- Nataniel, kretynie! Natychmiast karz mu z tego wyjść! To przecież Twój przyszły szwagier - Amber swoim piskliwym głosem krzyczała na brata.
- Nigdy w życiu. Jeszcze się tak nie uśmiałem, a i zapomnij o tym - powiedział przez łzy rozbawienia.
- Spokojnie. Nic mu nie będzie - poklepał ją po ramieniu i zdjął z bratem część garderoby. Zaczęli kopać i po chwili ujrzeli dłoń.
- Eee.. To chyba plastik - Rozalia jako pierwsza odważyła się dotknąć rzeczy. - Przecież to nie jest ręka.
- C-Co? To gdzie jest Kastiel? - Zapytała zbita z tropu i nagle wszyscy usłyszeli głośny śmiech. Spojrzeli w jego kierunku i ujrzeli czerwonowłosego.
- Hahaha! Wiedziałem, że mi się tutaj przyda - śmiejąc się ruszył do towarzystwa. - Tęsknilibyście nie? - Puścił oczko mijając Su i zbliżając się do złotowłosego rodzeństwa. - Amber kotku, chodź się przytulić - powiedział pociągająco i rozłożył ramiona. Dziewczyna spojrzała na niego i uniosła brew. Należy zauważyć, że chłopak po tym zadaniu nie ma zbyt ładnego zapachu i wyglądu. Gdzieniegdzie widać słomę i resztki niekoniecznie przyjemnych rzeczy. - No chodź kochanie - uśmiechał się, a dziewczyna się zaczerwieniła. - Nie to nie. Chodź szwagrze - rzucił się na Nataniela i mocno go przytulił.
- Co ty robisz do jasnej cholery?! - Krzyknął cały czerwony i próbował odepchnąć chłopaka.
- Kochaaam Cię - powiedział i zaczął się śmiać - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało! - Zwijał się ze śmiechu.
- Przez ciebie śmierdzę gównem!
- Och.. Czyli jak zawsze - powiedział, a wszyscy wybuchli śmiechem.
- To ty lepiej zmień perfumy.
- Twojej siostrze się podobają. Prawda pysiu? - zerknął na dziewczynę.
- T-Tak są ładne, ale lepiej się umyj - zatkała nos.
- Zrobię wam na złość - prychnął i wrócili na swoje miejsca. Wszyscy teraz siedzieli baaardzo daleko od Kastiela i tylko Su go nie zostawiła. - Śmierdzę - wtrącił.
- Już się do tego przyzwyczaiłam.
- Coś mi sugerujesz? - Uniósł brew.
- Absolutnie - uniosła ręce w obronnym geście.
Towarzystwo siedziało bardzo długo. Bawili się, śpiewali i pili. Słońce dawno zaszło, a oni dalej siedzieli. W pewnym momencie usłyszeli przerażający huk z okolic stodoły.
- Co to było? - Rozalia podskoczyła i mocniej przytuliła Leo.
- Lepiej to sprawdzić. Chodź Lys - rodzeństwo wstało i zgarniając po drodze Kastiela z latarką zniknęli po chwili z widoku.
- Kretyni. Takie wycieczki nigdy nie kończą się dobrze - mruknął Armin, na co jego brat prychnął wywracając oczami.
- Cicho. wszystkich zaraz będziesz straszył, bo się naoglądałeś nie wiadomo czego..- przywalił mu lekko w głowę.
- Ej! Uważaj sobie głupku!
- Odezwał się baran!
- Uspokójcie się. Rozprawicie się u siebie w domu - kłótnię przerwała zdenerwowana Peggy.
- Wreszcie ktoś normalny - Kentin wypuścił głośniej powietrze.
- Siedzisz między nimi to mogłeś zareagować.
- Dobra spokój, trzeba wysłać kogoś do chłopaków. Coś tam cicho, a ich nadal nie ma - Su wstała i miała podejść do bliźniaków, ale potknęła się i wylądowała w pobliskiej błotnej kałuży. Całe towarzystwo wybuchło śmiechem. - Fuuu.. Co to jest?
- Hahaha.. Wczoraj Malwina się tu zatrzymała i.. - Rozalia próbowała wytłumaczyć, ale duszenie ze śmiechu nie bardzo jej pomagało. - Przykro mi, ale wpadłaś w siusiu krowy. Hahaha..!
- Aaaaa! - Natychmiast wstała i zaczęła skakać, jakby myślała, że to zjedzie. W tym samym czasie było słychać inny krzyk. - Co to? - Opanowała się i rozejrzała dookoła.
- Kurwa, co to jest?! Lysander! - Słyszeli krzyki - Stary odsuń się! Co ty..? Aaa! Leo łap go! - Zaniepokojone towarzystwo biegło w ich kierunku, a to co zobaczyli zmroziło im krew w żyłach. Kastiel i Leo ciągnęli za nogi Lysandra, który do połowy był w paszczy olbrzymiej marchewki. - Co się tak gapicie?! Pomóżcie nam! - Nataniel, Kentin i bliźniacy od razu podbiegli i pomogli wyciągać chłopaka, ale wtedy stwór zaczął machać swoimi korzeniami na wszystkie strony.
- Zaraz się uduszę - usłyszeli stłumiony głos Lysandra.
- Dziewczyny bierzcie to - brunetka wskazała na stojące w pobliżu widły i ze swoimi podbiegła do potwora - Zostaw go w spokoju - krzyknęła i zaczęła dźgać warzywo. Reszta dołączyła do niej. Oczywiście oprócz Amber i świty, które uciekły z piskiem.
- Coś idzie - Leo szarpnął mocniej brata - Jest! - krzyknęli chłopcy, gdy marchewka wypluła białowłosego i spojrzała na dziewczyny. Wystraszone rzuciły sprzętem i razem z chłopakami zamknęli się w stodole.
- Co wy tu trzymacie, że tak ją zmutowało - zapytał przerażony Alexy opierając się o drzwi.
- To mi przypomina jedną z gier, w które grałem. Pewnie gdzieś w pobliżu mieszka szalony naukowiec, a to jego eksperyment, który zwiał - drugi z bliźniaków najwyraźniej dobrze się bawił.
- Zdecydowanie za dużo grasz - westchnęła Sucrette. - Nic Ci nie jest? - Tu spojrzała na poszkodowanego Lysa.
- Jest ok, ale wszystko mnie boli. Niezłe miałem rozciąganie - podrapał się po szyi.
- Znowu trzeba będzie go mierzyć - westchnęła białowłosa krawcowa. - Stanowczo za szybko rośniesz.
- Dobra. Sprawą jego genów zajmiemy się później. Nie mam zamiaru tu się chować przed tym czymś - wtrącił czerwonowłosy.
- Z bólem przyznaję mu rację. Musimy wszyscy trzymać się razem i coś wymyślić. Rozumiesz Amber? - Nataniel odwrócił się za siostrą, ale jej nie zobaczył - Gdzie ona jest?
- Uciekła z piskiem razem z Lee i Charlotte.
- Co?! Musimy je natychmiast znaleźć - krzyknął i otwierając wielkie wrota, wybiegł na zewnątrz. Zanim ktokolwiek go zatrzymał został przez coś pochwycony i jedyne co było słychać to przeraźliwy krzyk.
- Nataniel! - Su chciała za nim wybiec, ale w ostatniej chwili ktoś złapał ją za rękę.
- Chcesz dać się pożreć? - bohaterem okazał się Kastiel.
- Trzeba ich ratować!
- Chyba już za późno - Lysander wskazał na podwórko, a to co tam było powodowało odruchy wymiotne.
- T-To jest m-m-mięso? - Rozalia cała blada zapytała i nie mogąc się opanować zwróciła zawartość żołądka.
- Chcesz powiedzieć, że oni..? - Violetta pokazała palcem i zemdlała. W ostatniej chwili złapała ją Kim i Melania.
- Nataniel - szepnęła ta druga i zaczęła płakać - To nie prawda - krzyknęła - To pewnie kolejny żart Kastiela - oskarżyła chłopaka.
- Ta jasne. Idź się przekonać jeśli tak myślisz - powiedział sucho.
- Nie boje się - śmiało wyszła zostawiając Kim z Violettą, której pomógł Alexy i podeszła do drzwi - Zaraz wam udowodnię, że to jego wygłupy - warknęła i stanęła tuż przy drzwiach i plecami do paskudnego widoku.
- Lepiej wejdź do środka - wydusiła z siebie Roza.
- Nie. Nic mi nie grozi. Prawda Kas? - Powiedziała i w tym momencie z tyłu zaszła ją marchewka, która natychmiast ją połknęła. Wszyscy z krzykiem zaczęli uciekać, a na podwórku było ich coraz więcej. Niestety Kim i Violetta zostały pożarte razem z Kentinem, ponieważ fioletowowłosa nadal nie odzyskała przytomności. Dziewczyny krzyczały, a chłopaki razem z nimi. Próby jakiejkolwiek ucieczki były niemożliwe. Su w efekcie paniki wskoczyła do jakiejś beczki, która okazała się pełna smaru, ale zignorowała to i siedziała tam póki przerażające krzyki nie ustały. Gdy to już się stało odczekała jeszcze chwilę. W pewnym momencie słyszała w pobliżu ruch, ale była tak cicho jak tylko się dał, i szybko ucichł. Po jakiś piętnastu minutach zdecydowała się opuścić kryjówkę. Była przemoczona i śmierdząca jakąś chemią. Cała się lepiła, ale nie miała czasu na szukanie wody. Musiała znaleźć przyjaciół i się ewakuować, o ile ktoś jeszcze żyje.
Cicho skradała się po podwórku w kierunku domu, a gdy nagle coś dotknęło jej ramienia pisnęła przerażona.
- Cicho idiotko - warknął na nią Kastiel, który nagle się zjawił obok niej - Chociaż ciebie żywą widzę.
- Wszyscy? - Zerknęła na niego zaszklonymi oczami.
- Chyba tak. Nikogo nie widziałem. Słyszałem tylko krzyki, bo schowałem się w oborniku - zrobił kwaśną minę na samo wspomnienie ponownej kąpieli w odchodach. - Ty byłaś w w zbiorniku z paliwem czy co? Benzyną śmierdzisz.
- Wskoczyłam do jakiejś beczki i nie wychodziłam.
- Niebieska, metalowa?
- Tak, a co? Coś nie tak?
- Musisz zdjąć to wszystko. Jesteś teraz jak zapałka, wystarczy iskra i bum.
- Nie ma czasu. Musimy się ewakuować - ruszyła.
- Idź sama. Ja nie chcę iść z przynętą - stał w miejscu.
- W co mam się ubrać mądralo? - warknęła.
- Hmm... - zamyślił się - Matka Lysandra zawsze miała ubrania na przebranie w stodole. Musimy się tam dostać - powiedział i ruszyli. Starali się być cicho i udało im się. Gdy dotarli na miejsce zaczęli szukać rzeczy kobiety.
- Nic tu nie ma. Może już ich tu nie trzyma - stwierdziła po przeszukaniu swojej części budynku.
- Wczoraj je tu widziałem - powiedział i szukał dalej - Mam! - Podszedł z ubraniami do dziewczyny - Szybko się przebierz. Zbyt długo tu byliśmy.
- To się odwróć.
- Przecież widziałem Cię w bikini na plaży - westchnął, ale dziewczyna nie dawała za wygraną. - Dobra. Już - zrezygnowany odwrócił się. Su zaczęła się szybko przebierać i nie zauważyła, że i tak wszystko widział w odbiciu szyby od samochodu, która wymontowana stała naprzeciwko niego.
- Nie wierzę, że ubrałam się jak babka - jęknęła. Chłopak odwrócił się i wybuchł śmiechem. Ubrana była w odrobinę za luźną suknię w kratę, do tego gumiaki i chusta na ramiona żeby nie miała ich odkrytych. - Bardzo śmieszne. Ha ha ha.
- Dobra chodź już.
* * *
Szli przez po dwórko i, co było dziwne, nie widzieli żadnych ciał, ani nawet mięsa, które widzieli wcześniej. Panowała przerażająca cisza i jedyne co było słychać to ich kroki i oddechy.
- Otwórz oczy. Alexy, nie zamykaj oczu - usłyszeli płacz. Poszli w jego kierunku i ujrzeli leżącego na ziemi niebieskowłosego z urwaną ręką, a obok niego klęczącą Rozalię i Leo.
- Roza? Leo? Co tu się stało? - Zapytała cicho, podchodząc do przyjaciółki.
- Su? Kastiel? Wy żyjecie - ze łzami w oczach spojrzała na nich, a potem szybko wstała i rzuciła się Sucrette w ramiona - Już nawet nie skomentuje tych babcinych ubrań, bo mamy poważny problem - zaczęła gdy przestała dusić przyjaciółkę. - Uciekaliśmy i jedna z marchewek złapała Alexego i Armina. Armina nie zdążyliśmy uratować, a on stracił rękę - płakała.
- S-Su? - ranny wychrypiał. Dziewczyna uklękła przy nim ze łzami w oczach - Kto by pomyślał co? - Próbował się zaśmiać, ale był bardzo słaby i fatalnie wyglądał. - D-Dziewczyny.. Jak będziecie chodzić po sklepach to pamiętajcie o mnie. Chętnie zobaczę na swoim grobie też to zdjęcie, którego nie chciałyście widzieć - powiedział cicho i umilkł. Umarł. Jego oczy się zamknęły, a oddech zanikł. Zrozpaczona Su przytuliła się do martwego już chłopaka i szlochała. Czuła na ramionach czyiś dotyk, ale ignorowała to. Właśnie umarł jej przyjaciel. Ktoś, na kogo zawsze mogła liczyć. Ufała mu i był jej oparciem, a teraz nie żyje. Z resztą tak jak reszta uczniów, została ich czwórka. Muszą uważać i uciec z tego przerażającego miejsca.
- Su - Kastiel szepnął kucając obok dziewczyny - Powinniśmy uciekać. Nie możemy tutaj zostać.
- Wiem, masz rację. Chodźmy - otarła łzy i wstała. Było ciemno i nie za bardzo wiedzieli gdzie są, ale nie mogli zostać w miejscu. Cały czas słyszeli szuranie, odgłosy zwierząt w budynkach i coś czego nie znali, a nie chcieli poznawać. Sucrette cały czas błądziła myślami wokół tego wszystkiego i śmierci jej znajomych. - Leo, a co z Lysandrem? - Zapytała nagle chłopaka. Przecież to jego brat, a jest taki opanowany. Ona i Rozalia cały czas płaczą i idą dalej, a na twarzach chłopaków nie widać emocji.
- Nie wiem - westchnął - Jedna z tych absurdalnych marchewek podniosła go, ale nie pożarła. Zaczęła z nim uciekać. Nie zdążyłem zareagować i już ich nie było. - Pojedyncza łza spłynęła mu po policzku - Jak matka się o tym dowie to serce jej stanie.
- Spokojnie kochanie. Nie wiemy czy nie żyje. Może jest cały i zdrowy - spróbowała go pocieszyć Roza, ale bez skutku.
- Nie mamy pojęcia z czym mamy do czynienia i tu pojawia się problem. Mam nadzieję, że nasz poeta jakoś sobie poradził - mruknął Kastiel, zaciskając pięści, aż mu pobielały dłonie.
* * *
Szli jakieś dziesięć minut w ciszy, którą przerwał czyiś głos. Dźwięk dochodził ze starej obory, która teraz robiła za coś w rodzaju magazynu. Słychać było kobietę i mężczyznę, którzy jakby się kłócili. Nastolatkowie niewiele myśląc ruszyli w tamtym kierunku i weszli do środka. Niestety zaraz chcieli stamtąd uciec lecz nie zdążyli się ruszyć bo otoczyło ich stado marchewek.
- Wreszcie jesteście - usłyszeli damski, a raczej dziewczęcy głos - Mój książę się o was martwił. A nie potrzebnie, bo tylko o niego mi chodziło - słuchać było zbliżające się kroki, ale przez otaczające ich potwory nie widzieli tej osoby.
- Myślałem, że jesteś słodką dziewczyną, a okazałaś się potworem! - usłyszeli głos Lysandra.
- Nie jestem potworem. To źle, że chcę mieć swojego Lysia przy sobie?
- Nino wypuść ich! - Krzyknął, a towarzystwo zdębiało. To ta mała Nina? Słodka fanka Lysandra? Co ją podkusiło, że porwała chłopaka i jak panuje nad tymi potworami.
- Nie wypuszczę - powiedziała olewająco i kazała jednej z marchew odejść aby wszyscy dobrze ją widzieli. - Niech się zacznie show! Wprowadzić Puszka! - Krzyknęła z uniesionymi rękoma w górę. Potem ziemia się zatrzęsła i usłyszeli potworny ryk. Kastiel nie wiedział czy się bać czy śmiać, ale po wejściu trzymetrowego, białego królika do pomieszczenia wybrał pierwszą opcję. Zwierze było wielkie i nie wyglądało normalnie. Posiadało paskudne szpony na kończynach, a przy pysku miał kły niczym tygrys szablozębny.- Na początek pójdziesz ty - wskazała na czerwonowłosego. - Przez Ciebie ma dla mnie bardzo mało czasu. - Powiedziała, a chwilę potem zwierzę porwało krzyczącego chłopaka i zjadło. Krew ciekła mu z pyska i słychać było krzyki rozpaczy, jak i chwilowego bólu chłopaka. - Teraz ty! Braciszek od siedmiu boleści.
- Nie dam Ci go tknąć - zrozpaczona Rozalia stanęła naprzeciwko niego starając się zasłonić.
- Ciebie chciałam dać na koniec, bo skrzywdziłaś go. Wiesz, że był w Tobie zakochany? Tak! A ty wykorzystałaś go aby związać się z jego bratem. Jesteś fałszywą suką - krzyknęła na koniec, a stwór natychmiast porwał nastolatków i pożarł wolno żując. Lysander i Su płakali widząc to, ale to chłopak najbardziej cierpiał. - No, no, no.. - spojrzała na ostatnią żywą osobę. - Ty jesteś najgorsza. Rozalia związała się z Leo to odpadła z konkurencji, ale pojawiłaś się ty. Niby taka idealna. Ja już wiem co Ci tam siedzi w głowie. Zaczęłaś podrywać wszystkich chłopaków, a Lysio jest najmilszy i udało Ci się go rozkochać! Myślami błądził wokół Ciebie, a dla mnie nie miał nawet chwili. To o mnie powinien myśleć! Rozumiesz?! Muszę was usunąć z jego życia, inaczej więcej go nie zobaczę. - Mówiła, a Sucrette nie mogła zrozumieć. To tylko przez głupią zazdrość, tak? Zniszczyła sobie i innym życie tylko po to, aby Lysander miał dla niej czas. Przecież to absurdalne. Myślała tak i nawet nie zauważyła kiedy, a potwór miał ją w swoich łapach. Jedyne co pamięta z tego momentu to okropny ból i ciemność.
* * *
Okropne światło zaczęło razić jej oczy. Powoli podnosiła powieki i to co ujrzała przeraziło ją tak, że krzyknęła i natychmiast się wyprostowała.
- Co ja tu robię?! Wy żyjecie?! - Zwróciła tym na siebie uwagę wszystkich, a zwłaszcza jednej osoby..
- Sucrette! Co to ma znaczyć?! Drzemki na mojej lekcji?! To niedopuszczalne! Dodatkowo wszystkim przeszkadzasz w nauce! Natychmiast do odpowiedzi, a później osobiście odprowadzę Cię do dyrekcji!
- Dobrze Pani Delanay - powiedziała i ze spuszczoną głową podeszła do tablicy.