Minęło kilka dni odkąd Alexy wie o wszystkim. On
i Logan bardzo mnie wspierają, ale i próbują namówić abym o wszystkim
powiedziała i się po prostu wydała. Ja tego nie chcę. Boję się. Przecież oni
mnie znienawidzą. Dosyć, że się ukrywałam tyle czasu to jeszcze jestem na
wózku. Normalnie świetna nowina. Nic tylko będą skakać pod sufit z radości.
Super – westchnęłam i podjechałam do biurka, na którym był nowy laptop, bo ten
który roztrzaskałam nie był wart naprawy. Włączyłam go i zalogowałam się na
stare konto na znanym wszystkim portalu społecznościowym i wyłączyłam szybko
czat. Nikomu nawet nie zdążyłoby się pokazać, że jestem aktywna. Zaraz po
wejściu uderzyła mnie masa powiadomień, a na moim profilu było mnóstwo
internetowych zniczy i innych głupot. Najchętniej bym je pousuwała, ale nie
mogę tego zrobić. Ludzie oznaczali mnie też na różnych starych zdjęciach, z
Amorisa czy nawet poprzedniej szkoły. Łzy same mi pociekły z oczu i zaczęły
nachodzić wyrzuty sumienia. Wszystkich okłamuję i mam się nagle pojawić? Jak to
będzie wyglądało? Przecież to będzie katastrofa, wszyscy mnie znienawidzą.
Lepiej jest tak jak teraz, niech nadal uważają mnie za trupa. Wyjadę i nie będę
się przejmowała. Nie wiem co zrobi Alexy, niech robi co chce, ale raczej wątpię
aby coś powiedział, zwłaszcza, że będę już daleko.
Chwilę poprzeglądałam zdjęcia w Internecie ciskając
sobie i płacząc gdy poczułam jak ktoś mnie od tyłu przytula i daje buziaka w
policzek. Podskoczyłam wystraszona w pierwszej chwili, ale gdy dotarła do mnie
woń jego perfum uśmiechnęłam się lekko.
- Przestraszyłeś mnie - powiedziałam, a ten mnie lekko ścisnął.
- Wiem, przepraszam. Nie przeglądaj tego, nie pomoże ci w decyzji.
- Wiem, ale po prostu się zastanawiam.
- Powodując u siebie łzy? Znam cię Rox, to cie boli - westchnął i znalazł się obok mnie kucając. Spojrzałam na niego.
- Wyjedźmy Kevin, proszę. Zaczniemy wszystko od początku. Będzie dużo lepiej - na moją propozycję się skrzywił. - Kevin..
- Nie. Nie możemy wyjechać. Mam tu pracę, narzeczoną. Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie, nie wiem. Za dużo by musiało się zmienić, dostosować - czułam na sobie jego wzrok, a mój wbity był w jedno ze zdjęć na komputerze. Nie ma co prosić więc kiwnęłam lekko głową. Muszę też myśleć o nim, ale nie potrafię, chęć wyrwania się z tego miejsca jest coraz silniejsza.
- Sama wyjadę - powiedziałam nim pomyślałam.
- Zwariowałaś? Samej cie nigdzie nie puszczę - wstał.
- Różni niepełnosprawni dają sobie sami radę, ja też bym dała. Zatrudnię jakąś pielęgniarkę czy coś i mi będzie pomagała.
- A z czego ty się chcesz utrzymać? Nie. Już wymyślasz. Nie zgadzam się. Jeśli chcesz się wyprowadzić to nigdy samej cie nie puszczę. Zrozum to, razem albo wcale. A teraz się szykuj - spojrzałam za nim, a ten otworzył szafę. - Wyjdziemy gdzieś. Coraz śmielsza jesteś więc się raczej odważysz, co? - posłał mi lekki uśmiech, który jakby automatycznie odwzajemniłam.
- No dobrze, ale nie w jakieś tłoczne miejsce, może być?
- Niech będzie. Pomóc ci jakoś czy coś?
- Dzięki. Dam sobie radę - podjechałam do mebla.
- No to czekam młoda - zaśmiał się i mnie potargał. Człowieku, nie znoszę tego, no! Zanim jednak mu najechałam na stopę uciekł z mojego pokoju machając paluszkami jak jakaś panienka. Ja nie wiem jak wytrzymuję i wytrzymywałam z tym człowiekiem. Jakbym mogła chodzić to bym za nim poleciała, a wtedy skończyło by się na bójce na kanapie. Aż się uśmiechnęłam na samo wspomnienie jak kiedyś go użarłam w trakcie takiej bójki w ramię, że aż krwawił. Roksana to sadystka, zgadza się świecie.
Gdy już przestałam wymyślać jak bym mogła się bratu odwdzięczyć zaczęłam przeglądać swoje rzeczy. W ostateczności, po przekopaniu i wywaleniu niemal wszystkiego, wcisnęłam się w zwykłe, proste jeansy, czarną bokserkę i na nią krótki, biały luźny top. Ubrana opuściłam pokój i zawołałam brata, pomógł mi na schodach,a gdy już siedziałam w wygodniejszym sprzęcie zmierzył mnie wzrokiem.
- Gdybyś nie była moją siostrą to byś może miała szanse - zaśmiał się.
- Fajnie wiedzieć - prychnęłam. - Idziemy?
- Yhym.. - zgarnął klucze, a ja założyłam swoje przeciwsłoneczne okulary i opuściliśmy dom.
- To co wymyśliłeś? - zapytałam jadąc równo z nim.
- Co powiesz na pizzę? - spojrzał na mnie uśmiechnięty.
- Pizzę to my mogliśmy sobie zamówić do domu, serio?
- Serio. Przewietrzymy się i takie tam, a poza tym to może będziesz miała na coś ochotę. Nigdy nie wiadomo, przekonałem się o zmienności humorków u kobiet. - Mam się poczuć urażona czy coś? On mi tu kurna coś sugeruje, ja się pytam!? - Co tak patrzysz?
- Jak?
- Jakbyś chciała mnie rozjechać - zaśmiał się.
- Bo chcę - warknęłam i skierowałam się na niego.
- Ej, nie! Zostaw - śmiał się i uciekał, a ja zaczęłam go ścigać. Głupota, ale o dziwo, spodobało mi się i sama zaczęłam się śmiać dodając gazu na maksa i nie powiem, jeszcze troszkę i bym go rozjechała.
- Chodź tu tchórzu! Już taki odważny nie jesteś, co!? - zawołałam za nim śmiejąc się. Po chwili się zatrzymał, a ja wjechałam prosto na niego, bo nie zdążyłam wyhamować i wpadł mi na kolana.
- Cześć księżniczko - zaśmiał się.
- Złaź ze mnie cielaku - warknęłam, bo jednak wleciał tak, że mnie gniótł mimo niesprawnych nóg.
- Już, już - wstał i się rozejrzał. - No popatrz, szybko tutaj dotarliśmy - uśmiechnął się. Spojrzałam i faktycznie, byliśmy przed pizzerią. Na dworze było kilka stolików odgrodzonych od ulicy parawanami, a nad głowami gości był daszek gwarantujący cień. Ogarnęliśmy się i weszliśmy kierując się na prawo od wejścia. Kevin odsunął jedno krzesło i podjechałam wózkiem, a on usiadł przede mną i wzięliśmy po ulotce. Ja już po pierwszym spojrzeniu wiedziałam jaką chcę i wiedziałam, że zaraz Kevin powie - Nie bierzemy z kurczakiem. - No wiedziałam! Nawet mi nie dał skończyć myśli.
- A to czemu? - prychnęłam. - Dawno nie wychodziłam, weźmy taką - zrobiłam smutną mordkę i wielkimi oczkami na niego spojrzałam.
- Nie myśl, że to mnie przekona - wyśmiał mnie, ale ja wiedziałam, że zaraz zmięknie dlatego patrzyłam tak cały czas i jak mały szczeniaczek nawet mi się udało zaskomleć. - Roksana.. - jęknął.
- No braciszku no.. - naciskałam dalej. - Tak ładnie proszę..
- Dobra - pękł, a ja zaklaskałam w dłonie i zawołałam kelnerkę.
- Pizzę z wędzonym kurczaczkiem prosimy - uśmiechnęłam się pięknie, a Kevin westchnął ciężko i zmierzył dziewczynę wzrokiem na co wywróciłam oczami.
- Duża czy mała? - zapytała przesłodzonym głosikiem.
- Duża, ale jeśli można to niech połowa będzie tej co chce moja siostra, a drugą połowę proszę tą co zawsze - wtrącił mi się. Tą co zawsze? To jak często on tu przychodzi?
- Już się robi - uśmiechnęła się promiennie. - Co do picia?
- Colę i sok pomarańczowy. - Chociaż tutaj trafił z tym co bym chciała. Kelnereczka zapisała, przytaknęła i odeszła, a ja spojrzałam na brata. - No co?
- To co zwykle? - uniosłam brew.
- Często tu przychodzimy z Anią jak mamy ochotę i zawsze bierzemy to samo - wzruszył ramionami.
- Yhym.. Stali klienci?
- Można tak powiedzieć. Anka kiedyś tu pracowała i zna te dziewczyny i zawsze jej coś tam mniej policzą.
- Rozumiem - poprawiłam się lekko i już o nic nie pytałam, więc w ciszy czekaliśmy na nasze zamówienie. Oczywiście nie obyło się bez paniki z mojej strony, bo cały czas rozglądałam się czy nie ma nikogo znajomego kto by mnie mógł rozpoznać. Oczywiście Kevin cały czas próbował mnie uspokoić, ale nic mu po tym. Będę już taka nerwowa za każdym wyjściem.
Po jakimś czasie stanęła przed nami pachnąca deseczka, a na niej duża i okrągła pizza, aż się oblizałam.
- Hamuj ślinotok - wyśmiał mnie brat przez co spojrzałam na niego wzrokiem, który jakby mógł to by zabijał, a on się tylko zaśmiał. No dupek, dupek z wielkiej litery no!
- Nie odzywaj się do mnie - prychnęłam i wzięłam swój ukochany kawałek jedzonka wysmarowany czerwonym sosikiem. Kevin również się zabrał za jedzenie. Niestety, pierwszy kęs i już się zakrztusiłam.
- Mieliśmy porozmawiać, a nie mnie zapraszasz na pizzę jakbyś na coś jeszcze liczyła - usłyszałam męski, znajomy głos. Gdy tylko się uspokoiłam bałam się cokolwiek zrobić i spojrzałam na mojego towarzysza.
- Spokojnie, nie widzi nas - szepnął na co lekko kiwnęłam głową.
- Ale Kastiel, to idealna okazja żeby sobie wszystko wyjaśnić. Nie odchodź - namawiała go dziewczyna, której głos również znałam chociaż nie była to Rozalia. Chciałam zerknąć, ale strach był zbyt duży więc wzięłam telefon. Spojrzałam i mnie zatkało. Skąd oni się znają? Debi i Kastiel? To jakieś jaja?
- Nie. Nie mamy nic do wyjaśniania. Kawał czasu temu wszystko między nami się skończyło i nie mam zamiaru do tego wracać Debro - jego głos był lodowaty. Takiej opcji jeszcze nie słyszałam i przeszła mnie gęsia skórka.
- Kassie, daj mi szansę. Proszę. Na nasze dawne uczucie..
- Odpuść - machnął na nią ręką i odszedł. Odetchnęłam z ulgą, a Debra usiadła centralnie za nami po lewej stronie od wejścia i mówiła do siebie.
- Jeszcze cie dopadnę grajku. Nie oprzesz mi się - była plecami do mnie więc jej miny nie widziałam, z resztą w telefonie i tak kiepska widoczność jeśli o odbicie chodzi. I nie powiem, że nie bo zainteresowała mnie tym co marudziła, ale i tak nic z tym nie zrobię. Nie chce, nie chce się pojawiać na nowo w ich życiu.
- Wszystko w porządku? - zapytał Kevin patrząc na mnie zmartwiony gdy odkładałam telefon.
- Tak, tak.. Nie martw się. Zaraz się poskładam, to taki szok. Sam wiesz - odgarnęłam kosmyki za ucho i starałam się zapomnieć o tym co było przed chwilą. Robiłam dobrą minę do złej gry i wcinałam pizzę z gorszym humorem niż byłam uprzednio. Czegoś takiego się bym w życiu nie spodziewała, a dodatkowo mało by brakowało i Kastiel by mnie zobaczył, rozpoznał. Nie wiem co ja bym wtedy zrobiła. I tak niebezpieczeństwem nadal jest Debra. Na pewno wie, że jestem martwa, a tu taka niespodzianka. Jak ona się dowie to i reszta. Nie jest moją jakąś przyjaciółką i może nie chcieć dotrzymywać dla mnie żadnej tajemnicy.
Starałam się spokojnie siedzieć i prowadzić cichą rozmowę z bratem, ale czasem to wszystko było takie sztuczne, że sama nie wiem jak on to wytrzymywał. Zjedliśmy i Kevin uregulował rachunek, a ja lekko odjechałam od stolika. Rozejrzałam się delikatnie zapominając o Debrze i to był największy błąd jaki zrobiłam. Dlaczego? Bo nasze spojrzenia się spotkały.
Wiem, że to nie jest to czego oczekiwaliście i nie powalała długością. Wiem i przepraszam. Mam ostatnio problemy z pisaniem. Chęci i pomysły są, ale jak się tylko za to zabieram to od razu jakby to wszystko wyparowuje. Dodatkowo dochodzi teraz szkoła. W wakacje było za dużo czasu i lenistwo brało górę, a teraz w trakcie roku są za to inne problemy. Jestem w klasie maturalnej dlatego stres i te sprawy. Nie mówię, że mam zamiar porzucić bloga, bo bardzo tego nie chcę, ale nie wiem jak będą dodawane rozdziały. Widząc komentarze i nowych czytelników mam uśmiech na twarzy i zawsze coś wtedy dam, napiszę, ale czym są dwa zdania? Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i do zobaczenia :*
- Przestraszyłeś mnie - powiedziałam, a ten mnie lekko ścisnął.
- Wiem, przepraszam. Nie przeglądaj tego, nie pomoże ci w decyzji.
- Wiem, ale po prostu się zastanawiam.
- Powodując u siebie łzy? Znam cię Rox, to cie boli - westchnął i znalazł się obok mnie kucając. Spojrzałam na niego.
- Wyjedźmy Kevin, proszę. Zaczniemy wszystko od początku. Będzie dużo lepiej - na moją propozycję się skrzywił. - Kevin..
- Nie. Nie możemy wyjechać. Mam tu pracę, narzeczoną. Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie, nie wiem. Za dużo by musiało się zmienić, dostosować - czułam na sobie jego wzrok, a mój wbity był w jedno ze zdjęć na komputerze. Nie ma co prosić więc kiwnęłam lekko głową. Muszę też myśleć o nim, ale nie potrafię, chęć wyrwania się z tego miejsca jest coraz silniejsza.
- Sama wyjadę - powiedziałam nim pomyślałam.
- Zwariowałaś? Samej cie nigdzie nie puszczę - wstał.
- Różni niepełnosprawni dają sobie sami radę, ja też bym dała. Zatrudnię jakąś pielęgniarkę czy coś i mi będzie pomagała.
- A z czego ty się chcesz utrzymać? Nie. Już wymyślasz. Nie zgadzam się. Jeśli chcesz się wyprowadzić to nigdy samej cie nie puszczę. Zrozum to, razem albo wcale. A teraz się szykuj - spojrzałam za nim, a ten otworzył szafę. - Wyjdziemy gdzieś. Coraz śmielsza jesteś więc się raczej odważysz, co? - posłał mi lekki uśmiech, który jakby automatycznie odwzajemniłam.
- No dobrze, ale nie w jakieś tłoczne miejsce, może być?
- Niech będzie. Pomóc ci jakoś czy coś?
- Dzięki. Dam sobie radę - podjechałam do mebla.
- No to czekam młoda - zaśmiał się i mnie potargał. Człowieku, nie znoszę tego, no! Zanim jednak mu najechałam na stopę uciekł z mojego pokoju machając paluszkami jak jakaś panienka. Ja nie wiem jak wytrzymuję i wytrzymywałam z tym człowiekiem. Jakbym mogła chodzić to bym za nim poleciała, a wtedy skończyło by się na bójce na kanapie. Aż się uśmiechnęłam na samo wspomnienie jak kiedyś go użarłam w trakcie takiej bójki w ramię, że aż krwawił. Roksana to sadystka, zgadza się świecie.
Gdy już przestałam wymyślać jak bym mogła się bratu odwdzięczyć zaczęłam przeglądać swoje rzeczy. W ostateczności, po przekopaniu i wywaleniu niemal wszystkiego, wcisnęłam się w zwykłe, proste jeansy, czarną bokserkę i na nią krótki, biały luźny top. Ubrana opuściłam pokój i zawołałam brata, pomógł mi na schodach,a gdy już siedziałam w wygodniejszym sprzęcie zmierzył mnie wzrokiem.
- Gdybyś nie była moją siostrą to byś może miała szanse - zaśmiał się.
- Fajnie wiedzieć - prychnęłam. - Idziemy?
- Yhym.. - zgarnął klucze, a ja założyłam swoje przeciwsłoneczne okulary i opuściliśmy dom.
- To co wymyśliłeś? - zapytałam jadąc równo z nim.
- Co powiesz na pizzę? - spojrzał na mnie uśmiechnięty.
- Pizzę to my mogliśmy sobie zamówić do domu, serio?
- Serio. Przewietrzymy się i takie tam, a poza tym to może będziesz miała na coś ochotę. Nigdy nie wiadomo, przekonałem się o zmienności humorków u kobiet. - Mam się poczuć urażona czy coś? On mi tu kurna coś sugeruje, ja się pytam!? - Co tak patrzysz?
- Jak?
- Jakbyś chciała mnie rozjechać - zaśmiał się.
- Bo chcę - warknęłam i skierowałam się na niego.
- Ej, nie! Zostaw - śmiał się i uciekał, a ja zaczęłam go ścigać. Głupota, ale o dziwo, spodobało mi się i sama zaczęłam się śmiać dodając gazu na maksa i nie powiem, jeszcze troszkę i bym go rozjechała.
- Chodź tu tchórzu! Już taki odważny nie jesteś, co!? - zawołałam za nim śmiejąc się. Po chwili się zatrzymał, a ja wjechałam prosto na niego, bo nie zdążyłam wyhamować i wpadł mi na kolana.
- Cześć księżniczko - zaśmiał się.
- Złaź ze mnie cielaku - warknęłam, bo jednak wleciał tak, że mnie gniótł mimo niesprawnych nóg.
- Już, już - wstał i się rozejrzał. - No popatrz, szybko tutaj dotarliśmy - uśmiechnął się. Spojrzałam i faktycznie, byliśmy przed pizzerią. Na dworze było kilka stolików odgrodzonych od ulicy parawanami, a nad głowami gości był daszek gwarantujący cień. Ogarnęliśmy się i weszliśmy kierując się na prawo od wejścia. Kevin odsunął jedno krzesło i podjechałam wózkiem, a on usiadł przede mną i wzięliśmy po ulotce. Ja już po pierwszym spojrzeniu wiedziałam jaką chcę i wiedziałam, że zaraz Kevin powie - Nie bierzemy z kurczakiem. - No wiedziałam! Nawet mi nie dał skończyć myśli.
- A to czemu? - prychnęłam. - Dawno nie wychodziłam, weźmy taką - zrobiłam smutną mordkę i wielkimi oczkami na niego spojrzałam.
- Nie myśl, że to mnie przekona - wyśmiał mnie, ale ja wiedziałam, że zaraz zmięknie dlatego patrzyłam tak cały czas i jak mały szczeniaczek nawet mi się udało zaskomleć. - Roksana.. - jęknął.
- No braciszku no.. - naciskałam dalej. - Tak ładnie proszę..
- Dobra - pękł, a ja zaklaskałam w dłonie i zawołałam kelnerkę.
- Pizzę z wędzonym kurczaczkiem prosimy - uśmiechnęłam się pięknie, a Kevin westchnął ciężko i zmierzył dziewczynę wzrokiem na co wywróciłam oczami.
- Duża czy mała? - zapytała przesłodzonym głosikiem.
- Duża, ale jeśli można to niech połowa będzie tej co chce moja siostra, a drugą połowę proszę tą co zawsze - wtrącił mi się. Tą co zawsze? To jak często on tu przychodzi?
- Już się robi - uśmiechnęła się promiennie. - Co do picia?
- Colę i sok pomarańczowy. - Chociaż tutaj trafił z tym co bym chciała. Kelnereczka zapisała, przytaknęła i odeszła, a ja spojrzałam na brata. - No co?
- To co zwykle? - uniosłam brew.
- Często tu przychodzimy z Anią jak mamy ochotę i zawsze bierzemy to samo - wzruszył ramionami.
- Yhym.. Stali klienci?
- Można tak powiedzieć. Anka kiedyś tu pracowała i zna te dziewczyny i zawsze jej coś tam mniej policzą.
- Rozumiem - poprawiłam się lekko i już o nic nie pytałam, więc w ciszy czekaliśmy na nasze zamówienie. Oczywiście nie obyło się bez paniki z mojej strony, bo cały czas rozglądałam się czy nie ma nikogo znajomego kto by mnie mógł rozpoznać. Oczywiście Kevin cały czas próbował mnie uspokoić, ale nic mu po tym. Będę już taka nerwowa za każdym wyjściem.
Po jakimś czasie stanęła przed nami pachnąca deseczka, a na niej duża i okrągła pizza, aż się oblizałam.
- Hamuj ślinotok - wyśmiał mnie brat przez co spojrzałam na niego wzrokiem, który jakby mógł to by zabijał, a on się tylko zaśmiał. No dupek, dupek z wielkiej litery no!
- Nie odzywaj się do mnie - prychnęłam i wzięłam swój ukochany kawałek jedzonka wysmarowany czerwonym sosikiem. Kevin również się zabrał za jedzenie. Niestety, pierwszy kęs i już się zakrztusiłam.
- Mieliśmy porozmawiać, a nie mnie zapraszasz na pizzę jakbyś na coś jeszcze liczyła - usłyszałam męski, znajomy głos. Gdy tylko się uspokoiłam bałam się cokolwiek zrobić i spojrzałam na mojego towarzysza.
- Spokojnie, nie widzi nas - szepnął na co lekko kiwnęłam głową.
- Ale Kastiel, to idealna okazja żeby sobie wszystko wyjaśnić. Nie odchodź - namawiała go dziewczyna, której głos również znałam chociaż nie była to Rozalia. Chciałam zerknąć, ale strach był zbyt duży więc wzięłam telefon. Spojrzałam i mnie zatkało. Skąd oni się znają? Debi i Kastiel? To jakieś jaja?
- Nie. Nie mamy nic do wyjaśniania. Kawał czasu temu wszystko między nami się skończyło i nie mam zamiaru do tego wracać Debro - jego głos był lodowaty. Takiej opcji jeszcze nie słyszałam i przeszła mnie gęsia skórka.
- Kassie, daj mi szansę. Proszę. Na nasze dawne uczucie..
- Odpuść - machnął na nią ręką i odszedł. Odetchnęłam z ulgą, a Debra usiadła centralnie za nami po lewej stronie od wejścia i mówiła do siebie.
- Jeszcze cie dopadnę grajku. Nie oprzesz mi się - była plecami do mnie więc jej miny nie widziałam, z resztą w telefonie i tak kiepska widoczność jeśli o odbicie chodzi. I nie powiem, że nie bo zainteresowała mnie tym co marudziła, ale i tak nic z tym nie zrobię. Nie chce, nie chce się pojawiać na nowo w ich życiu.
- Wszystko w porządku? - zapytał Kevin patrząc na mnie zmartwiony gdy odkładałam telefon.
- Tak, tak.. Nie martw się. Zaraz się poskładam, to taki szok. Sam wiesz - odgarnęłam kosmyki za ucho i starałam się zapomnieć o tym co było przed chwilą. Robiłam dobrą minę do złej gry i wcinałam pizzę z gorszym humorem niż byłam uprzednio. Czegoś takiego się bym w życiu nie spodziewała, a dodatkowo mało by brakowało i Kastiel by mnie zobaczył, rozpoznał. Nie wiem co ja bym wtedy zrobiła. I tak niebezpieczeństwem nadal jest Debra. Na pewno wie, że jestem martwa, a tu taka niespodzianka. Jak ona się dowie to i reszta. Nie jest moją jakąś przyjaciółką i może nie chcieć dotrzymywać dla mnie żadnej tajemnicy.
Starałam się spokojnie siedzieć i prowadzić cichą rozmowę z bratem, ale czasem to wszystko było takie sztuczne, że sama nie wiem jak on to wytrzymywał. Zjedliśmy i Kevin uregulował rachunek, a ja lekko odjechałam od stolika. Rozejrzałam się delikatnie zapominając o Debrze i to był największy błąd jaki zrobiłam. Dlaczego? Bo nasze spojrzenia się spotkały.
_____________________________________
Wiem, że to nie jest to czego oczekiwaliście i nie powalała długością. Wiem i przepraszam. Mam ostatnio problemy z pisaniem. Chęci i pomysły są, ale jak się tylko za to zabieram to od razu jakby to wszystko wyparowuje. Dodatkowo dochodzi teraz szkoła. W wakacje było za dużo czasu i lenistwo brało górę, a teraz w trakcie roku są za to inne problemy. Jestem w klasie maturalnej dlatego stres i te sprawy. Nie mówię, że mam zamiar porzucić bloga, bo bardzo tego nie chcę, ale nie wiem jak będą dodawane rozdziały. Widząc komentarze i nowych czytelników mam uśmiech na twarzy i zawsze coś wtedy dam, napiszę, ale czym są dwa zdania? Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i do zobaczenia :*