się skończyła, a ja nadal obserwuję to samo, małe pęknięcie na suficie. Moje palce na dźwięki kolejnego kawałka same zaczęły stukać w jego rytm o łóżko. Chciałabym żeby to wszystko było tak łatwe. Pstryk palcami i masz co chcesz. Najlepszym rozwiązaniem mojego problemu jest jedynie śmierć. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Popłakaliby i zapomnieli o mnie po kilku dniach. Spokój by mieli, niczym się nie martwili. Niestety mimo wszystko nie mam w sobie aż tyle odwagi aby podciąć żyły, nie po tym wszystkim co zaszło w moim życiu.
Godziny mijały, ale mimo to nie miałam pojęcia, którą mamy teraz. Nie interesuje mnie to. Siedzę skulona na łóżku i jedynie przedzierające się przez zasłony smugi światła księżyca uświadamiają mnie że jest dość późno. Jednak, co z tego? Odkąd jestem związana z wózkiem nie mam życia, więc jeśli teraz będę umierać w samotności ignorując wszystko dookoła nic się nie stanie. Prawda?
Leżałam i wsłuchiwałam się w przyjemny głos wokalisty kiedy to usłyszałam dźwięk powiadomienia. Znudzonym wzrokiem spojrzałam na nie i zobaczyłam, że na blogu Alexego pojawił się nowy post. Normalnie zignorowałabym to, ale tytuł mnie zaintrygował i pomimo wielkiego strachu wzięłam na kolana laptopa i otworzyłam stronę.
Tytuł mówi sam za siebie. Ostatnio będąc na mieście doznałem szoku - zobaczyłem coś czego nigdy bym się nie spodziewał. Możecie mnie teraz uznać za plotkarza, ale nie będę nim jeśli mówię prawdę. Co? Tak więc, do sedna. Przechodząc przez centrum handlowe spotkałem, a właściwie tylko zobaczyłem rodzeństwo Goldów. Nic w tym dziwnego jednakże zadziwił mnie stan Amber. Starała się to wszystko zatuszować, ale nie udało jej się, dobrze widziałem. Ciekawi mnie tylko kogo to wina. Słyszałem, że miała kogoś, ale jest też jeszcze jedna opcja. Mianowicie chodzi o i tak załamanego już Kastiela. Był jej chłopakiem kilka dni, chyba nie cały tydzień. Był to szok dla wszystkich, ale on tłumaczył to tym, że przegrał zakład z kimś ważnym i musi to zrobić. Długo nie wytrzymał i zerwał z nią na środku korytarza. Ona za nim latała, potem on rzadko pojawiał się w szkole i tyle. Koniec roku szkolnego i nikt nie wiedział co się z nimi działo. Z Kastielem, Rozalią i Lysandrem widziałem się ostatnio na spadających gwiazdach. Nie rozmawialiśmy dużo, ale zaprosiliśmy ich na nasz koc. Tematem była głównie muzyka i widowisko na niebie. Czerwonowłosy nie był zbyt rozmowy, właściwie nie powiedział nawet słowa, ale widziałem, że nadal przeżywa. Z resztą po Rozalii też bardzo widać, zmieniła się i jest miniaturową wersją buntownika, który już buntownikiem nie jest w mojej opinii. Chciałem go zapytać o piosenkę, którą śpiewał, ale się wstrzymałem. Ja tak, ale niestety pewna rudowłosa nie. Oczywiście musiała wspomnieć. Lubie ją, ale po tym zaczynam się zastanawiać czy myśli zanim mówi. Przecież po tej trójce widać, że cierpią, a ona zapytała wprost: Napisałeś ją z myślą o niej? On tylko na chwilę podniósł wzrok i poszedł, bez słowa, bez niczego. Tak oto tym jakże pięknym akcentem nasz piknik się skończył - ach ten sarkazm. Nie lubię go używać, ale niestety czasem trzeba, a na tym blogu miałem pisać co myślę i właśnie to robię. Jeśli myślicie inaczej to śmiało piszcie. Chętnie poznam waszą opinię i podyskutujemy w komentarzach, albo nawet napiszę post z odpowiedzią na te ciekawsze. Niestety odchodzę coraz bardziej od tematu. No niestety. Nie mam pojęcia co powiedzieć na temat, który miał być głównym wątkiem. Niestety tutaj zadziałała zasada "najpierw robię, potem myślę" i teraz jesteśmy w ślepej dziurze, że tak powiem. Taką o to puentą zakończę swój dzisiejszy wywód. Śmiało piszcie, bo poznałem tu kilka ciekawych osób i chętnie poznam waszą opinię :3
Smerf
Siedziałam i gapiłam się w ekran jak głupia. Amber? Z Kastielem? Nie wiem czemu, ale poczułam dziwny ucisk w środku. To chodzenie.. Nasz zakład... Zrobił to, ale chyba przesadził. Tak. Zdecydowanie. Nie chodziło mi od razu, że ma jej zrobić dziecko. Nic nie wie? Pewnie Nataniel chciał go dopaść, a widząc go nie miał serca. Co ja plotę, przecież oni się nienawidzą. Pewnie blondynka się boi, to musi być dla niej okropny wstyd. Nic dziwnego. Do szkoły wróci z brzuchem, bo tego nie ukryje, no chyba, że urodzi do tego czasu. Nie. Nie myśl o niej. Nie przejmuj się kimś kto cały czas cie nienawidził i miał ochotę rozstrzelać. Nie myśl o nich. To przeszłość. Zapomnij o tych wszystkich chwilach, zapomnij to co dobre i złe. Nie przypominaj sobie. Ignoruj szaleńcze bicie serca i igły, które wbijają się w nie z każdym wpadającym do głowy obrazem kojarzącym się z nimi. Zapomnij to wszystko. Nie możesz znowu płakać, musisz zapomnieć. To powtarzanie w myślach nic nie daje, ale muszę się zmusić. Nie mogę. Ja nie chce. Mam dość..
- Wynocha z mojej głowy! - Krzyknęłam i rzuciłam laptopem o ziemię. - Dosyć! - Krzyczałam i złapałam się za głowę kuląc jak tylko mogłam. Łzy leciały strumieniami po moich policzkach. To wszystko wina tego zasranego wyjścia. Człowiek raz się do czegoś przekona, a później będzie żałował. Nigdy nie popełnię już tego błędu. Nie. Stanę się maszyną bez uczuć. Będę miała wszystko gdzieś. Nie będę słuchała przestraszonego moim stanem brata, czy zastanawiała się nad słowami Logana. Dosyć! Pozbędę się uczuć. Będę jak ten komputer na podłodze. Zepsuta, rozbita, bez jakichkolwiek oznak emocji.
Leżałam skulona na łóżku. Miałam wszystko w nosie. Łzy zdążyły już wyschnąć. Zostały tylko podpuchnięte oczy. Słyszałam dobijanie się do drzwi, słyszałam jak ktoś zza nich krzyczy, czułam... Co? Nic. Ignorowałam wszelaki ból w sercu. W końcu ktoś wleciał z impetem do mojego pokoju. Nie widziałam kto. Oczy miałam zamknięte, a głowę przyciśniętą do kolan, które mocno obejmowałam rękoma. Nie chciałam nikogo widzieć. Nie teraz. Jeśli dam się złamać teraz to moje postanowienie nie dojdzie do skutku. Nie. Drgnęłam próbując jeszcze bardziej przysunąć do siebie nogi, które były dla mnie ciężarem.
- Ej. Co jest? - Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. To nie był ani mój brat ani Logan. Nie, to była kobieta i nawet bardzo dobrze wiem jaka. Ich przeganiałam to przysłali ją. Myślą, że skoro ta sama płeć to się dogadamy. Nic bardziej mylnego. Ona ma idealne życie, może robić co chce. Nie cierpi tak jak cierpi egoistka, na którą patrzy. - Rozwaliłaś cały komputer. Co Cie tak zdenerwowało? - Zapytała spokojnie. Głupszych pytań nie masz? Jestem debilką w depresji, która jeździ na wózku i okłamuje ludzi, których kocha. Chce o nich zapomnieć. Domyśl się, bo ja ci tego nie powiem. Nie chce się znowu rozkleić. Zignorowałam ją. - Ej! - Szturchnęła mnie. - Nie zachowuj się jak obrażona na cały świat debilka - warknęła. Ale moment.. Ona właśnie zaczęła mi wypominać? Gwałtownie podniosłam głowę i spojrzałam na nią z rządzą mordu w oczach.
- Wynoś się z mojego pokoju. Natychmiast - warknęłam bez zająknięcia. Patrzyła na mnie jak na ducha.
- Powinnaś się uspokoić. Chodź, zejdziemy na dół dam ci coś na uspokojenie i powinno przejść - złapała mnie pod ramie, które natychmiast wyrwałam.
- Nie chce. Zostaw mnie samą. Ty nic nie rozumiesz - powiedziałam i znowu skuliłam się w kłębek.
- Nie możesz całe życie siedzieć w pokoju. Chłopaki się martwią. Myśleliśmy nawet, żeby przyprowadzić psychologa - mówiła spokojnie.
- I dobrze. Zamknęliby mnie u czubków i nikt by nie płakał - mówiłam nie patrząc na nią. Ta westchnęła, a potem czułam jak materac na łóżku się ugina.
- Martwimy się o ciebie, a ty zachowujesz się jak ignorantka - usłyszałam. - Twój brat nie śpi po nocach co źle wpływa na jego pracę, ciągle jest zestresowany. Myślisz, że to przyjemne tak na niego patrzeć? Wiem, że cierpisz, ale nie karz nas wszystkich - kontynuowała swój monolog. - Dodatkowo Logan się obwinia - powiedziała cicho. Obwinia się? O co? To ja się zgodziłam z nim iść. - Musisz z nim pogadać - dodała ciszej.
- Nie mam ochoty rozmawiać z nikim. Zrozum, że nie chcę was widzieć. Loganowi przekaż, żeby się o nic nie obwiniał bo to tylko i wyłącznie moja wina - mówiłam cały czas zwinięta.
- Jak chcesz - westchnęła i wstała. - Zabieram resztki komputera, może da się go jakoś naprawić. Pokoju i tak nie zamkniesz, bo popsułam zamek - powiedziała sucho, a potem usłyszałam kroki i przymykanie drzwi, które później lekko zaskrzypiały. Podniosłam wzrok. Jestem sama. Tak jak tego chciałam, ale boli. Tak cholernie boli. Nie dam rady. Nie jestem taka. Nie potrafię powstrzymywać uczuć. Za dużo jak dla mnie. Stara ja umarła i nigdy nie wróci. Jednak ta co jest teraz.. Miałam walczyć dla brata, miałam robić wszystko aby nie cierpiał mimo tego jak bardzo ja cierpię.
- Chrzanić to wszystko - powiedziałam pod nosem i usiadłam. - Trzeba uporządkować kilka spraw - twardo patrzyłam przed siebie. Załatwię sprawę brata i Logana i mogę się załamywać. Teraz oni są najważniejsi. - Wyciągnęłam rękę i starałam się dosięgnąć wózek. Na marne, tylko spadłam z łózka. Nie zwracałam na to jednak żadnej uwagi. Z trudem się jakoś doczołgałam i zaczęłam wchodzić na sprzęt tortur, który teoretycznie ma pomagać, a w moim przypadku jedynie dobija.Gdy już jako tako siedziałam podjechałam do szafki i wzięłam czyste rzeczy. Trafiło na zwykłą sukienkę. Wszystko położyłam na kolanach i podjechałam do łazienki, gdzie zajęłam się ogarniać. Umyłam się, ubrałam a włosy związałam w ciasną kitkę na czubku głowy.
Jakikolwiek makijaż jest mi nie potrzebny, przecież nigdzie się nie wybieram.
Po opuszczeniu łazienki podjechałam do schodów. Kurde, czemu mój pokój jest na górze? Rozejrzałam, się, ale Anki nie było widać. Zejście na dół odpada, zjazd mógłby skończyć się tragicznie, a zawołanie jej.. Chyba nie mam wyboru.
- Ania! - Krzyknęłam z niezbyt dużą mocą. Odpowiedziała mi cisza - Anka! - Echo rozeszło się po domu, a potem usłyszałam jakieś rumowanie. - Dobra. To sama zejdę - powiedziałam i jakby w kilka sekund na dole schodów zobaczyłam dziewczynę z ręcznikiem w ręku.
- Zwariowałaś? Już Ci pomagam - rzuciła go gdzieś na bok i weszła na górę. Po chwili już siedziałam na kolejnym, wygodniejszym wózku. Pojechałam na korytarz i wzięłam z szafki cienki, czarny sweter, który zaczęłam zakładać. - A ty co? - Uniosła brew.
- Wychodzę. Chyba powinnaś się cieszyć - prychnęłam i otworzyłam sobie drzwi.
- A co powiedzieć Twojemu bratu jak wróci? - Zaplotła ręce na piersi.
- Że wyszłam - powiedziałam cicho i opuściłam dom. Będzie się martwił to jest pewne, ale jak mój plan wyjdzie to nie będzie miał czym. Wyjechałam na ulicę i rozejrzałam się dookoła. Gdzie teraz głupia? Plan jasny, ale gorzej z wykonaniem. Z resztą.. Logan będzie w domu? Nie musi. Przecież nie jest do niczego zobowiązany. Ale nie mogę się wrócić. Pierwsze koty za płoty, idziemy dalej.
Po raz setny się rozejrzałam i po chwili ruszyłam chodnikiem. Droga minęła mi szybciej niż chciałam, bo już po chwili stałam od jego domem. Zadzwoniłam domofonem. Można powiedzieć, że dopiero tutaj złapał mnie największy strach. Nie wiem czemu. Przez rozmowę? Możliwe. Przecież na pewno wypomni mi ten tydzień, to wiadome. Skoro się obwinia...
- Co ty tu robisz? - Wyrwał mnie z zamysłu głos chłopaka. Spojrzałam na niego. Widziałam mieszankę emocji na jego twarzy, ale zdecydowanie wole tego nie rozszyfrowywać.
- Przyjechałam specjalnie żeby porozmawiać - mruknęłam cicho nie będąc pewną czy ten w ogóle tego chce.
- Sama? - Uniósł brew, a ja kiwnęłam mu tylko głową w odpowiedzi unikając jego wzroku jak tylko się dało. - Chodź - otworzył furtkę i mogłam wjechać. - Niestety nie mogę cie zaprosić do środka, mały remont w domu - powiedział i zaprowadził mnie na drugą stronę domu gdzie stała altana, w której znajdował się drewniany komplet stołu i krzeseł oraz wbudowany, ceglany grill. Udaliśmy się tam. Logan usiadł na jednym z siedzisk, ale ustawił je tak aby móc na mnie centralnie patrzeć. Cudownie prawda? Chwilę trwała niezręczna cisza, którąś ktoś, w tym przypadku ja, musiał przerwać. Zdecydowanie liczył najpierw na wyjaśnienia bo nie spuszczał ze mnie wzroku przez co czułam się dziwnie.
- Wiem, że jesteś w szoku. Ja sama też się nie spodziewałam, że mi się uda - mruknęłam cicho i spojrzałam na dłonie, które miałam na kolanach i bawiłam się palcami. Ludzie, co się ze mną dzieje? - Wiem też, że się obwiniasz, a przecież nie masz ku temu powodów. - Spojrzałam na niego, cały czas mi się przyglądał. - Zgodziłam się wtedy z tobą iść. Zgodziłam się tam siedzieć, chciałam tam z tobą siedzieć. To, że stało się co stało i widzieliśmy kogo widzieliśmy.. Nikt z nas nie miał na to wpływu. - Nawet nie wiem kiedy, a udało mi się zebrać i zacząć mówić. Spoglądałam nawet na jego spokojną w tej chwili twarz, ale w pewnym momencie spuściłam głowę gdy spojrzał mi w oczy. Nie chciałam mieć z nim kontaktu wzrokowego. Wtedy wszystko by ze mnie znowu zaczęło lecieć. Wszystkie te emocje. Rozkleiłabym się..
- Dlaczego z nikim nie chciałaś rozmawiać? - Zapytał biorąc moje dłonie w swoje i aż czułam jego świdrujący mnie wzrok na sobie. Przełknęłam gulę w gardle i się odezwałam.
- Przez wyrzuty sumienia.. - szepnęłam. - Zaczęły mnie nachodzić wspomnienia, wszystkie uśmiechy. Wszystko zaczęło wracać - mówiłam cicho, a moje oczy zaczynały powoli szczypać. Wyrwałam więc ręce od chłopaka i zakryłam twarz aby spróbować opanować emocje. - Chciałam zapomnieć, uspokoić się i stać maszyną. Nie chciałam czuć nic, ale nie wytrzymałam. Cały czas się dołowałam. Leżałam, słuchałam muzyki i nic więcej. Przypadek krytyczny.. - powiedziałam i na niego spojrzałam cały czas tocząc wewnętrzną walkę sama ze sobą.
- Wiesz co o tym wszystkim myślę - westchnął ciężko chwilę po tym jak mu się wyżaliłam. - Wcale nie powinnaś tego zaczynać. Cała ta szopka tylko cie krzywdzi, nie widzisz tego? Oni woleliby cie żywą, a na wózku niż martwą i nieobecną. Z resztą nie tylko oni.. Słuchaj mnie teraz uważnie - wziął moja twarz w dłonie i spojrzał w oczy. - Nie płacz tylko weź byka za rogi jak to kiedyś. Nie patrz na wózek. Niech wróci stara, zabawna i żywa dziewczyna. Niech wróci...
- Nie! - Wyrwałam się i odjechałam odrobinę do tyłu. - Ona nie wróci! Nic z tego już nie wróci! - Uniosłam głos patrząc na niego. Znowu to samo. Znowu boli mnie to wszystko. - Ja nie chce. Zrozum to. Wrócę i co?! Powiem im wesołe cześć? Zacznę się tłumaczyć? Przecież oni nie przeklną! Rozalia zacznie mówić jaka to ze mnie przyjaciółka, która okłamała, oszukała i sfingowała z lekarzami własną śmierć. Lysander? On pewnie weźmie mnie na jakąś rozmowę. Nie zdziwię się jeśli usłyszę mnóstwo wierszy żałobnych - po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. - A o Kastielu to nawet nie myślę. U niego będzie najbardziej przejebane. Najpierw mi zacznie wypominać, potem się obrazi a jak co do czego to nawet oskarży o tą jebaną ciążę Amber! Ja mu się do łóżka jej pchać nie kazałam, ale widocznie wie lepiej.. - prychnęłam, ale cała moja twarz była zapłakana. Ledwo widziałam na oczy przez wodospad łez, który się ze mnie lał.
- O czym ty mówisz?! - Wstał i nachylił się nade mną łapiąc mnie za ramiona. - Jaka ciąża? Jakie dziecko? O czym ty do cholery mówisz i skąd to wszystko wiesz? - Wydawał mi się zdenerwowany.
- Wszystko z pewnego źródła. Smerf, kojarzysz? - Uśmiechnęłam się krzywo. - To moje źródło informacji. On i jego blog. W sumie to się nawet cieszę, że na niego trafiłam. Wiem co się u nich wszystkich dzieje, a nawet mogę popisać z niebieskim. Szkoda tylko, że jestem jak żałosny tchórz, który boi się powiedzieć, że doskonale ich zna.. - Odwróciłam głowę i zadarłam ją lekko do góry byleby nie musieć na niego patrzeć.
- Cały ten czas go przeglądałaś? - Odsunął się i wrócił na swoje miejsce więc mogłam spokojnie spuścić głowę w dół.
- Nie. Nie przeglądałam. Zajrzałam dzisiaj, a chwilę później komputer miał miłe spotkanie z podłogą.
- A jak trafiłaś do mnie?
- Miałam gadkę od Anki. - Czułam się jak na przesłuchaniu. Suchy ton, spięcie, całe multum emocji wiszących w powietrzu jednak są one trzymane na dystans.
- Dała ci popalić?
- Nie. Powiedziała co myślała i wyszła. Do reszty doszłam sama. - Przetarłam poliki i na niego spojrzałam.
- I co zamierzasz?
- Nie będę siedzieć w pokoju to mogę obiecać. Będę trzymała to w sobie, ale dla ciebie i brata zrobię coś. Nie chcę krzywdzić kolejnych osób...
________________________________________________________________
Krytykujcie, bo wyleciałam z pisania. Zdecydowanie. Odwykłam i szło mi bardzo dziwnie i miejscami opornie. Czekam na szczere opinie. Wiem, że dawno nie było tutaj żadnego rozdziału, ale postaram się zrobić co mogę i póki mogę. Szkoła i te rzeczy, ale hej.. Dawałam radę to nie mogę się poddać. Wierzę, że uda mi się napisać te opowiadania do końca i tak jak to planuję, z tymi wszystkimi szczegółami, które mam zapisane w zeszycie. Z tymi emocjami i tym wszystkim..
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest i zagląda. Rozdział się pojawił i zrobię wszystko, aby kolejny również nastąpił.. :)