poniedziałek, 2 lipca 2018

Urodziny, ah urodziny..

Dokładnie drugiego lipca 2014. roku o godzinie 12:47 pojawił się tutaj mój pierwszy post, a więc także historia z pisaniem. Od tego czasu naprawdę wiele się zmieniło..
Dzięki rozpoczęciu tej przygody poznałam sporą grupkę naprawdę fajnych osób, z niektórymi kontakt jest dalej, inni się usunęli i słuch o nich zaginął. Niezależnie do której grupy należysz ogromnie ci dziękuję..
Nie zawsze było kolorowo, mimo świetnej przyjaźni jaka powstała tylko za pomocą łącza internetowego i podniosła na duchu nie raz gdy człowiek tego potrzebował, zdarzały się momenty zgrzytów i nieporozumień. 
Jest to przykre, ale widać takie jest życie i nie wszystko jest kolorowe oraz trwa wiecznie.
Szkoda, bo do pewnego momentu było naprawdę cudownie.
W tym poście nie chcę świętować samych urodzin bloga i tego ile czasu to wszystko trwa, ale rozliczyć się ze wszystkim co dzięki niemu zyskałam i w ilu sprawach założenie tej strony okazało się dobrym posunięciem. 
Szkoła i matura już za mną, wspominałam już o tym chyba nie raz, a więc to chyba dobry moment by usiąść i wszystko przemyśleć. Przeglądając ostatnio zakładkę ''O mnie'' zdałam sobie sprawę jak wiele rzeczy się zmieniło oraz jak wiele zostało na swoim miejscu. 
Nadal jestem szkieletem odzianym w warstwę skóry z ciemnymi kłakami, brązowymi oczami i okularami na nosie, to nie uległo zmianie. Może tylko jeszcze więcej tkanki tłuszczowej ubyło, z kości na ości jak to mówią ^^
Pod względem podejścia do pewnych rzeczy, ludzi i zachowań było wiele zawirowań.. 
Osoby, które mnie znają i nie bały/ją się ze mną pisać mogą być zorientowane. Nie będę wymieniać imion ani nazw, ponieważ jeśli tutaj zajrzą i pokuszą się o czytanie, domyślą się. 
Nigdy nie lubiłam kłamstwa czy naginania faktów, jak zawał tak zwał, wolę szczerą prawdę niż głupie tłumaczenie, więc jeśli ktoś to robi wiedząc o moim wyczuleniu to marny jego los..
Życie na pewno nie jedną osobę jakoś skrzywdziło, bardziej lub mniej, nie jestem wyjątkiem. Pisaniem zajęłam się po kilku przykrych sytuacjach w moim życiu, niekoniecznie o nich musiałam wspominać, a pisanie tutaj i pewnego rodzaju wyżycie się na klawiaturze stało się dla mnie jakby terapią.
Poznani ludzie nawet nieświadomie mi pomogli odrywając moje myśli od tych szarych chmur będących w pewnej części nieba..
Kilka imion już mogło wylecieć, ale wspomnienia, częściowo nazwy i wiele innych zostaje, dlatego odnoszę się teraz do wszystkich, z którymi kiedykolwiek miałam styczność.
Przede wszystkim dziękuję za wciągnięcie mnie do tej szalonej grupy, której szczerze się obawiałam na początku. Ta aż niemal przesadna euforia potrafiła człowieka wystraszyć, ale była też bardzo zaraźliwa.
Dziękuję za zarwane noce, tysiące wiadomości, pobudki o szóstej rano, rozmowy video czy telefoniczne, nie da się tego zapomnieć, przynajmniej ja nie jestem w stanie. Taki typ, bardzo sentymentalna jestem..
Jak już wspominałam, nie zawsze było kolorowo, ale zdecydowanie pozytywnie wspominam ten natłok wiadomości, rozmów i dzielenia się swoim punktem widzenia.
Nasza mafia Ilesiek się trochę posypała, ale cóż.. Bycie ileśką to ryzyko zawodowe, nawet jakby ktoś chciał to mu to gdzieś tam w środku raczej zostanie. Banda zakręconych pozytywnie ludzi :D
Nawet pisałyśmy RP zanim to było modne, a więc to my wykreowałyśmy ten trend ^^
To już tyle czasu, a nawet nie wiem kiedy tak szybko zleciało.
Do dwóch osób mam tu szczególny sentyment, o ile można to tak nazwać..
I tak, napisałam dwóch, nie przewidziało się.
Wiecie jak jest i jak było, zwłaszcza że to z wami najwięcej czasu mi upłynęło i jest najwięcej wspomnień.
Dziękuje za głupotę z której można było się głośno śmiać aż załączyła mi się hiena i bezdech, za przegadane i zarwane całe noce, za ogromny spam, który czasem było ciężko nadrobić.
Na koniec dziękuję za samą obecność, ponieważ nie ważne jak, ale czyjeś wsparcie i nawet najmniejsza możliwość ponarzekania drugiej osobie daje bardzo dużo.
Wiem, że Ty o tym powiesz dokładnie to samo, ponieważ różne rzeczy działy się przez te lata.
Mimo tego jakie panują nastroje teraz o niektórych rzeczach nie da się zapomnieć, ważne też jest jednak by pewne rzeczy które były między nami zostały zamknięte w pudełeczku, które nigdy nie zostanie otwarte, no chyba że tylko w naszej obecności, bo takie pudełeczko to jak puszka Pandory ..
Lepiej nie będę się tutaj rozwodzić dużo więcej, bo nie chce wywlekać za dużo prywatnych spraw na wierzch. Cały czas jestem dostępna, a jeśli mamy kontakt i możliwość rozmowy to wolę to w ten sposób załatwić.
Czas napisać kilka słów do zwykłych czytelników, którzy się nie ujawniali/ją..
Miałam zupełnie inny zarys tego posta, a wyszło mi zupełnie coś innego. Wybaczcie, ale pisałam to pod wpływem chwili, ze słuchawkami na uszach i muzyką w tle, która nieco zmieniła mój nastrój.
Strasznie dużo tutaj tych podziękowań, ale niech dojdzie jeszcze odrobinka.
Ogromne dzięki i mocne uściski dla wszystkich czytających, nabijających wyświetlenia, komentujących, obserwujących i tak dalej.. Gdyby nie wy to nic by tutaj nie powstawało.
Początki zawsze są trudne, tutaj też tak było, potem były chwile szczytu a teraz przez moje niedbalstwo oraz małe wymarcie blogsfery na rzecz (nie chcę nikogo tutaj urazić) znienawidzonego przeze mnie Wattpada, jednak jak widzę w bloggerze to dalej ktoś wchodzi co jest zaskakujące oraz cieszy..
Ile to dokładnie lat oraz dni i sekund macie na dole w specjalnym dodatku, więc ciekawych zachęcam to zjechania w dół.
Wyświetlenia też raczej nie trudno przeoczyć, chociaż w porównaniu z innymi blogami odstaję dość sporo.
Kwestia komentarzy jest nieco trudniejsza..
Po prawej stronie w informacjach napisałam w skrócie o co chodzi. Jest pewna opcja od google, która bardzo mi się nie podoba i niestety nic nie da się z nią zrobić. Przez nią komentarze dodane za pomocą g+ po prostu wyparowały. Rzecz jasna gdzieś są, ale nie widoczne pod postem ponieważ ktoś przekombinował edytując swoje usługi..
Nie zapominam jednak o nich w żadnym wypadku, każdy ten komentarz ma swoją gablotkę gdzieś tam w serduchu, a miejsca jest wystarczająco więc nie bójcie się po sobie zostawiać śladu. Nikt tu nie gryzie..

Idąc ku końcowi wspomnę tylko o historiach, które tutaj udostępniłam.
One wszystkie już dawno są skończone gdzieś w mojej głowie czy na kartkach starych zeszytów i w każdej z nich znajduje się cząstka mnie.
Wyjawianie dokładnego jej położenia nie jest tutaj ważne, jeżeli ktoś zauważy to brawo, a jeśli nie to trudno, to nie jest takie ważne..

Miło mi będzie jeśli ktoś zostawi tutaj po sobie ślad obecności, i że jednak doczytał do końca a mój wywód nie był bezsensowny. Śmiało zadawajcie pytania jeśli chcecie mnie poznać, czy po prostu jesteście ciekawi. Mogą być anonimowe, chętnie odpowiem.
Na kilka potencjalnych napiszę wam odpowiedzi już teraz, nie bójcie się nimi wzrorować...

Czy dalej będę pisała?
Na pewno, ale czy tutaj i jak często to wielki znak zapytania. Wszystko zależy od zainteresowania moją twórczością przez czytelników. Poza blogiem próbuję pisać coś zupełnie nowego, mam pomysł na książkę i staram się go realizować, ale przede mną długa droga..
Skoro jestem po szkole, to co dalej?
Los pokaże, jak mi się życie ułoży. Może spełnią się marzenia operatorskie, może wypali książka, a może będę jak zwykły szary człowiek pracujący za najniższą. Na razie wolę nie zapeszać i skupiam się na tym co jest..
O kim mówiłam w zdaniach powyżej?
Tego nie ujawnię nawet na torturach. Wtajemniczeni wiedzą, przepraszam.
Jak można się ze mną skontaktować?
Najprościej przez hangouts, na którym jestem niemal 24/7. Nie ma co się obawiać, można śmiało pisać.

Życzę Wam i sobie wszystkiego dobrego, udanych wakacji i uśmiechniętych mordek, powodzenia w życiu oraz wszystkiego czego tylko zapragniecie. A Roksanie i spółce, od której się to wszystko zaczęło sto lat.

Zapraszam na torcika :)


piątek, 22 czerwca 2018

8. On

    Butelki, śmieci, kilka pudełek po pizzy i ten unoszący się w powietrzu smród papierosów oraz alkoholu - to zdecydowanie nie jest przyjemna atmosfera, o której się marzy wchodząc do czyjegoś domu. Ja niestety na to trafiłem. Dobijałem się do drzwi dobre pół godziny, a gdy dalej nikt się nie odzywał postanowiłem chwycić klamkę. Na moje szczęście drzwi były otwarte, więc wszedłem do środka sprawdzić czy nic się nie stało. Plotki dotarły do mnie różne i żeby później nie usłyszeć gorszych, a co ważniejsze - nie mieć nikogo na sumieniu, postanowiłem sprawdzić co jest nie tak. Przeczucia mnie może nie zawiodły, ale były też nieco wyolbrzymione. Spodziewałem się, że w domu Kastiela nie będzie schludnie i porządnie jak u nas czy u kogokolwiek innego, w końcu to Kastiel. Znałem tylko adres, nigdy wcześniej tu nie byłem przez co błądzenie po pomieszczeniach trochę mi zajęło. Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że ktoś może żyć w takim śmietniku. Wystrój był nowoczesny, elegancki, kompletne przeciwieństwo gustu Blacka, tak mi się przynajmniej wydaje.. 
    W kuchni dominowały jasne kolory, meble były białe z delikatnymi akcentami szarości w niektórych miejscach, ładnie zabudowane i wszystko idealnie współgrało ze sobą. Pomieszczenie nie należało do dużych, ale z pewnością gotując w kilka osób nie wpadałby nikt na siebie. Nie mogę mieć jednak pewności, ponieważ ledwo dojrzałem kolory szafek, a co tu mówić o reszcie. Może ten szary to nie kolor mebli tylko jakaś pleśń? Nie zdziwiłbym się. Zlew jest zawalony brudnymi talerzami, kubkami, szklankami i chyba wszystkimi dostępnymi elementami zastawy stołowej jaka istnieje. Podszedłem bliżej, gdy nagle poczułem pod stopą coś dziwnego. Spojrzałem w dół i odskoczyłem. Ohyda.. Popsuta pizza, która leżała na ziemi teraz lepiła się również do moich nowiutkich butów. Dzięki wielkie losie! Jak mogłem tego nie zauważyć? Muszę uważać, jeśli nie mam ochoty na więcej takich niespodzianek. Rozejrzałem się i gdy tylko zauważyłem wśród sterty opakowań po szybkich daniach papierowe ręczniki, zgarnąłem je i wytarłem swoje obuwie. Uważając gdzie stawiam stopy doszedłem do lodówki i spojrzałem na karteczkę przyczepioną do niej.

Postaramy się szybko wrócić.
W lodówce zostawiłam ci kilka obiadów, a w zamrażalniku masz inne rzeczy.
Tradycyjnie pieniądze są w kuferku, nie wydaj wszystkiego. 
W kalendarzu masz zapisane gdzie kiedy powinniśmy być.
Dzwoń jakby się coś działo.
Mama :)

    Mama? No tak, mogłem się tego spodziewać, jego rodzice należą do tych pracowitych i nie ma ich większość czasu z tego co wiem. Wygląda na to, że jest sam już jakiś czas i nie ma kto go zagonić do porządków. Trochę to przykre, ale cóż.. Ruszyłem dalej i zajrzałem do salonu, w którym aż dusiło od dymu papierosowego. Na fotelu była gitara i tylko przy niej nie widziałem żadnego śmiecia. Wszędzie wokół walały się ubrania, opakowania po jedzeniu jak w kuchni, butelki po piwie i nie tylko, puste opakowania po papierosach oraz wypalone papierosy ponieważ stojąca na stoliku popielniczka była przepełniona. Mignęła mi też jakaś wypalona w dywanie dziura, ale może lepiej się w to nie mieszać. Szukałem lokatora, ale tu go nie było. Pozwoliłem sobie uchylić okno i odsłonić zasłony, aby wpadła tu odrobina słońca, a przede wszystkim świeżego powietrza. Niech mnie ktoś zabije za to, ale w takim smrodzie długo się wytrzymać nie da. Gdy wychodziłem z pomieszczenia mój wzrok na chwilę się zawiesił na czerwonych, koronkowych figach wiszących na telewizorze. Kastiel, jest coś czego nie powinniśmy wiedzieć? Nieco zmieszany szybko stamtąd uciekłem po schodach na górę. Tu panowała nieco lepsza atmosfera, ale papierosy czułem w całym domu. Jedne z drzwi były delikatnie uchylone. Może najpierw tam sprawdzimy. Podchodzę bliżej i już mam chwytać za klamkę, gdy nagle czuję okropny nacisk na klatkę piersiową, słyszę hałas a następnie moje pośladki nieprzyjemnie upadają na podłogę.
  - Demon! Spokój! - dochodziły do mnie stłumione dźwięki. Uderzyłem głową? Kurcze, ten pies to niezłe bydle.. - Ej.. Ty.. Ziomek, żyjesz? - Ucisk z klatki zniknął, a gdy podniosłem wzrok zobaczyłem, jak zaspany nieco Kastiel trzyma swojego pupila za obrożę i macha do mnie.
  - Tak.. Chyba tak - wydusiłem i powoli się podnosiłem.
  - Co ty tu właściwie robisz? Matka cie nie nauczyła, że się puka jak do kogoś chcesz wejść?
  - Dobijałem się pół godziny, było otwarte to pozwoliłem sobie wejść. Sorry.. - masując głowę spojrzałem na niego ze zbolałą miną. Czerwonowłosy tylko westchnął ciężko i zamknął Demona w swoim pokoju.
   - To czego chciałeś, że ryzykowałeś zdrowie i życie błądząc po moim domu?
  - Chciałem pogadać, ale to raczej nie będzie dla żadnego z nas przyjemna rozmowa..

*     *     *

      Kilka minut zajęło mi przekonanie czerwonowłosego, a raczej Pana Czarnego Odrosta, do rozmowy na ten konkretny temat. Nigdy się nie przyjaźniliśmy, a do tego wydawało mi się zawsze, że jest do mnie jakoś uprzedzony ze względu na moją orientację. No cóż, przywykłem, dużo ludzi ma z tym problem i właśnie z tego powodu boję się przyznać mojej rodzinie. Armin wszystko akceptuje, ale nie wiem jak zniosła by to mama czy tata. Dosyć, że adoptowany to jeszcze pedał, nie byłoby miło..Na szczęście mam swoich ludzi, na których mogę liczyć, ale o tym przy innej okazji. Teraz mamy ważniejszą sprawę na głowie - Roksanę.
   - To o czym chcesz gadać? - mruknął pan domu rozwalony na fotelu gdzie jeszcze chwilę temu była jego gitara i odpalając papierosa.
   - Już mówiłem, chce cie zapytać o parę rzeczy i uciekam. Wiem, że to może być nieprzyjemne a nawet bolesne, ale muszę to wiedzieć. Możliwe, że odpowiedzi na te pytania pomogą nam wszystkim.
   - Kurwa, Alexy, nie gadaj jak jakiś filozof tylko przechodź do rzeczy. Nie będę na ciebie kurwa całego dnia tracił..
   - Przepraszam, po prostu nie wiem jak zacząć.
   - Może od początku? - prychnął. - Czego chcesz od Roxi? Chcesz zrobić sensacje z jej śmierci? Mało ci?! Dziewczyna umarła na moich rękach, chcesz szczegółowych relacji!? - podniósł się wymachując rękami jakbym zaraz miał oberwać.
   - Nic z tych rzeczy! Mnie też jest bardzo przykro z tego powodu! Nie chce rozdrapywać tak głębokich ran, bo wiem, a raczej domyślam się co musieliście przejść ty, Rozalia i Lysander! A teraz siadaj i słuchaj! Nie zdawaj żadnych pytań, to przesłuchanie i masz tylko odpowiadać, jasne!? - Może trochę przesadziłem, ale poskutkowało, Kastiel usiadł i spojrzał na mnie swoim szarym spojrzeniem.- Bez owijania w bawełnę.. Jak to wszystko wyglądało? Mówiłeś, że umarła na twoich rękach..
   - Podobno nie chcesz szczegółów, już zmieniłeś zdanie? - prychnął. - Ale dobra.. Powiem ci, i tak cała szkoła huczy od plotek na ten temat, może naczelna plotkara sprostuje parę z nich. Roksana nie umarła na moich rękach..Wyglądało to nieco inaczej.. Dzięki Kevinowi, to jej brat, mogłem jechać z nią karetką. On chciał się dowiedzieć więcej od policji i reszty służb, które wezwaliśmy, ale to cie musi najmniej interesować.. Fakty są takie, że byłem przy niej przez całą drogę, która dłużyła się niemiłosiernie.. - chłopak westchnął ciężko i ledwo zaczętego papierosa zgasił na stoliku po czym podszedł do okna. Nic nie mówiłem, wiem że to dla niego ciężki temat, dlatego słuchałem będąc w absolutnej ciszy. - W pewnym momencie sprzęt zaczął piszczeć, wiedziałem co to oznacza... - oparł dłoń o futrynę i patrzył w dal, a jego głos był cichszy niż zwykle, spokojniejszy i smutny. Nagle zacisnął opartą dłoń jakby chciał rozgnieść ten kawałek muru. - Wiedziałem, że już za późno, ale łudziłem się że ona jeszcze z tego wyjdzie, że ją odratują.. Zorientowałem się dużo po czasie, jakie emocje mi towarzyszą przy niej.. Gdybym kurwa zrobił to trochę wcześniej nie byłaby z nim! Może by do tego nie doszło! - drugą ręką uderzył wyraźnie zdenerwowany o szybę, aż przeszedł mnie dreszcz. Nawet nie mogę sobie wyobrazić bólu jaki czuł. Nie powinienem był tu przychodzić, to był zły pomysł..
   - Kastiel, ja.. Nie chce żebyś się denerwował. Przepraszam, nie powinienem był pytać. Lepiej pójdę.. - zacząłem się podnosić, ale chłopak pokręcił głową na nie i się odezwał spokojniej. Wzrok miał jednak ciągle skierowany za okno.
   - Nie, zostań.. Może jak powiem to komuś innemu niż tamtej dwójce to mi ulży. Chujowy ze mnie psycholog, ale kto wie.. Pokochałem Roksanę nawet nie mam pojęcia kiedy, bo przecież to nie było tak dużo czasu, ale los widocznie uznał, że wystarczająco.. Gdy cały ten sprzęt zaczął piszczeć działałem odruchowo, nie panowałem nad sobą. Zacząłem krzyczeć żeby nie odchodziła, że ją kocham.. Nawet ją pocałowałem, rozumiesz to? Pocałowałem ją zamiast się kurwa odsunąć i dać lekarzowi działać! Zamiast dać ją ratować! - odwrócił się do mnie i wtedy zobaczyłem coś, czego nie chciałem widzieć, rozpacz i łzy Kastiela. Nawet teraz nie potrafił zapanować nad emocjami i jego oczy były zaszklone. - Dopiero po chwili mnie odciągnęli, jakby już wydali wyrok, jakby wiedzieli co za chwile nastąpi..  - zawiesił się i wypuszczając powietrze znów spojrzał w okno.
   - To wtedy ona..?
   - Nie. Przeliczyli się. Reanimacja pomogła, znów była stabilna i dojechaliśmy do szpitala. Na miejscu nas rozdzielili.Trafiła od razu w ręce specjalistów, którzy mieli ratować jej życie, a ja dałem znać Lysowi i Rozie. Przyszli równo z Kevinem..
    - Co było później?
    - A żebym ja to wiedział.. Czekaliśmy godzinami, Kevin rozmawiał z lekarzami, ale nic nam nie przekazywał..Nie wiem ile minęło, może nawet kilka dni, cały czas siedziałem na tym durnym korytarzu i czekałem na informacje. Ignorowałem wszelkie próby przegnania mnie, a ten nagle przychodzi i mówi, że ona.. Nawet nie zobaczyłem jej ostatni raz, nie mogłem..  - oparł czoło o szybę i słyszałem jak pociąga nosem. Naprawdę płakał, szczere łzy leciały strumieniami, a ja siedząc jak debil nie miałem pojęcia co zrobić.Cisza trwała dobrych kilka minut zanim zebrałem się na odwagę by coś powiedzieć.
   - A co z pogrzebem? Rozumiem, że nie chciał robić przedstawienia na całą szkołę, ale jej najbliżsi przyjaciele.. - wtedy Kastiel ożywiony spojrzał w moim kierunku, a mama mówiła żeby nie wkładać kijaszka w mrowisko.
   - Jaki pogrzeb? Ja nawet nie wiem czy ona go miała. Po tym Kevin odciął się od wszystkiego, nic nie mówił, poblokował numery.. A jak poszliśmy do nich do domu to sąsiadka powiedziała, że wyjechał i nie mamy się co trudzić z próbą dostania do środka.  Nawet nie wiem gdzie ona leży i czy ma w ogóle grób. Przeszukiwałem różne cmentarze, ale nic nie znalazłem, ani śladu..
   - Byliście jeszcze później pytać?
   - Byliśmy, ale zawsze ta sama śpiewka, że wyjechał i mamy spływać. Kurwa rozumiem, że to jego siostra, ale też mamy prawo do jakiejś informacji! Zwłaszcza po tym wszystkim! - Emocje nim targały, a mnie zaczynało męczyć coś w rodzaju poczucia winy przez wszystkie informacje, które posiadam. Znając punkt widzenia obu stron oraz ich uczucia zaczynałem czuć wstręt do samego siebie, że nie jestem w stanie powiedzieć wszystkiego jednemu i drugiemu. Miałem już zaczynać zdanie, gdy nagle Kastiel odezwał się nieco spokojniej - Skoro już mowa o ponownych próbach.. Mieliśmy zamiar go spróbować dorwać ponownie. Naczelna plotkara chce nam pomóc? - spojrzał się na mnie i trochę krzywo się uśmiechnął. A więc jeszcze nie wszystko stracone..

Ogłoszenia parafialne

Od czego by zacząć? 
Od przeprosin?
Obietnic?
Nie wiem, nie mam pojęcia, totalna pustka..
Wiem, że zaniedbuję i może się powtarzam, ale brak mi motywacji.
Blog miał swoje kolejne urodziny już kawał czasu temu, nadchodzą kolejne,a ja również dawno nic nie dodałam..
Wszystko się sypie.
Jestem rocznik 97, a więc za mną już czasy szkolne i czas na dorosłe życie, a to nie ułatwia mi sprawy.
Mam nadzieję, że chociaż część z was jest w stanie to zrozumieć. 
Odwiedzin jest coraz mniej, ale po liczniku widzę że jednak ktoś tu zagląda dlatego proszę was o opinie, jakieś słowo..
Wracać? Warto jeszcze? Ktoś czeka?
Bardzo bym chciała od Was zobaczyć jakąś wiadomość..
Miałam i mam nadal wiele planów dotyczących fabuły, poprawienia pierwszych rozdziałów, które są fatalne i się nie da tego ukryć, nie widzę jednak zbytniego odzewu, czy oceny mojej pracy, a komentarz ''Kiedy następny rozdział?'' cieszy krótko i bardzo mało.
Ciesze się i doceniam każdego czytelnika, ale może ktoś ma ochotę coś powiedzieć?
Jeśli tak, to śmiało.
Zebrałam się w końcu i coś napisałam, ale chciałabym wiedzieć czy jeszcze warto.

Miłej lektury i wszystkiego dobrego życzę :)



Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc