Byłam właśnie w krainie jednorożców gdy moje oczy nagle zostały oślepione przez mocne światło. Powoli otworzyłam oczy, które zaraz zamknęłam. Albo wczoraj zapomniałam zasłonić rolety, albo ktoś tu chciał mnie nie miło obudzić. Z trudem podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Jedyne co ujrzałam to mój wózek, który stał zbyt daleko od mojego łóżka i uchylone drzwi. Zdecydowanie ktoś tu był i nie pomyślał o tym aby o przysunąć z powrotem. Bardzo mądrze, do prawdy. Sięgnęłam po telefon, który leżał na stoliku przy łóżku i spojrzałam na godzinę, za piętnaście trzynasta. No nieźle. Tak długo spałam to nie dziwie się, że mnie słońce budzi.
Z trudem podniosłam się do jako takiego siadu i próbowałam dosięgnąć wózek. Niestety moje starania skończyły się fiskiem i nie zostało mi nic innego jak znowu prosić brata o pomoc. Wzięłam telefon i wybrałam numer brata, nie będę przecież krzyczeć na cały dom. Chłopak odebrał i po chwili był w moim pokoju. Pomógł mi tylko z dostaniem się do wózka ponieważ resztę czynności dawałam radę zrobić. Łazienka jest przystosowana do moich warunków więc nie mam tam większych problemów. Przemyłam twarz, rozczesałam włosy i ubrałam. Z ostatnią czynnością są problemy, ale już się wprawiłam i daję radę sama. Gotowa podjechałam do schodów gdzie czekał już mój braciszek. Zeszliśmy na dół i teraz miałam wygodniejsze siedzenie pod sobą. Podjechałam do kuchni i zrobiłam sobie do jedzenia kilka kanapek, a następnie skonsumowałam je przeglądając dzisiejszą gazetę. Nie było w niej nic ciekawego oprócz jakiejś nocy spadających gwiazd, która się dzisiaj odbędzie. Chętnie bym zobaczyła, ale będzie za dużo ludzi.
- Kurwa - wymsknęło mi się, gdy przypomniałam sobie o czymś. - Miałam przecież... Która godzina? - Jak szalona mówiłam sama do siebie. Na szczęście byłam sama w pomieszczeniu, bo wzięliby mnie za wariatkę. Na śmierć zapominałam, że miałam spotkać w parku z Alexym. Kurcze. Już minęło półtorej godziny, na pewno sobie poszedł i mnie wyzywa pod nosem. Muszę do niego jak najszybciej napisać i przeprosić. Niezbyt mi się uśmiechało to spotkanie, ale nie chciałam go tak chamsko potraktować.
Natychmiast wzięłam laptop i weszłam na bloga. Dobra, jeszcze mnie nie zablokował. Potem włączyłam chat, ale nie był dostępny. Postanowiłam jednak zostawić mu wiadomość, może odczyta.
"Możesz mnie zwyzywać, czy co tam wolisz. Przepraszam, że się nie pojawiłam. Obudziłam się po dwunastej i kompletnie zapomniałam, że się umówiliśmy. Przypomniało mi się dopiero teraz. Przepraszam, mam nadzieję, że się nie będziesz gniewał. Możemy spotkać się następnym razem. Obiecuję, że już Cię tak nie wystawię."
Zdążyłam wysłać wiadomość, a obok mnie pojawił się brat i dziwnie na mnie spojrzał.
- Stało się coś? - Zapytałam, a ten pokręcił przecząco głową. - To o co chodzi?
- O nic - powiedział jakby do siebie i dalej na mnie patrzył. - Eee.. Sorry, zamyśliłem się - wstrząsnął głową - Logan przyszedł, ale mówi, że nie macie dzisiaj rehabilitacji. O co chodzi?
- Nie wiem. Zawołaj go tu - odpowiedziałam i odłożyłam komputer na stolik. Po chwili w pomieszczeniu stał chłopak ubrany na luźne i z plecakiem w ręku. - Hej. usiądź - uniosłam lekko kącik ust i wskazałam na kanapę.
- Nie dzięki. Ubieraj się bo wychodzimy - powiedział do mnie, a stojący za nim mój brat prychnął jedynie. Ja się nigdzie nie wybieram. Co to, to nie. - Nie toleruję dzisiaj sprzeciwu, więc lepiej żebyś zaczęła się przebierać. - Jego mina była całkowicie poważna, przez co nie miałam pojęcia jak zareagować. Niestety zanim zdążyłam coś powiedzieć odłożył plecak i przerzucił mnie sobie przez ramię. - Ostrzegałem.
- Puść mnie! - Waliłam go po plecach i krzyczałam na cały dom, ale nie działało. - Ty zamiast się śmiać to mi pomóż! - Zwróciłam się do brata, który z wielkim uśmiechem na twarzy minął nas i poszedł do kuchni. Zdrajca. Woli lodówkę ode mnie. - Gdzie mnie niesiesz? - Zapytałam, ale zamiast odpowiedzi tylko mnie poprawił i wszedł a schody. Dobra, czyli pewnie idziemy do mnie, ale po co?
W pokoju chłopak stał dłuższą chwilę, a potem podszedł do łóżka i zamiast mnie posadzić to mnie położył. Co on wyprawia? Dodatkowo dziwnie by to wyglądało z boku. Czułam lekkie pieczenie na polikach, ale szybko się ogarnęłam i dla żartu pacnęłam go lekko w tył głowy.
- Uważaj, bo teraz będę Ci wybierał coś na przebranie - pokazał mi język i szybko znalazł się przy szafie.
- Ale po co? - Nadal leżąc odwróciłam głowę w jego stronę. Ten jedynie grzebał po szafkach i mnie ignorował.
- To się nada - powiedział i z wyszczerzem na twarzy odwrócił się w moją stronę, a następnie rzucił we mnie jakimiś ubraniami. - Pomóc Ci, czy dasz radę?
- Dam, ale nic nie zrobię póki mi nie powiesz o co chodzi - skrzyżowałam ręce na piersi. Przez to, że leżałam musiałam śmiesznie wyglądać. Cholerne nogi. Najchętniej bym je ucięła to nie miałabym takiego żalu, bo bym ich po prostu nie widziała.
- Czasem jesteś gorsza niż dziecko - usiadł na łóżku i spojrzał na mnie. - Jeśli Ci powiem to się przebierzesz?
- Obiecuję - położyłam rękę na sercu i puściłam mu oczko. On jednak nic nie powiedział tylko położył się obok i dalej na mnie patrzył w milczeniu. - Co jest? Zrezygnowałeś i przeleżymy tak cały dzień?
- Nie. W sumie mamy jeszcze czas, a wątpię żebyś chciała być długo i w trakcie dnia na dworze - leżał na boku i cały czas na mnie patrzył przez co lekko skrępowana odwróciłam wzrok na sufit.
- Na dworze? Co ty planujesz? - Zapytałam dalej podziwiając sufit, który swoją drogą przydałoby się pomalować bo jest strasznie brzydki.
- Dzisiaj w parku noc spadających gwiazd więc chciałbym Cię tam zabrać. Przed tym planowałem spacer, centrum handlowe albo lody, ale niestety z Twoim podejściem jest kiepsko - słyszałam jak westchnął. Noc spadających gwiazd? Moja już dawno spadła i się połamała, ale nie chce mu robić przykrości. Może powinnam się zgodzić., ale co jak kogoś tam spotkamy? Nie. Nie mogę o tym myśleć. Dobra, zgodzę się. Najwyżej będę tego żałować. Przekręciłam się na bok tak jak mogłam i wsparta na ręce spojrzałam na niego. Miał zamknięte oczy, a ręce leżały na jego klatce piersiowej ze splecionymi palcami. Westchnęłam, a wtedy gwałtownie otworzył oczy. Gdy zorientował się, że na niego patrzę również znowu się przekręcił i byliśmy twarzą w twarz. Dzieliła nas może długość przedramienia, więc całkiem blisko. - Myślałaś nad tym? - Zapytał.
- Myślałam i się zgadzam. Najwyżej tego pożałuję - odpowiedziałam, a chłopak uśmiechnął się. W jednej chwili jakby wstąpił w niego demon i skoczył ożywiony na nogi. Patrzyłam na niego jak na wariata, a ten zaśmiał się i powiedział, że pójdziemy tylko na gwiazdy, ale doda coś specjalnego i mam czas do dziewiętnastej na uszykowanie. Brzmiało to tak trochę jakby wyciągał mnie na randkę, ale omińmy ten temat. Nie chcę miłości. Będę się przed nią bronić rękoma i no..Chwila, tylko rękoma. Wystarczy mi zadr w sercu, a ta jedna z największych boli najbardziej. Kochałam, zostałam zraniona, a potem jak kretynka dałam się nabrać aby znowu cierpieć, mimo że moje serce nie biło przy nim tak jak kiedyś. To tylko głowa mi to wmawiała przez przywiązanie. Serce od dawna wolało kogoś innego i dopiero po tym jak się odcięłam od wszystkich sobie to uświadomiłam, ale wypieram niepotrzebne uczucia. One ranią, a mam dosyć zmartwień na głowie. Właściwie, to czemu od Logana zeszłam do miłości? Przecież to tylko przyjaciel i od dawna chciał mnie gdzieś wyciągnąć. Nie będę knuć podejrzeń, bo to bez sensu i głupie. Coś czuję, że moje debilne myśli nie raz mnie dzisiaj zaskoczą.
Ponieważ chłopak najwyraźniej poszedł, a ja zostałam leżąca na łóżku dodatkowo bez wózka to trochę kicha. Rozejrzałam się w miarę możliwości za telefonem, ale jego również nie było więc nie zostało mi nic innego jak krzyk. Na tyle ile mogłam zawołałam barta, który przybiegł jakby się paliło przez co się lekko zaśmiałam.
- Stęskniłem się - powiedział nagle.
- Za czym?
- Za Twoim uśmiechem siostrzyczko. Niech znowu gości na tej pięknej buźce - ucałował mnie w czoło i wyszedł aby po chwili móc mnie posadzić na wózku. - Czyja to zasługa? Logana czy moja? - Nachylił się przede mną.
- Nie wiem, może obojga - cmoknęłam go w policzek. Był tym zdezorientowany ponieważ wcześniej tego nie robiłam, ale jest moim kochanym braciszkiem i mam do tego prawo.Prawda? - Zadzwonisz do Ani? Potrzebuję jej na chwilę - zapytałam, a ten spojrzał na mnie dziwnie. - Nic strasznego.
- Aha, ok. zaraz do niej zadzwonię - powiedział i wyszedł. Ja w tym czasie zerknęłam na ubrania,
które wyjął Logan. Nie były złe, ale nie nadawały się na możliwe chłodny wieczór. Zaczęłam grzebać w szafie i znalazłam dobry komplet. Jeżdżę na wózku więc nie widzę sensu w jakimś strojeniu. Bluzę będę miała przy sobie i w razie chłodu po prostu ją założę. Dokładnie.
Właśnie chciałam się udać do łazienki, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Po głosie rozpoznałam, że to Ania więc kazałam jej wejść.
- Cześć. Coś się stało? Jeszcze nigdy nie chciałaś żebym przyjechała - zapytała na wejściu.
- Nic się nie stało. Potrzebuję Twojej pomocy - spojrzałam na nią. Jej mina mówiła, że nie rozumie o co chodzi więc zaczęłam tłumaczyć. - Dawno nie wychodziłam, ale Logan chce mnie zabrać na noc spadających gwiazd więc się zgodziłam żeby go nie dołować. Najwyżej będę tego żałować, ale nie o to mi chodzi. Widzisz to - zapytałam biorąc do ręki pasmo włosów. - Wiem, że potrafisz dlatego chciałabym abyś coś z nimi zrobiła. Niestroje się na jakieś nie wiadomo co, ale wolałabym nie wychodzić z takimi z domu. Przecież są paskudne.
- Heh..- zaśmiała się i podeszła do mnie, po czym przesunęła mój wózek naprzeciwko szafy, na której drzwiach było spore lustro. - Zaraz przyjdę i będą wyglądały cudownie - szepnęła mi do ucha i wybiegła z pokoju prawie się zabijając o drzwi. Aż tak ją to cieszy? Serio musiałam ich wszystkich dołować, ale nic na to nie poradzę. Moje życie już zawsze tak będzie wyglądać, a fakt że dzisiaj jestem jaka jestem to jednorazowa zmiana. Przykro mi. Następnym razem uśmiechnę się tuż przed śmiercią. To mogę obiecać i dotrzymam słowa.
Ania zjawiła się po piętnastu minutach. Z tego co zrozumiałam to specjalnie udała się do specjalistycznego sklepu i nakupowała maseczek, farb i innych duperelów. Na wstępie ją zrugałam, ale nie dała mi więcej czasu i porwała mnie do łazienki. Tam zajęła się nie tylko moimi włosami, ale i twarzą. Gdy protestowałam mówiła, że muszę wynagrodzić skórze ten długi czas zaniedbania. Nie mając zbyt dużego wyboru poddałam się. W pewnym momencie porównałam ją do Rozalii przez co po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, ale na szczęście Anka jej nie zauważyła.
Po dość długim czasie skończyła i wreszcie pozwoliła mi zobaczyć swoje dzieło. Dziewczyna nie jest zawodową fryzjerką, ale ma zdolności. Moje włosy są w kolorze ciemnego brązu, a od jakiejś
połowy jaśnieją. Mówiąc po ludzku, mam ombre i nigdy bym nie powiedziała, że będzie to u mnie tak ładnie wyglądać. Trochę mi je skróciła i lekko zafalowała dla efektu przez co nie mogłam oderwać od nich wzroku. Już dawno nie widziałam siebie takiej zadbanej. Makijaż był prosty i bez przesady. Nie miałam żadnych syfów dlatego tapeta nie była potrzebna. Usta są tylko lekko zaróżowione, a oczy tak jak to zawsze lubiłam w ciemnej oprawie.
- Podoba się? - Dotknęła mojego ramienia, a ja tylko kiwnęłam twierdząco głową. - To teraz pokaż co chcesz założyć. Bądź co bądź nie możesz iść w byle czym.
- Nie chce się specjalnie stroić. Uszykowałam sobie rzeczy na łóżku - odpowiedziałam, a ta natychmiast mnie odsunęła i zaczęła wyrzucać wszystko z szafy. - Nic innego nie założę więc się nie trudź. Dziękuje za pomoc - odezwałam się zanim narobiła bałaganu i wzięłam rzeczy, o których mówiłam.
- Rozumiem, że przez wózek się wzbraniasz, ale nie powinnaś. Nawet a nim możesz ładnie wyglądać - spojrzała na mnie krytycznie, ale potem już nic nie dodała tylko opuściła pomieszczenie. Ja wtedy przebrałam się i po dziesięciu minutach byłam gotowa.
Opuściłam pokój i zanim dotarłam do schodów przejechałam komuś po palcach i usłyszałam siarczyste przekleństwo. Tym pechowcem okazał się mój brat, któremu towarzyszył Logan.
- Wiem, że niezbyt uśmiecha Ci się to wyjście, ale to nie ja cię wyciągam - powiedział niby do mnie, ale obserwował swoją stopę. - WOW - to mu się wymsknęło, gdy na mnie spojrzał.
- To wina Twojej dziewczyny - odpowiedziałam beznamiętnie.
- Wina? Przecież świetnie wyglądasz - wtrącił Logan.
- Taa.. Dzięki. Szliście do mnie czy coś?
- No można tak powiedzieć - odpowiedział brat. - Ja byłem przygotowany, że zrobisz go w konia, ale.. - tu przerwałam.
- Ale ja zawsze dotrzymuję słowa - dokończyłam i pokazałam mu język. Chłopak tylko prychnął i bez słowa zniósł mnie na dół. Gdy usiadłam na tym lepszym wózku od razu wzięłam telefon z kuchni i portfel, który był schowany w jednej z szuflad.
Gdy tylko przekroczyliśmy furtkę mojego domu przeszył mnie strach. Miałam ochotę się wrócić, ale mogłam. Przybrałam więc maskę niczym nie wzruszonej i dopasowałam się do tępa chłopaka. Słońce powoli zachodziło, a my byliśmy coraz bliżej parku. Milczałam i zastanawiałam się dlaczego mój towarzysz wymienił swój mały plecaczek na coś w co spokojnie weszłabym ja. Co on tam ma? Chce mnie zabić i zakopać czy coś?
- Co taka cicha jesteś? - Zerknął na mnie.
- Hmm? Zastanawiam się po co Ci taki duży plecak.
- Zobaczysz. Może przyśpieszymy, bo nie będzie wolnego miejsca. Co ty na to?
- Dobra, jechałam tak bo chciałam się dostosować to Twojego tępa. Ten wózek czasem nieźle się rozpędza.
- Heh.. Chodźmy..
Logan znalazł miejsce na małej górce, drzew w tym miejscu nie było dużo w tym miejscu i dodatkowo byliśmy blisko jakiejś sceny, na której mają być podobno występy "Dzikich zespołów". Chłopak położył na ziemi plecak i zaczął z niego wyciągać różne rzeczy. Był tam koc, dwie małe poduszki pod głowę i jakieś jedzenie. Miał naprawdę dużo rzeczy. Ja tu liczyłam na zwykłe patrzenie w niebo, a on mi tutaj wyskakuje z takimi rarytasami.
- To co, siadamy? - Zapytał gdy w końcu skończył rozstawiać wszystko na ziemi i kucnął przede mną.
- Ja już siedzę jakbyś nie zauważył - powiedziałam z nikłym uśmiechem. Chłopak tylko ruszył rozbawiony głową i podniósł mnie niczym pannę młodą. Ja tylko objęłam go na karku, ale dosłownie na moment bo zaraz siedziałam na brązowym kocu i spoglądałam w ciemne niebo. Towarzysz szybko znalazł się obok.
- Połóż się, podłożę Ci poduszkę to powinno być dobrze - zwrócił się do mnie.
- Chcesz to leż, ja jeszcze posiedzę - odpowiedziałam zadzierając głowę w górę i obserwując powoli wychodzące gwiazdy. Ludzie się schodzili, słychać było śmiechy dzieci i szepty par, a nawet żarty i docinki grup nastolatków. Wszyscy chcą podziwiać gwiazdy w parku? Fajniej by było gdzieś na odludziu z ukochaną osobą, ale niestety nic nie poradzimy na to, że nasze miasto jest takie a nie inne i te miejsca są niedostępne. Gdy zaczęły boleć mnie ręce od podpierania się na nich postanowiłam się położyć. Spojrzałam na chłopaka, leżał na kocu z zamkniętymi oczami i rękoma pod głową, a gdyby tak..
- Co ty robisz? - spytał zaskoczony gdy położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
- Pomyślałam, że będzie mi wygodniej. Mogę?
- Tak, ale zaskoczyłaś mnie. Z reszta dzisiaj to nie pierwszy raz - mówił, a ja ułożyłam się wygodnie i razem z nim oglądałam niebo. - Zdziwiłem się, że zgodziłaś się na to wyjście. Szczerze to nawet byłem przygotowany na odmowę. Dlaczego zmieniłaś zdanie?
- Musiałeś zapytać - westchnęłam. - Po prostu, obudziłam się w lepszym humorze, no i nie chciałam Ci znowu robić przykrości. Dzisiaj i tak ktoś chciał mnie wyciągnąć z domu, a ja jak kretynka o nim zapomniałam.
- Ktoś? Więcej osób niż ja zna prawdę? - zapytał.
- Nie. Inaczej bym Ci powiedziała, przecież wiesz. Od jakiegoś czasu śledzę bloga pewnego chłopaka i chciał się spotkać. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej przykro mi, że go tak wystawiłam. Alexy zawsze był zabawny, a przez internet poznałam jego drugą stronę. Napisałam mu na chacie wiadomość z przeprosinami, ale nie wchodziłam i nie wiem czy odczytał.
- Chcesz to sprawdź teraz, nie będę zły. Ciesze się, że nie jesteś wiadomym stanie, a tak w ogóle to bardzo ładnie wyglądasz - ostatnie słowa szepnął mi do ucha, aż mnie dreszcz przeszedł. Wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy, którą miałam na sobie ponieważ było mi chłodno i włączyłam aplikację. Natychmiast usłyszałam dźwięk powiadomienia i otworzyłam wiadomość, która była sprzed kilku minut.
"Nie będę wyzywał i dam Ci ostatnią szansę :)
Uznam, że to wina Twojego łóżka, które ma bardzo silną grawitację i zapomnę, ale sobie nie myśl, że ominie Cię spotkanie ze mną. Dzisiaj jestem dobroduszny, bo Armin zgodził się na wyjście na cały wieczór na noc spadających gwiazd DO PARKU ze mną i Iris i tylko dlatego Ci wybaczam xd
Jeszcze Cię wyciągnę z domu ;* "
Przeczytałam i nie wierzyłam własnym oczom. Amin na dworze? Jak oni go zmusili? Dodatkowo będą tu. Mam nadzieję, że ich nie zobaczę.
- Jak tam? - Odezwała się moja podusia, która nawiasem mówiąc ma świetne perfumy.
- Jest w porządku. Nie gniewa się i nawet tu będą więc modle się, aby na niego nie wpaść - odpowiedziałam i schowałam telefon. - A tak w ogóle to masz bardzo fajne perfumy - chciałam się wtulić co chyba zauważył i zmienił trochę pozycję. Jego jedna ręka leżała na mojej talii,a druga pod jego głową. Było wygodne, ciepło i miło. Leżeliśmy tak jakiś czas, aż w końcu na niebie pojawiło się mnóstwo gwiazd.
- Patrz tam - wskazał palcem kierunek gdzie właśnie spadała pierwsza. - Pomyśl życzenie - szepnął. Życzenie? Chcę aby mój koszmar się szybko skończył i żebym nie musiała się tak dłużej męczyć i krzywdzić bliskie mi osoby.
- I tak się nie spełni - westchnęłam.
- Nie bądź tak negatywnie nastawiona to może Cię zaskoczy.
- Gdyby tak było to byłabym najszczęśliwsza na świecie. A ty sobie coś zażyczyłeś?
- Taką jedną małą rzecz żeby jej nie przeciążać.
- To niech się chociaż Twoje spełni. Przetrwałam tyle to i więcej dam radę - odpowiedziałam i pogrążyłam się w zadumie obserwując gwiazdy.
Mijały minuty, a nawet godziny. Ludzi ubywało i przybywało. Ja i Logan w pewnym momencie się znudziliśmy i zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek, tak więc usiedliśmy, oczywiście musiał mi pomóc bo jak inaczej i zaczęliśmy jeść przygotowane przez chłopaka bardzo smaczne kanapki i owoce. Z początku milczeliśmy, ale szybko zaczęliśmy rozmawiać na neutralne tematy. Gdy zorientowałam się, że jest dobrze po jedenastej chłopak poinformował mnie, o zbliżającym się koncercie. Podobno mają zacząć za dziesięć dwunasta i jeśli ludzie nie zrezygnowali to to wszystko może trwać do rana. Gdy zapytałam go czy zamierza tutaj tyle zostać dowiedziałam się, że to zależy ode mnie. Dobra. Zobaczymy co grają, jeśli jakieś smęty to spadam.
Spokojnie piłam sok pomarańczowy gdy usłyszałam znane mi głosy. Momentalnie się odwróciłam i zobaczyłam ich. Moje serce zabiło szybciej, a dłonie zaczęły lekko drżeć. Odwróciłam wzrok i chciałam ich zignorować, ale Logan zauważył, że coś nie gra.
- Co jest? - Spojrzał na mnie.
- Los mi spłatał figla. Ci których nie chcę widzieć są za nami - szepnęłam, a chłopak dyskretnie obejrzał się do tyłu.
- Spokojnie. Nie widzieli nas, a po za tym nie rozpoznają Cię. Zmieniłaś kolor włosów, a i światło latarni jest słabe. Nie masz się czego bać - objął mnie ramieniem i się w niego wtuliłam. - Cały czas uważam, że powinnaś się przyznać, ale nie będę Ci teraz wygłaszał kazań, których i tak nie lubisz.
- Dziękuję - szepnęłam i mimo wszystko wsłuchałam się w otoczenie. Na razie słyszałam tylko rytmiczne bicie serca mojego przyjaciela, ale chciałam usłyszeć o czym rozmawiają moi byli znajomi. Nie wierzę, że aż tak się zmienili. Gdyby nie Lysander to bym nie poznała ani Rozalii ani Kastiela. To tak na nich zadziałało? Mam nadzieję, że nie tylko, bo inaczej się zabiję. To straszne widzieć ich w takim stanie i wiedzieć, że to moja wina. Nidy sobie tego nie wybaczę, ale nie mam zamiaru się przyznawać.
- Napisałem nuty do Twojej piosenki Kastiel, ale dziwnie się z tym czułem. To ja zawsze pisałem teksty - usłyszałam głos Lysandra i postanowiłam dowiedzieć się o czym mówią. Kit z tym, że to niegrzeczne i różne takie. Chcę wiedzieć jak się trzymają.
- Wystarczy mi, że będzie jakaś. Mogę ją przecież trochę podrasować, o ile dasz radę tak zaśpiewać - usłyszałam lekko zachrypnięty głos Kastiela. Jak ja za nimi tęsknię.
- Dam, ale to ty powinieneś. Jest Twoja i zdecydowanie lepiej byś brzmiał. Przecież potrafisz śpiewać.
- Nie zaśpiewam tego - był ostry. Usłyszałam ciche pytanie o powód, które zadała Rozalia. - Bo pisząc to cierpiałem, myślałem o jednej osobie i prędzej się rozkleję niż to zaśpiewam.
- To zrób to jeden i jedyny raz tutaj, w noc spadających gwiazd z myślą o niej i dla niej. Przecież dasz radę - odezwała się stanowczo Rozalia. - Wszyscy cierpimy, zrozum.
- Roza ma rację - jak zwykle spokojny Lysander. Mówią o jakiejś piosence, niby Kastiel ją napisał? Chętnie o posłucham. Jedyny raz gdy słyszałam jak gra to był przypadek, a tak bardzo bym chciała. - Jesteśmy zapisani na ten koncert. Wystarczy wyjść na scenę i zagrać - kontynuował, a Kastiel długo milczał. W końcu usłyszałam jak cicho westchnął. Białowłosy go przekonał, jestem pewna.
- Dobra, ale ten jeden raz - powiedział zrezygnowany. - Chodźmy się pokazać - słyszałam jak wstają i bardziej przylgnęłam do chłopaka. Minęli nas i w pewnym momencie zobaczyłam na ziemi komórkę. Szybko ją podniosłam odrywając się od Logana i krzyknęłam.
- Ej! Ktoś z was zgubił telefon! - Zaskoczyłam sama siebie, a co dopiero chłopaka, który siedział obok. Logan drgnął niespokojnie i spojrzał na nie zszokowany. Nie było już odwrotu. Cała trójka odwróciła się, a ja jedynie uniosłam rękę ze spuszczoną głową w dół. Ktoś do nas podszedł.
- Dziękuję. Mam tam wiele ważnych zdjęć - usłyszałam miły ton Rozalii i podniosłam lekko wzrok. Na jej twarzy widoczny był nikły uśmiech, ale oczy wyrażały rozpacz. Gdy tylko podałam jej telefon przestałam na nią patrzeć, ale ona dalej stała i obserwowała Logana? - Znam Cię. Ty jesteś Logan, znajomy mojej przyjaciółki, która.. - tu urwała.
- Możemy o tym nie rozmawiać - szepnął, a ja z ukosa zerknęłam na dziewczynę.
- Mam jedno pytanie. Wiesz gdzie jej grób? Jej brat nie chciał nam nic powiedzieć, a z tego co mi wiadomo to się przeprowadził. - Co? Puścił taką plotkę mimo, że to nie prawda? Kretyn. Przecież to się prędzej czy później wyda. Poczułam na swojej dłoni dłoń chłopaka, która się mocniej zaciska. To pewne. Chciał mojego wsparcia.Podniosłam więc głowę i spojrzałam mu w oczy z delikatnym uśmiechem, który co prawda wymusiłam, ale chyba dał mu trochę pewności siebie.
- Nie mam pojęcia. Nie mam z nim kontaktu, ale pewnie pochował ją razem z rodzicami. Niestety o ich miejscu też nic nie wiem - skłamał patrząc jej w oczy. Czułam się okropnie, gdy tylko skinęła głową i odeszła. - Masz szczęście, że coś wymyśliłem - objął mnie ramieniem.
- Wiem i dziękuję - cmoknęłam go w policzek.
Chciałam wracać do domu zaraz po tej akcji, ale na moje nieszczęście zaczęły się występy. Na początku była jakaś grupa, która zagrała dobrze znaną mi piosenkę [dop.aut. wszystkie te piosenki są w playliście] zespołu My Chemical Romance o tytule Mama, a następnie było kilka całkiem udanych coverów. W pewnym momencie złapała mnie mała zawieszka, ale przerwał ją głos prowadzącego imprezę, który zapowiadał kolejny zespół. Wtedy przeszedł mnie dreszcz. Przecież oni mieli zagrać. Mam nadzieję, że nie będę musiała uciekać z powodu wyrzutów sumienia. Wystarczy, że wciągnęłam w to wszystko nikomu nic winnego Logana. Jestem okropną przyjaciółką.
- Panie i Panowie, a teraz zespół, który jako pierwszy z dzisiejszych uczestników zagra swój kawałek. Powitajcie Black Pitcher Tears! - Krzyknął ich nazwę, a tłum zaczął klaskać. Odkąd zaczęły się występny jest tu mnóstwo nastolatków, ale na szczęście nie zasłaniają sceny.
Brawa biły, a ktoś wreszcie wyszedł na scenę. Moje przeczucie mnie nie myliło. Do mikrofonu podszedł Lysander i chyba miał coś do powiedzenia, ponieważ oprócz niego nie było nikogo więcej.
- Witam. Na początku pragnę was poinformować, że mój przyjaciel napisał tą piosenkę z myślą o bardzo ważnej dla nas osobie. Niestety tragicznie umarła i nie ma jej wśród nas dlatego utwór jest jej dedykowany i mamy nadzieję, że obserwuje nas tam z góry - powiedział i wskazał na niebo, akurat w momencie gdy spadała gwiazda. Po tym rozległy się brawa, a na scenę wszedł Kastiel z gitarą w ręku. Za nim wszedł jeszcze jakiś chłopak, który usiadł za perkusją. Widocznie poprosili kogoś. Największym moim zdziwieniem było gdy Lysander wziął do ręki gitarę. Nie miałam pojęcia, że on również umie na niej grać. Chłopaki ustawili się i zaczęli.
[tutaj]
Nie miałam pojęcia, że on tak dobrze śpiewa, a jego głos tak hipnotyzuje. Słuchałam uważnie. Czerwonowłosy grał i śpiewał, Lysander tylko mu pomagał i czasem robił za chórek. Najbardziej zadziwiła mnie końcówka, która była widocznym zaskoczeniem również dla Lysandra, który zdziwiony spojrzał na przyjaciela. Kastiel dawał z siebie wszystko, był skupiony. Raz ujrzałam jak po jego twarzy spływa pojedyncza łza. Pech chciał, że ja też się rozkleiłam, ale mocniej i płakałam przytulana przez Logana.
Skończyłam mimo przeciwności i się cieszę. Mam nadzieję, że się podobało i mam pewne ogłoszenie. Są wakacje, wszystko ładnie i pięknie, ale nie wiem jak będzie z moją aktywnością przez cały lipiec. Przyjechały trzy kuzynki z daleka na cały miesiąc i mogę nie mieć czasu, a jak już to bardzo mało na napisanie czegoś czy nawet odpowiedzi na komentarze. Bardzo przepraszam i mam nadzieję, że moje obawy się jednak nie potwierdzą..
Ps. Jeżeli pierwsze zdjęcie się przesunęło, to przepraszam, ale miałam z nim problem ;/
Z trudem podniosłam się do jako takiego siadu i próbowałam dosięgnąć wózek. Niestety moje starania skończyły się fiskiem i nie zostało mi nic innego jak znowu prosić brata o pomoc. Wzięłam telefon i wybrałam numer brata, nie będę przecież krzyczeć na cały dom. Chłopak odebrał i po chwili był w moim pokoju. Pomógł mi tylko z dostaniem się do wózka ponieważ resztę czynności dawałam radę zrobić. Łazienka jest przystosowana do moich warunków więc nie mam tam większych problemów. Przemyłam twarz, rozczesałam włosy i ubrałam. Z ostatnią czynnością są problemy, ale już się wprawiłam i daję radę sama. Gotowa podjechałam do schodów gdzie czekał już mój braciszek. Zeszliśmy na dół i teraz miałam wygodniejsze siedzenie pod sobą. Podjechałam do kuchni i zrobiłam sobie do jedzenia kilka kanapek, a następnie skonsumowałam je przeglądając dzisiejszą gazetę. Nie było w niej nic ciekawego oprócz jakiejś nocy spadających gwiazd, która się dzisiaj odbędzie. Chętnie bym zobaczyła, ale będzie za dużo ludzi.
- Kurwa - wymsknęło mi się, gdy przypomniałam sobie o czymś. - Miałam przecież... Która godzina? - Jak szalona mówiłam sama do siebie. Na szczęście byłam sama w pomieszczeniu, bo wzięliby mnie za wariatkę. Na śmierć zapominałam, że miałam spotkać w parku z Alexym. Kurcze. Już minęło półtorej godziny, na pewno sobie poszedł i mnie wyzywa pod nosem. Muszę do niego jak najszybciej napisać i przeprosić. Niezbyt mi się uśmiechało to spotkanie, ale nie chciałam go tak chamsko potraktować.
Natychmiast wzięłam laptop i weszłam na bloga. Dobra, jeszcze mnie nie zablokował. Potem włączyłam chat, ale nie był dostępny. Postanowiłam jednak zostawić mu wiadomość, może odczyta.
"Możesz mnie zwyzywać, czy co tam wolisz. Przepraszam, że się nie pojawiłam. Obudziłam się po dwunastej i kompletnie zapomniałam, że się umówiliśmy. Przypomniało mi się dopiero teraz. Przepraszam, mam nadzieję, że się nie będziesz gniewał. Możemy spotkać się następnym razem. Obiecuję, że już Cię tak nie wystawię."
Zdążyłam wysłać wiadomość, a obok mnie pojawił się brat i dziwnie na mnie spojrzał.
- Stało się coś? - Zapytałam, a ten pokręcił przecząco głową. - To o co chodzi?
- O nic - powiedział jakby do siebie i dalej na mnie patrzył. - Eee.. Sorry, zamyśliłem się - wstrząsnął głową - Logan przyszedł, ale mówi, że nie macie dzisiaj rehabilitacji. O co chodzi?
- Nie wiem. Zawołaj go tu - odpowiedziałam i odłożyłam komputer na stolik. Po chwili w pomieszczeniu stał chłopak ubrany na luźne i z plecakiem w ręku. - Hej. usiądź - uniosłam lekko kącik ust i wskazałam na kanapę.
- Nie dzięki. Ubieraj się bo wychodzimy - powiedział do mnie, a stojący za nim mój brat prychnął jedynie. Ja się nigdzie nie wybieram. Co to, to nie. - Nie toleruję dzisiaj sprzeciwu, więc lepiej żebyś zaczęła się przebierać. - Jego mina była całkowicie poważna, przez co nie miałam pojęcia jak zareagować. Niestety zanim zdążyłam coś powiedzieć odłożył plecak i przerzucił mnie sobie przez ramię. - Ostrzegałem.
- Puść mnie! - Waliłam go po plecach i krzyczałam na cały dom, ale nie działało. - Ty zamiast się śmiać to mi pomóż! - Zwróciłam się do brata, który z wielkim uśmiechem na twarzy minął nas i poszedł do kuchni. Zdrajca. Woli lodówkę ode mnie. - Gdzie mnie niesiesz? - Zapytałam, ale zamiast odpowiedzi tylko mnie poprawił i wszedł a schody. Dobra, czyli pewnie idziemy do mnie, ale po co?
W pokoju chłopak stał dłuższą chwilę, a potem podszedł do łóżka i zamiast mnie posadzić to mnie położył. Co on wyprawia? Dodatkowo dziwnie by to wyglądało z boku. Czułam lekkie pieczenie na polikach, ale szybko się ogarnęłam i dla żartu pacnęłam go lekko w tył głowy.
- Uważaj, bo teraz będę Ci wybierał coś na przebranie - pokazał mi język i szybko znalazł się przy szafie.
- Ale po co? - Nadal leżąc odwróciłam głowę w jego stronę. Ten jedynie grzebał po szafkach i mnie ignorował.
- To się nada - powiedział i z wyszczerzem na twarzy odwrócił się w moją stronę, a następnie rzucił we mnie jakimiś ubraniami. - Pomóc Ci, czy dasz radę?
- Dam, ale nic nie zrobię póki mi nie powiesz o co chodzi - skrzyżowałam ręce na piersi. Przez to, że leżałam musiałam śmiesznie wyglądać. Cholerne nogi. Najchętniej bym je ucięła to nie miałabym takiego żalu, bo bym ich po prostu nie widziała.
- Czasem jesteś gorsza niż dziecko - usiadł na łóżku i spojrzał na mnie. - Jeśli Ci powiem to się przebierzesz?
- Obiecuję - położyłam rękę na sercu i puściłam mu oczko. On jednak nic nie powiedział tylko położył się obok i dalej na mnie patrzył w milczeniu. - Co jest? Zrezygnowałeś i przeleżymy tak cały dzień?
- Nie. W sumie mamy jeszcze czas, a wątpię żebyś chciała być długo i w trakcie dnia na dworze - leżał na boku i cały czas na mnie patrzył przez co lekko skrępowana odwróciłam wzrok na sufit.
- Na dworze? Co ty planujesz? - Zapytałam dalej podziwiając sufit, który swoją drogą przydałoby się pomalować bo jest strasznie brzydki.
- Dzisiaj w parku noc spadających gwiazd więc chciałbym Cię tam zabrać. Przed tym planowałem spacer, centrum handlowe albo lody, ale niestety z Twoim podejściem jest kiepsko - słyszałam jak westchnął. Noc spadających gwiazd? Moja już dawno spadła i się połamała, ale nie chce mu robić przykrości. Może powinnam się zgodzić., ale co jak kogoś tam spotkamy? Nie. Nie mogę o tym myśleć. Dobra, zgodzę się. Najwyżej będę tego żałować. Przekręciłam się na bok tak jak mogłam i wsparta na ręce spojrzałam na niego. Miał zamknięte oczy, a ręce leżały na jego klatce piersiowej ze splecionymi palcami. Westchnęłam, a wtedy gwałtownie otworzył oczy. Gdy zorientował się, że na niego patrzę również znowu się przekręcił i byliśmy twarzą w twarz. Dzieliła nas może długość przedramienia, więc całkiem blisko. - Myślałaś nad tym? - Zapytał.
- Myślałam i się zgadzam. Najwyżej tego pożałuję - odpowiedziałam, a chłopak uśmiechnął się. W jednej chwili jakby wstąpił w niego demon i skoczył ożywiony na nogi. Patrzyłam na niego jak na wariata, a ten zaśmiał się i powiedział, że pójdziemy tylko na gwiazdy, ale doda coś specjalnego i mam czas do dziewiętnastej na uszykowanie. Brzmiało to tak trochę jakby wyciągał mnie na randkę, ale omińmy ten temat. Nie chcę miłości. Będę się przed nią bronić rękoma i no..Chwila, tylko rękoma. Wystarczy mi zadr w sercu, a ta jedna z największych boli najbardziej. Kochałam, zostałam zraniona, a potem jak kretynka dałam się nabrać aby znowu cierpieć, mimo że moje serce nie biło przy nim tak jak kiedyś. To tylko głowa mi to wmawiała przez przywiązanie. Serce od dawna wolało kogoś innego i dopiero po tym jak się odcięłam od wszystkich sobie to uświadomiłam, ale wypieram niepotrzebne uczucia. One ranią, a mam dosyć zmartwień na głowie. Właściwie, to czemu od Logana zeszłam do miłości? Przecież to tylko przyjaciel i od dawna chciał mnie gdzieś wyciągnąć. Nie będę knuć podejrzeń, bo to bez sensu i głupie. Coś czuję, że moje debilne myśli nie raz mnie dzisiaj zaskoczą.
Ponieważ chłopak najwyraźniej poszedł, a ja zostałam leżąca na łóżku dodatkowo bez wózka to trochę kicha. Rozejrzałam się w miarę możliwości za telefonem, ale jego również nie było więc nie zostało mi nic innego jak krzyk. Na tyle ile mogłam zawołałam barta, który przybiegł jakby się paliło przez co się lekko zaśmiałam.
- Stęskniłem się - powiedział nagle.
- Za czym?
- Za Twoim uśmiechem siostrzyczko. Niech znowu gości na tej pięknej buźce - ucałował mnie w czoło i wyszedł aby po chwili móc mnie posadzić na wózku. - Czyja to zasługa? Logana czy moja? - Nachylił się przede mną.
- Nie wiem, może obojga - cmoknęłam go w policzek. Był tym zdezorientowany ponieważ wcześniej tego nie robiłam, ale jest moim kochanym braciszkiem i mam do tego prawo.Prawda? - Zadzwonisz do Ani? Potrzebuję jej na chwilę - zapytałam, a ten spojrzał na mnie dziwnie. - Nic strasznego.
- Aha, ok. zaraz do niej zadzwonię - powiedział i wyszedł. Ja w tym czasie zerknęłam na ubrania,
które wyjął Logan. Nie były złe, ale nie nadawały się na możliwe chłodny wieczór. Zaczęłam grzebać w szafie i znalazłam dobry komplet. Jeżdżę na wózku więc nie widzę sensu w jakimś strojeniu. Bluzę będę miała przy sobie i w razie chłodu po prostu ją założę. Dokładnie.
Właśnie chciałam się udać do łazienki, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Po głosie rozpoznałam, że to Ania więc kazałam jej wejść.
- Cześć. Coś się stało? Jeszcze nigdy nie chciałaś żebym przyjechała - zapytała na wejściu.
- Nic się nie stało. Potrzebuję Twojej pomocy - spojrzałam na nią. Jej mina mówiła, że nie rozumie o co chodzi więc zaczęłam tłumaczyć. - Dawno nie wychodziłam, ale Logan chce mnie zabrać na noc spadających gwiazd więc się zgodziłam żeby go nie dołować. Najwyżej będę tego żałować, ale nie o to mi chodzi. Widzisz to - zapytałam biorąc do ręki pasmo włosów. - Wiem, że potrafisz dlatego chciałabym abyś coś z nimi zrobiła. Niestroje się na jakieś nie wiadomo co, ale wolałabym nie wychodzić z takimi z domu. Przecież są paskudne.
- Heh..- zaśmiała się i podeszła do mnie, po czym przesunęła mój wózek naprzeciwko szafy, na której drzwiach było spore lustro. - Zaraz przyjdę i będą wyglądały cudownie - szepnęła mi do ucha i wybiegła z pokoju prawie się zabijając o drzwi. Aż tak ją to cieszy? Serio musiałam ich wszystkich dołować, ale nic na to nie poradzę. Moje życie już zawsze tak będzie wyglądać, a fakt że dzisiaj jestem jaka jestem to jednorazowa zmiana. Przykro mi. Następnym razem uśmiechnę się tuż przed śmiercią. To mogę obiecać i dotrzymam słowa.
Ania zjawiła się po piętnastu minutach. Z tego co zrozumiałam to specjalnie udała się do specjalistycznego sklepu i nakupowała maseczek, farb i innych duperelów. Na wstępie ją zrugałam, ale nie dała mi więcej czasu i porwała mnie do łazienki. Tam zajęła się nie tylko moimi włosami, ale i twarzą. Gdy protestowałam mówiła, że muszę wynagrodzić skórze ten długi czas zaniedbania. Nie mając zbyt dużego wyboru poddałam się. W pewnym momencie porównałam ją do Rozalii przez co po policzku spłynęła mi pojedyncza łza, ale na szczęście Anka jej nie zauważyła.
Po dość długim czasie skończyła i wreszcie pozwoliła mi zobaczyć swoje dzieło. Dziewczyna nie jest zawodową fryzjerką, ale ma zdolności. Moje włosy są w kolorze ciemnego brązu, a od jakiejś
połowy jaśnieją. Mówiąc po ludzku, mam ombre i nigdy bym nie powiedziała, że będzie to u mnie tak ładnie wyglądać. Trochę mi je skróciła i lekko zafalowała dla efektu przez co nie mogłam oderwać od nich wzroku. Już dawno nie widziałam siebie takiej zadbanej. Makijaż był prosty i bez przesady. Nie miałam żadnych syfów dlatego tapeta nie była potrzebna. Usta są tylko lekko zaróżowione, a oczy tak jak to zawsze lubiłam w ciemnej oprawie.
- Podoba się? - Dotknęła mojego ramienia, a ja tylko kiwnęłam twierdząco głową. - To teraz pokaż co chcesz założyć. Bądź co bądź nie możesz iść w byle czym.
- Nie chce się specjalnie stroić. Uszykowałam sobie rzeczy na łóżku - odpowiedziałam, a ta natychmiast mnie odsunęła i zaczęła wyrzucać wszystko z szafy. - Nic innego nie założę więc się nie trudź. Dziękuje za pomoc - odezwałam się zanim narobiła bałaganu i wzięłam rzeczy, o których mówiłam.
- Rozumiem, że przez wózek się wzbraniasz, ale nie powinnaś. Nawet a nim możesz ładnie wyglądać - spojrzała na mnie krytycznie, ale potem już nic nie dodała tylko opuściła pomieszczenie. Ja wtedy przebrałam się i po dziesięciu minutach byłam gotowa.
Opuściłam pokój i zanim dotarłam do schodów przejechałam komuś po palcach i usłyszałam siarczyste przekleństwo. Tym pechowcem okazał się mój brat, któremu towarzyszył Logan.
- Wiem, że niezbyt uśmiecha Ci się to wyjście, ale to nie ja cię wyciągam - powiedział niby do mnie, ale obserwował swoją stopę. - WOW - to mu się wymsknęło, gdy na mnie spojrzał.
- To wina Twojej dziewczyny - odpowiedziałam beznamiętnie.
- Wina? Przecież świetnie wyglądasz - wtrącił Logan.
- Taa.. Dzięki. Szliście do mnie czy coś?
- No można tak powiedzieć - odpowiedział brat. - Ja byłem przygotowany, że zrobisz go w konia, ale.. - tu przerwałam.
- Ale ja zawsze dotrzymuję słowa - dokończyłam i pokazałam mu język. Chłopak tylko prychnął i bez słowa zniósł mnie na dół. Gdy usiadłam na tym lepszym wózku od razu wzięłam telefon z kuchni i portfel, który był schowany w jednej z szuflad.
* * *
Gdy tylko przekroczyliśmy furtkę mojego domu przeszył mnie strach. Miałam ochotę się wrócić, ale mogłam. Przybrałam więc maskę niczym nie wzruszonej i dopasowałam się do tępa chłopaka. Słońce powoli zachodziło, a my byliśmy coraz bliżej parku. Milczałam i zastanawiałam się dlaczego mój towarzysz wymienił swój mały plecaczek na coś w co spokojnie weszłabym ja. Co on tam ma? Chce mnie zabić i zakopać czy coś?
- Co taka cicha jesteś? - Zerknął na mnie.
- Hmm? Zastanawiam się po co Ci taki duży plecak.
- Zobaczysz. Może przyśpieszymy, bo nie będzie wolnego miejsca. Co ty na to?
- Dobra, jechałam tak bo chciałam się dostosować to Twojego tępa. Ten wózek czasem nieźle się rozpędza.
- Heh.. Chodźmy..
* * *
- To co, siadamy? - Zapytał gdy w końcu skończył rozstawiać wszystko na ziemi i kucnął przede mną.
- Ja już siedzę jakbyś nie zauważył - powiedziałam z nikłym uśmiechem. Chłopak tylko ruszył rozbawiony głową i podniósł mnie niczym pannę młodą. Ja tylko objęłam go na karku, ale dosłownie na moment bo zaraz siedziałam na brązowym kocu i spoglądałam w ciemne niebo. Towarzysz szybko znalazł się obok.
- Połóż się, podłożę Ci poduszkę to powinno być dobrze - zwrócił się do mnie.
- Chcesz to leż, ja jeszcze posiedzę - odpowiedziałam zadzierając głowę w górę i obserwując powoli wychodzące gwiazdy. Ludzie się schodzili, słychać było śmiechy dzieci i szepty par, a nawet żarty i docinki grup nastolatków. Wszyscy chcą podziwiać gwiazdy w parku? Fajniej by było gdzieś na odludziu z ukochaną osobą, ale niestety nic nie poradzimy na to, że nasze miasto jest takie a nie inne i te miejsca są niedostępne. Gdy zaczęły boleć mnie ręce od podpierania się na nich postanowiłam się położyć. Spojrzałam na chłopaka, leżał na kocu z zamkniętymi oczami i rękoma pod głową, a gdyby tak..
- Pomyślałam, że będzie mi wygodniej. Mogę?
- Tak, ale zaskoczyłaś mnie. Z reszta dzisiaj to nie pierwszy raz - mówił, a ja ułożyłam się wygodnie i razem z nim oglądałam niebo. - Zdziwiłem się, że zgodziłaś się na to wyjście. Szczerze to nawet byłem przygotowany na odmowę. Dlaczego zmieniłaś zdanie?
- Musiałeś zapytać - westchnęłam. - Po prostu, obudziłam się w lepszym humorze, no i nie chciałam Ci znowu robić przykrości. Dzisiaj i tak ktoś chciał mnie wyciągnąć z domu, a ja jak kretynka o nim zapomniałam.
- Ktoś? Więcej osób niż ja zna prawdę? - zapytał.
- Nie. Inaczej bym Ci powiedziała, przecież wiesz. Od jakiegoś czasu śledzę bloga pewnego chłopaka i chciał się spotkać. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej przykro mi, że go tak wystawiłam. Alexy zawsze był zabawny, a przez internet poznałam jego drugą stronę. Napisałam mu na chacie wiadomość z przeprosinami, ale nie wchodziłam i nie wiem czy odczytał.
- Chcesz to sprawdź teraz, nie będę zły. Ciesze się, że nie jesteś wiadomym stanie, a tak w ogóle to bardzo ładnie wyglądasz - ostatnie słowa szepnął mi do ucha, aż mnie dreszcz przeszedł. Wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy, którą miałam na sobie ponieważ było mi chłodno i włączyłam aplikację. Natychmiast usłyszałam dźwięk powiadomienia i otworzyłam wiadomość, która była sprzed kilku minut.
Uznam, że to wina Twojego łóżka, które ma bardzo silną grawitację i zapomnę, ale sobie nie myśl, że ominie Cię spotkanie ze mną. Dzisiaj jestem dobroduszny, bo Armin zgodził się na wyjście na cały wieczór na noc spadających gwiazd DO PARKU ze mną i Iris i tylko dlatego Ci wybaczam xd
Jeszcze Cię wyciągnę z domu ;* "
Przeczytałam i nie wierzyłam własnym oczom. Amin na dworze? Jak oni go zmusili? Dodatkowo będą tu. Mam nadzieję, że ich nie zobaczę.
- Jak tam? - Odezwała się moja podusia, która nawiasem mówiąc ma świetne perfumy.
- Jest w porządku. Nie gniewa się i nawet tu będą więc modle się, aby na niego nie wpaść - odpowiedziałam i schowałam telefon. - A tak w ogóle to masz bardzo fajne perfumy - chciałam się wtulić co chyba zauważył i zmienił trochę pozycję. Jego jedna ręka leżała na mojej talii,a druga pod jego głową. Było wygodne, ciepło i miło. Leżeliśmy tak jakiś czas, aż w końcu na niebie pojawiło się mnóstwo gwiazd.
- Patrz tam - wskazał palcem kierunek gdzie właśnie spadała pierwsza. - Pomyśl życzenie - szepnął. Życzenie? Chcę aby mój koszmar się szybko skończył i żebym nie musiała się tak dłużej męczyć i krzywdzić bliskie mi osoby.
- I tak się nie spełni - westchnęłam.
- Nie bądź tak negatywnie nastawiona to może Cię zaskoczy.
- Gdyby tak było to byłabym najszczęśliwsza na świecie. A ty sobie coś zażyczyłeś?
- Taką jedną małą rzecz żeby jej nie przeciążać.
- To niech się chociaż Twoje spełni. Przetrwałam tyle to i więcej dam radę - odpowiedziałam i pogrążyłam się w zadumie obserwując gwiazdy.
Mijały minuty, a nawet godziny. Ludzi ubywało i przybywało. Ja i Logan w pewnym momencie się znudziliśmy i zrobiliśmy sobie przerwę na posiłek, tak więc usiedliśmy, oczywiście musiał mi pomóc bo jak inaczej i zaczęliśmy jeść przygotowane przez chłopaka bardzo smaczne kanapki i owoce. Z początku milczeliśmy, ale szybko zaczęliśmy rozmawiać na neutralne tematy. Gdy zorientowałam się, że jest dobrze po jedenastej chłopak poinformował mnie, o zbliżającym się koncercie. Podobno mają zacząć za dziesięć dwunasta i jeśli ludzie nie zrezygnowali to to wszystko może trwać do rana. Gdy zapytałam go czy zamierza tutaj tyle zostać dowiedziałam się, że to zależy ode mnie. Dobra. Zobaczymy co grają, jeśli jakieś smęty to spadam.
Spokojnie piłam sok pomarańczowy gdy usłyszałam znane mi głosy. Momentalnie się odwróciłam i zobaczyłam ich. Moje serce zabiło szybciej, a dłonie zaczęły lekko drżeć. Odwróciłam wzrok i chciałam ich zignorować, ale Logan zauważył, że coś nie gra.
- Co jest? - Spojrzał na mnie.
- Los mi spłatał figla. Ci których nie chcę widzieć są za nami - szepnęłam, a chłopak dyskretnie obejrzał się do tyłu.
- Spokojnie. Nie widzieli nas, a po za tym nie rozpoznają Cię. Zmieniłaś kolor włosów, a i światło latarni jest słabe. Nie masz się czego bać - objął mnie ramieniem i się w niego wtuliłam. - Cały czas uważam, że powinnaś się przyznać, ale nie będę Ci teraz wygłaszał kazań, których i tak nie lubisz.
- Dziękuję - szepnęłam i mimo wszystko wsłuchałam się w otoczenie. Na razie słyszałam tylko rytmiczne bicie serca mojego przyjaciela, ale chciałam usłyszeć o czym rozmawiają moi byli znajomi. Nie wierzę, że aż tak się zmienili. Gdyby nie Lysander to bym nie poznała ani Rozalii ani Kastiela. To tak na nich zadziałało? Mam nadzieję, że nie tylko, bo inaczej się zabiję. To straszne widzieć ich w takim stanie i wiedzieć, że to moja wina. Nidy sobie tego nie wybaczę, ale nie mam zamiaru się przyznawać.
- Napisałem nuty do Twojej piosenki Kastiel, ale dziwnie się z tym czułem. To ja zawsze pisałem teksty - usłyszałam głos Lysandra i postanowiłam dowiedzieć się o czym mówią. Kit z tym, że to niegrzeczne i różne takie. Chcę wiedzieć jak się trzymają.
- Dam, ale to ty powinieneś. Jest Twoja i zdecydowanie lepiej byś brzmiał. Przecież potrafisz śpiewać.
- Nie zaśpiewam tego - był ostry. Usłyszałam ciche pytanie o powód, które zadała Rozalia. - Bo pisząc to cierpiałem, myślałem o jednej osobie i prędzej się rozkleję niż to zaśpiewam.
- To zrób to jeden i jedyny raz tutaj, w noc spadających gwiazd z myślą o niej i dla niej. Przecież dasz radę - odezwała się stanowczo Rozalia. - Wszyscy cierpimy, zrozum.
- Roza ma rację - jak zwykle spokojny Lysander. Mówią o jakiejś piosence, niby Kastiel ją napisał? Chętnie o posłucham. Jedyny raz gdy słyszałam jak gra to był przypadek, a tak bardzo bym chciała. - Jesteśmy zapisani na ten koncert. Wystarczy wyjść na scenę i zagrać - kontynuował, a Kastiel długo milczał. W końcu usłyszałam jak cicho westchnął. Białowłosy go przekonał, jestem pewna.
- Dobra, ale ten jeden raz - powiedział zrezygnowany. - Chodźmy się pokazać - słyszałam jak wstają i bardziej przylgnęłam do chłopaka. Minęli nas i w pewnym momencie zobaczyłam na ziemi komórkę. Szybko ją podniosłam odrywając się od Logana i krzyknęłam.
- Ej! Ktoś z was zgubił telefon! - Zaskoczyłam sama siebie, a co dopiero chłopaka, który siedział obok. Logan drgnął niespokojnie i spojrzał na nie zszokowany. Nie było już odwrotu. Cała trójka odwróciła się, a ja jedynie uniosłam rękę ze spuszczoną głową w dół. Ktoś do nas podszedł.
- Dziękuję. Mam tam wiele ważnych zdjęć - usłyszałam miły ton Rozalii i podniosłam lekko wzrok. Na jej twarzy widoczny był nikły uśmiech, ale oczy wyrażały rozpacz. Gdy tylko podałam jej telefon przestałam na nią patrzeć, ale ona dalej stała i obserwowała Logana? - Znam Cię. Ty jesteś Logan, znajomy mojej przyjaciółki, która.. - tu urwała.
- Możemy o tym nie rozmawiać - szepnął, a ja z ukosa zerknęłam na dziewczynę.
- Mam jedno pytanie. Wiesz gdzie jej grób? Jej brat nie chciał nam nic powiedzieć, a z tego co mi wiadomo to się przeprowadził. - Co? Puścił taką plotkę mimo, że to nie prawda? Kretyn. Przecież to się prędzej czy później wyda. Poczułam na swojej dłoni dłoń chłopaka, która się mocniej zaciska. To pewne. Chciał mojego wsparcia.Podniosłam więc głowę i spojrzałam mu w oczy z delikatnym uśmiechem, który co prawda wymusiłam, ale chyba dał mu trochę pewności siebie.
- Nie mam pojęcia. Nie mam z nim kontaktu, ale pewnie pochował ją razem z rodzicami. Niestety o ich miejscu też nic nie wiem - skłamał patrząc jej w oczy. Czułam się okropnie, gdy tylko skinęła głową i odeszła. - Masz szczęście, że coś wymyśliłem - objął mnie ramieniem.
- Wiem i dziękuję - cmoknęłam go w policzek.
* * *
- Panie i Panowie, a teraz zespół, który jako pierwszy z dzisiejszych uczestników zagra swój kawałek. Powitajcie Black Pitcher Tears! - Krzyknął ich nazwę, a tłum zaczął klaskać. Odkąd zaczęły się występny jest tu mnóstwo nastolatków, ale na szczęście nie zasłaniają sceny.
Brawa biły, a ktoś wreszcie wyszedł na scenę. Moje przeczucie mnie nie myliło. Do mikrofonu podszedł Lysander i chyba miał coś do powiedzenia, ponieważ oprócz niego nie było nikogo więcej.
- Witam. Na początku pragnę was poinformować, że mój przyjaciel napisał tą piosenkę z myślą o bardzo ważnej dla nas osobie. Niestety tragicznie umarła i nie ma jej wśród nas dlatego utwór jest jej dedykowany i mamy nadzieję, że obserwuje nas tam z góry - powiedział i wskazał na niebo, akurat w momencie gdy spadała gwiazda. Po tym rozległy się brawa, a na scenę wszedł Kastiel z gitarą w ręku. Za nim wszedł jeszcze jakiś chłopak, który usiadł za perkusją. Widocznie poprosili kogoś. Największym moim zdziwieniem było gdy Lysander wziął do ręki gitarę. Nie miałam pojęcia, że on również umie na niej grać. Chłopaki ustawili się i zaczęli.
[tutaj]
I never meant to be the one
Who kept you from the dark
But now I know my wounds are sewn
Because of who you are
I will take this burden on
And become the holy one
But remember I am human
And I’m bound to sing this song
So hear my voice,
remind you not to bleed
I am here
Saviour
Will be there
When you are feeling alone, oh
A Saviour
For all that you do
So you live freely
Without their harm
So here I write my lullaby
To all the lonely ones
Remember as you learn to try
To be the one you love
So I can take this pen
And teach you how to live
But what is left unsaid
The greatest gift I give
So hear my voice,
remind you not to bleed
I am here
Saviour
Will be there
When you are feeling alone, oh
A Saviour
For all that you do
So you live freely
Without their harm
Saviour
Will be there
When you are feeling alone, oh
A Saviour
For all that you do
So you live freely
Without their harm
When I hear your cries
Praying for life
I will be there
When I hear your cries
Praying for life
I will be there
(screamo):
I will fight!
I will always be there!
I will fight!
YEAH!
_____________________________________________________________________
Skończyłam mimo przeciwności i się cieszę. Mam nadzieję, że się podobało i mam pewne ogłoszenie. Są wakacje, wszystko ładnie i pięknie, ale nie wiem jak będzie z moją aktywnością przez cały lipiec. Przyjechały trzy kuzynki z daleka na cały miesiąc i mogę nie mieć czasu, a jak już to bardzo mało na napisanie czegoś czy nawet odpowiedzi na komentarze. Bardzo przepraszam i mam nadzieję, że moje obawy się jednak nie potwierdzą..
Ps. Jeżeli pierwsze zdjęcie się przesunęło, to przepraszam, ale miałam z nim problem ;/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz