Rozdział dedykuję Daughter Shadow, bez której kiepsko było. Dziękuję kochanie ;*
Niech Bóg Ci to wynagrodzi w dzieciach xd
___________________________________________
Wróciłam do domu i przedzwoniłam do Rozalii. Porozmawiałyśmy chwilę i poprosiłam ją o pomoc, a ta bez problemu się zgodziła. Skoro Alexy zgłosił się do mnie o pomoc to zrobimy to profesjonalnie. Zaraz po zakończeniu połączenia z kuzyneczką ogarnęłam się i położyłam w łóżku. Chwilę jeszcze pomęczyłam telefon i popisałam z moim tajemniczym przyjacielem z Internetu, ale dość szybko zasnęłam. Rano nie miałam żadnych problemów ze wstaniem. Może lekko się ociągałam z wyjściem z łóżka, ale w końcu udałam się do łazienki, przemyłam twarz i ogółem dokonałam porannej toalety. Założyłam na siebie czarne legginsy, fioletowo- czarną koszulę w kratę z rękawami trzy czwarte, zwykłe czarne trampki i szary mały kapelusik. Widząc swoje odbicie w lustrze zaśmiałam się w myślach, że brakuje mi tylko aparatu na zębach i wielkich okularów. Co prawda mogłabym założyć swoje, ale one już nie dają takiego efektu, dlatego włożyłam soczewki jak zawsze.
Zeszłam na dół do kuchni gdzie przywitałam się z bratem i usiedliśmy do śniadania. Jake zrobił swoją pyszną jajecznicę toteż delektowałam się smakiem jak tylko mogłam, a jak poprosiłam o dokładkę to mnie wyśmiał i kazał samemu zrobić. Oj zapamiętam to sobie, zapamiętam. Poszłam się ubierać przed wyjściem nawet nie dając mu buziaka czy nie przytulając się. Zanim jednak opuściłam mieszkanie dopadł mnie i dał kilka kopert mówiąc, że to zaproszenia dla moich znajomych, bo nie chce żebym się na jego urodzinach nudziła. Wspominałam? Nie? To już mówię. Niby Jake jest starszy, ale osiemnastka mojego braciszka dopiero będzie. Urodził się on dwa dni przed walentynkami, a ponieważ czternasty przypada na sobotę to robimy, a właściwie on robi imprezę z tej okazji tuż po szkolnej zabawie w piątek trzynastego. Zabawnie, prawda? Nie wiem jak ja to przeżyję..
Do szkoły szłam pieszo i dotarłam za dwadzieścia ósma, byłam pod bramą gdy zapanowała kompletna ciemność. Chciałam jakoś zareagować czy zrobić cokolwiek, ale nie mogłam. Ktoś mnie złapał bardzo mocno i podniósł, a potem najwyraźniej niósł przerzuconą przez ramie jak worek kartofli. Czy stawiałam opór? Owszem, ale osobnik był dużo silniejszy i dopiero po chwili poczułam grunt pod nogami i zimną ścianę za plecami. Chciałam się jakoś wyrwać, ale ręce jakiejś dwójki przycisnęły mnie do muru, a trzeci - Co ich tu tylu? Gwałt zbiorowy czy jak? - ściągnął worek. Gdy tylko zobaczyłam kto mnie zaatakował miałam ochotę ich pozabijać.
- Co wy tu robicie młotki? - Zapytałam patrząc nieco skołowana po kolei na Dake'a , Wiktora, Asha, Diego i Kevina.
- Też tęskniliśmy, piękna - zaśmiał się Ash i mnie objął ramieniem po czym dostałam buziaka w policzek. Oj grabisz sobie, grabisz - zaśmiałam się w myślach widząc minę mojego chłopaka, który niemal natychmiast mnie od niego wyrwał i sam przytulił.
- Mówiłem, że się zobaczymy - pocałował mnie krótko, a ja mu pacnęłam w głowę - Ej! Za co to? - Jego ręka automatycznie poszła w tamto miejsce.
- Za to, że mi nie powiedziałeś kiedy i nie miałam więcej wiadomości - mruknęłam obrażona.
- Czego się spodziewałaś po tym dupku? - zaśmiał się Diego.
- Ta.. Dobra - westchnęłam. - Który debil mnie porwał, bo jakby nie było innego sposobu żeby zwrócić moją uwagę? - spojrzałam po towarzystwie.
- Ekhhem.. Kevin? Wiktor? - Odezwał się Dake, a ja spojrzałam na wymienionych. Diego stał obok kameleona Asha, który ciągle farbował włosy. Ich obecny kolor to jasny blond, ale były już niebieskie, zielone, czerwone, fioletowe, naprawdę w tym człowieku nic mnie nie zdziwi. Diego natomiast wygląda na zwykłego przeciętniaka, ale to tylko pozory. Jak zrzuci ciągle noszony kaptur ze swoich brązowych włosów i spojrzy na ciebie tymi swoimi hipnotyzującymi, brązowymi oczami to uważaj bo się zakochasz. Gdy spojrzałam na twarz chłopaka, kiwnął on głową w stronę Kevina, który stał oparty o ścianę i o ile kolor mnie nie myli, to jesteśmy za szkołą. Weiner - bo tak ma na nazwisko - to chłopak o ciemnych niemal jak smoła włosach i głębokich jak ocean oczach. Naprawdę fajna z niego osoba, ale czasem jest cichy i bardzo tajemniczy. Potrafi grać na gitarze oraz fortepianie, ale to jego głos najbardziej zaskakuje. Nie lubi śpiewać, ale jak już się go namówi to zwraca uwagę wszystkich, a dziewczyny nie spuszczają z niego wzroku. Nie należy on jednak do nieśmiałych chłopców bojących się zagadać, nie, powiedziałabym raczej, że bywa kłopotliwy jak mu ktoś zajdzie za skórę i czasem nie wiesz czy mówi serio czy żartuje. Człowiek - zagadka, którą próbuję często rozgryźć.
- I co ja mam z tobą zrobić? - Zapytałam patrząc na niego, gdy tylko odeszłam od Dake'a i stanęłam twarzą w twarz z osobnikiem.
- Może najpierw buziak na powitanie? - Uśmiechnął się, a ja wywróciłam oczami i go krótko cmoknęłam.
- Teraz się tłumacz - powiedziałam niby to poważnym tonem.
- Nie ma co tłumaczyć, taki miałem kaprys - zaśmiał się. Teraz się nic nie dowiem. Za dobrze go znam. Będzie się śmiał, a potem jak wrócę do tematu to mnie zleje i skończy się na jakiś przepychankach. Zawsze tak było, jest i będzie. Kevina znam najdłużej z całej tej bandy, ponieważ był moim sąsiadem i zaraz po przeprowadzce poznałam go jako pierwszą osobę w nowym miejscu. Później dołączyła reszta.
- Tak? To spoko, ale ja niestety czasu na kaprysy nie mam - spojrzałam na swój telefon. Było jeszcze dziesięć minut.
- No weź.. Tak dawno się nie widzieliśmy. Chcesz już uciekać? - Odezwał się Diego.
- Niekoniecznie, ale nie mogę z wami dłużej zostać. Po pierwsze lekcje, a po drugie muszę komuś z bratem pomóc.
- Czyim bratem? Twoim czy tego kogoś? - Usłyszałam głos Dake'a. Byli ciekawi więc powiedziałam im co wymyśliłam, a ich reakcja mówiła jedno. Będą mogli to i oni z nami pójdą, a im nas więcej tym weselej i może się spodoba Arminowi. Po krótkiej rozmowie chłopcy postanowili mnie odprowadzić. O mało nie wybuchłam śmiechem gdy zobaczyłam jak wszyscy zakładają kaptury i ciemne okulary. Nie ma co mafia mnie odprowadzi na lekcje - śmiałam się w myślach i ruszyliśmy do szkoły. Wyobraźcie to sobie. Drobna, bo przy nich jestem mikrusem, dziewczyna w towarzystwie zakapturzonych mężczyzn wchodzi na dziedziniec, a wszystkie oczy są skierowane w jej kierunku. Dake, oczywiście żeby dokopać chłopakom trzymał moją dłoń. Czasem te ich przepychanki są śmieszne, ale ja też będę musiała z nim pogadać. Miałam czas żeby pomyśleć, oj niestety miałam. Kapturowcy zapytali mnie o salę gimnastyczną, bo z tego co wiedzieli to tam miał być ich nowy trener, następca mojego ojca - Rysiek. Sam fakt jak go nazywali mnie trochę mnie bawił, ale intonacja z jaką powiedział to Kevin spowodowała, że wybuchłam śmiechem i o mały włos, a bym się nie powstrzymała i wszyscy by usłyszeli ten okropny dźwięk. Ale wracając. Doszliśmy pod drzwi hali i każdy z nich mnie przytulił nim za nimi zniknęli. Został tylko Dakota. Przytulił mnie i nie chciał puścić.
- Czułości ci brakowało? - zapytałam z delikatnym uśmiechem wtulając się w niego. Może głupi, może to, może tamto, ale tulić do niego to ja się lubię.
- Nie powiem, że nie. Stęskniłem się za moją dziewczyną - ścisnął mnie odrobinę mocniej.
- Yhymm.. I nie ma w tym żadnego haczyka? - Lekko zadarłam głowę żeby na niego spojrzeć.
- Może jeden - uśmiechnął się i zaczął nami delikatnie bujać - Kibicuj nam maleńka.
- Uuu.. No to mały klops - lekko się odsunęłam, ale nadal mnie obejmował. Gdy spojrzał pytająco. dodałam - Sercem jestem z wami, ale uczę się tutaj i jak będę krzyczała wasze imiona to mnie z sinym okiem zobaczysz skarbie.
- Do twarzy ci w fiolecie - zaśmiał się.
- No dzięki - uderzyłam go w ramię, a on się bezczelnie szczerzył. - Nie. O nie. Nie dostaniesz teraz buziaka na powodzenie. Możesz pomarzyć - odwróciłam się tyłem. Czułam jak jego ręce wędrują, a po chwili splótł swoje palce na moim brzuchu i kładzie głowę na moim ramieniu - Powiedziałam. Nie masz co liczyć.
- Maleńka no.. - oparł głowę o mój policzek, ale zostałam nieugięta. - Bo wejdę na słaby punkt - szepnął mi na ucho przez co moje ciało przeszedł dreszcz.
- Nie zrobisz mi tego teraz - starałam się na twardy ton.
- Pewna jesteś? - Zaśmiał się i czułam jak jego usta tam się zbliżają.
- Tak, jestem pewna - starałam się ignorować gęsią skórkę, którą wywołał drażniąc moją szyję oddechem. Tak. Szyja to mój słaby punkt, on to odkrył i perfidnie wykorzystuje. Wystarczy, że lekko dmuchnie i mam dreszcze,a jak kiedyś złożył tam kilka pocałunków..Grr.. Miałam ochotę go zabić. To jest moja słabość, jeśli tak można to nazwać. Obszar erogenny? Tak to się chyba nazywa, kiedyś coś czytałam. To same kłopoty, ale nie ważne. Trzeba to skończyć zanim posunie się tutaj za daleko. - Dobra. Dostaniesz tego całusa - powiedziałam szybko i mu się wyrwałam czując lekki dotyk jego ust. Na szczęście dał mi się odsunąć.
- Dawaj - palcem kilka razy dotknął dolnej wargi.
- Chciałbyś. Powiedziałam, że nie dostaniesz -zaśmiałam mu się w twarz cofając.
- Wiesz ty co.. Nie. Koniec. Obrażam się - powiedział i zaczął odchodzić. Gdy był wystarczająco daleko z rozbiegu skoczyłam mu na plecy aż stęknął.
- Powodzenia - powiedziałam przekręcając jego twarz do siebie i dając mu porządnego buziaka. - Żeby później nie było - zaśmiałam się i zepsułam mu fryzurę po czym uciekłam. Nie odwracałam się, czyli nie widziałam jego reakcji odchodząc.
Po chwili byłam przy szafce i spojrzałam na plan. Hiszpański. O zgrozo..Nie ma to jak dobrze zacząć dzień - pomyślałam i wzięłam książkę z zeszytem. Mając już co trzeba udałam się pod klasę. Po drodze wpadłam na Kastiela, ale on nie zareagował jakoś specjalnie zatem go tylko przeprosiłam i szłam dalej. Na miejscu usiadłam na podłodze opierając się o ścianę. Nie miałam nic do roboty, a stać mi się też nie chciało, więc sobie siedziałam. Chwilę później usiadł obok mnie nasz czerwony byczek. Co to się stało? Zawsze spóźnialski, a teraz. Chyba mu aż pogratuluję.
- Co tak wcześnie Byczku? - zerknęłam na niego mając na twarzy lekki uśmiech. Obecność chłopaków zdecydowanie wprawia mnie w bardzo dobry humor, wtedy jestem zawsze uśmiechnięta.
- Po prostu. Wolno mi przecież.. - patrzył przed siebie.
- Oczywiście. Nikt nie zabrania.
- No właśnie - usłyszałam i zamilkł, a ja miałam jakąś dziwną ochotę z nim pogadać.
- Dzisiaj gracie z moimi przyjaciółmi z tego co mi wiadomo. Wchodzisz na boisko? - Zaczęłam, a ten odwrócił twarz w moją stronę.
- Byliby idiotami gdyby najlepszy zawodnik nie wszedł, ale nie licz na nic szczególnego. Nasza szkoła przegrywa każdy mecz i niezbyt jest to celebrowane. Dyrektorka robi to bo musi, a niektórzy nauczyciele to nawet lekcje na sali próbują prowadzić - zaśmiał się.
- Tacy słabi jesteście? - Uniosłam brew.
- Nie. Po prostu nasz trener nigdy nas nie zmotywował ani nic w tym stylu. Jasne, że ja mogę się starać, ale za wszystkich tych debili nie będę grał.
- Heh.. Czyli miśki nie potrzebują nawet dopingu - zaśmiałam się pod nosem.
- Miśki? To ta banda, z którą weszłaś do szkoły?
- Tak. Są z Londynu, z mojej starej szkoły.
- Haha.. To się udali. Widziałem jak dwóch cie w worek pakuje - wyśmiał ich.
- Czekaj.. Widziałeś i nie zareagowałeś? A co jakbyś był świadkiem porwania? Przecież mój ojciec może mieć kolorową przeszłość i mogło ci to przejść przez myśl.
- Przeszło. Dlatego się nie mieszałem, bo twoje mafijne porachunki mnie nie obchodzą - z szerokim uśmiechem pstryknął mnie w nos.
- Debil - mruknęłam, a on się śmiał.
- No już maleńka - powiedział z naciskiem, a ja go trzepnęłam w głowę. Niestety śmiał się bardziej - Co mu tak uciekłaś? Składał niemoralne propozycje?
- Nie? Szkoła to nie miejsce na takie rzeczy, a po za tym i on i ja powinniśmy się znajdować w innym miejscu - wywróciłam oczami.
- Dobra, dobra. Z kolei dziwie się, że jeszcze z tobą nie zerwał albo nie dał rachunku za jakiegoś masażystę - nabijał się. - Taki słoń mu na plecy skoczył.
- Nie przeszkadza mu to najwyraźniej.
- Twój chłopak, nie? Dziwie się, że z tobą jest. Przecież nie ma w tobie nic co by mogło pociągać faceta. - Nie. Tym tekstem to koleś przesadził. Zaczęłam go uderzać po głowie, a ten wzięty z zaskoczenia oberwał kilka razy, póki nie złapał moich rąk w nadgarstkach.
- Najwyraźniej on uważa inaczej - syknęłam. - Jeszcze raz mnie obrazisz, a to nie ja będę cie bić.
- Zluzuj trochę mała - powiedział puszczając mnie.
- Zluzuj? Obraziłeś mnie. To tak jakbym wcale na kobietę nie wyglądała - odsunęłam się.
- Wyglądasz. Zadowolona? - Nie patrzyłam na niego i milczałam. - Mała..- dźgnął, ale nadal nic - Mandy no.. - Położył głowę na moich nogach i patrzył na mnie.
- Można wiedzieć co ty wyprawiasz? - Spojrzałam na niego.
- W sumie to są całkiem duże - zaśmiał się patrząc na to na co nie powinien i dostał w czoło. - Auć! Za co? - Natychmiast się podniósł.
- Tak kobiety się nie przeprasza, to po pierwsze. Po drugie. Nie gap się tam! - Pacnęłam go.
- Okej, okej.. - uniósł ręce w geście obronnym. - Przepraszam.
- Przeprosiny z dupy wyciągnięte, ale niech ci już będzie buraku - mruknęłam i siedzieliśmy w ciszy. Przynajmniej ja siedziałam, bo on wyciągnął telefon i zaczął sobie grać. - Serio? Tak się integrujesz z ludźmi? Nic dziwnego, że taki z ciebie burak w relacjach z innymi - skomentowałam, a on spojrzał na mnie z ukosa, uśmiechnął się dziwnie i nagle odłożył telefon na bok pauzując grę.
- Mam cie profesjonalnie przeprosić? - Uśmiechał się szeroko, a jego twarz była zdecydowanie za blisko mojej.
- Mógłbyś się odsunąć? - zapytałam dotykając lekko jego torsu i odpychając.
- Mógłbym, ale tego nie zrobię. Chcesz profesjonalnych przeprosin - dmuchnął w moją twarz.
- Odsuń się człowieku - popchnęłam go mocniej i dał sobie spokój.
- Chłoptaś by mnie pobił? - Zaśmiał się.
- Może... - założyłam ręce na piersi.
- Coś nie słyszę przekonania. Czyżby blondasek cię zaniedbywał?
- Nie.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Jak bardzo oberwę?
- Nie wiem. Dake bywa zazdrosny, ale nie widziałam go w profesjonalnej akcji. Z chłopakami jak jestem, to jest opanowany, a z obcymi.. - zastanowiłam się chwilę - Nie wiem - Jak zauważyłam, chłopak całkowicie olał moją wypowiedź i delikatnie włożył za moje ucho kilka pasm włosów, a później jeszcze bardziej się zbliżył. Mogłabym rzec, iż czuję jego oddech na swoich ustach. Był za blisko, o wiele bardziej niż pozwala etykieta. Gdy ja zrobiłam krok do tyłu, on za mną a w efekcie znalazł się tuż przy moich ustach. Po paru chwilach trącił mnie swoim nosem. Gorączkowo wytężałam swój umysł, jakby się tu wykręcić. Czas uciekał, odczułam go dopiero, gdy wyglądał jakby miał mnie pocałować. Brakowało tylko parę milimetrów do złączenia naszych ust. Coś mnie sparaliżowało i nie mogłam się ruszyć. Moje zdezorientowane było bardzo ogromne, gdy brakowało pyci, pyci, a on się odsunął niesamowicie się śmiejąc. Miałam ochotę zabić tego człowieka. Podczas gdy ten zwijał się ze śmiechu szybko rozejrzałam się czy czasem ktoś nas nie widział. Nikogo nie widziałam i mam nadzieję, że nie ma co się obawiać. Nie chcę żadnych plot.
- Hahaha! Gdybyś tylko widziała swoją minę. Hahaha!- Zwijał się ze śmiechu. - O nie, zaraz mnie pocałuje. Ratunku, jestem taka bezbronna - parodiował przestraszoną dziewczynę, a w jego oczach widziałam łzy. No rzeczywiście. Bardzo śmieszne - pomyślałam i wstałam bez słowa. - Co jest, cukiereczku? - Śmiał się, a ja weszłam do klasy. Burak za mną polazł. Jak usiadłam na swoim miejscu i tu nie miałam niestety spokoju. Człowieku, masz jeszcze dobre trzy minuty do dzwonka. Daj mi samej posiedzieć. Niestety moje modły zawiodły. Usiadł obok i próbował mnie zaczepić, ale nie reagowałam. Nie mam ochoty z nim teraz rozmawiać. Na moje szczęście dość szybko pojawiła się Rozalia i Lysander. Bogowie mi ich tu zesłali! Kochana kuzyneczka zaczęła jakiś dla mnie nudny, ale skutecznie ratujący temat i tak minął nam czas do lekcji, na której powiedzmy sobie szczerze - mało zrozumiałam.
Pierwsza lekcja się skończyła,a nie pojawił się na niej ani Alexy ani Armin, a to oznacza, że z planu nici. Zawiodłeś mnie mistrzu, zawiodłeś.. - pomyślała i zaczęłam pakować rzeczy do torby. Już miałam wychodzić gdy dostałam esemesa.
" Gracz się rozchorował, a ja się spóźnię. Do zobaczenia ;)
Alexy "
- No to mamy dzisiaj wolne, co? - Zza prawego ramienia usłyszałam głos Kastiela.
- Hm? - Zerknęłam na niego.
- Roza nas wtajemniczyła. Nie wiesz? Mieliśmy iść z wami - wytłumaczył. - Ale skoro nerd się pochorował to mam wolne popołudnie.
- Zaraz oberwiesz w zęby buraku - powiedziałam chowając telefon.
- A ta zaraz z gębą! No weź tu człowieku spróbuj zagadać do dziewczyny!
- Nie zagaduj, bo koledzy przyjechali - znikąd pojawiła się Rozalia z uśmiechem na twarzy, a z nią Lysander.
- Ta.. Widziałem tą jej bandę. Szczerze to się ich nie boję. Pewnie jacyś lalusie - zaśmiał się, a na swoje nieszczęście stał tyłem do drzwi i nie miał pojęcia w jakie bagno wdepnął.
- Lepiej się odwróć, buraczku - zaśmiałam się pokazując mu to również gestem dłoni. Nie tylko on to zrobił, bo także białowłosi.
- Mówiłeś coś, kolego? - Zapytał Kevin strzelając kostkami w dłoniach. Był sam, ale wiem że potrafi dać w kość. Znam z doświadczenia.
- Tak i chyba za bardzo się nie pomyliłem - uśmiechał się cwanie. Uuu.. Szykujmy się. Ludzie! Obstawiajcie zakłady!
- Ktoś kto się farbuje raczej nie powinien mnie oceniać. Widać ci odrosty - wskazał palcem, ja powstrzymywałam śmiech stojąc z boku i obserwując.
- Mi widać odrosty? Chyba masz problemy ze wzrokiem flaczku - odgryzł się.
- Widzę idealnie, a ty co z flakami wyjeżdżasz? Masz ochotę?
- Obędzie się - mruknął.
- Niezłe sobie towarzystwo znalazłaś Man - podszedł do mnie i wziął jak to mówię "pod skrzydło".
- A no..Niestety, niektórych rzeczy nie przewidzisz - westchnęłam rozbawiona lekko tą sytuacją. - Kevin to Kastiel, Buraczku to Kevin - przedstawiłam ich sobie. - A tamta białogłowa parka to Lysander i moja kuzyneczka Rozalia. Nie, nie są spokrewnieni - uprzedziłam od razu pytanie chłopaka.
- Miło poznać - zaśmiała się moja przytulanka, którą właśnie obejmowałam.
- Nawet bardzo - nagle Kastiel dostał jakby dziwnego błysku w oczach. - Jeśli wszyscy wasi zawodnicy to takie flaki nie mamy się co bać. Wygramy ten mecz - zaśmiał się.
- Macie naszego trenera, ale jest za krótko żeby was wystarczająco zmotywować do pracy. Nie macie szans - puścił mu oczko Kevin - Znamy wiele sztuczek, a ta panna to potwierdzi. Prawda skarbie? - Ścisnął mnie lekko więc musiałam potwierdzić. Gdybym tego nie zrobiła byłoby dużo gorzej.
- Coś nie jest przekonana - odezwał się Kastiel.
- Wydaje ci się. Mało wiesz o tej wiedźmie - Kevin podkradł mój kapelusz i sam założył. Czerwonowłosy tylko wzruszył ramionami.
- Skąd tu się wziąłeś? Nie powinieneś być na sali? - Zadarłam lekko głowę by spojrzeć na niego.
- Przyszedłem z wiadomością, a właściwie dwiema. Którą najpierw?
- Obojętne. Dajesz.
- Po pierwsze. Na tej lekcji ma się zacząć mecz, więc się zobaczymy buraczku na parkiecie - puścił oczko Kastielowi na co ten prychnął mówiąc pod nosem, że wie o tym. - Po drugie. Dziewczyna Wiktora się pojawiła. Chciałaś ją poznać, wiec przyszedłem jak posłaniec - zaśmiał się.
- Naprawdę? Przyjechała? Przecież miała być za granicą i karierę robić - spojrzałam na niego. Super. Wreszcie ją poznam. Od ponad roku o niej mówi, a nikt z naszej paczki jej nie widział. Nawet zdjęcia nie pokazał.
- Jak widać znalazła chwilę. I tak szczerze mówiąc, to nie wiem co on wychwalał. Może brzydka nie jest, ale piękna też nie. Taka przeciętna.
- Każdy ma inne gusta, a Wiktor najwyraźniej takie.
- Ty jesteś już od niej ładniejsza - powiedział.
- Co to "już" ma znaczyć? Paskuda ze mnie?
- Skąd, ale siostry się nie podrywa - zaśmiał się i mnie potargał.
- Od kiedy to ja twoją siostrą jestem?
- Odkąd się przyjaźnimy mała - cmoknął.
- Fajnie mieć jeszcze jednego brata - zaśmiałam się i opuściłam mu kapelusz na oczy.
- Małpa - mruknął i mi go oddał. - Idziesz ze mną? Pytała o ciebie.
- Tak. Idę. Chętnie poznam tą Debrę - powiedziałam i po pożegnaniu Rozalii i reszty wyszliśmy z klasy.
_______________________________________________________________________
Ruszy się. Obiecuję. Z tego co kojarzę to ostatnio dałam to opowiadanie w lipcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz