R:Przepraszam-powiedziałam cicho.
K:Nie przepraszaj tylko powiedz co się stało.Jeszcze Cię nie widziałem w takim stanie,zwłaszcza po rozmowie przez telefon.
R:Bo nigdy nie miałam takiej ,,rozmowy"-zaznaczyłam cudzysłów w powietrzu.
K:Domyśliłem się.Kto to był?
R: Shon-powiedziałam cicho,ale na pewno usłyszał,gdyż natychmiast się podniósł z krzykiem.
K: Czego chciał ten kretyn?!
R:Spokojnie.Chciał porozmawiać,ale mu odmówiłam spotkania.
K:I to spowodowało Twoje łzy?-Uniósł brew.
R:Nie..-objęłam kolana rękoma i schowałam twarz.Boje się mu powiedzieć wszystkiego. Kastiel jest w tej kwestii dla mnie zagadką.Co zrobi gdy dowie się,że Shon wyznał mi znowu miłość i to mnie tak ruszyło?Co jeśli domyśli się,iż nie zapomniałam o dupku,który mnie zdradził i obraził?Nawet nie chcę myśleć co by zrobił gdybym powiedziała,że nadal kocham Shona albo że za nim tęsknie.
K:Więc co takiego-zapytał kucając przy mnie.
R:Nic ważnego.Nie zwracaj na nie uwagi.Przejdzie mi.
K:Nie chcesz to nie mów,ale i tak kiedyś się dowiem-powiedział i usiadł obok mnie,obejmując przy tym ramieniem.
R:Dziękuję-oparłam się o niego i zamknęłam oczy.W tej chwili ciesze się,że go poznałam.Nawet jeśli początki były kiepskie to jest świetnym przyjacielem.Nie chcę obrazić Rozalii czy coś,ale gdyby to ona tu była musiałabym wszystko powiedzieć,a tak to mogę to przemyśleć.Sama.Na spokojnie.
K:Roxy...-odezwał się cicho po dłuższej chwili czasu.-Mogę o coś zapytać?-Kiwnęłam tylko głową na tak w odpowiedzi-Brakuje Ci go?Wiesz,chodzi mi o Shona. Nadal go kochasz?
Na jego pytanie zdrętwiałam.Nie wiem czy przez jego treść,czy przez to jakim tonem to mówił. Był taki poważny i chyba jego mięśnie się napięły gdyż to poczułam.Wzrok miał skierowany gdzieś przed siebie i ani razu nie odwrócił go na mnie.W tej chwili czułam coś strasznie dziwnego,ale postanowiłam to zignorować.Jedyny problem jaki teraz mam to odpowiedź. Co ja mam mu powiedzieć?
R: J-Ja..Po co chcesz to wiedzieć?
K: Jestem ciekawy,a po za tym.Już raz przez niego cierpiałaś i nie powinnaś znowu.
R: Dzięki za troskę,ale spokojnie.Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
K: Dobrze to słyszeć,ale to nie odpowiedź na moje pytania.
R: Bo nie wiem co Ci mam powiedzieć.Myślałam,że on to już przeszłość,ale mimo wszystko jego telefon mnie ruszył.Tyle czasu z nim byłam i raczej dziwny by był mój całkowity brak reakcji.Sądzę,że też byś nie był obojętny w mojej sytuacji.
K: Dobra.Nie było pytania-powiedział i zamilkł.
R:Straszny jesteś-chciałam spróbować jakoś rozluźnić atmosferę.
K:Niby dlaczego?
R: Jesteś okrutny.Ja tu liczę na jakiś tekst,który mi poprawi nastrój a ty z takimi pytaniami wyskakujesz. Rozchmurz się rudy-dźgnęłam go w bok.
K: Ej,ej,ej!Nie tylko ja mam czerwone włosy.Po za tym,od kiedy lubisz moje teksty?
R: Hmm..Mówiłam kiedyś,że ich nie lubię?-Prychnęłam.
K: Niby nie,ale dawałaś to do zrozumienia.
R:Nie myśl tyle,bo to Ci szkodzi-zaśmiałam się i wtuliłam w niego.
K: Czasem wpadają do głowy ciekawe rzeczy i teorie.Teraz na przykład myślę, że robisz ze mnie poduszkę.Z jednej strony to wygodne,ale nie przyzwyczajaj się.
R:Cicho.Chce się zdrzemnąć moja podusio-zatkałam mu usta dłonią i mocniej objęłam zamykając przy tym oczy.Do moich nozdrzy doszedł przyjemny zapach.Mieszanka dymu papierosowego i świetnych perfum Kastiela.Automatycznie wzięłam głębszy oddech i rozkoszowałam się jego zapachem.Ciekawe jakich perfum używa,może bym kupiła podobne bratu?Tak,wtedy skropię go i będę wiecznie tulić i wąchać..Muahaha!Automatycznie na moją twarz wpełzł lekki,ale zauważalny uśmiech.
K:Co się szczerzysz jak jakiś zboczeniec?Myślałem,że chcesz spać-no tak,pewnie mi się przyglądał a ja szczerze się jak niedorozwój.
R:Cicho.Po prostu sobie coś wyobraziłam-otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.W tym samym momencie nasze oczy się skrzyżowały.Chciałam coś powiedzieć,ale nim dobrałam słowa zapaliło się światło.Ja i Kastiel prawie natychmiast się od siebie odlepiliśmy jak poparzeni i spojrzeliśmy w kierunku wejścia gdzie zobaczyłam Rozalię,która dziwnie się uśmiechała.
Ro: Sory gołąbki,że przeszkadzam,ale szukamy was prawie godzinę.
R:Coś się stało Roza?Mogłaś zadzwonić-wstałam i podeszłam do przyjaciółki.
Ro: Jak próbowałam to było zajęte.Z resztą,co wy tu robiliście?
R:Rozmawialiśmy.
Ro: Tyle czasu?-Spojrzała na mnie jak na kretynkę.
K:Nie wiem Roza co ty tam sobie uroiłaś,ale tak.Cały czas rozmawialiśmy-odpowiedział wstając.
Ro: Niech wam będzie..
* * *
R: Błagam,daj mi już spokój! Cały czas o tym gadasz..-dokładnie.Odkąd ruszyłyśmy do pokoju,białowłosa wypytuje o Kastiela i o to co robiliśmy. Nie chce przyjąć do zrozumienia,że rozmawialiśmy.
Ro: Roksana,tyle czasu?Coś Ci nie wieżę.Jestem pewna,że coś robiliście zanim weszłam bo obaj podskoczyliście.Chyba,że się..NIE!Sugerujesz,że wy?Kiedy?!Roxy!Jak?Czemu mi nic nie powiedziałaś?!-Nagle się ożywiła i zastawiła mi drzwi.Nawet nie wiem co jej przyszło do tej siwej łepetyny bo nie słuchałam.To był błąd.Widocznie coś wymyśliła.
R:Co?Czego nie powiedziałam?Roza sorry,ale nie słuchałam.
Ro: Myślałaś o chłopaku,co?-Uśmiechnęła się szeroko.
R:Nie.Myślałam o podusi i spanku,a nie o..Chwila.Chłopak?Co?Kto?Jak?Co ty wymyśliłaś?
Ro: Domyśliłam się,że jesteście razem-zanuciła i weszła do środka a mnie wbiło w podłogę.Ona zasugerowała właśnie,że..
R:Roza,nie!-Wpadłam za nią do pokoju i napotkałam ciekawskie spojrzenie Irys.No tak,przecież ona dzieli z nami pokój.Cudnie.Jak ja mam teraz wszystko wybić Rozalii z głowy?-Przepraszam Irys.Gdzie Rozalia?-Zapytałam rozglądając się po pokoju.
I:W łazience.Ma strasznie dobry humor.Stało się coś?
R: Nie.Ma zbyt bujną wyobraźnię.To wszystko-powiedziałam siadając na swoim łóżku.
I:Aha.Nie wnikam-uśmiechnęła się-Idę do Violetty,Kim i Melanii,może mnie nie być na noc-powiedziała i wyszła.Super.Będę mogła pogadać z Rozalią.
Podejrzewam,że moja przyjaciółka szykuje się do snu,gdyż jest w łazience od trzydziestu minut co najmniej.Ja w tym czasie pożyczyłam jej laptopa i zalogowałam się na Skype.Na początku myślałam,że to mój brat,ale zadzwoniła do mnie Ania.Pewnie będzie tam puki nie wrócę,o ile nie dłużej.Coś mi się wydaje,że Kevin ma poważne zamiary wobec jej osoby.Nie mam nic do niej.Jest spoko i chyba raczej nadaje się dla mojego braciszka.Jeśli on jest szczęśliwy to ja też.
Wszystko było ok.Rozmawiałyśmy na luzie.Ania pytała o ośrodek i takie tam,a ja jej wszystko wychwalałam,mimo że jestem tu kilka godzin,ale kit z tym.Niestety tę sielankę przerwało wejście mojego brata i jego dziwne pytanie.
Kv: Nie było tego głupka?Nie chce go tutaj więcej widzieć,więc proszę powiadom mnie jak go zobaczysz w pobliżu.
A: Eh..Dobra-zawahała się,zerkając na ekran.Domyślam się,że braciszek coś ukrywa..
Kv: Co jest?Stało się coś?-Podszedł i wtedy go zobaczyłam.Był poobijany.Miał rozciętą wargę i brew oraz podbite oko.Bił się.To pewne.Ale z kim?-O Roxy,cześć.
R:Cześć.Nie ma mnie kilka godzin,a ty co?Kurna Kevin.Z kim ty się znowu biłeś?
Kv: To teraz nie ważne.Mam tylko prośbę.Nie odbieraj nieznanych numerów.Dobrze?
R:Nie.Kevin widzę,że coś jest nie tak.Chce wiedzieć co.
Kv No dobra-westchnął-Ania zostawisz nas na chwilę?-Dziewczyna przytaknęła i wyszła.Widziałam nie zadowolenia na twarzy Kevina,ale nie pozwolę mu kłamać.
R:Słucham braciszku. Kto Ci przydzwonił?
Kv: Powiedzmy,że niechciany gość.Chciał się spotkać z pewną księżniczką i jako jej smok musiałem interweniować-zaśmiał się.
R:Ciekawe.Kim jest ta księżniczka?
Kv; Na szczęście wyjechała,ale i tak musiałem go czegoś nauczyć-kontynuował. Chwila.Kretynko. Przecież Shon miał być wyrzucony przez Kevina.No super.Nieźle się bawili.Ciekawe jak tamten oberwał?
R: Kevin.Czy to był Shon?Tylko nie kłam,proszę.
Kv: Tak.To był ten dupek.Skąd wiesz?
R:Dzwonił do mnie.Chciał się spotkać i naskarżył na ciebie trochę.
Kv: To ja powinienem go oskarżyć.To na twarzy to nic w porównaniu z moim brzuchem.Kurwa.Co on nosi w tych kieszeniach?! Dobrze,że Anka się pojawiła,bo by mnie zabił.Spójrz-odsłonił brzuch,który był cały pocięty-Spokojnie nie są głębokie,ale sam fakt.
R:To wszystko on?-No jasne,ze tak.Zawsze nosi ze sobą to coś.Nie wiem jak to się nazywa,ale jest na dłoń.Ma kilka ostrzy i nieźle tnie.Zawsze żartował,że to na moich zalotników a teraz użył tego na moim bracie.Dobrze,że nic mu nie jest.-Mam nadzieję,że mówisz prawdę.
Kv: Spokojnie.Nie psuj sobie wyjazdu.Ten kretyn da Ci spokój.Obiecuję-przyłożył rękę do serca.
R:Obiecaj,że nie będziesz się już z nikim bić.Z Shonem sobie poradziłam sama. Nie martw się o to.
L:Ciekawe-świetnie.Teraz naszła go zaduma.Niby słucha,ale nic dobrego mi nie poradzi.Romantyk zasrany.
* * *
Z Lysandrem pogadałem jeszcze chwilę,ale i tak do niczego nie doszliśmy.Aktualnie obaj moi współlokatorzy śpią,a ja jak ten pajac stercze tutaj i marznę.Właśnie miałem wchodzić do środka,gdy usłyszałem krzyk.To była Roxy,ale te słowa..Kłóciła się z kimś?Nie.Raczej chciała kogoś uświadomić.Dopiero chwilę później zrozumiałem z kim rozmawia. Gdy usłyszałem śmiech i głos Rozalii zrozumiałem. Białowłosa napisała swoją historię.
-----------------------------------------------------------------------
Dziewczyny mają coś podobnego...
Ro: Roksana,tyle czasu?Coś Ci nie wieżę.Jestem pewna,że coś robiliście zanim weszłam bo obaj podskoczyliście.Chyba,że się..NIE!Sugerujesz,że wy?Kiedy?!Roxy!Jak?Czemu mi nic nie powiedziałaś?!-Nagle się ożywiła i zastawiła mi drzwi.Nawet nie wiem co jej przyszło do tej siwej łepetyny bo nie słuchałam.To był błąd.Widocznie coś wymyśliła.
R:Co?Czego nie powiedziałam?Roza sorry,ale nie słuchałam.
Ro: Myślałaś o chłopaku,co?-Uśmiechnęła się szeroko.
R:Nie.Myślałam o podusi i spanku,a nie o..Chwila.Chłopak?Co?Kto?Jak?Co ty wymyśliłaś?
Ro: Domyśliłam się,że jesteście razem-zanuciła i weszła do środka a mnie wbiło w podłogę.Ona zasugerowała właśnie,że..
R:Roza,nie!-Wpadłam za nią do pokoju i napotkałam ciekawskie spojrzenie Irys.No tak,przecież ona dzieli z nami pokój.Cudnie.Jak ja mam teraz wszystko wybić Rozalii z głowy?-Przepraszam Irys.Gdzie Rozalia?-Zapytałam rozglądając się po pokoju.
I:W łazience.Ma strasznie dobry humor.Stało się coś?
R: Nie.Ma zbyt bujną wyobraźnię.To wszystko-powiedziałam siadając na swoim łóżku.
I:Aha.Nie wnikam-uśmiechnęła się-Idę do Violetty,Kim i Melanii,może mnie nie być na noc-powiedziała i wyszła.Super.Będę mogła pogadać z Rozalią.
Podejrzewam,że moja przyjaciółka szykuje się do snu,gdyż jest w łazience od trzydziestu minut co najmniej.Ja w tym czasie pożyczyłam jej laptopa i zalogowałam się na Skype.Na początku myślałam,że to mój brat,ale zadzwoniła do mnie Ania.Pewnie będzie tam puki nie wrócę,o ile nie dłużej.Coś mi się wydaje,że Kevin ma poważne zamiary wobec jej osoby.Nie mam nic do niej.Jest spoko i chyba raczej nadaje się dla mojego braciszka.Jeśli on jest szczęśliwy to ja też.
Wszystko było ok.Rozmawiałyśmy na luzie.Ania pytała o ośrodek i takie tam,a ja jej wszystko wychwalałam,mimo że jestem tu kilka godzin,ale kit z tym.Niestety tę sielankę przerwało wejście mojego brata i jego dziwne pytanie.
Kv: Nie było tego głupka?Nie chce go tutaj więcej widzieć,więc proszę powiadom mnie jak go zobaczysz w pobliżu.
A: Eh..Dobra-zawahała się,zerkając na ekran.Domyślam się,że braciszek coś ukrywa..
Kv: Co jest?Stało się coś?-Podszedł i wtedy go zobaczyłam.Był poobijany.Miał rozciętą wargę i brew oraz podbite oko.Bił się.To pewne.Ale z kim?-O Roxy,cześć.
R:Cześć.Nie ma mnie kilka godzin,a ty co?Kurna Kevin.Z kim ty się znowu biłeś?
Kv: To teraz nie ważne.Mam tylko prośbę.Nie odbieraj nieznanych numerów.Dobrze?
R:Nie.Kevin widzę,że coś jest nie tak.Chce wiedzieć co.
Kv No dobra-westchnął-Ania zostawisz nas na chwilę?-Dziewczyna przytaknęła i wyszła.Widziałam nie zadowolenia na twarzy Kevina,ale nie pozwolę mu kłamać.
R:Słucham braciszku. Kto Ci przydzwonił?
Kv: Powiedzmy,że niechciany gość.Chciał się spotkać z pewną księżniczką i jako jej smok musiałem interweniować-zaśmiał się.
R:Ciekawe.Kim jest ta księżniczka?
Kv; Na szczęście wyjechała,ale i tak musiałem go czegoś nauczyć-kontynuował. Chwila.Kretynko. Przecież Shon miał być wyrzucony przez Kevina.No super.Nieźle się bawili.Ciekawe jak tamten oberwał?
R: Kevin.Czy to był Shon?Tylko nie kłam,proszę.
Kv: Tak.To był ten dupek.Skąd wiesz?
R:Dzwonił do mnie.Chciał się spotkać i naskarżył na ciebie trochę.
Kv: To ja powinienem go oskarżyć.To na twarzy to nic w porównaniu z moim brzuchem.Kurwa.Co on nosi w tych kieszeniach?! Dobrze,że Anka się pojawiła,bo by mnie zabił.Spójrz-odsłonił brzuch,który był cały pocięty-Spokojnie nie są głębokie,ale sam fakt.
R:To wszystko on?-No jasne,ze tak.Zawsze nosi ze sobą to coś.Nie wiem jak to się nazywa,ale jest na dłoń.Ma kilka ostrzy i nieźle tnie.Zawsze żartował,że to na moich zalotników a teraz użył tego na moim bracie.Dobrze,że nic mu nie jest.-Mam nadzieję,że mówisz prawdę.
Kv: Spokojnie.Nie psuj sobie wyjazdu.Ten kretyn da Ci spokój.Obiecuję-przyłożył rękę do serca.
R:Obiecaj,że nie będziesz się już z nikim bić.Z Shonem sobie poradziłam sama. Nie martw się o to.
Kv: Wybacz. Jesteś moją siostrą i będę się
martwił-rzekł całkiem poważnym tonem.
Ro: Spokojnie,ma się kto nią zaopiekować-nagle obok
pojawiła się Rozalia w szlafroku.
Kv: Powinienem coś wiedzieć?- Uniósł brew.
Ro: Nawet mi nie powiedziała, ale ona i Kastiel są
parą-zaćwierkotała wesoło na co zrobiłam typowego face plama.
Kv: No to chyba muszę z nim pogadać o pewnych
sprawach.
R:My nie jesteśmy razem!- Krzyknęłam aby zwrócić ich
uwagę.Kit z tym,że jest otwarte okno i wszyscy mogą usłyszeć.
Ro: To co wy tam tak długo siedzieliście?
R: Poszliśmy na pewien układ i rozmawialiśmy.
Kv: Układ?
R: Tak.Nie będziemy się kłócić przez cały ten
wyjazd- westchnęłam i podparłam głowę ręką.
Kv: Mam nadzieję, że to tylko to-spojrzał na mnie w
ten ,,surowy” sposób. No tak, ta jego wyobraźnia.
R: O mnie się nie martw TATUSIU-specjalnie
zaakcentowałam ostatnie słowo. Rozalia i ja zaczęłyśmy się chichrać a on się
napuszył.
~KASTIEL~
Wchodząc do pokoju zapomniałem o pewnym szczególe i
nagle wypaliłem coś czego przy nim nie powinienem mówić. Cholera.
K:Kurwa.Lysander mamy problem. Trzeba pozbyć się pewnego
dupka.
N:Nigdzie się nie ruszam buraku-odezwał się ćwok bez
przyjaciół.
K:Spokojnie.Na Ciebie też przyjdzie
czas-powiedziałem i wyszedłem na balkon zapalić.Za mną udał się mój białowłosy kolega
.Z tego co zauważyłem to Blondi gdzieś wyszła- Rozmawiałem z Roxy i..
L:Co palnąłeś?- Przerwał mi.
K:Nic.Serio.W pewnym momencie zadzwonił jej telefon,
potem płakała. Zgadnij kim był rozmówca.
L:Po Twoim wejściu sądzę, że ten chłopak. Prawda?
K:Tak i ona chyba nadal coś do niego czuje-podpaliłem papierosa i zaciągnąłem się.-Zdenerwowało mnie to,chociaż tak naprawdę nie wiem co.Gdy ją przytuliłem,taką roztrzęsioną..-tutaj się zatrzymałem.Co mam powiedzieć?Że byłem wściekły na niego i samego siebie,bo do tego dopuściłem?Nie.Nie mam zielonego pojęcia jak ubrać w słowa to co chcę powiedzieć.
L:Dlaczego to zrobiłeś?-Zapytał oparty o barierkę i patrząc gdzieś w dal-to był odruch,czy po prostu musiałeś?
K:Teraz dowaliłeś.Ja sam nie wiem.To był odruch.Nie myślałem nad tym tylko to zrobiłem. Udało mi się jej nawet humor chyba poprawić,bo się uśmiechnęła.
L:Ciekawe-świetnie.Teraz naszła go zaduma.Niby słucha,ale nic dobrego mi nie poradzi.Romantyk zasrany.
* * *
Z Lysandrem pogadałem jeszcze chwilę,ale i tak do niczego nie doszliśmy.Aktualnie obaj moi współlokatorzy śpią,a ja jak ten pajac stercze tutaj i marznę.Właśnie miałem wchodzić do środka,gdy usłyszałem krzyk.To była Roxy,ale te słowa..Kłóciła się z kimś?Nie.Raczej chciała kogoś uświadomić.Dopiero chwilę później zrozumiałem z kim rozmawia. Gdy usłyszałem śmiech i głos Rozalii zrozumiałem. Białowłosa napisała swoją historię.
-----------------------------------------------------------------------
Dziewczyny mają coś podobnego...
Mam nadzieję,że się spodobało i przepraszam za taką przerwę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz