R:Nie,ale gdy go zobaczy może działać impulsywnie.
Ro:Nawet jeśli to przyznaj że nauczka mu się należy.
K:Komu się należy nauczka?-zauważyłam Kastiela opartego o szafki.Uśmiechał się łobuzersko.
Ro:Kastiel!-wstała jak poparzona i podeszła do chłopaka.
K:Tak mam na imię.O co chodzi?
Ro:Skoro nie chcesz żeby to zrobił Kevin to niech to będzie on.Co ty na to Roxy?
R:Nie zgadzam się.Oni się znają,a ja nie chcę żeby ktokolwiek miał przeze mnie problemy.Nie ma mowy.
Ro:Skoro się znają to Kastiel może mieć jakiś pretekst do tego żeby go pobić.
R:Rozalio nie.Nie,nie i jeszcze raz nie!
K:Można wiedzieć w co mnie chcesz wrobić Roza?Kogo mam pobić i za co?W ostatnim czasie nikt mi nie podpadł.
Ro:Wszystko Ci opowiem-odciągnęła go na bok.Dużo gesty kulowała,a on tylko się jej przyglądał.Gdy pokazała na mnie Kastiel spojrzał w moją stronę.Miał minę z której nie mogłam nic odczytać,a gdy nasze spojrzenia się stykneły odwrócił wzrok na Rozę.Po kilku minutach rozmowy wrócili do mnie.
R:Błagam powiedz że się nie zgodziłeś-spojrzałam na niego błagalnie.Nie jest chyba na tyle głupi.
K:W sumie to czemu nie.Ja i Shon mamy pewne po rachunki do załatwienie,więc czemu by nie.-uśmiechnął się zadziornie.-Ten chłopak nie jest taki święty jak Ci się wydaje.Nie znam go długo,ale zauważyłem w jakim towarzystwie się obraca.
Wiadomość że Kastiel obije Shona mnie przybiła.On serio chce to zrobić?O jakie porachunki mu chodzi?Ja chyba nie znam swojego chłopaka.Ciekawe ile jeszcze się o nim dowiem?
Po lekcjach szukałam czerwonowłosego,ale nikt nie wiedział gdzie jest.Lysander także nie wiedział gdzie znajduje się jego przyjaciel.Przeszukałam całą szkołę.W końcu zrezygnowana wyszłam.Przy ogrodzeniu zauważyłam Kastiela i podeszłam do niego.Mam nadzieję że uda mi się go ubłagać aby nic nie robił.
R:Szukałam Cie po całej szkole.
K:Zawsze szybko wychodzę z tego budynku.Może jeszcze nie zauważyłaś,ale nie lubię tam przebywać.
R:Wiem o tym,ale miałam cichą nadzieję że uda mi się z tobą porozmawiać.
K:Co jest tak ważne,że mnie szukałaś?
R:Chcę Cie prosić o coś.
K:Mnie?O co takiego?-skrzyżował ręce na piersi.
R:Proszę nie rób tego co mówiła Roza.
K:Dlaczego miałbym tego nie robić?Mam ochotę obić mu trochę te jego twarzyczkę.
R:Nie rób tego ze względu na to co mi zrobił.Jeśli masz jakiś inny powód to proszę,ale nie przeze mnie.
K:Dlaczego go bronisz?Ma być bezkarny?
R:Nie o to chodzi.Nie che żebyś miał przeze mnie kłopoty.On ma kontakty i możesz tego pożałować.
K:Wiem,ale nie odważy się tego zrobić bo i on wpadnie w bagno.Nie będę Ci opowiadał,to długa historia.
R:To jak będzie?-zapytałam z nadzieją.
K:Skoro nie chcesz to ok.Ostatnio nie mam ochoty na kłótnie z tobą.
R:W sumie to ja też.Dzięki.Ja będę szła,cześć.
K:Poczekaj.Przejdę się z tobą.-najpierw jest milutki,potem mówi że nie che się kłócić a teraz to. Zastanawia mnie ten człowiek.
K:Mam coś na twarzy?-wyrwał mnie z myślenia.Fakt mój wzrok utkwił na jego ciemnych oczach,a nawet nie zwróciłam na to uwagi.
R:Nie tylko się nad czymś zastanawiałam.
K:Mogę wiedzieć nad czym?-uśmiechnął się łobuzersko.
R:W sumie nad tobą.Zastanawia mnie Twoja zmiana zachowania.Ostatnio jesteś miły,ale kilka dni wcześniej nie dało się z tobą wytrzymać.
K:Nie podoba Ci się to?Zaraz mogę być nieznośny.Chcesz?-jeszcze bardziej się uśmiechnął.Dziwne,spodobał mi się ten jego uśmieszek.Można powiedzieć że za akceptowałam go.
R:Nie.Po prostu mnie to zastanawia.
K:Cóż nic na to nie poradzę.Taki mam charakter i raczej nic tego nie zmieni.To co idziemy?
R:Tak.-okazało się że Kastiel mieszka niedaleko i żeby wrócić do domu może iść drogą koło mnie lub pobliską uliczką.Szliśmy rozmawiając na neutralne tematy,które głównie dotyczyły naszych za interesowań.Zauważyłam że kilka rzeczy nas łączy.
-Roxy!Roxy!-odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w naszym kierunku Shona z ponurą miną-Możemy porozmawiać?
K:Ona nie ma teraz na to ochoty-warknął czerwonowłosy.
S:Moja dziewczyna ma swoje zdanie.Nie musisz jej wyręczać.-stanął ze mną twarzą w twarz.
R:Kastiel ma rację.Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.Nie chcę Cie także nigdy więcej widzieć.Z nami koniec.
S:Ja chciałem z tobą porozmawiać o czymś ważnym,a ty tak nagle ze mną zrywasz?
R:Nagle?Nie jestem aż tak głupia żeby dalej z tobą być.Masz drogę wolną.Idź do Amber zanim znajdzie nowego chłopaka.
S:Jaka Amber?
R:Nie udawaj kretyna.Widziałam was razem w kawiarni.Trzymałeś ją za rękę,wyglądaliście jak para.
S:To było tylko jednorazowe wyjście.To moja znajoma,tylko tyle.
R:Nawet nie chodzi mi tylko o to.Widziałam jak w sobotę kleiłeś się do jakiejś panienki przy torze.Potem te Twoje wiadomości.Ostatnio nam się nie układało,na pewno to zauważyłeś.Mogłabym jeszcze wymieniać powody które są przyczyną tego końca,ale nie chcę marnować tlenu.
S:Bardzo ciekawe że tak nagle przestałaś mnie kochać.W kilka dni?A może nigdy mnie nie kochałaś?
R:Nie oskarżaj mnie o coś skoro sam nie jesteś święty.Kochałam Cie,ale wszystko się zmieniło.To raczej ty mi powiedz co do mnie czułeś.
S:Czułem?Myślisz że już tak nie jest?Ja Cie kocham całym sercem.Zawsze myślę o Tobie.Jestem od ciebie uzależniony-złapał mnie mocno za ramiona.
R:Gdyby tak było to byś tego nie zrobił.-wycofałam się do Kastiela i chcieliśmy odejść.
S:Czyli jednak?Wiedziałem.Od chwili gdy dowiedziałem się że znacie się ze szkoły.Kastiel łamacz serc chce kolejną dziewczynę do kompletu?-spojrzałam na chłopaka.Na twarzy miał wymalowaną wściekłość.
K:Nic więcej nie mów.-wysyczał przez zaciśnięte zęby.
S:Uraziłem Cie,a może wszystko zepsułem?-zaśmiał się.
K:Zamknij ryj!-odwrócił się i złapał go za bluzkę podnosząc lekko do góry.
S:Casanova za pięć groszy.Każda Twoja co?Znam Cie lepiej niż myślisz.Znam też doskonale Roxy i wiem jaka jest,wątpię żeby Ci się udało.
K:Jeszcze jedno słowo a będziesz żałował że się urodziłeś.
S:Dobra,dobra bo się wystraszę.Możesz mnie puścić i tak nie mam nic więcej do dodania na Twój temat.
Kastiel puścił go i odsunął się do tyłu.Shon poprawił koszulkę i spojrzał na mnie.
S:Jesteś pewna że tego chcesz?
R:Tak.Nie pokazuj mi się więcej na oczy.
S:Dobra.Zastanawia mnie tylko jedno.Od kiedy zachowujesz się jak dziw..-nie dane było mu skończyć bo w mojej obronie stanął Kastiel i przywalił chłopakowi.
K:Nie obrażaj jej.-warknął.
S:Chojrak się znalazł.Ja tylko mówię co myślę.Wiem że w Twoim towarzystwie Roksana stoczy się.
R:Co ty możesz wiedzieć?Potrafisz tylko gadać głupoty.Nigdy się niczym nie męczyłeś,nawet myśleniem.Chociaż raz się do tego zmuś i przemyśl to co mówisz.
S:Nie będę sobie zawracał głowy głupotami.A ty-otarł krew spływającą z jego wargi-pożałujesz tego.-Zamachnął się i uderzył Kastiela w twarz,aż ten się odwrócił.Czerwonowłosy nie był mu dłużny i oddał mu.Zaczęli się szarpać,jeden obijał drugiego.W końcu Kastiel przycisnął Shona do ziemi.Chciał mu przyłożyć,ale powstrzymałam go.
R:Proszę przestań-czułam spływającą po moim policzku łzę.Chłopak wstał i otarł mi ją.Widziałam zatroskanie na jego twarzy.
S:Już wam nie będę przeszkadzał,a wiedz jedno Kastiel.Zemszczę się.-powiedział podnosząc się z ziemi.
R:Jak masz iść to spadaj.Przez ciebie po raz pierwszy od lat uroniłam łzy.Nie chcę Cię więcej widzieć.
Shon poszedł,a ja z Kastielem ruszyliśmy do mnie.Reszta drogi minęła nam w absolutnej ciszy.Żadne z nas nic nie mówiło.Co chwilę tylko zerkałam na chłopaka zapatrzonego w dal i zastanawiałam się o co chodziło Shonowi.Może kiedyś się dowiem,ale teraz nie chcę denerwować Kastiela.
Gdy byliśmy pod moim domem zaprosiłam chłopaka do siebie.Na początku trochę protestował,ale w ostateczności się zgodził.Zaprowadziłam go do swojego pokoju i kazałam chwilę zaczekać.Zeszłam do kuchni i wzięłam dwie szklanki i sok.Wracając do pokoju natknęłam się na brata.
Kv:Ktoś u ciebie jest?
R:Tak.Kastiel,ale nie pytaj dlaczego.
Kv:Chętnie z nim pogadam.
R:Proszę nie.Mam już dość atrakcji jak na jeden dzień-powiedziawszy to zostawiłam brata samego i udałam się do siebie.Kastiel siedział zamyślony na moim łóżku.Postawiłam wszystko na biurku i spojrzałam na niego.Był poobijany,miał przecięty łuk brwiowy i krwawił w kilku miejscach.Wzięłam apteczkę ze swojej łazienki i ukucnęłam na przeciwko niego.
K:Co ty robisz?-podniósł wzrok.
R:Nie wiem jak więc chociaż tak chce Ci podziękować.-wyjęłam wodę utlenioną i namoczyłam nią materiał.
K:Nie musisz-zatrzymał moją rękę.
R:Ale chcę-zaczęłam wycierać jego twarz.W pewnym momencie lekko syknął-Przepraszam.
K:To nic w porównaniu z uderzeniem.-założyłam mu mały opatrunek i usiadłam obok.Nie wiem czemu,ale miał głowę spuszczoną na dół.
R:Coś nie tak Kastiel?-zapytałam delikatnie dotykając jego ramienia.
K:Nie wszystko w porządku- podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie.
R:To moja wina.Przepraszam-teraz to ja spuściłam głowę.Nie chciałam patrzeć mu w oczy.
K:Nic tu nie jest twoją winą.Sam się o to prosiłem.Może nie jestem idealny,ale nie znoszę gdy ktoś obraża przy mnie kobietę.
R:Dzięki za wszystko,ale teraz się trochę boję.
K:Czego?-zmaterializował się przede mną na kolanach i podniósł lekko moją głowę do góry.
R:Może bywam twarda,ale nigdy nie widziałam go w takim stanie.Nie wiem co teraz zrobi.Dlatego się boję.Z mojej winy możesz mieć kłopoty.
K:Spokojnie nic się nie stanie.Miło że się martwisz,ale nie przejmuj już się tak tym wszystkim.-uśmiechnął się do mnie.Dziwne jeszcze kilka dni temu go nie znosiłam a teraz myślę nawet że moglibyśmy się zaprzyjaźnić.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę.Wypiliśmy trochę soku i pośmialiśmy się.Zajście z ulicy odeszło w niepamięć.Świetnie się dogadywaliśmy,nawet małe docinki nie były obraźliwe tylko śmieszne.Zachowywaliśmy się tak jakbyśmy znali się dość długo.Żarty,śmiech i rozmowa.Tak minął nam czas.Kto by pomyślał?Jednak pozory mylą.Kastiel okazał się fają osobą.
Kastiel musiał wracać do domu,przez to wszystko zapomniał o psie.Biedaczysko.Gdy chłopak poszedł ja zjadłam coś,wzięłam prysznic i poszłam spać zmęczona dniem.
---------------------------------------------------------------------
Miałam czas i ochotę to napisałam.Mam nadzieję że się spodoba. :)
K:Komu się należy nauczka?-zauważyłam Kastiela opartego o szafki.Uśmiechał się łobuzersko.
Ro:Kastiel!-wstała jak poparzona i podeszła do chłopaka.
K:Tak mam na imię.O co chodzi?
Ro:Skoro nie chcesz żeby to zrobił Kevin to niech to będzie on.Co ty na to Roxy?
R:Nie zgadzam się.Oni się znają,a ja nie chcę żeby ktokolwiek miał przeze mnie problemy.Nie ma mowy.
Ro:Skoro się znają to Kastiel może mieć jakiś pretekst do tego żeby go pobić.
R:Rozalio nie.Nie,nie i jeszcze raz nie!
K:Można wiedzieć w co mnie chcesz wrobić Roza?Kogo mam pobić i za co?W ostatnim czasie nikt mi nie podpadł.
Ro:Wszystko Ci opowiem-odciągnęła go na bok.Dużo gesty kulowała,a on tylko się jej przyglądał.Gdy pokazała na mnie Kastiel spojrzał w moją stronę.Miał minę z której nie mogłam nic odczytać,a gdy nasze spojrzenia się stykneły odwrócił wzrok na Rozę.Po kilku minutach rozmowy wrócili do mnie.
R:Błagam powiedz że się nie zgodziłeś-spojrzałam na niego błagalnie.Nie jest chyba na tyle głupi.
K:W sumie to czemu nie.Ja i Shon mamy pewne po rachunki do załatwienie,więc czemu by nie.-uśmiechnął się zadziornie.-Ten chłopak nie jest taki święty jak Ci się wydaje.Nie znam go długo,ale zauważyłem w jakim towarzystwie się obraca.
Wiadomość że Kastiel obije Shona mnie przybiła.On serio chce to zrobić?O jakie porachunki mu chodzi?Ja chyba nie znam swojego chłopaka.Ciekawe ile jeszcze się o nim dowiem?
Po lekcjach szukałam czerwonowłosego,ale nikt nie wiedział gdzie jest.Lysander także nie wiedział gdzie znajduje się jego przyjaciel.Przeszukałam całą szkołę.W końcu zrezygnowana wyszłam.Przy ogrodzeniu zauważyłam Kastiela i podeszłam do niego.Mam nadzieję że uda mi się go ubłagać aby nic nie robił.
R:Szukałam Cie po całej szkole.
K:Zawsze szybko wychodzę z tego budynku.Może jeszcze nie zauważyłaś,ale nie lubię tam przebywać.
R:Wiem o tym,ale miałam cichą nadzieję że uda mi się z tobą porozmawiać.
K:Co jest tak ważne,że mnie szukałaś?
R:Chcę Cie prosić o coś.
K:Mnie?O co takiego?-skrzyżował ręce na piersi.
R:Proszę nie rób tego co mówiła Roza.
K:Dlaczego miałbym tego nie robić?Mam ochotę obić mu trochę te jego twarzyczkę.
R:Nie rób tego ze względu na to co mi zrobił.Jeśli masz jakiś inny powód to proszę,ale nie przeze mnie.
K:Dlaczego go bronisz?Ma być bezkarny?
R:Nie o to chodzi.Nie che żebyś miał przeze mnie kłopoty.On ma kontakty i możesz tego pożałować.
K:Wiem,ale nie odważy się tego zrobić bo i on wpadnie w bagno.Nie będę Ci opowiadał,to długa historia.
R:To jak będzie?-zapytałam z nadzieją.
K:Skoro nie chcesz to ok.Ostatnio nie mam ochoty na kłótnie z tobą.
R:W sumie to ja też.Dzięki.Ja będę szła,cześć.
K:Poczekaj.Przejdę się z tobą.-najpierw jest milutki,potem mówi że nie che się kłócić a teraz to. Zastanawia mnie ten człowiek.
K:Mam coś na twarzy?-wyrwał mnie z myślenia.Fakt mój wzrok utkwił na jego ciemnych oczach,a nawet nie zwróciłam na to uwagi.
R:Nie tylko się nad czymś zastanawiałam.
K:Mogę wiedzieć nad czym?-uśmiechnął się łobuzersko.
R:W sumie nad tobą.Zastanawia mnie Twoja zmiana zachowania.Ostatnio jesteś miły,ale kilka dni wcześniej nie dało się z tobą wytrzymać.
K:Nie podoba Ci się to?Zaraz mogę być nieznośny.Chcesz?-jeszcze bardziej się uśmiechnął.Dziwne,spodobał mi się ten jego uśmieszek.Można powiedzieć że za akceptowałam go.
R:Nie.Po prostu mnie to zastanawia.
K:Cóż nic na to nie poradzę.Taki mam charakter i raczej nic tego nie zmieni.To co idziemy?
R:Tak.-okazało się że Kastiel mieszka niedaleko i żeby wrócić do domu może iść drogą koło mnie lub pobliską uliczką.Szliśmy rozmawiając na neutralne tematy,które głównie dotyczyły naszych za interesowań.Zauważyłam że kilka rzeczy nas łączy.
-Roxy!Roxy!-odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w naszym kierunku Shona z ponurą miną-Możemy porozmawiać?
K:Ona nie ma teraz na to ochoty-warknął czerwonowłosy.
S:Moja dziewczyna ma swoje zdanie.Nie musisz jej wyręczać.-stanął ze mną twarzą w twarz.
R:Kastiel ma rację.Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.Nie chcę Cie także nigdy więcej widzieć.Z nami koniec.
S:Ja chciałem z tobą porozmawiać o czymś ważnym,a ty tak nagle ze mną zrywasz?
R:Nagle?Nie jestem aż tak głupia żeby dalej z tobą być.Masz drogę wolną.Idź do Amber zanim znajdzie nowego chłopaka.
S:Jaka Amber?
R:Nie udawaj kretyna.Widziałam was razem w kawiarni.Trzymałeś ją za rękę,wyglądaliście jak para.
S:To było tylko jednorazowe wyjście.To moja znajoma,tylko tyle.
R:Nawet nie chodzi mi tylko o to.Widziałam jak w sobotę kleiłeś się do jakiejś panienki przy torze.Potem te Twoje wiadomości.Ostatnio nam się nie układało,na pewno to zauważyłeś.Mogłabym jeszcze wymieniać powody które są przyczyną tego końca,ale nie chcę marnować tlenu.
S:Bardzo ciekawe że tak nagle przestałaś mnie kochać.W kilka dni?A może nigdy mnie nie kochałaś?
R:Nie oskarżaj mnie o coś skoro sam nie jesteś święty.Kochałam Cie,ale wszystko się zmieniło.To raczej ty mi powiedz co do mnie czułeś.
S:Czułem?Myślisz że już tak nie jest?Ja Cie kocham całym sercem.Zawsze myślę o Tobie.Jestem od ciebie uzależniony-złapał mnie mocno za ramiona.
R:Gdyby tak było to byś tego nie zrobił.-wycofałam się do Kastiela i chcieliśmy odejść.
S:Czyli jednak?Wiedziałem.Od chwili gdy dowiedziałem się że znacie się ze szkoły.Kastiel łamacz serc chce kolejną dziewczynę do kompletu?-spojrzałam na chłopaka.Na twarzy miał wymalowaną wściekłość.
K:Nic więcej nie mów.-wysyczał przez zaciśnięte zęby.
S:Uraziłem Cie,a może wszystko zepsułem?-zaśmiał się.
K:Zamknij ryj!-odwrócił się i złapał go za bluzkę podnosząc lekko do góry.
S:Casanova za pięć groszy.Każda Twoja co?Znam Cie lepiej niż myślisz.Znam też doskonale Roxy i wiem jaka jest,wątpię żeby Ci się udało.
K:Jeszcze jedno słowo a będziesz żałował że się urodziłeś.
S:Dobra,dobra bo się wystraszę.Możesz mnie puścić i tak nie mam nic więcej do dodania na Twój temat.
Kastiel puścił go i odsunął się do tyłu.Shon poprawił koszulkę i spojrzał na mnie.
S:Jesteś pewna że tego chcesz?
R:Tak.Nie pokazuj mi się więcej na oczy.
S:Dobra.Zastanawia mnie tylko jedno.Od kiedy zachowujesz się jak dziw..-nie dane było mu skończyć bo w mojej obronie stanął Kastiel i przywalił chłopakowi.
K:Nie obrażaj jej.-warknął.
S:Chojrak się znalazł.Ja tylko mówię co myślę.Wiem że w Twoim towarzystwie Roksana stoczy się.
R:Co ty możesz wiedzieć?Potrafisz tylko gadać głupoty.Nigdy się niczym nie męczyłeś,nawet myśleniem.Chociaż raz się do tego zmuś i przemyśl to co mówisz.
S:Nie będę sobie zawracał głowy głupotami.A ty-otarł krew spływającą z jego wargi-pożałujesz tego.-Zamachnął się i uderzył Kastiela w twarz,aż ten się odwrócił.Czerwonowłosy nie był mu dłużny i oddał mu.Zaczęli się szarpać,jeden obijał drugiego.W końcu Kastiel przycisnął Shona do ziemi.Chciał mu przyłożyć,ale powstrzymałam go.
R:Proszę przestań-czułam spływającą po moim policzku łzę.Chłopak wstał i otarł mi ją.Widziałam zatroskanie na jego twarzy.
S:Już wam nie będę przeszkadzał,a wiedz jedno Kastiel.Zemszczę się.-powiedział podnosząc się z ziemi.
R:Jak masz iść to spadaj.Przez ciebie po raz pierwszy od lat uroniłam łzy.Nie chcę Cię więcej widzieć.
Shon poszedł,a ja z Kastielem ruszyliśmy do mnie.Reszta drogi minęła nam w absolutnej ciszy.Żadne z nas nic nie mówiło.Co chwilę tylko zerkałam na chłopaka zapatrzonego w dal i zastanawiałam się o co chodziło Shonowi.Może kiedyś się dowiem,ale teraz nie chcę denerwować Kastiela.
Gdy byliśmy pod moim domem zaprosiłam chłopaka do siebie.Na początku trochę protestował,ale w ostateczności się zgodził.Zaprowadziłam go do swojego pokoju i kazałam chwilę zaczekać.Zeszłam do kuchni i wzięłam dwie szklanki i sok.Wracając do pokoju natknęłam się na brata.
Kv:Ktoś u ciebie jest?
R:Tak.Kastiel,ale nie pytaj dlaczego.
Kv:Chętnie z nim pogadam.
R:Proszę nie.Mam już dość atrakcji jak na jeden dzień-powiedziawszy to zostawiłam brata samego i udałam się do siebie.Kastiel siedział zamyślony na moim łóżku.Postawiłam wszystko na biurku i spojrzałam na niego.Był poobijany,miał przecięty łuk brwiowy i krwawił w kilku miejscach.Wzięłam apteczkę ze swojej łazienki i ukucnęłam na przeciwko niego.
K:Co ty robisz?-podniósł wzrok.
R:Nie wiem jak więc chociaż tak chce Ci podziękować.-wyjęłam wodę utlenioną i namoczyłam nią materiał.
K:Nie musisz-zatrzymał moją rękę.
R:Ale chcę-zaczęłam wycierać jego twarz.W pewnym momencie lekko syknął-Przepraszam.
K:To nic w porównaniu z uderzeniem.-założyłam mu mały opatrunek i usiadłam obok.Nie wiem czemu,ale miał głowę spuszczoną na dół.
R:Coś nie tak Kastiel?-zapytałam delikatnie dotykając jego ramienia.
K:Nie wszystko w porządku- podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie.
R:To moja wina.Przepraszam-teraz to ja spuściłam głowę.Nie chciałam patrzeć mu w oczy.
K:Nic tu nie jest twoją winą.Sam się o to prosiłem.Może nie jestem idealny,ale nie znoszę gdy ktoś obraża przy mnie kobietę.
R:Dzięki za wszystko,ale teraz się trochę boję.
K:Czego?-zmaterializował się przede mną na kolanach i podniósł lekko moją głowę do góry.
R:Może bywam twarda,ale nigdy nie widziałam go w takim stanie.Nie wiem co teraz zrobi.Dlatego się boję.Z mojej winy możesz mieć kłopoty.
K:Spokojnie nic się nie stanie.Miło że się martwisz,ale nie przejmuj już się tak tym wszystkim.-uśmiechnął się do mnie.Dziwne jeszcze kilka dni temu go nie znosiłam a teraz myślę nawet że moglibyśmy się zaprzyjaźnić.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę.Wypiliśmy trochę soku i pośmialiśmy się.Zajście z ulicy odeszło w niepamięć.Świetnie się dogadywaliśmy,nawet małe docinki nie były obraźliwe tylko śmieszne.Zachowywaliśmy się tak jakbyśmy znali się dość długo.Żarty,śmiech i rozmowa.Tak minął nam czas.Kto by pomyślał?Jednak pozory mylą.Kastiel okazał się fają osobą.
Kastiel musiał wracać do domu,przez to wszystko zapomniał o psie.Biedaczysko.Gdy chłopak poszedł ja zjadłam coś,wzięłam prysznic i poszłam spać zmęczona dniem.
---------------------------------------------------------------------
Miałam czas i ochotę to napisałam.Mam nadzieję że się spodoba. :)