R:Sorry.Przeszkadzam?-Zrobiłam głupią minę.
K:Co tu robisz?Myślałem,że jestem kretynem i nadal nie będziesz się odzywać-powiedział sucho.
R:Miałam taki zamiar,ale przechodziłam korytarzem i zostałam tutaj wepchnięta-szybko coś wymyśliłam.W sumie to tylko częściowo kłamstwo.
K:Niby przez Lysa?Myślisz,że jestem głupi i go nie znam-skrzyżował ręce na piersi i uniósł brew.
R:Jak wolisz.Podał mi to i wepchnął tutaj.Z resztą,było to widać jak prawie się wywaliłam.
K:Jesteś łamagą.To nic dziwnego-prychnął i położył się blisko krawędzi.Ja bym tak nie ryzykowała w jego obecności,ale najwyraźniej nie ma nic przeciwko śmierci.Powoli podeszłam do niego i usiadłam obok patrząc w dal,ale nadal mając w ręku apteczkę-Śmiało.Możesz mnie zwalić i tak wystarczająco dostałem a nie chcę słyszeć Twoich kazań-powiedział z zamkniętymi oczami.
R:Nie mam zamiaru tego robić.Lepiej daj przemyję Ci te rany-spojrzałam na niego,ale nadal nie otwierał oczu.Postanowiłam więc bez jego zezwolenia najpierw obmyć mu twarz i otworzyłam pakunek.Dopiero gdy usłyszał dźwięk zamku otworzył oczy.
K:Lepiej zobacz co u kochasia.To tylko małe rozcięcie.Nie boisz się,że ma poważniejsze rany?
R:Nie,bo on w przeciwieństwie do Ciebie sam sobie poradzi-polałam wacik wodą utlenioną i moja dłoń zmierzała w kierunku rozcięcia na jego twarzy.Była już blisko,gdy mnie zatrzymał.
K:Nie jestem dzieckiem,a to nic poważnego.Dodatkowo nie chcę Twojej pomocy.Spadaj-warknął patrząc mi prosto w oczy.
R:Jak chcesz-udając niewzruszoną zabrałam rękę a przy okazji dostał z łokcia w brzuch.Nie mocno,ale wystarczająco aby zaczął wyzywać-Nic poważnego?To czemu Cie boli-zakpiłam i spojrzałam na jego brzuch.Przez koszulkę przesiąkło już dużo krwi.Bałam się trochę zobaczyć efekty uderzeń Shona.
K: Odjebało Ci?Zostaw mnie w spokoju-warknął zły.
R: Chce Ci tylko pomóc ciołku!Wiem,że ta krew na koszulce nie jest bez przyczyny.Znam Shona i wiem co nosi przy sobie-odpowiedziałam tym samym wściekłym tonem-Teraz usiądź i się nie ruszaj!Jasne?!-Prawie na niego krzyczałam,a po jego minie widziałam,że nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji.Siedział spokojnie nawet na mnie nie patrząc gdy ja obmywałam jego twarz-Zdejmij koszulkę-powiedziałam,gdy skończyłam i przyszedł czas na poważniejsze rany.
K:Jest już dość chłodno nie sądzisz?-Wreszcie się odezwał,a nie siedział jak nadąsana panienka.
R:Jeśli nie chcesz tracić dalej krwi to rób co mówię-odpowiedziałam nie patrząc na niego,tylko w kierunku apteczki.Będę musiała mu to zabandażować.
K:Dobra,tylko nie gryź-zdjął swoją kurtkę i koszulkę i wtedy zobaczyłam jak bardzo poharatany jest. Będę musiała poważnie pogadać z moim chłopakiem,bo nie życzę sobie takich akcji.Nawet poprzednio tak nie reagował na innych chłopaków,z którymi spędzałam czas.Owszem,to możliwe,że chodzi głównie o Kastiela,ale to nie powód aby od razu atakować kastetem.Dodatkowo,jak kiedyś się chwalił,ponoć zrobił go sam.W jakim celu nikt nie wie.Nawet mi,swojej dziewczynie,nic nie zdradził.
Powoli i tak delikatnie jak tylko mogłam zaczęłam obmywać jego rany.Na szczęście nie musiałam mu mówić aby się położył,bo sam na to wpadł i robiąc z górnej części garderoby poduszkę,leżał i obserwował moje ruchy.Ja sama na niego nie spoglądałam,.Jedynie czułam na sobie jego wzrok. Moim celem w tej chwili było szybko to skończyć i pogadać komuś nad uchem.
R:Dasz radę usiąść?Trzeba to zabandażować-powiedziałam gdy już przemyłam rany.Chłopak
kiwnął twierdząco głową i powoli usiadł a ja klękłam za nim-Przyłóż to delikatnie tak abym mogła to złapać-podałam mu bandaż. Kastiel z lekkim kalectwem zrobił o co prosiłam i po chwili trzymałam oba końce tasiemki.Na nieszczęście aby o dobrze opatrzyć musiałam przytulić się do jego pleców. Czułam jak się wzdrygnął,ale postanowiłam to jak i zapach jego perfum,które poczułam,zignorować i zrobić to co miałam.
Już prawie skończyłam i miałam się od niego odsunąć gdy jak na złość jedna końcówka wyślizgnęła mi się z dłoni. Przyległam do niego bardziej niż poprzednio i zerkając przez jego ramie starałam się to złapać.Niestety moje starania były bezowocne i tylko błądziłam ręką po jego brzuchu.
R:Mógłbyś mi to wreszcie podać?-Zwróciłam się do niego,bo najwyraźniej nic nie zauważył.Cały czas siedzi cicho i gapi się gdzieś w dal.
K:Co podać?Chwila co ty..?-Dopiero się ożywił i zobaczył czego szukam-Trzymaj i nie molestuj mnie więcej- powiedział podając mi zgubę.W momencie gdy dotknął mojej dłoni przeleciały iskry a po moim ciele przeszedł dreszcz.
R:Mogłeś zareagować wcześniej-prychnęłam i skończyłam opatrunek-Dobra,gotowe.Możesz się ubrać-powiedziałam i zaczęłam chować wszystko do apteczki.
K:Dzięki-usłyszałam nagle i automatycznie spojrzałam na niego.Był już ubrany i znowu patrzył na mnie-Nie musiałaś,poradziłbym sobie.
R:Zrozum,że mimo,że jestem z Shonem to wasza trójka nadal jest dla mnie ważna.Miałabym wyrzuty sumienia gdybym tego nie zrobiła-spojrzałam mu w oczy.
K:Niby skąd byś o tym wiedziała,gdyby nie wepchnięcie przez Lysandra?
R:Nie będę ściemniać.Byłam tu przed tobą i rozmawiałam z Lysem zanim się pojawiłeś.
K:Jakoś Cie tu nie widziałem-uniósł brew.
R:Zniknęłam jak ninja.Tak sobie mów-zaśmiałam się.
K: Yhyym-kiwnął głową i nagle zadał dziwne pytania-Między nami jest ok?Tak jak przedtem?
R:Masz na myśli nasze kłótnie?Dobra.Zapomnijmy o nich,ale proszę abyś unikał kolejnych akcji z Shonem,bo wiem,że będę musiała wtedy wybrać.
K:Co wybrać?Którego z nas wolisz?To śmieszne-prychnął.
R:Z którym zerwać kontakt,a to może nie być miłe-powiedziałam i wyszłam.
* * *
Jak tylko weszłam do pokoju dopadła mnie Rozalia.
Ro:Musimy pogadać!Ponoć Kastiel i Shon się pobili,to prawda?-Złapała mnie i posadziła na łóżku a sama stała nade mną i się gapiła.
R:Tak.Bili się,ale nie mam zamiaru o tym rozmawiać.Więc jeśli pozwolisz..-chciałam wstać,ale ona mnie popchnęła i zostałam na miejscu.
Ro: Jak wolisz.Pamiętaj,że nadal jestem Twoją przyjaciółką a ty nas tak po prostu olałaś-powiedziała z pretensją w głosie.
R:Ja was olałam?To wy ze mną nie chcieliście gadać więc zmieniłam towarzystwo.
Ro: Taa..Widziałam.Teraz wolisz Irys z bliźniakami?Będą Twoimi nowymi przyjaciółmi?
R:Może.Starzy mnie nie rozumieją,więc czemu nie?
Ro: My się tylko martwimy.Zrozum.Tak nagle do niego wróciłaś,to raczej normalne.
R:Jestem dużą dziewczynką Roza.Dam sobie radę-tym razem wstałam i wyjęłam z szafki pidżamy.
Ro: Dobrze.Przepraszam Roxy-powiedziała cicho a ja podeszłam do niej i ja przytuliłam.Na początku się wahała,ale odwzajemniła uścisk-Wszystko po staremu?
R:Tak.Zapomnijmy o tym-odsunęłam się i ruszyłam ku łazience.
Ro: Shon tu był.Szukał Cie-usłyszałam tuż przed wejściem.
R:Jutro z nim pogadam-odpowiedziałam i zniknęłam za drzwiami.
* * *
Właśnie pędziłam motocyklem przez pustynię,gdy poczułam szturchanie i cichy głos.Nagle zrobiło się ciemno.Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętą Irys.
I:Przepraszam,że Cię budzę,ale za dziesięć minut śniadanie a po za tym chyba Shon czeka za drzwiami-powiedziała i dała mi wstać.
R:Dzięki.Zaraz z nim pogadam-uśmiechnęłam się i podeszłam do szafy.W między czasie rudowłosa opuściła pokój.
Z ubraniami w ręku weszłam do łazienki,umyłam się,zrobiłam makijaż i rozczesałam włosy,które zostały rozpuszczone.Łazienkę opuściłam po pięciu minutach,więc jak szybko pójdzie to nawet się nie spóźnię.Otworzyłam drzwi a opierający się o nie chłopak wpadł do środka prawie się przewracając.
R:Cześć-uśmiechnęłam się sztucznie i krzyżując ręce na piersi spojrzałam wyczekująco.
S:Hej.Chciałem pogadać wczoraj,ale zniknęłaś.
R:Musiałam komuś pomóc po tym jak go załatwiłeś-odwróciłam się tyłem i usiadłam na łóżku zakładając nogę na nogę.
S:Kretyn zaczął więc zareagowałem-zaczął się tłumaczyć i ruszył w moją stronę.
R:Kastetem?!-Krzyknęłam i wbiłam w niego wściekłe spojrzenie-Mogłeś mu naprawdę zrobić coś złego to po pierwsze,a po drugie znam inną historię.
S:Czemu go bronisz?!Może Cie okłamał!-On również podniósł głos a ja wstałam i stanęłam z nim twarzą w twarz-Wątpię by był taki święty-wysyczał.
R:Mnie może tak,ale Lysandra by nie okłamał. Ponoć to ty zacząłeś.Dlaczego?
S:Bo mam dosyć tego skurwysyna!-Krzyknął i złapał mnie mocno za ramiona.Trochę za mocno,bo aż mnie zabolało-Cały czas łazi za Tobą i gdzie ty tam on, i odwrotnie.Mam tego dosyć.On musi Cię zostawić w spokoju.
R:To mój przyjaciel Shon.Będę spędzać z nim czas i nic z tym nie zrobisz-odpowiedziałam mu starając się wyrwać,ale to na nic.Złapał tak mocno,że podejrzewam iż zostaną ślady-PO za tym.Przyjaźnię się z Rozalią,a to powoduje pewnego rodzaju wiązankę.Ona chodzi z bratem Lysa, więc są blisko,a Lysander przyjaźni się z Kasem.Ja także trafiłam do tego łańcuszka i nie możesz mi zabronić mieć innych znajomych niż ty.
S: Kiedyś też ich przecież miałaś. Już o nich nie pamiętasz?-Powiedział z pretensją w głosie a jego uścisk jakby automatycznie się wzmocnił na co syknęłam.
R:Pamiętam,ale żadne z nich się ze mną nie kontaktuje.I puść mnie bo to boli!-Warknęłam i szybko zabrał ręce-Pamiętaj,że to Twoja druga i ostatnia szansa-powiedziałam i opuściłam pokój.W drodze na dół rozmasowałam bolące ramiona,chociaż to i tak nic nie da.Siniaki będą jak nic.
-----------------------------------
Krótki?No ba!Przepraszam.To wszystko przez profesorkę od sprzedaży.Jej praca domowa zajęła mi dużo czasu i niezbyt chciało mi się pisać,ale obiecałam i dotrzymałam słowa.Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz