W trakcie ostatniej
przerwy wyszłam na dziedziniec i skierowałam się do klubu ogrodników.
Tam jest zawsze
spokojnie, a ja tego właśnie potrzebuję. Usiadłam na trawie obok rosnących
tam róż i zamknęłam
oczy. Nie chciałam teraz słyszeć żadnych dźwięków więc wyłączyłam
dźwięk w telefonie.
Przez otaczającą mnie
ciszę zasnęłam. Miałam dziwny sen, ale nie poznałam jego końca
ponieważ obudził mnie
dzwonek na lekcję.
~SEN ROXY~
Znajduje się w
parku ,jest wieczór, obok mnie stoi Shon .Chciałam go przytulić, ale zniknął .Po
chwili zobaczyłam go
idącego w oddali. Nie był sam. Szła z nim jakaś dziewczyna, trzymali się
za ręce. Na jego
twarzy widziałam uśmiech, było słychać jej śmiech. Łzy napłynęły mi do oczu.
Pobiegłam w jakimś
kierunku i usiadłam na ławce. Zakryłam twarz dłońmi podpierając się o
kolana i
płakałam .Moje serce pękło na miliony kawałeczków. W pewnym momencie ktoś
pocieszającym gestem
pogłaskał mnie po plecach a potem po głowie. Podniosłam głowę,
chciałam zobaczyć kim
jest ta osoba. Zobaczyłam tylko lekki uśmiech. Obudziłam się.
~RZECZYWISTOŚĆ~
Zastanawiałam się nad
tym snem. Czyżby coś podobnego miało nadejść w przyszłości? Kto mnie
pocieszał? Dlaczego Shon mnie zostawił?
Z mętlikiem w głowie
poszłam na matematykę, ale nie miałam głowy do lekcji .Cały czas
myślałam o swoim
śnie. Moją zadumę przerwała jednak wchodząca do klasy dyrektorka.
D: Witam. Mam
ogłoszenie dla waszej klasy. Jak co roku szkoła organizuje dwu tygodniowy
wyjazd. W tym roku
wylosowano waszą klasę i to wy macie możliwość wyjazdu do wspaniałego
ośrodka
górskiego. Więcej informacji znajdziecie na kartkach, które rozda wam
Nataniel. Teraz
przepraszam, mam jeszcze
kilka spraw do załatwienia.
Dyrka wyszła ,a
Nataniel rozdał nam formularze i informacje o wyjeździe. W brew pozorom
koszt jest
mały, pięćset złotych na całe dwa tygodnie. W tym
jedzenie i atrakcje. Wspaniale. Na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent pojadę.
Po lekcji, na której
wcale nie mogłam się skupić ,dopadła mnie Roza.
Ro: Jedziesz?
R: Raczej tak ,a ty?
Ro: Na sto procent! Moi
rodzice są zadowoleni gdy nie ma mnie w domu. Szkoda mi tylko że Leo nie może
jechać.
R: Nie martw się, da
sobie radę. Wytrzymasz to tylko dwa tygodnie.
Ro: Wiem. On to jakoś
zniesie, ale ja nie. Po dłuższej chwili rozłąki strasznie che się do niego
przytulić.
Wiem że masz
rację, postaram się nie zwariować, ale musisz mnie pilnować.
R: Nie ma
sprawy. Krótka rozłąka dobrze wam zrobi. Wasz związek może się umocnić.
Ro: Tak. Masz rację.
W trakcie naszej
rozmowy naszła mnie myśl. Czy ja i Shon kiedykolwiek za sobą
tęskniliśmy? Nie. Cały czas miałam go przy sobie. Nigdzie nie wyjeżdżał na dłużej
niż jeden dzień, ale wtedy nie dostawałam bzika jak Rozalia. W tym momencie znowu
zadałam sobie pytanie. "Czy ja kocham Shona?" Niby odpowiedź oczywista. "Tak
kocham go", ale nie jest tak jak na początku. Nie czuję już przy nim tych
motylków w brzuchu i nie słodzimy sobie tak jak kiedyś. Przyzwyczailiśmy się do
siebie dlatego dalej jesteśmy parą. Kochamy się - przy najmniej ja go kocham - ale
nie tak jak kiedyś. Nasze rozmowy nie są już takie same. Kiedyś zwykła mała
sprzeczka zdarzała się bardzo rzadko, a teraz
chociaż raz w tygodniu się kłócimy. Muszę z nim porozmawiać. Tak, zadzwonię do
niego i umówimy się. Mam nadzieję że odbierze telefon. Chce żeby było tak jak
kiedyś. Mam nadzieję że on też.
Ro: Słuchasz mnie
Roxy? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Rozalii. Zapominałam o jej obecności.
Tak się zamyśliłam, że
nie mam pojęcie co do mnie mówiła.
R: Przepraszam
zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?
Ro: Pytałam czy
pójdziesz ze mną na zakupy, bo nie mam nikogo do towarzystwa? Zakupy samemu są
nudne.
Nie przepadam za
zakupami ,ale co mi szkodzi. Przez ostatnie dni działy się dziwne rzeczy, a to
może mi pomóc o nich zapomnieć.
R: Spoko. Mogę się przejść - uśmiechnęłam
się do niej, od razu odpowiedziała mi tym samym.
Ro: Świetnie to
chodźmy! - złapała mnie za rękę i wybiegłyśmy ze szkoły prosto na przystanek, a stamtąd pojechałyśmy do centrum. Dobrze że mam przy sobie dwieście złotych, mogę coś kupić.
Obeszłyśmy wszystkie
sklepy, ale nic dla siebie nie znalazłam. Przed nami ostatni sklep. Zdecydowanie w
bardziej moim stylu. Weszłyśmy do środka i zaczęłyśmy przeglądać wieszaki.
Ro: To jest
idealne! - Roza podbiegła do mnie trzymając kilka wieszaków -Musisz to
przymierzyć.
R: Ale co to jest?
Ro: Kilka szmatek dla
ciebie. Idź przymierz. - wepchnęła mnie do przymierzalni i podała ubrania, co chwilę
dorzucała nowe. Spodobały mi się dwie bluzki i jedna spódniczka w czerwoną
kratkę.
R: Roza
mogę już wyjść?
Ro: Najpierw
powiedz czy Ci się coś spodobało.
R: Tak, ale
błagam nic mi już tu nie dawaj.
Ro: Dobra. Ok
Zapłaciłyśmy
za zakupy i wyszłyśmy ze sklepu. Kierowałyśmy się ku wyjściu.
R: Trochę
zgłodniałam, a ty?
Ro: Chętnie
coś przekąszę. Chodźmy do kawiarni w pobliżu sklepu sportowego. Mają tam świetne
desery.
R: Dobra. To
chodźmy.
Poszłyśmy
do kawiarni znajdującej się na piętrze i usiadłyśmy przy stoliku. Roza zamówiła
sernik a ja ciasto czekoladowe. Siedziałyśmy
i rozmawiałyśmy o wszystkim, ale głównie
o zbliżającym się wyjeździe.
R: Ciekawe
jak będą pokoje.
Ro: W
razie czego będziemy razem, ok?
R: To
najlepszy pomysł - chciałam jeszcze coś dodać, ale gdy zobaczyłam wchodzącą do
kawiarni parę zamarłam. Shon
szedł za rękę z Amber(?). Co? Jak? Skąd oni się znają? W tej chwili moje serce
pękło, ale jednocześnie byłam wściekła
na chłopaka. Nie zauważyli nas. To dobrze. Łzy napłynęły mi do oczu. Obiecałam że
nigdy nie uronię już żadnej, ale
w tej chwili straciłam bliską mi osobę. Nie potrafiłam ich powstrzymać.
Ro: Co się
stało? - zapytała z troską w głosie.
R: Sho.. Shon - ledwo
wypowiedziałam jego imię. Byłam zalana łzami. Widziałam że nie zrozumiała więc
wskazałam palcem na parę
stojącą przy ladzie. Dziewczyna lekko spojrzała w ich stronę, a jej oczy zrobiły
się jak pięciozłotówki.
Ro: Chcesz
powiedzieć, że towarzysz Amber to..? Nie! Ja tak tego nie zostawię! - chciała
wstać, ale ją powstrzymałam.
R: Proszę
nic nie rób. Przepraszam nie zniosę tego widok - wybiegłam z centrum zostawiając
Rozę samą. Dogoniła mnie z
torbami przy przystanku, a to kawałek drogi.
Ro: Roxy
poczekaj! Teraz nie możesz być sama. Jeśli pozwolisz odprowadzę Cię i posiedzimy
razem.
W tej
chwili potrzebny mi ktoś taki,więc poszłyśmy z Rozą do mnie do domu. Szybko
udałyśmy się do mnie do pokoju. Nie
chciałam żeby Kevin zobaczył mnie zapłakaną. Zrozpaczona rzuciłam się na łóżko i
chciałam umrzeć.
Ro: Proszę
spróbuj się uspokoić. - Roza usiadła przy mnie i starała się mnie pocieszyć. Byłam
jej wdzięczna mimo tego, że jej
starania nic nie dawały to była przy mnie. Mogę ją swobodnie nazwać moją
przyjaciółką. - Jeśli to zrobił to znaczy jedno. Nie
jest wart Twoich łez.
Co jeśli
on cały czas leciał na dwa fronty? Ja go kochałam, a on tak mnie oszukiwał. Moja
miłość do niego prysła w ułamku sekundy. Zobaczyłam
go z Amber i koniec. Nie chcę go więcej widzieć na oczy. Nie mam pojęcia co o tym
wszystkim myśleć.
Płakałam
bardzo długo. Rozalia musiała iść, więc zostałam sama. Boje się o wszystkim
powiedzieć bratu. Wiem jaki jest. Bardzo
się o mnie martwi i może go nieźle obić. Nie widać po nim emocji, świetnie się
maskuje i czasem boje się mu cokolwiek
powiedzieć.
*PUKANIE
DO DRZWI*
Kv: Roxy
to ja Kevin. Mogę?
R: Tak
wejdź - chłopak wszedł i spojrzał na mnie po czym jego wyraz twarzy zmienił
się. Nic dziwnego. Jestem opuchnięta od płaczu i w
fatalnym stanie.
Kv: Co się
stało? - usiadł obok i mnie objął - Widziałam jak jakaś dziewczyna wychodzi z
domu. Nie była w dobrym humorze. Co jest? Wiesz że
możesz mi wszystko powiedzieć.
R: Wiem - wtuliłam
się w niego - tylko że to jest trudne. - łza spłynęła po moim policzku. Otarł ją
Kv: Rozumiem, ale
jako Twój brat wolałbym wiedzieć.
R: Dobrze - opowiedziałam
mu w skrócie całą historię. O zajściu w sobotę, o esemesach i o tym co widziałam
dzisiaj. Gdy skończyłam mówić spojrzałam
na brata. Nie krył wściekłości, w jego oczach widziałam to jak bardzo go to
wpieniło.
Kv: Zabije
tych idiotów - podniósł się.
R: Co? Nie
proszę nic nie rób. - złapałam go za rękę - Wiem że Shon to dupek, ale proszę
nigdzie teraz nie idź.
Kv :A ten
drugi? - no tak o Kastielu też mu powiedziałam ,tylko że zapomniałam o dzisiejszym
zajściu w szkole.
R: Z tego
wszystkiego zapomniałam Ci powiedzieć. Kastiel mnie przeprosił. Nie jest taki zły
jaki się wydawał.
Kv: ... - spojrzał
na mnie troskliwie - Zrozumiał?
R: Tak, spokojnie.
Kv: Dobra. Przepraszam. Pójdę do siebie, muszę pomyśleć. Na razie nic nie będę robił. - szedł w kierunku
drzwi. Nagle się zatrzymał i spojrzał na mnie - Jeśli chcesz to do końca tygodnia
nie musisz chodzić do szkoły. Usprawiedliwię Ci.
R: Dzięki, ale
wolę iść. Szykuje się wyjazd w góry i wolałabym poznać więcej szczegółów.
Kv: Wyjazd? To
dobrze. Odpoczniesz sobie.
R: Dzięki.
Kevin
poszedł do swojego pokoju, a ja wzięłam prysznic. Położyłam się i momentalnie
zasnęłam. Rano ledwo zdążyłam na lekcje, najpierw budzik nie
zadzwonił, a potem mała awaria w kuchni. Świetny początek dnia.
Przez
pierwsze trzy lekcje i przerwy między nimi siedziałam sama i z nikim nie
rozmawiałam. Tylko teraz siedząc na klatce schodowej zostałam zaczepiona przez
Rozalię.
Ro: Hej. I
jak się trzymasz? - przysiadła się obok mnie.
R: Hej .Nie
jest idealnie, ale tragicznie też nie.
Ro: Trochę
mnie zmartwiłaś. Od rana się nie odzywasz. Przestraszyłam się.
R: Dzięki. Nie
martw się o mnie. Po prostu trochę się martwię.
Ro: Dlaczego? Coś
się stało?
R: Mój
brat wie już o wszystkim, a znając jego może coś zrobić Shonowi jak go zobaczy
gdzieś.
Ro: Jest
agresywny?
R: Nie w
stosunku do mnie .Zawsze jest spokojny ,ale jak go ktoś naprawdę zdenerwuje.. Wolę
nawet nie przypominać sobie jego oczu.
Ro: Oczu? - spojrzała
na mnie dziwnie.
R: Tak.Nigdy
nie widziałam żeby był taki wściekły. Niby powiedział że na razie nic nie
zrobi, ale się boję.
Ro :Nie
znam Twojego brata i nigdy go nie widziałam, ale wątpię żeby zrobił mu
cokolwiek.
R: Mam
taką nadzieję. On Cie wczoraj widział jak wychodziłaś z domu w złym humorze. To
dlatego przyszedł do mojego pokoju i chciał wszystko wiedzieć. Wiem że
mnie bardzo kocha i się o mnie troszczy, ale ja naprawdę się boje że zrobi jakąś
głupotę.
Ro: Nie
martw się na zapas. Chyba aż tak głupi nie jest.
R: Nie, ale
gdy go zobaczy może działać impulsywnie.
Ro: Nawet
jeśli to przyznaj że nauczka mu się należy.
---------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo proszę.Jeśli czytacie to niech ktoś skomentuje.To by mnie bardziej zmotywowało.Piszę bo piszę,ale nie mam pojęcia czy ma to jakikolwiek sens.
Części będą pojawiały się co najmniej raz w tygodniu.Jeśli będę miała więcej czasu to może częściej,ale na razie się na to nie zapowiada.
Pozdrowionka ;)
Jesteś super dziś odnalazłam tego bloga i normalnie cudooo :*****
OdpowiedzUsuń