piątek, 8 maja 2015

"Roxy" cz.30

Uwaga!
W tej części perspektywy będą się ciągle zmieniać. Mam nadzieję, że to nic nie utrudni :)

----------------------------------------------------------------------

Nie mogłem ustać w miejscu. Roxy była na noc u tej całej May'i czy jak jej tam, a jeszcze nie wróciła. Dzisiaj poniedziałek i powinna iść do szkoły, a nie włóczyć się po mieście. Jak tylko wróci do domu to ją przeszkolę. Wie, że nie pozwalam na takie akcje. Jestem dobrym bratem, bo sam byłem w jej wieku, ale teraz przegięła. Z tego stresu musiałem zadzwonić do pracy i powiedzieć, że nie przyjdę. Na szczęście mam wyrozumiałego szefa i bez problemu się zgodził gdy powiedziałem, że chodzi o siostrę.

A: Uważaj! - Usłyszałem nagły krzyk Anki i dopiero zauważyłem, że czajnik jest już dawno pełen a woda leci mi po rękach na podłogę.

Kv: Przepraszam. Zaraz to posprzątam. Po prostu jestem zdenerwowany - powiedziałem i wziąłem się do sprzątania, dziewczyna mi pomogła.

A: Roxy nie dzwoniła? - Zapytała i usiadła na kanapie w salonie, a ja po wstawieniu wody na herbatę i jakieś ziółka na uspokojenie, dołączyłem do niej. Objąłem ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie.

Kv: Nic z tych rzeczy. Sam próbowałem do niej dzwonić, ale jest po za zasięgiem.

A: Nie martw się. Pewnie padła jej komórka i zaraz wróci cała i zdrowa.

Kv: Mam nadzieję. Tylko raz miałem z nią taki problem. To było zaraz po śmierci rodziców, ale okazało się, że cały ten czas siedziała przy grobie. Nawet nie wyobrażasz sobie jakim dobrym ninją była i nadal jest. Zawsze znajdzie kryjówkę chociaż z jej obecnym wzrostem może być problem - prychnąłem przypominając sobie jak ją znalazłem, bo nie zdążyła schować się za tują.

A: Więc wyjdzie z tego bez szwanku - przytuliła mnie jeszcze bardziej. Mam nadzieję, że moje obawy się nie spełnią i jeszcze dzisiaj zobaczę Roxy całą i zdrową, która nawet się ze mną kłóci, ale nic jej nie jest.

~*~

Nie mogę spać i nie mogę jeść, a to wszystko z winy jednej osoby. Najpierw była mi obojętna, potem się zaprzyjaźniliśmy, a teraz.. Właśnie. Co jest teraz? Tamtego dnia nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. Gdy mnie odepchnęła było mi naprawdę źle. Ten koleś to totalny dupek. Wiem co chciał jej zrobić. Sam go odepchnąłem od niej. Wyglądał jak bestia. Naprawdę chciał ją skrzywdzić. Potem Roxy uciekła i tyle jej wdzieli. Nawet dyrektorka nic nie chciała powiedzieć. Zdradziła tylko tyle, że brat pozwolił na jej szybszy i samodzielny powrót do domu. Rozalia się martwiła, podobnie ja i Lysander. Ze stresu nie mogłem spać, bo myślałem co mogło jej przyjść do głowy. 

Wczoraj pod szkołą wydawało mi się, ze ją widziałem w towarzystwie jakiegoś chłopaka, ale nie ma pewności. Było ciemno a ja stałem w krzakach i paliłem papierosa. Musiałem się odstresować, bo matka zadzwoniła, że specjalnie aby się ze mną zobaczyć przesunęli swój urlop. Jeszcze mi tylko tego brakowało. Dosyć, że po tym jak Roxy zniknęła cały czas siedziałem w pokoju dla bezpieczeństwa wszystkich uczestników wycieczki to jeszcze oni się zjawili. Przez resztę tamtego czasu ten cały Shon próbował się dowiedzieć co się stało z jego "dziewczyną" za co porządnie oberwał. Tym razem Rozalia i Lys nie dali sami rady i zawołali bliźniaków, którzy również trochę oberwali. Armin przypadkiem dostał z łokcia w oko, a jego brat z pięści. Kretyn stanął przede mną tak nagle, ze nie zdążyłem zareagować i oberwał. Nie obrazili się na mnie, ale ja sam byłem wściekły, bo chciałem zabić tego gnojka.

Dziś poniedziałek. Najgorszy dzień na świecie. Żaden normalny nastolatek nie powie, że cieszy się z jego nadejścia. Ja wyjątkowo czekałem na ten dzień. Chciałem spotkać się z Roxy i pogadać. Nawet zjawiłem się długo przed lekcjami i nie zwiałem, a ona nie przyszła. Rano przeczesałem całą szkołę, ale na lekcjach przekonałem się, że jest nieobecna. Raz stojąc przy szafce obiły mi się drwiny Amber. Wspominała coś, że widziała ją w sklepie i pewnie wywalili ją z ośrodka za coś tam. Nie słuchałem dalej, bo nie było warto. Dziś po lekcjach umówiłem się z Lysem. Teoretycznie mamy zespół, ale bardzo dawno nie mieliśmy takich spotkań. Z resztą ja dzisiaj nie mam nastroju więc pójdę się wygadać. Jestem kłębkiem nerwów i targają mną mieszane uczucia.

K: Siema Lys - wparowałem do jego pokoju jak zwykle bez pukania. Białowłosy siedział na łóżku i jak zwykle mazał coś w swoim notatniku.

L: Cześć Kastiel - nawet nie podniósł wzroku tylko pisał dalej. Ja czując się jak u siebie w domu przesunąłem krzesło od biurka i usiadłem naprzeciwko chłopaka - Co jest? - Spojrzał na mnie.

K: Mam problem Lysander - westchnąłem. Przyjaciel tylko spojrzał na mnie i wiedziałem, że mam zacząć mówić - Chodzi o Roxy. Pamiętasz naszą poprzednią rozmowę? Ja się o nią znowu martwię. To mnie denerwuje, bo nie chcę tego. Nie wiem czemu tak jest. To mnie też trochę przeraża. Dodatkowo jestem cały czas wkurwiony na tego debila i najchętniej bym mu połamał wszystkie kości - mówiąc to wszystko coraz mocniej zaciskałem pięści. Chłopak mnie tylko obserwował i słuchał. Zauważyłem nawet, że co jakiś czas pisze coś w swoim notatniku jak jakiś psycholog. Chciało mi się aż prychnąć, ale powstrzymałem się bo miałem inne problemy. Po tym jak się wygadałem zapadła cisza i żaden z nas jej nie przerwał. Ja nie wiedziałem co mogę jeszcze dodać, a Lysander wyglądał na zamyślonego.

L: Ty wiesz co Ci jest, ale boisz się przyznać. Kastiel, ja już Ci to mówiłem. Ona jest dla Ciebie bardzo ważna, bo ty.. - nie dałem mu dokończyć.

K: Nie mogę! Zrozum. Raz byłem zakochany i starczy. To tylko kolejne i niepotrzebne cierpienie.

L: Tylko fałszywa lub nieodwzajemniona miłość boli. Jestem prawie pewien, że tutaj tak nie będzie - powiedział patrząc gdzieś w bok - Może być tylko jeden problem. Roxy i jej obecny stan, ale mimo wszystko powinieneś.

K: Co powinienem? - Byłem spokojny. Nie chciałem podnosić głosu, bo to by mi nie pomogło.

L: Powinieneś się przyznać co czujesz i jej to wyznać - spojrzał mi twardo w oczy.

                                               ~*~

Obudziłam się z potwornym bólem głowy, a gdy otworzyłam oczy ujrzałam ciemne pomieszczenie. Jedyne światło jakie tu było to kilka promieni przebijających się przez krzywo zabite deskami okno. Próbowałam wstać, ale moje ręce i nogi były związane. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oprócz mnie, starej szafy i kilku krzeseł nie było tu nic, a zwłaszcza nic co by mi pomogło rozwiązać te sznury na rękach. Dostrzegłam tylko metalowe drzwi, pod którymi przedzierała się odrobina światła. W pewnej chwili coś je zakłóciło, a klamka ruszyła się. Natychmiast zamknęłam oczy niepewna tego co mnie czeka.

- Wiem, że udajesz cukiereczku - usłyszałam kpiący głos tuż przy sobie, a następnie poczułam dotyk na podbródku. Świadoma swojej stracone pozycji otworzyłam oczy i zobaczyłam mężczyznę z klubu. To ten sam koleś, który się ostatnio do mnie dosiadł.

R: Gdzie ja jestem i czego chcesz? - Zapytałam, starając się odwrócić wzrok. Mężczyzna jednak twardo trzymał mój podbródek i mi na to nie pozwolił. Na moje pytania tylko się krótko zaśmiał.

- Hahaha.. Uprzedzałem, dzwoniłem. Nawet Twój chłoptaś dostawał ostrzeżenia, które ignorował. To z jego winy tu jesteś - zaśmiał mi się prosto w twarz - Mówił ci, a może wszystko zataił? Ten gówniarz najpierw zadziera ze wszystkimi dookoła i ucieka. Teraz czas by wreszcie zapłacił za swoje czyny - szarpnął mną gwałtownie i wstał. Śledziłam go wzrokiem, bo nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać.

R: Skoro on zapłaci, to czemu ja tu jestem? - Zapytałam i próbowałam poluźnić liny na nadgarstkach.

- Może Tobie na nim nie, ale jemu na Tobie na pewno chociaż odrobinę zależy. Jak tylko się dowie, że Cie mamy zrobi wszystko abyś uszła z życiem, ale najpierw trzeba go powiadomić - powiedział i podszedł do szafy. Wystraszyłam się gdy zaczął w niej grzebać i wypadały z środka różne rzeczy. Widziałam kilka lin, worki a nawet wyjął stamtąd pistolet. Na jego widok automatycznie się cofnęłam w kont - Nie bój się jeszcze Ci nic nie zrobię - prychnął i wyciągnął.. kamerę? Po co mu ona?

                                                  ~*~

A:  Oni i tak nic nie zrobią. Musi minąć czterdzieści osiem godzin - próbowała mnie zatrzymać.

Kv: Nie ma jej już dłużej niż te czterdzieści godzin - warknąłem i założyłem kurtkę - Nie mam pewności, że nic jej się nie stało, a nie mam zamiaru tak siedzieć. To moja siostra - denerwowałem się. Ania nie rozumie, że się martwię i ciągle powtarza, że to tylko głupoty i Roxy zaraz wróci. Ja w to nie wierzę. Już dawno powinna wrócić nawet ze szkoły. Dłużej nie wytrzymam w tej niepewności. 

A: Wiem i rozumiem, że się denerwujesz, ale poczekajmy do jutra. Jak rano jej nie będzie to pójdziemy na policję - powiedziała spokojnie i dotknęła mojego ramienia. Spojrzałem jej w oczy i niechętnie się zgodziłem. Wiem, że będzie mi trudno o tym nie myśleć, a dodatkowo Anka będzie mnie pilnować na każdym kroku abym nie poszedł na komisariat. 

Niechętnie się rozebrałem i poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie, a moja dziewczyna podała mi jakiś gorący napar. Gdy na nią spojrzałem powiedziała, że to na uspokojenie. Po łyku skrzywiłem się, ale pod jej naciskiem wypiłem wszystko i nawet nie wiem kiedy zasnąłem na kanapie z wtuloną we mnie dziewczyną. 

*               *               *

Obudziło mnie szturchanie w ramię, a gdy otworzyłem oczy zobaczyłem twarz Ani. Nie była sama, gdy się podniosłem zobaczyłem stojących w pobliżu nastolatków.

Kv: Co wy tu robicie - zapytałem, przecierając oczy.

Ro: Chcieliśmy porozmawiać z Roxy, bo nie było jej w szkole i.. -mówiła, a gdy dotarły do mnie jej słowa wstałem natychmiast.

Kv: Jak to nie było?! To gdzie ona jest?!

K: Przyszliśmy się tego dowiedzieć. Nie ma jej w domu?

Kv: Nie. W sobotę poszła na noc do starych znajomych, a w niedziele była na jakiejś imprezie. Ostatnio ją widziałem przed wyjściem, a słyszałem w niedzielę rano.

Ro: Czyli nie wiesz gdzie jest?

Kv: Chciałem iść na policję, ale.. - nie dane mi było dokończyć.

K: Odpuściłeś. Zadzwoniła albo dała znak życia? - Zapytał oschle, a ja kiwnąłem przecząco głową - To co tu kurwa robisz?! - Podniósł głos. Chciał tez do mnie podejść, ale usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.

A: Ja pójdę otworzyć, bo jeśli to ona to powinna wiedzieć co ją czeka - powiedziała i wyszła w kierunku drzwi. Nie mogąc ustać w miejscu podszedłem do okna. widziałem za nim czarnego Jeepa - Nie możesz tu wejść! Nie! Spadaj! Znowu się będziecie bili jak kretyni! - Było słychać krzyki dochodzące z korytarza. Zaniepokojony ruszyłem w ich kierunku.

~*~

Długo rozmawiałem z Lysandrem, aż w końcu się zdenerwowałem i chciałem wrócić do siebie. Nawet jeśli miałbym słuchać paplaniny starych. Na dole zastałem jednak Rozę, która zgarnęła mnie i Lysa. Chciała iść do Kevina, ale nie sama więc i nas zgarnęła. Gdy byliśmy na miejscu i okazało się, że dziewczyny nie ma w domu od kilku dni wkurwiłem się. Chciałem nawet przywalić Kevinowi, ale uratował go dzwonek do drzwi. Krzyki wskazywały na nieproszonego gościa, którego poszła przywitać dziewczyna chłopaka, a chwilę później i on dołączył. Z ciekawości i ja się tam udałem, a na ten widok zaczęło się we mnie gotować.

K: Czego tu chcesz? Po tym wszystkim nie powinieneś się pokazywać na oczy - warknąłem w stronę przybysza.

S: Mam ważną wiadomość. Wpuśćcie mnie - szarpał się z bratem Roxy w drzwiach.

K: Roxy nie ma, a nawet jeśli to nie macie o czym rozmawiać. Wątpię aby w ogóle chciała na Ciebie spojrzeć po Twojej ostatniej akcji. 

Kv: Jakiej akcji? O czym ty mówisz Kastiel - spojrzał na mnie.

K: Ten kretyn chciał ją zgwałcić! - Krzyknąłem a Kevin natychmiast przywalił Shonowi z pięści.

Ro: Co tu się dzieje?! - Do pomieszczenia wpadła Rozalia i Lysander - Czego ten padalec tu chce?

Kv: Nie ważne. Masz natychmiast stąd spadać skurwysynie - podniósł go z podłogi za szmaty i wyrzucił za drzwi.

S: Wiem gdzie ona jest - usłyszeliśmy jak drzwi się zamknęły.

Kv: My też. U Laeti - odkrzyknął mu , ale na jego twarzy było widać lekką niepewność.

S: Zadzwoń do Logana i się zapytaj. Skoro nie wierzysz to sam jej pomogę - uderzył w drzwi a chwilę potem było słychać pisk opon.

Kv: Zrobi wszystko żeby uprzykrzyć nam życie - powiedział i mijając nas wszedł do salonu.

*               *               *

Nie ogarniam co się dzieje. Wszyscy krzyczą i chodzą nerwowo po pomieszczeniu. Kevin próbuje się do kogoś dodzwonić, a ja siedzę jak ten dupek i patrzę w okno. Nie mam pojęcia co robić. Rozalia praktycznie płacze a Anka robi za naszą niańkę. Lysander wybył i tyle mi o nim wiadomo.

Kv: wreszcie odebrałeś. Już się bałem, że znalazłem zły numer - odezwał się nagle - Chce Cie o coś zapytać. Tak. Był u Ciebie? Rozumiem,ale.. Przyjdź tak szybko jak możesz, chce znać szczegóły - Uważnie słuchałem jego słów i obserwowałem twarz, która wyrażała wiele emocji. Nie było dobrze, bo gdy tylko się rozłączył rzucił telefonem o ścianę.

A: Kevin! Co jest? Uspokój się! 

Kv: Ten dupek nie kłamał. Coś się wydarzyło - powiedział poważnym tonem - Jaki ze mnie idiota - usiadł i schował twarz w dłoniach.

A: Spokojnie kochanie. Powiedz co usłyszałeś i się nie denerwuj - ukucnęła przed nim. Zbyt ckliwa scenka jak na moje klimaty. Serio.

Kv: Logan zaraz tu będzie i wszystko powie. Ja wiem tylko tyle, że wczoraj wracali razem do domu i ciach. Dalej nie pamięta co się działo.

Ro: Nie wie co z Roxy? - Zapytała ze łzami w oczach.

Kv: Nie wiem, ale ponoć Shon go też wypytywał, bo dostał jakąś wiadomość.

K: Czyli nie kłamał - powiedziałem do siebie i ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je i wpadłem na Lysandra - Gdzie ty byłeś?

L: Sorry. Musiałem się przewietrzyć i pomyśleć - powiedział niby prawdę, ale był dziwnie nieobecny. Nawet jak na niego to zbyt wielka zaduma.

K: Powiedzmy, że to prawda. Idziesz ze mną?

L: Dokąd? Stalo się coś?

K: Jeśli nie chcesz abym kogoś zabił to chodź ze mną - powiedziałem i wziąłem go za rękaw na dwór. 

~*~

Wszystko mnie boli, a strużka krwi płynie z moich ust. Ten facet mówił, że nic mi nie zrobi, a gdy tylko wyjął kamerę i ją ustawił zaczął mnie bić. Potem coś mówił, ale nie do mnie, a do osoby, do której chce to wysłać. Padały imiona, ksywki i jakieś sumy pieniężne, ale po jednym porządnym ciosie w twarz straciłam przytomność i dopiero się obudziłam. Nadal byłam związana, a kamera stała w tym samym miejscu. Jedynie tego faceta tutaj brakowało. Próbowałam się poprawić, ale z każdym kolejnym ruchem bolało więc przestałam. Nie ma sensu walczyć z linami, bo nie mam szans.

~*~

Kv: Chcesz powiedzieć, że moja siostra została porwana?! - Nie mogłem w to uwierzyć. Logan przyszedł jakąś godzinę temu i do tej pory nie mogę przyjąć tego do wiadomości. 

Lo: Przecież mówię, że wracaliśmy do was. Było późno, a ona chciała sama wracać więc ją dogoniłem i szliśmy razem. Byliśmy już na prostej do waszego domu i nagle poczułem ból głowy i straciłem przytomność. Obudziłem się w domu May'i, która powiedziała, że wysłała za nami Ethana. Niestety on też nie wie co jest z Roxy, bo jej nie widział nigdzie w pobliżu.

A: Porwali ją - szepnęła jakby do siebie, ale usłyszałem.

Ro: Kto mógłby to zrobić i po co?

Lo:  Roxy mi wtedy coś opowiedziała. Tej nocy mógł jej w tym pomóc trochę alkohol, który piliśmy. Wiem, że ciężko jej to przechodziło przez gardło. Ponoć Shon z kimś zadarł.

Ro: Powiedziała Ci to?

Lo: Chyba streściła mi wszystko co się ostatnio działo w związku z nim - westchnął.

Kv: To może ty mi powiesz coś więcej, bo Roza milczy. Możesz pominąć ten jeden szczegół, o którym sama myśl sprawia, że chcę go zabić.

Lo: Od czego zacząć? 

Kv: Powiedz wszystko co wiesz.
~*~

Nigdzie nie ma tego kretyna, a Lysander narzeka, że chodzimy w kółko. Racja. Chciałem go namierzyć, byliśmy na torze i wszędzie gdzie bym go mógł spotkać i nic. Jak kamień w wodę. Zrezygnowani wróciliśmy do domu Kevina i Roxy. Zastaliśmy tam jedynie dziewczyny.

K: Co jest? Znalazła się? - Zapytałem z nutą nadziei.

A: Nie. Kevin po wysłuchaniu Logana natychmiast poszedł z nim na policję.

L: Dlaczego?

Ro: Ponoć Shon ma jakieś niedokończone sprawy i możliwe, że ją w to wciągnął. - Słysząc to zagotowało się we mnie. Jeśli jej się coś stanie to nie wiem co zrobię.

L: Kastiel - dotknął mojego ramienia - Spokojnie, wszystko będzie dobrze.

*               *               *

Dłużej nie wytrzymam. Kevin zgłosił jej zaginięcie na policji, a oni zaczną od wtorku. Resztę poniedziałku przesiedziałem z Lysem i resztą u Kevina. Nie chciałem wracać do domu, ale telefony rodziców i namowy przyjaciela zmusiły mnie do powrotu. Na nic to się zdało, bo cały czas siedziałem i czekałem na telefon. Rano nie wybrałem się do szkoły. Na zbędne pytania rodziców nie odpowiadałem i po prostu wyszedłem z domu. Błąkałem się po mieście bez celu i tak samo przez kolejne kilka dni.

~*~

Ile już tu siedzę? Co najmniej kilka dni. Nic nie jadłam ani nie piłam. Mój porywacz nawet tu nie zajrzał, a ja słabnę z każdą chwilą. Przez liny na kończynach moje nadgarstki i kostki są poobcierane i  w niektórych miejscach leci mi krew. Cała zesztywniałam i wszystko mnie boli. W pomieszczeniu jest ciemno i nie słychać żadnych dźwięków. Jeśli jeszcze tu posiedzę to zwariuję. Zaczęłam się wiercić i mimo bólu przesuwałam się w kierunku szafy. Może uda mi się coś z niej wyciągnąć.

- Dokąd się wybierasz - usłyszałam nagle, gdy byłam już w połowie drogi do celu. nie wiedziałam co robić więc po prostu się zatrzymałam i gapiłam w zbliżającego człowieka - Puki tamten nie odda kasy, łącznie z procentami zostaniesz tutaj. A ponieważ od wysłania do niego naszego wideo minęło dużo czasu i milczy, musimy zrobić coś innego - uśmiechnął się przerażająco i podniósł mnie.

R: Zostaw mnie w spokoju! Nie mam z nim wspólnego! Nie chcę go znać, więc mnie zostaw!

- Hahahah.. Jesteś śmieszna.Przecież do niego wróciłaś, a to że się pokłóciliście nas nie interesuje - zaśmiał się i rzucił mną w kąt. 

R: Jak to was? - Zapytałam przerażona.

- Może się kiedyś dowiesz, ale teraz nie ma tu nikogo więcej prócz nas. dodatkowo nudzę się i mam ochotę na odrobinę zabawy - kucnął i spojrzał na mnie głodnym wzrokiem - Jesteś śliczna. Wiesz o tym - dotknął mojego podbródka, a mnie przeszedł dreszcz.

R: Nie dotykaj mnie - warknęłam i odwróciłam wzrok.

_________________________________________________________________________________

UWAGA!
Scena nie dla małych dzieci. Nie ma znaczącego wpływu na dalsze wydarzenia.
_________________________________________________________________________________

- Skoro tamtej się obija to chcę mieć coś z tego - powiedział i przysunął się jeszcze bliżej. Zaczęłam się wiercić, aby tylko mnie nie dotykał. chyba go to zdenerwowało, bo złapał moją twarz i usiadł na mnie okradkiem. Przeraziłam się i automatycznie próbowałam cofnąć głowę do tyłu - Co jest? Jestem pewien, że Ci się spodoba - zaśmiał się i zaczął całować moją szyję. Cała się trzęsłam i czułam wstręt, ale to nic w porównaniu do tego o robił dalej. Nie zwracając uwagi na moje protesty wbił się w moje usta i zaczął całować. Chciałam odwrócić głowę aby przestał, ale mocno mnie trzymał. Po chwili poczułam jego rękę wędrującą po moim brzuchu w górę. To było obrzydliwe. Ten stary dureń zaczął się do mnie dobierać. Próbowałam krzyczeć, ale zamykał mi usta kolejnymi namiętnymi pocałunkami. Łzy zaczęły mi napływać do oczu, ale ona nie zwracał na mnie uwagi. Bawił się dalej. Jego druga ręka zawędrowała na zapięcie mojego stanika. Zaczęłam się mocno wierzgać - Będziesz zadowolona - mruknął mi do ucha i je przygryzł. łzy płynęły mi strumieniami. Jednego udało mi się uniknąć, ale teraz nie mam nadziei. Jednym ruchem zdjął ze mnie górną część bielizny choć bluzkę nadal miałam na sobie. Jego ręce i usta wędrowały po moim ciele, a ja wołałam o pomoc i płakałam. W pewnym momencie się chyba zdenerwował, bo uderzył mnie w twarz. Po tym zamilkłam i poddałam się nieuniknionemu. Swój wzrok zamiast na nim skupiłam na stojącej w pobliżu i o dziwo działającej kamerze.

~*~

Gówniany braciszek. On kurwa nie słyszy? Mówiłem, że wiem gdzie ona jest. Może to nie była do końca prawda, ale faktem jest to, że podejrzewam kto maczał palce w jej zniknięciu. Aby znaleźć dziewczynę musiałem udać się do dzielnicy, w której ostatnio widziałem tych ludzi. Z wywiadu, który przeprowadziłem dowiedziałem się, że banda zwinęła się całkiem niedawno. Poszperałem tu i ówdzie i odkryłem gdzie mogą być. Zanim jednak się tam udałem załatwiłem sobie broń w razie gdyby coś nam groziło. Może po ostatniej akcji wszyscy uważają mnie za totalnego dupka, ale byłem zdenerwowany. Kocham Roxy, ale jestem cholernie zazdrosny. Żałuję, że się nie powstrzymałem i zrobiłem co zrobiłem. wiem, że nie będzie mnie chciała teraz znać, ale muszę jej pomóc.

Po skończeniu przygotowań wsiadłem do swojego Jeepa i odjechałem. Od mojego informatora dostałem adres jakiegoś opuszczonego domku letniskowego przy lesie. Było mi ciężko go znaleźć, ale dzięki GPS-owi i pomocy ludzi udało mi się. Może to brzmieć żałośnie, ale bawiłem się w szpiega. Kiedy zorientowałem się, że nie ma tu nikogo wszedłem do środka. Drzwi i okna były pootwierane, a penetrując dom zobaczyłem broń i kilka innych zabawek. Nie było ani śladu dziewczyny póki nie wszedłem to starej kuchni, gdzie na podłodze leżała damka torebka i torba sportowa. Zajrzałem do środka i znalazłem legitymację Roxy. Była tu. Miałem wychodzić gdy usłyszałem przeraźliwy krzyk. Kobieta, a moim zdaniem na pewno Roxy. Natychmiast pobiegłem w jego kierunku i dotarłem do wejścia do piwnicy pod podłogą. Szybko przedostałem się na dół i trafiłem do metalowych drzwi. To zza nich dobiegały te przeraźliwe dźwięki. Wpadłem do pomieszczenia jak szalony i zobaczyłem zapłakaną dziewczynę, a na niej siedzącego dziada. Dobierał się do niej. W pobliżu zobaczyłem stanik dziewczyny. Ona sama była zapłakana i roztrzęsiona. Nie miała siły z nim dłużej walczyć. Nie zastanawiałem się nad niczym tylko podbiegłem i złapałem kolesia za szmaty. Nawet się nie obejrzał, a ja obiłem mu facjatę tak mocno, że stracił przytomność. Gdy leżał koło moich nóg natychmiast znalazłem się przy roztrzęsionej dziewczynie.

~*~

Nie walczyłam, bo nie było po co. Ku mojemu zaskoczeniu i jednocześnie szczęściu pojawił się Shon i odciągnął napastnika. Byłam przerażona, bo bałam się, że on dokończy to co zaczął tamten. Jednak on kucnął przede mną i chciał pomóc wstać.Bałam się nie chciałam aby ktokolwiek mnie dotykał.

S: Spokojnie - szepnął - Nic Ci nie zrobię. Przepraszam za tamto, ale nie panowałem nad sobą. Wiem, że mi nie wybaczysz. Ja sam też tego nie zrobię. Chce Ci pomóc, bo z mojej winy tu jesteś - mówił ze spuszczoną głową w dól. Teraz zamiast kucać klęczał przy mnie. Obwiniał się, a ja tego nie chciałam. Może to była prawda, ale tera ważna była ucieczka.

R: S-Shon - wydukałam - Chcę stąd iść. Proszę - mówiłam cicho, ale usłyszał i spojrzał na mnie. Natychmiast się podniósł i pomógł mi wstać. Ciężko mi było, ale utrzymałam się na nogach i wzięłam swój stanik, który później założę - Shon, weź kasetę z kamery. - Powiedziałam przed wyjściem. Chłopak zrozumiał chyba o co chodzi i wyjął ja, a następnie podał mi.

S: Pośpieszmy się - złapał mnie za rękę i pomógł wyjść. Po drodze zabrał moje torby i udaliśmy się do jego auta. - Zaraz będziesz bezpieczna - powiedział i włożył kluczyk do stacyjki. W tym samym momencie podjechał jakiś samochód, a gdy jeden z mężczyzn w środku nas zobaczył wysiadł z auta. Shon w tym samym momencie ruszył i zostawił go z tyłu. Przez nasze ociąganie wpakowaliśmy się w pościg.

Siedzieli nam na ogonie. Shon wybierał najbardziej terenowy teren jaki mógł, bo jego auto jest przystosowane. Tamci mieli z tym małe problemy gdyż jechali autem sportowym z niskim podwoziem. Niestety nasza przewaga się skończyła gdy trafiliśmy na szosę. A by nas spowolnić i zapewne upolować mojego kierowcę zaczęli strzelać. Byłam przerażona. Dodatkowo chłopak wyciągnął jakąś broń ze schowka i kazał mi robić to samo. Odmówiłam.

S: Proszę. Musimy się ich pozbyć.

R: Nie chcę mieć śmierci na sumieniu!

S: To trzymaj się mocno - warknął. Był widocznie zdenerwowany moją odmową i gwałtownie przyśpieszył. Tamci byli w tyle, ale mimo t nie poddawali się i dalej jechali za nami. - Jak tak dalej pójdzie to nas złapią albo skończy się nam paliwo.

R: Skręć utaj - wskazałam mu uliczkę, którą rozpoznałam. Byliśmy już na wjeździe do miasta. Chłopak zrobił o co mówiłam. Było to tak gwałtowne,że tamci prawie wylecieli z drogi. Shon wykorzystał okazję i wyciskał ile się dało z samochodu. Kiedy zwolniliśmy zadowoleni ze zgubienia tych ludzi, oni wyrośli jak spod ziemi. Wznowili strzelanie i stłukli nawet tylną szybę.  Zebrałam nerwy i wzięłam pistolet chłopaka. Bałam się, ale odpowiedziałam ogniem. Nie trafiałam w ludzi, a w karoserię auta. Porażka. Z mojej winy chłopak stracił koncentrację i ciągle zerkał w moją stronę, przez co gdy tylko się odwróciłam zamarłam z przerażenia. Gdzie jest ten pierdolony most?!

R: SHON HAMUJ! - Zdążyłam krzyknąć, ale zbyt późno zareagował i ostatnie co usłyszałam to jego "przepraszam", krzyki i huk.

______________________________________________________________________

To byłby koniec. Przykro mi żegnać tą historię, bo jest ona pierwszą, którą zdecydowałam się opublikować i mam do niej sentyment. Dziękuję, że czytaliście i jesteście tutaj. Mam nadzieję, że zainteresują was inne moje prace.

W niedługim czasie powinien się pojawić epilog, który wyjaśni/ zagmatwa wszytko. To już zależy po części od was.

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam wszystkich :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc