Bez problemów przywitaliśmy się i udaliśmy do stolika. Roza tryskała energią,Kastiel był jakiś ponury a Lysander bacznie mnie obserwował co mnie szczerze trochę denerwowało.Nie mogłam w spokoju zjeść,bo czułam na sobie spojrzenie tych kolorowych tenczówek.
R:Mam coś na twarzy Lysander?-Zapytałam wbijając w niego wzrok przez co się speszył i odwrócił wzrok.
L:Nie.Wybacz.PO prostu wyglądasz na zdenerwowaną.Coś się stało?
Ro: Hmm?Rzeczywiście.W porządku Roxy?-Zwróciła na mnie wzrok-Irys mówiła,że jak wychodziła to wstawałaś i miałaś dobry humor.
K:Zauważ,że Irys przyszła sporo wcześniej-wtrącił i wrócił do kanapki.Całkowita zlewka.
Ro: Fakt.Co się stało?
R:Nie mam ochoty o tym rozmawiać,a po za tym to nie odpowiedni czas i miejsce.
L:Coś poważnego?-Zapytał z troską.
R:Spokojnie Lys. To sprawa innego życia-rzuciłam leniwie i ugryzłam kanapkę.
K:Gadasz jak połamana.Jest z Tobą gorzej niż myślałem-zaśmiał się nagle.
R:Sugerujesz coś?-Uniosłam brew.
K:Nie.Nic-uniósł ręce w obronnym geście,chociaż na jego twarzy widniał złowieszczy uśmieszek.
R:No ja myślę.
* * *
Po śniadaniu razem z Rozalią udałyśmy się do pokoju,gdzie prawdę mówiąc powiedziałam wszystko co się ostatnio działo,włącznie z dzisiejszą rozmową z Shonem.
Ro:I ty nadal z nim jesteś?!-Krzyknęła bez żadnych zahamowań. Jeszcze nam tu publiki brakuje.
R:Ciszej Roza,błagam!Jestem z nim,bo o kocham i to jest jego ostatnia szansa-odpowiedziałam,czym wyraźnie nie była zadowolona.
Ro: Ty go nie kochasz.Tylko się oszukujesz,a tą szansę powinien już stracić wczoraj-wysyczała zła-Powiedz.Jesteś z nim szczęśliwa?-Złapała mnie za ramiona i spojrzała głęboko w oczy.Niestety moją uwagę od niej odwrócił ból jaki poczułam i syknęłam.Oczywiście o tym jej nie powiedziałam,bo by było jeszcze gorzej-Co jest?Boli Cię coś?-Puściła mnie i spojrzała z troską.
R;Spokojnie.To nic poważnego-odparłam i usiadłam na łóżku.Niestety poszła w moje ślady.
Ro: Dobra udam,że nic przed chwilą nie było,ale jak odpowiesz na moje pytanie-spojrzała na mnie z ukosa.
R:Yyy..Chwila.A,dobra.Tak-powiedziałam szybko i położyłam się na plecach.
Ro: Znowu kłamiesz.Przecież to widać.Odkąd znowu jesteście razem nie widziałam na Twojej twarzy szczęśliwego uśmiechu.
R:Bo nie spędzałyśmy razem czasu?-Usiadłam i spojrzałam na nią-Jest mi z nim dobrze i jestem..
Ro: Nie kończ-wtrąciła-Wmawiaj sobie to dalej a daleko nie zajdziesz.Zrozum,że nie wolno się zmuszać do miłości a to co przy nim czujesz to tylko pewnego rodzaju przywiązanie.Byliście ze sobą bardzo długo i masz do niego sentyment-powiedziała spokojnie.
R:Nawet jeśli,to on zapełnia tam pustkę-wskazałam ręką serce i spuściłam wzrok.
Ro: Nigdy już jej nie zapełni.Przynajmniej nie jako Twój chłopak i ,,ukochany"-ujmowała słowa w werbalny,nie widzialny cudzysłów-Zrozumiesz to kiedyś-po tym wstała i weszła do łazienki.Ja jedyne co zrobiłam to wzdychając upadłam twarzą w poduszki.
Po upływie jakiś pięciu minut słyszałam jak Rozalia z kimś rozmawia w łazience a po kolejnych pięciu praktycznie z niej wybiegła z wielkim bananem na twarzy.
R:Co jest?Kompletnie zwariowałaś?-Zaśmiałam się.
Ro: Nie.Dzwonił Kastiel i ponoć udało mu się załatwić,że dzisiejszy dzień mamy wolny.Nazmyślał coś,że jesteśmy zmęczeni i chcemy odpocząć.Ponoć zgodzili się od razu-wyśpiewała.
R:I co w tym takiego świetnego?
Ro: Organizujemy ucieczkę-zaczęła skakać i piszczeć.Jaką znowu ucieczkę?Gdzie?
R:Po co to wszystko?Niby gdzie masz zamiar iść?-Spojrzałam krytycznym wzrokiem.
Ro: Ty,ja i chłopaki na pewno idziemy razem do klubu a reszta gdzie chce.Wychodzimy o dwudziestej drugiej a wrócić musimy przed czwartą. Kastiel już to załatwił.Jakby co to nikt nas nie widział.Nie wiem jak to zrobił,ale należy mu się porządny całus za to.Będziemy mogły się wyszaleć!
R:Nieźle masz naryte w bani-zaśmiałam się za co oberwałam poduszką-No co?!Pozytywnie, doprowadzasz mnie do śmiechu. I dodatkowo będziesz musiała cmoknąć Kastiela-uśmiechnęłam się wrednie.
Ro: Co?Ja mam chłopaka.Ty to zrobisz!-Wskazała na mnie palcem.
R: Sory też go mam i nie byłby zadowolony-pokazałam jej język.
Ro: Grr..To obie,ale w policzek-westchnęła.
R:A co z Lysem?Będzie poszkodowany.
Ro: Też dostanie,na zachętę. Może wpadnie na fajny pomysł-uśmiechnęła się i podleciała do szafy. Wspomnijmy,że wzięła ze sobą mnóstwo bagażu i ma nawet rozkładaną szafę z czegoś tam, nieważne.-Trzeba się zacząć szykować.Na obiad nie idziemy a na kolację musimy,żeby nie było podejrzeń-zaczęła mówić do siebie,a ja obserwowałam ją z rozbawieniem-Ja założę to,nie to i do tego te szpilki-wyjęła jakieś ubrania,które położyła na swoim łóżku i podeszła do moich rzeczy. Nawet jej nie zatrzymywałam bo wiem,że to i tak nic nie da-Potrzebne nam zakupy,ale już widzę coś fajnego.Skąd to masz?-Wyjęła jedną bluzkę i pokazała mi.
R:Dostałam od dziewczyny brata.Zamówiła przez internet i jest nie dobra na nią,więc dała ją mi.
Ro: Fajne.Założysz do tego..-nagle zacięła się i patrząc na coś zaczęła się szczerzyć.
* * *
Po wybraniu przez Rozalię naszych kreacji wzięłyśmy się do przygotowań ogólnych.Dziwne było,że Shon się wcale nie odzywał,ale nie chciałam psuć sobie humoru i olałam to,bo w naszym pokoju zebrały się chyba wszystkie dziewczyny i wzajemnie sobie pomagałyśmy malować paznokcie i takie tam.Na kolacji panował konspiracyjny szept praktycznie cały czas a wzrok wszystkich był skierowany na Kastiela.Jego planowi ktoś zagrażał,a mianowicie Nataniel. Blondyn nie chciał uciekać i groził,że nas wyda przez co kolacja w naszym stoliku wyglądała tak.Ja i Roza jemy,a chłopaki w składzie: Kastiel, Kentin,Armin,Alexy i Lysander myślą nad pozbyciem się gospodarza.Najbardziej wszystkich zdziwiło kto zaproponował dobre rozwiązanie.Był to mianowicie nasz kochany i poukładany Lysander. Gdy powiedział żeby zwabić go na dach i tam zamknąć zakrztusiłam się a oczy wszystkich wyszły na wierzch.Ten chłopak się przy nas gorszy,jeszcze chwila i zrezygnuje z tego stroju i założy skórę z glanami.
Pomysł wszedł w życie.Niestety gospodarz nie był skłonny do samodzielnego wejścia na górę więc został wniesiony przez chłopaków.Spędzi tam tyle czasu do puki wszyscy nie wrócą,a zimno mu tam nie będzie,bo razem z Rozalią i Irys przygotowałyśmy mu legowisko z kocami itp.Ponoć lubi koty,więc niech poczuje się jak dachowiec.
* * *
R: Roza nie może być coś innego-krzyczałam przez drzwi łazienki.
Ro: Nie!W tym będzie idealnie,więc wychodź bo trzeba Ci makijaż zrobić-odpowiedziała.Nie chciałam tego,ponieważ przez Shona mam okropne siniaki i muszę je jakoś ukryć przed znajomymi. Próbowałam już pudrem i innymi kosmetykami,ale nic z tego.Są bardzo widoczne.Tatuaż mnie nie martwi.Już od dawna wszyscy wiedzą,że go mam bo po pewnej wizycie u mnie w domu przestałam go zakrywać.Tylko to mi strasznie teraz wadziło.Niestety.
Wyszłam z łazienki a ramiona starałam się zakryć włosami.Udało się więc jak najszybciej ruszyłam po coś aby zakryć te paskustwo.
Ro;A ty co?!- Dopadła mnie i łapiąc za ramię odwróciła do siebie.Niestety nie udało mi się powstrzymać syknięcia a dodatkowo zobaczyła ślady-Co to jest?-Zapytała twardo.
R:Nic poważnego,ale chcę to czymś zakryć-odpowiedziałam wymijająco i chciałam odejść.
Ro:To on?-Szepnęła tak aby reszta dziewcząt nie usłyszała.Odpowiedziałam jej ciszą-Dlaczego milczysz?Jeśli to on musisz z nim zerwać.Teraz małe siniaki,a co będzie jak Cie uderzy?
R:Spokojnie Roza,chciał mnie zatrzymać i złapał za mocno.To nic takiego.
Ro: Sama wiesz co robisz,ale nie możesz być na to obojętna.
* * *
W końcu uspokoiłam Rozalię i skończyłyśmy się szykować.Na szczęście białowłosa dobrała mi kurtkę,w której to wszystko jeszcze lepiej wyglądało i mogłyśmy wychodzić.Chciałam iść w rozpuszczonych włosach,ale dziewczyny uparły się,że w kitce będzie lepiej nie będzie mi tak gorąco i w ogóle.
Kastiel,muszę przyznać,zadbał o wszytko.Ochrona nagle zniknęła a przy bramie czekał transport.Chętni do klubu jechali busem a reszta miała iść pieszo co skończyło się wojną o miejsca.My z Rozalią wsiadłyśmy pierwsze i usiadłyśmy na końcu.Nie było tam niestety czterech siedlisk jak w naszym autokarze.
Ro: Co wy do diabła robicie?!-Warknęła Roza kiedy na nasze kolana usiedli chłopacy.Obaj się odstawili i moje obawy się potwierdziły. Lysadner siedział na kolanach Rozalii a ubrany był w zwykły biały T-shirt ,jeansy,ramoneskę i GLANY.Serio.W takiej wersji go jeszcze nie widziałam. Białowłosa chyba też bo otworzyła usta ze dziwienia. Kastiel siedząc na mnie śmiał się a my gapiłyśmy na kolorowookiego.
L:Dziewczyny spokojnie.Zrobiłem to dla przyjaciela.Miałem się nie wyróżniać-odpowiedział.
K:Dokładnie.Za to wy..-przyjrzał się nam-Macie nas nie zostawiać nawet na moment-rozkazał grożąc palcem.
R:Może,ale jak ze mnie zejdziesz.Ciężki jesteś-próbowałam go zwalić.
K:Możemy się zamienić miejscami.
Ro:Chyba nie mamy wyboru,nie?-Odpowiedziała i po chwili siedzieliśmy inaczej. Roza wtuliła się w Lysa i zamknęła oczy a ja siedziałam sztywno,chociaż Kastiel czasem mnie zaczepiał.
R:Jak brzuch-spytałam,gdy zauważyłam,że białe głowy zasnęły.
K:Dobrze jest.Się nie martw,jestem dużym chłopcem.
R:Chyba lubisz zachowywać się jak dzieciak,co?
K:Może czasami,ale dzisiaj mogę być bardzo poważny-udawał surową minę marszcząc czoło.
R:Nie musisz.Kto rozrusza towarzystwo-zaśmiałam się i wskazałam śpiące królewny.
K:Pomożesz mi,nie?Sam nie dam rady,a Twój strój może zachęcić-uśmiechnął się łobuzersko i chłodną ręką przejechał mi po odkrytym brzuchu aż się wzdrygnęłam-Co?Zimne?Wybacz trzymałem przy sercu..
-------------------------------------------
Jak wszyscy to i ja!Najwyżej dodam dwa w tym tygodniu :)
Dla wszystkich czytających a głównie komentujących :D
Buziaki :*
Roxy:
Rozalia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz