K: Co Cie tak nagle wywiało z tej stołówki?-Zapytał opierając się o drzewo i bacznie mnie obserwując.
R:Nic.Musiałam się przewietrzyć-odpowiedziałam i zwróciłam swój wzrok na ulicę w poszukiwaniu oczekiwanego samochodu.
K:Jasne.Wczoraj wcześnie ,,poszłaś spać",dzisiaj tajemniczy telefon,a teraz szukasz czegoś wzrokiem-zaznaczał w powietrzy niewidoczny cudzysłów i patrzył na mnie jak na kretynkę.Ja nie odpowiedziałam nic,tylko nadal szukałam czarnego wozu-Mam nadzieję,że nie wpakowałaś się w żadne tarapaty,bo tak się zachowujesz.Jakbyś coś ukrywała.
R:Nie bój się.Umiem o siebie zadbać.Mam po prostu ważną sprawę do załatwienia,to tyle-odpowiedziałam i ruszyłam ku wyjściu gdyż nadjechał Jeep.
K:Na niego czekałaś?Kto to?
R:Im mniej wiesz tym lepiej-odpowiedziałam,nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.Im bliżej bramy byłam tym większy strach mnie opanowywał.Gdy wreszcie ją przekroczyłam byłam praktycznie przy samochodzie.
Niepewnie podeszłam i zapukałam w szybę kierowcy,który gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się i zaprosił do środka.Tak więc,obeszłam samochód i udałam się na fotel pasażera.
-Ciesze się,że Cię widzę.Tęskniłem-uśmiechnął się do mnie szeroko.Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech i ledwo wydusiłam z siebie kilka słów.Stres przejął nade mną kontrolę w tej chwili.
R:Chciałam,nie ja musiałam z Tobą porozmawiać.
-Ja też.Tak dawno Cię nie widziałem, stęskniłem się-przejechał mi dłonią po policzku a mnie przeszły dreszcze i delikatnie się poruszyłam.
R: Shon,powiedziałbyś to co napisałeś?Wiesz,tak prosto w oczy-zapytałam patrząc tempo przed siebie.Bałam się na niego spojrzeć.Zwłaszcza,że cały czas jeździł kciukiem po moim policzku i czułam jego wzrok na sobie.
S:Którą część chcesz usłyszeć?O mojej miłości do Ciebie,czy o kretynizmie i łajdactwu?Powiem wszystko,ale spójrz na mnie.Nic Ci nie zrobię-wziął moją twarz w dłonie i zmusił bym na niego spojrzała.Mimo strachu chciałam tego i gdy tylko zobaczyłam jego oczy,w które uwielbiałam patrzeć godzinami zmiękłam.Moje oczy zaczęły mnie szczypać,przez co zaczęłam mrugać aby nie pozwolić płynąć łzą.Ani jednej.W miejscu gdzie mnie dotykał czułam przyjemne ciepło.Jego dłonie kiedyś tak znajome,dzisiaj wydają mi się całkowicie obce.-O czym myślisz?-Wyrwał mnie z zamysłu.
R:O przeszłości.Uświadomiłam sobie właśnie,że tak naprawdę nigdy Cię nie znałam.Dobrze grałeś przez cały ten czas-wzięłam jego ręce spoczywające na moich policzkach w swoje ręce i zdjęłam je.
S:Bzdura.Jako jedyna widziałaś mnie w wersji,że tak to ujmę,romantycznej-odpowiedział a przy tym zabrał swoje dłonie z mojego uścisku-Po to kazałaś mi przyjechać?Abym cierpiał? Zemścić się-zapytał patrząc na mnie w tej chwili jak na jakiegoś potwora bez serca i skrupułów.
R:Nidy taka nie byłam.Wiesz to.
S:Długo się nie widzieliśmy.W naszej dwóje na pewno doszło do zmian.We mnie na pewno.
R:Masz rację,ale nie wszystko da się zmienić.Niektóre cechy zostają na zawsze-odpowiedziałam i odwróciłam wzrok.Zapadła dziwna,nieprzyjemna cisza,ale nie miałam odwagi jej przerwać.On to zrobił.
S:Przepraszam.W planach miałem coś innego a znowu robię Ci przykrość-złapał mnie za rękę,a mnie znów przeszedł dreszcz.
R:Powiedz-spojrzałam na niego-Ile z tego listu to prawda?
S:Wszystko.Co do słowa,niestety-odpowiedział ze spuszczoną głową-Nawet po rozstaniu wpakowałem Cię w tarapaty.
R:O czym tu mówisz?Jakie tarapaty?
S:Jakiś czas były dilerem.Wiem,że tego nie tolerujesz,dlatego postanowiłem to skończyć.Niestety mojemu dostawcy się to nie spodobało.Przekonywanie go,że będę siedział cicho nic nie da.Cały czas siedzą mi na ogonie,dlatego pożyczyłem auto od Wiktora.Swoją drogą,to z nim przegrałem ten durny zakład-zaczął mi tłumaczyć.Mówił o jakiejś mafii,że im podpadł i grożą mu a dodatkowo namierzyli mnie.Ponoć wiedzą co nas kiedyś łączyło,że nadal jestem dla niego ważna i dla mnie zrobi wszystko. Słuchałam go w całkowitym skupieniu i nie mogłam uwierzyć,że jednak w nim zaszło sporo zmian. Dodatkowo zmieniło się to czego bym nie przewidziała.Nagle z tematu naszego niebezpieczeństwa i zamęczania mnie pytaniami o róże dziwne rzeczy zszedł na temat wszystkich zmian.Zrobił to krótko po tym jak powiedziałam mu o tajemniczych wiadomościach.Widocznie obwiniał się za to. Fakt,faktem namieszał,ale nie mógł tego jednak przewidzieć.
Gdy nieprzyjemna atmosfera opadła rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele.Nawet zaczęliśmy się śmiać i żartować. Shon opowiadał o studiach i nowej pracy w sklepie muzycznym,gdzie jest sprzedawcą.Nie zdziwiło mnie to.Jako DJ zapoznawał się z różnymi gatunkami i nawet robił ciekawe połączenia.Amator,ale potrafił.
S:Dzięki za to spotkanie.Przy najmniej wiem,że jesteś cała i Cię ostrzegłem.Obiecuję,że rozwiążę ten problem i nic Ci się nie stanie-nagle spoważniał i spojrzał mi w oczy.
R:Sama chyba tego potrzebowałam-odpowiedziałam cicho-Przyznam Ci się do czegoś.Cholernie mi Ciebie brakuje-przytuliłam się do niego.To był całkowity odruch,nie panowałam nad tym.Wiem,że go zaskoczyłam.Cały się spiął,jakby nie wierzył w to co przed chwilą zrobiłam.Mimo to niepewnie odwzajemnił uścisk.-Nie bój się.Nie będę gryzła-zażartowałam i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
S:Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy-czułam jak ściska mnie bardziej i kładzie swoją brodę na mojej głowie.-Roxy.Czy..Czy ty jeszcze coś do mnie czujesz?-Na jego pytanie zesztywniałam.Cały czas starałam się od siebie odsunąć te myśli,ale w końcu zapytał.
R:Szczerze?Tak,ale..-odsunęłam się od niego,mimo sprzeciwu i spojrzałam mu w oczy-To wszystko, te wspomnienia bolą-z każdym słowem mówiłam ciszej i w końcu spuściłam wzrok-Po Twoim telefonie ryczałam,to samo gdy zobaczyłam wiadomość.Nadal Cię kocham,ale nie tak jak kiedyś.Nie..-zatrzymał mnie kładąc palec na moich ustach.Spojrzałam na niego i jedna samotna łza zleciała po moim policzku,którą otarł jednym delikatnym ruchem kciuka. Na jego twarzy wymalowany był smutek, ale w oczach widziałam tę odrobinę radości i energii jaką zawsze posiadał. Automatycznie zamknęłam oczy i czerpałam z jego dotyku.
S:Kocham Cię i zrobię wszystko,abyś mi wybaczyła i zapomniała o tamtym.Tylko proszę o ostatnią szansę-wziął moją twarz w dłonie,a gdy otworzyłam oczy napotkałam jego proszący wzrok.
R:Dobrze.Dostaniesz ją-odpowiedziałam niemal natychmiast i chwilę później czułam jego usta na swoich.W jednej chwili poczułam szczęście,ale także dziwne ukłucie w środku.Jakbym robiła coś czego nie powinnam a sprawia mi to radość.Ignorując wszystkie dziwne przeczucia odwzajemniłam i pogłębiłam nasz pocałunek.
~KASTIEL~
Do pokoju wpadłem jak burza.Jestem wściekły,nie wkurwiony.Po drodze musiałem uważać żeby nie przywalić blondasowi,którego mijałem.Musze się komuś wygadać,wykrzyczeć inaczej oberwą różne rzeczy i przede wszystkim pewne osoby.Nie rozumiem,jak można być tak samolubnym.Usiadłem na swoim łóżku,nie zapominając przy tym zrzucić z niego notatnika Lysandra i robiąc hałas.
L:Dobrze,że jesteś.Zgubiłem..-zaciął się w pół słowa,gdy wychodząc z łazienki zobaczył mnie siedzącego i wyrywającego sobie włosy z głowy.
K:Tam jest-wskazałem mu palcem kierunek lotu jego skarbu i wróciłem do poprzedniej czynności. Próbowałem się uspokoić,ale nic z tego.Gdy białowłosy podziękował i podniósł swoją zgubę usiadł obok mnie i mogę przysiąść,że gapi się jak na kretyna.-No dalej,chcesz wiedzieć.Zapytaj,muszę się wydrzeć-prychnąłem.
L:Podejrzewam,że się z kimś pokłóciłeś.Z kim?Roxy?Przecież mieliście się nie sprzeczać.
R:Nie robimy tego.Dodatkowo aby dotrzymać słowa nic nie wspomniała o pewnym szczególe.
L:O czym ty mówisz?Stało się coś?
R:Bingo.Nasza Roksana wróciła do swojego byłego.Wróciła do kolesia przez którego cierpiała i nie tak dawno temu płakała po jego telefonie.Nie wiem co jej się stało,ani co brała,ale..KURWA!Nawet nie wiem jak to ubrać w słowa-wstałem i z całej siły kopnąłem w szafkę pomiędzy łóżkami.Zabolało, ale złość zatrzymała to.
L:Spokojnie.Powiedz co się stał-próbował mnie uspokoić.
K:Po śniadaniu poszedłem na zewnątrz zapalić.Mam tam takie drzewo i nic tutaj nie widać.Zastałem tam Roxy.Dziwna była.Gdy tylko zobaczyła,że przyjechał jakiś samochód poszła tam i wsiadła do niego.Nigdzie nie pojechali.Cały czas go obserwowałem,ale po tym jak siedziała tam dobrą godzinę trochę mnie to zdziwiło,że tak powiem.Podszedłem i zajrzałem do środka.Oni mnie nie zauważyli,ale ja widziałem co robili.Pocałował ją,a ona nie protestowała.Rozumiesz?Dała mu się omamić.Znowu będzie cierpieć.Dodatkowo nic nie mówiła,prawda?Zachowywała się normalnie.Tylko wczoraj..I wszystko jasne.Wczoraj wymyśliła tą głupotę.Tylko,po co?Jaki miała w tym kurna cel? My się o nią martwimy,a ona co? W tajemnicy przed całym światem wraca do kolesia, który na nią nie zasługuje. Wystarczająco przez niego wycierpiała. Jeśli nie słowami to będzie trzeba to załatwić siłą i zatłuc tego kolesia.Oo tak!Ja to bardzo chętnie uczynię.Wyładuje się na jego mordzie za wszelkie czasy i rodzona matka go nie pozna-w trakcie mojego długiego monologu przemierzałem pokój we wszystkie strony,ale ani razu nie spojrzałem na przyjaciela.On pewnie połowy nie słyszał i będę musiał wszystko streścić.Cały Lysander. Zawsze zadumany i nie ogarnięty,ale dobry kumpel.
L:Wszystko już rozumiem-odezwał się nagle a mój wzrok powędrował ku niemu.Cały czas bacznie mnie obserwował i wyglądał jakby coś analizował.Dokładnie.Znam tego barana na tyle dobrze,że wiem co znaczą te jego miny.-Tylko..-nie dokończył,bo do pokoju wpadła nagle Rozalia.
Ro: Widzieliście może Roxy?Nigdzie jej nie ma,a za pół godziny wychodzimy z nauczycielami.
K: Ty jej powiedz,bo ja nie mam ochoty-powiedziałem i zostawiając ich samych wyszedłem z pokoju.Trzeba się odstresować.
___________________________________________________________________
Ferie wracajcie!Nie chcę iść do szkoły,ale trzeba.Ostatnie chwile wolnego.Był czas i wena,więc ten post pojawia się sam-automatycznie.Prawdopodobnie będzie kilka takich kolejnych.
Pozdrawiam :)