czwartek, 26 marca 2015

"Roxy" cz.24

Będąc prawie na miejscu zauważyłam stojącą przy wejściu Rozalię z chłopakami.Dziewczyna pomachała mi i dała znak abym podeszła.W sumie nic mi już nie szkodzi.Po ostatniej rozmowie z Kasem jest OK,a także białowłosa ze mną normalnie już rozmawia.Spojrzałam jeszcze tylko w kierunku Irys,która szła z Alexym i Arminem. Będę musiała pogadać z naszym Smerfem na jej temat,bo w końcu miłości trzeba pomóc,nie?

Bez problemów przywitaliśmy się i udaliśmy do stolika. Roza tryskała energią,Kastiel był jakiś ponury a Lysander bacznie mnie obserwował co mnie szczerze trochę denerwowało.Nie mogłam w spokoju zjeść,bo czułam na sobie spojrzenie tych kolorowych tenczówek.

R:Mam coś na twarzy Lysander?-Zapytałam wbijając w niego wzrok przez co się speszył i odwrócił wzrok.

L:Nie.Wybacz.PO prostu wyglądasz na zdenerwowaną.Coś się stało?

Ro: Hmm?Rzeczywiście.W porządku Roxy?-Zwróciła na mnie wzrok-Irys mówiła,że jak wychodziła to wstawałaś i miałaś dobry humor.

K:Zauważ,że Irys przyszła sporo wcześniej-wtrącił i wrócił do kanapki.Całkowita zlewka.

Ro: Fakt.Co się stało?

R:Nie mam ochoty o tym rozmawiać,a po za tym to nie odpowiedni czas i miejsce.

L:Coś poważnego?-Zapytał z troską.

R:Spokojnie Lys. To sprawa innego życia-rzuciłam leniwie i ugryzłam kanapkę.

K:Gadasz jak połamana.Jest z Tobą gorzej niż myślałem-zaśmiał się nagle.

R:Sugerujesz coś?-Uniosłam brew.

K:Nie.Nic-uniósł ręce w obronnym geście,chociaż na jego twarzy widniał złowieszczy uśmieszek.

R:No ja myślę.

*               *               *

Po śniadaniu razem z Rozalią udałyśmy się do pokoju,gdzie prawdę mówiąc powiedziałam wszystko co się ostatnio działo,włącznie z dzisiejszą rozmową z Shonem.

Ro:I ty nadal z nim jesteś?!-Krzyknęła bez żadnych zahamowań. Jeszcze nam tu publiki brakuje.

R:Ciszej Roza,błagam!Jestem z nim,bo o kocham i to jest jego ostatnia szansa-odpowiedziałam,czym wyraźnie nie była zadowolona.

Ro: Ty go nie kochasz.Tylko się oszukujesz,a tą szansę powinien już stracić wczoraj-wysyczała zła-Powiedz.Jesteś z nim szczęśliwa?-Złapała mnie za ramiona i spojrzała głęboko w oczy.Niestety moją uwagę od niej odwrócił ból jaki poczułam i syknęłam.Oczywiście o tym jej nie powiedziałam,bo by było jeszcze gorzej-Co jest?Boli Cię coś?-Puściła mnie i spojrzała z troską.

R;Spokojnie.To nic poważnego-odparłam i usiadłam na łóżku.Niestety poszła w moje ślady.

Ro: Dobra udam,że nic przed chwilą nie było,ale jak odpowiesz na moje pytanie-spojrzała na mnie z ukosa.

R:Yyy..Chwila.A,dobra.Tak-powiedziałam szybko i położyłam się na plecach.

Ro: Znowu kłamiesz.Przecież to widać.Odkąd znowu jesteście razem nie widziałam na Twojej twarzy szczęśliwego uśmiechu.

R:Bo nie spędzałyśmy razem czasu?-Usiadłam i spojrzałam na nią-Jest mi z nim dobrze i jestem..

Ro: Nie kończ-wtrąciła-Wmawiaj sobie to dalej a daleko nie zajdziesz.Zrozum,że nie wolno się zmuszać do miłości a to co przy nim czujesz to tylko pewnego rodzaju przywiązanie.Byliście ze sobą bardzo długo i masz do niego sentyment-powiedziała spokojnie.

R:Nawet jeśli,to on zapełnia tam pustkę-wskazałam ręką serce i spuściłam wzrok.

Ro: Nigdy już jej nie zapełni.Przynajmniej nie jako Twój chłopak i ,,ukochany"-ujmowała słowa w werbalny,nie widzialny cudzysłów-Zrozumiesz to kiedyś-po tym wstała i weszła do łazienki.Ja jedyne co zrobiłam to wzdychając upadłam twarzą w poduszki.


Po upływie jakiś pięciu minut słyszałam jak Rozalia z kimś rozmawia w łazience a po kolejnych pięciu praktycznie z niej wybiegła z wielkim bananem na twarzy.

R:Co jest?Kompletnie zwariowałaś?-Zaśmiałam się.

Ro: Nie.Dzwonił Kastiel i ponoć udało mu się załatwić,że dzisiejszy dzień mamy wolny.Nazmyślał coś,że jesteśmy zmęczeni i chcemy odpocząć.Ponoć zgodzili się od razu-wyśpiewała.

R:I co w tym takiego świetnego?

Ro: Organizujemy ucieczkę-zaczęła skakać i piszczeć.Jaką znowu ucieczkę?Gdzie?

R:Po co to wszystko?Niby gdzie masz zamiar iść?-Spojrzałam krytycznym wzrokiem.

Ro: Ty,ja i chłopaki na pewno idziemy razem do klubu a reszta gdzie chce.Wychodzimy o dwudziestej drugiej a wrócić musimy przed czwartą. Kastiel już to załatwił.Jakby co to nikt nas nie widział.Nie wiem jak to zrobił,ale należy mu się porządny całus za to.Będziemy mogły się wyszaleć!

R:Nieźle masz naryte w bani-zaśmiałam się za co oberwałam poduszką-No co?!Pozytywnie, doprowadzasz mnie do śmiechu. I dodatkowo będziesz musiała cmoknąć Kastiela-uśmiechnęłam się wrednie.

Ro: Co?Ja mam chłopaka.Ty to zrobisz!-Wskazała na mnie palcem.

R: Sory też go mam i nie byłby zadowolony-pokazałam jej język.

Ro: Grr..To obie,ale w policzek-westchnęła.

R:A co z Lysem?Będzie poszkodowany.

Ro: Też dostanie,na zachętę. Może wpadnie na fajny pomysł-uśmiechnęła się i podleciała do szafy. Wspomnijmy,że wzięła ze sobą mnóstwo bagażu i ma nawet rozkładaną szafę z czegoś tam, nieważne.-Trzeba się zacząć szykować.Na obiad nie idziemy a na kolację musimy,żeby nie było podejrzeń-zaczęła mówić do siebie,a ja obserwowałam ją z rozbawieniem-Ja założę to,nie to i do tego te szpilki-wyjęła jakieś ubrania,które położyła na swoim łóżku i podeszła do moich rzeczy. Nawet jej nie zatrzymywałam bo wiem,że to i tak nic nie da-Potrzebne nam zakupy,ale już widzę coś fajnego.Skąd to masz?-Wyjęła jedną bluzkę i pokazała mi.

R:Dostałam od dziewczyny brata.Zamówiła przez internet i jest nie dobra na nią,więc dała ją mi.

Ro: Fajne.Założysz do tego..-nagle zacięła się i patrząc na coś zaczęła się szczerzyć.

*               *               *

Po wybraniu przez Rozalię naszych kreacji wzięłyśmy się do przygotowań ogólnych.Dziwne było,że Shon się wcale nie odzywał,ale nie chciałam psuć sobie humoru i olałam to,bo w naszym pokoju zebrały się chyba wszystkie dziewczyny i wzajemnie sobie pomagałyśmy malować paznokcie i takie tam.Na kolacji panował konspiracyjny szept praktycznie cały czas a wzrok wszystkich był skierowany na Kastiela.Jego planowi ktoś zagrażał,a mianowicie Nataniel. Blondyn nie chciał uciekać i groził,że nas wyda przez co kolacja w naszym stoliku wyglądała tak.Ja i Roza jemy,a chłopaki w składzie: Kastiel, Kentin,Armin,Alexy i Lysander myślą nad pozbyciem się gospodarza.Najbardziej wszystkich zdziwiło kto zaproponował dobre rozwiązanie.Był to mianowicie nasz kochany i poukładany Lysander. Gdy powiedział żeby zwabić go na dach i tam zamknąć zakrztusiłam się a oczy wszystkich wyszły na wierzch.Ten chłopak się przy nas gorszy,jeszcze chwila i zrezygnuje z tego stroju i założy skórę z glanami.

Pomysł wszedł w życie.Niestety gospodarz nie był skłonny do samodzielnego wejścia na górę więc został wniesiony przez chłopaków.Spędzi tam tyle czasu do puki wszyscy nie wrócą,a zimno mu tam nie będzie,bo razem z Rozalią i Irys przygotowałyśmy mu legowisko z kocami itp.Ponoć lubi koty,więc niech poczuje się jak dachowiec.

*               *               *

R: Roza nie może być coś innego-krzyczałam przez drzwi łazienki.

Ro: Nie!W tym będzie idealnie,więc wychodź bo trzeba Ci makijaż zrobić-odpowiedziała.Nie chciałam tego,ponieważ przez Shona mam okropne siniaki i muszę je jakoś ukryć przed znajomymi. Próbowałam już pudrem i innymi kosmetykami,ale nic z tego.Są bardzo widoczne.Tatuaż mnie nie martwi.Już od dawna wszyscy wiedzą,że go mam bo po pewnej wizycie u mnie w domu przestałam go zakrywać.Tylko to mi strasznie teraz wadziło.Niestety.

Wyszłam z łazienki a ramiona starałam się zakryć włosami.Udało się więc jak najszybciej ruszyłam po coś aby zakryć te paskustwo.

Ro;A ty co?!- Dopadła mnie i łapiąc za ramię odwróciła do siebie.Niestety nie udało mi się powstrzymać syknięcia a dodatkowo zobaczyła ślady-Co to jest?-Zapytała twardo.

R:Nic poważnego,ale chcę to czymś zakryć-odpowiedziałam wymijająco i chciałam odejść.

Ro:To on?-Szepnęła tak aby reszta dziewcząt nie usłyszała.Odpowiedziałam jej ciszą-Dlaczego milczysz?Jeśli to on musisz z nim zerwać.Teraz małe siniaki,a co będzie jak Cie uderzy?

R:Spokojnie Roza,chciał mnie zatrzymać i złapał za mocno.To nic takiego.

Ro: Sama wiesz co robisz,ale nie możesz być na to obojętna.

*               *               *

W końcu uspokoiłam Rozalię i skończyłyśmy się szykować.Na szczęście białowłosa dobrała mi kurtkę,w której to wszystko jeszcze lepiej wyglądało i mogłyśmy wychodzić.Chciałam iść w rozpuszczonych włosach,ale dziewczyny uparły się,że w kitce będzie lepiej nie będzie mi tak gorąco i w ogóle.

Kastiel,muszę przyznać,zadbał o wszytko.Ochrona nagle zniknęła a przy bramie czekał transport.Chętni do klubu jechali busem a reszta miała iść pieszo co skończyło się wojną o miejsca.My z Rozalią wsiadłyśmy pierwsze i usiadłyśmy na końcu.Nie było tam niestety czterech siedlisk jak w naszym autokarze.

Ro: Co wy do diabła robicie?!-Warknęła Roza kiedy na nasze kolana usiedli chłopacy.Obaj się odstawili i moje obawy się potwierdziły. Lysadner siedział na kolanach Rozalii a ubrany był w zwykły biały T-shirt ,jeansy,ramoneskę i GLANY.Serio.W takiej wersji go jeszcze nie widziałam. Białowłosa chyba też bo otworzyła usta ze dziwienia. Kastiel siedząc na mnie śmiał się a my gapiłyśmy na kolorowookiego.

L:Dziewczyny spokojnie.Zrobiłem to dla przyjaciela.Miałem się nie wyróżniać-odpowiedział.

K:Dokładnie.Za to wy..-przyjrzał się nam-Macie nas nie zostawiać nawet na moment-rozkazał grożąc palcem.

R:Może,ale jak ze mnie zejdziesz.Ciężki jesteś-próbowałam go zwalić.

K:Możemy się zamienić miejscami.

Ro:Chyba nie mamy wyboru,nie?-Odpowiedziała i po chwili siedzieliśmy inaczej. Roza wtuliła się w Lysa i zamknęła oczy a ja siedziałam sztywno,chociaż Kastiel czasem mnie zaczepiał.

R:Jak brzuch-spytałam,gdy zauważyłam,że białe głowy zasnęły.

K:Dobrze jest.Się nie martw,jestem dużym chłopcem.

R:Chyba lubisz zachowywać się jak dzieciak,co?

K:Może czasami,ale dzisiaj mogę być bardzo poważny-udawał surową minę marszcząc czoło.

R:Nie musisz.Kto rozrusza towarzystwo-zaśmiałam się i wskazałam śpiące królewny.

K:Pomożesz mi,nie?Sam nie dam rady,a Twój strój może zachęcić-uśmiechnął się łobuzersko i chłodną ręką przejechał mi po odkrytym brzuchu aż się wzdrygnęłam-Co?Zimne?Wybacz trzymałem przy sercu..

-------------------------------------------

Jak wszyscy to i ja!Najwyżej dodam dwa w tym tygodniu :)
Dla wszystkich czytających a głównie komentujących :D
Buziaki :*

Roxy:

Rozalia:




środa, 25 marca 2015

Pytanko

W związku z tym,że koniec jest całkiem bliski..Nie.To nie tak,nie chcę straszyć końcem świata..
Ogólnie rzecz biorąc zbliżamy się do końca historii Roxy i mam kilka propozycji opowiadań.Niestety sama nie wiem,które wybrać.Szczerze mam multum pomysłów i pewnie skończy się na tym,że wybiorę ten ostatni,ale chciałabym poznać waszą opinię.

Teraz przedstawię krótki opis każdego z nich.Proszę pomóżcie w wyborze  :)




1. (fantasy)
Bohaterką jest nastoletnia dziewczyna,która w tajemniczy sposób straciła rodziców i obecnie mieszka z ciągle zajętą ciotką.Po przymusowej zmianie szkoły i nowych znajomościach coś w jej życiu zmienia się.Co będzie gdy nagle jej rodzina powiększy się? Czy będzie umiała poradzić sobie z nową sytuacją i rozwiązać problemy,których przysporzy jej pewien chłopak?Co będzie jeśli podda się losowi i narazi siebie i swoich bliskich na niebezpieczeństwo?Jak potoczą się dawne,nie rozwiązane sprawy i czy będzie potrafiła wybaczyć?

2.
Kiedyś chłopczyca,a dziś piękna dziewczyna,która wraca do rodzinnej miejscowości i boi się reakcji swoich starych przyjaciół.Dlaczego?Ponieważ wyjechała nagle i nie podała konkretnego powodu.Co będzie gdy nieliczni ją poznają?Będzie miała odwagę wyznać prawdę?A co z tajemniczym prezentem,który dawno temu dostała?Pozna jego sekret,czy będzie musiała pomóc pewnej osobie w odzyskaniu pamięci aby rzucił jaśniejsze światło na tą sprawę?

3.
Młoda,zdolna i tajemnicza.Tylko nieliczni znają jej sekret,który może zmienić całe jej życie.Po pobycie w specjalnej szkole dla takich jak ona wraca do domu razem z ojcem,do ukochanej kuzynki i ciotki.Można powiedzieć,że prowadzi podwójne życie,jednak jak długo?Czy będzie musiała coś w nim zmienić,a może wystarczy tylko ujawnienie prawdy światu?

4.
Wydawałoby się,że ten dzień skończy się jak każdy inny,na przepychankach z bratem,wyjściu ze znajomymi lub spędzeniem wieczoru z rzadko widzianym ojcem.Nic bardziej mylnego gdy postanawiasz pomóc znalezionemu z raną postrzałową chłopakowi.Jak to się potoczy?Co gdy ten którego myślałaś,że znasz nie mówił całej prawdy?Co z ojcem rodzeństwa?Naprawdę ma tak dużo pracy,czy to tylko zmyłka aby ukryć bolesne sekrety?





Do wyboru AŻ cztery propozycje.Przyznam,że moim faworytem jest czwórka,ale chciałabym poznać opinie innych.Pozdrawiam :*



niedziela, 22 marca 2015

"Roxy" cz.23

Ponieważ podsłuchiwałam,o czym Lysander wiedział,wiedziałam,że ma zamiar wyjść.Szybko się cofnęłam do drzwi na korytarz i wzięłam apteczkę z zamiarem podania jej białowłosemu.Niestety stało się coś czego nikt by nie przewidział.Chłopak złapał mnie i wepchnął na dach,prawie się wywróciłam,ale nie to było teraz ważne.Właściwie zatrzymałam się tuż przed Kastielem,który przyglądał mi się,a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć.

R:Sorry.Przeszkadzam?-Zrobiłam głupią minę.

K:Co tu robisz?Myślałem,że jestem kretynem i nadal nie będziesz się odzywać-powiedział sucho.

R:Miałam taki zamiar,ale przechodziłam korytarzem i zostałam tutaj wepchnięta-szybko coś wymyśliłam.W sumie to tylko częściowo kłamstwo.

K:Niby przez Lysa?Myślisz,że jestem głupi i go nie znam-skrzyżował ręce na piersi i uniósł brew.

R:Jak wolisz.Podał mi to i wepchnął tutaj.Z resztą,było to widać jak prawie się wywaliłam.

K:Jesteś łamagą.To nic dziwnego-prychnął i położył się blisko krawędzi.Ja bym tak nie ryzykowała w jego obecności,ale najwyraźniej nie ma nic przeciwko śmierci.Powoli podeszłam do niego i usiadłam obok patrząc w dal,ale nadal mając w ręku apteczkę-Śmiało.Możesz mnie zwalić i tak wystarczająco dostałem a nie chcę słyszeć Twoich kazań-powiedział z zamkniętymi oczami.

R:Nie mam zamiaru tego robić.Lepiej daj przemyję Ci te rany-spojrzałam na niego,ale nadal nie otwierał oczu.Postanowiłam więc bez jego zezwolenia najpierw obmyć mu twarz i otworzyłam pakunek.Dopiero gdy usłyszał dźwięk zamku otworzył oczy.

K:Lepiej zobacz co u kochasia.To tylko małe rozcięcie.Nie boisz się,że ma poważniejsze rany?

R:Nie,bo on w przeciwieństwie do Ciebie sam sobie poradzi-polałam wacik wodą utlenioną i moja dłoń zmierzała w kierunku rozcięcia na jego twarzy.Była już blisko,gdy mnie zatrzymał.

K:Nie jestem dzieckiem,a to nic poważnego.Dodatkowo nie chcę Twojej pomocy.Spadaj-warknął patrząc mi prosto w oczy.

R:Jak chcesz-udając niewzruszoną zabrałam rękę a przy okazji dostał z łokcia w brzuch.Nie mocno,ale wystarczająco aby zaczął wyzywać-Nic poważnego?To czemu Cie boli-zakpiłam i spojrzałam na jego brzuch.Przez koszulkę przesiąkło już dużo krwi.Bałam się trochę zobaczyć efekty uderzeń Shona.

K: Odjebało Ci?Zostaw mnie w spokoju-warknął zły.

R: Chce Ci tylko pomóc ciołku!Wiem,że ta krew na koszulce nie jest bez przyczyny.Znam Shona i wiem co nosi przy sobie-odpowiedziałam tym samym wściekłym tonem-Teraz usiądź i się nie ruszaj!Jasne?!-Prawie na niego krzyczałam,a po jego minie widziałam,że nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji.Siedział spokojnie nawet na mnie nie patrząc gdy ja obmywałam jego twarz-Zdejmij koszulkę-powiedziałam,gdy skończyłam i przyszedł czas na poważniejsze rany.

K:Jest już dość chłodno nie sądzisz?-Wreszcie się odezwał,a nie siedział jak nadąsana panienka.

R:Jeśli nie chcesz tracić dalej krwi to rób co mówię-odpowiedziałam nie patrząc na niego,tylko w kierunku apteczki.Będę musiała mu to zabandażować.

K:Dobra,tylko nie gryź-zdjął swoją kurtkę i koszulkę i wtedy zobaczyłam jak bardzo poharatany jest. Będę musiała poważnie pogadać z moim chłopakiem,bo nie życzę sobie takich akcji.Nawet poprzednio tak nie reagował na innych chłopaków,z którymi spędzałam czas.Owszem,to możliwe,że chodzi głównie o Kastiela,ale to nie powód aby od razu atakować kastetem.Dodatkowo,jak kiedyś się chwalił,ponoć zrobił go sam.W jakim celu nikt nie wie.Nawet mi,swojej dziewczynie,nic nie zdradził.

Powoli i tak delikatnie jak tylko mogłam zaczęłam obmywać jego rany.Na szczęście nie musiałam mu mówić aby się położył,bo sam na to wpadł i robiąc z górnej części garderoby poduszkę,leżał i obserwował moje ruchy.Ja sama na niego nie spoglądałam,.Jedynie czułam na sobie jego wzrok. Moim celem w tej chwili było szybko to skończyć i pogadać komuś nad uchem.

R:Dasz radę usiąść?Trzeba to zabandażować-powiedziałam gdy już przemyłam rany.Chłopak
kiwnął twierdząco głową i powoli usiadł a ja klękłam za nim-Przyłóż to delikatnie tak abym mogła to złapać-podałam mu bandaż. Kastiel z lekkim kalectwem zrobił o co prosiłam i po chwili trzymałam oba końce tasiemki.Na nieszczęście aby o dobrze opatrzyć musiałam przytulić się do jego pleców. Czułam jak się wzdrygnął,ale postanowiłam to jak i zapach jego perfum,które poczułam,zignorować i zrobić to co miałam.

Już prawie skończyłam i miałam się od niego odsunąć gdy jak na złość jedna końcówka wyślizgnęła mi się z dłoni. Przyległam do niego bardziej niż poprzednio i zerkając przez jego ramie starałam się to złapać.Niestety moje starania były bezowocne i tylko błądziłam ręką po jego brzuchu.

R:Mógłbyś mi to wreszcie podać?-Zwróciłam się do niego,bo najwyraźniej nic nie zauważył.Cały czas siedzi cicho i gapi się gdzieś w dal.

K:Co podać?Chwila co ty..?-Dopiero się ożywił i zobaczył czego szukam-Trzymaj i nie molestuj mnie więcej- powiedział podając mi zgubę.W momencie gdy dotknął mojej dłoni przeleciały iskry a po moim ciele przeszedł dreszcz.

R:Mogłeś zareagować wcześniej-prychnęłam i skończyłam opatrunek-Dobra,gotowe.Możesz się ubrać-powiedziałam i zaczęłam chować wszystko do apteczki.

K:Dzięki-usłyszałam nagle i automatycznie spojrzałam na niego.Był już ubrany i znowu patrzył na mnie-Nie musiałaś,poradziłbym sobie.

R:Zrozum,że mimo,że jestem z Shonem to wasza trójka nadal jest dla mnie ważna.Miałabym wyrzuty sumienia gdybym tego nie zrobiła-spojrzałam mu w oczy.

K:Niby skąd byś o tym wiedziała,gdyby nie wepchnięcie przez Lysandra?

R:Nie będę ściemniać.Byłam tu przed tobą i rozmawiałam z Lysem zanim się pojawiłeś.

K:Jakoś Cie tu nie widziałem-uniósł brew.

R:Zniknęłam jak ninja.Tak sobie mów-zaśmiałam się.

K: Yhyym-kiwnął głową i nagle zadał dziwne pytania-Między nami jest ok?Tak jak przedtem?

R:Masz na myśli nasze kłótnie?Dobra.Zapomnijmy o nich,ale proszę abyś unikał kolejnych akcji z Shonem,bo wiem,że będę musiała wtedy wybrać.

K:Co wybrać?Którego z nas wolisz?To śmieszne-prychnął.

R:Z którym zerwać kontakt,a to może nie być miłe-powiedziałam i wyszłam.

*               *               *

Jak tylko weszłam do pokoju dopadła mnie Rozalia.

Ro:Musimy pogadać!Ponoć Kastiel i Shon się pobili,to prawda?-Złapała mnie i posadziła na łóżku a sama stała nade mną i się gapiła.

R:Tak.Bili się,ale nie mam zamiaru o tym rozmawiać.Więc jeśli pozwolisz..-chciałam wstać,ale ona mnie popchnęła i zostałam na miejscu.

Ro: Jak wolisz.Pamiętaj,że nadal jestem Twoją przyjaciółką a ty nas tak po prostu olałaś-powiedziała z pretensją w głosie.

R:Ja was olałam?To wy ze mną nie chcieliście gadać więc zmieniłam towarzystwo.

Ro: Taa..Widziałam.Teraz wolisz Irys z bliźniakami?Będą Twoimi nowymi przyjaciółmi?

R:Może.Starzy mnie nie rozumieją,więc czemu nie?

Ro: My się tylko martwimy.Zrozum.Tak nagle do niego wróciłaś,to raczej normalne.

R:Jestem dużą dziewczynką Roza.Dam sobie radę-tym razem wstałam i wyjęłam z szafki pidżamy.

Ro: Dobrze.Przepraszam Roxy-powiedziała cicho a ja podeszłam do niej i ja przytuliłam.Na początku się wahała,ale odwzajemniła uścisk-Wszystko po staremu?

R:Tak.Zapomnijmy o tym-odsunęłam się i ruszyłam ku łazience.

Ro: Shon tu był.Szukał Cie-usłyszałam tuż przed wejściem.

R:Jutro z nim pogadam-odpowiedziałam i zniknęłam za drzwiami.

                                                                  *               *               *
Właśnie pędziłam motocyklem przez pustynię,gdy poczułam szturchanie i cichy głos.Nagle zrobiło się ciemno.Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętą Irys.

I:Przepraszam,że Cię budzę,ale za dziesięć minut śniadanie a po za tym  chyba Shon czeka za drzwiami-powiedziała i dała mi wstać.

R:Dzięki.Zaraz z nim pogadam-uśmiechnęłam się i podeszłam do szafy.W między czasie rudowłosa opuściła pokój.

Z ubraniami w ręku weszłam do łazienki,umyłam się,zrobiłam makijaż i rozczesałam włosy,które zostały rozpuszczone.Łazienkę opuściłam po pięciu minutach,więc jak szybko pójdzie to nawet się nie spóźnię.Otworzyłam drzwi a opierający się o nie chłopak wpadł do środka prawie się przewracając.

R:Cześć-uśmiechnęłam się sztucznie i krzyżując ręce na piersi spojrzałam wyczekująco.

S:Hej.Chciałem pogadać wczoraj,ale zniknęłaś.

R:Musiałam komuś pomóc po tym jak go załatwiłeś-odwróciłam się tyłem i usiadłam na łóżku zakładając nogę na nogę.

S:Kretyn zaczął więc zareagowałem-zaczął się tłumaczyć i ruszył w moją stronę.

R:Kastetem?!-Krzyknęłam i wbiłam w niego wściekłe spojrzenie-Mogłeś mu naprawdę zrobić coś złego to po pierwsze,a po drugie znam inną historię.

S:Czemu go bronisz?!Może Cie okłamał!-On również podniósł głos a ja wstałam i stanęłam z nim twarzą w twarz-Wątpię by był taki święty-wysyczał.

R:Mnie może tak,ale Lysandra by nie okłamał. Ponoć to ty zacząłeś.Dlaczego?

S:Bo mam dosyć tego skurwysyna!-Krzyknął i złapał mnie mocno za ramiona.Trochę za mocno,bo aż mnie zabolało-Cały czas łazi za Tobą i gdzie ty tam on, i odwrotnie.Mam tego dosyć.On musi Cię zostawić w spokoju.

R:To mój przyjaciel Shon.Będę spędzać z nim czas i nic z tym nie zrobisz-odpowiedziałam mu starając się wyrwać,ale to na nic.Złapał tak mocno,że podejrzewam iż zostaną ślady-PO za tym.Przyjaźnię się z Rozalią,a to powoduje pewnego rodzaju wiązankę.Ona chodzi z bratem Lysa, więc są blisko,a Lysander przyjaźni się z Kasem.Ja także trafiłam do tego łańcuszka i nie możesz mi zabronić mieć innych znajomych niż ty.

S: Kiedyś też ich przecież miałaś. Już o nich nie pamiętasz?-Powiedział z pretensją w głosie a jego uścisk jakby automatycznie się wzmocnił na co syknęłam.

R:Pamiętam,ale żadne z nich się ze mną nie kontaktuje.I puść mnie bo to boli!-Warknęłam i szybko zabrał ręce-Pamiętaj,że to Twoja druga i ostatnia szansa-powiedziałam i opuściłam pokój.W drodze na dół rozmasowałam bolące ramiona,chociaż to i tak nic nie da.Siniaki będą jak nic.

          
-----------------------------------

Krótki?No ba!Przepraszam.To wszystko przez profesorkę od sprzedaży.Jej praca domowa zajęła mi dużo czasu i niezbyt chciało mi się pisać,ale obiecałam i dotrzymałam słowa.Pozdrawiam :)










niedziela, 15 marca 2015

"Roxy" cz.22

Po rozmowie z Irys zaproponowałam jej abyśmy zjadły razem z bliźniakami kolację. Niechętnie, ale się zgodziła.Po poprawieniu poczochranych włosów razem z rudą ruszyłyśmy w kierunku stołówki. Ignorując niechciane spojrzenia zasiedliśmy do stołu. Było wesoło,a zwłaszcza gdy Alexy zaczął dokuczać bratu.Nie zrozumiałam ich dokładnie bo Armin praktycznie krzyczał a niebiesko włosy po chwili przestał.

Po kolacji zostawiłam Irys samą z graczem a smerfa wzięłam na stronę.

R: Potrzebuję pomocy i jesteś jedyną opcją -powiedziałam poważnie -Trzeba pomóc Irys i Twojemu bratu.

Ax: Haha..Zauważyłaś?!Straszny z niego tchórz.Boi się zagadać,chociaż mu się podoba-zaśmiał się.

R:Czekaj.Armin lubi Irys?-Kiwnął twierdząco głową mając przy tym wielki uśmiech-Irys lubi Armina,Armin lubi ją.To będzie łatwizna-klasnęłam w dłonie-Trzeba tylko coś wymyślić.

Ax: Przydała by się jakaś impreza.

R: Może,,ale nie koniecznie.Coś się wymyśli.Jak na coś wpadniesz to daj mi znać,ok?

Ax:Spoko.Najpierw pomożemy im,a później ja pomogę Tobie-klepnął mnie po ramieniu i szczerząc się wyminął.

W czym on chce mi pomóc?Ja niczego nie potrzebuję.Zauważył,to jest pewne,że nie gadam z Kasem,Rozą i Lysem,ale jaka pomoc?

W drodze do pokoju cały czas myślałam o tym jak połączyć naszą parkę i o słowach Alexego,ale w pewnym momencie usłyszałam kłótnię.Gdy podniosłam wzrok ujrzałam Kastiela i Shona,którzy stali przy schodach i skakali sobie do gardeł.Natychmiast ruszyłam w ich kierunku,akurat w momencie gdy mój chłopak uderzał czerwonego w brzuch.Niestety na jego ręce błysnęło mi coś czego się bałam.Szybko odciągnęłam Kastiela i stanęłam między nimi.

R:Do reszty was pojebało?!-Krzyknęłam stając do nich bokiem i uważnie przyglądając.-Chcę wiedzieć o co poszło!

K:Kochasia zapytaj-prychnął,a ja po skarceniu go wzrokiem spojrzałam na Shona.

S:Mnie?To ten kretyn się ciągle o coś się czepia.Przed chwilą mnie zaatakował.

R:To prawda?-Spojrzałam na czerwonowłosego,a ten jedynie prychnął i wzruszył ramionami po czym odwrócił wzrok-Odpowiedz!

K:Skoro tak powiedział,to pewnie tak.Przecież jest taki idealny,prawda?-Prychnął,a we mnie się zgotowało.Nadepnęłam mu na stopę z całej siły i ruszyłam przed siebie.

R:Jebani kretyni-warknęłam na odchodnym.Aż mi się gorąco zrobiło.Czego on się tak wścieka?To moje życie i mogę robić co chcę,jemu nic do tego.Ta cała bijatyka.Co mieli na celu?Faceci są beznadziejni.Nawet Shon,nie mógł się opanować?Cholera.Znowu będziemy się kłócić.

Nawet nie wiem jak,ale trafiłam pod drzwi prowadzące na dach.Z automatu je kopnęłam i okazały się otwarte więc bez namysłu ruszyłam schodami na górę. Trafiłam na dach,gdzie na szczęście było pusto.

Podeszłam do krawędzi i rozejrzałam się po rozciągniętych pasmach górskich. Mam teraz ochotę tak spaść na dół na ten beton i o wszystkim zapomnieć.Było by dobrze,ale tylko przez chwilę.Teraz jesteśmy skłóceni,ale mimo wszystko brakowałoby mi tych ludzi.Łza spłynęła po moim policzku,bo właśnie uświadomiłam sobie jaką kretynką byłam.Okłamałam ich i jeszcze się wykłócałam.Chcą mojego dobra i się martwią,a ja jak totalna kretynka..

Rozpłakałam się patrząc w dal a do mnie dołączył zimy wiatr,który zaczął mnie zaczepiać. Automatycznie się objęłam i spuściłam głowę,ale w tym samym momencie mocniej zawiało i poleciałam do przodu.Wystraszyłam się.Zaczęłam machać rękoma lecz w ostatniej chwili ktoś mnie złapał i przytulił do siebie. Dopiero gdy byłam wystarczająco daleko puścił mnie i mogłam się na niego spojrzeć.

R:Dziękuję Lysander-powiedziałam i wycierając poliki minęłam go bez słowa.

L:Co się stało-zapytał gdy podchodziłam do drzwi.Stanęłam więc i zerknęłam e jego stronę.

R:Nic.Tylko moje życie się sypie.


*               *               *

Mimo,że nie chciałam to białowłosy nakłonił mnie do rozmowy.Usiedliśmy tak aby wchodzący tutaj nas nie widzieliśmy i opowiedziałam wszystko chłopakowi.Wszystko.Od telefonu Shona do bójki chłopaków.Nie kryłam emocji gdy łzy zaczęły lecieć. Lysander nie próbował mnie pocieszyć,tylko mnie objął i dał wsparcie.Tyle mi wystarczy,bo wiem,że on się na mnie nie gniewa.Powiedział mi,że nie ma o co.Cytuję:Na Twoim miejscu zrobiłbym podobnie.

Nagle usłyszeliśmy huk i całkiem dorodną wiązankę przekleństw.Łatwo się domyślić kto tutaj zmierza,tak więc Lys wstał i ruszył w kierunku drzwi aby odwrócić jego uwagę gdy ja po cichu przemknę za nim i wyjdę.Nie mam teraz ochotę na rozmowę z nim,nawet jeśli białowłosy by błagał.

K:Tu jesteś,a ja Cię kurwa szukam po całym ośrodku-powiedział dy tylko zobaczył przyjaciela,a ja przygotowałam się do ewakuacji.

L:Mówiłem,że tu będę-ruszył ku miejscu,z którego prawie spadłam-Co Cię zatrzymało?

K:W pewnym sensie-minął go i usiadł na krawędzi a ja szybkim ruchem znalazłam się za drzwiami. Jednak nie chciałam iść,zostałam i słuchałam co Kastiel mu powie.Może się dowiem o co poszło.


~LYSANDER~

Kiedy Kastiel siadał kątem oka zerknąłem na drzwi i widziałem jak dziewczyna się wymyka. Powinni porozmawiać,ale rozumiem,że nie chce.Znam też dobrze Kastiela i wiem,że mógł by pod wpływem emocji nagadać głupot,których by potem żałował.Z resztą i tak już to zrobił.Mi nic nie wspomniał,ale Roxy go wydała.Powiedziała jak kiepsko zachował się gdy go wtedy znalazła  i chciała rozmawiać.

K:Będziesz tak nad mną stał jak kołek?-Jego głos wyrwał mnie z zadumy.

L:Nie,ale nie chcę ryzykować życiem więc usiądźmy gdzieś indziej-oddaliłem się i chciałem iść do miejsca,w którym siedziałem z Roxy,ale Kastiel mnie wyprzedził i usiadł przy drzwiach blokując je.

K:Tak pomyślą,że zamknięte.A z resztą.Siadaj-zrobiłem to samo co mój przyjaciel i spojrzałem na niego,był poobijany.Miał rozciętą wargę,krew leciała także z jego brwi i na koszulce w okolicach brzucha było coś widać.Szczerze mnie to zmartwiło -Co?Chcesz wiedzieć co się stało?Dobra.Biłem się. Zadowolony?!-Warknął.

L:To widzę,ale z kim i dlaczego?

K:Z tym przydupasem Roxy.Miałem iść do Ciebie,ale mnie zatrzymał i zaczął gadać jak kretyn.

L:Uderzyłeś go?

K:Nie.Zapytałem o co mu chodzi,a on zaczął grozić,że mam ją zostawić w spokoju.Nic nie rozumiałem puki nie powiedział,że widział mnie pod jej pokojem.Fakt,byłem tam.Chciałem z nią pogadać,ale w ostateczności zrezygnowałem.Bo co jej miałem powiedzieć?Zwykłe przeprosiny?Nie za dużo powiedziałem,źle zrobiłem.

L:Jak zawsze pod wpływem emocji.Nic nie mówiłeś,ale domyślam się,że tak było.Znam Cię.

K:Ta i okazało się,że jestem kompletnym dupkiem.Nawet przeprosić nie umiem.Kurwa!Najlepiej skoczyć i się zabić-uderzył pięścią o drzwi z tyłu i syknął.

L:Drzwi Cię pokonały?-Zażartowałem.

K:Nie.Ten kretyn nieźle obił mi brzuch i teraz boli przy gwałtowniejszym  ruchu.

L:Może to coś poważnego?Widzę krew na koszulce.

K:Nic mi nie jest.Nie takie bijatyki były przecież.

L:Niech Ci będzie.Jak skończyła się wasza bójka?Wątpię abyście po wszystkim się rozeszli.

K:Roxy nas nakryła,zwyzywała i uciekła.Kretyn wykorzystał okazję,że patrzałem w jej stronę i zaczął mnie nawalać,aż upadłem na ziemię.Dopiero jak usłyszał czyjeś śmiechy zwiał,a ja się podniosłem i zacząłem Cię szukać-chciałem coś powiedzieć,ale przerwał mi telefon.Dostałem esemesa.Zignorowałbym to,ale nadawcą była Roxy.Starając się by mój towarzysz nie zauważył otworzyłem wiadomość.

"Przepraszam,że podsłuchuje już na samym początku. Kastiel ma krew w okolicy brzucha?Jeśli tak, nie ignoruj tego.Proszę. Shon zawsze ma przy sobie kastet* i mógł o użyć."

L:Odsuń się to pójdę po apteczkę i doprowadzisz się do porządku-wstałem i chciałem wyjść.

K:Nie potrzebuję tego,ale dobra.Wiem,że nie odpuścisz-przesunął się tak abym mógł otworzyć drzwi.Widziałem jego minę gdy to robił i najwyraźniej Roxy ma rację.Coś mu jest.

------------------------------------------------------------------------------
Pozdrawiam i dziękuję za ostatnią aktywność.Mam nadzieję,że rozdział się spodoba.Miał być trochę inny,ale ta wersja bardziej przypadła mi do gustu.

*






sobota, 7 marca 2015

"Roxy" cz.21

Po naszym pocałunku czułam się odrobinę dziwnie,ale późniejsza rozmowa z Shonem wszystko co złe odgoniła.Ustaliliśmy,że dam mu drugą szansę i postaram się zapomnieć o tamtym. Niestety nie spodziewanie zadzwonił mój telefon.Wyświetlił mi się numer Lysandra.

R:Słucham?-Odebrałam katem oka spoglądając na chłopaka.Zauważyłam jego dziwną minę,gdy wyciągnęłam telefon,ale zignorowałam to.

Ro: Tu Rozalia.Gdzie jesteś?Wszędzie Cię szukałam a dodatkowo telefon mi padł.Wracaj,bo zaraz wychodzimy-wystrzeliła jak karabin maszynowy.

R:Dobra.Już idę.Spokojnie.

Ro: Szybko.Chcę jeszcze pogadać-powiedziała i się rozłączyła.

R:Muszę spadać.Nauczyciele coś uszykowali-spojrzałam na niego chowając telefon do kieszeni bluzy.

S:Dobra.Będę dzwonił,codziennie-uśmiechnął się.-Mam nadzieję,że będziesz odbieraj.Co?-Spojrzał na mnie z ukosa.

R:Dlaczego miałoby być inaczej?

S:Po tym kto dzwonił wnioskuje,że jesteście blisko.Z tym Lysandrem,więc pewnie z Kastielem pewnie też-nagle spochmurniał.

R:Uznam,że nie było słychać tego tonu-uśmiechnęłam się i dałam mu całusa po  czym wysiadłam z auta i ostatni raz mu pomachałam na pożegnanie.

*               *               *

R:Co Cię ugryzło Rozalia?!-Gdy tylko weszłam do pokoju białowłosa naskoczyła na mnie z niewiadomej przyczyny.

Ro: Mnie ugryzło?!Lepiej powiedz,czy ty zgłupiałaś?!-Uniosła się i stanęła nade mną.

R:O co Ci kurna chodzi?!-Wstałam z łóżka i teraz byłam z nią twarzą w twarz i mierzyłyśmy się wzrokiem.

Ro: Dlaczego ukryłaś fakt,że wróciłaś do tego ćwoka?!-Twardo spojrzała mi w oczy.Nie wiedziałam co powiedzieć.Gdy już otwierałam usta uprzedziła mnie-Kastiel Cię z nim widział.Nie zaprzeczysz. Widzę to po Twojej minie.

R:Dobra.Spotkałam się z nim!-Warknęłam i podeszłam do okna,stając tyłem do przyjaciółki-Zadowolona?!Powiedziałam Ci!Proszę.

Ro: Już po fakcie i nie mogę Ci wybić tej głupoty z głowy.Co Tobą kierowało?!Już raz przez niego cierpiałaś.

R:Przeprosił mnie.On nadal kocha mnie a ja jego.Dałam mu drugą szansę,bo chce być szczęśliwa-odwróciłam się i spojrzałam twardo na przyjaciółkę.Wiem,że się o mnie martwi,ale w tej chwili nie mam ochoty słuchać jej wykładu.Dodatkowo muszę się rozliczyć ze szpiegiem.

Ro: Rozumiem,ale nie chcę abyś cierpiała.Jesteś moją przyjaciółką i się o Ciebie martwię.Chłopaki tak samo. Lysander jest jakiś dziwny i zamyślony a z jego słów wynika,że Kastiel byłby w stanie rozwalić ich pokój  i obić twarz Shonowi.

R: dzięki za troskę,ale nie potrzebuje jej.A z Kasem to sama się rozprawię-powiedziałam i mijając Rozalię wyszłam z naszego pokoju.Skierowałam się od razu w stronę schodów,na których spotkałam białowłosego.-Wiesz gdzie znajdę rudą małpę?-Zapytałam bez ogródek. 

L: Nie.W pokoju go nie ma od przyjścia Rozy. Myślałem,że poszedł do Ciebie.

R:Gadanie.Szukam go,bo mam sprawę,ale trudno.Dzięki-po zostawieniu chłopaka poszłam w prawdopodobną kryjówkę czerwonowłosego-sala filmowa.


Powoli i z zachowaniem największej ciszy jaką mogłam weszłam do środka i rozejrzałam się.Niestety panował tu absolutny mrok i cisza.Nie było słychać gitary ani widać żadnego światła komórki.Postanowiłam jednak zaryzykować i ruszyłam do miejsca,w którym ostatnio siedzieliśmy. Nagle usłyszałam coś jakby chrapanie i drgnęłam wystraszona.Oświetlając sobie drogę telefonem spojrzałam na jedną z kanap i zobaczyłam leżącą na  niej postać.Gdyby nie kolor włosów zostawiłabym go w spokoju,ale ponieważ znalazłam to czego chciałam nie ma mowy.Pewnym i mocnym ruchem złapałam go za włosy i podniosłam jego głowę.Skutek był natychmiastowy.

K:Kurwa!Pojebało Cie?!-Zaczął krzyczeć i masować obolałe miejsce.Ja tylko zapaliłam światło i stanęłam przed nim z rękoma skrzyżowanymi na piersi-Mogłem się spodziewać,że to ty.Czego chcesz?-Zapytał patrząc na mnie obojętnym i lodowatym wzrokiem.

R:Wyjaśnień-użyłam tego samego,oschłego tonu-Skąd to wszystko wiesz i jakim prawem rozgadujesz na około?

K:O czym mówisz?Aaa..O swoim małym sekrecie-uniósł brew i rozwalił się na kanapie-Skoro to prawda to dlaczego jesteś zła?

R:To nie jest odpowiedź na moje pytanie.

K:Ja też mam ich kilka,ale na żadne nie dostanę odpowiedzi-wstał i podszedł bliżej mnie-Wiesz dlaczego?Bo nie będziesz chciała o tym rozmawiać-wysyczał mi prosto w twarz,a po moich plecach przeszły ciarki.

R:Zadaj je.Może się zdziwisz i odpowiem-spojrzałam twardo prosto w jego ciemne oczy.

K;Skoro nalegasz.Po co to wszystko?Te łzy,narzekanie i rozpacz.Po co one były?Chciałaś wzbudzić litość?Kiedy postanowiłaś do niego wrócić.Nie,czekaj.To już wiem.Wczoraj.Prawda?Tak.Widać to po Twojej minie.Jestem pewien,że zadzwonił do Ciebie znowu,ale nie było mnie przy tym więc nie udawałaś tak jak przedtem.Mam rację?

R:Nie.I nie mogę uwierzyć w to co mówisz.Kiedy mnie znienawidziłeś i za co?Zrobiłam coś złego?Nie.Podejrzewam,że na moim miejscu zrobiłbyś to samo.Nikomu nic nie mówiłam,bo byście nie dali mi żyć.Serce nie sługa Kastiel-odsunęłam się od niego,ale ciągle patrząc mu w oczy-To nie od nas zależy za kim będzie tęsknić.Ono samo wybiera a nam nic do tego.Tęskniłam za Shonem,a on za mną.Skontaktowaliśmy się.Rozmawialiśmy i doszliśmy do pewnych wniosków..

K:Ta jasne.Raczej się migdaliliście.No chyba,że nie wszystko widziałem-przerwał mi. Jego ton głosu wskazywał na złość. W oczach kłębiło się wiele negatywnych emocji, w tym smutek, który dostrzegłam i sama także odczuwałam.

R:Zmienił się.Zauważyłam to w naszej rozmowie.Nie jest taki jak kiedyś.Wziął się za siebie i zaczął nawet studia.Spoważniał i wszystko mi wytłumaczył.Wskazał winnych i przepraszał.

K:Wskazał winnych czego?Swojej głupoty?No tak,najłatwiej obwinić rodziców-prychnął.

R:Nie.Amber była zwykłą karą zakładową.Z resztą tak samo jest w Twoim przypadku.Zapomniałeś?

K:Pamięć mam dobrą.Pamiętam jak przez niego cierpiałaś.

R:A może to bez niego?Pomyśl.Przyznałbyś się do tego,że kochasz i tęsknisz za kimś kto Cię zranił? No powiedz.Na pewno nie.Ze mną było podobnie.Bałam się przyznać do tego co nadal czuję.Z czasem da się do tego przyzwyczaić,ale to nie jest takie łatwe-odparłam odwracając się do niego tyłem i powstrzymując kolejne łzy.

K:Wiem,sam to przeżyłem.Jednak to nie jest usprawiedliwienie Twojego kłamstwa.

R:Myśl co chcesz.Każdy ma prawo być szczęśliwym i chcę należeć do tego grona farciarzy.Mogę?No powiedz.Zabronisz mi?-Spojrzałam na niego przez ramię.Widziałam ten szok na jego twarzy. Zapewne nie spodziewał się takiego pytania-No dalej.Nie milcz.Odpowiedz-odwróciłam się do niego i powoli podeszłam do chłopaka-Mam do tego prawo?-Zapytałam stojąc tuż przy nim i patrząc w jego oczy.Próbował odwrócić wzrok,ale złapałam go jedną ręką za brodę i zmusiłam do kontaktu wzrokowego.

K:Masz,ale to Twoje szczęście może być złudzeniem-odpowiedział wreszcie-Zrozum,że nie chcę widzieć Cię w takim stanie.Znowu będzie płakała-w tej chwili mnie zatkało.Zabrałam swoją dłoń i zrobiłam krok do tyłu.

R:Od kiedy jesteś taki troskliwy,co?

K:Już Ci kiedyś mówiłem.Mało o mnie wiesz.Nie zawsze taki byłem..-przerwał i spuścił wzrok a gdy chciał coś dodać usłyszeliśmy wołanie nauczycieli na zbiórkę.Natychmiast skorzystałam z okazji i uciekłam.


*               *               *

Okazało się,że nauczycielom zachciało się spaceru po górach.Jednak nic dziwnego,są tu piękne widoki.Dzisiaj udaliśmy się na jeden z tarasów widokowych i podziwialiśmy góry oraz małe jeziorko pomiędzy nimi.Czułabym się jak w bajce gdyby nie fakt,że zamiast z moimi muszkieterami spędzałam teraz czas z Alexym,Arminem i Kentinem. Lubię ich,ale to nie to samo. Fakt faktem dzięki swoim sprzeczką poprawili mi humor i kilka razy się zaśmiałam,ale nadal mi było przykro.Rozalia  i Kastiel nawet na mnie nie spojrzeli,bo są źli a Lysander jedynie patrzył smutnym wzrokiem przez co ja nie spoglądałam na niego.Nie chciałam się rozkleić.

Po powrocie do ośrodka i obiedzie chłopaki zaproponowali mi wspólny bilard,ale wykręciłam się zmęczeniem i poszłam od razu na górę.W drodze do mojego pokoju zostałam nagle szarpnięta do tyłu i wylądowałam przytulona do czyjegoś torsu.

-Tęskniłem,a ty?-Szepnął mi do ucha a ja się uśmiechnęłam i wtuliłam.

R:Ja też-odwróciłam się i założyłam mu swoje ręce na kark z uśmiechem na ustach.

S:W takim razie chyba się ucieszysz-przysunął mnie bliżej siebie i poszerzył swój uśmiech-Mieli wolne miejsce i zostaję tu z Tobą.

R:Co?Naprawdę?!-Ożywiłam się-Nawet nie wiesz jak się cieszę-pocałowałam go tak nagle i z pełnym zaangażowaniem.Z początku zaskoczony odwzajemnił mój pocałunek.Dopiero gdy się od siebie oderwaliśmy zobaczyłam mijających nas chłopaków i Rozalię.Na ich widok posmutniałam i wtuliłam się w chłopaka.

S:Stało się coś?-Podniósł moją twarz łapiąc za mnie za brodę.

R:Mają mi za złe,że spotkałam się z Tobą w tajemnicy.

S:Przejdzie im.Spokojnie.Jeśli są prawdziwymi przyjaciółmi zaakceptują Twój wybór-przejechał dłonią po moim policzku.

R:Mam taką nadzieję.Odprowadzisz mnie pod pokój?

S:Bardzo chętnie-trzymając ruszyliśmy w stronę mojego pokoju.Gdy byliśmy pod drzwiami zajrzałam do środka.Było pusto,więc zaprosiłam go do środka.Nie chcę siedzieć sama.

Położyliśmy się wtuleni na moim łóżku i rozmawialiśmy.Głównie wspominaliśmy stare,dobre czasy i nasze spotkania ze znajomymi.Swoją drogą,trzeba będzie się spotkać i przeprosić za zerwanie kontaktu. Shon obiecał,że jak tylko wrócimy to coś zorganizuje.

Nawet nie wiem kiedy zasnęłam w ramionach chłopaka,a gdy się obudziłam już go nie było.Jedynie Irys szukała czegoś w szafce.

I:Przepraszam.Nie chciałam Cię obudzić-powiedziała gdy zobaczyła,że się podnoszę.

R:Spoko.To nie ty.Brakuje mi tu czegoś obok-aby podkreślić swoje słowa uderzyłam kilka razy w miejsce obok siebie.

I:Chodzi o chłopaka,który uciekł gdy weszłam-uśmiechnęła się szatańsko,na co kiwnęłam głową-Przystojny,aż Ci zazdroszczę.Tak łatwo Ci się z nimi dogadać.

R:Jestem pewna,że ty nie jesteś gorsza.Zawsze uśmiechnięta i pogodna.

I:Taa..Nawet mi nic nie mów.Gdy tylko zostaję z chłopakiem sama i on mi się podoba zaczynam się zacinać i gadać głupoty.

R:Też kiedyś tak miałam,ale to się zmieniło.Poznałam Shona i jesteśmy razem od..-tu przerwałam na moment,ale zaraz pominęłam pewien fakt i powiedziałam-od dwóch lat.

I:Naprawdę?Myślałam,że jesteś wolna.Nigdy nie mówiłaś o chłopaku.Dodatkowo Twoja relacja z Kastielem. Widocznie się pomyliłam.

R:Z Shonem długo się nie widzieliśmy z pewnych przyczyn,ale teraz jest i bardzo się cieszę.Nigdzie go już nie puszczę.

I:Też bym tak chciała.

R:Jestem pewna,że masz kogoś na oku.Może trzeba go pchnąć w Twoje ramiona,co?-Zażartowałam a rudowłosa zarumieniła się i usiadła obok mnie-Kto to?Ze szkoły?Chwila.Jest w naszej klasie i na wyjeździe?

I:Tak.Powiem Ci,ale obiecaj,że będziesz cicho.Nie chcę aby mnie wyśmiał.

R:Spokojna Twoja rozczochrana-zaśmiałam się-Będę milczeć jak grób,ale jednak jak się dowiem to możliwe,że będę chciała was zeswatać-tryknęłam ją kolanem.

I:Raczej to nie zadziała,ale dzięki za chęci.

R:Więc kim jest ten szczęściarz?-Oparłam się o dziewczynę z wielkim wyszczerzem na twarzy.Coś mi chyba właśnie odbiło.

I:J-Ja..Znaczy się..Yyy..Chodzi o..-momentalnie zrobiła się czerwona i spuściła głowę-Armin-usłyszałam cicho imię chłopaka i w podskoku wstałam z łóżka naprzeciwko dziewczyny.

R:Nasz gracz?Naprawdę?

I:Tak.Jest bardzo fajny,ale..

R:Żadnych ''ale''.Będzie z Was para prędzej czy później.Możesz mi wierzyć

I:Dzięki Roxy-nagle wstała i przytuliła mnie-Gdyby tak się stało byłabym Ci bardzo wdzięczna i wisiała przysługę.

R:Nie trzeba,ale zapamiętam.








Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc