Po rozmowie z Irys zaproponowałam jej abyśmy zjadły razem z bliźniakami kolację. Niechętnie, ale się zgodziła.Po poprawieniu poczochranych włosów razem z rudą ruszyłyśmy w kierunku stołówki. Ignorując niechciane spojrzenia zasiedliśmy do stołu. Było wesoło,a zwłaszcza gdy Alexy zaczął dokuczać bratu.Nie zrozumiałam ich dokładnie bo Armin praktycznie krzyczał a niebiesko włosy po chwili przestał.
Po kolacji zostawiłam Irys samą z graczem a smerfa wzięłam na stronę.
R: Potrzebuję pomocy i jesteś jedyną opcją -powiedziałam poważnie -Trzeba pomóc Irys i Twojemu bratu.
Ax: Haha..Zauważyłaś?!Straszny z niego tchórz.Boi się zagadać,chociaż mu się podoba-zaśmiał się.
R:Czekaj.Armin lubi Irys?-Kiwnął twierdząco głową mając przy tym wielki uśmiech-Irys lubi Armina,Armin lubi ją.To będzie łatwizna-klasnęłam w dłonie-Trzeba tylko coś wymyślić.
Ax: Przydała by się jakaś impreza.
R: Może,,ale nie koniecznie.Coś się wymyśli.Jak na coś wpadniesz to daj mi znać,ok?
Ax:Spoko.Najpierw pomożemy im,a później ja pomogę Tobie-klepnął mnie po ramieniu i szczerząc się wyminął.
W czym on chce mi pomóc?Ja niczego nie potrzebuję.Zauważył,to jest pewne,że nie gadam z Kasem,Rozą i Lysem,ale jaka pomoc?
W drodze do pokoju cały czas myślałam o tym jak połączyć naszą parkę i o słowach Alexego,ale w pewnym momencie usłyszałam kłótnię.Gdy podniosłam wzrok ujrzałam Kastiela i Shona,którzy stali przy schodach i skakali sobie do gardeł.Natychmiast ruszyłam w ich kierunku,akurat w momencie gdy mój chłopak uderzał czerwonego w brzuch.Niestety na jego ręce błysnęło mi coś czego się bałam.Szybko odciągnęłam Kastiela i stanęłam między nimi.
R:Do reszty was pojebało?!-Krzyknęłam stając do nich bokiem i uważnie przyglądając.-Chcę wiedzieć o co poszło!
K:Kochasia zapytaj-prychnął,a ja po skarceniu go wzrokiem spojrzałam na Shona.
S:Mnie?To ten kretyn się ciągle o coś się czepia.Przed chwilą mnie zaatakował.
R:To prawda?-Spojrzałam na czerwonowłosego,a ten jedynie prychnął i wzruszył ramionami po czym odwrócił wzrok-Odpowiedz!
K:Skoro tak powiedział,to pewnie tak.Przecież jest taki idealny,prawda?-Prychnął,a we mnie się zgotowało.Nadepnęłam mu na stopę z całej siły i ruszyłam przed siebie.
R:Jebani kretyni-warknęłam na odchodnym.Aż mi się gorąco zrobiło.Czego on się tak wścieka?To moje życie i mogę robić co chcę,jemu nic do tego.Ta cała bijatyka.Co mieli na celu?Faceci są beznadziejni.Nawet Shon,nie mógł się opanować?Cholera.Znowu będziemy się kłócić.
Nawet nie wiem jak,ale trafiłam pod drzwi prowadzące na dach.Z automatu je kopnęłam i okazały się otwarte więc bez namysłu ruszyłam schodami na górę. Trafiłam na dach,gdzie na szczęście było pusto.
Podeszłam do krawędzi i rozejrzałam się po rozciągniętych pasmach górskich. Mam teraz ochotę tak spaść na dół na ten beton i o wszystkim zapomnieć.Było by dobrze,ale tylko przez chwilę.Teraz jesteśmy skłóceni,ale mimo wszystko brakowałoby mi tych ludzi.Łza spłynęła po moim policzku,bo właśnie uświadomiłam sobie jaką kretynką byłam.Okłamałam ich i jeszcze się wykłócałam.Chcą mojego dobra i się martwią,a ja jak totalna kretynka..
Rozpłakałam się patrząc w dal a do mnie dołączył zimy wiatr,który zaczął mnie zaczepiać. Automatycznie się objęłam i spuściłam głowę,ale w tym samym momencie mocniej zawiało i poleciałam do przodu.Wystraszyłam się.Zaczęłam machać rękoma lecz w ostatniej chwili ktoś mnie złapał i przytulił do siebie. Dopiero gdy byłam wystarczająco daleko puścił mnie i mogłam się na niego spojrzeć.
R:Dziękuję Lysander-powiedziałam i wycierając poliki minęłam go bez słowa.
L:Co się stało-zapytał gdy podchodziłam do drzwi.Stanęłam więc i zerknęłam e jego stronę.
R:Nic.Tylko moje życie się sypie.
* * *
Mimo,że nie chciałam to białowłosy nakłonił mnie do rozmowy.Usiedliśmy tak aby wchodzący tutaj nas nie widzieliśmy i opowiedziałam wszystko chłopakowi.Wszystko.Od telefonu Shona do bójki chłopaków.Nie kryłam emocji gdy łzy zaczęły lecieć. Lysander nie próbował mnie pocieszyć,tylko mnie objął i dał wsparcie.Tyle mi wystarczy,bo wiem,że on się na mnie nie gniewa.Powiedział mi,że nie ma o co.Cytuję:Na Twoim miejscu zrobiłbym podobnie.
Nagle usłyszeliśmy huk i całkiem dorodną wiązankę przekleństw.Łatwo się domyślić kto tutaj zmierza,tak więc Lys wstał i ruszył w kierunku drzwi aby odwrócić jego uwagę gdy ja po cichu przemknę za nim i wyjdę.Nie mam teraz ochotę na rozmowę z nim,nawet jeśli białowłosy by błagał.
K:Tu jesteś,a ja Cię kurwa szukam po całym ośrodku-powiedział dy tylko zobaczył przyjaciela,a ja przygotowałam się do ewakuacji.
L:Mówiłem,że tu będę-ruszył ku miejscu,z którego prawie spadłam-Co Cię zatrzymało?
K:W pewnym sensie-minął go i usiadł na krawędzi a ja szybkim ruchem znalazłam się za drzwiami. Jednak nie chciałam iść,zostałam i słuchałam co Kastiel mu powie.Może się dowiem o co poszło.
~LYSANDER~
Kiedy Kastiel siadał kątem oka zerknąłem na drzwi i widziałem jak dziewczyna się wymyka. Powinni porozmawiać,ale rozumiem,że nie chce.Znam też dobrze Kastiela i wiem,że mógł by pod wpływem emocji nagadać głupot,których by potem żałował.Z resztą i tak już to zrobił.Mi nic nie wspomniał,ale Roxy go wydała.Powiedziała jak kiepsko zachował się gdy go wtedy znalazła i chciała rozmawiać.
K:Będziesz tak nad mną stał jak kołek?-Jego głos wyrwał mnie z zadumy.
L:Nie,ale nie chcę ryzykować życiem więc usiądźmy gdzieś indziej-oddaliłem się i chciałem iść do miejsca,w którym siedziałem z Roxy,ale Kastiel mnie wyprzedził i usiadł przy drzwiach blokując je.
K:Tak pomyślą,że zamknięte.A z resztą.Siadaj-zrobiłem to samo co mój przyjaciel i spojrzałem na niego,był poobijany.Miał rozciętą wargę,krew leciała także z jego brwi i na koszulce w okolicach brzucha było coś widać.Szczerze mnie to zmartwiło -Co?Chcesz wiedzieć co się stało?Dobra.Biłem się. Zadowolony?!-Warknął.
L:To widzę,ale z kim i dlaczego?
K:Z tym przydupasem Roxy.Miałem iść do Ciebie,ale mnie zatrzymał i zaczął gadać jak kretyn.
L:Uderzyłeś go?
K:Nie.Zapytałem o co mu chodzi,a on zaczął grozić,że mam ją zostawić w spokoju.Nic nie rozumiałem puki nie powiedział,że widział mnie pod jej pokojem.Fakt,byłem tam.Chciałem z nią pogadać,ale w ostateczności zrezygnowałem.Bo co jej miałem powiedzieć?Zwykłe przeprosiny?Nie za dużo powiedziałem,źle zrobiłem.
L:Jak zawsze pod wpływem emocji.Nic nie mówiłeś,ale domyślam się,że tak było.Znam Cię.
K:Ta i okazało się,że jestem kompletnym dupkiem.Nawet przeprosić nie umiem.Kurwa!Najlepiej skoczyć i się zabić-uderzył pięścią o drzwi z tyłu i syknął.
L:Drzwi Cię pokonały?-Zażartowałem.
K:Nie.Ten kretyn nieźle obił mi brzuch i teraz boli przy gwałtowniejszym ruchu.
L:Może to coś poważnego?Widzę krew na koszulce.
K:Nic mi nie jest.Nie takie bijatyki były przecież.
L:Niech Ci będzie.Jak skończyła się wasza bójka?Wątpię abyście po wszystkim się rozeszli.
K:Roxy nas nakryła,zwyzywała i uciekła.Kretyn wykorzystał okazję,że patrzałem w jej stronę i zaczął mnie nawalać,aż upadłem na ziemię.Dopiero jak usłyszał czyjeś śmiechy zwiał,a ja się podniosłem i zacząłem Cię szukać-chciałem coś powiedzieć,ale przerwał mi telefon.Dostałem esemesa.Zignorowałbym to,ale nadawcą była Roxy.Starając się by mój towarzysz nie zauważył otworzyłem wiadomość.
"Przepraszam,że podsłuchuje już na samym początku. Kastiel ma krew w okolicy brzucha?Jeśli tak, nie ignoruj tego.Proszę. Shon zawsze ma przy sobie kastet* i mógł o użyć."
L:Odsuń się to pójdę po apteczkę i doprowadzisz się do porządku-wstałem i chciałem wyjść.
K:Nie potrzebuję tego,ale dobra.Wiem,że nie odpuścisz-przesunął się tak abym mógł otworzyć drzwi.Widziałem jego minę gdy to robił i najwyraźniej Roxy ma rację.Coś mu jest.
------------------------------------------------------------------------------
Pozdrawiam i dziękuję za ostatnią aktywność.Mam nadzieję,że rozdział się spodoba.Miał być trochę inny,ale ta wersja bardziej przypadła mi do gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz