Chłopak jak zwykle był na spacerze, ale tym razem nogi nie poniosły go do parku. Trafił pod dom przyjaciółki, która zniknęła. Jej brat się załamał i cały czas siedzi w domu. Anka również znika i nie mam jej całymi dniami, a chłopak zostaje sam. Kastiel nie rozumiał dziewczyny, ale nie wtrącał się w ich życie. Jedyne co go martwiło to nieobecność Roxy i nerwy wszystkich znajomych. Całe miasto jest przeszukiwane, a uczniowie Amorisa również się zaangażowali. Są wyjątki takie jak Amber i jej towarzyszki, ale to go akurat nie dziwi. On się denerwował, ale wyładowywał to w domu, Lysander chodził zamyślony i z tego co zauważył to pisze mnóstwo utworów żałobnych. Najchętniej dałby mu za to porządnego kopa, ale zna go i wie, że to jego sposób na wyrzucenie z siebie wszystkiego. Mogłoby się wydawać, że najgorzej u Rozalii, która chodzi smutna, ponura i ze łzami w oczach. Nie uśmiecha się i nie jest wesoła jak kiedyś. Ciągle pisze esemesy do Roxy i wiecznie czeka na jakąkolwiek odpowiedź od niej. Jednak mimo jej fatalnego stanu nikt nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo cierpi buntownik. Przez ten czas zrozumiał, że naprawdę zakochał się w dziewczynie. Niestety jego serce znowu źle ulokowało uczucia. Najpierw tamta brunetka, która go skrzywdziła, a teraz Roxy, która zniknęła. Jemu jest najtrudniej. Chciałby jej to wyznać, ale nie może i nie widzi już na to szans. Gdyby robiła sobie żarty już dawno by wróciła, a tak nie jest. Minął prawie tydzień, a po niej ani śladu. To go dobijało.
Siedzieli razem. Dwóch zdenerwowanych osobników płci męskiej. Obaj bali się o tą sama dziewczynę. Dla jednego była siostrą, a dla drugiego miłością. Milczeli. Wystarczyła im cisza. Herbata stała na stoliku, a oni popijając ją co chwila zerkali na siebie. Każdy chciał coś powiedzieć, o coś zapytać, ale żaden się nie odważył. Po upływie półgodziny Kastiel chciał wrócić do domu jednak zadzwonił jego telefon zanim zdążył wstać. Numer, który mu się wyświetlił zszokował go. Natychmiast się podniósł i odebrał, co zwróciło uwagę Kevina.
K: Wreszcie się odezwałaś. Gdzie ty jesteś?!
R: K-Kastiel? - Ledwo mówiła. - Błagam, pomóż mi. J-Ja... Nie. S-Shon. On zaraz.. - nie mogła skleić zdania, a Kastiel denerwował się.
K: Spokojnie. Gdzie jesteś? - Zapytał i spojrzał na brata dziewczyny.
R: Tu powinien być most, a z-zniknął - wydukała.
K: Most? Jaki most? Roxy?! Błagam, powiedz gdzie jesteś - jego serce strasznie szybko biło, a on bał się o nią.
R: Na wyjeździe z miasta. Pomóż - ostatnie słowo wyszeptała, a później połączenie się zerwało.
K: Roxy! Halo. Jesteś tam?! - Krzyczał do słuchawki, ale ona już nie słyszała.
Kv: Co jest? Gdzie moja siostra?- Podszedł do chłopaka.
K: Ona mówiła o jakimś moście. Podobno zniknął. Ja nic nie rozumiem. KURWA! - Zdenerwowany rzucił telefonem, który rozleciał się na części.
Kv: Wydaje mi się, że wiem o jaki most chodzi - powiedział cicho.
* * *
Zaufali przeczuciu Kevina i wezwali na miejsce pomoc i sami ruszyli. Gdy dojechali zobaczyli karetki, policję i straż pożarną. Przerażony Kastiel wyskoczył z samochodu zanim Kevin się zatrzymał i pobiegł w kierunku urwiska. Jedyne co widział to resztki ognia i pracujących strażaków. Rozglądał się na wszystkie strony w poszukiwaniu dziewczyny. W tym samym momencie pojawili się ratownicy niosący na noszach czarny worek. Wystraszony ze łzami w oczach podbiegł do nich.
K: Roxy... - szepnął i wyciągnął rękę, ale mężczyzna w skafandrze zatrzymał go mówiąc, że to chłopak. Kastiel się zdziwił, ale potem przypomniał sobie słowa dziewczyny. Czyli to był Shon. Zadawał sobie pytania, a główne brzmiało: Skąd się tu wziął?
Kv: Kastiel! - Usłyszał za sobą krzyk, a gdy się odwrócił zobaczył jak kolejna osoba jest niesiona prosto do karetki. Podbiegł i zobaczył ją. Łzy poleciały mu po policzkach. Chciał z nią jechać, ale lekarze nie pozwalali mu. Dopiero wstawiennictwo jej brata mu to umożliwiło. Mimo, że Kevin chciał z nią jechać to pozwolił czerwonowłosemu. On sam musiał zostać na miejscu i porozmawiać z policją.
Gdy Kastiel wsiadł do karetki od razu złapał Roxy za rękę i nie chciał puścić. Wyglądała fatalnie. Na twarzy miała rany i ciekła krew. Reszta odkrytego ciała pokazywała mnóstwo siniaków. Przez zamknięte oczy, bladą skórę i wszystkie te zadrapania wyglądała jak martwa, ale mimo to żyła. W trakcie drogi lekarze robili co mogli aby uratować jej życie. W pewnym momencie sprzęt zaczął piszczeć. Chłopak spojrzał na niego to na nią. Mocniej ścisnął jej dłoń, a drugą gładził po twarzy.
K: Błagam, nie umieraj. Kocham Cię. Nie zostawiaj mnie - powiedział ze łzami w oczach, a następnie złożył na jej ustach pierwszy i ostatni pocałunek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz