niedziela, 21 września 2014

"Roxy" cz.13

Reszta tygodnia minęła bez większych przeszkód,jutro wyjazd.Z racji tego mamy dzisiaj tylko cztery lekcje,nasza dyrektorka była w tej kwestii wspaniałomyślna.Jestem już prawie gotowa.Resztę rzeczy spakuję do walizki po powrocie ze szkoły.Jedzie cała nasza klasa,oczywiście ta lalunia Amber również.Nie mam pojęcia dlaczego,ale w ostatnim czasie się na mnie uwzięła.Najpierw ''przypadkowo" wylała na mnie czerwoną farbę myśląc,że się nie zmyje.Kretynka.Wylała na mnie chyba jakieś plakatówki ponieważ zeszło po drugim praniu ubrań.Później  miała zamiar pociąć mój strój sportowy,ale pomyliła szafki i zniszczyła rzeczy Kim.Ta to jest inteligentna.Było jeszcze kilka innych głupot,ale szkoda na nią tlenu.Dyrekcja chciała odwołać jej wyjazd,ale brat się za nią wstawił i dzięki niemu dostała ostatnią szansę.

Spakowałam plecak i w bardzo dobrym nastroju  zeszłam do kuchni na śniadanie.Ubrałam się dzisiaj w czarne,krótkie  spodenki,białą bluzkę na krótki rękaw z nadrukiem.Założyłam jeszcze naszyjnik w kształcie klucza,który dostałam kiedyś na święta od byłego chłopaka.Nie wyrzuciłam go ponieważ jest ładny,mimo tego jak zachował się ten dupek.Na ręce założyłam mnóstwo różnych bransoletek,a na nogi zwykłe trampki.

W kuchni na blacie nalazłam kartkę:

"W szafce masz drugie śniadanie .Miałem trochę czasu to Ci je zrobiłem.
                                                                                             Miłego dnia
                                                                                                 braciszek =* "

Kochany jest.Przeszukałam szafki i znalazłam zawinięte w sreberko kanapki.Chwyciłam jeszcze tylko jabłko i wyszłam z domu.Dziś do szkoły idę pieszo.

Jak dobrze,że dzisiaj będziemy tak krótko.Na miejsce dotarłam w dziesięć minut, do dzwonka jeszcze dwadzieścia pięć więc mam dużo czasu.Na dziedzińcu było pusto a do budynku szkoły nie miałam ochoty wchodzić,więc usiadłam za drzewem od strony płotu-tak,że nie było mnie widać przez rosnące tam krzewy.Włożyłam do uszu słuchawki,włączyłam muzykę i zapaliłam papierosa.Nie zwracałam na nic uwagi,a żadne dźwięki nie dochodziły do moich uszu po za muzyką.W pewnym momencie prze krótki czas dostrzegłam spory cień,ale go zignorowałam.

Spojrzałam na godzinę,mam jeszcze dziesięć minut.Wyłączyłam muzykę i wyszłam na dziedziniec.

 -Co tam robiłaś?-Usłyszałam za sobą.

R:Wystraszyłeś mnie-odwróciłam się do napastnika.Wystarczył mi jego łobuzerski uśmieszek żeby domyślić się,że zaraz coś palnie.

K:Co tam robiłaś?-Skrzyżował ręce na piersi i przyjrzał mi się.

R:Nic ciekawego-usiadłam na ławce a on obok mnie.

K:Dobra,dobra.Wiem,że migdaliłaś się tam z Natanielem.-Był całkowicie poważny.

R:Co?!-z wrażenia wstałam i spojrzałam na niego przerażona.-Co ty pierdolisz?

K:Jak wchodziłem na dziedziniec widziałem gospodarza wchodzącego do szkoły a potem ty wyszłaś z krzaków uśmiechnięta.

R:Nie można się uśmiechać?!

K:Ja nic nie mówię.Domyślam się,że świetnie się bawiliście.

R:Nawet sobie nie wyobrażasz jak dobrze nam było-rzekłam z ironią.

K:Zapewne.Szkoda,że wcale nic takiego nie było.

R:No brawo geniuszu-prychnęłam.

K:Nie obrażaj mnie bo i tak jestem zły.

R:Za co?Przez sen coś zrobiłam?

K:Nie.Teraz.

R:Ah tak?Co takiego?-uniosłam brew.

K:Papierosem się nie podzieliłaś-naburmuszył się.

R:Co?Nawet na dziedzińcu Cie nie było.Co ty gadasz?

K:Byłem kilka metrów za Tobą,ale oczywiście mnie nie zauważyłaś i weszłaś w krzaki zapalić.Jak poszedłem za Tobą siedziałaś już ze słuchawkami i paliłaś.Nie zwracałaś na mnie uwagi.

R:Nie widziałam Cie nigdzie.No chyba,że ten cień był Twój.

K:A czyi?Pewnie,że mój.Nawet mówiłem do Ciebie,ale były ważniejsze rzeczy.

R:Przepraszam nie słyszałam,a z resztą.Co Cie tak zdenerwowało?To,że nie zapaliłam z Tobą czy moja obojętność?-Schyliłam się tak by moja twarz była naprzeciwko jego.

K:Papieros-powiedział twardo.

R:Nie masz uczuć-odpowiedziałam tym samym tonem i usiadłam obok.

K:Pozbyłem się ich z pewnej przyczyny,może kiedyś Ci opowiem.

R:Czyli kiedyś byłeś romantykiem jak Lysander?

K:Widzisz mnie w takiej roli?-Uniósł brew.

R:Nie,chociaż nie wiem.Możesz być dobrym aktorem i tak naprawdę wszystkie te motocykle i adrenalina to tylko maska dla nieuleczalnego romantyka,którego ukrywasz.-zażartowałam.

K:Oh nie poznałaś moją tajemnicę!-Teatralny wdech.

R:No widzisz jaka ja zdolna.A teraz chodźmy na lekcje.

K:Nie mam ochoty.

R:Ja też,ale to tylko kilka godzin.Zaraz wychodzimy a jutro wyjazd.

K:Chodź pójdziemy na miasto.Nikt nam nic nie zrobi-próbował zmienić temat.

R:Nie.Idziemy na lekcje.Chodź.-Pociągnęłam go za ręce żeby wstał.Zrobił to ponieważ jestem uparta-on o tym wie,i nie dam mu za wygraną.Chwile się dąsał i mruczał coś pod nosem,ale na lekcje trafiliśmy.

Pierwsza lekcja minęła spokojnie.Zamiast na historii byłam skupiona na myśleniu o wyjeździe.Razem z Rozą poprzez liściki umówiłyśmy się,że w autobusie siedzimy z chłopakami na tylnich siedzeniach.Obie byłyśmy bardzo pod ekscytowane jutrzejszym dniem.

Przerwa,a właściwie prawie każda minęły nam na tym samym.Rozmawiałyśmy o tym co będziemy mogli robić,o pokojach i o różnych takich.W trakcie przerwy przed ostatnią lekcją udałyśmy się na część dziedzińca należącą do klubu ogrodników i usiadłyśmy opierając się o mur szkoły.

Ro:Ja chcę już jechać!-Rozalia piszczała wniebogłosy wyciągając z torby kanapki.

R:Haha..Ja też,ale proszę zmieńmy temat.Cały czas tylko wyjazd i wyjazd.Nie ma nic innego na świecie?

Ro:Wybacz.Po prostu jedziemy tam na dość długi czas a dodatkowo nie będzie tam Leo.Jestem naładowana energią na jutro,ale jest mi smutno z powodu mojego miśka.

R:Spokojnie da sobie radę.Dorosły z niego facet,poradzi sobie.

Ro:Wiem to,ale chodzi o sam fakt,że tak długo go nie zobaczę.Muszę go dzisiaj wycałować na zapas.

R:Dobra,ale jak to zrobisz to nie bierz laptopa.Nie będzie nocnych zwierzeń-zagroziłam.

Ro:O nie.Nie dam Ci tej sadysfakcji.Wezmę go.Ty też będziesz mogła z niego skorzystać żeby pogadać z bratem.

R:Jestem pewna,że on jakoś zniesie naszą rozłonkę.Z resztą ja nie będę z nim płakać,Ola się nim zaopiekuje.

Ro:Muszę ostrzec mojego miśka żeby pocieszenia nie szukał.

R:Po co?Jesteś niezastąpiona.

Ro:Dzięki.Mam nadzieję,że on też tak uważa.-Zjadłyśmy drugie śniadanie i cały czas rozmawiałyśmy.Na szczęście Rozalia wzięła do siebie moją prośbę i zmieniłyśmy temat na jej ulubiony.Zakupy.Gdy zaczęła trajkotać o jakiejś czadowej sukience chciałam wrócić do poprzedniego tematu,ale jak ona zacznie już ten temat to jej nie zatrzymasz,no chyba że Cie o coś zapyta.

Zaczęłyśmy zbierać się do wyjścia ponieważ za chwilę dzwonek na lekcje.Wstałyśmy i nagle z góry zleciało na nas coś zielonego i upaprało nas obie od stóp do głów.Rozalia wydała przerażający pisk a ja głośno przeklnęłam.Szybko spojrzałyśmy w górę i zauważyłyśmy uciekającą Amber,nim się obejrzałam wokół nas był już tłum szepczących uczniów.

R:Czego się kurwa gapicie?Nie macie lekcji?-Byłam zdenerwowana na maksa.Dosyć,że ta lalunia z bazaru nas czymś oblała to jeszcze Ci idioci nie mają nic innego do roboty tylko oglądanie innych.

N:Dziewczyny wszystko w porządku?Cała szkoła was słyszała-z tłumu wyszedł  Nataniel.

R:Ślepy jesteś?Przyjrzyj się nam-warknęłam.

N:Co wam się stało?-Zapytał ze zdziwieniem na twarzy.

R:Chciałyśmy pomalować ścianę,ale wiaderko nam z rąk wypadło-rzekłam z ironią.

N:W takim razie same siebie ukarałyście-odpowiedział oschle.

Ro:Ale z Ciebie idiota Nataniel!Sory,ale taka prawda.Nie wyczułeś tej ironii w jej głosie? Przecież to oczywiste,że same sobie tego nie zrobiłyśmy.Jeszcze nie jesteśmy takie szalone.

N:A więc powiedzcie co tu się stało.

R:Pewny jesteś,że chcesz to usłyszeć przy wszystkich?

N:A co oni mają do tego?Mówcie.

Ro:Sam tego chciałeś.Roxy proszę zacznij.

R:A więc to coś zielone to prawdopodobnie farba,którą..

Ro:Uwaga zaraz będziesz zaskoczony-wtrąciła.

R:Którą Amber wylała na nas z okna.

N:Co?!-podniósł głos-Macie jakieś dowody?Nie możecie jej bezpodstawnie oskarżyć!

R:Widziałam ją kurwa w tamtym oknie-wskazałam mu ręką w górę.-Tylko ona ma taki krzywy i charakterystyczny ryj.

N:Wyrażaj się,to szkoła a nie dyskoteka.

R:Nie jesteś moim ojcem żeby mi rozkazywać.Zajmij się swoją siostrą bo to już przegięcie.

N:Niczym się nie zajmę bo to na pewno nie ona.Miała warunek i wątpię by go złamała,ponieważ bardzo chce tam jechać .Nie macie dowodów to ja nic nie zrobię w tej sprawie.

R:Co kurwa?!Żartujesz chyba!Ta pinda nie może być bezkarna.

Ro:Dobrze wiemy kogo widziałyśmy.Wylała to na nas,chwile musiała jeszcze spojrzeć ponieważ jak uniosłyśmy głowy to uciekała.

N:Brak dowodów.Nic nie zrobię.

R:Bo ty frajer jesteś.Jak ty się nią nie zajmiesz to sama to zrobię bez niczyjej pomocy-zaczęłam się przepychać w kierunku szkoły.

Wbiegłam do środka i przetrzepałam każde pomieszczenie na parterze-nic,pusto.Szybko udałam się w kierunku klatki schodowej gdzie natknęłam się na Kastiela.No pięknie.Jeszcze tego mi brakowało żeby i on się nabijał z mojego nowego koloru.

K:Haha..Co Ci się stało?-wybuchł śmiechem gdy tylko mnie zobaczył.

R:Ja i Rozalia miałyśmy wypadek a teraz mamy powód do morderstwa pewnej osoby.

K:Niech pomyślę.Czy tą osobą jestem ja?

R:Jeśli jesteś pustą landryną z orzeszkiem zamiast mózgu i z blond włosami to tak o ciebie nam chodzi.

K:Jest w biologicznej-uśmiechnął się łobuzersko i przepuścił mnie dalej.

R:Dzięki-krzyknęłam na odchodne i ruszyłam w wyznaczonym kierunku.Drzwi otwierałam powoli aby nie wydały żadnego dźwięku,w ten sam sposób weszłam do klasy.Tak jak mówił czerwonowłosy te kretynki tutaj są.Gdy już byłam w środku z całej siły pieprzłam drzwiami tak,że podskoczyły ze strachu i natychmiast spojrzały w moją stronę.Amber zaczęła się chichrać a po chwili dołączyły jej koleżanki.

A:W zieleni Ci do twarzy-zaśmiała się.

R:Tak?Módl się żebyś ty zaraz nie zmieniła barwy-przygotowałam pięści do ciosu.

A:Nic mi nie zrobisz to po pierwsze.Po drugie ja Ci nic nie zrobiłam więc nawet jeśli mnie uderzysz to będziesz miała problemy.-Wyszczerzyła swoje krzywe zęby.

R:Ja i Rozalia dobrze widziałyśmy.To ty to na nas wylałaś.

A:Nawet jeśli to nie masz dowodów i nikt wam nie pomoże.

R:Nataniel jest po Twojej stronie,ale ja dobrze wiem,że to ty-ruszyłam w jej kierunku.-Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo chce Ci teraz przywalić.

A:Ale nic nie możesz zrobić.Tak jak wtedy gdy Shon wolał mnie-powiedziała z wyższością a ja dosłownie na moment zastygłam w bezruchu.Co ona myśli,że ja jeszcze nad nim rozpaczam?Nie już dawno,nie!

R:Myśl co chcesz,ale ten argument w niczym Ci nie pomoże co najwyżej ujmuje Ci punktów,ponieważ Shon to przeszłość.

A:Mówisz tak ponieważ jesteś sama,nikt nie zwraca na Ciebie uwagi a dodatkowo chłopak,którego podobno kochałaś wolał mnie tą ładniejszą i delikatniejszą

R:Przestań pieprzyć!Mam tu teraz inną sprawę do załatwienia,a mianowicie Ciebie.Dlaczego to na mnie wylałaś?-Zdenerwowała mnie.Nie swoimi słowami,ale faktem,że  próbowała odwrócić moją uwagę od sprawy nie cierpiącej zwłoki.

A:Ja nic nie zrobiłam!

R:Kurwa przestań kłamać!-Złapałam ją za bluzkę i uniosłam w górę.

A:Co ty wyprawiasz wariatko?!-Na jej twarzy malował się strach.Byłyśmy tutaj same,ponieważ jej koleżanki w ekspresowym tempie uciekły.

R:Ja nic nie robię.Masz jakieś dowody?-Sparodiowałam ją.

A:Pomocy wariatka!-zaczęła krzyczeć,ale przycisnęłam ją do ściany a jedną ręką zatkałam usta.

R:Cicho bądź albo nie dożyjesz jutra-syknęłam.Ona tylko ze strachem w oczach kiwnęła twierdząco głową.-No.To teraz zrobisz co Ci każe.Po pierwsze jak wezmę swoją dłoń będziesz grzeczna i spokojnie odpowiesz mi na poprzednie pytanie.Jasne?-Kiwnęła głową a ja zabrałam dłoń.

A:Pożałujesz tego wieśniaro-warknęła a ja uderzyłam ją w brzuch na co stęknęła.

R:Dlaczego nas oblałaś?-Zapytałam twardo.

A:To miał być kawał,ale widzę,że nie masz poczucia humoru.

R:Mam,ale Twoje żarty nikogo nie bawią.

A:Widziałam co innego.

R:O czym ty pieprzysz?

A:Z okien było widać śmiejący się z Was tłum ludzi,a także Charlotte słyszała śmiech Kastiela zanim do nas dołączyła.Domyślam się,że ma z Ciebie polewkę.

R:To nie ma nic do rzeczy.Twoje zabawy już mi się znudziły a dzisiaj miara się przebrała.Nie zniosę więcej tych głupot-warknęłam.

A:Nic mi nie robisz.Tego jestem pewna.Udajesz twardą a tak naprawdę ryczysz po kątach.

R:Mylisz się.Nic o mnie nie wiesz-poddusiłam ją lekko.

A:Wiem dosyć sporo sieroto-ostatnie słowo podkreśliła.-Wiem,że nie masz absolutnie nikogo.-Nie powiem,że nie.Zabolało mnie to,ale nie mogłam jej pokazać swoich emocji.

R:To prawda,że moi rodzice nie żyją.Tu masz rację,ale nie jestem sama.Mam świetnego brata-Kevina,za którego oddam życie i przyjaciół.Możesz mi ubliżać,ale nigdy tego nie pojmiesz ponieważ Twoje kumpele zwiały a brat jak się dowie prawdy przestanie Ci pomagać.

A:On nie ma innego wyboru.To jego pokuta.

R:Każda cierpliwość się kończy.

A:No właśnie,każda.Wypuść mnie.

R:Nie mam zamiaru.

A:Dlaczego?

R:Ponieważ jeszcze mi nie odpowiedziałaś na jedno pytanie.

A:Nie mam zamiaru-chciała się wyplątać,ale uderzyłam nią o ścianę na co syknęła.

N:Amber jesteś tutaj?-Do klasy wszedł gospodarz.Gdy nas zobaczył,zdziwił się.-Co tu się dzieje?-Rozejrzał się po sali po czym nasz wzrok się skrzyżował.

A:Nataniel pomóż mi,ona zwariowała!

R:Ja nic nie robię.To ty oblałaś mnie farbą.

A:Nic nie zrobiłam-udawała niewiniątko przy Natanielu.

R:Przyznaj się suko-ścisnęłam jej gardło.

N:Bo ją udusisz!-Panikował.

R:Mam na to wielką ochotę.

N:Roxy przestań bo wylądujesz w dyrekcji.

R:Nie przestane puki się nie przyzna-warknęłam.

N:Amber naprawdę je oblałaś?

A:Nie!To jakiś wymysł,chcą mnie wrobić.

R:Gadaj.Prawdę-warknęłam do niej ściskając mocniej jej szyje.

A:Dobra!Ok.To ja.Chciałam im zrobić kawał.To wszystko.

N:Miałaś nic nie robić!Zwariowałaś?!Teraz wyrzucą Cie ze szkoły-zdenerwował się.

A:Nic mi nie zrobią bo mi pomożesz-była strasznie pewna siebie.

N:O nie!Mam już dosyć Twoich wygłupów radź sobie sama.

A:Musisz.Inaczej sam oberwiesz.

N:Trudno.Czas żebyś się czegoś nauczyła.Roxy możesz ją puścić.Osobiście zgłoszę to do dyrekcji.Chodź bo ty i Rozalia musicie przedstawić wszystko dokładniej.-Jak powiedział tak się stało.Znalazłam Rozalię w łazience próbującą zmyć z siebie zieleń i poszłyśmy do pani dyrektor wszystko jej opowiedzieć.Była wściekła na Amber a także jej kumpele,które musiały jej pomagać.My zostałyśmy zwolnione do domu a blondynę czekała pogadanka.

Przed opuszczeniem terenu szkoły pożegnałam białowłosą i poszłam do łazienki,ponieważ z zieloną twarzą nigdzie nie pójdę.Mam nadzieję,że mi to zejdzie.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i westchnęłam.To wyglądało okropnie.Złapałam za papierowe ręczniki i mydło po czym wzięłam się do roboty.Zieleń z twarzy zeszła szybko,jednak z resztą muszę powalczyć w domu.Opuściłam pomieszczenie i ruszyłam w kierunku bramy na dziedzińcu.W końcówce drogi usłyszałam krzyk.

A:Ty suko!Przez Ciebie prawie wyleciałam ze szkoły.Zadowolona?!

R:Bardzo.Szkoda tylko,że Cie nie wywalili.Zapewne otrzymałaś małą pogadankę,naganę i nic więcej.

A:Dla mnie nie ma powodu do zadowolenia,ponieważ nigdzie nie jadę  a na moje miejsce idzie jakaś kretynka z młodszej klasy-warczała.

R:Świetna wiadomość.Będę mogła odpocząć od Twojego paskudnego ryja-klasnęłam w dłonie i naśladowałam małą dziewczynkę.

A:Nie wyobrażaj Sobie za wiele,a i nie myśl,że przeproszę was publicznie.Nigdy!

R:Skoro dyrektorka Ci kazała to będziesz musiała.

A:Nie mam zamiaru.Wole dać się pomalować Twoimi kosmetykami niż publicznie Cie przepraszać larwo.

R:Uważaj na słowa.

A:Znowu będziesz chciała mnie uderzyć?Nie uda Ci się bo będę pierwsza.Muszę Ci oddać-zamachnęła się na mnie,ale złapałam jej rękę w locie i wykręciłam do tyłu.Stala pochylona z wykrzywioną ręką tak,że bez problemu mogłabym ją jej złamać.Taki też miałam zamiar,ale ktoś złapał mnie w pasie od tułu i zaczął nieść ku wyjściu.Szarpałam się,ale bez skutku.

-Nie jest tego warta-szepnął mi do ucha gdy zmierzał po za teren tego psychiatryka.Gdy się zatrzymał puścił mnie a ja natychmiast spojrzałam na tą osobę.

R:Dlaczego mnie stamtąd zabrałeś?-Zapytałam z wyrzutem.

K:Spełniam prośbę Twojej przyjaciółki.

R:Kogo?-Uniosłam brew.

K:Rozalia mnie prosiła.Zanim wyszła powiedziała mi żebym miał Cie na oku bo jesteś jeszcze w szkole.Wtedy zobaczyliśmy wyzywającą Amber na korytarzu.

R:Zgodziłeś się tak bez niczego?-Spojrzałam na niego z pod byka.

K:Znasz mnie.Dla przyjaciół wszystko-wyszczerzył się.

R:Zapomniałeś dokończyć.Dla przyjaciół wszystko za coś.

K:Nie jestem taki-oburzył się.

R:Ależ oczywiście-mruknęłam.

K:Wiem,że jesteś zdenerwowana,ale ta panienka nie jest powodem do robienia sobie kłopotów.Nie działaj tak impulsywnie.

R:Mówi koleś,który bije po mordzie jak go tylko zdenerwują.

K:Ostatnio jak się biłem to wtedy co natknęliśmy się na tego dupka.Masz na mnie zły wpływ,nawet dziewczyny dawno nie miałem.Wszystkie wystraszyłaś.

R:Jasne zwal winę na mnie.

K:A na kogo?Lysander nie straszy nikogo dookoła.

R:On nie,ale Twój charakter owszem.

K:Jak sama rano zauważyłaś to ja jestem nieuleczalnym romantykiem ukrywającym się pod zbroją.Potrzebuje czułości-zrobił minę zbitego psa na co ja chciałam wybuchnąć śmiechem.

R:Nie widzę Ciebie w takiej roli.Wybacz.

K:Ranisz mą duszę-złapał się za serce i odwrócił na pięcie po czym ruszył w kierunku parkingu przy szkole.

R:Haha..To jest ten moment,w którym mam Cie przeprosić?-Zaśmiałam się,ale on nie zwracał na mnie uwagi i szedł dalej.Serio się obraził,czy tylko udaje?-Kastiel!-Wołałam idąc za nim,ale nie był zainteresowany.Postanowiłam więc coś z tym zrobić.Zatrzymałam się na chwilę aby się odrobinę oddalił po czym rozbiegłam się i wskoczyłam mu na plecy.

K:Co jest kurwa?-Momentalnie się zatrzymał.

R:Ignorowałeś mnie to chciałam zwrócić na siebie Twoją uwagę.

K:Udało Ci się,ale nie tylko moją-wskazał palcem na drugą stronę ulicy gdzie stały dwie nabijające się z nas staruszki.

R:Trudno.Ważne,że mi się udało.Gdzie idziesz?-Zapytałam jedną ręką trzymając się jego szyi a drugą kręcąc jego włosy na palcu.Nic mi nie odpowiedział tylko szedł dalej w milczeniu.Chwila,ale on powinien być jeszcze w szkole.Zwiał z lekcji,no pięknie.-Kastiel.Dlaczego zwiałeś z lekcji?-Nic.Cisza.Dalej nic mi nie odpowiedział.Ścisnęłam go więc mocno i zaczęłam mówić słodkim głosikiem nad uchem.-Kassi co jest?Gniewasz się na mnie?

K:Nie mów tak na mnie,tylko matka mnie tak denerwuje i wole by tak zostało.

R:Ojej pan obrażalski-w tym momencie podskoczył.-Ej!

K:Złaź ze mnie klocku.

R:Przesadzasz.Nie jestem taka ciężka.

K:A ja jestem chłopakiem Amber.

R:Ja tam nie wiem.Może masz do niej jakieś pociągi.

K:Zaraz Cie zrzucę jak się nie zamkniesz-warknął i się zatrzymał.Rozejrzałam się dookoła.Staliśmy przy jego samochodzie na parkingu w pobliżu szkoły.-Możesz zejść?Skoro z Twojej winy wyszedłem ze szkoły to chciałbym już wrócić do domu.

R:Dobra.Już-zeszłam z jego pleców i stanęłam obok przyglądając mu się.

K:Co się tak gapisz?Zakochałaś się?-Uśmiechnął się łobuzersko.

R:W kim?Nie widzę tu nikogo wartego zachodu-z obojętną miną rozejrzałam się na boki.

K:Poczucie humoru Ci dzisiaj dopisuje.

R:Nawet Amber mi nie popsuje dzisiaj dnia.A tak a pro po.Podwieziesz mnie?

K:Gdzie?-Uniósł brew.

R:Do domu.Masz po drodze i możesz mnie zabrać.

K:Niby dlaczego miałbym to zrobić?

R:Bo ładnie Cie proszę.

K:Nie przemawia to do mnie.

R:W takim razie co przemówi?

K:Hmm..Rozalia już mi coś łatwi,ale ty też możesz-uśmiechnął się tajemniczo.

R:Co takiego robi dla Ciebie Roza?

K:Nic ważnego.W zamian za pilnowanie Twojej osoby ma zdobyć pewne informacje,ale więcej Ci nie zdradzę.

R:Sama mi powie,długo nie wytrzyma.

K:Szczerze w to wątpię,ale nie będę Ci odbierał nadziei.Teraz wróćmy do Ciebie.

R:Co takiego mam zrobić?

K:Masz znaleźć mi dziewczynę.

R:Co?!Haha..Serio mówisz?Jak mam to zrobić?

K:Wieżę w Ciebie-poklepał mnie po ramieniu uśmiechając się przy tym szeroko.

R:Już mam jedną chętną,ale gorzej z tym czy ty ją zaakceptujesz.Ona tam poleci na Ciebie i tak,ponieważ odkąd ją znam ugania się za Tobą.

K:Mówisz o sobie w trzeciej osobie?-Zaśmiał się.

R:Haha..Nie.Mówię o mojej dzisiejszej oprawczyni.

K:Tylko nie ona.Moja dziewczyna ma być zupełnie inna.

R:Może krótki opis?

K:Hmm..-myślał przez chwilę.-Już wiem.Ma być taka jak ty-wskazał na mnie palcem.

R:Co takiego?Chyba nie zrozumiałam.

K:Chodzi o Twój charakter.Niech będzie podobna do Ciebie,ale trochę słabsza.Chcę mieć jakieś przyjemności.

R:Heh..Dobra.Zobaczę co da się zrobić,ale niczego nie obiecuję.

K:Jak Ci się nie uda to osobiście Cię ukarzę-pogroził mi palcem.

R:Dobra,doba-powiedziałam lekceważąco i wsiadłam do auta.


----------------------------------------------------------------
To chyba najdłuższa część.Heh..Chorowałam przez weekend to siedziałam i pisałam w trakcie nudy.Mam nadzieję,że się spodoba.

Proszę o jakiekolwiek słowo.Po prawej stronie jest ankieta.Jeśli nie macie ochoty pisać komentarza to proszę abyście chociaż oddali głos,ponieważ nie wiem czy moje pisanie ma jakikolwiek sens.

                                                                                                               Pozdrowionka ;)


niedziela, 14 września 2014

"Roxy" cz.12

Rano obudziłam się w swoim pokoju.Jak ja się tu znalazłam?Ostatnie co pamiętam to jak Nicolas za proponował mi drinka.Usiadłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu.Wszystko się zgadza po za jednym.Co u diabła robi tutaj Kastiel?Czerwono włosy oparty o moje łóżko z głową spuszczoną w dół spał sobie w najlepsze.

Spojrzałam na zegarek,godzina szósta.Dziwnie wcześnie się obudziłam a w dodatku spokojnie mogę się uszykować do szkoły.Ostrożnie zaczęłam schodzić z łóżka,ale jak na złość zaczęło skrzypieć i obudziło chłopaka.Kastiel natychmiast spojrzał w moim kierunku przecierając oczy.Uśmiechnęłam się do niego lekko.To na pewno on mnie tutaj przywiózł i z mojej winy spał w nie wygodnej pozycji.

R:Choć płuż się tutaj.Ja pójdę zrobić coś do jedzenia.-Chłopak tylko kiwnął twierdząco głową i zamieniliśmy się miejscami.Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne jeansy i białą bluzkę z nadrukiem pająka.Podreptałam do łazienki i uporałam się z poranna toaletą w pięć minut.Zdejmując sukienkę myślałam czy mój brat wie kiedy wróciłam do domu i czy wie że czerwono włosy tutaj jest.

Wyszłam z łazienki i spojrzałam na chłopaka.Spał w najlepsze,ale niestety zaraz będę musiała go obudzić,ale jeszcze nie teraz.Zeszłam po cichu do kuchni i wzięłam się za robienie tostów.

Ze sporą stertą jedzenia i szklankami z sokiem wędrowałam na górę po schodach.Kevin minął mnie idąc na górę bez słowa,ale po chwili mnie zatrzymał.

Kv:To dla mnie śniadanko?-Wyszczerzył się.

R:Chciałbyś.Sam sobie zrób.-Zaśmiałam się.

Kv:To dla kogo?Sama tego nie zjesz.-Skrzyżował ręce na piersi.

R:Sama nie,ale jestem pewna że Kastiel mi pomoże.

Kv:Kastiel?A co on tutaj robi?-Zdziwił się.

R:W tej chwili śpi.

Kv:Nie o to chodziło.Spędził tu noc?-Wbił we mnie surowy wzrok.

R:Tak,ale nie uruchamiaj swojej wyobraźni.Przywiózł mnie i zasnął.Całą noc spał na ziemi.Teraz wybacz,ale będę już szła-zostawiłam zaskoczonego brata i poszłam do pokoju.Kastiel nadal śpi i podejrzewam,że trudno go będzie obudzić.Postawiłam tacę na biurku i ukucnęłam przy łóżku.Spojrzałam na Kastiela,jak śpi przypomina spokojne dziecko.Czy wszyscy faceci tak mają,że są słodcy w trakcie snu?Nawet mój brat był uroczy gdy ostatnio przysnął na kanapie w salonie.Jeszcze nigdy nie myślałam o takich szczegółach,ale ostatnio zachodzą we mnie zmiany nad którymi nie panuje.Mam nadzieję że wyjdzie mi to na dobre.

Zaczęłam lekko szturchać chłopaka,ale nie reagował więc zaczęłam mocniej-dalej nic.Chyba muszę użyć środków niekonwencjonalnych.Weszłam do łazienki i napełniłam dość sporą miskę wodą-zimną wodą.Teraz nie liczą się konsekwencje,powiedziałam A to powiem B.Wyszłam z pokoju i podeszłam do łóżka,chwilę przyjrzałam się jeszcze suchemu chłopakowi i po chwili całą zawartość wylałam prosto na jego głowę. Podniósł się natychmiastowo i spojrzał na mnie z chęcią mordu w oczach.Szybko wyrzuciłam miskę za drzwi do łazienki i udawałam że nic nie wiem,ale chłopak wstał i podszedł do mnie.

K:Oblałaś mnie.-Powiedział stanowczo.

R:Ja?No coś ty?Właśnie przyniosłam śniadanie-wskazałam na biurko.Czerwono włosy szybko zerknął i wrócił do mnie.

K:Wiem co widziałem.Przed chwilą coś wywaliłaś za drzwi.

R:Przewidziało Ci się.

K:Czyżby?-wyszczerzył się.

R:Co ty zamierzasz..?-nie dokończyłam ponieważ przerzucił mnie przez ramię i ruszył w kierunku łazienki.

K:Teraz Ci oddam-weszliśmy do środka a ja zaczęłam się wyrywać i piszczeć.Jeszcze tego brakowało żeby zmoczył mnie całą.-Nie szarp się bo nie masz ze mną szans-wsadził mnie do wanny i kierował rękę do kranu.W ostatniej chwili ją złapałam.

R:Dobra to ja.Przyznaje się.Nie odkręcaj proszę.Przepraszam.-Chciałam się wydostać,ale nie pozwalał mi na to.

K:Nie ma tak łatwo-uśmiechnął się łobuzersko i odkręcił wodę,a dodatkowo przestawił żeby woda leciała przez rączkę jak w prysznicu.Piszczałam i wierciłam się,ale nie mogłam wyjść ponieważ jedną ręką mnie przewracał a w drugiej trzymał wąż i mnie oblewał wodą.Wiedziałam że będzie zły,ale żeby zrobił TO.Zapamiętać na przyszłość:NIE OBLEWAJ KASTIELA WODĄ!

R:Kastiel proszę przestań!Jestem już cała mokra.Błagaam!

K:Musisz się oduczyć takich pobudek.Ja Cie przywiozłem i ukryłem Twój stan przed bratem,a ty tak?Nie ma tak dobrze.Przypomnij mi żebym już Ci nie ratował tyłka-oblał mnie jeszcze trochę i zakręcił w końcu wodę.Uff..Jak dobrze.

Spojrzałam na chłopaka był rozbawiony.No tak nie dziwie się.On ma mokrą tylko czuprynę,a ja jestem cała przemoczona.Wielkie dzięki Kastiel wiedziałam,że na ciebie zawsze można liczyć.

R:Dobra dzięki za prysznic,ale chciałabym się już przebrać.-Zaczęłam wychodzić z wanny

K:Śpieszysz się gdzieś?-Zapytał oparty o umywalkę.

R:Tak.Ty również tam idziesz-odpowiedziałam zawijając ręczni na włosy.

K:Tam czyli gdzie?-Uniósł brew.

R:Mówią,że to szkoła,ale ja to bym nazwała domem wariatów.

K:Serio masz zamiar dzisiaj tam iść?Nie masz kaca?

R:Tak i nie.Nic mi nie jest.Dzięki za troskę.

K:Raczej coś Ci zaszkodziło,bo masz zamiar tam iść.

R:Nie nawijaj tylko wyjdź na chwilę bo chce zdjąć te mokre ubrania.

K:Dobra.Nie bulwersuj się.-Wyszedł z łazienki,a ja zaczęłam się doprowadzać do porządku.Na początek zdjęłam mokre rzeczy i wytarłam się.Zmieniłam mokrą bieliznę i owinęłam się ręcznikiem.Zapomniałam niestety o jednym.Nie mam tutaj czystych i suchych ubrań,będę musiała tak jak jestem wyjść do pokoju.Otworzyłam po woli drzwi i wyjrzałam przez nie.Widziałam jak Kastiel leży na łóżku,dokładniej leżał bo na dźwięk otwieranych drzwi podniósł się.

R:Mógłbyś na chwilę opuścić mój pokój?-zapytałam grzecznie.

K:Dlaczego?Stało się coś?-zapytał z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.

R:Tak.Nie.Znaczy się.Chciałabym coś wyjąć z szafy bo tak się składa,że mam wszystko mokre.

K:Haha..Jesteś naga?-Zaczął się śmiać i ruszył w moim kierunku.Natychmiast zamknęłam drzwi.-Haha..To co teraz?Będziesz tam siedzieć cały dzień?

R:Tak.Jeśli nie wyjdziesz to owszem-rozmawialiśmy przez drzwi.

K:W takim razie nigdzie się nie ruszam-jestem pewna,że ma ten cyniczny uśmieszek na twarzy.Usiadłam na zimnych kafelkach i oparłam się o drzwi.-W takim razie ja sobie coś zjem a ty rób co chcesz.-Na śmierć zapomniałam o jedzeniu.Na samą myśl zaczęło mi burczeć w brzuchu.-Ciekawe dźwięki.Ha ha.Podać Ci coś do jedzenia?

R:Nie dzięki.No chyba że wyjmiesz jakieś pierwsze lepsze ubrania z szafy i mi je podasz.

K:Pewna jesteś że tego chcesz?

R:Nie mam wyboru,najwyżej się znowu przebiorę.

K:W takim razie poczekaj chwilę.-Serio coś mi wybierze?Po kilku minutach zapukał do drzwi.-Mam już uchyl drzwi to Ci je podam.-Niechętnie wstałam i uchyliłam drzwi a chłopak podał mi ubrania.Gdy zobaczyłam co wybrał byłam zaskoczona.Świetny wybór.Tego się nie spodziewałam.
Założyłam ubrania wybrane przez chłopaka i przejrzałam się w lustrze-wyglądałam w swojej ocenie całkiem,całkiem.Gotowa wyszłam z łazienki i wpadłam na Kastiela-cały czas na mnie czekał?Podniosłam głowę do góry,uśmiechał się.

K:Niezły mam gust,co?-Szczerzył się.

R:Nie powiem,że nie.Chociaż dawno się aż tak nie stroiłam.

K:Dobra,dobra przestań marudzić.Ładnie wyglądasz,powinnaś częściej  pokazywać swoje atuty.

R:Uznam to za komplement.Dzięki.-Wyminęłam go i usiadłam przy biurku.Wyciągnęłam rękę po tosta,ale Kastiel mnie ubiegł.

Zjedliśmy całe uszykowane przez moją osobę śniadanie rozmawiając o wszystkim i o niczym.Wypytywałam chłopaka o to co się wczoraj działo,ale natychmiast zmieniał temat.Nic nie mogłam z niego wyciągnąć,uparty jak osioł.Spojrzałam na zegarek i natychmiast wstałam.

K:Co jest?-Zapytał połykając ostatniego tosta.

R:Już po siódmej,a ty się jeszcze nie wyszykowałeś.

K:Nie jestem dziewczyną i nie stroje się godzinami przed lustrem.

R:Ja tam nie wiem,ale zaraz będziemy musieli wyjść.

K:Dobra,dobra.Chodź pojedziemy do mnie,przebiorę się i pojedziemy do szkoły.Co ty na to?

R:Ok.Chętnie spotkam się z Demonem.-Zaczęłam pakować torbę,a Kastiel w tym czasie poszedł do łazienki wysuszyć głowę.Po pięciu minutach zeszliśmy na dół i zastaliśmy tam mojego brata z dziewczyną.Nocowała?Nie miałam pojęcia.-Cześć.My już idziemy do szkoły.

Kv:Dobra.Nie chcecie czegoś na drugie śniadanie?

R:Nie dzięki.Wyjdziemy już bo jeszcze mam coś do załatwienia.

Kv:Ok.Do zobaczenia po południu.-uśmiechnął się szeroko.Co jest?Ania rzuciła na niego jakiś zaklęcie czy co?Jak spotkał mnie ze śniadaniem jego mina nie była za wesoła,nawet jak bywał u mnie Shon,który przecież był moim chłopakiem,a mój brat był obecny nie przepadał za takimi nocowaniami.Mimo,że zdarzyło się to chyba tylko dwa razy dobrze to pamiętam bo wtedy Shon nie przychodził do  mnie tylko spotykaliśmy się na mieście.Zawsze mówił,że lubi mojego brata,ale ta jego mina jest straszna.

Razem z Kastielem opuściliśmy mój dom i pojechaliśmy samochodem do domu chłopaka.Na miejsce dotarliśmy szybko.Dlatego,że czerwono włosy jechał jak szaleniec i nie zwracał uwagi na moje słowa odnośnie innych użytkowników ruchu drogowego.

Zostawiliśmy samochód przy ulicy i weszłyśmy do środka.To co tam zobaczyłam zwaliło mnie z nóg.Z wrażenia cofnęłam się lekko wpadając plecami na tors chłopaka.

R:Kiedy ostatnio sprzątałeś?-Zapytałam odwracając się do niego.

K:Ja tego nie robię.Moich rodziców ciągle nie ma a jak są w pracy mieszkają w hotelach,więc sami nie sprzątają.To takie przywitanie,zawsze jak przyjadą mnie męczyć muszą najpierw posprzątać.

R:Jesteś okropny-stanęłam na środku tego bałaganu i rozejrzałam się dookoła.-Demon!-Zdążyłam go zawołać a pies wygrzebał się z pod sterty brudnych ubrań i podbiegł do mnie.

K:Dasz mu coś do jedzenia?Ja się ogarnę. 

R:Nie wiem gdzie co masz,ale coś znajdę.-od powiedziałam głaskając psa.

K:Rozgość się-Kastiel wyszedł a ja i Demon udaliśmy się na zakopaną w stercie opakowań po pizzy część kuchenną pomieszczenia.Lodówka była pusta,więc stamtąd nic mu nie dałam.Przejrzałam szafki i w największej znajdującej się na dole znalazłam worek z suchym żarciem dla psa.Wysypałam mu dość sporą ilość do plastikowej miski a do drugiej nalałam wody.Gdy uporałam się z psem pozbierałam puste kartony i złożyłam w jedno miejsce.Będę musiała go zmusić do chociaż odrobiny higieny,albo chociaż żeby bałagan nie panował w caaałym domu.Jeszcze nie spotkałam takiego leniucha jeśli chodzi o sprzątanie.

Kastiel się wyszykował,otworzył psu małe wyjście na podwórko i ruszyliśmy do szkoły.Cały czas marudziłam mu nad uchem na temat bałaganu panującego w jego domu,ale on się tym nie przejmował.Powiedział,że w domu spędza bardzo mało czasu i mu porządek nie jest potrzebny.Takie to gadanie z facetem.

Do Amorisa dotarliśmy za dziesięć ósma,w sam raz.Podziękowałam mu i odmówiłam odwózki po szkole,którą proponował a także papierosa papierosa gdyż muszę pogadać z Rozalią o wczorajszym wieczorze.Ruszyłam w kierunku szafek,na szczęście jeszcze tam była ponieważ,jak znam Rozalię,zaraz gdzieś zniknie i pojawi się równo z dzwonkiem.

R:Siemka.Co tam?-dopadłam ją z zaskoczenia.

Ro:O hej!Co ty tu robisz?Myślałam,że Cie dzisiaj nie będzie.-Przywitała mnie uśmiechnięta.

R:Jak widać jestem cała i zdrowa.Mam tylko kilka pytań.Nie mam pojęcia co się wczoraj stało.Uświadomisz mnie?

Ro:Chętnie,ale sama nic nie wiem.Kastiela zapytaj.Przecież to on Cie zgarnął.

R:Pytałam,ale nic nie mówi.Omija temat.

Ro:To zapytam Lysa,może będzie coś wiedział.Przecież Kastiel wszystko mu mówi.

R:Nie wiem czy już zdążył,ale jak się czegoś dowiesz to będę wdzięczna.

Ro:To coś się stało,że miał nie zdążyć?

R:Nie.Nic ważnego.Powiem Ci później.Teraz chodźmy na lekcje.

Ostatecznie okazało się,że Lysander też nic nie wie,albo dobrze udaje.Nic się nie dowiedziałyśmy,ale trudno.Odpuściłam,nie będę ich do niczego zmuszać.Razem z Rozą cały dzień przegadałyśmy na różne tematy.W trakcie lekcji nawet zarobiłam jedną uwagę razem z białowłosą,ale kit z tym.Naciskała,więc w tym czasie opowiedziałam jej o swoim poranku i z wrażenia podniosła głos w momencie mojej płukanki przez co nas zdradziła.Śmieszna sytuacja.Matematyk akurat wstawiał piątkę Lysandrowi za odpowiedź a ona na całą klasę krzyknęła,cytuję: "Co kurwa?!".Cała klasa spojrzała w naszą stronę a dziewczyna poczerwieniała ze wstydu,na twarzy Lysa widziałam szok i wybuchłam głośnym śmiechem za co też oberwałam.W trakcie przerwy Rozalia przeprosiła kolorowookiego i zwaliła winę na mnie.Dzięki Ci!Resztę dnia gdy tylko chłopcy-Kas i Lys nas spotykali czerwono włosy wytykał nam nasze zachowanie na matmie.Ogółem dzień pełen emocji.


--------------------------------
Przepraszam,że tak długo,ale szkoła i wgl. Pierwsze dwa tygodnie i już masa nauki.Psorko zrozum,że to co było w pierwszej klasie nie przypomni nam się w jeden dzień.Kurde nauczcie się tu całego roku z trzech innych,chociaż uzupełniających się przedmiotów w jeden dzień na wielki test.Masakra,ale no cóż trzeba skończyć tą szkołę.Jeszcze tylko trochę-to moje pocieszenie na zbliżające się lata.A jak tam u was w szkole?Też już wam żyć nie dają?










Daughter Shadow pomoz mi odnalezc milosc