sobota, 26 lipca 2014

"Roxy" cz.8



W trakcie ostatniej przerwy wyszłam na dziedziniec i skierowałam się do klubu ogrodników.
Tam jest zawsze spokojnie, a ja tego właśnie potrzebuję. Usiadłam na trawie obok rosnących
tam róż i zamknęłam oczy. Nie chciałam teraz słyszeć żadnych dźwięków więc wyłączyłam
dźwięk w telefonie.

Przez otaczającą mnie ciszę zasnęłam. Miałam dziwny sen, ale nie poznałam jego końca
ponieważ obudził mnie dzwonek na lekcję.

                                                ~SEN ROXY~         

Znajduje się w parku ,jest wieczór, obok mnie stoi Shon .Chciałam go przytulić, ale zniknął .Po
chwili zobaczyłam go idącego w oddali. Nie był sam. Szła z nim jakaś dziewczyna, trzymali się
za ręce. Na jego twarzy widziałam uśmiech, było słychać jej śmiech. Łzy napłynęły mi do oczu.
Pobiegłam w jakimś kierunku i usiadłam na ławce. Zakryłam twarz dłońmi podpierając się o
kolana i płakałam .Moje serce pękło na miliony kawałeczków. W pewnym momencie ktoś
pocieszającym gestem pogłaskał mnie po plecach a potem po głowie. Podniosłam głowę,
 chciałam zobaczyć kim jest ta osoba. Zobaczyłam tylko lekki uśmiech. Obudziłam się.
                                                        
                                   ~RZECZYWISTOŚĆ~

Zastanawiałam się nad tym snem.  Czyżby coś podobnego miało nadejść w przyszłości? Kto mnie pocieszał? Dlaczego Shon mnie zostawił?

Z mętlikiem w głowie poszłam na matematykę, ale nie miałam głowy do lekcji .Cały czas
myślałam o swoim śnie. Moją zadumę przerwała jednak wchodząca do klasy dyrektorka.

D: Witam. Mam ogłoszenie dla waszej klasy. Jak co roku szkoła organizuje dwu tygodniowy
wyjazd. W tym roku wylosowano waszą klasę i to wy macie możliwość wyjazdu do wspaniałego
ośrodka górskiego. Więcej informacji znajdziecie na kartkach, które rozda wam Nataniel. Teraz
przepraszam, mam jeszcze kilka spraw  do załatwienia.

Dyrka wyszła ,a Nataniel rozdał nam formularze i informacje o wyjeździe. W brew pozorom
koszt jest mały, pięćset złotych  na całe dwa tygodnie. W tym jedzenie i atrakcje. Wspaniale. Na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent pojadę.

Po lekcji, na której wcale nie mogłam się skupić ,dopadła mnie Roza.

Ro: Jedziesz?

R: Raczej tak ,a ty?

Ro: Na sto procent! Moi rodzice są zadowoleni gdy nie ma mnie w domu. Szkoda mi tylko że Leo nie może jechać.

R: Nie martw się, da sobie radę. Wytrzymasz to tylko dwa tygodnie.

Ro: Wiem. On to jakoś zniesie, ale ja nie. Po dłuższej chwili rozłąki strasznie che się do niego przytulić.
Wiem że masz rację, postaram się nie zwariować, ale musisz mnie pilnować.

R: Nie ma sprawy. Krótka rozłąka dobrze wam zrobi. Wasz związek może się umocnić.

Ro: Tak. Masz rację.

W trakcie naszej rozmowy naszła mnie myśl. Czy ja i Shon kiedykolwiek za sobą tęskniliśmy? Nie. Cały czas miałam go przy sobie. Nigdzie nie wyjeżdżał na dłużej niż jeden dzień, ale wtedy nie dostawałam bzika jak Rozalia. W tym momencie znowu zadałam sobie pytanie. "Czy ja kocham Shona?" Niby odpowiedź oczywista. "Tak kocham go", ale nie jest tak jak na początku. Nie czuję już przy nim tych motylków w brzuchu i nie słodzimy sobie tak jak kiedyś. Przyzwyczailiśmy się do siebie dlatego dalej jesteśmy parą. Kochamy się - przy najmniej ja go kocham - ale nie tak jak kiedyś. Nasze rozmowy nie są już takie same. Kiedyś zwykła mała sprzeczka zdarzała się bardzo rzadko, a teraz chociaż raz w tygodniu się kłócimy. Muszę z nim porozmawiać. Tak, zadzwonię do niego i umówimy się. Mam nadzieję że odbierze telefon. Chce żeby było tak jak kiedyś. Mam nadzieję że on też.

Ro: Słuchasz mnie Roxy? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Rozalii. Zapominałam o jej obecności.
Tak się zamyśliłam, że nie mam pojęcie co do mnie mówiła.

R: Przepraszam zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?

Ro: Pytałam czy pójdziesz ze mną na zakupy, bo nie mam nikogo do towarzystwa? Zakupy samemu są nudne.

Nie przepadam za zakupami ,ale co mi szkodzi. Przez ostatnie dni działy się dziwne rzeczy, a to może mi pomóc o nich zapomnieć.

R: Spoko. Mogę się przejść - uśmiechnęłam się do niej, od razu odpowiedziała mi tym samym.

Ro: Świetnie to chodźmy! - złapała mnie za rękę i wybiegłyśmy ze szkoły prosto na przystanek, a stamtąd pojechałyśmy do centrum. Dobrze że mam przy sobie dwieście złotych, mogę coś kupić.

Obeszłyśmy wszystkie sklepy, ale nic dla siebie nie znalazłam. Przed nami ostatni sklep. Zdecydowanie w bardziej moim stylu. Weszłyśmy do środka i zaczęłyśmy przeglądać wieszaki.

Ro: To jest idealne! - Roza podbiegła do mnie trzymając kilka wieszaków  -Musisz to przymierzyć.

R: Ale co to jest?

Ro: Kilka szmatek dla ciebie. Idź przymierz. - wepchnęła mnie do przymierzalni i podała ubrania, co chwilę dorzucała nowe. Spodobały mi się dwie bluzki i jedna spódniczka w czerwoną kratkę.
                           
R: Roza mogę już wyjść?

Ro: Najpierw powiedz czy Ci się coś spodobało.

R: Tak, ale błagam nic mi już tu nie dawaj.

Ro: Dobra. Ok

Zapłaciłyśmy za zakupy i wyszłyśmy ze sklepu. Kierowałyśmy się ku wyjściu.

R: Trochę zgłodniałam, a ty?

Ro: Chętnie coś przekąszę. Chodźmy do kawiarni w pobliżu sklepu sportowego. Mają tam świetne desery.

R: Dobra. To chodźmy.

Poszłyśmy do kawiarni znajdującej się na piętrze i usiadłyśmy przy stoliku. Roza zamówiła sernik a ja ciasto czekoladowe. Siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o  wszystkim, ale głównie o zbliżającym się wyjeździe.

R: Ciekawe jak będą pokoje.

Ro: W razie czego będziemy razem, ok?

R: To najlepszy pomysł - chciałam jeszcze coś dodać, ale gdy zobaczyłam wchodzącą do kawiarni parę zamarłam. Shon szedł za rękę z Amber(?). Co? Jak? Skąd oni się znają? W tej chwili moje serce pękło, ale jednocześnie byłam wściekła na chłopaka. Nie zauważyli nas. To dobrze. Łzy napłynęły mi do oczu. Obiecałam że nigdy nie uronię już żadnej, ale w tej chwili straciłam bliską mi osobę. Nie potrafiłam ich powstrzymać.

Ro: Co się stało? - zapytała z troską w głosie.

R: Sho.. Shon - ledwo wypowiedziałam jego imię. Byłam zalana łzami. Widziałam że nie zrozumiała więc wskazałam palcem na parę stojącą przy ladzie. Dziewczyna lekko spojrzała w ich stronę, a jej oczy zrobiły się jak pięciozłotówki.

Ro: Chcesz powiedzieć, że towarzysz Amber to..? Nie! Ja tak tego nie zostawię! - chciała wstać, ale ją powstrzymałam.

R: Proszę nic nie rób. Przepraszam nie zniosę tego widok - wybiegłam z centrum zostawiając Rozę samą. Dogoniła mnie z torbami przy przystanku, a to kawałek drogi.

Ro: Roxy poczekaj! Teraz nie możesz być sama. Jeśli pozwolisz odprowadzę Cię i posiedzimy razem.

W tej chwili potrzebny mi ktoś taki,więc poszłyśmy z Rozą do mnie do domu. Szybko udałyśmy się do mnie do pokoju. Nie chciałam żeby Kevin zobaczył mnie zapłakaną. Zrozpaczona rzuciłam się na łóżko i chciałam umrzeć.

Ro: Proszę spróbuj się uspokoić. - Roza usiadła przy mnie i starała się mnie pocieszyć. Byłam jej wdzięczna mimo tego, że jej starania nic nie dawały to była przy mnie. Mogę ją swobodnie nazwać moją przyjaciółką. - Jeśli to zrobił to znaczy jedno. Nie jest wart Twoich łez.

Co jeśli on cały czas leciał na dwa fronty? Ja go kochałam, a on tak mnie oszukiwał. Moja miłość do niego prysła w ułamku sekundy. Zobaczyłam go z Amber i koniec. Nie chcę go więcej widzieć na oczy. Nie mam pojęcia co o tym wszystkim myśleć.

Płakałam bardzo długo. Rozalia musiała iść, więc zostałam sama. Boje się o wszystkim powiedzieć bratu. Wiem jaki jest. Bardzo się o mnie martwi i może go nieźle obić. Nie widać po nim emocji, świetnie się maskuje i czasem boje się mu cokolwiek powiedzieć.

*PUKANIE DO DRZWI*

Kv: Roxy to ja Kevin. Mogę?

R: Tak wejdź - chłopak wszedł i spojrzał na mnie po czym jego wyraz twarzy zmienił się. Nic dziwnego. Jestem opuchnięta od płaczu i w fatalnym stanie.

Kv: Co się stało? - usiadł obok i mnie objął - Widziałam jak jakaś dziewczyna wychodzi z domu. Nie była w dobrym humorze. Co jest? Wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć.

R: Wiem - wtuliłam się w niego - tylko że to jest trudne. - łza spłynęła po moim policzku. Otarł ją

Kv: Rozumiem, ale jako Twój brat wolałbym wiedzieć.

R: Dobrze - opowiedziałam mu w skrócie całą historię. O zajściu w sobotę, o esemesach i o tym co widziałam dzisiaj. Gdy skończyłam mówić spojrzałam na brata. Nie krył wściekłości, w jego oczach widziałam to jak bardzo go to wpieniło.

Kv: Zabije tych idiotów - podniósł się.

R: Co? Nie proszę nic nie rób. - złapałam go za rękę - Wiem że Shon to dupek, ale proszę nigdzie teraz nie idź.

Kv :A ten drugi? - no tak o Kastielu też mu powiedziałam ,tylko że zapomniałam o dzisiejszym zajściu w szkole.

R: Z tego wszystkiego zapomniałam Ci powiedzieć. Kastiel mnie przeprosił. Nie jest taki zły jaki się wydawał.

Kv: ... - spojrzał na mnie troskliwie - Zrozumiał?

R: Tak, spokojnie.

Kv: Dobra. Przepraszam. Pójdę do siebie, muszę pomyśleć. Na razie nic nie będę robił. - szedł w kierunku drzwi. Nagle się zatrzymał i spojrzał na mnie - Jeśli chcesz to do końca tygodnia nie musisz chodzić do szkoły. Usprawiedliwię Ci.

R: Dzięki, ale wolę iść. Szykuje się wyjazd w góry i wolałabym poznać więcej szczegółów.

Kv: Wyjazd? To dobrze. Odpoczniesz sobie.

R: Dzięki.

Kevin poszedł do swojego pokoju, a ja wzięłam prysznic. Położyłam się i momentalnie zasnęłam. Rano ledwo zdążyłam na lekcje, najpierw budzik nie zadzwonił, a potem mała awaria w kuchni. Świetny początek dnia.

Przez pierwsze trzy lekcje i przerwy między nimi siedziałam sama i z nikim nie rozmawiałam. Tylko teraz siedząc na klatce schodowej zostałam zaczepiona przez Rozalię.

Ro: Hej. I jak się trzymasz? - przysiadła się obok mnie.

R: Hej .Nie jest idealnie, ale tragicznie też nie.

Ro: Trochę mnie zmartwiłaś. Od rana się nie odzywasz. Przestraszyłam się.

R: Dzięki. Nie martw się o mnie. Po prostu trochę się martwię.

Ro: Dlaczego? Coś się stało?

R: Mój brat wie już o wszystkim, a znając jego może coś zrobić Shonowi jak go zobaczy gdzieś.

Ro: Jest agresywny?

R: Nie w stosunku do mnie .Zawsze jest spokojny ,ale jak go ktoś naprawdę zdenerwuje.. Wolę nawet nie przypominać sobie jego oczu.

Ro: Oczu? - spojrzała na mnie dziwnie.

R: Tak.Nigdy nie widziałam żeby był taki wściekły. Niby powiedział że na razie nic nie zrobi, ale się boję.

Ro :Nie znam Twojego brata i nigdy go nie widziałam, ale wątpię żeby zrobił mu cokolwiek.

R: Mam taką nadzieję. On Cie wczoraj widział jak wychodziłaś z domu w złym humorze. To dlatego przyszedł do mojego pokoju i chciał wszystko wiedzieć. Wiem że mnie bardzo kocha i się o mnie troszczy, ale ja naprawdę się boje że zrobi jakąś głupotę.

Ro: Nie martw się na zapas. Chyba aż tak głupi nie jest.

R: Nie, ale gdy go zobaczy może działać impulsywnie.

Ro: Nawet jeśli to przyznaj że nauczka mu się należy.



---------------------------------------------------------------------------------------
 Bardzo proszę.Jeśli czytacie to niech ktoś skomentuje.To by mnie bardziej zmotywowało.Piszę bo piszę,ale nie mam pojęcia czy ma to jakikolwiek sens.

Części będą pojawiały się co najmniej raz w tygodniu.Jeśli będę miała więcej czasu to może częściej,ale na razie się na to nie zapowiada.
                                                                                                                       Pozdrowionka ;)

1 komentarz:

  1. Jesteś super dziś odnalazłam tego bloga i normalnie cudooo :*****

    OdpowiedzUsuń

Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc