sobota, 2 maja 2015

"Roxy" cz.29

Klub, który odwiedziliśmy znajduje się na przedmieściach w pewnej ciemnej uliczce. Niezbyt mi się to podobało, ale Wiktor i Logan mnie przekonali. Na Maxxiego nie było co liczyć bo razem z dziewczynami wpadł w imprezowy szał. Ten szczegół zostawiłam dla siebie bo naprawdę gdy widzę lub wyobrażam sobie jaki jest wtedy rozweselony to śmiać mi się chce. Jedynie Ci dwaj bruneci pałają spokojem. Wiktor podobno teraz pracuje jako ochroniarz w jednym z klubów w mieście o czym opowiedział mi trochę w drodze a Logan..No cóż. Jest zaraz po marchewie. Gdybym poznała go wcześniej niż Shona to on byłby moim chłopakiem. Tak. Dobrze widzicie. Ten ciemnowłosy chłopak o niebieskich oczach kiedyś mi się podobał, ale to ten dureń zdobył moje serce i teraz wiem jaki to był błąd. Sto razy lepiej byłoby mi z Loganem i teraz to wiem.

Lo: Co jest Roxy - tryknął mnie łokciem - Stało się coś?

R: C-Co? Nie - wyrwałam się z zamysłu i spojrzałam na chłopaka, który opierał się o blat obok mnie. Wysłali nas po drinki i zamuliłam.

Lo: Od jakiegoś czasu wgapiasz się w butelkę wódki więc się zaniepokoiłem - zaśmiał się - Chcesz to możemy i to wziąć.

R: Nie. Po prostu myślałam o tym jak spaprałam sobie życie jedną decyzja a potem następnymi - westchnęłam i oparłam głowę na jego ramieniu.

Lo: Znam ten ból, ale życie toczy się dalej. Spójrz na Wiktora. Jakiś czas temu miał wypadek i czeka go rozprawa sądowa bo zginął człowiek a to wszystko z winy kolesia, który uciekł z miejsca wypadku. Nie mogą go znaleźć więc to jego oskarżyli.

R: Więc dlatego był taki nerwowy jak się spotkaliśmy i nawet teraz w, bądź co bądź taksówce.

Lo: Taa..Ma dość samochodów na jakiś czas.

- Wasze drinki - powiedział barman i podał nam je. Wtedy z Loganem wzięliśmy je i udaliśmy się do naszego stolika, który znajdował się w rogu sali tak, że nie było nas widać z parkietu. Mimo, że chwilę temu miałam kiepski humor to uśmiechałam się i starałam dobrze bawić. Po trzech drinkach udało mi się. Największy ubaw miałam z Debi, która ma najwyraźniej ma słabą głowę bo zaczynała majaczyć i rozbawiać nas do łez. Wzięło ją nawet na śpiewanie, ale Maya zamknęła jej usta i wyciągnęła nas wszystkie na parkiet. Na początku bujałyśmy się w kółeczku, ale po krótkiej chwili skakałyśmy i zachowywałyśmy się jak wariatki. Chłopcy znaleźli sobie na ten czas towarzystwo jakiś dziewczyn. Zabawa trwała w najlepsze puki jakiś zakochany kretyn nie zamówił sobie ballady i wszyscy zaczęli się przytulać. Ja jako jedna z pierwszych wróciłam do stolika mimo, że Deb próbowała mnie zatrzymać i uwiesiła się na mnie. Potem zgarnął ją jakiś chłopak i miałam spokój. Każdy z moich znajomych znalazł sobie jakieś towarzystwo czy zajęcie na czas tej idiotycznej muzyki a ja usiadłam i bawiłam się telefonem. Nikt nie męczył mnie już telefonami co mnie cieszyło. Nie chciałam znowu psuć sobie humoru.

- Co taka ślicznotka robi tu sama? - Naprzeciwko mnie usiadł mężczyzna około trzydziestki - Nie powinnaś być sama - uśmiechnął się niby zalotnie a tak na prawdę był ohydny.

R: Nie jestem sama. Moje towarzystwo poszło po drinki - uśmiechnęłam się sztucznie.

- Nie bał się zostawić takiej ślicznotki samej? Obstawiam, że jesteś z facetem.

- Nie bał się - poczułam dłoń na ramieniu - Teraz spadaj bo Ci twarz przemebluję.

- Dobra idę. Nie musisz się denerwować - wstał i uniósł ręce w obronnym geście.

Lo: Zawsze się w coś pakujesz - zaśmiał się i usiadł na jego miejscu.

R: Działam na nie jak magnes - odpowiedziałam tak samo.

Lo: Przesadzasz. Pewnie świetnie Ci się układa.

R: Układało -westchnęłam - Shon ostatnio dużo mi namieszał w życiu i nie jest fajnie. Z jego winy uciekłam od przyjaciół.

Lo: Jak to uciekłaś? Stało się coś - przesunął się i był obok mnie.

R: Mieliśmy sporą sprzeczkę, z której mnie uratowali. Nie chciałam tam dłużej być ze wstydu i.. - tu się zacięłam. Spuściłam głowę w dół i zasłoniłam twarz dłońmi.

Lo: Ej! Co jest? - Zapytał cicho a ja słyszałam i czułam jak jest bardzo blisko a potem mnie obejmuje. - Zrobił Ci coś? - Zapytała ja drgnęłam i się wtuliłam. Niestety kiedy przejechał delikatnie dłonią po moim ramieniu natychmiast się oderwałam. Przypomniało mi to czyny Shona.

R: Nie - wymsknęło mi się i natychmiast odsunęłam się jak najdalej ku zaskoczeniu chłopaka - Przepraszam. Przypomniało mi się coś strasznego - usprawiedliwiłam się.

Lo: Spokojnie. Jak nie chcesz to nie mów, ale zawsze możesz na nie polegać - uśmiechnął się lekko a ja opanowałam nerwy i wróciłam na swoje miejsce. Opanowałam się i zmieniliśmy temat. Po kilku minutach dołączyła reszta i znowu zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i niczym. Piliśmy drinki i tańczyliśmy. Ogółem zabawa trwała.

*               *               *

W: Niech żyje bal! Bo to życie to bal jest nad bale! Niech żyje bal! Drugi raz nie zaproszą nas wcale! Orkiestra gra! Jeszcze tańczą i drzwi są otwarte! Dzień warty dnia! A to życie zachodu jest warte! - Śpiewaliśmy razem z radiem doprowadzając taksówkarza do bólu głowy. To wszystko wina tych drinków i sporej ilości czystej wódki, którą wypiliśmy. 

- Miło było was słuchać, ale jesteśmy na miejscu - odezwał się nagle i odwrócił do tyłu rozbawiony. Debra spała z przodu a my wszyscy byliśmy z tyłu. Chłopaki siedzieli na siedzeniach. Ja byłam na kolanach Logana, Maya u Maxiego a Laeti u Wiktora. Dziwie się, ze zgodził się tak z nami jechać.

Lo: Trzeba wysiadać. Wstawaj - uszczypnął mnie.

W: Podnieść ciężkie dupska - powiedział i czknął. Zaśmiałam się pod nosem i opuściłem wóz. Chłopaki uregulowali rachunek a my z dziewczynami mimo, że same ledwo stałyśmy wyciągnęłyśmy na wpół przytomna Debi z samochodu i zaprowadziłyśmy do domu. Chcieliśmy być cicho aby nie budzić Ethana, ale któryś z chłopców zwalił jakiś wazon i hałas zwabił chłopaka.

E: A wy co wyprawiacie - zszedł na dół w samych bokserkach a jego włosy były rozczochrane i sterczały na wszystkie strony. Wchodząc do pomieszczenia ziewnął przeciągle i przecierał oczy.

M: Wracaj do siebie. To tylko wazon - machnęła do niego ręką a on tylko wzruszył ramionami i wrócił na górę - Zaraz przygotuję wam posłanie i położycie się spać - powiedziała kładąc z Wiktorem Deb na kanapie.

R: Co? Nie. Przepraszam, ale chcę wrócić do domu. Niema mnie tam już wystarczająco długo. Kevin jeszcze na zawał zejdzie - sprzeciwiłam się.

M: Jest po trzeciej. Nie puścimy Cię samej a żaden z nas nie nadaje się do towarzystwa - bąknął i padł na fotel po czym prawie natychmiast zasnął. 

W: Nigdzie nie pójdziesz sama. Maxxie ma racje - ziewnął i usiadł na drugim fotelu.

R: I tak wszyscy się tu nie pomieścimy.

L: U Ethana jest jeszcze miejsce. Ja chętnie położę się obok i mięśnie pooglądam - westchnęła rozmarzona a my się zaśmialiśmy.

R: To powodzenia - zaśmiałam się i biorąc stojącą w pobliżu torbę, którą wzięłam wczoraj ze sobą i opuściłam dom. miało ruszyłam przed siebie wyciągając po drodze kurtkę i zakładając ją na siebie. Jest ciemno i chłodno, ale muszę być dzisiaj w domu.

- Pogięło Cię?! Roxy wracaj! - Usłyszałam za sobą krzyk, który zignorowałam i skręciłam w uliczkę - Kurwa Roxy! Ponoć działasz jak magnes na kłopoty! - Krzyczał dalej. W końcu się zatrzymałam i odwróciłam do biegnącego chłopaka.

R: Co jest? Chwila moment i będę w domu - spojrzałam na niego.

Lo: Może, ale ja nie chce mieć Cie na sumieniu i odprowadzę Cie chociaż kawałek. Sam z resztą nie mam zamiaru się kisić na kanapie albo podłodze.

R: Dobra. Skoro się uparłeś - westchnęłam i ruszyłam z chłopakiem w kierunku mojego domu. Pierwszą połowę drogi przemilczeliśmy, ale chłopak najwyraźniej nie chciał już dłużej milczeć. Szczerze to mnie to trochę przytłaczało.

Lo: Wszystko w porządku? - Zapytał a ja zerknęłam na niego. Szedł zgarbiony trzymając ręce w kieszeniach.

R: Chwilowo tak, ale od poniedziałku i powrotu na lekcje wszystko znowu się zjebie -warknęłam i kopnęłam jakiś kamyk.

Lo: Jest aż tak paskudnie?

R: To mało powiedziane - westchnęłam i zaczęłam opowiadać o tym co się ostatnio działo. Tak po prostu. Sama z siebie. Nie mogłam już wytrzymać.

Lo: Wszystko okej z tym kolesiem? Może potrzebował szycia - zapytał gdy opowiedziałam o wypadku z Kastielem i Shonem oraz o rozwalonym brzuchu czerwonowłosego.

R: Byłam jego pielęgniarką i stwierdzam, że nie było takiej potrzeby.

Lo: Miał koleś szczęście - zaśmiał się - Jednak musiał się jeszcze coś stać, bo jesteś ciągle zestresowana.

R: Ostatnio się porządnie sprzeczaliśmy i przekroczył pewne granice - wydukałam. Nie wiem jak przejdzie mi to przez gardło, ale powiem. Przecież to mój przyjaciel jak reszta. Mogę mu zaufać. Prawda? - Zaczął mi wmawiać zdradę podczas gdy to on tego dokonał i wybaczyłam mu to. Zaczęłam mu to wypominać i wtedy..Uderzył mnie w twarz - powiedziałam ledwo słyszalnie.

Lo: Co on kurwa zrobił?! - Zatrzymał się a potem chwycił mnie za ramię i ustawił ze sobą twarzą w twarz - Mam nadzieję, że nic poważniejszego - powiedział patrząc na mnie ze smutkiem i troską.

R: Chciałabym - powiedziałam cicho i zaraz kontynuowałam czując na sobie pytający wzrok towarzysza - Uparcie twierdził, że przespałam się z Kastielem co jest kłamstwem i mu to powtarzałam. Zdenerwowało go to i popchnął mnie przez co się porządnie uderzyłam i mam wielkiego siniaka na udzie - mówiłam strasznie cicho a głowę miałam spuszczoną w dół - P-Potem - wydukałam a łza zleciała po moim policzku - On się zaczął do mnie dobierać, chciał mnie zgwałcić. Rozumiesz? Chciał to zrobić mimo, że odmawiałam. Gdyby nie Kastiel..- rozpłakałam się i rzuciłam w ramiona chłopaka, który natychmiast mnie objął i zaczął uspokajać.

Lo: Spokojnie. Wszystko jest dobrze. Nikt Ci nic nie zrobił a ty powinnaś podziękować temu kolesiowi.

R: Boje się mu teraz spojrzeć w oczy. Wtedy byłam tak zdenerwowana, że uciekłam i się schowałam a potem wymyślając jakiś pretekst udało mi się wrócić do domu wcześniej. Szukali mnie a ja zachowywałam się jak przestępca. Nie odbierałam telefonów więc przestali dzwonić do mnie a zaczęli do Kevina. 

Lo: Martwią się. Ja z resztą teraz też. Nie powinnaś się od nich odsuwać, bo tylko sobie szkodzisz.

Logan pocieszał mnie puki się nie uspokoiłam a trwało to sporo. Dzięki jego słowom postanowiłam rano porozmawiać i przeprosić Kastiela i resztę. Był z siebie zadowolony i ruszyliśmy dalej a chłopak próbował poprawić mi humor. Przechodziliśmy koło szkoły gdy zobaczyłam odjeżdżający autokar. Byliby tak późno? Może mieli jakieś kłopoty z dojazdem? Zadawałam sobie pytania i rozglądałam się dookoła. Jednocześnie chciałam i nie miałam ochoty spotkać znajomych, ale nigdzie ich nie widziałam. 

Byliśmy już na mojej ulicy i chciałam podziękować Loganowi, ale kiedy się odwróciłam chłopak leżał nieprzytomny kilka kroków wstecz. Chciałam do niego podejść gdy poczułam ból głowy.


------------------------------------------------------------

Nieuchronny koniec blisko :(
Mam nadzieję, że się podoba i pozdrawiam ;)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc