Gdy wróciłam do domu i przekroczyłam próg salonu usłyszałam głośny śmiech mojego kochanego brata.Moje zabijające spojrzenie tylko wzmogło jego napad.
R:Dzięki braciszku-powiedziałam z ironią w głosie.
Kv:Haha..Proszę bardzo.Co Ci się stało?-Dalej się nabijał.
R:Miałam z Rozalią mały wypadek z farbą.Oczywiście brały w tym udział osoby trzecie.
Kv:Amber?
R:Nawet nie wypowiadaj tego imienia bo oszaleję!-Uniosłam się trochę.
Kv:Haha..Spokojnie nerwusie-dotknął mojego ramienia.
R:Taa..Sorry,ale idę się ogarnąć.
Kv:Ok.Idź bo zieleń Ci nie pasuje-nadal się nabijał.Jaki paradoks Amber powiedziała coś innego.
Poszłam do łazienki i spędziłam tam dwie godziny,ale w końcu udało mi się doprowadzić do ładu i składu.Ubrania wrzuciłam do pralki,ale nie wiem czy się upiorą.Muszę się jeszcze spakować.Wzięłam swoją wielką walizkę i zaczęłam upychać do niej rzeczy.Zajęło mi to ok. kolejnych dwóch godzin.
Po całym tym pakowaniu zgłodniałam.Spojrzałam na zegarek,godzina piętnasta.Pora obiadowa trzeba coś przekąsić.Zeszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę,która okazała się być pusta.No pięknie zrobiłeś zakupy Kevin.
R:Kevin lodówka pusta!-Krzyknęłam na cały dom.
Kv:Wiem!Jutro zrobię zakupy!-Odpowiedź mojego brata.
R:Co ja mam zjeść mądralo?!
Kv:Rób co chcesz!-Czasem się zastanawiam czy nie jestem od niego starsza umysłowo.Jakie to odpowiedzialne.Nie mam wyboru.Wzięłam pieniądze,telefon i wyszłam z domu.Zjem coś na mieście.
Przechodziłam przez park i zauważyłam nową budkę z fast foodami.Automatycznie nabrałam ochoty na kebaba,więc go zamówiłam.Gdy otrzymałam swoje zamówienie usiadłam na ławce i zaczęłam swój "obiad".
Została mi sama bułka.W tym momencie podbiegł do mnie,Demon?Tak,to pies Kastiela.Usiadł przede mną i zrobił maślane oczka.
R:Głodny jesteś?-Szczeknął dwa razy co pewnie znaczy tak.Oddałam mu bułkę i rozejrzałam się za właścicielem,ale nigdzie go nie widziałam.Mam nadzieję,że zaraz przyjdzie.
Pies towarzyszy mi od trzydziestu minut,a Kasa nie widać .Nie zostawił by go samego,pewnie nawet nie wie gdzie ta bestia jest bo mu uciekł.Lepiej go po informuję bo się chłopaczyna załamie.Wyjęłam telefon i wybrałam numer czerwonowłosego,odebrał w ostatniej chwili.
K:Halo-mruknął.
R:Może grzeczniej co?
K:Od jakiejś godziny chodzę po mieście wkurwiony i nie mam zamiaru być miły.
R:To pewnie z powodu Demona.Zgadłam?
K:Dokładnie.Lysander pomaga mi go znaleźć.Chcesz pomóc?
R:Już pomogłam.
K:Na razie mi przeszkadzasz w szukaniu mojego psa-wtrącił.
R:Dasz mi skończyć?Właśnie po to dzwonię,bo od jakiś trzydziestu minut Demon jest ze mną!-Uniosłam się odrobinę.
K:Co?!Gdzie?Dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej?
R:Myślałam,że też jesteś w parku i zaraz przyjdziesz.Nie dramatyzuj jest cały.
K:Dobra.W której części parku jesteś?Zaraz będę.
R:Najlepiej powiedz gdzie ty jesteś to ruszymy w Twoją stronę.
K:Jestem na skrzyżowaniu Św.Antoniego i Tumskiej.Będę szedł w waszą stronę i się spotkamy.
R:Ok.Mam tylko jedno pytanie.Czy jak Twój pies jest głodny to atakuje obcych ludzi?
K:Bywa różnie,ale jak ma jedzenie to zazwyczaj tak.A co?Boisz się?
R:Nie wiem czego się po nim spodziewać.
K:Haha..Poproś to może Cię posłucha.-Widocznie poprawiłam mu humor.-Do zobaczenia-rozłączył się.Spojrzałam na psa,może nie będzie tak źle.Wstałam,zawołałam Demona i szliśmy w kierunku jego pana.Co chwilę spoglądałam na zwierzę a ten najwyraźniej wiedział o co mi chodzi ponieważ szedł grzecznie przy mojej nodze i nawet na chwile nie spojrzał w bok.Po dziesięciu minutach drogi spotkaliśmy się z Kastielem,który szybko zapiął psu smycz.
K:Jeszcze jeden taki numer to przerobię Cię na kiełbaski-groził psu palcem.
R:Jest dla Ciebie taki ważny?-Zapytałam z nutką rozbawienia w głosie.
K:Nawet sobie nie wyobrażasz,a co czujesz się zagrożona?-Uśmiechnął mnie do mnie zadziornie.
R:Nie mam o co.Nawet pies od Ciebie uciekł.Mówiłam.Trudno z Tobą wytrzymać.
K:To co tu tak długo przy mnie robisz?
R:Jestem odporna i dużo wytrzymuję,ale jestem pewna,że żadna inna dziewczyna z tobą nie wytrzyma długo.
K:Pewna jesteś?-Kiwnął lekko głową na drugą stronę ulicy gdzie stały dwie dziewczyny.Jedna z nich przypominała moją znajomą,ale to nie możliwe,że to ona ponieważ Laeti wyjechała z rodziną za granicę.
R:Co kiwasz?Nawet plastiki typu Amber długo nie wytrzymają.
K:Chcesz się założyć?
R:Po co?Nawet jak one tak to ty nie.Wiem jak działa na Ciebie takie gadanie o niczym,albo próba zainteresowania za wszelką cenę.Widzę jak reagujesz na blondi.To będzie dla Ciebie największe wyzwanie.
K:Nie chwal dnia przed zachodem słońca.Udowodnię Ci,że jestem w stanie wytrzymać.
R:Dobra.Założymy się?O co?
K:Umówię się z jedną z nich,a ty zmierzysz czas.
R:Ok.Jak wytrzymasz dwie godziny wygrałeś.Co ty na to?
K:A co z nagrodą?Nie mam zamiaru się męczyć o przekonanie.
R:Dobra.Co proponujesz?
K:Jak wygram to..-zawiesił się na chwilę.-Hmm..-spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem,ale zaraz uśmiechnął się złowieszczo i powiedział.-Cały wyjazd będziesz mi usługiwać.
R:Ale wymyśliłeś,dobra.Za to jak przegrasz to przez tydzień będziesz chodził z Amber.
K:Co kurwa?!-Zakrztusił się własną śliną.-Ja nie byłem taki okrutny w swoim pomyśle.
R:Nieee wcale-rzekłam z ironią.-Po Twojej osobie mogę się spodziewać wszystkiego.Nie narzekaj.Myślałam,że jesteś pewny siebie.
K:Jestem-oburzył się.
R:To nie zachowuj się jak panienka tylko przyjmij wyzwanie.
K:A czy mówiłem,że nie?Nie jestem tchórzem.Zgadzam się-wyciągnął dłoń w moim kierunku,którą uścisnęłam na znak naszego zakładu.-To ja pójdę zgadać a ty jeśli możesz to odprowadź Demona do mojego domu i daj mu coś do jedzenia.Będzie szybciej.
R:Ok.Dasz mi klucze czy mam się włamać?
K:Trzymaj-podał mi smycz psa i pęk kluczy po czym ruszył w kierunku tych dziewczyn.Ja nie marnowałam czasu i razem z Demonem szłam w kierunku jego domu.
Idąc do domu chłopaka nie wpadło mi do głowy,że mogę tam zobaczyć pod domem stojący samochód,który nie należy do chłopaka i kosz pełen śmieci.Mam nadzieję,że to nie to co myślę bo będę musiała go tłumaczyć.
Podeszłam do drzwi i zapukałam kilka razy,a po chwili otworzyła mi ładna kobieta o jasnych oczach i ciemnych włosach.Świetnie.Kastiela nie ma,jego rodzice przyjechali a ja miałam sobie wejść jak do siebie.
-Dzień dobry.W czym mogę pomóc?-Miło mnie przywitała.
R:Witam.Jestem Roxy i przyprowadziłam Demona.Kastiel mnie prosił.
-Ohh..Gdzie jest mój syn?Nie zastaliśmy go w domu a jak zwykle nie odbiera od nas telefonu.
R:Miał coś ważnego do załatwienia i prosił mnie żebym przyszła.
-Jak miałaś tu wejść?Dał Ci klucze?-Zdziwiła się.
R:Tak.Śpieszył się i nie miał wyboru.
-W takim razie chodź.Zapraszam do środka może się czegoś napijesz.
R:Nie za bardzo mam czas.Jestem umówiona.Miałam tylko nakarmić psa i spadać.
-Dobrze.W takim razie ja się nim zajmę,możesz już spokojnie iść.
R:Dziękuję bardzo.Klucze oddam Kasowi bo podejrzewam,że jeszcze go dzisiaj zobaczę.
-Dobrze.Mam nadzieję,że się jeszcze zobaczymy.Co ty na to żebyś przyszła do nas jutro na obiad?Poznałybyśmy się lepiej.Skoro mój syn zaufał takiej ślicznej dziewczynie to musi być coś na rzeczy.Od dawna go nie widziałam z żadną dziewczyną.-Haha..Ona sugeruje,że ja i Kastiel..?Haha..
R:Przykro mi,ale jutro rano wyjeżdżam z całą klasą,Kastiel też jedzie.Nie wspominał?
-Ani słowa,specjalnie do niego przyjechaliśmy na weekend.Nie mówił nic nawet,że ma nową dziewczynę.
R:My się tylko przyjaźnimy,nic między nami nie ma.Nie miał co mówić jeśli chodzi o mnie.
-Szkoda.Chciałabym w końcu mieć jakąś porządną synową a ty mi na taką wyglądasz.
R:Nie sądzę,ale dziękuję-podałam jej smycz z psem.-To ja już będę szła.Do widzenia.
-Do widzenia-ciekawe jak Kastiel zareaguje?Pewnie nie wie,że jego rodzice przyjechali.
Ruszyłam w kierunku ulicy i gdy tylko przekroczyłam furtkę rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu.To Kastiel.Pewnie już się umówił i chce żebym przyszła.Odebrałam a on zaraz przeszedł do sedna.
K:Za dwadzieścia minut jesteśmy umówieni w kawiarni w pobliżu szkoły.Ja jestem już na miejscu,ty też przyjdź to miejsce wcześniej zajmiesz w środku.
R:Dobra.Idę i mam dla Ciebie świetną wiadomość.
K:O co chodzi?
R:Powiem tylko żebyś kupił sobie zapasowe fajki-po tym natychmiast się rozłączyłam i ruszyłam w stronę wspomnianej kawiarni.Dotarłam tam w ciągu kilku minut.Przed lokalem zauważyłam palącego Kastiela,więc podeszłam do niego.-Lepiej kup kolejną bo podskoczy Ci ciśnienie-zażartowałam,ale chyba nie zrozumiał.
K:Coś się stało?-Zapytał unosząc jedną brew.
R:Dla mnie to nic,ale ty tam mieszkasz.
K:Co ty chrzanisz?-Nadal nie rozumiał.
R:Twoi rodzice przyjechali.
K:Co takiego?!-Spojrzał na mnie jak na wariatkę a papieros wyleciał mu z ręki.
R:Hah..Widzę,że się ucieszyłeś.
K:Co oni tutaj robią do jasnej cholery?Kurwa!Musieli dzisiaj przyjechać?!
R:Spokojnie.Ponoć dzwonili do Ciebie,ale nie odbierasz od nich telefonu-dotknęłam jego ramienia i próbowałam uspokoić.
K:Zawsze w tej sprawie wysyłali mi esemesa.Kurwa!Mam ich dosyć od samego słuchania o nich.
R:Rozumiem,że ich nie znosisz.Wszyscy już to słyszeli-wskazałam na przyglądających się nam ludzi.On tylko spojrzał przez chwilę,wskazał im doskonale znany środkowy palec i wrócił do mnie.
K:Rozmawialiście?
R:Tylko z Twoją mamą w drzwiach,ojca nie widziałam.A co?
K:Moja matka lubi się bawić w swatkę.Czasem jest niemożliwa.
R:Bawiła się,a nawet zapraszała mnie na jutro,ale musiałam odmówić.Jutro przecież mamy wyjazd.Szkoda,że im nie powiedziałeś.Była zwiedzona.
K:Serio?-Jakoś dziwnie na mnie patrzył.
R:Tak.Najzabawniejsze jest to co do mnie powiedziała,ale nie będę Ci opowiadać.Wejdę do środka a ty poczekaj na swoją lady.
K:Później musisz mi wszystko powiedzieć.Coś mi się wydaje,że jak zwykle coś palnęła.
R:Teraz lepiej myśl o swojej randce lub jak im się wytłumaczysz.A tak ogółem to jak ma na imię ta dziewczyna?
K:Jestem umówiony z czarnowłosą Laeti-no to wygraną mam w kieszeni.Z początku nie uważałam,że to może być ona,ale skoro tak to wspaniale.Laeti to dziewczyna,która szybko się "zakochuje" i swój styl,charakter i sposób bycia dostosowuje do swojego wybranka.Jest bardzo spostrzegawcza więc na sto procent i tym razem tak będzie i przyjdzie odwalona.
R:Pamiętasz jakie dziewczyny obejmował zakład?
K:Tak.Podobne do Amber.Tamte były a najbardziej Laeti dlatego ją zaprosiłem.
R:Już przegrałeś.
K:Dlaczego?Nie złamałem zasad ani nic-uniósł brew.
R:Ja znam tą dziewczynę i wiem,że dopasuje się do Ciebie tak żeby spędzić z tobą jak najwięcej czasu.
K:Nie wieżę Ci.Zobaczymy jak przyjdzie.
R:Dobra.Jak chcesz.Idę do środka.-Jak powiedziałam tak zrobiłam.Weszłam do lokalu i zajęłam miejsce,z którego będę doskonale ich widziała niezależnie gdzie usiądą.Po kilku minutach również oczekiwana dwójka weszła i zajęła stolik w rogu.Spojrzałam na dziewczynę.Nie pomyliłam się.Tak jak zwykle dopasowała swój wygląd.Teraz była ubrana w poszarpane spodnie,bluzkę z dużym dekoltem i czarną ramoneskę.Miała również ostry makijaż,takiej jej jeszcze nie widziałam.Wiem jaka jest i wiem,że to musiało być dla niej wyzwanie.Na co dzień miła i sympatyczna a teraz musi udawać..kogoś zupełnie innego.Miała wiele wcieleń,ale jeszcze nigdy nie nakręciła się aż tak.Zawsze tylko odrobinę zmieniała swój wygląd a teraz nawet ma kilka kolczyków w uszach i jeśli dobrze widzę ma białe pasemka.Po prostu przeszła samą siebie.Sorry Kastiel,ale już wygrałam bo zasady mówią jasno.Miała być podobna do Amber,a Laeti jest taka tylko przy niektórych wliczając mnie.Uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie.
Od dziesięciu minut Kastiel i Laeti zaciekle o czymś rozmawiają.W sumie to nie.Kastiel mówi a ona tylko kiwa twierdząco głową i robi do niego maślane oczka.Jak tak będzie cały czas to te ciastka,które zamawiam by zabić czas dadzą się we znaki i będę musiała wymienić garderobę.A gdyby tak..?
R:Dzień dobry.Podać coś jeszcze?-Zapytałam podchodząc do ich stolika w przebraniu kelnerki.Dziwnie szybko przekonałam chłopaka za ladą żeby mi go pożyczył,ale to nie ważne.Dla tej miny Kastiela zrobiłabym naprawdę dużo,siedzi i gapi się we mnie jak w zjawisko nad przyrodzone.Chodzi o kostium?No sorry,nie wiedziałam,że dziewczyny w tym lokalu noszą takie ciuszki bo żadnej tutaj nie widać.
(coś takiego ;] )
La:Ja poproszę jeszcze gorącą czekoladę a ty Lysiu?-Złapała go za rękę i zrobiła maślane oczka.Chwila,ona powiedziała do niego Lysiu?No nie!Podaje się za Lysandra,a to kretyn!
K:Nic nie chcę-powiedział cały czas przyglądając mi się.Serio Kastiel?Serio?To nic takiego dziwnego,to tylko uniform.
R:Zaraz przyniosę-uśmiechnęłam się lekko pod nosem i ruszyłam w kierunku lady gdzie stał pracujący tu chłopak.Na moje oko ma 19-20 lat.
-I jak poszło?-Zapytał szeroko się uśmiechając.
R:Lepiej niż myślałam.Ledwo powstrzymałam śmiech tak zabawnie wyglądał.
-Szkoda,że ich nie widzę bo chętnie bym zobaczył jego reakcję.
R:Heh..Jestem pewna,że jeszcze ma ten wyraz twarzy.A i jego towarzyszka poprosiła o gorącą czekoladę.
-Dobra.Już robię-powiedziawszy to zniknął gdzieś za drzwiami i po chwili wrócił z kubkiem gorącej cieczy.-Proszę.Jak zaniesiesz to mam do Ciebie pytanie.
R:Dobra,to zaraz będę-poszłam do stolika gdzie siedziała Laeti i Kastiel,ale teraz była tu sama dziewczyna.Na bank zwiał bo nie mógł wytrzymać,a ja wygrałam.Haha! Świetnie. Amber i Kastiel cóż za piękna para.-Proszę,gorąca czekolada-powiedziałam stawiając przed dziewczyną kubek.
La:Dziękuję-cały czas dziwnie mi się przyglądała,ale po chwili wydusiła z siebie pytanie.-Sorki,ale muszę zapytać.Jesteś Roksana?Strasznie mi przypominasz dawną koleżankę,ale dawno jej nie widziałam.
R:Haha..Oj Laeti.Tak to ja Roxy.Chyba się aż tak nie zmieniłam,co?
La:No wiesz.Dawno się nie widziałyśmy a ty teraz w takim stroju mi się pokazujesz.Zmieniłaś hobby?
R:Nie.To tylko tymczasowe zajęcie.Nadal jeżdżę,ale już nie tak jak kiedyś.
La:Dlaczego?Shon i ty zrezygnowaliście ze wspólnych zajęć?
R:Nie jesteśmy już razem.Miałam powód żeby z nim zerwać.
La:Dobra.Rozumiem i nie pytam o więcej.
R:Dzięki.Zmieniając temat.Opowiadaj co tam u Ciebie słychać.Myślałam,że jesteś za granicą.
La:Miałam być,ale udało mi się przekonać rodziców i mieszkam z ciotką.Oni wpadają od czasu do czasu a ja mogę spokojnie skończyć tutaj szkołę.
R:To super.Widzę,że Ci się układa.Zostałaś w kraju i masz nowego chłopaka.
La:Nie przesadzajmy.Jedyne co mnie dzisiaj cieszy to mój towarzysz.
R:Właśnie.Gdzie on jest?Zostawił Cię?
La:Poszedł do toalety.Zaraz wróci,a co?
R:Nic.Trochę głupio by się zachował gdyby zostawił Cie samą i w dodatku z rachunkiem.
La:Lysander taki nie jest.Na pewno mnie nie by nie zostawił.
R:Kto?-Zdziwiłam się.
La:No Lysander.Tak ma na imię ten chłopak.
R:Tak Ci powiedział?
La:Tak.Mówił też,że ma zespół w którym śpiewa i pisze teksty.To romantyk.Pokazał mi jeden utwór i podbił moje serce.
R:Serio?-Powstrzymywałam śmiech.
La:Ci Cie tak śmieszy?Nie mów,że nic bo widzę jak reagujesz-oburzyła się.
R:Dobra.Lepiej Ci powiem-usiadłam naprzeciwko niej i zaczęłam mówić.Powiedziałam,że Lysander to naprawdę Kastiel i tylko część jest prawdą z tego co powiedział.Jednym zdaniem.Powiedziałam jej prawdę.
La:Skąd możesz tyle wiedzieć?Znasz go?
R:Dokładnie i Lysandra również.Chodzimy razem do szkoły tworzymy zgraną paczkę.
La:Oh..-zasmuciła się.
R:Coś się stało?
La:Zapomniałaś o nas?
R:Nie.Nigdy.Zerwałam kontakt z Shonem,ale Ciebie i reszty nie zapomniałam.Po prostu nie chcę wracać do tego co było,a dodatkowo nie miałam z Tobą kontaktu.
La:Aha.Dobra.Rozumiem-westchnęła po czym szybko zmieniła temat.-Skąd znasz Lysa..znaczy Kastiela?
R:Ze szkoły, a co?Mówiłam Ci przed chwilą-jej głupota czasem zaskakuje.
La:Ah tak.Przepraszam-speszyła się.-Powiedz.Jaki on jest?Wydaje się bardzo miły,romantyczny i jest straaasznie słodki-na tą uwagę zaśmiałam się.-Coś nie tak?Przyznaj,że jest przystojny.
R:Może i jest,ale to co przed chwilą powiedziałaś..-nie mogłam złapać oddechu.-To wszystko..Haha..Kastiel to całkowite przeciwieństwo prawdziwego Lysandra. Kastiel jest arogancki i chamski. Potrafi być miły jak czegoś chce.
La:Coś Ci nie wieżę-oburzyła się.-Jest dla mnie bardzo miły i z chęcią mnie słucha.
R:Przykro mi to mówić,ale robi to ze względu na zakład.W jego interesie jest wygrana,bo jak przegra to się upokorzy.
La:Z kim się założył?-Nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się szeroko.Laeti zrozumiała przekaz.Doskonale wie,że wymyślam okropne kary więc już nic nie mówiła.Widziałam,że była baaardzo ciekawa,więc zdradziłam jej rąbka tajemnicy-treść zakładu a ona postanowiła mi pomóc.Dzięki niej mam wygraną w kieszeni.Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę ,ale zaraz musiałam uciekać bo dostałam sygnał,że zbliża się burak.W czasie naszego dialogu Laeti pytała głownie o Lysandra,ale tego prawdziwego.Widocznie Kastiel tak potrafi udawać,że zaczyna wzdychać do osoby,której nie widziała.Opowiedziałam jej w dużym skrócie o nim,że jest miły, uprzejmy, dżentelmen i takie tam.Gdy zapytała mnie o wygląd trochę się zastanawiałam,ale w końcu jej powiedziałam.Jest mała szansa,że się spotkają.
Odeszłam od dziewczyny i usiadłam przy barze cały czas obserwując jej stolik.Kastiel niby miał już iść a nadal go niema.Czyżby zwiał? A może chłopak zza lady mnie zrobił w konia?Oparłam się łokciami o blat i podparłam głowę.Nagle poczułam dłoń na tali i oddech na karku.Przestraszyłam się i trochę mnie sparaliżowało.Mój wzrok utkwił w miejscu a ciało znieruchomiało.Druga dłoń przesunęła się na ramię a oddech powędrował do ucha. Po chwili usłyszałam szept.
-Nie wygrasz tak łatwo Roksano-głos był mi tak znajomy i tak obcy.Ten uwodzicielski ton stosuje tylko jedna znana mi osoba,chociaż to pierwszy raz gdy używa go na mnie.Często to robi aby coś osiągnąć dlatego uśmiechnęłam się i mu odpowiedziałam.
R:Czyżby Lysandrze?-Odpowiedziałam tym samym tonem.
K:Pomyłka- odwrócił mnie na krześle twarzą do siebie.-Ja jestem Kastiel.Lysander pewnie gdzieś zadumany siedzi i coś skrobie w notatniku-szczerzył się.
R:Nie,to ty jesteś Lysander.Tak Cię nazwała La..znaczy,tamta dziewczyna-w porę ugryzłam się w język.
K:Tak?Widocznie coś pomyliłem.
R:Pewnie.Zapomniałeś kim jesteś.
K:Przezorny zawsze ubezpieczony-powiedział uśmiechając się tajemniczo i odszedł machając mi na do widzenia.
Cały czas przyglądałam się im z daleka.Laeti chyba przestanie udawać,ponieważ zauważyłam,że zaczyna gadać jak katarynka.Nie lubi gdy ktoś ją okłamuje,chociaż sama to robi non stop. Kastielowi życzę powodzenia. dziewczyna zagada o na śmierć.jak się uprze to potrafi,a po jej błysku w oku mniemam ,że ma już wszystko opracowane.
Po dziesięciu minutach Kastiel coś jej powiedział,zostawił kasę na stoliku i wyszedł.Po jego minie widziałam niezadowolenie.Haha!Wygrałam! Nie wytrzymał! Amber i Kastiel-piękna para!Haha!
Siedziałam i chichrałam się pod nosem.W końcu pojawił się chłopak,który mi to umożliwił.Długo go nie było a ponoć ma do mnie sprawę.
-Co Cie tak cieszy?-Zapytał przyglądają mi się uważnie.
R:Jestem Roxy,a cieszy mnie fakt,że właśnie wygrałam-uśmiechnęłam się do niego uroczo.
-To gratuluję.Szybko poszło-odpowiedziałam tym samym.Brunet kogoś mi przypominał,ale nie mogę skojarzyć gdzie go widziałam.-Coś mam na twarzy?
R:Nie.Przepraszam.Kojarzę Cię,ale nie wiem skąd.
-Mam to samo.Jestem Nicolas,może to pomoże.
R:Dzwoni,ale nie wiem gdzie.
---------------------------------------------------------------
Napisałam.jest.Mam nadzieję,że się spodoba.Tutaj jest dopiero część historii Roxy,a ja mam już zaplanowany koniec.Powiem,że będzie się trochę działo i mam nadzieję,że ktoś to jednak czyta.
Pozdrawiam i przepraszam,że tak długo nie dodawałam części,ale najpierw szkoła potem to i tamto,a dodatkowo leń.Zmobilizuje się i będę wstawiała części w miarę regularnie.
La:Coś Ci nie wieżę-oburzyła się.-Jest dla mnie bardzo miły i z chęcią mnie słucha.
R:Przykro mi to mówić,ale robi to ze względu na zakład.W jego interesie jest wygrana,bo jak przegra to się upokorzy.
La:Z kim się założył?-Nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się szeroko.Laeti zrozumiała przekaz.Doskonale wie,że wymyślam okropne kary więc już nic nie mówiła.Widziałam,że była baaardzo ciekawa,więc zdradziłam jej rąbka tajemnicy-treść zakładu a ona postanowiła mi pomóc.Dzięki niej mam wygraną w kieszeni.Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę ,ale zaraz musiałam uciekać bo dostałam sygnał,że zbliża się burak.W czasie naszego dialogu Laeti pytała głownie o Lysandra,ale tego prawdziwego.Widocznie Kastiel tak potrafi udawać,że zaczyna wzdychać do osoby,której nie widziała.Opowiedziałam jej w dużym skrócie o nim,że jest miły, uprzejmy, dżentelmen i takie tam.Gdy zapytała mnie o wygląd trochę się zastanawiałam,ale w końcu jej powiedziałam.Jest mała szansa,że się spotkają.
Odeszłam od dziewczyny i usiadłam przy barze cały czas obserwując jej stolik.Kastiel niby miał już iść a nadal go niema.Czyżby zwiał? A może chłopak zza lady mnie zrobił w konia?Oparłam się łokciami o blat i podparłam głowę.Nagle poczułam dłoń na tali i oddech na karku.Przestraszyłam się i trochę mnie sparaliżowało.Mój wzrok utkwił w miejscu a ciało znieruchomiało.Druga dłoń przesunęła się na ramię a oddech powędrował do ucha. Po chwili usłyszałam szept.
-Nie wygrasz tak łatwo Roksano-głos był mi tak znajomy i tak obcy.Ten uwodzicielski ton stosuje tylko jedna znana mi osoba,chociaż to pierwszy raz gdy używa go na mnie.Często to robi aby coś osiągnąć dlatego uśmiechnęłam się i mu odpowiedziałam.
R:Czyżby Lysandrze?-Odpowiedziałam tym samym tonem.
K:Pomyłka- odwrócił mnie na krześle twarzą do siebie.-Ja jestem Kastiel.Lysander pewnie gdzieś zadumany siedzi i coś skrobie w notatniku-szczerzył się.
R:Nie,to ty jesteś Lysander.Tak Cię nazwała La..znaczy,tamta dziewczyna-w porę ugryzłam się w język.
K:Tak?Widocznie coś pomyliłem.
R:Pewnie.Zapomniałeś kim jesteś.
K:Przezorny zawsze ubezpieczony-powiedział uśmiechając się tajemniczo i odszedł machając mi na do widzenia.
Cały czas przyglądałam się im z daleka.Laeti chyba przestanie udawać,ponieważ zauważyłam,że zaczyna gadać jak katarynka.Nie lubi gdy ktoś ją okłamuje,chociaż sama to robi non stop. Kastielowi życzę powodzenia. dziewczyna zagada o na śmierć.jak się uprze to potrafi,a po jej błysku w oku mniemam ,że ma już wszystko opracowane.
Po dziesięciu minutach Kastiel coś jej powiedział,zostawił kasę na stoliku i wyszedł.Po jego minie widziałam niezadowolenie.Haha!Wygrałam! Nie wytrzymał! Amber i Kastiel-piękna para!Haha!
Siedziałam i chichrałam się pod nosem.W końcu pojawił się chłopak,który mi to umożliwił.Długo go nie było a ponoć ma do mnie sprawę.
-Co Cie tak cieszy?-Zapytał przyglądają mi się uważnie.
R:Jestem Roxy,a cieszy mnie fakt,że właśnie wygrałam-uśmiechnęłam się do niego uroczo.
-To gratuluję.Szybko poszło-odpowiedziałam tym samym.Brunet kogoś mi przypominał,ale nie mogę skojarzyć gdzie go widziałam.-Coś mam na twarzy?
R:Nie.Przepraszam.Kojarzę Cię,ale nie wiem skąd.
-Mam to samo.Jestem Nicolas,może to pomoże.
R:Dzwoni,ale nie wiem gdzie.
---------------------------------------------------------------
Napisałam.jest.Mam nadzieję,że się spodoba.Tutaj jest dopiero część historii Roxy,a ja mam już zaplanowany koniec.Powiem,że będzie się trochę działo i mam nadzieję,że ktoś to jednak czyta.
Pozdrawiam i przepraszam,że tak długo nie dodawałam części,ale najpierw szkoła potem to i tamto,a dodatkowo leń.Zmobilizuje się i będę wstawiała części w miarę regularnie.