokojnie - uniósł ręce jakby się poddawał. - To, że śpisz w samej bieliźnie to nie mój problem , a dodatkowo to nie był wcale mój pomysł - puścił mi oczko i odszedł. Ciekawe czyj skoro nie jego. Nadal naburmuszona weszłam do pomieszczenia, w którym zastałam resztę towarzystwa. Beztrosko popijali sobie soczek i nabijali się z tego "incydentu".

M: Teraz tłumaczyć się. Kto wpadł na ten durny pomysł? - Zapytałam ostro i spojrzałam w oczy Kastielowi. Nie wiem czemu, ale pasuje mi taki układ sprawy.

K: Co się na mnie gapisz? Może to Lysander.

M: Taa.. Jasne, a Rozalia nie ma ADHD - spojrzałam jak na kretyna, a potem usłyszałam prychnięcie.

R: Uważaj żebym nie wymyśliła czegoś na Ciebie. Całkiem sporo wiem - odgryzła się, więc zerknęłam w jej stronę. - Już mnie tak nie oglądaj. Dobrze myślisz. To ten osobnik mu podsunął ten pomysł jak tylko usłyszał, że śpisz.

K: Roza, ty konfidencie.

R: Sorry, ale więzy krwi zobowiązują - uśmiechnęła się uroczo do naburmuszonego chłopaka.

K: Teraz obie się majcie na baczności.

M: Uważaj, bo nie wiesz z kim zadzierasz - zaśmiałam się i puściłam oczko Rozie. Tylko my dwie wiemy o co chodzi i niech na razie tak zostanie. - Chcieliście coś, że przyszliście mnie wyciągnąć z łóżka o.. - spojrzałam na godzinę - Dziewiątej rano? - Uniosłam brew. Jest bardzo wcześnie. Tyle wspaniałych godzin snu jeszcze było przede mną. Chyba się zaraz popłaczę.

R: Zabieramy Cię na miasto. Najpierw jakieś ciastko, a wieczorem do klubu - zaćwierkała. - Tak więc ubieraj się i wychodzimy - właściwie to wyrzuciła mnie z mojej własnej kuchni bez śniadania. Zaciągnęła mnie do pokoju i zaczęła wybierać ubrania.

*              *              *

W sumie to takie dni i podobne pobudki miałam do końca ferii. Codziennie gdzieś wychodziliśmy i dobrze się bawiliśmy. Czasem u Rozy, czasem u mnie, a nawet raz u Lysa i Leo. Minął krótki czas, ale zakumplowaliśmy się. Nie będę relacjonować całego tego czasu, bo w sumie codziennie było to samo. Raz byliśmy na basenie i w kinie, a resztę czasu spędzaliśmy u kogoś na wygłupach i wyzywaniu się od osłów - głównie ja i Kastiel. Tak mi czas zajęli, że dawno nie grałam na żadnym instrumencie i zaniedbałam profil Xeny na Facebooku. Zawsze coś wrzucała, a od tygodnia cisza. Z doświadczenia wiem, że będę miała spam wiadomości. Dodatkowo nawet nie zauważyłam kiedy, a nasze wolne minęło i nadszedł czas pójścia do szkoły. Dake nie przyjechał, a jedyna wiadomość jaką od niego dostałam to fakt, że są jakieś komplikacje. Gdy prosiłam o wyjaśnienia wykręcał się troską o moje nerwy i milczał. Trudno. Jesteśmy parą, ale nie łączy nas jakaś wielka miłość. Byliśmy sobą zauroczeni, zostaliśmy parą i przywiązaliśmy się do siebie. Można powiedzieć, że to wolny związek choć nie do końca. Ufamy sobie i jesteśmy wierni. Pamiętam jak Jake reagował, że obracam się w gronie samych chłopaków. Teraz jest spokojny, bo wie, że się uwielbiamy i dbamy o siebie wzajemnie. Dake obiecał, że w najbliższym czasie się pojawi i wszystko mi wytłumaczy, ale wracając. Dziś mój pierwszy dzień w Liceum Słodki Amoris, zobaczymy co z tego wyniknie.

Rano wstałam lekko zestresowana, ale wiem, że będę miała przy sobie brata gdy przekroczę próg i możliwe, że często będziemy się mijać na korytarzu bo będzie w starszej klasie. Jakoś to przeżyję, ale może być trudno. Ubrałam się w to co uszykowałam poprzedniego dnia, uczesałam, umalowałam i zeszłam na śniadanie. Zjadłam je razem z moimi mężczyznami, a potem razem pojechaliśmy autem ojca pod szkołę. Tatuś też, ale na razie nie zdradzę wam powodów. Nie chcę zapeszać. Z Jakiem* rozstałam się zaraz po przekroczeniu, jak na nasz gust, zbyt różowej bramy szkoły. Nie interesowało mnie w tej chwili łatwienie ostatnich spraw organizacyjnych, o które prosił jakiś gospodarz. Mój telefon pokazywał godzinę za dwadzieścia ósma więc mogę sobie spokojnie usiąść na jednej z tych ławek, które na ten chłodny okres zostały porzucone na dziedzińcu. Tak jak chciałam, tak i zrobiłam. Włożyłam jeszcze do ucha słuchawkę i przyglądałam się wejściu. Nie zakładałam drugiej tak na wszelki wypadek, bo w każdej chwili może mnie dopaść kuzyneczka albo jakiś inny gamoń - tak myślę o Kastielu. Znam go kilka dni, a mogłabym o nim powiedzieć niezłą wiązankę przekleństw. Serio, jeszcze nikt mnie do siebie tak nie zniechęcił jak on.

Siedziałam sobie spokojnie i ignorowałam spojrzenia innych uczniów gdy nagle poczułam, że ktoś nade mną stoi. Nie pomyliłam się. Koło ławeczki stały trzy dziewczyny. Szatynka, czarnowłosa Azjatka i kogoś mi przypominająca blondyna z toną tapety na twarzy. Myślałam, że chcą usiąść więc się trochę przesunęłam, ale zamiast "dziękuję" usłyszałam pretensje.

- Złaź puki życie Ci miłe nowa. Ta ławka ma właściciela - warknęła blondi.

M: Serio? No popatrz, nigdzie nie ma popisu - wyjęłam słuchawkę i schowałam sprzęt do torby.

- Nie bądź taka dowcipna. Zaraz Ci zejdzie ten uśmieszek z twarzy - zawtórowała jej Azjatka.

M: Mam rozumieć, że mi grozicie, tak? - Uniosłam brew niby to lekko wystraszona.

- My? Nie. To tylko ostrzeżenie - znowu blondi - Tutaj zawsze przesiaduje Kastiel, a on nie lubi obcych. Bardzo dobrze go znam i tak się składa, że to mój chłopak, więc zjeżdżaj nowa. - Chwila? Co ona powiedziała? Jej kto? Nie no, zataić przede mną takie info? Roza, musimy pogadać.

M: Mówisz, że nijaki czerwonowłosy burak o stalowych oczach i ty jesteście parą, tak? - Postanowiłam zagrać trochę inaczej, a gdy tylko podałam te dwa małe szczegóły ich szczęki można było zbierać z podłogi.

- Skąd ty..? - To jedyne co z siebie wydusiła najwyraźniej przywódczyni tej bandy.

M: jestem jasnowidzem słonko - puściłam im oczko i wstałam. - Zamknij buzię, bo to niegrzeczne - zaśmiałam się i podniosłam jej brodę. Ciekawe istotki są w tej szkole, nie powiem, że nie.

Śmiało przekroczyłam próg szkoły i rozejrzałam  się na boki. Po prawej stronie dostrzegłam drzwi z napisem "pokój gospodarzy" i ruszyłam w ich kierunku. Zapukałam jak przyszło na wychowaną dziewczynkę, a po chwili usłyszałam ciche proszę. Weszłam do środka i jedyne co zobaczyłam to kilka półek z dokumentami i biurko pełne papierów, zza których dojrzałam blond czuprynę.

M: Zastałam głównego gospodarza?

- Tak to ja - czupryna zaczęła się podnosić i ujrzałam całkiem przystojnego chłopaka o miodowych oczach. - Część. Ty pewnie jesteś Mandy, zgadza się? twój brat chwilę temu tu był.

M: Taaa.. Zgadza się. Ja i ten głupek jesteśmy spokrewnieni.

- Miło mi poznać. Nataniel jestem - uśmiechnął się miło. Kurna on ma dołeczki! O nie ,nie, nie, nie, nie, nie, nie! Nie patrz tam! Od zawsze zazdroszczę ich ludziom i mam słabość do tego. - Mam coś na twarzy?

M: C-Co? Nie. Wybacz. Czasem łapie takie zawiechy - uśmiechnęłam się nerwowo. - Podobno czegoś brakuje w moje teczce.

N: Tak. Potrzebujemy Twojego zdjęcia do teczki i legitymacji, no i dostaniesz plan i kluczyk do szafki, a musisz to potwierdzić swoim podpisem.

M: Zdjęcia nie mam przy sobie, ale doniosę jutro, mogę?

N: Tak. Nie ma sprawy. Jestem tu co przerwa.

M: Ok, to przyjdę tak jak dzisiaj - powiedziałam, a potem odebrałam plan i kluczyk. Blondyn powiedział, że w razie jakiś problemów mam kierować się do Blade'a. Na początku nie zajarzyłam, ale wytłumaczył, że to jego nazwisko. No tak. Skretyniała Mandy nie skojarzyła faktów. Jednak po tym zapaliło mi się małe światełko w tej ciemni zwanej mózgiem - Masz może siostrę imieniem Amber? - To pytanie go widocznie zdziwiło.

N: Co znowu zmalowała? - Westchnął.

M: Nic. Nawet jej nie widziałam dość długo,a ciebie znowu nigdy nie miałam zaszczytu poznać.

N: Zaszczytu? O czymś nie wiem? - Uniósł brew.

M: Miło mi wreszcie poznać brata przyjaciółki - zaśmiałam się i opuściłam pomieszczenie w ekspresowym tempie. A niech będzie chwilę zdezorientowany. Najwyżej później mu wyjaśnię o co chodzi.


______________________________________________________________________________

Dosyć, że późno to takie beznadziejne. Przepraszam ;'(
Wczoraj miałam obowiązki w ogrodzie - rodzice zmusili, a dzisiaj nagłą wizytę dziadka i tak to się przedłużyło. Dodatkowo zganiają z komputera kiedy mam napływ weny i kicha. Nie mogę skończyć jak chcę. Jeszcze raz przepraszam :(

Mam też taką jedną, małą, złą wiadomość. W czerwcu może być krucho z moją aktywnością na blogu lub może być jej całkowity zanik. Druga technikum zobowiązuje i trzeba się wziąć do pracy, bo 8 i 22 czerwca mam bardzo ważne egzaminy kwalifikacji A.26. Musze się pouczyć aby poszło mi tak dobrze jak na próbnych, tak więc ZNOWU przepraszam i obiecuję, że w wakacje będę cała wasza xd

Ps. Jak podoba się szablon? Niestety mam mały problem z tym elemencikiem po lewej. :/

Przesyłam całusy ;*

* jak to odmieniać? xd

czwartek, 28 maja 2015

Zapowiedź

Oto coś zamiast Prologu...

Nie jestem jakimś mistrzem,ale chciałam się pobawić xd


Tak jak mówi "film" wkrótce pojawi się nowe opowiadanie. Na razie kontynuowane będzie 2w1, ale na wakacje pojawi się "Przykuta". Mam w planach pisanie dwóch na raz. Mam nadzieję, że was zainteresuje i podołam stawionemu sobie wyzwaniu.

Pozdrawiam ;*


sobota, 23 maja 2015

#3

Nie mam zamiaru się z nimi dzielić swoim życiem prywatnym. Spojrzałam wściekła na Rozalię, a ta posłała mi tylko jeden ze swoich uśmiechów. Przewróciłam oczami. Dobrze, że nie było tam maski. Wtedy bym mu przywaliła.

K: Spokojnie, będziemy milczeć - powiedział poważnie, a potem się zaśmiał - Dla znajomych taniej? - Nie wytrzymałam i jednym płynnym ruchem odwróciłam się i mu przywaliłam w twarz - Kurwa!

M: Jeszcze raz mi to zasugerujesz to będzie mocniej bolało - warknęłam patrząc mu prosto w oczy - Nie masz pojęcia na co mnie stać.

R: Spokojnie Mandy. Jak powiesz prawdę to będzie musiał Cie przepraszać - dotknęła mojego ramienia.

M: Nie Roza. Nie mam zamiaru nic tłumaczyć - powiedziałam zła i usiadłam na jednym z foteli.

L: To prywatne więc Cię rozumiem, a ty Kastiel powinieneś ją przeprosić - odezwał się spokojnie.

K: Nie wiem czy jest za co - prychnął.

M: Spoko. Z takimi kretynami miałam do czynienia codziennie - zgromiłam Kastiela wzrokiem. To prawda. W mojej poprzedniej szkole było pełno kretynów. Czasem się zastanawiam jakim cudem znalazłam tam tych kilku chłopaków, którzy są moimi przyjaciółmi i są świetni. Mam nadzieję, ze przyjadą razem z Dakotą.

R: Dobra. Nie to nie,ale pamiętasz co miałaś zrobić? - Zapytała z rezygnacją.

M: Miałam zagrać. Chwila - powiedziałam i wstałam po skrzypce. Są one za szybą gdzie weszłam i je wyjęłam. Chciałam je włożyć do gabloty, ale jest pewien problem. Nie mam jej. Sama wyśmiewam się ze swojej głupoty. Wyszłam z pomieszczenia ze skrzypcami - Gotowi?

K: Miałaś grać na gitarze - prychnął.

M: Najpierw udowodnię Ci co potrafię - krew zaczęła buzować w moich żyłach. Już widzę tą jego minę. Będzie jeszcze przepraszał. Zawsze udało mi się postawić na swoim i teraz nie będzie inaczej. Dzięki moim kolegom z Londynu potrafię być twarda. Bez niczego ułożyłam skrzypce i zaczęłam grać. Nie potrzebowałam nut. Włączyłam jakieś bity i dałam się ponieść muzyce. Grałam tak przez jakiś czas. Nie widziałam ich reakcji na twarzach bo pogrążona we własnym świecie zamknęłam oczy.

R: Jesteś boska - rzuciła się na mnie i przytuliła mocno.

M: Roza dusisz mnie.

R: Przepraszam - oderwała się ode nie i mogłam spojrzeć na chłopców. Lysander miał dziwny wzrok, ale w kąciku ust krył lekki uśmiech. Kastiel za to stał oparty o drzwi , a głowę miał spuszczoną w dół - Zatkało go - szepnęła mi do ucha, a ja się zaśmiałam.

L: Świetnie grasz. Nie spodziewałbym się, ze można to tak połączyć - pochwalił mnie, a ja uśmiechnęłam się lekko.

M: Dziękuję. To tak na szybko. Ostatnio na zaliczenie grałam coś trudniejszego.

R: Bo ty zdolniacha jesteś - uścisnęła mnie - Prawda Kastiel? - Spojrzała na byczka, a ten podniósł wzrok.

K; Całkiem nieźle - powiedział obojętnie.

R: Jesteś genialna i uważam, że powinnaś nagrać płytę. Ogółem wziąć się za muzykę na poważnie - zaczęła mi słodzić.

L: Roza ma rację. Powinnaś się dalej rozwijać - poparł ją.

M: Dzięki, ale nie mam na razie takich planów. Grywałam ze znajomymi, ale na szkolnych przedstawieniach czy dla zabawy w wolnym czasie. Nic po za tym.

R: Bo jesteś uparta. Chyba będą musieli znowu Cię podstępem dać do jakiegoś przesłuchania byś zmądrzała.

M: O nie! Nawet nie wiesz jak długo wypominałam to ojcu po wyjeździe. Jedynym moim pocieszeniem była możliwość rozwoju, a potem chłopaki się pojawili i było dobrze.

K: Chłopaki? Czyli moja teoria się sprawdza - prychnął pod nosem.

M: Nic się nie sprawdza - warknęłam - Skoro nic innego Ci nie przychodzi do głowy to chyba muszę zedrzeć Ci ten uśmieszek z twarzy kretynie - powiedziałam zła.

R: Nareszcie. Wcześniej powinnaś to zrobić - była strasznie podekscytowana.

K: To dawaj bo Roza zaraz ze skóry wyjdzie tak ją to jara - zaśmiał się.

M: Nawet nie masz pojęcia z kim masz do czynienia - uśmiechnęłam się tajemniczo. - Nie chcę sie przechwalać, ale jestem najlepszą gitarzystką jaką zapewne znasz - dodałam. Może to przechwałki, ale chcę mu dopiec. Udałam się więc po gitarę, a gdy tylko wróciłam zaczęłam grać. Najpierw kilka dźwięków na rozgrzewkę, a potem się rozkręciłam. Chłopcy chcieli przerwać po pierwszym utworze, ale Roza świadoma moich zamiarów ich powstrzymała. Kiedyś wysłałam jej mailem filmik i grałam dokładnie to samo. Ja się nudziłam, a ona chciała usłyszeć efekty mojej nauki w tej szkole i tak jakoś..

Gdy skończyłam pierwsze co to delikatnie przejechałam dłonią po instrumencie z delikatnym uśmiechem. Zawsze to robiłam po grze na gitarze. Skrzypce lekko muskałam ustami, ale też nie zawsze. Po wszystkim podniosłam wzrok na towarzyszy. Roza miała na twarzy wyszczerz, Lys wpatrywał się we mnie jakby nieobecnym wzrokiem, a nasz szanowny buntownik znowu stał oparty ze spuszczoną głową w dół. Z namaszczeniem odłożyłam gitarę i doleciała do mnie białowłosa rzucając mi się na szyję.

R: Jesteś boska! - Krzyczała, piszczała i jednocześnie mnie dusiła. Chyba chce mnie zabić, bo to się powtarza.

L: Świetnie grasz. Dodatkowo te utwory. Tam był Vivaldi? - Spojrzał na mnie uważnie z uniesioną brwią.

M: Wersja nowoczesna - zaśmiałam się.

K: Już słyszałem podobny styl grania - odezwał się - Razem słuchaliśmy Lys - podniósł wzrok na białowłosego przyjaciela.

L: Racja, ale nie pamiętam o kogo chodzi - podrapał się po karku - Inspirowałaś się kimś?

M: Nie. Po prostu znam tamte utwory bardzo dobrze i zdecydowałam się je zagrać - uniosłam brew.

K: Boże z kim ja żyję - westchnął i wzniósł oczy do nieba - Lys, ja mówię o Xenie.

L: Aaaa...tak. Już pamiętam. To ta z nutki nie? - Zapytał, a ja spojrzałam na Rozę. Chyba milczała, co? Mam nadzieję. Posłała mi piękny uśmiech i stanęła obok Lysandra.

K: Ta, ale skończmy temat bo ta tutaj chyba nie kuma - zaśmiał się spoglądając na mnie.

M: Bardzo dobrze ją znam - wypaplałam nagle, a moja siostrzyczka uwiesiła się na stojącym obok chłopaku i suszyła zęby.

K: To czemu stoisz jak kołek?

R: Bo wie o niej więcej niż ty - powiedziała trochę głośno, a ja zgromiłam ją wzrokiem. - No co? Ja ufam to ty też możesz.

M: Nie mam zamiaru wydawać swoich sekretów Rozalio - spojrzałam na nią z miną numer sto jedenaście , czyli milcz jeśli chcesz żyć i wzięłam do ust sporą liczbę chipsów.

R: Nie bądź jak Lysander! Sorry biały, jesteś supcio, ale dwóch takich to za dużo - zaczęła narzekać.

L: Zrozum, że nie każdy jest tak otwarty jak ty. Ja i Mandy nie koniecznie należymy do takich osób.

R: Nonsens. Ona się po prostu boi tego powiedzieć. Prawda? - Spojrzała na mnie znacząco. Może ma odrobinę racji, ale tylko mały procent. Reszta to jest po prostu bark zaufania. Powiedzielibyście komuś kogo znacie jeden dzień, że przykładowo byliście w więzieniu? Ja nie. Dlatego nie chcę mówić nic więcej na swój temat.

M: Zmieńmy temat, bo zaraz się zdenerwuję - powiedziałam na razie spokojna i usiadłam obok stojącej w stojaku gitary. Nagle obok pojawił się Kastiel. Zerknęłam na niego, a ten tylko puścił mi oczko i zabrał moją gitarę. Nic nie mówiłam, bo po co. On tylko ją zaczął oglądać i coś brzdękać. Chyba już mu się tu nudziło.

R: Niech Ci będzie, ale to się wyda gdy dzień konkursu nadejdzie - powiedziała zadowolona z siebie. Ja ją zaraz uduszę.

M: Przymknij się z łaski swojej - warknęłam. - Powiedziałam nie to nie. Co tu jeszcze chcesz?

K: Bitwa kociaków - zadrwił.

L: Spokojnie dziewczyny. Roza daj spokój. Mnie to tak nie ciekawi żeby ją zmuszać. Skoro ty wiesz to nie nalegaj. Mnie i Kastiela nie zna nawet dnia, więc czego się spodziewałaś?

M: Nareszcie ktoś z mózgiem - westchnęłam.

K: Coś nam sugerujesz?

M: Sam się domyśl - powiedziałam drwiąco. Rozalia wreszcie się poddała i zeszliśmy na neutralny temat. Byłam ciekawa szkoły dlatego zaczęłam o nią wypytywać. Czerwonowłosy nie był zbyt chętny do opowiadania, a jak już to gadał o jakimś przygłupie. Lysander prawie milczał bo to znowu moja kuzynka nadawała. Uwielbiam ją i w ogóle, ale przydałby się jakiś spowalniacz, wyciszacz czy nawet wyłącznik do niej. Potem z tematu szkoły zeszliśmy na zapominalstwo białowłosego kolegi, a następnie jakąś najnowszą kolekcję ubrań. Tutaj się wyłączyłam. Znam ją. Od małego uwielbiała zakupy, stroić się i bawić w projektantkę. Raz nawet "uszyła" sukienki z zasłonek, a tak naprawdę to je pocięła i zszyła zszywaczem. Pamiętam wtedy złość jej mamy gdy zorganizowałyśmy mały pokaz mody. Ja i nic nie świadoma Amber byłyśmy zszokowane tym, że Roza jednak nie mogła tego brać, a mój ojciec i brat mieli niezły ubaw.

R: Black Roses nadal szukają drugiej gitary i głosu? - Usłyszałam nagle i spojrzałam na białowłosą, która obserwowała na zmianę Kastiela i Lysandra. Chyba nie o wszystkim wiem albo pamiętam.

K: Nie - odpowiedział sucho - Okazało się, że Irys potrafi grać więc mamy gitarę, a bez głosu przeżyjemy.

L: Tak. Jeszcze spróbuję ją przekonać aby zaśpiewała, ale jak powie nie to nie będziemy jej zmuszać.

R: Mogę z nią pogadać, ale pewnie Mandy by się nadawała - powiedziała nagle, a ja się zakrztusiłam własną śliną.

K: Spokojnie - poklepał mnie po plecach - Pewnie tylko gra ci wychodzi i ja to rozumiem - dodał zaraz ze złowieszczym uśmieszkiem.

R: Xena nie daj sobą pomiatać! - Krzyknęła, a ja się natychmiast uspokoiłam - Upss..Wybacz. Nie mogłam się powstrzymać - zaczęła gdy tylko na nią spojrzałam. Szczerze przyznam, że boje się tego co za chwilę może się stać. Ona ufa tym chłopakom, ale ja się boję. Nie chcę by moja tajemnica wyszła na jaw. - Przepraszam. Nie chciałam - jej mina mówiła wszystko. Chyba szczerze już żałuje, ale to czy to był przypadek nie jest pewne. Dobra z niej aktorka.

M: Spokojnie Roza - podeszłam do niej. - Powinnaś siedzieć cicho, ale co się stało to się nie odstanie - westchnęłam. Przytuliłyśmy się i spojrzałam na chłopaków. Stali i przyglądali się nam. - Skoro zaczęłaś to możesz skończyć - powiedziałam poważni, a potem dodałam już nieco żartobliwiej - Ty ponosisz konsekwencje. - Na to się ożywiła i dostała jakiegoś dziwnego kopa energii. Chętnie bym jej trochę przejęła.

*               *               *

K: Że niby ona? Haha.. Roza jesteś zabawna.

R: Niby z czym?! To szczera prawda - kłócą się od jakiś pięciu minut. Ja w tym czasie weszłam za szybę, ale przez otwarte drzwi było wszystko słychać. Kastiel się nabij, a Lysander ciągle milczy. Serio to zaczyna denerwować. On żyje, czy umarł?

M: Daj spokój Roza - powiedziałam dla jaj do mikrofonu co było błędem bo białowłosa go przez przypadek włączyła i brzmiało jak jakiś głos z nieba. Zaskoczony byczek aż podskoczył i zatkał uszy, a nawet sztywny Lys się ruszył.

K: Moje uszy, kurwa.

M: Kurw to szukaj na trasie - powiedziałam i wyłączyłam sprzęt. - tak się tego bałam, ale widzę, że nie potrzebnie. Oni nawet nie wieżą - prychnęłam.

R: Musisz udowodnić.

M: Niby jak? Mam wyciągnąć wszystkie przebrania i urządzić pokaz mody? No chyba, że pomożesz mi poszukać wiesz czego. Nadal są w pudle, które schowałam. Miałam je ustawić tutaj, ale się wstrzymałam.

R: C-Co? Nie. Nie będziemy teraz robić bałaganu, ale powiedz. Znowu startujesz w Złotej Nutce?

K: Aby się ośmieszyć? Haha.. I tak nie ma szans z prawdziwą Xeną. Tamta dziewczyna wymiata, a Twoja kuzyneczka tylko ją uwielbia i chce być podobna - zaczął paplać.

R: Zmieniłam zdanie. Pomogę Ci je przynieść - powiedziała nagle twardo. Wtedy dostałam olśnienia i szybko pobiegłam do pokoju. Słyszałam jakieś wołanie, ale zignorowałam je i szybko wyjęłam z jednej z szuflad album. Z triumfem wymalowanym na twarzy wróciłam do pomieszczenia. - Co Cie tak wywiało?

M: Po to - podałam jej album. Było tam mnóstwo zdjęć i wszystkie ze mną w roli Xeny, a stronę dalej już w domu jak pozuję z nagrodą. Złota Nutka to wyjątkowy konkurs odbywający się co pół roku. To świetna szansa dla młodych muzyków. Następny będzie jakoś w marcu. Nagrodą jest zawsze statuetka w kształcie klucza wiolinowego oraz dwa tysiące, które ja oddaję na jakiś cel charytatywny. Z dumą przyznam, że posiadam już cztery takie nagrody na swoim kącie.

Rozalia otworzyła album i na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Najpierw podała go Lysandrowi, który uważnie przyglądał się każdemu zdjęciu. widziałam jak na moment zatrzymał się na grupowym. jestem tam razem z przyjaciółmi z Londynu, a Dake daje mi buziaka w polik. Tęsknie za tą zgrają. Gdy białowłosy skończył zdjęcia dotarły do Kastiela.

L: Nadaje się - powiedział do niego Lysander.
______________________________________________________________________

Przepraszam za długość i mam nadzieję,że się spodoba. Szczerze miałam pomysł i wgl, ale wena uciekała. Jak tylko wstałam (coś po dwunastej xd) to wzięłam się za pisanie i szczerze nie wiem jak mi to wyszło. Jeszcze nic nikomu nie dedykowałam, ale postanowiłam tutaj zrobić wyjątek.
Grzesiek Anzel - przepraszam, nie było tak długo, ale mam nadzieję, że tego nie skrzaniłam.

Ostatnio potrzebuję dawki weny więc szczerze liczę a wszą pomoc. Pozdrawiam również Weronikę, która jednak nas nie zostawia i nadal będziemy mogli podziwiać jej prace. ^^

Leciała w kółko, a ja pisałam xd


Bohaterowie

BOHATEROWIE
DWA W JEDNYM



Mandy Evans



Jake Evans


Pan Evans 



Rozalia Walder

Kastiel Ferrer



Lysander White


Leo White


Nataniel Blade


Amber Blade


Armin  Plamer


Alexy Plamer


Kentin Redfood


Dake Flich


Wiktor Brown


Ash Fox


Diego Mendez 



Kevin Weiner




----------------------------------------

Nie dodaję żadnych opisów,bo wszystko wyjdzie w opowiadaniu.Niektóre zdjęcia mogą się zmienić gdyż trudno znaleźć odpowiednie. Możliwe,że w trakcie dojdzie kilka osób. Pozdrawiam :)



czwartek, 14 maja 2015

ONE-SHOT "Tajemnica Su"

Oto moja mała teoria dotycząca naszej uroczej Su ^^
Uwaga mogą wystąpić sceny drastyczne / brutalne. Osoby wrażliwe lub bardzo wyczulone na to czytają na własne ryzyko. 
_____________________________________________________________________________

Koniec udawania. Zabiła już wszystkich i jest z siebie dumna. Nie mogła dłużej udawać znanej wszystkim kretynki Su. Po długim planowaniu wróciła do swojego dawnego życia Najpierw musiała zdobyć samochód,wiec załatwiła fałszywe tablice rejestracyjne i odpowiednią farbę. Gdy udało jej się ukraść swój cel pojechała do opuszczonego dworku w środku lasu, który nawiasem mówiąc należał do jej rodziny i tam zmieniła jego wygląd. Dopiero po miesiącu zdecydowała się nim wyjechać na ulicę i wcielić swój plan w życie. Najpierw pozbywa się Rozalii, potem Leo i Lysandra. Następnie Kastiela i Nataniela, a po nim Amber i Melanii. Pozbywa się także reszty dziewcząt. Zostało jedynie trzech chłopców, których chce załatwić w tym samym czasie. Alexy, Armin i Kentin to są jej następne cele. Dołączą do reszty "zaginionych" nastolatków. Ona teoretycznie tez należy do tej grupy, a tak naprawdę jest wszystkiemu winna.

Jak zwykle czekała z pułapką na drodze swych ofiar. Każdego łapała inaczej, ale potem działała schematycznie i powtarzała anatomie człowieka. Tym razem namęczyła się. Dowiedziała się o planach na weekend chłopaków i na ich drodze do stawu gdzie chcieli rozłożyć namioty wykopała wielki dół. Chciała ich upolować niczym zwierzęta. Widok krwi i cierpienia dawał jej radość i satysfakcję z tego co robiła. W największy stan euforii wprowadził ją Kastiel. Zanim się nim zajęła ocknął się. Na jej szczęście był już przywiązany do stołu i nie mógł uciec.Nie interesowało jej nic. Chłopak myślał że dziewczyna robi sobie jaja, ale był w szoku gdy zobaczył za jej plecami tablicę korkową. Były tam zdjęcia jej celów i większość już skreślony czerwoną mazią. To była krew tych ludzi. Chciał uciec, błagał o litość, ale to ją tylko bardziej nakręcało. Chciała by cierpiał wiec robiła to wolno i po kolei aż zemdlał, a dopiero później wyzionął ducha. Uwielbiała oglądać cierpienie ludzi. To jej dawało sił. Gdy w kamuflażu niewinnej idiotki odcięła się od tymczasowego bólu jej ofiar zabijała zwierzęta. Nocami wychodziła do lasu i tam udawała się na łowy. Mięso się nie marnowało. Zjadała je. Robiła z nich szynki i inne dania, którymi później częstowała znajomych. Zawsze gdy ciotka wysyłała ją po zakupy szła do swojego schowka i przynosiła to co sama zdobyła swoimi rękoma. Nie używała tylko noży. Lubiła strzelać ze starej broni po jej dziadku, która schowana była pod podłogą w leśnym domku. Raz udało jej się złapać niedźwiedzia. Jej radość była wielka  i pod pretekstem swoich urodzin wyprawiła przyjęcie, na którym serwowano pieczeń. Śmiała się z niczego nieświadomych ludzi i sama zajadała posiłek, który tak bardzo jej smakował. Z ochotą brała dokładkę jak i ją rozdawała. Dlatego dłużej nie mogła. Wróciła do polowania na ludzi. Robiła to od początków gimnazjum. Na początku były dwie, potem sześć, aż liczba wzrosła do ponad dwudziestu. Gdy tylko ktoś ją zdenerwował znalazł się na celu.Sprawa ich ciał wyjaśniała się dopiero po dwóch albo trzech miesiącach gdyż nie miała później wystarczająco miejsca. Teraz ma go wystarczająco i wszyscy się pomieszczą. Niedawno pozbyła się ostatnich ciał, po półtorej roku rodzice znaleźli zwłoki Laeti podrzucone pod drzwi.

Czekała za drzewami. Schowanej w gąszczu jej nie dojrzą. Siedziała cicho i czekała. Wyglądała jak zwierzyna na polowaniu, ale się tak nie czuła. To ich traktowała jako bezbronne łanie, na które czeka głodny wilk czy inny napastnik. Miała już przygotowane chustki nasączone płynem usypiającym i kij aby ich ogłuszyć. Działa różnie, ale ani kropli krwi nie tracą zanim nie trafią na miejsce. Minęło jakieś pół godziny gdy usłyszała głosy.

Ar: To pierwszy i ostatni raz gdy idę z wami na biwak - skarżył się Armin.

Kt: Nie marudź. Jestem pewien, że będziesz się z nami świetnie bawił.

Ax: Twoja przyszła żona się nie obrazi jak spędzisz z nami chwilę czasu - zadrwił Alexy, a jego brat tylko prychnął. 

Kt: Swoją drogą. Daleko jeszcze?

Ax; Serio? Byliśmy tu wczoraj, a ty zapomniałeś - powiedział załamanym głosem niebieskowłosy.  Su nie mogła dłużej czekać, ale musiała. Gdy tylko chłopaki znaleźli się n terenie zagrożenie naciągnęła żyłkę. Chłopaki niczego nie świadomi szli naprzód. Nagle słychać było krzyk i dudnienie. Na sam jego dźwięk uśmiechnęła się i powoli podeszła w tamtym kierunku. Na ziemi zobaczyła leżącą konsolę, a z dołu było słychać jęki. 

Kt: Alexy kretynie, to twoja wina.

Ax: To ty się wywaliłeś i nas pociągnąłeś.

Kt: Bo Armin..Chwila. Co mu jest?

Ax: Ej! Ty! Kurna stracił przytomność.

Kt: Jeszcze tego brakowało. Złapali nas w pułapkę na niedźwiedzie, a ten jest nieprzytomny.

Ax: Może głową przywalił.

Kt: Ty chyba też, bo zawsze gadasz jak popierdolony.

Ax: Wypraszam sobie - zaczęli się kłócić, a ona ukradkiem spojrzała jak się sprawy mają. Armin leżał jak martwy, więc jego pierwszego powinna wyciągnąć.

Su: Halo? Jest tu ktoś? - Zaczęła udawać zagubioną ofiarę losu.

Kt: Aniele chodź i mi pomóż! Utknąłem tu z strasznie denerwującym gejem - krzyknął, na co ona się zaśmiała.

Ax: Może jestem gejem, ale nie denerwującym. To ty mnie irytujesz.

Su: Jeśli chcecie kontynuować to was zostawię, bo nie chcę być świadkiem aktów yaoi czy przykładów hentai - powiedziała, niby to z pretensjami.

Kt: YAOI?! Ja? Nigdy! Jestem hetero w stu procentach!

Ax: Jeszcze kiedyś zmienisz zdanie - mruknął. - Jesteś tam na górze?

Su: Jestem - powiedziała nieco zirytowana. Ta ich sprzeczka WCALE jej nie bawiła. Jedyne na co miała ochotę to wreszcie zacząć się bawić w swoim domku.

Ax: Pomóż nam wyjść. Mój brat jest nieprzytomny, bo uderzył w głowę. - Wreszcie coś co wywołało jej uśmiech na twarzy. Wzięła linę, którą miała w pobliżu i spuściła ją chłopakowi.

Su: Zawiążcie mu ją jak szelki to go wciągnę - powiedziała udając wielce zaangażowaną. Chłopaki nie myśląc wcale zrobili co mówiła. Kentin chciał wyjść aby jej pomóc, ale ona ma dużo siły. Przydawała jej się z wiadomych powodów. Czasem niektóre elementy dobrze się trzymały i musiała się namęczyć. Gdy już wciągnęła chłopaka związała go na wszelki wypadek. Nie chciała by się ocknął i wszystko przypadkiem zniszczył. Usta mu zakleiła, a po wszystkim wsadziła go do taczek. Tak. Miała tu wszystko. Niedaleko był domek, o którym wspominałam więc tak go transportowała. Tamci poczekają, a on będzie pierwszy.

Do posiadłości dotarła w ciągu kilku minut. Doskonale znała teren i wiedziała jak iść aby się nie spowalniać. Weszła do środka drewnianej chaty i tutaj z małym problemem położyła chłopaka na stole, a następnie przywiązała pasami i łańcuchami. To tak dla bezpieczeństwa.

Wróciła do chłopaków i zanim się odezwała podsłuchała ich rozmowę.

Kt: A co jeśli to porywacze?

Ax: Nie bądź śmieszny. To tylko miła dziewczyna, która nam pomaga. Pewnie teraz próbuje wybudzić Armina i dlatego nie wraca.

Kt: Tak. To coś w stylu: "Chodź pokażę Ci kotki w piwnicy" - rzekł z sarkazmem.

Ax: Przestań. Nie zostaniemy kolejnymi zaginionym nastolatkami. Tego możesz być pewien.

Kt: Niczego nie jestem pewien. Zwłaszcza tego czy czasem nie będziesz chciał mnie zgwałcić.

Ax: Nie jestem taki. No chyba, że chcesz.

Kt: Nie. Już Ci mówiłem coś na ten temat.

Ax: Stary. Ja Cię rozumiem, spoko. Wiedz tylko, ze ona zaginęła tak jak reszta i już jej niestety raczej nie zobaczmy.

Kt: Ale z Ciebie przyjaciel - prychnął.

Ax: Nie można się załamywać. Uwielbiałem ją, ale niestety prawdopodobnie Su.. - chciał powiedzieć, ale zanim skończył dziewczyna wpadła na pomysł.

Su: Alexy? Kentin? Co tu robicie? - Spojrzała w dół z udawanym zdziwieniem.

Kt: Su? - Zwrócił oczy na niego.

Ax: Ona nie żyje. Przestań majaczyć.

Su: Mam się całkiem dobrze - posłała mu przepiękny uśmiech.

Ax: SU?! - Krzyknął gdy ją zobaczył.

Su: Pomóc wam, czy wolicie zostać sami?

Kt: Ja chcę wyjść. Dasz radę?

Su: W tym momencie poczułam się urażona. No podaj ręce - położyła się ma ziemi i wyciągnęła ręce. Chłopak się złapał i za pomocą nóg zaczął się wspinać. Było ciężko, ale się udało. Su go mocno ciągnęła i na sam koniec wylądował na niej. Tak bez niczego na niej sobie leżał. Palant. Nawet ten rumieniec na jego policzkach tego nie wynagrodzi.

Kt: Przepraszam - natychmiast zszedł. - Teraz Alexy?

Su: Chwila - wstała - Dobrze, że tutaj jesteś. Udało mi się uciec i na szczęście trafiłam na CIEBIE. Reszta uczniów z Amorisa jest przetrzymywana i musimy im pomóc. Grozi im niebezpieczeństwo. - Mówiła jak szalona, a tak naprawdę to był pretekst aby z nią poszedł. Już wiedziała co z nim zrobić.

Chłopak chwilę się wahał i chciał wziąć Alexego, ale Su jednym zdaniem i maślanymi oczkami wybiła mu to z łowy. Po prostu zaprowadziła go w kierunku domku, a gdy byli przed nim ogłuszyła go i również związała. W razie czego wyszukała telefon i rozebrała go na części, a następnie zakopała. On wylądował w piwnicy. Będzie zaraz po Arminie, który swoją drogą nadal jest nieprzytomny. Potem wróciła po niebieskowłosego, który miał pretensje bo został sam. Szybko o nich zapomniał gdy wmówiła mu, że Armin trafił do szpitala, a Kentin pojechał do niego. Nie zwracał uwagi na nic tylko szedł za nią. Su powtórzyła to co z Kentinem i weszła do pomieszczenia, w którym znajdował się drugi bliźniak. Zaczynał się wiercić więc trzeba działać. Szybko nałożyła na siebie swój fartuch, związała włosy i włożyła rękawice chirurga. Nie brzydziła się krwi. Problemem było coś innego. Strasznie trudno schodziła. Tłumaczyła sobie, że to kra od Boga i postanowiła go przechytrzyć.

Gotowa do działania stanęła przy stole w momencie gdy chłopak otworzył oczy. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł przez taśmę na ustach. Jednak jego spojrzenie było pytaniem: Co tu robisz i co się dzieje? Dla niej to było zabawne. Jednak nie miała czasu na wyjaśnienia. Bez zbędnych ceregieli złapała siekierę i jednym sprawnym ruchem pozbawiła go głowy. Chciała krwi i to natychmiast. Nie wahała się. Podstawiła wiaderko aby ciecz mogła spokojnie lecieć. Jego kończyny jeszcze raz się uszyły, ale nic więcej. Wzięła jego głowę i wsadziła do dużo wcześniej uszykowanego słoja wypełnionego substancją, która pozwalała na trzymanie ciała ludzkiego dość długo. Zakręciła go i odstawiła na półkę z resztą takich trofeów. Jego głowę postawiła pomiędzy głową Nataniela i Kastiela, który nawet tu miał ten swój grymas na twarzy. Każdy z nich miał otwarte oczy. Nawet jeśli sami je zamykali to ona sama im je otwierała na siłę. Nie chciała się męczyć z wydłubywaniem oczu więc musieli mieć powieki w górze.

Wróciła do Armina, a raczej jego ciała. Wzięła nóż i inne przybory do operacji i rozpruła mu ubrania. to co widziała wcale jej nie dziwiło. Ma lodówkę, w której trzyma i to jak i również narządy kobiece mówiąc ogólnie. Po pozbyciu się ubrań zaczęła rozpruwać ciało. Krew mimo, że leciała do wiaderka to i tutaj było jej sporo. Zaczęła od dolnej części brzucha. wyjęła wszystko: żołądek, jelita dosłownie wszystko. Jego ciało było rozcięte od szyi do podbrzusza więc miała bardzo dobre warunki. Najlepszą frajdę sprawiało jej wyrywanie serca. Dokładnie, wyrywanie. Po utorowaniu sobie drogi  i podcięciu gdzie trzeba brała je w ręce i wyrywała. Cieszyła się z tego jak dziecko, które dostało nową zabawkę albo jak nie żyjący już Armin w trakcie grania w jakąś durną grę.

Po pozbyciu się wszystkich narządów i posegregowaniu ich w słoiczkach z naklejką, na której były podstawowe dane (kogo, kiedy itp.), zeszła do piwnicy. Tam nie sprzątała. Takie coś jak skóra i kości chowała w wielkiej zamrażarce właśnie tam na dole. Ubrania również przechowywała w starej szafie.

Taszczyła ze sobą zakrwawione ubrania, a gdy znalazła się w środku napotkała wzrok chłopaków. chcieli coś powiedzieć, ale gdy niebieskowłosy zobaczył co niesie ta urocza dziewczyna wytrzeszczył oczy. Kentin również się wystraszył.

Ax: T-To Armina? - Wydukał.

Su: A czyje może być? -Uśmiechnęła się przerażająco spoglądając na chłopaka po czym podeszła do szafy naprzeciwko nich. Otworzyła ją i wyleciały zakrwawione kozaki Rozalii. Ups. Włożyła je  z powrotem i wrzuciła ubrania Armina. - Zaraz wrócę panowie - powiedziała uwodzicielsko, puściła im oczko i wróciła po resztki po chłopaku. Właściwie została skóra, bo dłonie i stopy oraz wiadomo co zostało wycięte i schowane. Niosła to wszystko ostrożnie na rękach. gdy znowu weszła na dól usłyszała przeraźliwy krzyk, który należał do brata tego czegoś co niosła. - Będziesz następny - powiedziała mijając ich. Na ich nieszczęście jej cel był zaraz obok nich i aby otworzyć zamrażarkę położyła swoją zdobycz tuż przed chłopakami. Byli bladzi jak ściana, a Alexy dodatkowo płakał oparty o ramię towarzysza, któremu zbierało się na wymioty. Na ten widok uśmiechnęła się. - Nie. Wracam do poprzedniej wersji. Będziesz na końcu. Pomęczę Kentina i będziesz słyszał jego krzyki - zaśmiała się wkładając resztki jego brata tam gdzie chciała i zamknęła urządzenie. - Chodź skarbie - podeszła do brązowowłosego i podniosła go. Był tak przestraszony, że się nie opierał. Alexy krzyczał i błagał abym nic mu nie robiła, żeby chłopak mnie powalił na ziemię, ale szok tak działał, że nic do niego nie docierało. Nawet sam położył się na stole naszej pani doktor. Przywiązała go i tak jak obiecała zaczęła tortury. Najpierw odcinała palce u dłoni co wywołało ukochane przez nią krzyki bólu. Widziała łzy w jego oczach i uśmiechała się. Działała stopniowo, palec po palcu, aż się znudziła. Stopy odcięła od razu i wtedy chłopak zamilkł. Nie paprała się więcej z takimi szczegółami i zrobiła to co z Arminem, tylko w trochę innej kolejności. Alexy na pewno słyszał, bo specjalnie zostawiła pootwierane drzwi. on się nie mógł ruszyć, a ona mogła go torturować.

Gdy skończyła, co tak jak w przypadku niebieskookiego zajęło je trzy godziny, zaniosła ubrania do szafy. Mogłaby je wszystkie zanieść razem, ale chciała straszyć ostatnią ofiarę. Gdy on umrze już nikt nie zostanie. Su się nagle znajdzie, a reszta pozostanie niewiadomą. Niosąc kolejne resztki ciała do zamrażalnika przyglądała się uważnie celowi. Tępo gapił się w sufit i na nic nie zwracał uwagi. To wiadome poddał się. Mogłaby już świętować, ale to się stanie gdy zobaczy go w kawałeczkach.

Stało się. Cała trójka wylądowała na półeczce z głowami. Była tak zadowolona z siebie, że postanowiła się nie ujawniać. Zostanie tu i będzie dalej polować na ludzi. Tak. To idealna decyzja. Umyła się, przebrała i wybiegła. Gdzie jest teraz? Rozejrzyj się uważnie, bo prawdopodobnie właśnie Cię obserwuje. Przecież znasz jej sekret..

_____________________________________________________________________________

Moja siostra to przeczytała i uznała mnie za chorą, a to nie prawda xd
Mam nadzieję, że się podoba. To tak na przeprosiny, bo to drugie opowiadanie stanęło. Napisałam jakiś kawałek, ale zbyt krótki i nie mogę ruszyć dalej. Nie mam pomysłów. Ten mi wpadł gdy oglądałam jeden z odcinków mojego ulubionego serialu Castle i napisałam to właściwie w dwa dni. Takie małe cuś. Śmiało wytykajcie błędy :)

Dziękuję również za komentarze pod Epilogiem i głosy w ankiecie. Jeszcze przed wakacjami zdecyduje się czy kontynuować jakoś przygodę Roxy.

Życzę miłego dnia/ wieczoru/ nocy (odpowiednie zaznacz) i pozdrawiam :)






sobota, 9 maja 2015

"Roxy" Epilog

Chłopak jak zwykle był na spacerze, ale tym razem nogi nie poniosły go do parku. Trafił pod dom przyjaciółki, która zniknęła. Jej brat się załamał i cały czas siedzi w domu. Anka również znika i nie mam jej całymi dniami, a chłopak zostaje sam. Kastiel nie rozumiał dziewczyny, ale nie wtrącał się w ich życie. Jedyne co go martwiło to nieobecność Roxy i nerwy wszystkich znajomych. Całe miasto jest przeszukiwane, a uczniowie Amorisa również się zaangażowali. Są wyjątki takie jak Amber i jej towarzyszki, ale to go akurat nie dziwi. On się denerwował, ale wyładowywał to w domu, Lysander chodził zamyślony i z tego co zauważył to pisze mnóstwo utworów żałobnych. Najchętniej dałby mu za to porządnego kopa, ale zna go i wie, że to jego sposób na wyrzucenie z siebie wszystkiego. Mogłoby się wydawać, że najgorzej u Rozalii, która chodzi smutna, ponura i ze łzami w oczach. Nie uśmiecha się i nie jest wesoła jak kiedyś. Ciągle pisze esemesy do Roxy i wiecznie czeka na jakąkolwiek odpowiedź od niej. Jednak mimo jej fatalnego stanu nikt nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo cierpi buntownik. Przez ten czas zrozumiał, że naprawdę zakochał się w dziewczynie. Niestety jego serce znowu źle ulokowało uczucia. Najpierw tamta brunetka, która go skrzywdziła, a teraz Roxy, która zniknęła. Jemu jest najtrudniej. Chciałby jej to wyznać, ale nie może i nie widzi już na to szans. Gdyby robiła sobie żarty już dawno by wróciła, a tak nie jest. Minął prawie tydzień, a po  niej ani śladu. To go dobijało.

Siedzieli razem. Dwóch zdenerwowanych osobników płci męskiej. Obaj bali się o tą sama dziewczynę. Dla jednego była siostrą, a dla drugiego miłością. Milczeli. Wystarczyła im cisza. Herbata stała na stoliku, a oni popijając ją co chwila zerkali na siebie. Każdy chciał coś powiedzieć, o coś zapytać, ale żaden się nie odważył. Po upływie półgodziny Kastiel chciał wrócić do domu jednak zadzwonił jego telefon zanim zdążył wstać. Numer, który mu się wyświetlił zszokował go. Natychmiast się podniósł i odebrał, co zwróciło uwagę Kevina.

K: Wreszcie się odezwałaś. Gdzie ty jesteś?!

R: K-Kastiel? - Ledwo mówiła. - Błagam, pomóż mi. J-Ja... Nie. S-Shon. On zaraz.. - nie mogła skleić zdania, a Kastiel denerwował się.

K: Spokojnie. Gdzie jesteś? - Zapytał i spojrzał na brata dziewczyny.

R: Tu powinien być most, a z-zniknął - wydukała.

K: Most? Jaki most? Roxy?! Błagam, powiedz gdzie jesteś - jego serce strasznie szybko biło, a on bał się o nią.

R: Na wyjeździe z miasta. Pomóż - ostatnie słowo wyszeptała, a później połączenie się zerwało.

K: Roxy! Halo. Jesteś tam?! - Krzyczał do słuchawki, ale ona już nie słyszała.

Kv: Co jest? Gdzie moja siostra?- Podszedł do chłopaka.

K: Ona mówiła o jakimś moście. Podobno zniknął. Ja nic nie rozumiem. KURWA! - Zdenerwowany rzucił telefonem, który rozleciał się na części.

Kv: Wydaje mi się, że wiem o jaki most chodzi - powiedział cicho.

*               *               *

Zaufali przeczuciu Kevina i wezwali na miejsce pomoc i sami ruszyli. Gdy dojechali zobaczyli karetki, policję i straż pożarną. Przerażony Kastiel wyskoczył z samochodu zanim Kevin się zatrzymał i pobiegł w kierunku urwiska. Jedyne co widział to resztki ognia i pracujących strażaków. Rozglądał się na wszystkie strony w poszukiwaniu dziewczyny. W tym samym momencie pojawili się ratownicy niosący na noszach czarny worek. Wystraszony ze łzami w oczach podbiegł do nich.

K: Roxy... - szepnął i wyciągnął rękę, ale mężczyzna w skafandrze zatrzymał go mówiąc, że to chłopak. Kastiel się zdziwił, ale potem przypomniał sobie słowa dziewczyny. Czyli to był Shon. Zadawał sobie pytania, a główne brzmiało: Skąd się tu wziął?

Kv: Kastiel! - Usłyszał za sobą krzyk, a gdy się odwrócił zobaczył jak kolejna osoba jest niesiona prosto do karetki. Podbiegł i zobaczył ją. Łzy poleciały mu po policzkach. Chciał z nią jechać, ale lekarze nie pozwalali mu. Dopiero wstawiennictwo jej brata mu to umożliwiło. Mimo, że Kevin chciał z nią jechać to pozwolił czerwonowłosemu. On sam musiał zostać na miejscu i porozmawiać z policją.

Gdy Kastiel wsiadł do karetki od razu złapał Roxy za rękę i nie chciał puścić. Wyglądała fatalnie. Na twarzy miała rany i ciekła krew. Reszta odkrytego ciała pokazywała mnóstwo siniaków. Przez zamknięte oczy, bladą skórę i wszystkie te zadrapania wyglądała jak martwa, ale mimo to żyła. W trakcie drogi lekarze robili co mogli aby uratować jej życie. W pewnym momencie sprzęt zaczął piszczeć. Chłopak spojrzał na niego to na nią. Mocniej ścisnął jej dłoń, a drugą gładził po twarzy.

K: Błagam, nie umieraj. Kocham Cię. Nie zostawiaj mnie - powiedział ze łzami w oczach, a następnie złożył na jej ustach pierwszy i ostatni pocałunek. 

piątek, 8 maja 2015

"Roxy" cz.30

Uwaga!
W tej części perspektywy będą się ciągle zmieniać. Mam nadzieję, że to nic nie utrudni :)

----------------------------------------------------------------------

Nie mogłem ustać w miejscu. Roxy była na noc u tej całej May'i czy jak jej tam, a jeszcze nie wróciła. Dzisiaj poniedziałek i powinna iść do szkoły, a nie włóczyć się po mieście. Jak tylko wróci do domu to ją przeszkolę. Wie, że nie pozwalam na takie akcje. Jestem dobrym bratem, bo sam byłem w jej wieku, ale teraz przegięła. Z tego stresu musiałem zadzwonić do pracy i powiedzieć, że nie przyjdę. Na szczęście mam wyrozumiałego szefa i bez problemu się zgodził gdy powiedziałem, że chodzi o siostrę.

A: Uważaj! - Usłyszałem nagły krzyk Anki i dopiero zauważyłem, że czajnik jest już dawno pełen a woda leci mi po rękach na podłogę.

Kv: Przepraszam. Zaraz to posprzątam. Po prostu jestem zdenerwowany - powiedziałem i wziąłem się do sprzątania, dziewczyna mi pomogła.

A: Roxy nie dzwoniła? - Zapytała i usiadła na kanapie w salonie, a ja po wstawieniu wody na herbatę i jakieś ziółka na uspokojenie, dołączyłem do niej. Objąłem ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie.

Kv: Nic z tych rzeczy. Sam próbowałem do niej dzwonić, ale jest po za zasięgiem.

A: Nie martw się. Pewnie padła jej komórka i zaraz wróci cała i zdrowa.

Kv: Mam nadzieję. Tylko raz miałem z nią taki problem. To było zaraz po śmierci rodziców, ale okazało się, że cały ten czas siedziała przy grobie. Nawet nie wyobrażasz sobie jakim dobrym ninją była i nadal jest. Zawsze znajdzie kryjówkę chociaż z jej obecnym wzrostem może być problem - prychnąłem przypominając sobie jak ją znalazłem, bo nie zdążyła schować się za tują.

A: Więc wyjdzie z tego bez szwanku - przytuliła mnie jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że moje obawy się nie spełnią i jeszcze dzisiaj zobaczę Roxy całą i zdrową, która nawet się ze mną kłóci, ale nic jej nie jest.

~*~

Nie mogę spać i nie mogę jeść, a to wszystko z winy jednej osoby. Najpierw była mi obojętna, potem się zaprzyjaźniliśmy, a teraz.. Właśnie. Co jest teraz? Tamtego dnia nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. Gdy mnie odepchnęła było mi naprawdę źle. Ten koleś to totalny dupek. Wiem co chciał jej zrobić. Sam go odepchnąłem od niej. Wyglądał jak bestia. Naprawdę chciał ją skrzywdzić. Potem Roxy uciekła i tyle jej wdzieli. Nawet dyrektorka nic nie chciała powiedzieć. Zdradziła tylko tyle, że brat pozwolił na jej szybszy i samodzielny powrót do domu. Rozalia się martwiła, podobnie ja i Lysander. Ze stresu nie mogłem spać, bo myślałem co mogło jej przyjść do głowy. 

Wczoraj pod szkołą wydawało mi się, ze ją widziałem w towarzystwie jakiegoś chłopaka, ale nie ma pewności. Było ciemno a ja stałem w krzakach i paliłem papierosa. Musiałem się odstresować, bo matka zadzwoniła, że specjalnie aby się ze mną zobaczyć przesunęli swój urlop. Jeszcze mi tylko tego brakowało. Dosyć, że po tym jak Roxy zniknęła cały czas siedziałem w pokoju dla bezpieczeństwa wszystkich uczestników wycieczki to jeszcze oni się zjawili. Przez resztę tamtego czasu ten cały Shon próbował się dowiedzieć co się stało z jego "dziewczyną" za co porządnie oberwał. Tym razem Rozalia i Lys nie dali sami rady i zawołali bliźniaków, którzy również trochę oberwali. Armin przypadkiem dostał z łokcia w oko, a jego brat z pięści. Kretyn stanął przede mną tak nagle, ze nie zdążyłem zareagować i oberwał. Nie obrazili się na mnie, ale ja sam byłem wściekły, bo chciałem zabić tego gnojka.

Dziś poniedziałek. Najgorszy dzień na świecie. Żaden normalny nastolatek nie powie, że cieszy się z jego nadejścia. Ja wyjątkowo czekałem na ten dzień. Chciałem spotkać się z Roxy i pogadać. Nawet zjawiłem się długo przed lekcjami i nie zwiałem, a ona nie przyszła. Rano przeczesałem całą szkołę, ale na lekcjach przekonałem się, że jest nieobecna. Raz stojąc przy szafce obiły mi się drwiny Amber. Wspominała coś, że widziała ją w sklepie i pewnie wywalili ją z ośrodka za coś tam. Nie słuchałem dalej, bo nie było warto. Dziś po lekcjach umówiłem się z Lysem. Teoretycznie mamy zespół, ale bardzo dawno nie mieliśmy takich spotkań. Z resztą ja dzisiaj nie mam nastroju więc pójdę się wygadać. Jestem kłębkiem nerwów i targają mną mieszane uczucia.

K: Siema Lys - wparowałem do jego pokoju jak zwykle bez pukania. Białowłosy siedział na łóżku i jak zwykle mazał coś w swoim notatniku.

L: Cześć Kastiel - nawet nie podniósł wzroku tylko pisał dalej. Ja czując się jak u siebie w domu przesunąłem krzesło od biurka i usiadłem naprzeciwko chłopaka - Co jest? - Spojrzał na mnie.

K: Mam problem Lysander - westchnąłem. Przyjaciel tylko spojrzał na mnie i wiedziałem, że mam zacząć mówić - Chodzi o Roxy. Pamiętasz naszą poprzednią rozmowę? Ja się o nią znowu martwię. To mnie denerwuje, bo nie chcę tego. Nie wiem czemu tak jest. To mnie też trochę przeraża. Dodatkowo jestem cały czas wkurwiony na tego debila i najchętniej bym mu połamał wszystkie kości - mówiąc to wszystko coraz mocniej zaciskałem pięści. Chłopak mnie tylko obserwował i słuchał. Zauważyłem nawet, że co jakiś czas pisze coś w swoim notatniku jak jakiś psycholog. Chciało mi się aż prychnąć, ale powstrzymałem się bo miałem inne problemy. Po tym jak się wygadałem zapadła cisza i żaden z nas jej nie przerwał. Ja nie wiedziałem co mogę jeszcze dodać, a Lysander wyglądał na zamyślonego.

L: Ty wiesz co Ci jest, ale boisz się przyznać. Kastiel, ja już Ci to mówiłem. Ona jest dla Ciebie bardzo ważna, bo ty.. - nie dałem mu dokończyć.

K: Nie mogę! Zrozum. Raz byłem zakochany i starczy. To tylko kolejne i niepotrzebne cierpienie.

L: Tylko fałszywa lub nieodwzajemniona miłość boli. Jestem prawie pewien, że tutaj tak nie będzie - powiedział patrząc gdzieś w bok - Może być tylko jeden problem. Roxy i jej obecny stan, ale mimo wszystko powinieneś.

K: Co powinienem? - Byłem spokojny. Nie chciałem podnosić głosu, bo to by mi nie pomogło.

L: Powinieneś się przyznać co czujesz i jej to wyznać - spojrzał mi twardo w oczy.

                                               ~*~

Obudziłam się z potwornym bólem głowy, a gdy otworzyłam oczy ujrzałam ciemne pomieszczenie. Jedyne światło jakie tu było to kilka promieni przebijających się przez krzywo zabite deskami okno. Próbowałam wstać, ale moje ręce i nogi były związane. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz mnie, starej szafy i kilku krzeseł nie było tu nic, a zwłaszcza nic co by mi pomogło rozwiązać te sznury na rękach. Dostrzegłam tylko metalowe drzwi, pod którymi przedzierała się odrobina światła. W pewnej chwili coś je zakłóciło, a klamka ruszyła się. Natychmiast zamknęłam oczy niepewna tego co mnie czeka.

- Wiem, że udajesz cukiereczku - usłyszałam kpiący głos tuż przy sobie, a następnie poczułam dotyk na podbródku. Świadoma swojej stracone pozycji otworzyłam oczy i zobaczyłam mężczyznę z klubu. To ten sam koleś, który się ostatnio do mnie dosiadł.

R: Gdzie ja jestem i czego chcesz? - Zapytałam, starając się odwrócić wzrok. Mężczyzna jednak twardo trzymał mój podbródek i mi na to nie pozwolił. Na moje pytania tylko się krótko zaśmiał.

- Hahaha.. Uprzedzałem, dzwoniłem. Nawet Twój chłoptaś dostawał ostrzeżenia, które ignorował. To z jego winy tu jesteś - zaśmiał mi się prosto w twarz - Mówił ci, a może wszystko zataił? Ten gówniarz najpierw zadziera ze wszystkimi dookoła i ucieka. Teraz czas by wreszcie zapłacił za swoje czyny - szarpnął mną gwałtownie i wstał. Śledziłam go wzrokiem, bo nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać.

R: Skoro on zapłaci, to czemu ja tu jestem? - Zapytałam i próbowałam poluźnić liny na nadgarstkach.

- Może Tobie na nim nie, ale jemu na Tobie na pewno chociaż odrobinę zależy. Jak tylko się dowie, że Cie mamy zrobi wszystko abyś uszła z życiem, ale najpierw trzeba go powiadomić - powiedział i podszedł do szafy. Wystraszyłam się gdy zaczął w niej grzebać i wypadały z środka różne rzeczy. Widziałam kilka lin, worki a nawet wyjął stamtąd pistolet. Na jego widok automatycznie się cofnęłam w kont - Nie bój się jeszcze Ci nic nie zrobię - prychnął i wyciągnął.. kamerę? Po co mu ona?

                                                  ~*~

A:  Oni i tak nic nie zrobią. Musi minąć czterdzieści osiem godzin - próbowała mnie zatrzymać.

Kv: Nie ma jej już dłużej niż te czterdzieści godzin - warknąłem i założyłem kurtkę - Nie mam pewności, że nic jej się nie stało, a nie mam zamiaru tak siedzieć. To moja siostra - denerwowałem się. Ania nie rozumie, że się martwię i ciągle powtarza, że to tylko głupoty i Roxy zaraz wróci. Ja w to nie wierzę. Już dawno powinna wrócić nawet ze szkoły. Dłużej nie wytrzymam w tej niepewności. 

A: Wiem i rozumiem, że się denerwujesz, ale poczekajmy do jutra. Jak rano jej nie będzie to pójdziemy na policję - powiedziała spokojnie i dotknęła mojego ramienia. Spojrzałem jej w oczy i niechętnie się zgodziłem. Wiem, że będzie mi trudno o tym nie myśleć, a dodatkowo Anka będzie mnie pilnować na każdym kroku abym nie poszedł na komisariat. 

Niechętnie się rozebrałem i poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie, a moja dziewczyna podała mi jakiś gorący napar. Gdy na nią spojrzałem powiedziała, że to na uspokojenie. Po łyku skrzywiłem się, ale pod jej naciskiem wypiłem wszystko i nawet nie wiem kiedy zasnąłem na kanapie z wtuloną we mnie dziewczyną. 

*               *               *

Obudziło mnie szturchanie w ramię, a gdy otworzyłem oczy zobaczyłem twarz Ani. Nie była sama, gdy się podniosłem zobaczyłem stojących w pobliżu nastolatków.

Kv: Co wy tu robicie - zapytałem, przecierając oczy.

Ro: Chcieliśmy porozmawiać z Roxy, bo nie było jej w szkole i.. -mówiła, a gdy dotarły do mnie jej słowa wstałem natychmiast.

Kv: Jak to nie było?! To gdzie ona jest?!

K: Przyszliśmy się tego dowiedzieć. Nie ma jej w domu?

Kv: Nie. W sobotę poszła na noc do starych znajomych, a w niedziele była na jakiejś imprezie. Ostatnio ją widziałem przed wyjściem, a słyszałem w niedzielę rano.

Ro: Czyli nie wiesz gdzie jest?

Kv: Chciałem iść na policję, ale.. - nie dane mi było dokończyć.

K: Odpuściłeś. Zadzwoniła albo dała znak życia? - Zapytał oschle, a ja kiwnąłem przecząco głową - To co tu kurwa robisz?! - Podniósł głos. Chciał tez do mnie podejść, ale usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.

A: Ja pójdę otworzyć, bo jeśli to ona to powinna wiedzieć co ją czeka - powiedziała i wyszła w kierunku drzwi. Nie mogąc ustać w miejscu podszedłem do okna. widziałem za nim czarnego Jeepa - Nie możesz tu wejść! Nie! Spadaj! Znowu się będziecie bili jak kretyni! - Było słychać krzyki dochodzące z korytarza. Zaniepokojony ruszyłem w ich kierunku.

~*~

Długo rozmawiałem z Lysandrem, aż w końcu się zdenerwowałem i chciałem wrócić do siebie. Nawet jeśli miałbym słuchać paplaniny starych. Na dole zastałem jednak Rozę, która zgarnęła mnie i Lysa. Chciała iść do Kevina, ale nie sama więc i nas zgarnęła. Gdy byliśmy na miejscu i okazało się, że dziewczyny nie ma w domu od kilku dni wkurwiłem się. Chciałem nawet przywalić Kevinowi, ale uratował go dzwonek do drzwi. Krzyki wskazywały na nieproszonego gościa, którego poszła przywitać dziewczyna chłopaka, a chwilę później i on dołączył. Z ciekawości i ja się tam udałem, a na ten widok zaczęło się we mnie gotować.

K: Czego tu chcesz? Po tym wszystkim nie powinieneś się pokazywać na oczy - warknąłem w stronę przybysza.

S: Mam ważną wiadomość. Wpuśćcie mnie - szarpał się z bratem Roxy w drzwiach.

K: Roxy nie ma, a nawet jeśli to nie macie o czym rozmawiać. Wątpię aby w ogóle chciała na Ciebie spojrzeć po Twojej ostatniej akcji. 

Kv: Jakiej akcji? O czym ty mówisz Kastiel - spojrzał na mnie.

K: Ten kretyn chciał ją zgwałcić! - Krzyknąłem a Kevin natychmiast przywalił Shonowi z pięści.

Ro: Co tu się dzieje?! - Do pomieszczenia wpadła Rozalia i Lysander - Czego ten padalec tu chce?

Kv: Nie ważne. Masz natychmiast stąd spadać skurwysynie - podniósł go z podłogi za szmaty i wyrzucił za drzwi.

S: Wiem gdzie ona jest - usłyszeliśmy jak drzwi się zamknęły.

Kv: My też. U Laeti - odkrzyknął mu , ale na jego twarzy było widać lekką niepewność.

S: Zadzwoń do Logana i się zapytaj. Skoro nie wierzysz to sam jej pomogę - uderzył w drzwi a chwilę potem było słychać pisk opon.

Kv: Zrobi wszystko żeby uprzykrzyć nam życie - powiedział i mijając nas wszedł do salonu.

*               *               *

Nie ogarniam co się dzieje. Wszyscy krzyczą i chodzą nerwowo po pomieszczeniu. Kevin próbuje się do kogoś dodzwonić, a ja siedzę jak ten dupek i patrzę w okno. Nie mam pojęcia co robić. Rozalia praktycznie płacze a Anka robi za naszą niańkę. Lysander wybył i tyle mi o nim wiadomo.

Kv: wreszcie odebrałeś. Już się bałem, że znalazłem zły numer - odezwał się nagle - Chce Cie o coś zapytać. Tak. Był u Ciebie? Rozumiem,ale.. Przyjdź tak szybko jak możesz, chce znać szczegóły - Uważnie słuchałem jego słów i obserwowałem twarz, która wyrażała wiele emocji. Nie było dobrze, bo gdy tylko się rozłączył rzucił telefonem o ścianę.

A: Kevin! Co jest? Uspokój się! 

Kv: Ten dupek nie kłamał. Coś się wydarzyło - powiedział poważnym tonem - Jaki ze mnie idiota - usiadł i schował twarz w dłoniach.

A: Spokojnie kochanie. Powiedz co usłyszałeś i się nie denerwuj - ukucnęła przed nim. Zbyt ckliwa scenka jak na moje klimaty. Serio.

Kv: Logan zaraz tu będzie i wszystko powie. Ja wiem tylko tyle, że wczoraj wracali razem do domu i ciach. Dalej nie pamięta co się działo.

Ro: Nie wie co z Roxy? - Zapytała ze łzami w oczach.

Kv: Nie wiem, ale ponoć Shon go też wypytywał, bo dostał jakąś wiadomość.

K: Czyli nie kłamał - powiedziałem do siebie i ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je i wpadłem na Lysandra - Gdzie ty byłeś?

L: Sorry. Musiałem się przewietrzyć i pomyśleć - powiedział niby prawdę, ale był dziwnie nieobecny. Nawet jak na niego to zbyt wielka zaduma.

K: Powiedzmy, że to prawda. Idziesz ze mną?

L: Dokąd? Stalo się coś?

K: Jeśli nie chcesz abym kogoś zabił to chodź ze mną - powiedziałem i wziąłem go za rękaw na dwór. 

~*~

Wszystko mnie boli, a strużka krwi płynie z moich ust. Ten facet mówił, że nic mi nie zrobi, a gdy tylko wyjął kamerę i ją ustawił zaczął mnie bić. Potem coś mówił, ale nie do mnie, a do osoby, do której chce to wysłać. Padały imiona, ksywki i jakieś sumy pieniężne, ale po jednym porządnym ciosie w twarz straciłam przytomność i dopiero się obudziłam. Nadal byłam związana, a kamera stała w tym samym miejscu. Jedynie tego faceta tutaj brakowało. Próbowałam się poprawić, ale z każdym kolejnym ruchem bolało więc przestałam. Nie ma sensu walczyć z linami, bo nie mam szans.

~*~

Kv: Chcesz powiedzieć, że moja siostra została porwana?! - Nie mogłem w to uwierzyć. Logan przyszedł jakąś godzinę temu i do tej pory nie mogę przyjąć tego do wiadomości. 

Lo: Przecież mówię, że wracaliśmy do was. Było późno, a ona chciała sama wracać więc ją dogoniłem i szliśmy razem. Byliśmy już na prostej do waszego domu i nagle poczułem ból głowy i straciłem przytomność. Obudziłem się w domu May'i, która powiedziała, że wysłała za nami Ethana. Niestety on też nie wie co jest z Roxy, bo jej nie widział nigdzie w pobliżu.

A: Porwali ją - szepnęła jakby do siebie, ale usłyszałem.

Ro: Kto mógłby to zrobić i po co?

Lo:  Roxy mi wtedy coś opowiedziała. Tej nocy mógł jej w tym pomóc trochę alkohol, który piliśmy. Wiem, że ciężko jej to przechodziło przez gardło. Ponoć Shon z kimś zadarł.

Ro: Powiedziała Ci to?

Lo: Chyba streściła mi wszystko co się ostatnio działo w związku z nim - westchnął.

Kv: To może ty mi powiesz coś więcej, bo Roza milczy. Możesz pominąć ten jeden szczegół, o którym sama myśl sprawia, że chcę go zabić.

Lo: Od czego zacząć? 

Kv: Powiedz wszystko co wiesz.
~*~

Nigdzie nie ma tego kretyna, a Lysander narzeka, że chodzimy w kółko. Racja. Chciałem go namierzyć, byliśmy na torze i wszędzie gdzie bym go mógł spotkać i nic. Jak kamień w wodę. Zrezygnowani wróciliśmy do domu Kevina i Roxy. Zastaliśmy tam jedynie dziewczyny.

K: Co jest? Znalazła się? - Zapytałem z nutą nadziei.

A: Nie. Kevin po wysłuchaniu Logana natychmiast poszedł z nim na policję.

L: Dlaczego?

Ro: Ponoć Shon ma jakieś niedokończone sprawy i możliwe, że ją w to wciągnął. - Słysząc to zagotowało się we mnie. Jeśli jej się coś stanie to nie wiem co zrobię.

L: Kastiel - dotknął mojego ramienia - Spokojnie, wszystko będzie dobrze.

*               *               *

Dłużej nie wytrzymam. Kevin zgłosił jej zaginięcie na policji, a oni zaczną od wtorku. Resztę poniedziałku przesiedziałem z Lysem i resztą u Kevina. Nie chciałem wracać do domu, ale telefony rodziców i namowy przyjaciela zmusiły mnie do powrotu. Na nic to się zdało, bo cały czas siedziałem i czekałem na telefon. Rano nie wybrałem się do szkoły. Na zbędne pytania rodziców nie odpowiadałem i po prostu wyszedłem z domu. Błąkałem się po mieście bez celu i tak samo przez kolejne kilka dni.

~*~

Ile już tu siedzę? Co najmniej kilka dni. Nic nie jadłam ani nie piłam. Mój porywacz nawet tu nie zajrzał, a ja słabnę z każdą chwilą. Przez liny na kończynach moje nadgarstki i kostki są poobcierane i  w niektórych miejscach leci mi krew. Cała zesztywniałam i wszystko mnie boli. W pomieszczeniu jest ciemno i nie słychać żadnych dźwięków. Jeśli jeszcze tu posiedzę to zwariuję. Zaczęłam się wiercić i mimo bólu przesuwałam się w kierunku szafy. Może uda mi się coś z niej wyciągnąć.

- Dokąd się wybierasz - usłyszałam nagle, gdy byłam już w połowie drogi do celu. nie wiedziałam co robić więc po prostu się zatrzymałam i gapiłam w zbliżającego człowieka - Puki tamten nie odda kasy, łącznie z procentami zostaniesz tutaj. A ponieważ od wysłania do niego naszego wideo minęło dużo czasu i milczy, musimy zrobić coś innego - uśmiechnął się przerażająco i podniósł mnie.

R: Zostaw mnie w spokoju! Nie mam z nim wspólnego! Nie chcę go znać, więc mnie zostaw!

- Hahahah.. Jesteś śmieszna.Przecież do niego wróciłaś, a to że się pokłóciliście nas nie interesuje - zaśmiał się i rzucił mną w kąt. 

R: Jak to was? - Zapytałam przerażona.

- Może się kiedyś dowiesz, ale teraz nie ma tu nikogo więcej prócz nas. dodatkowo nudzę się i mam ochotę na odrobinę zabawy - kucnął i spojrzał na mnie głodnym wzrokiem - Jesteś śliczna. Wiesz o tym - dotknął mojego podbródka, a mnie przeszedł dreszcz.

R: Nie dotykaj mnie - warknęłam i odwróciłam wzrok.

_________________________________________________________________________________

UWAGA!
Scena nie dla małych dzieci. Nie ma znaczącego wpływu na dalsze wydarzenia.
_________________________________________________________________________________

- Skoro tamtej się obija to chcę mieć coś z tego - powiedział i przysunął się jeszcze bliżej. Zaczęłam się wiercić, aby tylko mnie nie dotykał. chyba go to zdenerwowało, bo złapał moją twarz i usiadł na mnie okradkiem. Przeraziłam się i automatycznie próbowałam cofnąć głowę do tyłu - Co jest? Jestem pewien, że Ci się spodoba - zaśmiał się i zaczął całować moją szyję. Cała się trzęsłam i czułam wstręt, ale to nic w porównaniu do tego o robił dalej. Nie zwracając uwagi na moje protesty wbił się w moje usta i zaczął całować. Chciałam odwrócić głowę aby przestał, ale mocno mnie trzymał. Po chwili poczułam jego rękę wędrującą po moim brzuchu w górę. To było obrzydliwe. Ten stary dureń zaczął się do mnie dobierać. Próbowałam krzyczeć, ale zamykał mi usta kolejnymi namiętnymi pocałunkami. Łzy zaczęły mi napływać do oczu, ale ona nie zwracał na mnie uwagi. Bawił się dalej. Jego druga ręka zawędrowała na zapięcie mojego stanika. Zaczęłam się mocno wierzgać - Będziesz zadowolona - mruknął mi do ucha i je przygryzł. łzy płynęły mi strumieniami. Jednego udało mi się uniknąć, ale teraz nie mam nadziei. Jednym ruchem zdjął ze mnie górną część bielizny choć bluzkę nadal miałam na sobie. Jego ręce i usta wędrowały po moim ciele, a ja wołałam o pomoc i płakałam. W pewnym momencie się chyba zdenerwował, bo uderzył mnie w twarz. Po tym zamilkłam i poddałam się nieuniknionemu. Swój wzrok zamiast na nim skupiłam na stojącej w pobliżu i o dziwo działającej kamerze.

~*~

Gówniany braciszek. On kurwa nie słyszy? Mówiłem, że wiem gdzie ona jest. Może to nie była do końca prawda, ale faktem jest to, że podejrzewam kto maczał palce w jej zniknięciu. Aby znaleźć dziewczynę musiałem udać się do dzielnicy, w której ostatnio widziałem tych ludzi. Z wywiadu, który przeprowadziłem dowiedziałem się, że banda zwinęła się całkiem niedawno. Poszperałem tu i ówdzie i odkryłem gdzie mogą być. Zanim jednak się tam udałem załatwiłem sobie broń w razie gdyby coś nam groziło. Może po ostatniej akcji wszyscy uważają mnie za totalnego dupka, ale byłem zdenerwowany. Kocham Roxy, ale jestem cholernie zazdrosny. Żałuję, że się nie powstrzymałem i zrobiłem co zrobiłem. wiem, że nie będzie mnie chciała teraz znać, ale muszę jej pomóc.

Po skończeniu przygotowań wsiadłem do swojego Jeepa i odjechałem. Od mojego informatora dostałem adres jakiegoś opuszczonego domku letniskowego przy lesie. Było mi ciężko go znaleźć, ale dzięki GPS-owi i pomocy ludzi udało mi się. Może to brzmieć żałośnie, ale bawiłem się w szpiega. Kiedy zorientowałem się, że nie ma tu nikogo wszedłem do środka. Drzwi i okna były pootwierane, a penetrując dom zobaczyłem broń i kilka innych zabawek. Nie było ani śladu dziewczyny póki nie wszedłem to starej kuchni, gdzie na podłodze leżała damka torebka i torba sportowa. Zajrzałem do środka i znalazłem legitymację Roxy. Była tu. Miałem wychodzić gdy usłyszałem przeraźliwy krzyk. Kobieta, a moim zdaniem na pewno Roxy. Natychmiast pobiegłem w jego kierunku i dotarłem do wejścia do piwnicy pod podłogą. Szybko przedostałem się na dół i trafiłem do metalowych drzwi. To zza nich dobiegały te przeraźliwe dźwięki. Wpadłem do pomieszczenia jak szalony i zobaczyłem zapłakaną dziewczynę, a na niej siedzącego dziada. Dobierał się do niej. W pobliżu zobaczyłem stanik dziewczyny. Ona sama była zapłakana i roztrzęsiona. Nie miała siły z nim dłużej walczyć. Nie zastanawiałem się nad niczym tylko podbiegłem i złapałem kolesia za szmaty. Nawet się nie obejrzał, a ja obiłem mu facjatę tak mocno, że stracił przytomność. Gdy leżał koło moich nóg natychmiast znalazłem się przy roztrzęsionej dziewczynie.

~*~

Nie walczyłam, bo nie było po co. Ku mojemu zaskoczeniu i jednocześnie szczęściu pojawił się Shon i odciągnął napastnika. Byłam przerażona, bo bałam się, że on dokończy to co zaczął tamten. Jednak on kucnął przede mną i chciał pomóc wstać.Bałam się nie chciałam aby ktokolwiek mnie dotykał.

S: Spokojnie - szepnął - Nic Ci nie zrobię. Przepraszam za tamto, ale nie panowałem nad sobą. Wiem, że mi nie wybaczysz. Ja sam też tego nie zrobię. Chce Ci pomóc, bo z mojej winy tu jesteś - mówił ze spuszczoną głową w dól. Teraz zamiast kucać klęczał przy mnie. Obwiniał się, a ja tego nie chciałam. Może to była prawda, ale tera ważna była ucieczka.

R: S-Shon - wydukałam - Chcę stąd iść. Proszę - mówiłam cicho, ale usłyszał i spojrzał na mnie. Natychmiast się podniósł i pomógł mi wstać. Ciężko mi było, ale utrzymałam się na nogach i wzięłam swój stanik, który później założę - Shon, weź kasetę z kamery. - Powiedziałam przed wyjściem. Chłopak zrozumiał chyba o co chodzi i wyjął ja, a następnie podał mi.

S: Pośpieszmy się - złapał mnie za rękę i pomógł wyjść. Po drodze zabrał moje torby i udaliśmy się do jego auta. - Zaraz będziesz bezpieczna - powiedział i włożył kluczyk do stacyjki. W tym samym momencie podjechał jakiś samochód, a gdy jeden z mężczyzn w środku nas zobaczył wysiadł z auta. Shon w tym samym momencie ruszył i zostawił go z tyłu. Przez nasze ociąganie wpakowaliśmy się w pościg.

Siedzieli nam na ogonie. Shon wybierał najbardziej terenowy teren jaki mógł, bo jego auto jest przystosowane. Tamci mieli z tym małe problemy gdyż jechali autem sportowym z niskim podwoziem. Niestety nasza przewaga się skończyła gdy trafiliśmy na szosę. A by nas spowolnić i zapewne upolować mojego kierowcę zaczęli strzelać. Byłam przerażona. Dodatkowo chłopak wyciągnął jakąś broń ze schowka i kazał mi robić to samo. Odmówiłam.

S: Proszę. Musimy się ich pozbyć.

R: Nie chcę mieć śmierci na sumieniu!

S: To trzymaj się mocno - warknął. Był widocznie zdenerwowany moją odmową i gwałtownie przyśpieszył. Tamci byli w tyle, ale mimo t nie poddawali się i dalej jechali za nami. - Jak tak dalej pójdzie to nas złapią albo skończy się nam paliwo.

R: Skręć utaj - wskazałam mu uliczkę, którą rozpoznałam. Byliśmy już na wjeździe do miasta. Chłopak zrobił o co mówiłam. Było to tak gwałtowne,że tamci prawie wylecieli z drogi. Shon wykorzystał okazję i wyciskał ile się dało z samochodu. Kiedy zwolniliśmy zadowoleni ze zgubienia tych ludzi, oni wyrośli jak spod ziemi. Wznowili strzelanie i stłukli nawet tylną szybę.  Zebrałam nerwy i wzięłam pistolet chłopaka. Bałam się, ale odpowiedziałam ogniem. Nie trafiałam w ludzi, a w karoserię auta. Porażka. Z mojej winy chłopak stracił koncentrację i ciągle zerkał w moją stronę, przez co gdy tylko się odwróciłam zamarłam z przerażenia. Gdzie jest ten pierdolony most?!

R: SHON HAMUJ! - Zdążyłam krzyknąć, ale zbyt późno zareagował i ostatnie co usłyszałam to jego "przepraszam", krzyki i huk.

______________________________________________________________________

To byłby koniec. Przykro mi żegnać tą historię, bo jest ona pierwszą, którą zdecydowałam się opublikować i mam do niej sentyment. Dziękuję, że czytaliście i jesteście tutaj. Mam nadzieję, że zainteresują was inne moje prace.

W niedługim czasie powinien się pojawić epilog, który wyjaśni/ zagmatwa wszytko. To już zależy po części od was.

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam wszystkich :)


Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc