Lo: Co jest Roxy - tryknął mnie łokciem - Stało się coś?
R: C-Co? Nie - wyrwałam się z zamysłu i spojrzałam na chłopaka, który opierał się o blat obok mnie. Wysłali nas po drinki i zamuliłam.
Lo: Od jakiegoś czasu wgapiasz się w butelkę wódki więc się zaniepokoiłem - zaśmiał się - Chcesz to możemy i to wziąć.
R: Nie. Po prostu myślałam o tym jak spaprałam sobie życie jedną decyzja a potem następnymi - westchnęłam i oparłam głowę na jego ramieniu.
Lo: Znam ten ból, ale życie toczy się dalej. Spójrz na Wiktora. Jakiś czas temu miał wypadek i czeka go rozprawa sądowa bo zginął człowiek a to wszystko z winy kolesia, który uciekł z miejsca wypadku. Nie mogą go znaleźć więc to jego oskarżyli.
R: Więc dlatego był taki nerwowy jak się spotkaliśmy i nawet teraz w, bądź co bądź taksówce.
Lo: Taa..Ma dość samochodów na jakiś czas.
- Wasze drinki - powiedział barman i podał nam je. Wtedy z Loganem wzięliśmy je i udaliśmy się do naszego stolika, który znajdował się w rogu sali tak, że nie było nas widać z parkietu. Mimo, że chwilę temu miałam kiepski humor to uśmiechałam się i starałam dobrze bawić. Po trzech drinkach udało mi się. Największy ubaw miałam z Debi, która ma najwyraźniej ma słabą głowę bo zaczynała majaczyć i rozbawiać nas do łez. Wzięło ją nawet na śpiewanie, ale Maya zamknęła jej usta i wyciągnęła nas wszystkie na parkiet. Na początku bujałyśmy się w kółeczku, ale po krótkiej chwili skakałyśmy i zachowywałyśmy się jak wariatki. Chłopcy znaleźli sobie na ten czas towarzystwo jakiś dziewczyn. Zabawa trwała w najlepsze puki jakiś zakochany kretyn nie zamówił sobie ballady i wszyscy zaczęli się przytulać. Ja jako jedna z pierwszych wróciłam do stolika mimo, że Deb próbowała mnie zatrzymać i uwiesiła się na mnie. Potem zgarnął ją jakiś chłopak i miałam spokój. Każdy z moich znajomych znalazł sobie jakieś towarzystwo czy zajęcie na czas tej idiotycznej muzyki a ja usiadłam i bawiłam się telefonem. Nikt nie męczył mnie już telefonami co mnie cieszyło. Nie chciałam znowu psuć sobie humoru.
- Co taka ślicznotka robi tu sama? - Naprzeciwko mnie usiadł mężczyzna około trzydziestki - Nie powinnaś być sama - uśmiechnął się niby zalotnie a tak na prawdę był ohydny.
R: Nie jestem sama. Moje towarzystwo poszło po drinki - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Nie bał się zostawić takiej ślicznotki samej? Obstawiam, że jesteś z facetem.
- Nie bał się - poczułam dłoń na ramieniu - Teraz spadaj bo Ci twarz przemebluję.
- Dobra idę. Nie musisz się denerwować - wstał i uniósł ręce w obronnym geście.
Lo: Zawsze się w coś pakujesz - zaśmiał się i usiadł na jego miejscu.
R: Działam na nie jak magnes - odpowiedziałam tak samo.
Lo: Przesadzasz. Pewnie świetnie Ci się układa.
R: Układało -westchnęłam - Shon ostatnio dużo mi namieszał w życiu i nie jest fajnie. Z jego winy uciekłam od przyjaciół.
Lo: Jak to uciekłaś? Stało się coś - przesunął się i był obok mnie.
R: Mieliśmy sporą sprzeczkę, z której mnie uratowali. Nie chciałam tam dłużej być ze wstydu i.. - tu się zacięłam. Spuściłam głowę w dół i zasłoniłam twarz dłońmi.
Lo: Ej! Co jest? - Zapytał cicho a ja słyszałam i czułam jak jest bardzo blisko a potem mnie obejmuje. - Zrobił Ci coś? - Zapytała ja drgnęłam i się wtuliłam. Niestety kiedy przejechał delikatnie dłonią po moim ramieniu natychmiast się oderwałam. Przypomniało mi to czyny Shona.
R: Nie - wymsknęło mi się i natychmiast odsunęłam się jak najdalej ku zaskoczeniu chłopaka - Przepraszam. Przypomniało mi się coś strasznego - usprawiedliwiłam się.
Lo: Spokojnie. Jak nie chcesz to nie mów, ale zawsze możesz na nie polegać - uśmiechnął się lekko a ja opanowałam nerwy i wróciłam na swoje miejsce. Opanowałam się i zmieniliśmy temat. Po kilku minutach dołączyła reszta i znowu zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i niczym. Piliśmy drinki i tańczyliśmy. Ogółem zabawa trwała.
* * *
W: Niech żyje bal! Bo to życie to bal jest nad bale! Niech żyje bal! Drugi raz nie zaproszą nas wcale! Orkiestra gra! Jeszcze tańczą i drzwi są otwarte! Dzień warty dnia! A to życie zachodu jest warte! - Śpiewaliśmy razem z radiem doprowadzając taksówkarza do bólu głowy. To wszystko wina tych drinków i sporej ilości czystej wódki, którą wypiliśmy.
- Miło było was słuchać, ale jesteśmy na miejscu - odezwał się nagle i odwrócił do tyłu rozbawiony. Debra spała z przodu a my wszyscy byliśmy z tyłu. Chłopaki siedzieli na siedzeniach. Ja byłam na kolanach Logana, Maya u Maxiego a Laeti u Wiktora. Dziwie się, ze zgodził się tak z nami jechać.
Lo: Trzeba wysiadać. Wstawaj - uszczypnął mnie.
W: Podnieść ciężkie dupska - powiedział i czknął. Zaśmiałam się pod nosem i opuściłem wóz. Chłopaki uregulowali rachunek a my z dziewczynami mimo, że same ledwo stałyśmy wyciągnęłyśmy na wpół przytomna Debi z samochodu i zaprowadziłyśmy do domu. Chcieliśmy być cicho aby nie budzić Ethana, ale któryś z chłopców zwalił jakiś wazon i hałas zwabił chłopaka.
E: A wy co wyprawiacie - zszedł na dół w samych bokserkach a jego włosy były rozczochrane i sterczały na wszystkie strony. Wchodząc do pomieszczenia ziewnął przeciągle i przecierał oczy.
M: Wracaj do siebie. To tylko wazon - machnęła do niego ręką a on tylko wzruszył ramionami i wrócił na górę - Zaraz przygotuję wam posłanie i położycie się spać - powiedziała kładąc z Wiktorem Deb na kanapie.
R: Co? Nie. Przepraszam, ale chcę wrócić do domu. Niema mnie tam już wystarczająco długo. Kevin jeszcze na zawał zejdzie - sprzeciwiłam się.
M: Jest po trzeciej. Nie puścimy Cię samej a żaden z nas nie nadaje się do towarzystwa - bąknął i padł na fotel po czym prawie natychmiast zasnął.
W: Nigdzie nie pójdziesz sama. Maxxie ma racje - ziewnął i usiadł na drugim fotelu.
R: I tak wszyscy się tu nie pomieścimy.
L: U Ethana jest jeszcze miejsce. Ja chętnie położę się obok i mięśnie pooglądam - westchnęła rozmarzona a my się zaśmialiśmy.
R: To powodzenia - zaśmiałam się i biorąc stojącą w pobliżu torbę, którą wzięłam wczoraj ze sobą i opuściłam dom. miało ruszyłam przed siebie wyciągając po drodze kurtkę i zakładając ją na siebie. Jest ciemno i chłodno, ale muszę być dzisiaj w domu.
- Pogięło Cię?! Roxy wracaj! - Usłyszałam za sobą krzyk, który zignorowałam i skręciłam w uliczkę - Kurwa Roxy! Ponoć działasz jak magnes na kłopoty! - Krzyczał dalej. W końcu się zatrzymałam i odwróciłam do biegnącego chłopaka.
R: Co jest? Chwila moment i będę w domu - spojrzałam na niego.
Lo: Może, ale ja nie chce mieć Cie na sumieniu i odprowadzę Cie chociaż kawałek. Sam z resztą nie mam zamiaru się kisić na kanapie albo podłodze.
R: Dobra. Skoro się uparłeś - westchnęłam i ruszyłam z chłopakiem w kierunku mojego domu. Pierwszą połowę drogi przemilczeliśmy, ale chłopak najwyraźniej nie chciał już dłużej milczeć. Szczerze to mnie to trochę przytłaczało.
Lo: Wszystko w porządku? - Zapytał a ja zerknęłam na niego. Szedł zgarbiony trzymając ręce w kieszeniach.
R: Chwilowo tak, ale od poniedziałku i powrotu na lekcje wszystko znowu się zjebie -warknęłam i kopnęłam jakiś kamyk.
Lo: Jest aż tak paskudnie?
R: To mało powiedziane - westchnęłam i zaczęłam opowiadać o tym co się ostatnio działo. Tak po prostu. Sama z siebie. Nie mogłam już wytrzymać.
Lo: Wszystko okej z tym kolesiem? Może potrzebował szycia - zapytał gdy opowiedziałam o wypadku z Kastielem i Shonem oraz o rozwalonym brzuchu czerwonowłosego.
R: Byłam jego pielęgniarką i stwierdzam, że nie było takiej potrzeby.
Lo: Miał koleś szczęście - zaśmiał się - Jednak musiał się jeszcze coś stać, bo jesteś ciągle zestresowana.
R: Ostatnio się porządnie sprzeczaliśmy i przekroczył pewne granice - wydukałam. Nie wiem jak przejdzie mi to przez gardło, ale powiem. Przecież to mój przyjaciel jak reszta. Mogę mu zaufać. Prawda? - Zaczął mi wmawiać zdradę podczas gdy to on tego dokonał i wybaczyłam mu to. Zaczęłam mu to wypominać i wtedy..Uderzył mnie w twarz - powiedziałam ledwo słyszalnie.
Lo: Co on kurwa zrobił?! - Zatrzymał się a potem chwycił mnie za ramię i ustawił ze sobą twarzą w twarz - Mam nadzieję, że nic poważniejszego - powiedział patrząc na mnie ze smutkiem i troską.
R: Chciałabym - powiedziałam cicho i zaraz kontynuowałam czując na sobie pytający wzrok towarzysza - Uparcie twierdził, że przespałam się z Kastielem co jest kłamstwem i mu to powtarzałam. Zdenerwowało go to i popchnął mnie przez co się porządnie uderzyłam i mam wielkiego siniaka na udzie - mówiłam strasznie cicho a głowę miałam spuszczoną w dół - P-Potem - wydukałam a łza zleciała po moim policzku - On się zaczął do mnie dobierać, chciał mnie zgwałcić. Rozumiesz? Chciał to zrobić mimo, że odmawiałam. Gdyby nie Kastiel..- rozpłakałam się i rzuciłam w ramiona chłopaka, który natychmiast mnie objął i zaczął uspokajać.
Lo: Spokojnie. Wszystko jest dobrze. Nikt Ci nic nie zrobił a ty powinnaś podziękować temu kolesiowi.
R: Boje się mu teraz spojrzeć w oczy. Wtedy byłam tak zdenerwowana, że uciekłam i się schowałam a potem wymyślając jakiś pretekst udało mi się wrócić do domu wcześniej. Szukali mnie a ja zachowywałam się jak przestępca. Nie odbierałam telefonów więc przestali dzwonić do mnie a zaczęli do Kevina.
Lo: Martwią się. Ja z resztą teraz też. Nie powinnaś się od nich odsuwać, bo tylko sobie szkodzisz.
Logan pocieszał mnie puki się nie uspokoiłam a trwało to sporo. Dzięki jego słowom postanowiłam rano porozmawiać i przeprosić Kastiela i resztę. Był z siebie zadowolony i ruszyliśmy dalej a chłopak próbował poprawić mi humor. Przechodziliśmy koło szkoły gdy zobaczyłam odjeżdżający autokar. Byliby tak późno? Może mieli jakieś kłopoty z dojazdem? Zadawałam sobie pytania i rozglądałam się dookoła. Jednocześnie chciałam i nie miałam ochoty spotkać znajomych, ale nigdzie ich nie widziałam.
------------------------------------------------------------
Nieuchronny koniec blisko :(
Mam nadzieję, że się podoba i pozdrawiam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz